światosław / tales from the world

Archive for:

Sufism / Ścieżki mistycznego islamu

 

 

 

 

Seven day long pilgrimage to Sidi Ali, where graves of Sufi saints and the spirit of Aicha, mystical all powerful female being demand sacrifice in exchange of baraka. There is spirit of joy, all night long trance dancing and feasting.  And corpses.

 

***

 

Siedmodniowa pielgrzymka do Sidi Ali, gdzie groby sufickich świętych i duch Aiszy Kandiszy, tajemniczej wszechpotężnej żeńskiej siły żądają ofiary w zamian za baraka. Jest tu duch radości, całonocnego tanecznego wyzwalającego transu, opętania i uczty. I trupy.

 

 

 

 

 

 

 

 

blood magic / magia krwi

February 23rd, 2013

 

 

 

Strong contrast, strong light, strong emotions. My stoned mind watching women with faces smeared with blood while the companions in their procession ululate in the background in eerie voices that convey despair and hope. Blood from animals just slaughtered is put from the ritual knife on the forearms and forehead of the pilgrim/patient, while magical spells are cast. Prayer to God, and cries of demons. Six feet tall muscular negro man barking, groaning and shaking when the demon speaks through him. Photos of a distant relatives under the dead body of a cock, of sick daughter that could not come but is represented by a photograph that will carry the baraka home once the prayer is said and the animal dead and stiff. These are things you will not see on these photographs, but they were happening in front of my eyes. A lot would be hard to explain. Some is ambiguous, some so clearly resembles shamanic practices that can be observed all over the traditional world, which believes we share space with powerful spirits.

But I didn’t take photos, I savoured them being engraved in my mind, I looked with a greedy look of a voyeur, I celebrated that great feeling of unfullfilment for a photographer, of being in front of forbidden fruit that can not be consumed, can not be taken home, can not be used to build my ego, to impress others, look what amazing photos I took. I felt the magic was so much stronger thanks to this. I felt grateful to Berber pilgrims that care and protect their traditions, keep them from becoming merchandise in globalized world, where cultures are documented from every angle and put on a plate to bored John or Jacques in front of Discovery Channel or his National Geographic copy. I did not record, I did not create, but I experienced. I didn’t want to be a voyeur , image thief, and do it against their will, it was too strong to desacrate. I could ask permission from some people, I could try harder, I could perhaps do prints for them from this important event of their life, or even pay for allowing me to shoot, I could hire models and arrange that kind of ceremony, reconstruct it and make beautiful.

 

But does the end justify all means? How many great images of traditional cultures that we can see today are result of an answer “yes”, and how many were simply created without posing that question?
Or, am I simply looking for smart words to justify the failure?

There are many meanings to rituals happening here in a small room inside the temple, right next to a grave of Muslim saint. They fuse Islam and practice as old as mankind, animal sacrifice, exorcism, healing. But although the main principle, that blood is spilled in hope for human well being and happiness may be shocking to public in hypocritical factory farm fed modern world, one other thing seems to be so beautiful and meaningful, the concept that baraka, the blessing, comes from sharing. Because the idea is such – the ones seeking solution to their problems, answer to their questions, consolation, those who want to take blessing, they pay for chicken, mutton, goat, whichever they can afford, and have it slaughtered here in a ritual way. But they leave the meat, and it is distributed free to many poor pilgrims who come to this festival in honour  of Sufi saint from all over Morocco. Despite grim costumes, a deep meaning is present, rare thing.

