światosław / tales from the world

Posts tagged:

peru

earth, my body

April 27th, 2017

ziemia moim ciałem

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Peru, 2017 ]

 

 

 

 

 

Our lifes are so smooth and problems so little in comparison, we realize when facing such stories, and then next day or an hour later we already don’t remember that at all.

We visited a healer living in a remote village on Maranon river. We slept in one room with his family and other patients, in this case old mother of the healer’s wife. She is almost 90 years old and taken care of by her partner, who is around 58, half blind from an accident in the field. He asked me if by any chance I dont have any glasses. His wife is constantly holding or trying to grab his hand, to be sure he is around, even if he goes out for a moment to carry out the pot with her urine. In the meantime her other hand constantly scans the floor, even right after dinner, in search of something to eat, be it crumbs, insects, dust, mud. She just can’t be reasoned with, can’t be convinced to stop. She wakes in the middle of the night, screaming. That is her life. On the wooden floor, waiting for the end. That is his life. Without nurses to help, government benefits, free day to rest from the unexplainable burden of being full time caretaker that is only known to those who have experienced it. Even if there was someone with TV in the village, to distract his mind for a while, he doesn’t have this pair of glasses we just take for granted, as many other things, health included. Until it is lost.

 

 

 

Nasze życia są tak proste i bezproblemowe w porównaniu z takimi, zdajemy sobie sprawę, kiedy los podsunie nam takie przykłady pod nos, a potem, następnego dnia albo godzinę później nie pamiętamy już o tym wcale.

Odwiedziliśmy uzdrowiciela mieszkającego w odległej wiosce nad rzeką Maranon. Spaliśmy w jednym z pokoju z jego rodziną i innymi pacjentami, w tym wypadku starą teściową znachora. Ma około 90 lat, i zajmuje się nią jej partner, w wieku ponoć 58 lat, na wpół ślepy po wypadku w polu. Spytał mnie czy nie mam czasem jakiś okularów, nie wiedział zupełnie jaką moc potrzebuje. Jego żona bezustannie próbuje trzymać go za rękę, by być pewną że jest w pobliżu, nawet kiedy musi wyjść na moment by wylać jej nocnik z sikami. W międzyczasie jej druga dłoń stale skanuje podłogę, nawet tuż po posiłku, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, okruszków, insektów, drzazg, kurzu, błota. Nie można z nią się dogadać, nie można jej przekonać by przestała. Budzi się często – i innych – w środku nocy, krzycząc. Takie jest jej życie. Na gołych deskach, czekając na koniec. Takie jest jego życie. Bez pielęgniarek jakie by mu pomogły w opiece, bez rządowych zasiłków, bez wolnego dnia by odpocząć od trudnego do wytłumaczenia brzemienia całodobowej opieki, znanego tylko tym, którzy go doświadczyli.  Jeżeli nawet ktoś w wiosce miałby telewizor, by odciągnąć od tych kłopotów na moment jego głowę, nie ma on przecież nawet tej pary okularów, czegoś co uważamy za oczywiste, nam dane, jak wiele innych rzeczy zresztą, wliczając to zdrowie. Ten, co je stracił ci powie.

 

 

 

(…) The war on germs is therefore another aspect of our culture’s self-other confusion, the confusion over who we are. It is not surprising that the great epidemics of our time are the automimmune diseases. At its most basic, the immune system distinguishes between self and the other. Our collective confusion over who we are manifests in the body as immune system disorders.

 

 

