światosław / tales from the world

Posts tagged:

peru

 

 

Another journey for transformation, healing, self-understaning and love. With sadness and deep shadow cast upon present and future, hard lesson in accepting the fate and understanding reasons. High price paid, remorse and burdened conscience, hopefully the benefits reaped by some will in the end bring the balance, justice and happiness for all, so that I can still believe, what goes around, comes around.

Photos from journeys through forests and rivers of Amazonia, in search of local healers 0f body and soul and from a plant diet with Shipibo shamans near Pucallpa, Peru.

 

 

Kolejna podróż w poszukiwaniu przemiany, uzdrowienia, samozrozumienia i miłości, dla, mam nadzieję, większości jej uczestników. Wszystko w cieniu smutku i głębokiego cienia rzucanego na teraz i niepewną przyszłość, ciężka lekcja akceptacji losu, zrozumienia przyczyn. Wysoka cena, żal i ciężkie sumienie z powodu historii o której nie mogę teraz nawet opowiadać, oby korzyści i dobro zebrane przez wielu pomogły przywrócić równowagę, sprawiedliwość i szczęście, tak bym mógł wierzyć nadal, iż dobro zasiane dobrem wraca.

Zdjęcia z podróży poprzez lasy i rzeki Amazonii, w poszukiwaniu lokalnych uzdrawiaczy ciała i duszy, oraz z roślinnej diety z szamankami Shipibo niedaleko Pucallpy, w Peru.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

kambo

January 18th, 2016


 


 

 

 

 

OK, so here is how it goes, or at least the way Matses tribesmen do it. This guy below is called Robinson and will take you through the process of harvesting and using the frog venom, called in his language kampu or acate. Be aware, it is rough, done barbarian style, no new age mantras, blowing Palo Santo or alignment of your chakras. Just brace yourself and think, it is better to suffer once a lot, than all your life, more and more. Kambo is health. But yes, frogs are harassed in the process, unlike your factory farm chicken they survive though.

 

 

 

 

A robi się to tak, przynajmniej w plemieniu Matses. Ten kolega poniżej nazywa się Robinson i przeprowadzi was przez proces zbierania i używania trucizny z żaby, zwanej w jego języku kampu lub acate. Bądźcie jednak świadomi, iż jest to brutalna, w barbarzyńskim stylu procedura, bez new agowych mantr, dmuchania dymem z Palo Santo czy ustawiania waszych czakr. Trzeba zacisnąć zęby i podejść z nastawieniem, iż lepiej raz i krótko pocierpieć solidnie, niż przez całe życie coraz więcej. Kambo to zdrowie. Ale to prawda, po drodze trzeba pomęczyć też żabę, w przeciwieństwie jednak do kurczaków z waszego supermarketu, żaba przeżywa i wraca na wolność.

 

 

 

 

 

 

First you must go into the forest at night, when the frogs are active and pretend you are one of them. When they hear you and are fooled, they will respond, so you know now where they are. Now is the hard part, climbing the canopy in darkness, sneaking to catch the green fellow. You should not hold it too long, especially if you have any scratches or wounds from climbing, as the venom is already being excreted because of stress. Once down, you can already start harvesting, or wait until the morning, but keep guard over your prisoner.

 

 

 

 

Na początek należy wybrać się w nocy do lasu, kiedy żabki są aktywne, i udawać, iż jest się jedną z nich. Kiedy usłyszą wasze podrabiane skrzeczenie, i uda się je oszukać, odpowiedzą, a wy już wtedy wiecie gdzie się znajdują. Kolejny etap jest trudny, nocna wspinaczka w tropikalnym lesie bywa niebezpieczna, ale tak się łapie zielonego kolesia. Nie powinno się trzymać go w ręce zbyt długo, zwłaszcza jeżeli są na niej jakieś zadrapania czy rany od wspinania, bo trucizna jest już wydzielana w dużej ilości z powodu stresu ofiary. Kiedy zejdziecie już na dół, można przystąpić do jej zbierania, albo czekać na poranek, bacznie pilnując więźnia.

 

 

 

 

 

 

It is hard part for animal lovers, because the venom is excreted when frog is in distress, so what you have to do is actually make it stressed and angry. You can approach it with all respect you have, but you can’t go around the fact – if it is not unpleasant, it will not work.

Teraz najtrudniejsza część dla miłośników zwierząt, ponieważ truciznę uzyskamy tylko kiedy żaba jest w stresie, więc to co trzeba właśnie zrobić to maksymalnie ją wkurzyć i zestresować. Możecie podejść z całym szacunkiem jaki macie, ale nie da się obejść tego faktu, jeżeli nie będzie to nieprzyjemne, nie zadziała.
 

 

 

 

 

 

 

 

After scraping, pressing, blowing tobacco, sticking grass up his nose, enough poison has been collected and placed on the stick, and the exhausted little fellow is released, mubling his “bastards”, recovering from the shock, before heading back into the forest.


Po skrobaniu, uciskaniu, dmuchaniu dymem, wtykaniu źdźbeł trawy do nosa wystarczająca ilość wydzieliny została zebrana na patyczku i wykończony Kermit jest wypuszczany, mrucząc swoje “skurwysyny” odpoczywa zszokowany, zanim zniknie z powrotem w głębi lasu.

 

 

 

 

 

 

We have sticks full of medicine and we have thin tamishi vine for burning skin and we can get them to work.


My natomiast mamy patyki pełne medycyny i cienkie kawałki liany tamshi do wypalania dziurek w skórze, do roboty zatem.

 

 

 


 

You can do it New Age style, with neo-shamanic murmuring and singing, invoking Pachamama and rattling your rattles or whatever, or you can just do it practical, simple way the indigenous people do it – with the main rules being – it brings bad luck to watch as points are burned on your skin, and if you keep your head up , apart from the moment of puking, you will swell less.

There are three simple steps. Burn the points with your tamshi stick, apply the venom moist with your saliva, wait for suffering. The first two can be done for you by the professional, your job is to drink lots of liquid and eat nothing , otherwise you can suffocate when you vomit through swollen throat. Because the last step is a lot of unpleasant action.

Można to zrobić w stylu różowego jednorożca, z neoszamańskimi mruczandami i zaśpiewami, wzywając Pachamamę i grzechotając czym tam dysponujecie, albo bardziej praktycznym, prostym sposobem, tak jak robi to plemię Matses, gdzie główne reguły to – przynosi pecha gdy gapisz się jak ci wypalają dziury oraz – trzymaj głowę do góry kiedy nie rzygasz, to mniej spuchniesz.

Są trzy proste kroki. Wypalasz punkty na skórze swoim cienkim patyczkiem, nakładasz zmoczoną śliną truciznę, czekasz na cierpienie. Pierwsze dwa może wykonać dla ciebie ktoś doświadczony, twoje zadanie to wypić wcześniej duuużo płynu i nic nie jeść tego dnia, bo inaczej jedzenie w drodze z powrotem na światło dzienne może utknąć w spuchniętym gardle. A puchnąć będziesz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

One hour later our human victim is happy to walk out of jungle, fit and strong. He will be slightly swollen for another couple of hours, his voice may be low, a bit like toad, and his marks will testify to his courage to face suffering at will, before real disease could force him to.

Godzinę później ofiara żaby jest gotowa do długiego marszu z dżungli, silna i pełna energii. Będzie nieco spuchnięta przez kolejne pare godzin, z niskim, nieco ropuszym tonem głosu, a jej blizny będą świadczyły ( aż nie wyblakną ) o odwadze spotkania się z cierpieniem na własne życzenie, zanim choroba nie wymusi go w dużo bardziej nieprzyjemny sposób.

 

 

 

 

 

 

Traditionally Matses tribe use kambo mainly por prevention of malaria and increasing of hunting skills. It enhances stamina, immunological system, awareness, sight. People who do kambo on regular basis very rarely get sick, and if they do, often they treat it very fast – also with the frog. Believe it or not, read what you can, but perhaps only your experience can prove.

If you do want to try, be aware, there is a lot of low quality stuff in circulation, or sometimes simply fake, as the demand increases rapidly from month to month. Do it with experienced practitioner, or yourself, but with a sitter that can help you. The only medical contraindication is serious heart problems, but doing research before doesn’t hurt. It is good to stay away before from alcohol, drugs, heavy, fat food.

Kambo is also completely legal in most countries.


Tradycyjne zastosowanie tej medycyny w plemieniu Matses to przede wszystkim zapobieganie malarii i wspomaganie w polowaniu. Zwiększa kondycję i system odpornościowy, uważność, wzrok. Ludzie, którzy regularnie stosują kambo bardzo rzadko chorują, a nawet jeśli to się zdarzy, szybko zdrowieją, zwłaszcza gdy ponownie zaaplikują żabę. Wierzcie lub nie, poczytajcie więcej, ale być może tylko własne doświadczenie przekona.

Jeżeli chcecie spróbować, bądźcie świadomi iż w obiegu jest dużo słabej jakości, albo zwyczajnie oszukanego towaru, w miarę jak zapotrzebowanie na świecie rośnie gwałtownie dosłownie z miesiąca na miesiąc. Zróbcie to pierwszy raz z doświadczonym praktykiem, albo sami, ale z jakimś opiekunem, który pomoże. Jedyne medyczne przeciwwskazania to poważne problemy z sercem, ale mały research odnośnie diety na przykład nie zaszkodzi. Dobrze jest parę dni wcześniej zrobić sobie dietę wolną od alkoholu, używek, ciężkiego, tłustego jedzenia.