 

 

***

 

Mocny kontrast, ostre światło, silne emocje. Mój zaczarowany majoun umysł przykuty jest do obrazu kobiet o twarzach smarowanych krwią, przy akompaniamencie wycia ich towarzyszek, nieludzkiej pieśni w której brzmi i desperacja i nadzieja. Krew ze zwierząt właśnie zarżniętych nakładana jest z ostrza rytualnego noża na przedramiona i czoła pielgrzymów/pacjentów, rzucane magiczne zaklęcia. Modlitwa do Boga i krzyki demonów. Dwumetrowy muskularny czarny ( tak pisało się w książkach przygodowych, przecież on czarny, do cholery ) szczeka, rzęzi, trzęsie się gdy przemawia przez niego demon. Zdjęcia odległych krewnych, z Marakeszu, czasem z Francji, czasem zza oceanu, pod martwym ciałem koguta, zdjęcia chorej córeczki co nie mogła przybyć ale reprezentuje ją fotografia, która poniesie baraka do domu, kiedy modlitwa zostanie już wypowiedziana a zwierzę martwe , sztywne, potem zjedzone. To wszystko rzeczy, jakich na poniższych zdjęciach nie zobaczycie, ale działy się przed moimi oczami. Wiele trudno by wytłumaczyć. Wiele dwuznaczności, lepiej żeby pozostało niewypowiedziane bo przerasta i słowa i piksele. Ale jasna jest przynależność do rodziny szamańskich praktyk jakie obserwować można w całym tradycyjnym świecie, który wierzy, że dzielimy przestrzeń z potężnymi duchami.

 

Ale nie robiłem zdjęć, czy też, jak trafniej brzmi to po angielsku, nie “zabierałem zdjęć”. Delektowałem się ich utrwalaniem w mojej pamięci, patrzałem chciwym wzrokiem podglądacza, celebrowałem to wspaniałe uczucie niespełnienia fotografa , bycia na wprost zakazanego wizualnego owocu, którego nie mogę skonsumować, zabrać do domu, użyć do budowania ego, do zadziwiania innych, “popatrzcie, jakie wspaniałe zdjęcia zrobiłem”. Czułem, że magia dzięki temu była o wiele silniejsza. Czułem wdzięczność dla berberyjskich pielgrzymów, którzy dbają i chronią swoje tradycje, przed staniem się towarem w zglobalizowanym świecie, gdzie kultury są dokumentowane pod każdym kątem, i wykładane na talerzu dla znudzonego Johna czy Jacka przed LCD z Discovery Channel czy kopią magazynu National Geographic. Nie nagrywałem, nie rejestrowałem, doświadczałem. Nie chciałem wtedy być podglądaczem, złodziejem obrazu, chociaż mógłbym próbować robić to dyskretnie, bez ich wiedzy, było to jednak zbyt święte i intymne, aby wtykać czarną lufę. Mogłem spróbować, mogłem być może zrobić im odbitki z tego ważnego momentu w ich życiu, być może nawet zapłacić za zgodę na fotografowanie, mogłem wynająć modeli, i zapłacić za zaaranżowanie tego rodzaju ceremonii, w dobrym świetle, zrekonstruować ją i uczynić piękną.

 

Ale czy cel uświęca wszystkie środki?  Jak wiele z wspaniałych obrazów tradycyjnych kultur, które możemu dziś oglądać są rezultatem odpowiedzi “tak”, a jak wiele po prostu zrobiono bez zadawania sobie tego pytania? A może po prostu szukam mądrego wytłumaczenia porażki?

Jest wiele znaczeń rytuałów, które działy się w tym małym pomieszczeniu wewnątrz świątyni, tuż obok grobu muzułmańskiego świętego. Łączy się tu islam i praktyki tak stare jak ludzkość, ofiara ze zwierzęcia, egzorcyzm, uzdrawianie. Ale pomimo tego, że główna zasada, iż krew jest przelewana w nadziei dobrobytu i szczęścia człowieka może być szokująca dla publiki w przesiąkniętym hipokryzją współczesnym świecie karmionym z farm-fabryk śmierci, jedna rzecz która wydaje się piękna i znacząca, to idea, że baraka, błogosławieństwo, pochodzi z dzielenia się. Ponieważ idea ta oznacza – ci którzy szukają rozwiązania swych problemów, odpowiedzi na swe pytania, pocieszenia, ci którzy chcą zabrać ze sobą błogosławieństwo, płacą za kurczaka, owcę, kozę, to, na co ich stać, i jest ona w ich imieniu zarzynana tutaj, w ramach rytuału. Ale mięso jest pozostawione i dzielone za darmo między ubogich pielgrzymów, jacy przybywają tu na festiwal ku czci sufickiego świętego z całego Maroka. Pomimo ponurych dekoracji, głębokie znaczenie jest tu obecne, prawdziwa rzadkość w świecie nadmiaru wydarzeń i deficytu znaczenia.