(…) Wojna z zarazkami jest zatem innym aspektem obecnego w naszej kulturze zagubienia co do ja-inny, zagubienia co do tego, kim jesteśmy. Nie jest więc zaskakującym, że wielkie epidemie naszych czasów to choroby autoimmunologiczne. Na najbardziej podstawowym poziomie, system odpornościowy rozpoznaje pomiędzy ja i nie-ja. Nasze kolektywne pogubienie co do tego, kim jesteśmy manifestuje się w ciele jako zaburzenia systemu immunologicznego. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasze fobie wobec zarazków są szczególną formą bardziej generalnej awersji, która ukrywa się pod określeniem – czystość – kwintesencja obsesji kontroli. Czystość jest zaraz po pobożności, powiada się, ale tylko jesli Bóg jest odległy od tej ziemi. Czym jest bowiem brud, całkiem dosłownie, jeżeli nie światem? Utrzymywanie absolutnie czystych ciał i czystych domów oznacza oddzielanie się od świata. Mało jest tak poważnych faux pas jak pojawienie się brudnym i śmierdzącym publicznie, w towarzystwie. Być jednym z brudem oznacza być niecywilizowanym, mniej wywyższonym ponad ziemski świat, być bardziej z ciała a mniej z umysłu i ducha. Podobne założenia tłumaczą dlaczego dorośli czują się tak niekomfortowo kiedy są lepcy i brudni. Jak każdy rodzic wie, małe dzieci nie mają nic przeciwko byciu umorusanym. Ale bycie lepkim oznacza dosłownie że świat ( Inny ) przyczepia się do twojego ja.  Lepkość gwałci zatem nasze poczucie kontroli, zagrażając fizycznemu rozdzieleniu ja i świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obecna obsesja co do higieny żywności -  i cała kampania eksterminacji bakterii – zaczyna wyglądać absurdalnie, kiedy uświadomić sobie, że ludzki system trawienny nie jest wcale tak różny od tego, którym dysponuje pies czy świnia. Im więcej kontroli wymuszamy nad światem, tym bardziej nadwrażliwi na świat się stajemy. Pomimo tego, iż regularnie jadają z podłogi i piją z muszli klozetowej, psy nie wydają się chorować częściej niż my, nie zauważyłem też szczególnego wzrostu poziomu zdrowia odkąd pracownicy przemysłu gastronomicznego zaczęli nosić gumowe rękawiczki. Przeciwnie, brak regularnych wyzwań dla systemu immunologicznego z jednej strony czyni go bardziej wrażliwym ( “myśli” on : może coś przeoczyłem ), z drugiej pozbawia go ćwiczeń, których może potrzebować by przygotować się na prawdziwy kryzys. System odpornościowy staje się jednocześnie bardziej wrażliwy ale i mniej zdolny do radzenia sobie z prawdziwymi wyzwaniami. Paralela z niańczonymi, nadmiernie chronionymi wspólczesnymi ludźmi jest oczywista.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spójrzmy na wymarcie megafauny na północnej półkuli. To stało się nadzwyczaj niedawno, po tym jak znikli neandertalczycy, i w pełni rozwinął się współczesny typ człowieka, i zwykle przypisywane jest wyższości naszej technologii i, co z tym związane, naszej wyższej inteligencji. Zatrzymajmy się na chwilę by o tym pomyśleć – poważne zaburzenie ekosystemu jako oznaka wyższej inteligencji ! Zakładamy iż w ludzkiej naturze jest zagarnianue tyle ile jest to tylko możliwe. Porzućmy na moment takie założenie i przypuśćmy, że neandertalczycy i inni pra-ludzie miel inteligencję, ale nie mieli takich chęci. Być może mieli oni mądrość by unikać praktyk, które zakłócałyby równowagę w naturze. Późniejsze kultury, bardziej od niej oddzielone, pomimo to wciąż rozumiały wagę utrzymywania tego kurczącego się podłączenia. Używały religijnego rytuału i magii aby potwierdzić i odnowić je, opierając się na pradawnym dziedzictwie szamanów i historiach o korzeniach wśród pierwotnych nauczycieli, z czasów kiedy jeszcze harmonia z naturą nie potrzebowała sztucznych sposobów połączenia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy separacja nabrała tempa poprzez rozwój rolnictwa, przepaść nad jaką miała za zadanie budować most religia poszerzyła się. Ludzie oddalili się bardziej od “praw świata” i stare ceremonie utraciły moc przywracania równowagi. Powoli natura zaczęła tracić wewnętrzną boskość w ludzkich oczach i stała się, progresywnie, jedynie rzeczą. Aby było jasnym, natura-jako-rzecz nie było nigdy niczym innym jak ideologią, i to ideologią jakiej niezmiennie przeczy bezpośrednie doświadczenie, kiedy się na nie otworzymy. Mimo tego, ta ideologia była ( i wciąż jest ) dostatecznie potężna aby doprowadzić do i uzasadnić trwający stulecia projekt dominacji i zniszczenia, subordynacji i podboju natury. Jak opisano w poprzednim rozdziale, rolnictwo stopniowo zabrało bogów od utożsamienia ich z naturalnymi siłami do władzy nad nimi, równolegle do postępującego ludzkiego wyabstrahowania własnej tożsamości od natury. Kiedy starożytni królowie i faraonowie byli jeszcze bogami, począwszy od mniej więcej 2000 r p.n.e w Mezopotami królowie stali się zaledwie emisariuszami lub reprezentami boskości, która wyniesiona została w strefę niebios.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z bogiem eksportowanym, o nie-ziemskim statusie, ludzie ( którzy, bądź co bądź są z tej ziemi ) stracili swoją wewnętrzną boskość i stali się zaledwie sługami Boga. Około roku 2000 przed naszą erą, “zaczęły pojawiać się mezopotamskie mity o ludziach stworzonych przez bogów jako ich niewolnicy. Ludzie stali się zwykłymi sługami, bogowie, absolutnymi władcami. Człowiek nie był już w jakimkolwiek sensie inkarnacją boskiego życia, ale innej zupełnie natury, ziemskiej, natury śmiertelnej. A sama ziemia stała się teraz gliną. Materia i duch rozpoczęły swój rozdział.” W związku z tym, mamy w żydowskich, chrześcijańskich i muzułmańskich religiach, które w tymże regionie powstały, koncepcję grzechu wobec Boga, która jest zupełnie oddzielna od gwałtu na porządku natury, czy jej harmonii. Nie tylko odrębna, ale często dokładnie przeciwna. Słowo duchowość zaczęło oznaczać podporządkowanie ciała, którego pragnienia zostały przeciwstawione podwyższeniu ducha. Paralela z technologią i “wspniaczką” ludzkości jest jasna. Technologiczna krucjata cywilizacji aby przezwyciężyć naturę porządkiem i regularnością maszyny znajduje swoje odbicie w religii jako programie przezwyciężenia naszej nieuporządkowanej wewnętrznej natury, czy też “ludzkiej natury”.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