Kambo jest zupełnie legalne w większości krajów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

It is all natural, organic and handmade :) Sticks with decent amount of medicine, after it dries, are wrapped in corn husks, tied with chambira – string done on the spot from palm fibre, and, together with applying vine, ready for shipping.

Cały produkt jest do bólu naturalny, organiczny i ręcznej roboty. Patyczki ze szczodrej ilości medycyną, jak już wyschnie, są zawijane w suche liście kukurydzy, związywane sznurkiem chambira robionym na poczekaniu z włókna palmy, i razem z kawałkiem liany tamshi gotowe do wysyłki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Smile :)

 

 

 

 

 

 

 

 
 

 

The Feast of Corpus Christi (Latin for Body of Christ), also known as Corpus Domini, is a Latin Rite liturgical solemnity celebrating the tradition and belief in the body and blood of Jesus Christ and his Real Presence in the Eucharist.  During this day, a chalice which used to represent Great Goddess is carried around in ritual procession and the gathered believe it contains the flesh of God.

 

 

Boże Ciało. W to katolickie święto, kielich-monstrancja, dawny symbol Wielkiej Bogini – w rytualnej procesji obnoszony jest, w wierze iż jest w nim dosłownie zawarte ciało Boga.

 

 
 

 

 

 
 

 


 

 
 

 

 

 
 

 

Healers and entheogenic plants, iboga & ayahuasca, Peru & Cameroon.
 

 
….
 

 
Uzdrawiacze i enteogeniczne rośliny, iboga i ayahuaska. Peru i Kamerun.

 

 
 

 

 

 
 

 

 

 
 

 


 

 
 

 

initiations / inicjacje

March 23rd, 2015

 

 
 

 

We went there and back, we went in and out. I was privileged to help, to enable, to witness. Release, letting go, understanding, spark in the eyes. Gifts of the jungle medicine for new people on the path. I guess this will not be the last of the trips into the world of ayahuasca shamanism.
 

 


 

 

Tam i z powrotem, w głąb i na zewnątrz. Miałem przywilej pomóc, wprowadzić, być świadkiem. Odpuszczenie, zrozumienie, ten błysk w oczach “po”. Dary dżunglowej medycyny dla nowych ludzi na ścieżce. Mam wrażenie że to nie będzie ostatnia taka wyprawa jaką prowadzę w świat ayahuaskowego szamanizmu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
 

 

[ Peru, February-March 2015 /// Peru, luty - marzec 2015 ]

forest / słowo las znaczy świat

February 10th, 2015

From one forest to another, divided by 2 months of winter and stretches of open sky.

 

 


 

 

Z jednego lasu do drugiego, przedzielone dwoma miesiącami zimy i dwoma kawałkami nieba.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Equatorial Africa - Amazon ]
 

 

shamanism / szamanizm

January 25th, 2015

 

 

 

We are looking and looking for something, perhaps sometimes calling a “spiritual quest” fulfillment of more and more complicated desires and forms of greed. In a world where many material problems are solved long ago, and some of the simple needs, like the need to share life with another person or having offspring rarely frankly admitted, people turn to spiritual paths, including something they call shamanism, with fancy motivations and intentions, and therefore they build the concept of shamanism as some system of exploring world of unity, oneness and cosmic vibration. In a world without a tradition to back upon, any theory that comes to one’s mind, can be justified, here is one good example :

” But even if you don’t meditate, don’t dedicate your daily practice to achieving Enlightenment, simply believing in the possibility qualifies you to call yourself a mystic. (…) A mystic only becomes a shaman when he or she applies his belief to affect change in reality.”  [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

To be clear, I see nothing wrong in living in wealthy, peaceful world or even lack of coherent tradition to guide us, we are in flux or limbo for some reason, I am just observing a fascinating process of interpreting other cultures, their tools and terms, and building something completely different, accompanied however by compulsive need to give value to the new system by reference to the original source.

 

 

Szukamy i szukamy czegoś, być może czasem nazywając “duchowym poszukuwaniem” spełnianie coraz bardziej wyrafinowanych pragnień i żądz. W świecie gdzie wiele materialnych problemów rozwiązano już dawno temu, a wiele z prostych potrzeb, takich jak współdzielenie z kimś życia czy posiadanie potomstwa rzadko są szczerze deklarowane, ludzie wyruszają na duchowe ścieżki, wliczając w to coś, co nazywają szamanizmem, ze skomplikowanymi motywacjami i intencjami, i budują w związku z tym koncepcję szamanizmu jako jakiegoś systemu eksploracji kosmicznych wibracji i jedności. W świecie bez własnej tradycji na jakiej można się wesprzeć, jakakolwiek teoria jaka przychodzi do głowy może być uzasadniona, oto jeden z wielu przykładów :

“Ale nawet jeśli nie medytujesz, nie poświęcasz codzinnej praktyki osiągnięciu Oświecenia, wystarczy aby wierzyć w taką możliwość ( jedności ), by być uprawnionym do nazywania się mistykiem. ( … ) Mistyk staje się szamanem kiedy używa swojego wierzenia do dokonania zmiany w rzeczywistości” [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

Aby było jasnym, nie widzę nic złego w życiu w zamożnym, spokojnym świecie zaspokojonych podstawowych potrzeb, ani nawet w braku spójnej tradycji nas wspierającej, jesteśmy w czasie zmiany i zamętu z jakiegoś powodu, obserwuję jedynie fascynujący proces interpretacji innych, niedawno wzgardzanych kultur, ich narzędzi i terminologii, i budowania z dowolnie wybranych klocków czegoś zupełnie innego, ale z ciągłą, obsesyjną niemal potrzebą dodawania wartości nowemu systemowi poprzez odniesienie do pierwotnego źródła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In my travels I found some kinds of traditional belief – or even practices – more accessible, others more hermetic. It is easier to partake in the same psychoactive substance the Amazonian “shaman” uses to approach his experience ( I am not talking about its cultural context and explanation of the experience ), while Mongolian practice requires perhaps more belief, preferably understanding language, or even, as I was told in some places, Mongolian ancestry. One can of course again appropriate useful gadgets, buy a drum and drum oneself into “cosmic consciousness”, but that doesn’t mean at all that he got any closer to a practice where a specific spirit of person living 400 years ago is summoned to be given milk and probed what one must do to obtain dreamed of job or favors of one pretty girl.

 

 

W swoich podróżach napotkałem pewne rodzaje tradycyjnych wierzeń – lub praktyk – które były bardziej dostępne dla kogoś z zewnątrz, inne natomiast bardziej hermetyczne. Łatwiej jest zażyć tą samą psychoaktywną substancję co amazoński “szaman” i zbliżyć się do jego doświadczenia ( nie mówię tu o jego kulturowym kontekście i tłumaczeniu tegoż doświadczenia ), podczas gdy praktyka mongolskiego szamanizmu wymaga więcej wiary, najlepiej też zrozumienia języka, a nawet, jak mówiono mi w paru miejscach, mongolskich korzeni. Oczywiście można sobie pożyczyć przydatne gadżety, kupić bęben i wbębnić się w “kosmiczną świadomość”, ale to nie oznacza, że chociaż trochę zbliżyliśmy się do tradycyjnej praktyki w której konkretnego ducha osoby żyjącej 400 lat temu wzywa się aby napoić go mlekiem i zasięgnąć rady, co trzeba zrobić aby zdobyć wymarzoną pracę albo względy wybranki.

 

 

 

 

 

 

Perhaps that is a reason ( alongside with more expensive and less pleasant traveling conditions ) that Mongolian shamanism remains for outsiders more exotic, often referred to, but rarely practiced as compared to, let’s say Andean “Inca” traditions, even if practicing would just mean burning palo santo and posting flute music on Facebook. What is especially hard to buy from traditional systems for New Age adherents of shamanism, is its relation to animals, not just imaginary wolf spirit, but animals in flesh and the animal sacrifice. Skulls, fresh skins, blood, all this seems more repulsive to modern, vegetarian sensitivity than Andean embroidery or even feathers found “without killing”. This has serious consequence, I believe, for the subject most crucial in shamanism in my opinion, but so often omitted in its adaptation, is death.

 

 

Być może to jest jeden z powodów ( obok dużo droższych i mniej komfortowych podróży ) z którego mongolski szamanizm pozostaje dla cudzoziemców bardziej egzotycznym, czasem cytowanym, ale rzadko praktykowanym, w porównaniu, na przykład, do andyjskich “Inkaskich” tradycji, nawet jeżeli praktykowanie to sprowadza się do palenia palo santo i zamieszczaniu muzyki peruwiańskiej w linkach na Facebooku. Czymś co szczególnie trudno jest przejąć new agowym adeptom szamanizmu z tradycyjnych systemów jest ich podejście do zwierząt, nie abstrakcyjnego ducha wilka, ale zwierząt z krwi i kości i zwierzęcej ofiary. Czaszki, świeże skóry i krew, to wydaje się bardziej odpychające dla współczesnej wegeteriańskiej wrażliwości niż andyjskie wyszywanki czy nawet pióra zdobyte “bez zabijania”. Ma to poważne konsekwencje, bo moim zdaniem najbardziej kluczowa w szamanizmie sprawa, a często omijana w jego miękkich adaptacjach, to śmierć.