 

 

 

 

 

 

wędrowiec / wayfarer

February 20th, 2013

 

 

 

 

 

…wędrowiec pod mankietem od koszuli lnianej ma branzoletkę… z odkówki miedzianej jak amulet…

za pasem nóż a w ręku kij , krawieckie szydło w kapeluszu…

 

 

 

 

***

 

 

show me the way /  pokaż mi drogę

 

 

show me the purpose /  pokaż mi cel

 

 

show me direction / pokaż kierunek

 

 

With the dervishes in Ajmer, India. May 2012 / Z derwiszami. Adżmer, Indie. Maj 2012.

 

 

 

 

 

Existential warning // Marijuana ! May lead to prejudice and psychotic reactions in many people who never use it, and fun life for those who do !

 

***

 

Ostrzeżenie egzystencjalne // Marihuana ! Może prowadzić do uprzedzeń i wybuchu psychoz u osób nigdy jej nie używających oraz zabawnego życia tych którzy korzystają !

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Urs in Ajmer, a Sufi festival, May 2012 / Urs w Adżmer, sufi festiwal, maj 2012 ]

 

 

 

 

 

 

 

In my memory the May of 2012 seems to be growing ever bigger and more important, and I understand more and more the meaning of gifts of that long, hot walk from Delhi to Ajmer.

 

***

 

W mojej pamięci maj 2012 roku rośnie i staje się coraz ważniejszy, i coraz bardziej rozumiem znaczenie darów tego długiego, gorącego spaceru z Delhi do Ajmer.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nagore, the second most important Sufi shrine in India, on the tropical coast of Bay of Bengal, not far from Sri Lanka.

 

***

 

Nagore, drugie najważniejsze sanktuarium sufi w Indiach, na tropikalnym wybrzeżu Zatoki Bengalskiej, nieopodal Sri Lanki.

 

 

 

 

Religions are closer than one can imagine, what orthodox followers do not realize is how much they borrow from each other, how one belief, practice, ritual smoothly merges and fuses with another, how one spiritual tradition is based on another, how many exchanges happened before and has been deliberately hidden or obscured by religious authorities interested in monopoly over the souls. Christians, zoroastrians, gnostics, sufi, fakirs, hindu, tantrics, buddhists, from North Africa, Mediterranean to Bengal, there has been constant wandering of mystics, holy men, students of the divine, exchange of ideas. No idea, no language, no culture just ends sharply and behind the fence is the neighbour, completely different from us, as nationalists and fundamentalists would like you to believe. Jesus Christ was not born in the void, Mohammed didn’t really start anything from scratch. Those who have eyes they see. Ignorance about this that could be justified in illiterate peasants of Punjab is a sad joke in case of modern man, with access to unprecedented ocean information. It is no less than our duty to so even more, when we realize, many of those illiterate simple men of far away lands have understood.

Sufi shrine and Hindu style rituals.

 

***

 