“Na poziomie jednostki, teoria niepokoju próbuje wyjaśnić nudę następująco: nie możemy sobie pozwolić na to, aby po prostu siedzieć i nic nie robić. Jeżeli życie to zawody o to, kto przetrwa, wówczas nasze geny powinny zmuszać nas do wykorzystywania jak najlepiej każdego momentu, w celu zwiększenia naszych szans przetrwania i reprodukcji. Siedzenie i nie robienie niczego jest sprzeczne z naszym genetycznym zaprogramowaniem, które jest przyczyną naszego poczucia dyskomfortu, zmuszającego do zrobienia czegoś produktywnego. Tak z pewnością czuje się wiele ludzi poczas pustych momentów czy celowych eksperymentów z medytacją : kipiący niepokój, który mówi : “powinienem teraz Coś robić”. Ten kulturowy nawyk jest tak silny, iż nawet duchowe praktyki takie jak medytacja czy modlitwa są łatwo zamieniane w kolejne zadanie do wykonania, chwilę zainwestowane w kampanię ulepszania życia.”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

“Przyjrzyjmy się poniższemu opisowi podejścia do pracy w grupie południowoamerykańskich łowców-zbieraczy :

 

‘Yamana nie są zdolni do ciągłego, codziennego znoju, co bardzo martwi europejskich farmerów i pracodawców, u których są często zatrudnieni. Ich praca jest bardziej serią startów i ataków, i podczas tych okazjonalnych wysiłków są w stanie wykrzesać znaczącą energię, przez pewien okres czasu. Potem jednakże ujawniają pragnienie niejasno długiego okresu odpoczynku, podczas którego wylegują się nic nie robiąc, bez oznak wielkiego zmęczenia… Jest oczywistym, iż powtarzająca się nieregularność tego rodzaju wpędza europejskiego pracodawcę w desperację, ale Indianin nic z tym nie może zrobić. Taka jego natura.’

 

Rasistowski wydźwięk tej wypowiedzi może być łatwo złagodzony przez skonfrontowanie się z pojawiającym się podejrzeniem, iż taka jest też i nasza natura. “Ich praca to seria startów i ataków…” Czy to nie opisuje także dziecka?  Czytelniku, czy czasem czujesz pragnienie “odpoczynku”, nawet gdy tak naprawdę nie jesteś zmęczony? To, że nasze obecne zachowania stoją w sprzeczności z “naturalnym charakterem”, to jedynie dowód potęg naszej akulturacji. Zostaliśmy przekonani, że nie możemy pozwolić sobie na takie życie, więc tresujemy samych siebie i nasze dzieci by przełamać ich “naturalny charakter” i zmusić  do ciężkiej pracy. Tak jak technologia chce ulepszyć naturę, tak też kultura próbuje udoskonalić ludzką naturę.”

 

[ Charles Eisenstein,  "Ascent of Humanity" ( 2007 ) ]

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fredy Perlman: Against His-story, Against Leviathan! (1983)

( about the lifestyle of hunter gatherer and tribal societies encountered by European civilization )

 

“(…) But none of them ever worked. And everyone knows it. The armored Christians who later “discovered” these communities knew that these people did no work, and this knowledge grated on Christian nerves, it rankled, it caused cadavers to peep out. The Christians spoke of women who did “lurid dances” in their fields instead of confining themselves to chores; they said hunters did a lot of devilish “hocus pocus” before actually drawing the bowstring.

These Christians, early time-and-motion engineers, couldn’t tell when play ended and work began. Long familiar with the chores of zeks, the Christians were repelled by the lurid and devilish heathen who pretended that the Curse of Labor had not fallen on them. The Christians put a quick end to the “hocus pocus” and the dances, and saw to it that none could fail to distinguish work from play.”

 

 

( o stylu życia zbieracko-łowieckiego i plemiennych społecznościach z jakimi zetknęła się europejska cywilizacja )

 

” ( …) Ale nikt z nich nigdy nie pracował. I wszyscy o tym wiedzą. Opancerzeni chrześcijanie, którzy później “odkryli” te społeczności wiedzieli, że ci ludzie nie wykonywali żadnej pracy, i ta wiedza zdzierała chrześcijańskie nerwy, prowokowała ropienie, podburzała spokój pracowitych zombie. Chrześcijanie gadali o kobietach, które odprawiają “ponure tańce” na swych polach, zamiast ograniczyć się do codziennej harówy, mówili, iż myśliwi odstawiają sporo diabelskiego “hokus pokus”, zanim zabierają się za naciągnięcie cięciwy.

Ci chrześcijanie, pierwotni inżynierzy czasu i ruchu, nie mogli jasno określić gdzie kończyła się zabawa a gdzie zaczynała praca. Od dawna zaznajomieni ze znojem zeka, ci chrześcijanie byli obrzydzeni mrocznym i diabelskim poganinem, który udawał, że Klątwa Pracy nie spadła na niego. Chrześcijanie szybko więc zakończyli “hokus pokus” i tańce, i dopilnowali, by nikt już nie pomylił pracy z zabawą”.