 

 

 

 

 

 

Of course – the Western/modern adherents often confirm, at least verbally, their belief that death is just another side of life, that one can not exist without the other etc, but in practice this is subject strayed away from, it remains abstraction, and the concrete reminders – such as a friend of mine drinking from his human skull in a neo-tribal gathering full of shamanic sentiments – rare and still shocking. Even more problematic is the issue of communication with dead people – not just some abstract spirits, but concrete, specific ancestors of our own family line – something central, not only to Mongolian shamanism. How many of people who claim to be into neo-pagan or shamanic practices would be ready to work with their deceased best friend’s remains?

 

 

Oczywiście -  współcześni adepci często potwierdzają, przynajmniej w słownych deklaracjach, swoją wiarę w to, iż śmierć jest nieodłączną częścią życia, że jedno nie może istnieć bez drugiego etc, ale w praktyce ten temat się zwykle omija, pozostaje abstrakcją, a konkretne przykłady jakie mogą go ostro przywoływać – jak mój znajomy pijący kawę ze swej ludzkiej czaszki na neo-plemiennym zgromadzeniu pełnym szamańskiej retoryki – takie przykłady są rzadkie i wciąż szokujące. Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest komunikacja z martwymi – nie jakimiś abstrakcyjnymi duchami, ale konkretnymi przodkami z własnego drzewa genealogicznego – coś oczywistego, nie tylko w mongolskim szamanizmie. Jak wielu z tych którzy deklarują się uczestnikami neopogańskiego odrodzenia i praktykującymi szamanizm byłoby gotowych pracować ze szczątkami zmarłego najbliższego przyjaciela?

 

 

 

 

 

 

And how many of them claim the right to judge that out of the heritage of mankind, the practices they choose to pick and preserve, belong to the “more evolved” ones, and others, still respected and performed by many indigenous people who never had their connection to natural world broken by materialist and rationalist revolution, are obsolete, cruel, or backward? Perhaps the animal death, sacrifice, putting it back into focus, right into the light of consciousness, can teach us about death in general. This is no coincidence that we tend to regard Muslim ritual slaughter ( often, in the context of respective societies rooted in shamanic tradition ) as barbaric, while at the same time happily feeding our best friends/pets/ cans of industrially slaughtered meat of slave animals- without any respect and attention given to their death as individuals – and in the same culture we do not even have the courage anymore to spend a night in wake with the dead body – like we used to.

 

 

A jak wielu z nich roszczy sobie prawo do oceniania co z dziedzictwa ludzkości, które praktyki wybiorą jako godne zachowania, bo “bardziej wyewoluowane”, a inne, wciaż szanowane i uprawiane przez rdzenne społeczności jakie nie przerwały swojego połączenia z naturalnym światem materialistyczną i racjonalistyczną rewolucją, odrzucą jako przestarzałe, okrutne, zacofane? Być może śmierć zwierzęcia, ofiara, wprowadzenie jej ponownie w centrum, w światło świadomości, może nauczyć nas czegoś o śmierci jako takiej. Nie jest to chyba przypadek, że oceniamy rytualne zarzynanie w islamie ( często, w kontekście poszczególnych społeczeństw oparte na wcześniejszych, szamańskich zwyczajach ) jako barbarzyńskie, podczas gdy sami w tym czasie karmimy swoich pupili – pieski i kotki – puszkami przemysłowo mordowanych niewolników – bez żadnego szacunku i uwagi poświęconej ich indywidualnemu życiu i śmierci. W tej samej kulturze nie mamy już nawet odwagi by spędzić chociaż jedną noc czuwając – jak to wcześniej bywało – przy trupie.

 

 

 

 

 

 

The followers of Bwiti in their night ngoze ceremony are dressed as actual ancestors, in their iboga induced journey they seek to meet actual deceased relatives, their grandmother, father… The spirit summoned by a Mongolian visiting his shaman was a living person once, often from his own family. How does this relate to the experience of modern seeker, who is often seeking far because of disillusionment with his own culture, which is caused by disillusionment with his own family. How to bridge this gap, how to bring our own dead to life, led by a very simple and down to earth motivation – to heal the living?

 

 

Członkowie Bwiti w swej nocnej ceremonii ngoze ubrani są jak ich przodkowie, w swojej wywołanej działaniem ibogi podróży wyruszają aby spotkać się z konkretnymi przodkami, babcią, ojcem… Duch wzywany przez Mongoła odwiedzającego swojego szamana to była kiedyś konkretna, żywa osoba, często z rodziny. Jak to się ma do doświadczenia współczesnego poszukiwacza, który często szuka daleko, bo rozczarowany jest własną kulturą, a to z kolei wynika z rozczarowania własną rodziną. Jak zamknąć to rozdarcie, jak przywołać naszych martwych, w prostej, przyziemnej motywacji – uleczenia tych co żyją?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Because shamanism, in my opinion, in practice is above all about healing. Be it journey with the drum, or application of plant medicine, this is not so much about creating complicated worldview and exploring worlds for the sake of exploring, but a set of techniques to be applied here and now, for better living. That is why I also agree with Alejandro Jodorowsky, when he says that he is not interested in any art that does not aim to heal, what for to look for answers for big questions and split hair in four if we can’t help people – or ourselves for that matter – to stop hurting ourselves or those around?

 

 

Bo szamanizm moim zdaniem to przede wszystkim praktyki uzdrawiania. Czy to podróż z bębnem czy przyjęcie roślinnego sakramentu, nie chodzi tu tyle o kreowanie skomplikowanych map wszechświata i eksplorowanie światów dla samej eksploracji, ale o zestaw technik do zaaplikowania tu i teraz, dla lepszego życia. Dlatego też zgadzam się z Alejandro Jodorowskim, kiedy mówi iż nie interesuje go sztuka, która nie ma na celu uzdrawiania, po co bowiem szukać odpowiedzi na wielkie pytania i rozdzielać włos na czworo jeżeli nie możemy pomóc ludziom – czy nam samym zresztą też – powstrzymać się od wyrządzania sobie krzywdy – i tym co wokół.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Now we arrive at the issue of price. We have commodified all world and its resources and when we have build a rich civilization based on this commodification, we start to feel guilty, and associate transaction with this sense of guilt for all the wealth amassed. This can have very peculiar consequences – like seeing the evil in the transaction itself, not in the scale and imbalance in the exchange. I assume it is because of this wealthy members of modern societies somehow see the pure shamanism as the one free from their own malaise, free from material and especially financial attachment. So many times I heard young people, who are prepared to pay for whatever they fancy, including flight to exotic destination, that they want to find a shaman who is true, meaning he requests no money, at worst he can be rewarded with a chicken or something, or best, with the “skills” this young seeker has to offer.

 

 

Docieramy teraz do kwestii ceny. Zamieniliśmy cały świat i jego zasoby w towar i kiedy już zbudowaliśmy dzięki temu sprawnie działającą bogatą cywilizację, zżera nas poczucie winy za całe te skarby zagarnięte i łączymy z nim samą ideę transakcji. To może mieć bardzo dziwne konsekwencje – takie jak widzenie zła w samej transakcji, a nie jej skali czy nierównowadze wymiany. Wydaje mi się też z tego powodu bogaci reprezentanci współczesnych społeczeństw mają tendencje do postrzegania jako “czysty” tego szamanizmu który rzekomo jest wolny od ich własnej choroby, wolny od materialnego a zwłaszcza finansowego uwiązania. Tak często słyszę młodych ludzi, przygotowanych do zapłacenia za swą dowolną zachciankę, włącznie z lotem do dalekiego kraju, że chcieliby znaleźć szamana, który jest “prawdziwy”, co oznacza, że nie chce kasy, w najgorszym wypadku zadowoli się jakimś kurczakiem a najlepiej gdy pozwoli młodemu adeptowi popracować, podzielić się jego, jakże pożądanymi umiejętnościami.

 

 

 

 

 

 

Indigenous cultures which recently entered the world we created do not seem to have this guilt. Yes, they had barter economies, in a simple society we dream about as paradise lost that would work, but now they see nothing wrong in money as representation of energy exchanged, as blood – life flowing, and it can be used in transactions with humans or with nature – and spirits as well. For transaction – bringing and restoring balance – is another foundation of shamanic worldview. You want something – be prepared to pay. Life must be fed with life, that is the meaning of sacrifice. You want health, you want life – pay the spirits with blood, pay with something precious. Superstition? Is it better to just take what we want, and in doing so, without noticing, instead of the price paid for the spirit we ask, we feed insatiable Moloch of greed, god of our consumerist culture.

 

 

Rdzenne kultury, które niedawno wkroczyły w świat jaki stworzyliśmy, nie mają tego poczucia winy. Tak, miały swoje ekonomie wymiany, to działało w prostym społeczeństwie o którym śnimy niby o raju utraconym, ale teraz nie widzą niczego złego w pieniądzu jako reprezentacji wymienianej energii, jako krwi – przepływie życia, pieniądzu, który może być używany w transakcjach z ludźmi lub naturą – a także duchami. Bo transakcja – przynosząca lub przywracająca równowagę – jest kolejnym z fundamentów szamańskiej wizji świata. Chcesz czegoś – bądź gotowy za to zapłacić. Za życie trzeba czasem zapłacić życiem, takie jest znaczenie ofiary. Chcesz zdrowia, chcesz życia – zapłać duchom krwią, zapłać czymś, co jest cenne. Przesąd? Czy lepiej brać jest po prostu to na co mamy ochotę, i robiąc tak nawet nie zauważać, iż zamiast ceny płaconej duchom za pomoc, karmimy nienasyconego molocha chciwości, boga naszej konsumpcyjnej kultury.

