światosław / tales from the world

Posts tagged:

holga

paradise lost / moczary

June 20th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Poland - Belarus - Peru  /  Polska - Białoruś - Peru ]

 

 

 

 

“When one loses the deep intimate relationship with nature, then temples, mosques and churches become important.”      ///     “Kiedy tracimy intymną relację z naturą, wówczas świątynie, meczety i kościoły stają się ważne”

 

Jiddu Krishnamurti

 

 

 

 

 

 

 

 

W buddyzmie depresja traktowana jest jako podrzędne splamienie mentalne, powstałe pod wpływem nawykowej i błędnie przyjmowanej tożsamości „ja”, która wydaje się być pojedyncza, niezależna i niezmienna, pomimo że wszystkie czynniki mentalno-materialne, na bazie których owa tożsamość jest projektowana, nie są w żaden sposób pojedyncze, niezależne i niezmienne.

 

 

In Buddhist view the depression is treated as one of mental states called kleshas, which cloud the mind and manifest in unwholesome actions, and it arises as a result of habitual and incorrect perceiving of self-identity which appears to be single, independent, unchanging, despite the fact that all the material-mental factors, which form base of the projection of this identity, are in no way single, independent and unchanging.

 

 

 

 

“co to jest Budda?”  /// “what is Buddha?”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ grzybowe uzdrowienie na wodach Białej Rusi  / mushroom healing in the swamps of Belarus ]

 

 

 

 

Черный ворон, друг ты мой залетный,
Где летал так далеко?
Черный ворон, друг ты мой залетный,
Где летал так далеко?

 

 

Black raven, my free roaming friend
Where did you fly so far?

 

 

Czarny kruku, przyjacielu bezpański
Gdzieżeś latał tak daleko?

 

 

 

 

 

 

When we were in Belarus, there was another dark time of brother killing brother over the border, in the Ukraine. When we were in Belarus, they were celebrating the anniversary of the end of war, which was to be never again. I have got to fly away, my shackled friend, above your madness and brainwashing, across the world too big to ever fight about it.

 

 

Kiedy byliśmy na Białorusi, był znów ten ciemny czas, gdy brat zabija brata w kraju na skraju. Kiedy byliśmy na Białorusi, celebrowano właśnie kolejną rocznicę końca wojny, która miała być “nigdy więcej”. Muszę odlecieć, mój spętany przyjacielu, ponad twym szaleństwem i argumentami, ponad światem zbyt wielkim, by o niego walczyć.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

For all the black ravens I ever met, all outcasts and defectors.  ///  Dla wszystkich czarnych kruków jakie kiedykolwiek poznałem, dla wszystkich wyrzutków i dezerterów.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jah Live

June 9th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

 

 

“The Rastaman call him Jah
Some people call him Allah
English man call Him God
But he is one”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jamaica – India – Pakistan – Ethiopia – Suriname 2002 – 2012 /  ( photos from Jamaica – Julia Amrozik )

(…) I ty, zuchwały, i twoja gromada
Wraz byście poszli w głębinie,
Lecz że to kraj był twojego pradziada,
Że w tobie nasza krew płynie – (…)

 

 

(…) You, the bold one, and all here gathered
you would have sunk down deep below
But for it was the land of your grandfather
For blood that ours in you does flow – (…)

 

 

 

Adam Mickiewicz – “Świteź”

 

 

 

 

 

Nearly two hundred years ago, national bard of Poland wrote an epic poem based on old legend about sunken city. It is a common theme of a siege, invaders going to take over, and defenders ready to sacrifice their lives and nature coming to their aid in this suicidal task, destroying everything in the process. There are more ancient legends of this sort and I came to Belarus with a writer who is investigating, looking for a meaning behind the stories, looking for a meaning and character of the country, and looking for meaning in general.

One is tempted to look for various parallels with Chernobyl disaster and what it meant. Who could be invaders in this case, trying to take over, and forced away by the catastrophe? Capitalism, the West, against which Soviet Union fought absurd battle, cold war of egos, ready rather to perish then resign? Or humans in general, whose greed and assault on nature can be only stopped by violent event like this one. It is poignant that human caused pollution in form of disaster has created , in one moment, one of biggest natural parks in this part of world, where all species but man breed and live, free from other forms of pollution that is caused by presence of greedy ape.

So now large part of these lands are like sunken city and we went to explore its stillness, artifacts, to talk to the dead. We crossed the boundary , and our own fear, hoping there will be no punishment and no taboo broken.  To work with the fear, we asked nature to guide us with one of best tools I know for this purpose, sacred mushrooms, and we took them in the abandoned village in the middle of forest, in the Zone.

 

 

Prawie dwieście lat temu Adam Mickiewicz napisał poemat oparty na starej legendzie o zatopionym mieście. To częsty wątek oblężenia, najeźdzców mających już złamać opór i obrońców gotowych poświęcić swe życia, oraz natury przychodzącej im z pomocą w tym samobójczym zadaniu, niszczącej przy okazji wszystko dookoła. Jest wiele takich starych legend, i przyjechałem na Białoruś z pisarzem w misji, szukającym znaczenia i sensu w tych historiach, znaczenia i charakteru tego kraju, i sensu w ogóle.

Trudno nie ulec pokusie szukania różnych analogii do czarnobylskiej katastrofy i tego co oznaczała. Kim byliby w tym wypadku najeźdzcy, próbujący przejąć kontrolę, i pokonani przez katastrofę? Zachód, z którym Związek Radziecki toczył absurdalną batalię, zimną wojnę ego które raczej gotowe są zginąć niż ustąpić? Czy ludzkość w ogóle, której chciwość i napór na naturę mogą być tylko powstrzymane gwałtownym wydarzeniem takim jak to. To zachwycający paradoks, że wywołane przez człowieka skażenie ponuklearne stworzyło, w jednej chwili, jeden z największych w tej części świata naturalnych parków, gdzie wszystkie gatunki, poza człowiekiem, mogą spokojnie żyć i rozmnażać się, wolne od zagrożenia i wszelakiego zanieczyszczenia jakim skutkuje obecność chciwej małpy.