 

 

 

 

 

Marshall Sahlins: “The Original Affluent Society” (1968)

 

If economics is the dismal science, the study of hunting-gathering economies must be its most advanced branch. Almost totally committed to the argument that life was hard in the Paleolithic, our textbooks compete to convey a sense of impending doom, leaving the student to wonder not only how hunters managed to make a living, but whether, after all, this was living? The specter of starvation stalks the stalker in these pages. His technical incompetence is said to enjoin continuous work just to survive, leaving him without respite from the food quest and without the leisure to “build culture.” Even so, for his efforts he pulls the lowest grades in thermo-dynamicsless energy harnessed per capita per year than any other mode of production. And in treatises on economic development, he is condemned to play the role of bad example, the so-called “subsistence economy.”

 

 

Jeżeli ekonomia to pesymistyczna nauka, studia nad ekonomiami zbieracko – łowieckimi muszą być w tym najbardziej zaawansowaną gałęzią. Niemal całkowicie przywiązane do argumentu, że życie w paleolicie było ciężkie, nasze podręczniki konkurują ze sobą w przekazaniu wrażenia nieuchronnej zagłady, pozostawiając studenta zafrasowanego nie tylko tym jak łowcy dawali radę sobie zorganizować życie, ale czy to w ogóle było życie? Widmo głodu poluje na polującego na stronach tych podręczników. Jego techniczna niekompetencja wymusza nieprzerwaną pracę, tylko w celu przetrwania, pozostawiając go bez odpoczynku od nieustannej walki o jedzenie i bez czasu wolnego niezbędnego dla “zbudowania kultury”. Pomimo tego, jego wysiłki przynoszą najmniejszy przyrost energii na głowę spośród wszystkich możliwych sposobów produkcji. W traktatach o rozwoju ekonomicznym jest on skazany na odgrywanie roli negatywnego przykładu, tak zwanej “ekonomii przetrwania”.

 

 

 

 

 

It will be extremely difficult to correct this traditional wisdom. Perhaps then we should phrase the necessary revisions in the most shocking terms possible: that this was, when you come to think of it, the original affluent society. By common understanding an affluent society is one in which all the people’s wants are easily satisfied; and though we are pleased to consider this happy condition the unique achievement of industrial civilization, a better case can be made for hunters and gatherers, even many of the marginal ones spared to ethnography. For wants are “easily satisfied,” either by producing much or desiring little, and there are, accordingly, two possible roads to affluence. The Galbraithean course makes assumptions peculiarly appropriate to market economies, that man’s wants are great, not to say infinite, whereas his means are limited, although improvable. Thus the gap between means and ends can eventually be narrowed by industrial productivity, at least to the extent that “urgent” goods became abundant. But there is also a Zen solution to scarcity and affluence, beginning from premises opposite from our own, that human material ends are few and finite and technical means unchanging but on the whole adequate. Adopting the Zen strategy, a people can enjoy an unparalleled material plenty, though perhaps only a low standard of living. That I think describes the hunters.

 

 

Będzie bardzo trudnym skorygować tą tradycyjną mądrość. Być może powinniśmy więc sformułować niezbędne poprawki w najbardziej szokujący sposób z możliwych : iż było to, jeśli o tym pomyśleć, pierwotne społeczeństwo obfitości. W potocznym rozumieniu społeczeństwo obfitości jest takim, w którym wszystkie potrzeby ludzi są łatwo zaspokajane, i chociaż miło nam myśleć, iż taki stan jest unikalnym osiągnięciem cywilizacji przemysłowej, lepszy przykład znaleźć można wśród łowców i zbieraczy, nawet wielu z marginalnych grup, pominiętych przez etnografię. Ponieważ potrzeby są “łatwo zaspokajane” albo poprzez produkowanie wiele, albo przez pożądanie mało, są z tym związane dwie możliwe drogi do obfitości. Kurs wg Galbraithe opiera się na założeniach pasujących do ekonomii rynkowych, gdzie potrzeby człowieka są wielkie, by nie rzecz nieskończone, podczas gdy jego możliwości ograniczone, chociaż zwiększalne. Przepaść między środkami a celami może być więc zmniejszana przez przemysłową produktywność, przynajmniej do poziomu w którym “niezbędne” dobra stają się obfite. Ale jest też podejście Zen do niedoboru i obfitości, opierające się na założeniach odmiennych od naszych współczesnych, mianowicie takich, że ludzkie cele materialne są skromne i ograniczone, a techniczne możliwości niezmieniające się, lecz w gruncie rzeczy wystarczające. Adoptując strategię Zen, ludzie mogą cieszyć się niezrównaną materialną obfitością, chociaż być może jedynie niskim standardem życia. To, myślę, opisuje sytuację łowców.

 

 

 

 

 

 

(…) Scarcity is not an intrinsic property of technical means. It is a relation between means and ends. We might entertain the empirical possibility that hunters are in business for their health, a finite objective, and bow and arrow are adequate to that end. A fair case can be made that hunters often work much less than we do, and rather than a grind the food quest is intermittent, leisure is abundant, and there is more sleep in the daytime per capita than in any other conditions of society. (Perhaps certain traditional formulae are better inverted: the amount of work per capita increases with the evolution of culture and the amount of leisure per capita decreases.) Moreover, hunters seem neither harassed nor anxious. A certain confidence, at least in many cases, attends their economic attitudes and decisions. The way they dispose of food on hand, for example as if they had it made.