 

 

 

 

 

 

Transaction is acknowledgement of value of the thing/service received, it means we do not take it for granted, we pay, at least symbolic cup of vodka to the spirit we acknowledge as something real, and by feeding it, we give it power we will after all need ourselves. If we truly believe in unity of being, by feeding the world, we feed ourselves.

 

 

Transakcja jest uznaniem wartości rzeczy/ usługi otrzymywanej, oznacza, że nie przyjmujemy daru – w tym wypadku od losu/duchów/świata – jako czegoś oczywistego, płacimy, przynajmniej symbolicznym kubkiem wódki duchowi, którego istnienie potwierdzamy przez to jako realne. Karmiąc go, dajemy mu moc której w końcu sami będziemy potrzebować. Jeżeli szczerze wierzymy w jedność istnienia, karmiąc świat, karmimy samych siebie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And who is shaman in all this, that mysterious figure, so ambiguous, interpreted according to one’s fancy, cultural background, the lectures we read…

 

 

A kim jest w tym wszystkim szaman, ta tajemnicza postać, dwuznaczna, postrzegana przez pryzmat widzimisie, kulturowej tresury, lektur, jakie się przeczytało..

 

 

 

 

 

 

Is he a guru to be followed or rather a vessel, should we worship our guides or the world they show us? Should we really focus on the finger or rather the beauty of the moon it points towards, the voices he – or she – may just be more sensitive to hear?

 

 

Czy jest to guru za jakim trzeba podążać, czy raczej naczynie? Powinniśmy czcić naszych przewodników, czy też świat, który nam pokazują? Powinniśmy naprawdę skupiać się na palcu, a może na pięknie księżyca jaki ten palec wskazuje? Na głosach, jakie on – lub ona – słyszy z większą wrażliwością…

 

 

 

 

 

 

[ Mongolia / Peru / Ecuador / Albania / Cameroon / 2011-2015 ]

 

 

Out of many entries in this guide, this is one of the easier to organize, quite expensive, but I think worth trying. Especially for those travelers without Spanish skills, and the younger lot. There are many lodges with English speaking interpreters but they tend to charge even more and are often frequented by older , well-off patients, which may give them more solemn, temple or spa – like vibe. This one is definitely youthful, one of the reasons being bulk of guests are recruited via youth hostel.

That hostel is called La Casa Chacruna, and is very centrally located in Iquitos, just off the Plaza las Armas. The place is very much about ayahuasca, starting with the name, down to details such as decorations in the lobby, advertising board full of contacts with shamans, lodges and retreats, and the main topics of conversation among the guests. It is run by a young English expat Freddie Findlay, aided by his charming Peruvian partner. Freddie is the person to contact if you want to drink with Roman and speak no Spanish, he gets groups together and on some evenings they gather in the hostel and then travel just outside of Iquitos, where Roman runs his ceremonies.

 

 

Z wielu ayahuasquero jakich można znaleźć w tym przewodniku, ten jest jednym z łatwiejszych do odwiedzenia, dość drogim, ale myślę iż wartym spróbowania. Zwłaszcza dla tych podróżników bez znajomości hiszpańskiego i młodszej ekipy. Jest wiele ośrodków z anglojęzycznymi przewodnikami, ale zwykle kasują jeszcze więcej, i często odwiedzane są przez starszą, zamożniejszą klientelę, co nadaje im bardziej poważny charakter, coś pomiędzy świątynią a spa. Tutaj jest dużo bardziej młodzieżowo, jednym z powodów zapewne jest to że większość gości trafia do Romana poprzez hostel.

Nazywa się on La Casa Chacruna, i jest cetralnie położony w sercu Iquitos, tuż obok Plaza Las Armas. Od razu widać związki z ayahuaską – od nazwy miejsca począwszy, po takie szczegóły jak dekoracje w lobby, tablicę ogłoszeń pełną namiarów na szamanów, lodge, terapie. La Casa Chacruna jest prowadzona przez młodego Anglika – to Freddie Findlay, wspierany przez swoją uroczą partnerkę. To z Freddie właśnie należy się kontaktować jeżeli chcecie odwiedzić Romana, i nie mówicie po hiszpańsku, Freddie zbiera grupy do kupy i w niektóre wieczory ruszają razem z hostelu na wypad pod Iquitos, gdzie Roman prowadzi swoje ceremonie.

 

 

 

 

Freddie is one of Roman’s foreign assistants and apprentices. This is useful too, creating bridge between indigenous healer and guests from foreign lands. I know very well the role of a guide, who co-creates the experience of visitor, is able to interpret some of what is happening, using psychological language and referring to cultural symbols inaccessible to the local ayahuasquero. Besides, Roman’s crew actively participates in running the ceremonies, they add their own icaros so the nights there are pretty busy, even when Roman rests, there is something going on. Another of the guys present when I was there was Daniel, American writer and guide, correspondent of “Reset.me”, and Rupert from England, friendly and hyperactive ex-fighter and sports therapist.

 

 

Freddie jest jednym z kilku zagranicznych asystentów i uczniów Romana. Są oni bardzo użyteczni, tworząc most między rdzennym uzdrawiaczem i gośćmi z zamorskich krain. Bardzo dobrze znam rolę przewodnika, który współtworzy doświadczenie gościa, jest w stanie zinterpretować to co się dzieje, używając zrozumiałego psychologicznego języka i odnosząc sie do kulturowych symboli niedostępnych tradycji z jakiej wywodzi się lokalny ayahuasquero. Poza tym, ekipa Roma aktywnie uczestniczy – współprowadzi ceremonie, wnosząc swoją energię, swoje icaros, więc noce są bardzo żywe, nawet gdy Roman odpoczywa, zawsze coś się dzieje. Jednym z tych czeladników obecnych w tej sesji był Daniel, amerykański pisarz i przewodnik, korespondent “Reality Sandwich”, kolejnym Rupert z Anglii, sympatyczny i hyperaktywny były bokser i sportowy terapeuta, wreszcie poniżej dymiący sam Freddie.

 

 

 

 

 

 

 

These were my last days in Iquitos and was trying to squeeze as much as possible out of them. So I had ceremony almost every night, and on that particular day, in the morning, I had my first serious frog poison dose rubbed into three dots. As I later learned, this can be a powerful booster for ayahuasca effect.

It took us perhaps 45 minutes to get from Casa Chacruna to Roman’s land, first by moto-taxis and then crossing the river that separated quiet suburb from jungle where his household stands. With me there was a mix of experienced drinkers and some newcomers, most from English speaking lands, including, as it turned out later, one nervous American Polish girl.

Neither place nor shaman was impressive at first sight, I find it amusing that even after all this time I am still misled by appearances. Roman looks like a well fed shopkeeper and doesn’t use those shamanic gadgets to get the looks some tourists expect. He is very down to earth, and I quickly got to enjoy this. His presence is very grounding, the way he speaks and sings, I think this base creating ability is one of the most important qualities of ayahuasquero.

 

 

To były moje ostatnie dni w Iquitos i starałem się wycisnąć z nich jak najwięcej. Brałem udział w jakiejś ceremonii prawie codziennie, a tegoż dnia rano, dostałem swoją pierwszą poważną dawkę kambo, żabiej trucizny wtartej w trzy punkty – blizny na ramieniu. Jak się później dowiedziałem, może być to potężne wzmocnienie efektu pitej tego samego dnia ayahuaski.

Zajęło nam około 45 minut aby dotrzeć z La Casa Chacruna na teren Romana, najpierw moto-rykszami a potem czółnem przez rzekę rozdzielającej ciche przedmieścia od dżungli na terenie której znajduje się domostwo. Razem ze mną przyjechała mieszanka doświadczonych psychonautów i nowicjuszy, większość z anglojęzycznych krajów, w tym jak się później okazało, nieśmiała i lekko nerwowa Polka z USA.

Ani miejsce ani szaman nie robili wrażenia na pierwszy rzut oka. To zabawne, że po tym całym czasie tam wciąż zdarza mi się bycie zwiedzionym pozorami. Roman wygląda jak korpulentny sklepikarz, i nie dekoruje się żadnym z tych szamańskich gadżetów jakich niektórzy turyści oczekują. Jest bardzo normalnym kolesiem, i szybko zacząłem to doceniać. Jego sposób bycia jest bardzo uziemiający, sposób w jaki mówi i śpiewa, myślę, że takie stablizujące, pewne siebie ale nie zadufane bycie szamana jest tym czego najbardziej od niego oczekuję.

 

 

 

 

 

 

With no neighbours around we started pretty early. Not so bad in taste brew was served, all the lights went off, I took my last clicks. That is the way I like it, no temptation for photos, and no flickering candles to distract from visions.

 

 

Nie było sąsiadów, więc mogliśmy zacząć dość wcześnie. Całkiem dobry w smaku wywar został zaserwowany, wszystkie swiatła wygaszone, zrobiłem ostatnie zdjęcia. Tak lubię, bez pokusy fotografowania, bez świec rozpraszających swym migotaniem, czarna ciemność.