Obecnie więc duża część tych ziem jest jak zatopione miasto, i przedostaliśmy się tu aby eksplorować jego spokój, artefakty, rozmawiać ze zmarłymi. Przekroczyliśmy granicę i własny strach, mając nadzieję uniknięcia kary i tego że nie łamiemy tabu. Aby pracować ze strachem poprosiliśmy naturę aby prowadziła nas przy pomocy najlepszych narzędzi jakie ma do tego, świętych grzybów, i zjedliśmy je w opuszczonej wiosce w środku lasu, w Zonie.

 

 

 

 

 

 

It was late afternoon and I ate handful. I wanted to be on my own and I went to pay homage to the giant concrete soviet soldier guarding entrance to the village. When I got there, anxiety crept in and I decided it is best, and perhaps last moment to take decent crap, so I squatted behind the monument and meditated on my fear and the soldier.

 

 

Było późne popołudnie kiedy zjadłem swoją porcję. Chciałem być sam i poszedłem pokłonić się gigantycznemu betonowemu sowieckiemu wojakowi strzeżącemu wejścia do wioski. Kiedy tam dotarłem, wtargnął we mnie niepokój i postanowiłem że to najlepszy a być może ostatni moment aby porządnie się wysrać, ukucnąłem więc za pomnikiem, medytując nad swym strachem i nad żołnierzem.

 

 

 

 

 

The soldiers could and did stop the hasty blitzkrieg, march of square headed Germans planning to organize the world, but what could they do against the steady, relentless assault of nature? Not much, it was obvious in the Zone and the main theme of the experience. But what could I do to stop the fear ? It was creeping in as I divided my attention between wiping my ass and last chance to change roll in one of my Holgas before I get mad. Or will I? What exactly is the title of the projection I fear? I found joy in this discovery, that to name it , is to take away the power from it. The psychedelics teach us quickly if we choose to pay attention , that most of things we fear are not present in the moment. I fear that I am getting mad, but it is the fear itself that is madness, and it is fear of uncertain future. I fear the mix of psylocybin and radiation can be dangerous, because my rational mind, my threatened ego makes this assumption. I fear I will get physically lost before it happens.  Realizing all this makes fears disappear, turns them into laughter of joy as I rush through the bushes, not in the hurry anymore, to meet with my friends before IT happens, but in hurry to share the joy. What is now is to be enjoyed. Trust, trust, be guided. When I am to fall into hidden, abandoned well, despite tripping, I don’t, something warns me. And if were to fall, so I would.

 

 

Żołnierz radziecki mógł i powstrzymał blitzkrieg, szybki pochód kwadratogłowych Niemców planujących uporządkowanie świata, ale cóżże mógł on uczynić wobec stałego, nieustepującego ataku natury? Niewiele, było oczywistym w Zonie, i był to wątek przewodni naszego doświadczenia. A co mogłem zrobić ja, aby powstrzymać strach? Wślizgiwał się on kiedy ja dzieliłem uwagę pomiędzy szybkie i nerwowe podcieranie tyłka i podejście do zmiany rolki w jednej z moich Holg, zanim oszaleję. No właśnie, czy oszaleję? Czym właściwie jest ta projekcja, to czego się obawiam? Znalazłem radość w tym odkryciu, że kiedy próbuje to nazwać, odbieram mu moc. Psychodeliki szybko nas uczą, jeżeli tylko zechcemy dać swoją uwagę, że większość rzeczy jakich się obawiamy, w ogóle nie istnieją w bieżącej chwili. Obawiam się że nadchodzi szaleństwo, ale to ten strach jest jedynym szaleństwem, strach przed absolutnie nieznaną przyszłością. Obawiam się że mieszanka psylocybiny i radiacji może być niebezpieczna, bo mój racjonalny umysł, moje zaniepokojone ego snuje takie przypuszczenia. Obawiam się że dosłownie zabłądze, zanim to się dzieje. Uświadomienie sobie tego wszystkiego powoduje rozwianie się strachu, zamienia go w śmiech i radość którą niosę przez krzaki, już nie w pośpiechu zanim TO się stanie, ale w pośpiechu by się podzielić. To co jest teraz, to należy smakować. Ufać, ufać, dać się prowadzić.  Gdy mam wpaść do zarośniętej, ukrytej studni, pomimo bycia naćpanym, nie wpadam, coś mnie ostrzega.  A gdybym miał był wpaść to wpadłbym byłbym.

 

 

 

 

 

So, you may ask, what about those people evacuated and those who fled, fearing consequences, based on natural activity of modern man – anylyzing, predicting, preventing… ? The cancer they fled from was not to be feared in that moment, but as a consequence, in years to come. So isn’t fear good defense mechanism?

Perhaps, depends on the balance, amount, cost. I don’t have all the fucking answers. Maybe ask some of those who stayed behind, old men and women, who feared change more than radiation, and thirty years later still live in remote, half abandoned villages, often still in good health.

Here there is no one to ask, but ghosts and forest, but they will soon tell me more interesting story.