 

 

(…) Niedobór nie jest związany jedynie z technicznymi możliwościami. Jest relacją między możliwościami a celami. Możemy rozważyc empiryczną możliwość, iż łowcy są w grze o swe zdrowie, określony cel, i łuk oraz strzała są narzędziami adekwatnymi do osiągnięcia tego celu. Można dobrze udokumentować fakt, iż łowcy często pracują mniej niż my, iż raczej niż ciągła harówa, krucjata za jedzeniem jest sporadyczna, czas wolny obfity, i jest więcej czasu na sen w ciągu dnia na osobę niż w jakichkolwiek innych warunkach urządzenia społeczeństwa. ( Być może pewne tradycyjne formuły lepiej brzmią odwrócone : ilość pracy na głowę wzrasta wraz z ewolucją kultury, a ilość czasu wolnego na głowę maleje ). Co więcej, łowcy nie wydają się ani zafrasowani ani nerwowi. Pewność siebie, przynajmniej w wielu przypadkach, charakteryzuje ich podejście do ekonomii i ich decyzje. Sposób w jaki traktują posiadane aktualnie jedzenie, na przykład, jest taki jakby mieli je robione na zawołanie.

 

 

 

 

 

 

(…) A certain issue is posed by exasperated comments on the prodigality of hunters, their inclination to make a feast of everything on hand; as if, one Jesuit ( Le Jeune, 1634 ) said of the Montagnais, “the game they were to hunt was shut up in a stable” (…)  “I saw them [the Montagnais] in their hardships and their labors, suffer with cheerfulness. I found myself, with them, threatened with great suffering; they said to me, ‘We shall be sometimes two days, sometimes three, without eating, for lack of food; take courage, Chihine, let thy soul be strong to endure suffering and hardship; keep thyself from being sad, otherwise thou will be sick; see how we do not cease to laugh, although we have little to eat’” .

Again on another occasion Le Jeune’s host said to him: “Do not let thyself be cast down, take courage; when the snow comes, we shall eat”. Which is something like the philosophy of the Penan of Borneo: “If there is no food today, there will be tomorrow”

 

 

(…) Pewna kwestia jest przywołana w zirytowanych komentarzy o marnotrawstwie łowców, ich tendencjach do robienia uczty ze wszystkiego pod ręką, jak gdyby, jak jeden jezuita ( Le Jeune, 1634 ) powiedział o Innuitach,”zwierzyna, na którą mają polować, zamknięta była w stajni”. (…) “Widziałem ich ( Innuitów ) w ich trudach i pracach, jak cierpieli w pogodnym nastroju. Również ja, pomiędzy nimi, znalazłem się w tarapatach, zagrożony wielkim cierpieniem, a oni mi rzekli ‘Czasem będziemy dwa dni a czasem trzy bez jedzenia, z braku pokarmu, bądź dzielny, Chihine, niech twa dusza będzie silna by wytrwać w cierpieniu i trudzie, powstrzymaj się od smutku, w przeciwnym razie będziesz chory, patrz jak my nie przestajemy się śmiać, choć mało mamy do jedzenia’”.

Przy innej okazji, gospodarz Le Jeuna powiedział mu “”Nie pozwól sobie podupaść na duchu, zbierz odwagę, kiedy przyjdą śniegi, będziemy jeść”. Co przypomina filozofię Penanów z Borneo: “Jeśli dziś nie ma jedzenia, będzie jutro”.

 

 

 

 

 

 

 

 

nonsanto in amoco

July 13th, 2016

 

 

This is National Geographic, June 1980 issue. It shows how times have changed, I don’t think something like that would be possible now, even if Monsanto still keep being the same bastards, they have to hide better now. This was slow beginning of Reagan era, of “we can do what we fuckin’ like and take no communist bullshit about environment”. Some years later we would have a wave of Disney tear-squeezing movies about brave kids fighting some evil company polluting their river or trying to convert park into parking lot for supermarket, but in June 1980 it was still the “earth is ours” and we need “vital resources”, so you have Amoco petrol corporation buying 8 pages of advertising piece, saying we have to “protect our national security” ( always the same fear ) from those evil Arabs raising prices, and as we “can’t save our way out of our dependence on imported oil”, we need to have “accelerated plan for opening “wilderness” areas which may contain oil and minerals”, and which this crazy Jimmy Carter administration unfortunately declares “off limits”…

 

Right on the next page Monsanto declares it is unfair competion that Mother Nature doesn’t have to list chemicals in its produce, because “it is all chemicals”, you know, and our products actually “provides more nutrition than natural foods”. They conclude : “so you see, there really isn’t much difference between foods made by Mother Nature and those made by man. What’s artificial is the line drawn between them”.