 

 

 

 

 

 

I was able to hold my ground, but when the wave of mareacion came, things got pretty shaky. I remember I had to work with my breath, with the rattle to smooth the onset of medicine, and I quickly thought about morning kambo, with a tint of usual fear – am I not overdoing things, isn’t that a bit much? But I quickly got to enjoy the ride. This was a special night, full of good and benefit. Hard work pays off, I was feeling, and I was traveling in the joy of completion. I guess Roman sensed this, for when it my turn to approach him, after a short conversation he decided to sing icaro of coronación for me, crowning meaning a mark of completion of certain level, progress and a confirmation of stability. This was the way I understood this, because this was the way I felt. That coherence was the reason I was able to accept this, otherwise I tend to be staying away from all those hierarchies, status points, titles, all those things dangerous because of the way they can inflate already large egos.

That night, that moment I felt I deserved it.  I knew more and more of how little I understood the Great Mystery, but the best was that insatiable greed of knowing was going away, that I was content with knowing nothing, I was content in the bliss of ordinary, regular breath, working bowels, the song of jew’s harp on my lips, company of good men and women, breeze of the night and clearly visible stars, in the empathy and co-creating, in health. I was content in being there, and in the awareness of leaving soon. I knew I deserved that symbolic crown for the precise reason of not needing it.

 

 

Byłem w stanie utrzymać stabilność, ale kiedy pierwsza fala nadeszła, sprawy stały się bardzo chybotliwe. Pamiętam iż musiałem pracować oddechem jak i grzechotką aby złagodzić natarcie medycyny, i szybko przypomniałem sobie poranne kambo, z lekkim odcieniem strachu – typowego pytania – czy nie przeginam? Szybko jednak zacząłem cieszyć się przejażdżką. To była szczególna noc, pełna dobra i darów. Ciężka praca popłaca, tak czułem, i podróżowałem w radości spełnienia. Myślę, że Roman to wyczuł, bo kiedy nadeszła moja kolej by do niego podejść, po krótkiej pogawędce i wybadaniu mego stanu zdecydował się zaśpiewać dla mnie icaro koronacji, coronación oznaczające zwieńczenie pewnego etapu, postępów, spełnienia, potwierdzenie stabilności. Tak to rozumiałem, ponieważ tak właśnie się wtedy czułem. Ta spójność była powodem dla którego mogłem to zaakceptować bez zażenowania, zwykle raczej unikam wszelakich hierarchii, awansów, punktów, tytułów, tych wszystkich rzeczy niebezpiecznych dlatego, że pompują nieraz już mocno napompowane ego.

Tej nocy, w tej chwili, czułem, że na to zasługuję. Wiedziałem coraz więcej o tym jak mało rozumiem z Wielkiej Tajemnicy, ale najlepsze było to, że nienasycony głód wiedzy zanikał, że byłem zaspokojony w tej niewiedzy, byłem zadowolony w rozkoszy zwyczajności, regularnym oddechu, działających trzewiach, pieśni drumli na moich ustach, towarzystwie dobrych ludzi, w nocnym wietrze i pod tak licznymi wtedy gwiazdami, w empatii, współtworzeniu, w zdrowiu. Byłem zadowolony będąc tam, i zadowolony w świadomości bliskiego wyjazdu. Wiedziałem, że zasługuję na tą symboliczną koronę dokładnie z powodu tego, że jej nie potrzebowałem.

 

 

 

 

 

This individual approach Roman has is disappearing in ever growing ayahuasca business around Iquitos, but it used to be and is in opinion essential part of the practice. After all we do not come to curandero just to jam together and listen his singing while we stay under influence, but we come as individuals with specific issues to solve, and we need to be treated so. There are songs designed and/or improvised for each person, each case, sung directly to them, this is what traditional practitioners do, not just singing for all and limiting personal treatment to blowing smoke at each participants. One of the few places I could experience that was at Laura and Ines, Shipibo ceremony at Arco Iris place, and here, so even if you are charged 200 soles per night, it is worth it. There is a lot of work done in this place and you will get your money’s worth before the morning comes, and afterwards, integrating the night into your life.

 

 

To indywidualne podejście Romana do jego pacjentów jest czymś zanikającym w coraz większym ayahuaskowym biznesie wokół Iquitos, ale zwykło być i moim zdaniem jest niezbędną częścią praktyki. W końcu nie przychodzimy do curandero tylko po to aby sobie podżemować i posłuchać jego pieśni podczas gdy jesteśmy pod wpływem, ale przychodzimy jako jednostki z konkretnymi problemami do rozwiązania, i powinniśmy być tak traktowani. Są pieśni zaprojektowane i improwizowane dla każdej osoby, każdego przypadku, śpiewane wprost do nich, tak robią tradycyjni uzdrawiacze, a nie jedynie śpiewają dla wszystkich ograniczając indywidualne traktowanie do dmuchniecia parę razy dymem w czubek głowy uczestnika ceremonii. Jednym z niewielu miejsc gdzie można tego doświadczyć, poza sesją w Arco Iris z szamankami Shipibo jest właśnie dom Romana, i nawet jeżeli kosztuje to 200 soli od osoby za noc, to warto. Dużo w takiej nocy jest tu wykonanej pracy, i otrzymacie wartość swoich pieniędzy zanim nadejdzie rano, jak i potem, integrując te wydarzenia w swoje życie.

 

 

 

 

 

 

 

To contact Roman directly, Spanish speakers could call him at mobile : 965335476 or fixed : (065) 26 7805. You can also let Freddie know you want to come by Internet, you will find him there on Facebook ( https://www.facebook.com/ffindlay ) or through La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Last but not least, just drop by there when you are in Iquitos and have a chat when is the next time they do a ceremony. The address – Calle Napo 312, just off Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

 

 

Aby skontaktować się bezpośrednio z Romanem, mówiący po hiszpańsku mogą dzwonić na komórkę : 965335476  lub domowy : (065) 26 7805. Można też zawiadomić Freddiego przez internet, znajdziecie go na Facebooku : ( https://www.facebook.com/ffindlay ) lub poprzez hostel La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Oczywiście pozostaje także tradycyjna metoda, odwiedziny w Iquitos, i pogawędka – adres hostelu to Calle Napo 312, tuż obok Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

 

 

 

 

 

For the English speakers, to introduce Jenny I will best direct them to this, well, incredible story on her page : http://www.junglejeannie.com/my-story/

Jenny herself does not consider herself shaman, but admits possessing natural healing abilities. She works with indigenous ayahuasqueros, especially Gonzalo Vega Torres from nearby Bora tribal community.

 

 

Historia Jenny prowadzącej swój leczniczy ośrodek niedaleko Padrecocha jest dość długa , w całości znaleźć ją można po angielsku na tej stronie : http://www.junglejeannie.com/my-story/, natomiast rozumiejący jedynie polski muszą się zadowolić się tym surowym streszczeniem :

Ta Australijka w w wieku 8 lat zacząła mieć sny, w których występował mężczyzna jakiego dużo później rozpoznała jako amazońskiego szamana. Już w pierwszym śnie pokazał jej wizje jeziora pełnego krokodyli i uczył by się ich nie bała. W wieku 11 lat Jeannie przeżyła uderzenie pioruna w swoim pokoju, odrzucona od okna, nieprzytomna, przeżyła. Rok później rozpoczął się rozwój śmiertelnej formy raka, najpierw u jednej z przyjaciółek jej rodziny, a zaraz po jego zniknięciu u tejże, rozwinął się u Jeannie. Lata później, rozumiejąc więcej o sobie samej, Jeannie interpretowała to jako początek objawiania się jej zdolności leczenia – tyle tylko że na tym etapie była w stanie nieświadomie przejąć chorobę ale nie potrafiła się jej pozbyć.

Nie pomogła chemoterapia której udało się usunąć włosy, paznokcie, zęby, tylko nie raka. Diagnoza była nieubłagana, nawet amputacja ręki nie powstrzyma raka rozwijającego się w stronę serca i śmierci.

Ojciec dziewczynki postanowił podarować jej jeszcze pare miłych chwil i spytał się gdzie chciałaby pojechać. Myśląc o krokodylach których nigdy nie widziała na żywo, wybrała park narodowy w północnej Australii. To tam zdarzyła się jej największa transformacja.

W nocy, kiedy jej ojciec spał w namiocie Jeannie poszła w głąb lasu, gdzie trafiła na jezioro pełne świecących oczu. Wiedziała czym są a jednak zrobiła coś co większość ludzi uznałoby za szaleństwo, poszła pływać z krokodylami. Ileś z nich minęło dziewczynkę, aż któryś chwycił ją za lewe ramie i wciągnął pod wodę, klasyczna technika jaką stosują ze swymi ofiarami. Kiedy tonęła, pojawił się znów mężczyzna z jej snów i powiedział ponownie by się nie bała, wszystko będzie w porządku.

Odzyskała przytomność w szpitalu cztery dni później, bez lewej ręki. Nie pamiętała niczego poza Indianinem, który uratował ją i przyniósł do obozu, jak twierdziła tej nocy, kiedy wyszła spomiędzy drzew z krwawiącym kikutem, zanim straciła przytomność.

Trzy testy medyczne potwierdziły, że jej rak zniknął bez śladu. Do dziś Jeannie nie wie kim był rdzenny szaman, czemu się z nią skontaktował. Pojawił się jeszcze trzykrotnie po tym wydarzeniu, ale wiele z tego jak wyglądał stało się jasne dopiero kiedy Jeannie trafiła do Amazonii.

Mieszka teraz na terenie społeczności Bora, jedyna obca jakiej na to pozwolono, po tym jak uleczyła wielu z jej członków podczas epidemii dengi, sama przejmując przy tym chorobę. Nie rozumie nadal do końca przyczyn tego co jej sie przytrafiło, ani tego jak kontrolować swoje medyczne talenty, ale jej doświadczenie pozwala jej na empatię wobec chorych i cierpiących, którzy trafiają do ośrodka jaki wspólnymi siłami z Bora zbudowała.

