światosław / tales from the world

archive for

August, 2016

 

 

 

 

Ludzie, którzy są twardo osadzeni w lokalnej, opartej na pokrewieństwie społeczności są mniej podatni zarówno na konsumpcjonizm jak i faszyzm, ponieważ oba powyższe opierają swoją atrakcyjność na potrzebie stworzenia tożsamości. A zatem, aby wprowadzić konsumpcjonizm do dotychczas odizolowanej kultury należy najpierw zniszczyć jej poczucie tożsamości. Robi się to tak : zaburz jej sieci wzajemności poprzez wprowadzenie z zewnątrz dóbr konsumpcyjnych. Rozbij jej poczucie wartości poprzez błyszczące obrazy Zachodu. Odbierz znaczenie jej mitologiom poprzez pracę misjonarzy i naukową edukację. Rozmontuj jej tradycyjne sposoby przekazu lokalnej wiedzy poprzez wprowadzenie szkolnictwa z narzuconym z zewnątrz programem. Zniszcz jej język poprzez dostarczanie tej edukacji w języku angielskim lub innym narodowym lub globalnym. Przetnij więzy z ziemią poprzez import taniego jedzenia aby uczynić lokalne rolnictwo nieekonomicznym. W taki sposób uda ci się stworzyć populację żądną konkretnej marki trampków.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Nawet przyjaźń nie uciekła od zniszczeń profesjonalizacji. Chociaż truizmem jest powiedzenie, iż pieniądze nie mogą kupić przyjaciół, mogą kupić wiele z funkcji jakie kiedyś spełniała przyjaźń. Jedną z najbardziej odrażających transformacji naszego społecznego kapitału jest komercjalizacja, w formie wiadomości o celebrytach, telenoweli i tym podobnych, intymnego zaangażowania w życia i historie innych ludzi. Jak wcześniej opisano w tym rozdziale, mogą one zastąpić pełne czułości relacje i intymną znajomość z innymi wokół nas podglądactwem żyć odległych lub fikcyjnych osobistości, tymczasowo zaspokajając głód bliskości i wspólnoty. Oczywiście, to wrażenie zaangażowania jest iluzją, to jednostronne zaangażowanie które nie może nigdy być w pełni życiodajne. Pozostawia prawdziwe potrzeby niezaspokojone i ostatatecznie jeszcze silniejsze – doskonała recepta na uzależnienie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Nuda jest cechą charakterystyczną dla współczesnego społeczeństwa z innego powodu : reprezentuje głód autentycznego doświadczenia. Ekonomia konsumpcji wykorzystuje ten głód sprzedając nam sztuczne doświadczenia, coraz większej i większej intensywności. Telewizja i gry wideo są atrakcyjne, bo tymczasowo zaspokajają ten głód, są jednak jednocześnie jedną z głównych przyczyn coraz większej separacji od rzeczywistości. Ponieważ są bardziej intensywne, dramatyczne, głośniejsze niż prawdziwe życie, te staje się w porównaniu z nimi nudne. Dziecko tak przyzwyczaja się do tej ekstremalnej stymulacji elektronicznej rozrywki, iż traci wrażliwość na bardziej subtelne wrażenia. Ponadto, ponieważ zalew bodźców w elektronicznej rozrywce jest tak szybki, umiejętność utrzymania uwagi u dziecka kurczy się w takim stopniu, iż staje się niezdolne do cierpliwej, ciągłej obserwacji. W celu przyciągnięcia uwagi widza, programujący projektują “techniczne wydarzenie” – zoom, zmianę kadru, nowy obiekt – w treść telewizyjną co kilka sekund, stymulując neurologiczną reakcję. Zwany też “efektem zadziwienia”, podlega on prawu przyzwyczajenia, i w związku z tym wymaga coraz większej intensywności – efekty muszą byc coraz bardziej brutalne, głośne, dramatyczne, szokujące. Nic dziwnego, iż rzeczywistość jest taka nudna.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Zrozumiane? Wszystkie wasze myśli, uczucia, nawet doświadczenia religijne, są niczym innym jak interakcją różnych mas które się na was składają. Nauka zdaje się negować nasze własne dusze.