 

 

Oto National Geographic, numer z czerwca 1980 roku. Pokazuje jak zmieniły się czasy i podejście, chociaż nie wiem czy w Polsce. Nie wiem czy obecnie byłoby coś takiego możliwe, chociaż Monsanto dalej działają i pozostają tak samo cynicznie kłamliwymi synami genetycznie modyfikowanej suki, muszą się teraz bardziej kryć. To były powolne początki ery Reagana i ukochanej w Polsce budowniczyni autostrad do sukcesu, pani Thatcher, era “możemy zrobić co nam się podoba i nie łykamy żadnej komunistycznej propagandy o ochronie środowiska”. Może z dekadę później przyszła fala familijnych wyciskaczy łez od Disneya o bohaterskich dzieciakach walczących z niegodziwą korporacją zatruwającą ich lokalną rzekę albo próbującą zamienić park w parking, ale w czerwcu 1980 magazyn poświęcony naturalnemu i kulturowemu dziedzictwu ludzkości bez żadnych skrupułów zamieszczał płatny tekst pełen klimatu “ziemia jest nasza” i potrzebujemy “niezbędnych do życia surowców”. Mamy tu zatem ośmiostronicowy elaborat wykupiony przez naftowego giganta Amoco, który oczywiście ma misję “obrony naszego narodowego bezpieczeństwa” ( zawsze granie na tym samym strachu ) przed złymi Arabami, podnoszącymi złośliwie ceny i, mimo koszmarnych wyrzeczeń i instalowania jakiś energooszczędnych fanaberii, “nie możemy oszczędnościami uwolnić się od naszego uzależnienia od importowanej ropy”, więc potrzebny jest “przyspieszony plan otwierania tak zwanych “dzikich” obszarów, które mogą zawierać ropę i minerały”, a które ta szalona administracja Jimmiego Cartera niefortunnie zamyka jako rezerwaty przed eksploatacją…

 

Zaraz na sąsiedniej stronie Monsanto skarży się na nieuczciwą konkurencję ze strony Matki Natury, która nie musi zamieszczać listy chemikaliów jakie znajdują się w jej produktach, ponieważ “to wszystko chemia”, wiecie, a nasze produkty właściwie to “dostarczają więcej substancji odżywczych niż te naturalne”. Kończą zgrabnie “więc widzicie, nie ma zbyt wiele różnicy między produktami wyprodukowanymi przez Matkę Naturę, a tymi przez człowieka. Co jest sztuczne, to granica narysowana między nimi”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zygmunt Bauman: Modernity and the Holocaust (1989)

 

Modern culture is a garden culture. It defines itself as the design for an ideal life and a perfect arrangement of human conditions. It constructs its own identity out of distrust of nature. In fact, it defines itself and nature, and the distinction between them, through its endemic distrust of spontaneity and its longing for a better, and necessarily artificial, order. Apart from the overall plan, the artificial order of the garden needs tools and raw materials. It also needs defence against the unrelenting danger of what is, obviously, a disorder. The order, first conceived of as a design, determines what is a tool, what is a raw material, what is useless, what is irrelevant, what is harmful, what is a weed or a pest. It classifies all elements of the universe by their relation to itself. This relation is the only meaning it grants them and tolerates and the only justification of the gardener’s actions, as differentiated as the relations themselves. From the point of view of the design all actions are instrumental, while all the objects of action are either facilities or hindrances.

 

 

Współczesna kultura jest kulturą ogrodu. Definiuje się jako projekt idealnego życia i doskonałego zaaranżowania warunków ludzkiej egzystencji. Konstruuje swoją własną tożsamość z nieufności wobec natury. W istocie, definiuje się i naturę, i rozdział między nimi, poprzez edemiczną nieufność wobec spontaniczności i tęsknotę za lepszym, i koniecznie sztucznym, porządkiem. Poza ogólnym planem, sztuczny porządek ogrodu potrzebuje narzędzi i surowców. Potrzebuje też obrony przed nieustępliwym zagrożeniem, jakim jest oczywiście nieporządek. Porządek, najpierw pomyślany jako projekt, determinuje co jest narzędziem, co jest surowcem, co jest zbędne, co jest szkodliwe, co jest chwastem a co szkodnikiem. Klasyfikuje wszystkie elementy wszechświata poprzez ich stosunek do siebie samego. Ta relacja jest jedynym znaczeniem jakie im przyznaje, i jedynym usprawiedliwieniem działań ogrodnika, tak zróżnicowanych jak same te relacje. Z punktu widzenia projektu, wszystkie akcje są instrumentalne, podczas gdy wszystkie obiekty akcji są albo ułatwieniem, albo przeszkodą.

 

 

 

 

 

 

Modern genocide, like modern culture in general, is a gardener’s job. It is just one of the many chores that people who treat society as a garden need to undertake. If garden design defines its weeds, there are weeds wherever there is a garden. And weeds are to be exterminated. Weeding out is a creative, not a destructive activity. It does not differ in kind from other activities which combine in the construction and sustenance of the perfect garden. All visions of society-as-garden define parts of the social habitat as human weeds. Like other weeds, they must be segregated, contained, prevented from spreading, removed and kept outside the society boundaries; if all these means prove insufficient, they must be killed.

 

 

Współczesne ludobójstwo, jak współczesna kultura generalnie, to robota ogrodnika. To tylko jedna z wielu robót jakie ludzie traktujący społeczeństwo jak ogród muszą wykonać. Jeżeli projekt ogrodu definiuje swoje chwasty, są chwasty wszędzie tam gdzie jest ogród. A chwasty mają być eksterminowane. Usuwanie chwastów jest działaniem kreatywnym, nie destruktywnym. Nie różni się w swym rodzaju od innych aktywności, które łącznie dążą do budowy i utrzymania doskonałego ogrodu. Wszystkie wizje społeczeństwa jako ogrodu definiują część społecznego habitatu jako ludzkie chwasty. Jak inne chwasty, muszą być one wydzielone, opanowane, powstrzymane od rozprzestrzeniania się, usunięte i trzymane na zewnątrz społecznych granic, jeżeli te środki okażą się niewystarczające,  muszą być zabite.