 

 

No a co, możecie spytać, z tymi ludźmi ewakuowanymi, i tymi którzy uciekli, obawiając się konsekwencji, postępując zgodnie z tym naturalnym zwyczajem cywilizowanego człowieka – sekwencją analizowanie-przewidywanie-zapobieganie ? Rak od którego uciekali nie był przecież zagrożeniem danej chwili, ale potencjalną konsekwencją, jaka nadejść miała lata potem. Czyż nie jest więc strach dobrym mechanizmem obronnym?

Być może, zależy od równowagi, ilości, kosztów. Nie mam wszystkich pieprzonych odpowiedzi. Może zapytajcie tych którzy pozostali, starych już dziadków i babcie, którzy obawiali się zmiany bardziej niż promieniowania, i trzydzieści lat później nadal żyją w odleglych na wpół zapadłych siołach, często w dobrym zdrowiu.

Tu nie ma kogo spytać, tylko duchy i las, ale te wkrótce pokażą mi ciekawszą historię.

 

 

 

 

 

 

 

I realize it is better to come back to main path and keep moving towards the base, where my two companions promised to wait, so that we don’t get lost in psychedelic confusion. But I am not in a hurry. I contemplate the homes and pay homage to each , sometimes stopping for longer. The uneasy vibration within me beautifully turns into a song with aid of my new toy, jew’s harp, a tool to ride the trance on, a new way of speaking, funny sounds, that don’t pretend anything like words do.

 

 

Uświadamiam sobie, że czas powrócić na główną ścieżkę i podążać do bazy, gdzie oczekują mnie przyjaciele, aby nie zagubić się w psychodelicznym zamieszaniu. Ale nie jestem w pośpiechu. Kontempluję kolejne domy, przed niektórymi staję na dłużej. Niełatwa wibracja wewnątrz mnie zamienia się pięknie w pieśń, z pomocą nowej zabawki, azjatyckiej drumli, narzędzia do ujeżdżania transu, nowej formy mówienia, zabawnych dźwięków, które nie próbują za wiele powiedzieć, w przeciwieństwie do słów.

 

 

 

 

Hours later on this path we will meet a huge boar, rightful ruler of the land. Now it is silent and still when I stop playing. My thoughts are heavy because of this silence and I resume. The homes turn into trees in their calm , slow way. They fall inside, change colour, melt down. The water comes underneath, swamps expand. Layers of concrete foundations, bricks, broken jars interwoven with soil, moss, roots… Paper turns yellow and grey like the leaves of previous autumns.

 

 

Wiele godzin później na tej ścieżce spotkamy olbrzymiego dzika, prawowitego władce krainy. Teraz jest cicho i martwo, kiedy zaprzestaję grania. Moje myśli są cieżkie i agresywne przez tą ciszę, więc ponawiam melodię. Domy zamieniają się w drzewa w swój powolny, spokojny sposób. Zapadają się do środka, zmieniają kolor, roztapiają się. Woda podchodzi od spodu, bagno rozszerza się. Warstwy betonowych fundamentów, resztek cegieł, kawałków szkła, przeplatają się z ziemią, mchem, korzeniami. Papier żółknie i szarzeje jak liście poprzednich jesieni.

 

 

 

 

 

 

 

Some homes are already gone. Transformation complete. It was and it is not anymore, pessimist would say, but in recent years, I learned to embrace this changing of the form and understand it always is.

 

 

Niektóre domy już znikły. Transformacja się dokonała. Było i już nie ma, powiedziałby pesymista, ale ostatnie lata nauczyły mnie cieszyć się tą zmianą formy, i zrozumieć, że zawsze jest.

 

 

 

 

Attachment to the form is source of unhappiness, embracing the transition is a source of delightful sadness. I cry this day, out of happiness. Big pride and dreams may have collapsed here but in doing so they can teach those of us who want to learn how to free ourselves.

 

 

Przywiązanie do formy to źródło nieszczęścia, zaprzyjaźnienie się z przemianą to źródło słodkiego smutku. Płakałem tego dnia, ze szczęścia. Wielka duma i marzenia być może komuś się tu zawaliły, ale dzięki temu ci z nas, którzy chcą, mogą się nauczyć jak od nich uwolnić.

 

 

 

 

We always cling to something that appears certain, we want to say – now we reached stable ground, now we have a family, home, security. Always illusion.

I creep behind trees and concrete ruins to surprise my friends from the other side than I went away from, to frighten them a bit.

 

 

Zawsze kurczowo próbujemy się trzymać tego co wydaje się w końcu pewne, chcemy powiedzieć sobie – teraz już dotarliśmy na stabilny grunt, teraz mamy już rodzine, dom, bezpieczeństwo. Zawsze iluzja.

Skradam się za drzewami i betonowymi ruinami, chcąc zaskoczyć i nieco przestraszyć przyjaciół, pojawiając się z przeciwnej strony niż zniknąłem.

 

 

 

 

They are my illusion, my point of reference I hold as stable so when I jump from behind the corner, I am struck by the sight of empty camp, things scattered in beautiful light, car unlocked, no one around. I am alone. This is amazing lesson, I am happy how quickly thoughts of complaint “we had a deal” turn into gratitude for my fellow travelers – but here also my teachers.

I am not going to wait for them, but I’ll go towards place we saw before, that keeps drawing me stronger, and stronger, as the psylocybin effect climbs its plateau.

The cemetery.

 

 

Oni są moją iluzją, moim punktem odniesienia, który, jak sobie wymysliłem, jest stały. Kiedy wyskakuje więc zza rogu, w mój zryty baniak uderza widok przerażający nieco, widok pustego obozowiska, rzeczy rozrzuconych w pięknym popołudniowym świetle, auta niezamkniętego, nikogo wokół. Jestem sam. To niesamowita lekcja i jestem zadowolony z tego jak szybko pretensje w mej głowie pod tytułem “nie tak się umawialiśmy” ustepują miejsca wdzięczności dla współtowarzyszy – a w tym wypadku nauczycieli.