Religie są bliżej siebie niż mogłoby się czasem wydawać, to czego ortodoksyjni wyznawcy nie chcą albo nie potrafią zauważyć to ilość wzajemnych zapożyczeń, jak jedna wiara, praktyka, rytuał płynnie łączy się i przechodzi w drugi, jak jedna duchowa tradycja jest oparta na innej, jak wiele takich wymian miało miejsce w historii i celowo zostały ukryte przez religijne władze, zainteresowane monopolem nad duszami. Chrześcijanie, gnostycy, zoroastrianie, sufi, fakirzy, Hindusi, tantrycy, buddyści, od Afryki Północnej, basen morza Śródziemnego po Bengal, przez stulecia trwała ich ciągła wymiana i inspiracja, ciągła włóczęga mistyków, świętych ludzi, studentów metafizyki, handel idei. Żadna z nich, żadna kultura nie kończy się po prostu ostro, tak aby za granicą, tą iluzją polityki oddzielenia, zaczynała ta od sąsiada, kompletnie inna, jak chcieliby abyśmy wierzyli wszelacy nacjonaliści i fundamentaliści. Jezus nie urodził się w próżni, Mohammed nie zaczął od zera. Ci, którzy mają oczy, mogą zobaczyć, łatwiej dziś niż kiedykolwiek wcześniej, wystarczy je otworzyć. Ignorancja która mogłaby zostać wybaczona prostym chłopom gdzieś w Pendżabie, jest skandalem w wypadku wykształconego człowieka współczesnej cywilizacji, z bezprecedensowym dostępem do oceanu informacji. To nasz obowiązek zrozumieć, tym bardziej kiedy uświadomimy sobie, że wielu z tych prostych analfabetów odległych, “nierozwiniętych” krain tak naprawdę zrozumiało już dawno temu.

 

Sanktuarium sufi i rytuały w stylu hinduistów.

 

 

 

 

 

Baraka (Arabic: بركة ‎) is an Arabic term meaning blessing, particularly, spiritual gifts or protection transmitted from God. It is also described as “the greater good” derived from any act. The parallel Jewish term is the cognate Berakhah, in Christianity charisma or divine grace. Baraka also refers to the favorable result of any action due to divine blessing. It is also a Sufi term referring to a sense of “divine presence” or “charisma.”

 

***

 

Baraka ( بركة ) jest arabskim terminem oznaczającym błogosławieństwo, a szczególnie, duchowe dary czy ochrona płynąca od Boga. Używa się też tego słowa jako “większe dobro” jakie płynie z jakiegoś gestu czy czynności. Odpowiednikiem w judaizmie jest Berakhah, w chrześcijaństwie charyzmat czy też boska łaska. Baraka odnosi się także do pomyślnego rezultatu jakiejkolwiek akcji uzyskanemu dzięki boskiemu błogosławieństwu. Jest to też termin sufi jaki można przetłumaczyć jako wrażenie boskiej obecności czy charyzma.

 

 

 

 

 

 

 

As an integral part of the daily spiritual life of Sufis, food provides a way of sharing in the greatest of Divine blessings, of creating unity among people and of linking to all creation. Hospitality and eating together were highly commended by Muhammad and, since early times, Sufis have been associated with the serving of food to others. Communal kitchens and guest lodges for feeding the poor and travelers were features of early Sufi settlements, a tradition that continues in Sahas, or Sufi centers where massive concrete tables may serve up to one hundred diners at a sitting. At moulid festivals, feeding stations are set up to offer food and drink to passers-by.

 / www.enotes.com/food-encyclopedia/sufism /

 

***

Jako integralna część codziennej duchowej praktyki sufi, jedzenie daje możliwość dzielenia się największymi z boskich błogosławieństw, możliwość tworzenia jedności między ludźmi i połączenia z całym stworzeniem. Gościnność i wspólne jedzenie były zalecane przez Mahometa, i od najwcześniejszego okresu sufich kojarzono z serwowaniem publicznych posiłków. Wspólne, otwarte kuchnie i domy gościnne w których karmiono biednych i podróżników były charakterystyczne dla wczesnych społeczności sufi, tradycja kontynuowana do dziś w centrach w których ogromne stoły mogą obsługiwać nawet stu biesiadujących na raz. Na festiwalach improwizuje się punkty dystrybucji darmowego jedzenia, zwanego langar, rozdawanego wszystkim chętnym niezależnie od wyznania.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

bird in cage / ptak w klatce

February 5th, 2013

 

 

 

 

 

That song was already quoted on this blog, when I told the story of Bauls. But I could only sense the meaning of these words until last Saturday, and then I got to feel more. So enjoy it, and I wish you can experience that one day too. I find it beautiful, another crazy twist of this global thread, when I illustrate the poem by Lalon Fakir with a photo from South America, as this was the plant from South America that enabled me deeper understanding of Sufi philosophy. The photos that follow are previously unpublished shots of fakirs at the festival at the grave of Gharib Nawaz in Ajmer, India.