Jenny nie uważa się za szamankę i nie prowadzi sama ayahuaskowych sesji, pomagają jej rdzenni szamani, przede wszystkim Gonzalo Vega Torres z niedalekiej wioski plemienia Bora.

 

 

 

 

 

Ośrodek Jeannie znajduje się jakieś 15 minut moto-rykszą od przystani w Padrecocha ( dokąd dotrzecie łodzią collectivo z Puerto Nanay w Iquitos ), tuż za wioską San Andres, w bardzo spokojnej okolicy, otoczony z trzech stron gęstym lasem, z czwartej rzeką. Jego największą atrakcją chyba są pokoje w wieży przez które przechodzi żywy pień jednego z najważniejszych medycznych drzew, lupuny, rozpościerając się nad ostatnim poziomem, idealnym do relaksu w dzień po ceremonii. Ten pień to także symbol tego co Jeannie podkreśla – to nie jest centrum stricte ayahuaskowe, wprawdzie ceremonie odbywają się tutaj dla gości regularnie, w specjalnie poświęconej temu maloce, ale nacisk jest na leczenie, przede wszystkim przy uzyciu bogatego asortymentu amazońskich roślin.

 

 

Jeannie’s centre is located around 15 minutes by moto-taxi from the harbour in Padrecocha ( where you can reach by collectivo boat from Puerto Nanay in Iquitos ), right after San Andres village, in very calm area, surrounded from three sides by thick forest and from the fourth by river. Its highlight are in my opinions rooms in the tower, build around live lupuna tree, one of the most powerful medicinal trees in the Amazon. It is also a symbol for Jeannie’s attitude, she often stresses this is not only ayahuasca place, but a healing center. The ceremonies are hold frequently for the guests in a maloca dedicated to it, but the stress is put on comprehensive healing programmes aimed at real medical problems, and built around a whole assortment of medical plants.

 

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem tego miejsca jest to, że z powodu wylewającej w czasie deszczów rzeki jest zbudowane na bardzo wysokich palach, i maloka sprawia wrażenie gniazda umieszczonego niemal w koronach drzew. Noc potrafi być tu nieco chłodna, ale za to super rześka, czuć lekki przewiew, czuć żywioł wiatru, dominuje ptasi klimat.

Ponieważ nie ma sąsiadów, ceremonie mogą zaczynać się wcześnie, niedługo po zapadnięciu zmroku.

 

 

Another highlight of this place is the maloca built on stilts, quite high due to the regular flooding of the river. This accounts for a bit chilly nights, but very fresh vibe, another world above the humid jungle floor which is not to everyone’s liking, the world of breeze, in the element of wind, kingdom of birds.

As there are no noisy neighbours around, ceremonies can start quite early, soon after the nightfall.

 

 

 

 

 

 

Gonzalo jest cichym, uprzejmym Indianinem.  Szybko udało nam nawiązać się dobre porozumienie. Nie zgrywa ważniaka, nie dominuje. Nieśmiały uśmiech, świadome ruchy, świadomość swojego głosu.  Jest jedynym z Bora pracujących z ayahuaską, to nie jest ich tradycyjna medycyna i Gonzalo uczył się od Shipibo. Dzięki temu w swych icaros miesza Bora, hiszpański i Shipibo. Śpiewa bardzo fajnie, lekko.

 

 

Gonzalo is a quiet, humble and gentle Bora Indian. We had quickly reached good connection. He doesn’t play big man, is not intimidating at all. Shy smile, conscious movements, awareness of his voice. He is the only Bora working with ayahuasca, this is not their medicine, and Gonzalo studied with Shipibo. Because of that his icaros are a mix of Bora, Spanish and Shipibo language. He sings very cool and light.

 

 

 

 

 

Tej nocy jednym z uczestników był młody chłopak z Kanady, bohater filmu dokumentalnego jaki jego kolega Colin kręci, tematem jest oczywiście ayahuaska. Dokumentowanie udało się ograniczyć do poczatkowej fazy ceremonii, przygotowań, bo kamera chciwa jest światła, a to z kolei bardzo przeszkadza w sesji.  Jenny wykonała wstepną energetyczną pracę z młodziutkim pacjentem, Gonzalo zrobił swoje, bohater wygłosił w stronę obiektywu parę zdań o transformującym doświadczeniu jakie zaraz przejdzie, aż wreszcie mogliśmy wygasić światła i odpłynąć każdy w swoja stronę, a jednak połączeni i świadomi częściowo procesów swoich towarzyszy…

 

 

This night one of the participants was a young lad from Canada, a character in a documentary movie shot by his mate Colin, subject of interest being of course ayahuasca. Their documenting was fortunately limited to the initial phase of ceremony, because movie camera is greedy for light, and the artificial light is a major obstacle in the sessions with this plant. Jenny did her energy work with young patient, Gonzalo did his part, our hero made his speech to the camera about transformative experience he was about to undergo, and so we could finally turn off the lights and float, each in his own direction, though bound together and partially conscious of the others’ processes.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And in the morning was the morning, all awoke fine and well. I will spare you this time my exhibitionism and philosophies. All I can say this reasonably priced place is another one that I can recommend, especially for longer stays for those trying to get rid of serious medical problem, and wishing to stay not too far from Iquitos.

 

 

A rano było rano i wszyscy byli cali i zdrowi. Oszczędzę tym razem swojego ekshibicjonizmu i filozofowania. Mogę jedynie polecić to rozsądnie prowadzone i niedrogie miejsce, zwłaszcza na dłuższe pobyty lecznicze, tym , którzy nie chcą zbyt się od Iquitos oddalać.

 

 

 

 

 

In words of Jeannie herself :

If you need to contact me quickly then please call  980 257 793

or from outside Peru call  +51 980 257 793

The best way to send a message to me is through Facebook https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

And of course : http://junglejeannie.com/

 

Namiary na Jeannie :

w pilnych sprawach, w Peru : 980 257 793 ( nie zawsze w zasięgu )

spoza Peru : +51 980 257 793

na Facebooku :  https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

No i oczywiście strona : http://junglejeannie.com/

 

 

 

 

 

 

Trafiłem w to miejsce w dośc nietypowy sposób, chociaż na tym etapie mojej pracy z ayahuaską takie sformułowanie jest już chyba bardziej retorycznym chwytem.

Płynąłem łodzią z Puerto Nanay do Padrecocha, bo tego dnia, jak byłem przekonany i poinformowany, miało być picie u Jungle Jenny. Więcej o tej Australijce później, bo jak się okazało picie przełożono na później. Tymczasem w łodzi nawiązałem konwersację z dwoma sympatycznymi paniami siedzącymi obok, paniami, które podejrzewałbym o wszystko tylko nie psychodeliczne zainteresowania, więc tłumaczyłem im powód swojej podróży w sposób łopatologiczny raczej. One, słysząc o projekcie mojego przewodnika poleciły mi Javiera, innego, rzekomo niezłego szamana jaki też działa na półwyspie, i u niego pije się właśnie dzisiaj. Ponieważ byłem już umówiony z Jenny, zanotowałem namiary, na tak zwane “potem”.

Tymczasem los pokierował sprawą tak, iż akcja u Jenny została odwołana i chwilę później siedziałem w rikszy gnającej przez ciemny las, licząc że załapię się na wieczorek u Javiera. Jakie było moje tam zdziwienie .. i kogo ja widzę. Czasem kobiet trzeba słuchać uważniej ( albo to one muszą się wyraźniej wypowiadać ).

 

 

I ended up in this place in quite unusual way, although perhaps at this stage of my work with medicine I should be conscious that such introduction is just storytelling trick, what is usual and unsual after all.

I was on a boat from Puerto Nanay to Padrecocha, because that day, as I was convinced and informed, there was going to be drinking session at Jungle Jenny. There will more here about that Australian later, because later it was when they told me we are going to drink. Meanwhile in the boat I struck conversation with two friendly ladies sitting nearby, ladies who I would judge anything but psychonauts, so I explained to them reason of my voyage in very simple terms. They, after having heard about my ayahuasca shamans guide, recommended to me another, as people say, decent ayahuasquero, by the name of Javier. He also operates near to Padrecocha and his drinking day is also today. However, as I already had appointment with Jenny and her Bora shaman, I just wrote down the name, for “later”.

Apparently the fate chose otherwise, Jenny’s session had been cancelled and short time after I was in a moto-rickshaw speeding across dark forest and hoping I can still make it to the evening ceremony at Javier’s. How surprised I was – who do I see – when I got there. Perhaps women should be listened to more carefully ( or perhaps they should speak clearer ).

 

 

 

 

Moje towarzyszki z łodzi były gotowe do picia, jak się okazało nie po raz pierwszy, a ja zapoznałem się z ekipą.

 

 

My boat companions were ready for drinking, as it turned out, not their first time, and I was introduced to the crew.

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem Spiritual Dimensions, bo tak nazywa się ośrodek prowadzony przez Javiera Arevalo, jest to, że nie działa on sam. Poza asystentem na ceremoniach ( chociaż nie wiem czy zawsze i na wszystkich ) są obecne też szamanki Shipibo, Celia i Angela. Jedna rzecz, to moje i nie tylko moje zakochanie w icaros tego plemienia, inna, że kobieca energia jest w tym szamańskim światku rzadkością i cennym dobrem, wnosi inną jakość do sesji, dodatkowo poczucie bezpieczeństwa dla niepozbawionych nieraz traum związanych z seksualnością pacjentek szukających zaufanego i zaufania nie nadużywającego szamana.