Nie będę na nich czekał, idę w stronę miejsca które wcześniej mijaliśmy, które ciągnie mnie coraz silniej w miarę jak efekt psylocybiny osiąga swój szczyt.

Idę na cmentarz.

 

 

 

 

 

Some days ago, all over the country, people feasted on the graves. It was old pagan tradition, in the beginning of the spring, called Rodzanice. Now the proofs of their presence are visible, the village has been abandoned years ago but the dead still have their visitors, their place is well kept and adorned, sheltered under giant oaks and other trees.

The light is low. It highlights the essential and in this one photo I know I have everything I am trying to tell about One and everlasting dream, about connection over borders of cultures and ages. It is also how I see photography, as receiving gifts. I got another one from the last sun of the day.

The pagan feast is about bounty from the Fate, about giving thanks, receiving and sharing. This pagan feast is life itself.

 

 

Kilka dni temu, w całym kraju ludzie ucztowali na grobach. To stara, pogańska jeszcze tradycja wiosennego święta odnowy, zwana Rodzanice. Ślady ludzkiej obecności są tu widoczne, resztki jedzenia, kwiaty, wioskę wprawdzie opuszczono wiele lat temu, ale martwi wciąż mają swoich gości, ich miejsce jest dobrze utrzymane, udekorowane, w schronieniu wielkich dębów.

Światło jest nisko, wpada między konarami. Oświetla to co najistotniejsze i robiąc to zdjęcie wiem, że mam w nim wszystko co staram się powiedzieć o Jedni i niekończącym się śnie, o połączeniu ponad granicami kultur i wieków. Tak też widzę fotografię, jako otrzymywanie darów, i dostałem tu jeszcze jeden od ostatniego słońca dnia.

Pogańska uczta to celebracja hojności losu, to podziękowanie, otrzymywanie i dzielenie. Tą pogańską ucztą jest samo życie.

 

 

 

 

 

 

I meet with the others and we head for the swamps at the edge of the village. The end of day is coming but I am still hungry for more.  Who isn’t? Another cigarette, another sight, one more insight…

 

 

Spotykam pozostałych i ruszamy na bagna na skraju wioski. Nadchodzi koniec dnia, ale ja wciąż jestem spragniony więcej. Któż nie jest? Jeszcze jeden papieros, jeden widok, jedno spostrzeżenie…

 

 

 

 

 

The spring time in the evening is the time to be in the swamps. Life wakes up, birds talk like I never heard them in remote lands. This is Amazon of my tribe, and suddenly I discover I know its language. There is no need for fancy ritual in the process of re-enchantment of the land, it is enough to listen.

 

 

Wiosna i wieczór to jest właściwy czas aby być na bagnach. Życie się budzi, ptaki gadają tak jak nigdy w tropikach. Oto Amazonia mojego plemienia, i nagle odkrywam, że mówię jej językiem. Nie ma potrzeby skomplikowanego rytuału w tym procesie ponownego zaczarowywania świata. Wystarczy słuchać.

 

 

 

 

 

 

[ Belarus, April - May 2014  /// Białoruś, kwiecień - maj 2014 ]

 

 

In this land, where small people learned survival from the big dominators by the art of mimicry, I am making peace with all the branches and leaves of the Tree.

 

 

W tej krainie gdzie mali ludzie otoczeni wielkimi agresorami nauczyli się sztuki przetrwania w postaci mimikry, zawieram pokój ze wszystkimi gałęziami i liśćmi wielkiego Drzewa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ "Roots" project, Belarus, April-May 2014    ///   "Korzenie". Białoruś, kwiecień - maj 2014 ]

 

 

 

 

“highest inna di kingdom trees”

 

 

 

in-tuition

May 13th, 2014

“Idź tam, skąd boskie płynie ci natchnienie,
Nie tam, gdzie krzyż widzisz,
deski i kamienie”

 

 

“Go, whence divine inspiration flows
Not where you see cross, planks and stones”

 

Juliusz Słowacki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In Belarus, searching for hidden roots in company of a poet.    ///   W Białej Rusi, poszukując ukrytych korzeni, w towarzystwie poety.

Ayahuasqueros : Arco Iris

April 13th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

This is a story about people of Rainbow community drinking ayahuasca with Shipibo shamans Laura and Ines, in the jungle not that far from Iquitos. This is a home for nomads, a stopover and at the same time, still a journey.

 

 

Oto historia mieszkańców i gości wspólnoty Rainbow, pijących ayahuaskę z szamankami z plemienia Shipibo, Laurą i Ines, w dżungli nie tak daleko od Iquitos. To dom dla nomadów, przystanek a zarazem wciąż podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I was supposed to put away my digital camera here, and I failed, of course. I say “of course”, because I see this as a pattern, being unable to keep firm promises, and actually not worried about this at all. One previous typical example was around a month before, in my giving up of the idea to climb mountain and fast alone for days during vision quest I attended in Colombia.  I was actually amused , how easily I did that, resigning from this concept called “I can make it, no matter what”. This is just not my thing. So I say, nothing for me is permanent, no belief to be taken too seriously… Did I say “I take rest from digital”? But that was not now. Now we have a magic I want to capture, and people I don’t want to disturb with flash.