 

 

“Where lies this mystery of human soul?
Where from I came and where shall I go?
Lalon’s says:
How does the strange bird
flit in and out of the cage,
If I could catch the bird
I would put it under the fetters of my heart.
The cage has eight cells and nine doors.
Above is the main Hall with a mirror chamber
O my mind, you are enamoured of the cage..
little knowing that the cage is made of raw bamboo,
and may any day fall apart

Lalon says: Open the cage, look how the bird wings away!”

 

 

***

 

 

Ta pieśń była już cytowana na tym blogu, kiedy opowiadałem historię o Baulach z Bengalu. Jednak wtedy byłem tylko w stanie domyślać się jej znaczenia, do ostatniej soboty, kiedy miałem okazję doświadczyć czegoś więcej. Życzę tego każdemu. Wydaje się kolejnym pięknym i dziwnym zakrętem w tej pozawijanej globalnej historii, kiedy ilustruję wiersz Lalon Fakira zdjęciem z Ameryki Południowej, ale tak wyszło, że to roślina z tego właśnie kontynentu pomogła mi zrozumieć bardziej filozofię Sufi. Zdjęcia poniżej to niepublikowane dotąd ujęcia fakirów z festiwalu w Ajmer z okazji rocznicy śmierci sufickiego świętego Gharib Nawaza.

 

“Gdzie leży tajemnica ludzkiej duszy?
Skąd przybyłem, dokąd pójdę?

Lalon mówi :

Jakże ten dziwny ptak,
wciąż z klatki ulatuje i do niej wraca
Gdybym tylko mógł go schwytać
Splątałbym go więzami swojego serca
Ta klatka ma osiem pokojów i dziewięć bram
Ponad nimi główna komnata, sala luster.
O umyśle który ją stworzyłeś i w klatce jesteś zakochany
Pamiętaj, nietrwała, rozpaść się może w każdej chwili

Pozwól wcześniej ptakowi odlecieć.”

 

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The Year of Snake starts for me with fascinating twist of fate. Situation in Mali brewing for some time finally erupted just when I was about to leave. I found a lot of excuses to go, even if the real reasons were gone. I would not able to continue my Sufi project there, even if security was not really shit for a lone white guy without any back up, traveling on public transport, hanging around in slum areas full of poor people who know what kind of money is a ransom requested these days for a hostage. But as the pressure from Islamists , already strong in recent months grew into regular warfare threatening even southern Mali, rituals that fuse hunters magic, Rastafarianism and mystical Islam are the last thing now that would be easily documented. But I was on my way anyway, with substitute ideas, heading straight into the storm.

And then the reality , or the force guiding, whatever you prefer, started to give more and more obstacles, hints of the kind I am more sensitive to recently, so the closer I was to the airport in Berlin, the clearer it was, that “against all odds” is not my motto. But above all, what came up, was the question of real purpose. Am I doing this to really tell important story that must be told right now, despite risks, or I am doing it to claim bravery, to build my ego, to build the wrapping – look , I have been there, I brought new set of images, that I will scan and process in February, doing little more, again, focused on the package rather then the content, building my image as well as self-image, while still putting aside real inner work and real change. It ultimately comes to question about balance between life and the story, between the brag and reasons for it. I would run from one corner of the world to another in a crazy chase that already continues for some years now, and although it gives me broad perspective about what is happening and how things connect, I am paying high price for it.  If I had gone now and do my gatherers work for next weeks, would I be really ready for what I am about to experience in March? Shouldn’t I get real strength and foundation first, rather than adventurer’s credits that work well in attracting girls but are nothing in the time of real facing of the demons?