W moim wypadku oczywiście decydowała radość z icaros ale także i ogólna sympatia jaką do Shipibo mam. Szybko ustaliliśmy wspólnych znajomych z Pucalpy, szybko posypały się żarty. Ta wesołość łatwo pojawiająca się zarówno u Javiera jak i zwykle bardziej wycofanych rdzennych jego towarzyszek była dla mnie dobrą wizytówką tego miejsca

Zaczęliśmy niedługo potem.

 

 

Big advantage of “Spiritual Dimensions”, for that is the name of Javier’s Arevalo center, is the fact that the guy is not working on his own. Besides his assistant, at the ceremonies ( although I am not sure if always ) he is accompanied by Shipibo curanderas, Celia and Angela. One thing is my adoration for icaros of this tribe, another is that female energy is in this shamanic world rare and precious good, it brings another quality to the session and the feeling of safety for female patients often traumatized by sexual issues, seeking a trustworthy healer.

In my case of course it was the joy to hear icaros that dominated, but also general sympathy I have for Shipibo. We quickly established common acquaintances from Pucalpa, some jokes followed. This joyfulness easily appearing in Javier and his usually more reserved indigenous companions was for me a good omen.

We started soon afterwards.

 

 

 

 

Because there were three of them, leading this ceremony, they could work almost non stop, there was one icaro after another, be it Quechua or Spanish from Javier, or enchanting melodies from the ladies. Sometimes I actually wished for a break and some silence, but most of time I really enjoyed the vibe. There was 6 “patients”, including me, so such numbers guaranteed that everyone got served well – especially the girl on my right who seemed to have difficult time. I did not need special care. That night I had no deep visions, but felt very uplifted, with lots of energy. I couldn’t stay still on my mattress. Half of the session I spent dancing to the icaros, enjoying my shaky, dizzy steps, moving back and forward to the rhythm, almost falling down once in a while, but all in tune with the mad dance routine, barefoot, super-sensible, transforming words and melodies into movement and space navigation in the moonlit maloca.

There is a stress on participation in Spiritual Dimensions, for people who stay on longer retreats, there are workshops designed in order to get to them to co-create experience rather that just be passive receiver. This is in addition to all the usual plant baths and dietas. I feel this bonus is very important, it makes people take charge of their destiny and course of their feeling and not just relay on healer, or worse, guru, as some see the shamans they work with.

So I find it amusing that after my energetic night, the next day, the icaro I was given to learn with the rest of the group, was called “danza guerrera”.

 

 

Ponieważ była ich trójka prowadzących, mogli pracować niemal bez przerwy, jedno icaro za drugim, czy to Quechua lub po hiszpańsku od Javiera czy też zaczarowane melodie od pań Shipibo. Czasem nawet miałem nadzieję na przerwę i chwilę ciszy, ale większość nocy wibracja była wspaniała. Było sześciu “pacjentów”, mnie wliczając, taka proporcja gwarantowała, że każdy zostanie dobrze obsłużony, zwłaszcza dziewczyna leżąca po mojej prawej, która przechodziła chyba ciężkie wyboje. Ja nie potrzebowałem szczególnej opieki. Tej nocy nie miałem jakiś głębokich wizji, ale czułem się bardzo nakręcony, z masą lekkiej energii. Nie mogłem uleżeć na swoim materacu. Połowę sesji spędziłem tańcząc do icaros, bawiąc się swoim trzesącym, chyboczącym, niestabilnym krokiem, ruszając się w te i wewte do psychodelicznego rytmu, niemal upadając co jakiś czas ale nawet i ten “błąd” do rytmu, w harmonii z szalonym, upośledzonym tańcem na bosaka, super wrażliwym, przetwarzającym słowa i melodie na ruch i nawigacje przestrzeni po oświetlonej księżycem maloce.
W “Spiritual Dimensions” jest nacisk na współuczestniczenie, dla ludzi którzy zostają na dłuższych pobytach, przeznaczone są warsztaty zaprojektowane aby wciągnąć ich do współtworzenia doświadczenia, wyrwać ze stanu pasywnego odbiorcy. Ten bonus jest moim zdaniem bardzo ważny, pozwala czującym się chorzy zdobyć wpływ na swoje przeznaczenie i oczywiście na swoje samopoczucie, zamiast uzależniać się od uzdrowiciela, czy jeszcze gorzej, guru, jak niektórzy postrzegają szamanów, którym chcą się poddać.
Zabawnym jest ( a widzę to dopiero teraz przeglądając zdjęcia ) jest to, że następnego dnia, po swojej tanecznej nocy otrzymałem do nauki , razem z innymi, icaro zatytułowane “danza guerrera”.

 

 

 

 

Interesting events followed when I thought it is all over that night. I was laying a bit in bliss, long after the session was finished until suddenly I realized that maloca is empty and everyone gone, back in their huts. OK, so I am off too. Well, not that simple. Where is left, where is right, what is going on. This state in Spanish is called mareado – something like “drunk”, but in this special ayahuasca way.Additionally, I was foolish enough to take off my contact lenses, and the moon vicious enough to hide herself.
I was convinced that I know which way is to my hut, but it was illusion. Grounds of this center are quite large, but after all it is all a giant clearing in thick forest, and this forest started to look at me. In the beginning I carelessly stumbled around, falling into some bushes or spines, but what I began to feel-sense-see on the edge of the jungle froze me with fear and brought the awareness of seriousness of situation. I had to gather my wits again and again, keep focusing on reality and keep in mind warnings I heard so often from many shamans – in this state, forest is not your friend.
It took long time and many trials. In the meantime I ended up in some other house, with some strange people who proposed me to sleep with them, but I insisted on finding my own place, and what that involved, further wandering in the dark.
Mudded, tired, happy. Finally, my bed, candle, spirits behind. Deep sleep. Next day I woke up in garden of paradise and calm feeling of paradise. What more do I need?

 

 

Ciekawa rzecz miała miejsce, kiedy myślałem, że jest już po wszystkim. Poleżałem sobie w błogości długo po zakończeniu sesji, aż nagle uświadomiłem sobie, że maloka jest już pusta, wszyscy się ewakuowali do swych chatek. Dobra, ja też idę. Ha, to nie takie proste. Gdzie jest prawo, gdzie lewo, co tu się dzieje. Ten stan po hiszpańsku określa się słowem mareado – coś w stylu pijany, ale w ten specyficzny ayahuaskowy sposób. Dodatkowo, coś mnie podkusiło wcześniej by ściągnąć soczewki, a księżyc postanowił się już schować.
Byłem przekonany, że wiem w którą stronę jest mój domek, okazało się to iluzją. Teren Javiera jest dość spory, ale w gruncie rzeczy to wielka polana wycięta z gęstego lasu, i las ten zaczął w moją stronę patrzeć. Na początku beztrosko się zataczałem, wpadając na jakieś krzaki i kolce, ale to co zacząłem czuć-widzieć na brzegu lasu zmroziło mnie i przywróciło powagę sytuacji. Nagle musiałem zebrać do kupy swój porozbiegany umysł i przypomnieć sobie wielokrotne ostrzeżenia wielu szamanów – w tym stanie las nie jest twoim przyjacielem.
Długo to trwało i wiele prób zajęło. Po drodze wylądowałem w czyjejś chacie, z dziwnymi ludźmi którzy proponowali mi spanie tam, ale uparłem się na powrót do siebie, a co za tym idzie, dalsze błądzenie.
Zabłocony, zmęczony, szczęśliwy. W końcu łóżeczko, świeca, duchy w tyle. Głęboki sen. Następnego dnia obudziłem się w rajskim ogrodzie, w rajskim stanie, o co więcej chodzi…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Aby dotrzeć tutaj, za parę soli wskoczyć należy w collectivo, łódź z Puerto Nanay do Padrecocha. Kiedy dotrzecie na miejsce, w porcie pytać rykszarzy o Javiera. “Spiritual Dimensions” jest mocno na uboczu, więc trzeba się liczyć z opłatą 10 soli za przejazd. Javier Arevalo, szef, jest dostępny pod mailem javierarevalo@yahoo.es , i poza pracą w Peru bywa też na gościnnych występach w Europie, zwłaszcza w Chorwacji. Szczegóły wszelakie na stronie ośrodka : http://www.spiritualdimensions.org

To reach here, you must jump on collectivo boat in Puerto Nanay, heading to Padrecocha. Once there, ask moto-rickshaw drivers for Javier, “Spiritual Dimensions”, which is quite remote, so you should pay 10 soles at least. Javier Arevalo is the boss, and can be reached at javierarevalo@yahoo.es, besides working home he also sometimes travels to Europe, especially Croatia. All the details on the centre’s website : http://www.spiritualdimensions.org

 

 

 

 

 

 

I don’t need that much a scientific analysis of how ayahuasca works, endless debates, proofs, when I have a man way above 80 years of age, and instead of passing his time in front of TV or on his porch, he is as active and full of energy as Don Agustin. There are many more such old men and women involved with medicinal plants and their bodies and minds are best testimony to the power of plants.