 

 

Miałem odłożyć swój cyfrowy sprzęt po przyjeździe tutaj, i zawiodłem, oczywiście. Mówię “oczywiście”, bo wydaje się to już powtarzającym się motywem, moja niestałość postanowień, którą nie martwię się zupełnie. Jeden z typowych tego przykładu był zaledwie miesiąc wcześniej – kiedy zrezygnowałem z udziału w vision quest, na jaki przyjechałem specjalnie na północ Kolumbii. Miałem wspinać się tam na górę i pościć, bez wody, jedzenia i dachu nad głową przez ileś dni. Właściwie mnie rozbawiło, jak łatwo z tego zrezygnowałem i popłynąłem w stronę innej możliwości, która się otworzyła, jak łatwo zrezygnowałem z tej koncepcji “dam rade niezależnie co by się działo”. To nie była ma bajka. Więc powtarzam, nie bierzcie nic z tego co tu piszę zbyt poważnie, nic nie jest dla mnie stałe, wieczne. Czy powiedziałem “czas na odpoczynek od cyfry”? Ale to nie było teraz. Teraz mam przed sobą magię, którą chcę choć w kawałeczku zarejestrować, i ludzi których nie chcę straszyć holgowym fleszem.

 

 

 

 

 

 

 

 

The ceremonies are held in total darkness, I have some moments for photos before candles go out, before we drink and yage creeps in and I have other direction to look to. But one night I come to the ceremonial maloca and don’t drink, I come to register.

 

 

Ceremonie odbywają się w całkowitej ciemności, mam pare chwil na fotki zanim nie zgasną świece, zanim nie wypijemy yage i nie rozpełznie się ono po krwi, kierując mą uwagę w inną stronę. Jednej nocy przychodzę do ceremonialnej maloki nie pijąc, a jedynie po to by dokumentować.

 

 

 

 

I take some portraits, and later I record icaros of Laura and Ines. I am as discreet as I can, as quiet as a cat when I move closer and closer towards them, chanting to the people, one by one.  But my device has got tiny red light, just a dot, and this is what gets noticed and causes terror. Shipibo shamans in their trance, seeing nothing but red light were convinced it is some evil spirit approaching. It is time to step back, but you can listen now ( below ) , nearly one hour. Quality gets better as I get closer :

 

 

Robię kilka portretów a potem nagrywam icaros śpiewanych przez Laurę i Ines. Jestem tak dyskretny jak tylko się da, tak cichy jak kot kiedy skradam się coraz bliżej szamanek, śpiewających po kolei dla każdego z pacjentów. Ale mój sprzęt ma malutkie czerwone światełko sygnalizujące nagrywanie, i to one, zauważone, jest przyczyną przerażenia. Laura i Ines w swym transie, nie widząc nic więcej poza czerwonym światełkiem w ciemności, przekonane są że to nadejście jakiegoś złego demona. To czas bym się wycofał, ale wy teraz możecie posłuchać ponad godziny nagrania ( poniżej ). Jakość poprawia się w miarę jak z zbliżam się do śpiewających :

 

“Icaros – Laura & Ines

 

 

 

 

 

These is what I came for to Peru, I missed Shipibo chants. Shamans in Colombia and Ecuador rarely do that, the best were some of the Cofan tribe, but eerie melodies from Ukayali are yet to be matched. Also, ayahuasca from Iquitos is top notch. Other plants are added here, and make the brew strong. Some ayahuasqueros abandoned chacruna in favour of huambisa, they say it has more light ( DMT ) in it, others add toe, which brings strong but dangerous visions.

My first session with Ines and Laura brings me to me knees, I float in vomit. I kicked the bucket in total darkness, lost any sense of direction, and after some struggling, any sense of shame. While I puke all over, more and more violent, the chants of joy of fellow travelers rise higher and higher. This is wonderful thing here, there is abundance of compassion, and exactly because of that, there is no pity, by feeling what other feels we know he must goes through this, and there no need for worry. I need no one to pity me , I want joy when it its sincere, and I can join it when ready. That doesn’t take long.

 

 

To po to właśnie przyjechałem do Peru na ostatnie dwa tygodnie. Tęskniłem za pieśniami Shipibo. Szamani w Kolumbii czy Ekwadorze rzadko tak śpiewają, najlepsi byli niektórzy z plemienia Cofan, ale nie-z-tej-ziemi melodie znad Ukajali nie mają sobie równych. Ponadto ayahuasca z okolic Iquitos to pierwsza klasa. Dodaje się tutaj też inne rośliny, aby uczynić wywar silniejszym. Niektórzy z ayahuasqueros porzucili chacrunę na rzecz huambissy, mówią, że więcej w niej światła ( DMT ), inni dodają też toe, które sprowadza silne, lecz niebezpieczne wizje.

Moja pierwsza sesja z Ines i Laurą powala mnie na kolana. Pływam w rzygach. Potknąłem się o swą miskę w ciemności, gdzieś poleciała, straciłem jakiekolwiek poczucie kierunku, a po krótkiej walce z samym sobą, poczucie wstydu. Kiedy wymiotuję pod siebie, na siebie, coraz gwałtowniej, okrzyki radości i śpiewy współtowarzyszy podróży podnoszą się coraz wyżej. To wspaniała rzecz, jest tu bogactwo współczucia, i dzięki temu nie ma krzty litowania się, bo czując co inni czują, wiemy, że muszą przez to przejść, i nie ma się czym martwić. Nie chcę by ktokolwiek się nade mną użalał, chcę by radość płynęła, gdy jest szczera, a ja dołącze, kiedy będę gotów. To nie zabierze długo.

 

 

 

 

 

There is communal living in the day and communal journey in the night. I like this intertwining of the paths, mainly because it is for a short while.

 

 

Jest tu wspólne życie za dnia, i wspólna podróż w nocy. Lubię to splątanie ścieżek, głównie ponieważ wiem, że jest tymczasowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I can sense the presence of those “vast amounts of beauty”.  ///   Mogę poczuć tu obecność tych ” wielkich ilości piękna”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

There are quite a few interesting characters here, as always in Rainbow gatherings. Bat, vagabond and ex-punk, now already nearly two years in training for ayahuasquero. Arnaud, the French host and co-creator of the place. Drum, hyperactive drummer who helped with his beats to carry me away from shambo one night. There are many more.