The knowledge how to avoid deadly blow and how to sneak through troubled ground is the essence of the snake. So the snake made me turn back and here I am , back in the winter, digging in my archive rather that in the open wilderness, working with the matter, working on myself and on things I used to run away from, and I am deeply grateful for it. Breaking this what I make myself believe I am , breaking the pattern, breaking the habit, rather than document another chapter in Sufi story,  I am finally putting in practice some of the lessons learned. The reality is rich any direction we turn, and this submission to the unexpected twist of fate is something I brought back from Ajmer, from the time with dervishes of Gharib Nawaz. This is something those men in the north of Mali, those angry men with guns destroying lifes and happiness can not understand..The press on, obsessed with single goal, oblivious to anything that suggests they may be wrong, they crushed the snake like a mad herd of buffaloes stampeding to their death, they are so in love with their dogma that they fail to understand the word Islam means submission, surrender and giving up control, not fucking coercion and terror they exercise.

 

 

***

 

Rok Węża zaczyna się dla mnie nieoczekiwanym jego posunięciem. Sytuacja w Mali bulgotała od jakiegoś czasu, aż w końcu wybuchła właśnie wtedy kiedy miałem wyruszyć. Znalazłem wiele wykrętów aby jechać, nawet jeśli prawdziwe powody były już nieaktualne. Nie byłbym w stanie kontynuować mojego projektu o sufizmie, nawet pomijając fakt, że miałem włóczyć się po slumsach w kraju gdzie islamiści rozdają telefony satelitarne z prośbą o kontakt kiedy pojawi się jakiś cudzoziemiec, gdzie stawki okupów przestarastają kilkudziesięcioletni budżet całych dzielnic, generalnie nie najlepsze miejsce dla samotnie podróżującego białasa. Ale i tak, w sytuacji kiedy presja oszołomów z północy, narastająca od miesięcy, rozwinęła się w regularną wojnę, zagrażającą nawet południu, rytuały które mieszają magię myśliwych, rastafarianizm i mistyczny sufizm byłyby ostatnią rzeczą jaką dałoby się dokumentować. Mimo tego wszystkiego, byłem już w drodze, pełen zastępczych pomysłów, takich jakie potrafię produkować na poczekaniu. Kierowałem się wprost w stronę burzy.

I wtedy rzeczywistość, lub też siła która prowadzi, jak wolicie, zaczęła wypluwać więcej i więcej przeszkód, wskazówek tego rodzaju na który ostatnio jestem bardziej wrażliwy, i im bliżej byłem lotniska w Berlinie, jaśniejsze stawało się, że ” na przekór wszystkiemu” to nie jest moje motto. To co jednak było najważniejsze to powracające pytanie o rzeczywisty sens. Czy robię to aby opowiedzieć naprawdę ważną historię, która musi byc opowiedziana własnie teraz, pomimo całego ryzyka, czy też robię aby nabić sobie punkty odwagi, zbudować kolejne ścianki ego, zbudować opakowanie, “popatrzcie, byłem tam, przywiozłem kolejny zestaw obrazków, teraz będę skanował i obrabiał je przez cały luty, robiąc niewiele więcej, znów, skupiony na swym opakowaniu raczej niż zawartości, budując swój obraz w oczach innych jak i swoich, a jednocześnie znów odkładając na później całą prawdziwą pracę wewnętrzną, i prawdziwą przemianę. Ostatecznie, wszystko sprowadza się do wiecznego ustalania kruchej równowagi między życiem a historią, między przechwałką a jej uzasadnieniem. Biegłbym dalej w swym szalonym pościgu jaki prowadzę od ładnych paru lat, z jednego końca świata na drugi, i choć daje mi on wiele, szeroką perspektywę na pewne sprawy, na to co się teraz zdarza, na to jak łączą się rzeczy , ale płacę za to wysoką cenę. Gdybym teraz pojechał i przez następne tygodnie wykonywał swą pracę zbieracza obrazu i historii, czy byłbym naprawdę gotowy na to czego mam doświadczyć w marcu ? Czy nie powinienem najpierw popracować nad prawdziwą siłą i fundamentem, zamiast zbierać punkty awanturnika, przydatne do przyciągania dziewczyn, ale niewiele warte w momencie konfrontacji z prawdziwymi demonami?