 

 

Nie jest mi tak bardzo potrzebna już naukowa analiza tego, jak działa ayahuaska, niekończące się debaty, dowody, kiedy mam starca grubo po 80tce, który zamiast gnić na ganku wiejskiego domu czy przed telewizorem, tryska energią i życiem tak jak Don Agustin. Wielu takich starszych panów i pań spotkałem, zajmujących się i regularnie konsumujących medyczne dary dżungli, i zarówno ich ciała jak i umysły są najlepszym świadectwem potęgi roślin.

 

 

 

 

 

 

 

Niestety dupa ze mnie a nie reporter i kiedy teraz, parę miesięcy po fakcie spoglądam w swoje notatki ze spotkania z Don Agustinem jestem zmuszony przyznać, że ich w zasadzie nie ma. Poza namiarami i cenami nie spisałem w zasadzie nic, więc teraz skazany na pamięć, sztukowaną ogólnikami i zrzynką ze strony jaką mojemu gospodarzowi i jego partnerce sklecili ich niemieccy fani i kontrahenci. Don Agustin pracuje bowiem z grupami, zwykle grupami z Niemiec, dokąd wcześniej jeździł zanim gebelsy w mundurach nie przechwyciły mu ayahuaski. W związku z tym jego ceny są raczej wygórowane – dzień pobytu w jednym z jego ośrodków ( albo sfotografowanym tu domu położonym na brzegu Amazonki, albo posiadłości w głębi lądu, niedaleko Tamshiyacu, godzinę drogi od Iquitos ) kosztuje 120 dolarów od osoby, zaś 100 dolarów pod opieką jego partnerki, Marleny Soto Ramirez.

 

 

Unfortunately I am just stoner vagabond not a proper journalist, so now, a few months after, when I look for my notes from meeting with Don Agustin, I realize they hardly exist. Apart from contact details and prices I did not write down much, so now I am forced to rely on my memory, supported by some stuff I will be able to nick off the site German ( yeah, thank God for Germans ) fans of my host designed. Don Agustin works a lot with the Germans, usually German groups visiting him, before he used to travel there himself, before the uniformed blokes with no sense of humor arrested his ayahuasca. Therefore his prices are rather steep – one day at one of his centres ( either the house presented here, standing on the bank of Amazon river, or the estate inland, near Tamshiyacu, an hour away from Iquitos ) costs 120 USD per person, and when his partner Marlene Soto Raimirez is the main shaman – 100 USD.

 

 

 

 

 

 

Odwiedziny są możliwe tylko jeżeli są wolne miejsca. Najlepiej skontaktować się bezpośrednio i zapytać, przedstawiając swoją motywację, można także ponegocjować ceny w wypadku dłuższego pobytu. Don Agustin ma dobrą reputację w regionie, także jeśli chodzi o leczenie trudnych przypadków, chociaż sam przyznaje, nie należy liczyć na cuda w jednej sesji, ale dobrze poświęcić jest więcej czasu. Poza ayahuaską para oferuje długotrwałe kuracje wieloma rodzajami wywarów, ziół, kąpieli, szczegóły można znaleźć na niżej zalinkowanej stronie ( po niemiecku )

 

 

Visit is only possible when there are free spots, and not too big crowd already. The best thing to do is write and ask, presenting your reasons, perhaps also negotiating prices in case of longer stay. Don Agustin has a good reputation in the region, also about treating difficult cases, however, as he admits, one should not count for miracles in one session, rather prepare oneself for more time and work. Besides serving ayahuasca, the couple offers long term treatments with various medicinal herbs and brews, baths etc, details can be found on the page linked below ( in German )

 

 

 

 

 

 

Być może nie jest to przypadek że nic nie zanotowałem, najwyraźniej nie poruszyło mną nic aż tak bardzo. Było miło, bardzo poprawnie, były wizje, były bardzo ciekawe icaros, nie mam nic do zarzucenia. Być może jedynie początek sesji był uciążliwy ze względu na nadmiar legnących się tu nad brzegiem rzeki komarów i z tego powodu techniczna porada jest taka by nalegać na późniejszy start, gdzieś około 20:00, kiedy te cholerstwa już się uspokoją. Mowa tutaj o domu na brzegu Amazonki, ośrodek położony w głębi dżungli tego problemu nie ma. Jak twierdzi don Agustin, w wypadku dłuższych, na przykład dwutygodniowych turnusów, goście spędzają część czasu po jednej, część po drugiej stronie rzeki. Czasem ceremonie odbywają się też na należącym do niego katamaranie, zacumowanym na środku nurtu, z dala od brzegów a zatem i wszelkich insektów. W dzień goście, zwłaszcza panie, mają nieraz okazje pływać w Amazonce razem z licznie podpływającymi do katamarana przyjaznymi różowymi delfinami. Piszę panie, bo jest ponoć dziwne erotyczne napięcie między nimi a samcami delfinów.

W tym wypadku piliśmy w bardzo małym gronie, sąsiedzi jacy mieli wpaść ostatecznie nie dopłynęli, więc koło 19:00 ruszyliśmy z akcją, ja, don Agustin, Marlene no i wnuczek don Agustina.

 

 

Perhaps this is no surprise that I wrote down so little, apparently nothing moved me strong enough. The session was nice, very correct, there were visions, good music, very interesting icaros, I have nothing to complain about. Only the beginning of the night was hard due to multitude of mosquitoes breeding in nearby riverside swamp, so because of this a technical advice – do insist on starting later, around 8 PM, when the bastards are gone to sleep.  I am speaking here only about the house on the bank of Amazon, the estate inland has no such problem. As Don Agustin claims, in case of longer stays, for example two weeks long, his guests stay half of the time on one bank of the river, second half on another. Sometimes night ceremonies are also held on his catamaran, anchored in the middle of Amazon, far away from the shores and so from all the creepy-crawly stuff. In the day guests, especially ladies, have a chance to swim there with friendly pink dolphins, which love to visit humans. I am writing “ladies”, because there is often a strange erotic tension between them and male dolphins.

That particular night we drank in very small company. Neighbours announced before finally had not arrived so around 7 PM we set off into the unconscious, me, Don Agustin, Marlene and the shaman’s grandson.

 

 

 

 

 

 

Ceremonia była fajna ze względu na stronę muzyczną, duży, naprawdę zróżnicowany repertuar icaros jakie w trakcie długich lat swej kariery zgromadził don Agustin ( będący między innymi nauczycielem przedstawianego tu wcześniej Rona Wheelocka ), jak i tych inicjowanych przez Marlene, dużo improwizacji, ciekawych i rzadko w rejonie spotykanych technik czy instrumentów, takich jak poniższy łuk paszczowy.  Lekka, windująca do góry medycyna, zero wybojów i mroku, tak być może najlepiej opisać mogę tą noc, niekoniecznie zmieniające życie doświadczenie, ale na pewno terapeutyczna i przyjemna sesja.

 

 

The ceremony was cool because of music, very diverse repertoire of icaros, gathered over the long years of Don Agustin’s career ( among other experiences, he used to be a teacher of featured here previously gringo ayahuasquero Ron Wheelock ), as well as the songs initiated by Marlene, a lot of improvisations, interesting and rare in the region techniques and instruments such as photographed below mouthbow. Light, heaven bound medicine, zero troubles and dark stuff, perhaps that is how I can best describe that night. Not necessarily life changing experience, but for sure decent therapeutic and pleasant session.

 

 

 

 

 

 

Don Agustin and Marlene live in Tamshiyacu. There are two slow boats a day from Belen port, costing a few soles and many speedboats at 20 soles per person, leaving from Iquitos on the Amazon river, so Tamshiyacu is pretty accessible, and at the same much quieter area than the capital of Loreto. Because of his schedule it is best to ask in advance and hope for free spot. The ways to contact are either through German intermediary who runs this page : http://charapamama.jimdo.com/ , or directly : Marlene : marlenesotor@hotmail.com, phone (065) 264173, FB : https://www.facebook.com/marlene.sotoramirez.7 , Agustin : teterivas@gmail.com , agusrivas.vargas@gmail.com

 

 

Don Agustin i jego partnerka żyją w Tamshiyacu. Można tam dotrzeć albo za pare soli na jednej z dwóch wolnych łodzi wyruszających codziennie z portu w Belen, albo za 20 soli na licznych, aż do popołudnia motorówkach z Iquitos, pędzących Amazonką, więc jest to rejon zarazem dość łatwo dostępny, ale i dużo spokojniejszy niż stolica regionu Loreto. Ponieważ Don Agustin jest dość zajęty, najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem. Można się kontaktować albo z niemieckim pośrednikiem, prowadzącym stronę http://charapamama.jimdo.com/ albo bezpośrednio z Marlene : marlenesotor@hotmail.com, tel (065) 264173, FB : https://www.facebook.com/marlene.sotoramirez.7  lub Agustinem : teterivas@gmail.com , agusrivas.vargas@gmail.com

 

 

 

 

 

 

I would recommend experience with Don Agustin and his partner to older, wealthier people, preferring calm, comfort and predictability over strong experience and adventure. Marlene also specializes in female issues and works a lot with women groups. You may like this healing centre on the river, I move onwards however, right after coffee, to the other bank for some experiments.

 

 

Poleciłbym doświadczenie w tym miejscu starszym, zamożniejszym osobom, które preferują spokój, komfort i przewidywalność od mocnych wrażeń i przygód. Marlene specjalizuje się w kobiecych problemach i dużo z kobiecymi grupami pracuje. Może wam się spodobać w tym rustykalnym kurorcie nad rzeką, ja jednak, tuż po kawie ruszam stąd na drugą stronę, na ciekawe eksperymenty.

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.