 

 

Znaleźć tu można, jak zwykle na zgromadzeniach Rainbow, niezłą kolekcję interesujących postaci. Bat, włóczęga i były punkowiec, obecnie od prawie dwóch lat trenujący w dżungli fach ayahuasquero. Arnaud, francuski gospodarz i współtwórca tego miejsca. Drum, hiperaktywny bębniarz, który pewnej nocy pomógł mi swym rytmem oddalić się od shambo. Jest i wielu innych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Exceptional character is in Rodrigo. In the beginning I only meet him during ceremonies, he is in the diet, hence living like a hermit, on the other side of the stream. Then one night he comes for his final ceremony, which closes the diet, and since then I have a chance to get to know him a bit.

 

 

Wyjątkowy charakter jest w Rodrigo. Na początku spotykam go tylko podczas ceremonii, bierze udział w ścisłej diecie, stąd mieszka oddzielnie, jak pustelnik, po drugiej stronie strumienia. Pewnej nocy przychodzi na swą ostatnią ceremonię, zamykającą dietę, i przerywa milczenie, a ja mam okazję poznać go co nieco.

 

 

 

 

 

I am intrigued, as in his acting, movement, way of speaking, sense of rhytm, focus on the ritual, he is as Indian as any of the sadhus gathered on banks of Ganges for Kumbh Mela. He doesn’t seem like many of those western hippies who put on exotic outfit, puff on ganja and repeat boom shiva!, this is real deal. I admire something about him – the concentration. Whether it is morning puja, or playing with the sounds coming out of his mouth in ayahuasca trance, all this raka-a-tak in style of Indian percussionists, cooking or harvesting the vine, he is always focused on the moment.

 

 

Intryguje mnie, bo w swym zachowaniu, ruchach, sposobie mówienia, poczuciu rytmu, skupieniu na rytuale, jest tak hinduski jak jakikolwiek z sadhu zgromadzonych podczs Kumbh Meli nad brzegami Gangesu. Nie jest jednym z tych zachodnich hipisów, którzy zakładają egzotyczny kostium, pykają ganję i powtarzają boom shiva!, to oryginał. Podziwiam w nim jedno – koncentrację. Czy to przy porannej pudży, czy zabawie dźwiękiem z paszczy podczas ayahuaskowej podróży, całym tym raka-a-tak w stylu hinduskich perkusjonistów, czy przy gotowaniu lub zbieraniu liany, Rodrigo jest zawsze skupiony na chwili.

 

 

 

 

 

 

 

He was born in Lima and has never been to India, not in this life, he feels. He tells me he has been thinking about cutting his dreadlocks for long time, but something has stopped him, it was not the time yet. Now, his diet finishing, he felt it was to be done. It has been exactly 12 years since he started growing them. I tell him about something he didn’t know about, and what gives me shivers. This is precisely the length of period of tapasya, spiritual vow sadhus take, and it is exactly after such period that they cut their locks.

 

 

Urodzony w Limie, nigdy nie był w Indiach, a przynajmniej nie w tym życiu, jak czuje. Opowiada, że od dawna myślał o ścięciu swych dreadlocków, ale coś go powstrzymywało, to nie był jeszcze czas. Teraz, na koniec ważnej diety, poczuł, że ten czas nadszedł. Mija właśnie dokładnie 12 lat odkąd zaczął je zapuszczać. Mówię mu o czymś, o czym jak się okazuje nie wiedział, a co powoduje ciary, jak dla mnie. To jest właśnie okres, te 12 lat, na jaki sadhu podejmują swe duchowe zobowiązania, tapasya, i to dokładnie po takim okresie ścinają często swe długo zapuszczane dredy.

 

 

 

 

 

 

With every such piece of experience I feel that the vine is longer than I could expect. /// Z każdym takim kawałkiem doświadczenia czuję, że liana jest dłuższa niż się spodziewałem.

 

 

 

 

 

It connects us and nature.  ///  Łączy nas i przyrodę.

 

 

 

 

 

Connects people of the distinct cultures.  ///  Łączy ludzi różnych kultur.

 

 

 

 

 

Connects with the past that is not just the past, in ever re-told story, story that never ends.  ///  Łączy z przeszłością, która nie jest tylko przeszłością, we wciąż na nowo opowiadanej historii, historii, która nigdy się nie kończy.

 

 

 

 

 

 

Even when it is time to go, on the way, it is with us, permanent ceremony.  ///  Nawet gdy nadchodzi czas by ruszać, pozostaje z nami na drodze, w ciągłej ceremonii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

all the info : ( http://rainbowamazonia.blogspot.com/ )

In the name of the most I  // W imię Najbliższego.

 

 

 

First, several years ago, when I started to listen to reggae music, and I went to Rastafarian camps in Jamaica I heard a lot them dreadlocked guys speak about “most I” and I thought of it as a language play with the title of whatever God they worshiped.

Then, much later, there was India, and trying to get their complex philosophy, then I heard of Atman. Next, I started to travel in sufi lands, and at the same time inside sufi philosophy, and I heard the phrase about lifting of the veil, I heard of al-Insan-al-Kamil. It was still more of poetical expression for me, but slowly, things started to make sense, the meaning started to spread from realm of the mind, from intellectual grasp into beginnings of understanding, or how these rasta would say, overstanding.  In rare moments, I got glimpses of the man, first flickering, blurry, strange like a stranger. When I say “the man”, it is still because I have no other language than this funny collection of words, but I am talking here about something far greater, a state, a space, foundation and joy. It is the best and closest guide you can have, and at the same time, hardest to find, or most of all, hardest to stay with. But now I see no better game to play than seeking it, and no better company. I think I start to understand, what “most I” was supposed to mean. “He” is at the same time most high, and at the same time best part of me. And knowing this, I also experience now what “irie” means.