Wiedza o tym jak uniknąć zabójczego ciosu i jak przeslizgiwać się przez niebezpieczny teren to istota charakteru węża. Więc wąż skierował mnie z powrotem, i oto jestem, znów w środku zimy, kopiąc w swym archiwum zamiast na dzikich polach świata, pracuję teraz mocno z materią, pracuję z sobą i rzeczami przed którymi zazwyczaj uciekałem, w odruchu i w nawyku, i jestem pełen wdzięczności za to. Łamiąc to , co wytworzyłem na własny użytek jako obraz siebie, swą tożsamość, łamiąc nawyk, zamiast dokumentować kolejny rozdział w sufickiej historii, w końcu wprowadzam w życie część z lekcji jakie ta tradycja daje. Rzeczywistość jest nieskończenie bogata, niezależnie od tego w którą stronę się obrócimy, i to poddanie nieoczekiwanym poruszeniom losu jest czymś co przywiozłem z Ajmer, od derwiszy Gharib Nawaza. To jest coś, czego nie mogą zrozumieć brodacze z północy Mali, ci wściekli mężczyźni z bronią niszczącą życie i szczęście. Napierają dalej i dalej, cisną i cisną, owładnięci swą obsesją, głusi na wszystko co mogłoby sugerować że się mylą, zgnietli węża jak szalone stado przestraszonych bawołów galopujących ku upadkowi z urwiska, są tak zakochani w swym dogmacie, że zapominają o prostym fakcie, iż słowo islam oznacza poddanie się, ustąpienie, oddanie kontroli, a nie pierdolone wymuszenie, przemoc i terror jaki uprawiają.

 

 

 

 

 

high tide / odpływ

January 14th, 2013

 

 

I have my bones chilled by the northern frost and have my spine stiff from last month of basking in front of the cold shine of cyber world. I process last images , of malangs who also leave on their way into wilderness of Baluchistan. The horns are blowing. One of them, a former graphic designer from Lahore tells me of the journey they are going to make, in the land of suspension of linear time,  rather regulated by rhytm of the form of desert moon. Shackled by iron, burdened with tin rattles and heavy bells, they set by foot into dry mountains that are littered with graves of qalandar saints and magicians, ancient sacred sites used as stations on journey of the soul, into realms of myth. Is it 15 days, one moth, more, I am trying to clear into the language of time I know these separate contradictory versions, even if deep inside I understand that in the escape from time lies the mystery.

This is probably last post before next new moon. I am on the way to West Africa.

 

***

 

Kości zziębnięte od mrozu Północy, kręgosłup sztywny od miesiąca opalania twarzy w zimnym świetle cyberświata. Wybieram ostatnie obrazy, grupy malangów którzy też wyruszają w swoją podróż, dalszy ciag pielgrzymki, w dzikie pustkowia Beludżystanu. Dmą w rogi, do drogi gotowe bose stopy. Jeden z nich, były grafik z Lahore opowiada mi o wyprawie jaka ich czeka, w głąb krainy zawieszenia liniowego czasu, w rytmie zmian pustynnego księżyca. Spętani żelazem, obwieszeni blaszanymi grzechotkami i ciężkimi dzwonkami, idą pieszo w suche góry usiane grobami świętych kalandarów i magów, starożytne miejsca kultu, używane jako stacje na drodze duszy, w krainę mitu. Czy będzie to 15 dni, miesiąc, więcej, usiłuję rozwikłać w języku takiego czasu do jakiego nawykłem te sprzeczne ze sobą wersje, nawet jeśli i tak w głębi wiem, że to w ucieczce od czasu leży tajemnica.

To prawdopodobnie ostatni wpis na tym blogu przed następnym nowiem księżyca. Jestem w drodze do Afryki Zachodniej.

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.