 

 

 

 

Stalin’s and Hitler’s victims were not killed in order to capture and colonize the territory they occupied.

Often they were killed in a dull, mechanical fashion with no human emotions – hatred included – to enliven it. They were killed because they did not fit, for one reason or another, the scheme of a perfect society. Their killing was not the work of destruction, but creation. They were eliminated, so that an objectively better human world, more efficient, more moral, more beautiful could be established. A Communist world. Or a racially pure, Aryan world. In both cases, a harmonious world, conflict-free, docile in the hands of their rulers, orderly, controlled. People tainted with ineradicable blight of their past or origin could not be fitted into such unblemished, healthy and shining world. Like weeds, their nature could not be changed. They could not be improved or re-educated. They had to be eliminated for reasons of genetic or ideational heredity of a natural mechanism resilient and immune to cultural processing.

 

 

Ofiary Stalina i Hitlera nie były zabite w celu przejęcia i skolonizowania terytorium jakie zajmowały.

Często zabite były w nudny, mechaniczny sposób, bez ludzkich emocji – wliczając w to nienawiść – ożywiających ten proces. Były zabite ponieważ nie pasowały, z tego lub innego powodu, do schematu doskonałego społeczeństwa. Ich zabijanie nie było pracą niszczenia, ale tworzenia. Były eliminowane, aby obiektywnie lepszy ludzki świat, bardziej efektywny, bardziej moralny, bardziej piękny został ustanowiony. Świat komunistyczny. Albo rasowo czysty, świat aryjski. W obu wypadkach, harmonijny świat, wolny od konfliktu, pokorny pod władaniem jego panów, uporządkowany, pod kontrolą. Ludzie naznaczeni nieusuwalną skazą ich przeszłości lub pochodzenia nie mogli być dopasowani do takiego nieskazitelnego, zdrowego i lśniącego świata. Jak chwasty, ich natury nie dało się zmienić. Nie mogli być naprawieni albo reedukowani. Musieli być usunięci z powodów genetycznego czy ideowego dziedziczenia, naturalnego mechanizmu odpornego na kulturowe manipulacje.

 

 

 

 

 

 

The two most notorious and extreme cases of modern genocide did not betray the spirit of modernity. They did not deviously depart from the main track of the civilizing process. They were the most consistent, uninhibited expressions of that spirit. They attempted to reach the most ambitious aims of the civilizing process most other processes stop short of, not necessarily for the lack of good will. They showed what the rationalizing, designing, controlling dreams and efforts of modern civilization are able to accomplish if not mitigated, curbed or counteracted.

These dreams and efforts have been with us for a long time. They spawned the vast and powerful arsenal of technology and managerial skills. They gave birth to institutions which serve the sole purpose of instrumentalizing human behavior to such an extent that any aim may be pursued with efficiency and vigor, with or without ideological dedication or moral approval on the part of the pursuers. They legitimize the rulers’ monopoly on ends and the confinement of the ruled to the role of means. They define most actions as means, and means as subordination to the ultimate end, to those who set it, to supreme will, to supra-individual knowledge.

 

 

Dwa najbardziej niesławne i ekstremalne przypadki współczesnego ludobójstwa nie zdradziły ducha współczesności. Nie odbiegły od głównego szlaku procesu cywilizowania. Były najbardziej spójnymi, nieskrępowanymi wyrazami tego ducha. Próbowały sięgnąć po najbardziej ambitne cele procesu cywilizowania, przed jakimi zatrzymuje się większość innych procesów, niekoniecznie z powodu braku dobrej woli. Pokazały co racjonalizacja, projektowanie, sny o kontroli i wysiłki współczesnej cywilizacji są w stanie osiągnąć jeżeli nie są powstrzymywane, ograniczone czy przeciwdziałane.

Te marzenia i wysiłki były z nami od długiego czasu. Zrodziły ogromny i potężny arsenał technologii i umiejętności zarządzania. Zrodziły instytucje, które służą wyłącznemu celowi instrumentalizacji ludzkiego zachowania do tego stopnia, że do jakiegokolwiek celu można dążyć z efektywnością i wigorem, z lub bez ideologicznego zaangażowania lub moralnej zgody ze strony tych co do niego podążają. Legitymizują monopol władców nad celami i uwięzienie poddanych w roli środków. Definiują większość działań jako środki a środki jako podporządkowane ostatecznemu celowi, tym którzy go definiują, najwyższej woli, supra-indywidualnej wiedzy.

 

 

 

 

 

 

Emphatically, this does not mean that we all live daily according to Auschwitz principles. From the fact that the Holocaust is modern, it does not follow that modernity is a Holocaust. The Holocaust is a by-product of the modern drive to a fully designed, fully controlled world, once the drive is getting out of control and running wild. Most of the time, modernity is prevented from doing so. Its ambitions clash with the pluralism of the human world; they stop short of their fulfillment for the lack of an absolute power absolute enough and a monopolistic agency monopolistic enough to be able to disregard, shrug off, or overwhelm all autonomous, and thus countervailing and mitigating, forces.