But that state of peace is a reward for not fighting. This refers both to the recommended action during ayahuasca journey and to everyday life. It means trusting that intuition which guides you, accepting rather than resisting, letting go. Whether that is pain that comes, physical or emotional, nausea, illness, need to vomit, darkness or fear, accept it. There is something greater inside that knows what is best, you only have to let it work, and surrender. That surrender, that submission, is the meaning of word “islam” I also finally came to understand. In ayahuasca sessions you will be tested in thousand ways and thousand times whether that surrender is genuine, whether you are not faking it, and there is no faking in front of yourself. This is like a training, which can make you better at it, more and more flexible, you will see it, start applying in your life and gain confidence to go deeper. But for this to happen this inner guide has be to heard first. Later, worlds within start to open and helpers arrive.

 

 

Najpierw, kilkanaście lat temu, kiedy zacząłem słuchać muzyki reggae, i pojechałem do rastafariańskich obozów na Jamajce, słyszałem jak wielu z tych dredziarzy używa frazy “most I”, i myślałem, że to taka językowa gierka z tytułem Boga, w jakiegokolwiek by wierzyli ( “most I” – czyli dosłownie “najbardziej Ja” brzmi po angielsku tak samo jak “most high” – “Najwyższy”).

Potem, dużo później, przyszedł czas na Indie, i próbę zrozumienia ich skomplikowanych filozofii, wówczas usłyszałem o Atmanie. Jeszcze później zacząłem włóczyć się po krainach sufizmu, a jednocześnie w głąb sufickiej filozofii, i usłyszałem powiedzenie o podnoszeniu zasłon, usłyszałem o al-Insan-al-Kamil. Było to dla mnie wciąż niewiele więcej niż poetyckie określenie, ale powoli zaczął się klarować pewien sens, znaczenie zaczęło rozlewać się z królestwa umyslu, z intelektualnego pojęcia konceptu w początek prawdziwego zrozumienia. W rzadkich, krótkich chwilach zacząłem dostrzegać przebłyski tego człowieka, najpierw niejasne, nieostre, migoczące, dziwne jak dziwny jest ktoś bardzo nieznajomy. Kiedy mówię “człowieka”, to tylko dlatego, że nie mam dostepnego innego języka niż ta kolekcja bezużytecznych słów, ale mowa tu o czymś większym, o stanie, przestrzeni, fundamencie, oparciu i zarazem radości. To najlepszy i najbliższy przewodnik jakiego możesz mieć, a jednocześnie najtrudniejszy do odnalezienia, a tym bardziej do zatrzymania na stałe. Ale teraz już nie znam lepszej gry niż poszukiwanie go, i lepszego towarzystwa. Myślę, że zaczynam rozumieć ( tak ostrożnie, aby nie spłoszyć ), co “most I” miało oznaczać. “On” jest jednocześnie najwyższym ( “most high” ), ale też najlepszą warstwą mnie. I wiedząc to, doświadczam teraz też co znaczy “irie”.

Ale ten stan spokoju jest nagrodą za rezygnację z walki. To odnosi się zarówno do postępowania zalecanego podczas ayahuaskowej podróży, oraz do codziennego życia. Oznacza zaufanie tej intuicji, która cię prowadzi, akceptację raczej niż opór, puszczenie. Czy chodzi tu o ból który się pojawia, emocjonalny, czy fizyczny, nudności, chorobę, chęć wymiotowania, ciemność czy strach, lepiej je zaakceptować. Jest coś większego wewnątrz, co wie co jest najlepsze, wystarczy jedynie pozwolić temu pracować, ujawnić się, wystarczy się poddać. To poddanie to znaczenie słowa “islam”, którym zajmowałem się od dawna, ale niedawno dopiero zacząłem rozumieć.  Podczas ayahuaskowych sesji będziecie testowani wielokrotnie i na tysiąckroć zaskakujących sposobów, czy to poddanie jest szczere, czy nie udajecie, bo nie da się udawać przed samym sobą. To jak trening, który stopniowo uczyni was lepszym w te klocki, coraz bardziej elastycznym, to rodzaj jogi, która, zobaczycie, jak stopniowo aplikowana w życiu spowoduje wzrost pewności siebie i dzięki temu głębszą podróż. Ale aby to się stało, ten wewnętrzny Ktoś musi móc dojść do głosu. Potem światy “w środku” zaczną się otwierać, i pojawią się pomocnicy.

 

 

 

 

 

You don’t even know from where, body movements, breathing, rhythm, songs appear and you become amazed, as if it was not you who does it, but something that acts through you and helps you survive bumpy road over the pass and reach to another valley. It is good, in the beginning, to have security of experienced ayahuasquero, who will sing you through difficulties as father who runs along a child learning to cycle, and supports him while he is still unstable. But he will not ride for you, and he will not be with you at the final passage. For when you truly accept transience of all, when you learn to be alone, stop clinging to other people, things, this world ( or perhaps before that, as this journey is never straight and simple ), you will be tested at the gate of death, and this will be as real as it can be. I failed, and I will write later about this.

 

 

Nie wiesz nawet skąd, pojawiają się twoje ruchy ciała, oddech, rytm, pieśni i gwizdanie, i jesteś zdumiony, tak jakbyś to nie był ty, który to robi, ale coś co działa przez ciebie, i pomaga ci przebrnąć przez wyboistą drogę przez przełęcz i dotrzeć do następnej doliny. Dobrze jest, zwłaszcza na początku, mieć wsparcie zawodowego ayahuasquero, który swą melodią przeprowadzi cię przez trudne chwile, jak ojciec który biegnie obok dziecka uczącego się jazdy na swym rowerku, podtrzymując je kiedy wciąż się chybocze. Ale nie pojedzie on za ciebie, i nie będzie też przy tobie przy ostatecznym przejściu. Bo kiedy już naprawdę i szczerze zaakceptujesz przemijalność wszystkiego, kiedy nauczysz się być sam, przestaniesz wczepiać w innych ludzi, rzeczy, ten świat ( a być może i wcześniej, ta podróż nigdy nie jest taka sama, prosta i jednoznaczna ), wtedy nadejdzie czas na test przy bramie śmierci, i będzie to tak rzeczywiste jak tylko może być. Oblałem go w pewnym sensie, o czym być może potem.

 

 

 

 

Now there is time for a little story about a little initiation, based on notes I took in a couple of days following those events :

Next day, when all the abuelos part their ways, several of us, youngsters, stay by the river. We try to get together a small crew for night session, but all initially interested give up, one by one, and the only ones who stay determined to do it are Elena and me. So it will be the first time without a shaman. We are under the canopy of stars, by small fire, right in front of our feet water of the river can be heard slowly moving. It is a beautiful time again, very intimate. We talk a lot, there is joy, visions in the dark canopy above, and under closed eyelids. Sweet discomfort on the stones, never-ending concert of the frog orchestra. Almost all night we are awake in this spirits filled place, in the morning awoken by sunlight, then we take bath, joy of water, breakfast, joy of porridge and coffee. Joy, joy, joy.

Sensual state, healthy, well being and fulfilled. Nothing is missing, there is no fear, there is acceptance, also of the memory card that is most likely lost, of the riverside stones hurting my back in the night, fire going out, sandflies and ants biting me, and in the morning, fact that we must leave this place. There is lightness, opening up, honest conversation, not exhibitionism, but natural way of sharing, natural, because coming from empathy, understanding of other person’s emotions, thanks to thorough understanding of my own. Also, thanks to this place, this is not a hospital, where one feels that something is wrong, that we are broken, disabled individuals, who must be fixed, but it is a place where all is as it should be, filling with peace. Nature provides the foundation and the job to do is ours, but so much easier with this wonderful brew.

 

 

Czas tu na małą opowieść o małej inicjacji, na podstawie notatek zrobionych w kolejnych dniach:

Nastepnego dnia, kiedy wszyscy abuelos rozjeżdżają się, zostajemy nad rzeką w kilka osób. Próbujemy zmontować małą ekipę do nocnej sesji,  po kolei wszyscy chętni jednak wykruszają się, zostaje jedynie ja i Elena. A zatem pierwszy raz bez szamana. Jesteśmy pod gołym niebem, przy małym ognisku, tuż przed nami płynie rzeka. Jest znowu pięknie, intymnie, długie rozmowy, radość, wizuale w koronach drzew i pod powiekami, słodka niewygoda na kamieniach, niekończący się koncert żab. Prawie całą noc czuwamy w tym pełnym duchów miejscu, nad ranem budzi nas słońce, rano kąpiel, radość wody, śniadanie, radość owsianki, kawy, radość, radość.

Zmysłowo, zdrowo, pełnia. Nic nie brakuje, nie ma strachu, jest pogodzenie, z chyba zgubioną kartą pamięci, z uwierającymi w nocy kamieniami, gasnącym ogniskiem, muszkami i gryzącymi mrówkami, nad ranem z tym, że trzeba opuścić to miejsce. Jest lekkość, otwarcie się, szczera rozmowa, nie ekshibicjonizm, ale naturalny tok konwersacji, naturalny bo wynikający z empatii, zrozumienia emocji drugiej osoby, dzięki dobremu zrozumieniu swoich. Także dzięki miejscu, to nie jest szpital, gdzie czuje się, że coś jest nie tak, że jesteśmy popsutymi, niepełnosprawnymi jednostkami, które trzeba naprawiać, ale to miejsce, w którym wszystko jest tak, jak powinno być, sycące spokojem. Natura daje fundament, a praca należy do nas, ale o ile łatwiejsza z tym cudownym napitkiem.

 

 

 

 

Ok, time to bugger off. Giving thanks for this to sandflies, for their another assault on my legs, forcing me to finally say good-bye to this magical beach, and to hit the road. I write down the last practical conclusions from previous night :

Jew’s harp. What is the meaning of life, chasing after ever bigger projects? When Elena plays on her vargan, which, together with horses, has been in the back of my mind and on my to-do list for a while, I think it is beautiful to focus on such a small thing, sacrificing your time, part of your life for it. Why not? I only have one, why not spending it wandering wilderness and playing jew’s harp?

 

 

No dobra, czas spierdalać, dzięki niech będą piaskowym muszkom za kolejny gwałtowny atak na moje nogi, w końcu udaje mi się rozstać z tą magiczną plażą i w drogę. Notuję ostatnie praktyczne wnioski z ostatniej nocy :

Drumla. Jaki jest sens życia, gonienie za coraz większymi rzeczami? Kiedy Elena gra na drumli, która tak jak konie, krąży gdzieś wokół mnie od dawna, myślę, że pięknym jest skupienie się na tak małej rzeczy, poświęcenie jej swojego czasu, części swojego życia. A czemu by nie? Mam je tylko jedno, dlaczego by nie spędzić go włócząc się po bezdrożach i grając na drumli?

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.