Należy podkreślić, to nie oznacza, że wszyscy żyjemy na codzień według reguł Auschwitz. Z faktu, iż holokaust jest współczesny, nie wynika, że współczesność to holokaust. Holokaust to produkt uboczny nowoczesnego pędu do w pełni zaprojektowanego, w pełni kontrolowanego świata, kiedy ten pęd wyrwie się spod kontroli. Przez większość czasu, współczesność jest od tego powstrzymywana. Jej ambicje ścierają się z pluralizmem ludzkiego świata, zatrzymują się przed pełnym spełnieniem z powodu braku wystarczająco absolutnej władzy, monopolistycznego czynnika sprawczego na tyle monopolistycznego by nie zwracać uwagi czy zdominować wszystkie autonomiczne, a tym samym przeciwdziające mu siły.

 

 

 

 

 

 

So, may I add some punk advice to this serious analysic, is there any defence then? What can a simple individual do against the Monster arising? Perhaps, cultivate some cracks, cultivate chaos? Beware of Order and Mind getting out of hand. Let the bush grow in your backyard and in your views. Construct, play, let it decay, and bow down before the Holy Error. Embrace the weeds, half-rotten apples, the wild, unpredictable, the sickness and failure. Preventing monoculture of your strict and ordered views, hegemony of controlling mind you may prevent holocaust of your emotions, of your instincts and feeling, and this may well be the best way of preventing the holocaust of the wilderness and freedom without.

 

 

Jeżeli nie będzie impertynencją doklejać kawałek punkowej mądrości do tej poważnej analizy z pierwszej ligi, zapytałbym czy jest jakaś obrona? Co może zrobić jednostka by powstrzymać wyłonienie się Potwora? Kultywować pęknięcia, kultywować chaos. Wypatrywać patologii Porządku i Umysłu wymykających się poza równowagę. Pozwolić dziczy rosnąć na waszym/naszym podwórku i w poglądach. Konstruować,  bawić się ale pozwolić na rozpad, klęknąć przed Świętym Błędem. Ukochać chwasty, na wpół zgniłe jabłka, to co dzikie, nieprzewidywalne, zaskoczenie, chorobę i niepowodzenie.  Zapobieganie monokulturze zawsze spójnych, ścisłych i uporządkowanych poglądów, hegemonii kontrolującego umysłu może zapobiec holokaustowi własnych emocji, instynktów, czucia, i może być najlepszym sposobem zapobieżenia holokaustowi dzikości i wolności na zewnątrz.

 

 

 

 

 

 

 

Whoever drinks from it, will make him healthy  /  kto z niego pije, ten zdrów żyje

 

 

 

 

Na pielgrzymce Qoyllur Riti są całe armie przybyłe z różnych stron Andów, rzesze stłoczone w jednej dolinie a policjantów można policzyć na palcach dwóch dłoni. Kontrolę sprawują ukukus, ludzie- niedźwiedzie, jedyni którym wolno wspiąć się kulminacyjnej nocy na lodowiec, niedostępny dla zwykłych ludzi. Jeżeli ktoś odważyłby się złamać powagę miejsca i na przykład został przyłapany na kradzieży, ukukus sami zrobią z nim porządek, zaciągając go na dzikie zbocze na reedukacje.

Patrzyłem na święty dla Quechua lodowiec Sinakara, pamiętając ile go było w 2013 roku. Co roku cofa się w widoczny sposób, wszyscy stali bywalcy to potwierdzają. Nie wolno już pielgrzymom, jak przez stulecia, zabierać lodu do swoich wiosek, lodu z którego woda, jak wierzą, leczy. Być może przydałoby się by paru ukukus zawlekło na lód  i wepchnęło weń zakłamane mordy niektórych polityków, cynicznie dowodzących że efekt cieplarniany to tylko teoria. Gdyby tylko w globalnej wiosce wioskowych dupków dało się tak samo potraktować jak w prawdziwej społeczności.

 

 

On Qoyllur Riti pilgrimage there are entire armies from all parts of Andes, hordes crowded in one valley and the policemen can be counted with fingers. The control and order is managed by ukukus, men-bear, the only ones who can climb on the main night on to the glacier, unavailable for ordinary men. If someone dared to commit the sacrilege, and for example steal or get drunk, the ukukus will drag him onto the wild slopes and teach him discipline.

I was watching the sacred Sinakara glacier, remembering how much bigger it was in 2013. Every year it retreats visibly, all the frequent visitors to Qoyllur Riti confirm this. The pilgrims are not allowed any more, as the could for centuries, to take the ice to their villages, the ice which melts into healing water, as they believe. Perhaps, I think, it would be wholesome act for some ukukus to drag onto the glacier and push into the ice the hypocritical puppets who call themselves politicans, claiming cynically that global warming is just a theory. If only in the global village the village assholes could be treated the same way as in a real community…

 

 

 

 

 

 

 

 

intention / intencja

April 14th, 2016

Every little thing is gonna be all right.”

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.