 

Chociaż ta negacja duszy wydaje się podążać za najpełniejszą ekspresją tegoż mechanizmu, zorganizowana religia nie ma zamiaru rzucić wyzwania samemu mechanizmowi. Religie właściwie zgadzają się z ortodoksyjnym poglądem naukowym, iż wszechświat operuje według zasad mechaniki, poza specjalnymi okolicznościami, w których istota zewnętrzna w stosunku do materii, zwana Bogiem, ingeruje w deterministyczne prawa wszechświata podczas zdarzeń zwanych cudami. Rozdzielając Boga od wszechświata i przyznając mu rolę zegarmistrza i sporadycznego fabrykanta cudów, odpowiedź jaką kościół daje nauce tylko popiera jej despiritualizację życia, jak można było oczekiwać w związku z tym, że obie instytucje są tworzone przez te same fundamenalne kulturowe siły. Zarówno w naukowym jak i w religijnym punkcie widzenia, człowiek jest w zasadzie samotny – w pierwszym wypadku ponieważ Boga nie ma wcale, w drugim ponieważ Bóg został oddzielony od materialnego świata w jakim żyjemy.

 

Rozmontowanie kartezjańskiego teatru przez Denetta to tylko ostatni krok na drodze rozdzielenia ducha i materii, ponieważ kiedy już duch został zredukowany ( jak przez Kartezjusza ) w punkt samo-świadomości, oddzielony od ciałomaszyny, staje się zupełnie zbędny w materialnym świecie, a zatem i dla nauki. Odłączony od materii, dla wszystkich praktycznych powodów mógłby w ogóle nie istnieć. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Ci filozofowie [ Nowi Humaniści ] ogłosili krucjatę przeciwko swojemu wybranemu wrogowi numer jeden, siłom religii, które odwołują się do naszego intuicyjnego poczucia sensu i znaczenia życia relegując go do zewnętrznego boga, ducha czy równoważnej siły napełniającej życie i wszechświat znaczeniem. Filozoficzne problemy tego dualizmu są dobrze znane – przede wszystkim, jeżeli pozamaterialny duch wpływa na materię w jakikolwiek sposób,jak może wciąż być pozamaterialny? Jeżeli jest materialny, w którym ze składników materii rezyduje? Główne fizyczne siły są już, jak się twierdzi, znane i opisane w równaniach. I jak lubią pokazywać Nowi Humaniści, kraina tajemnicy, która potrzebowałaby innych sił, coraz bardziej się kurczy, pozostawiając teistom tylko dwa widoczne wybory: (1) oddać materialny świat w całości nauce, sprowadzając duchowość do zaledwie zjawy w maszynie, absolutnie impotentnej i bez znaczenia albo (2) zwyczajnie wyprzeć dowody nauki, odmawiając wiary, na przykład w ewolucję, pomimo przytłaczających jej dowodów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mamy w związku z tym w naszym społeczeństwie dwa trendy w instytucjonalnej religii. Odpowiadający pierwszemu wyborowi, religijne wierzenia stają się coraz bardziej bez znaczenia dla życia w społeczeństwie, mając niewiele wpływu na sposób w jaki żyjemy, oraz w związku z drugą opcją, znaczące liczby fundamentalistów ewakuują się ze społeczeństwa głównego nurtu, w spolaryzowany świat zbawionych versus niewiernych. W tym pierwszym wypadku, religia nie ma wpływu na materialne życie, niezależnie od religijnej metki wszyscy oglądamy te same programy w telewizji, wspieramy te same drużyny, kupujemy te same marki, chodzimy do tych samych szkół. Ponieważ nie ma znaczenia dla materialnego świata, religię można trzymać poza klasą, poza biurem, poza konwersacją. W drugim wypadki, odzwierciedlając ich wyparcie konsensusu co do faktów na temat świata, niektóre religijne grupy wycofują się w wyspiarską subkulturę w której religia ponownie przenika każdy aspekt życia. W związku z tym edukują swoje dzieci w domu, związują się tylkoz innymi o takich samych religijnych przekonaniach, chronią dzieci przed “demonicznymi wpływami” typu Harry Potter czy Pokemon, wystrzegają się telewizji, muzyki rockowej i popularnej kultury, a nawet formują swe własne wspólnoty, czasem za uzbrojonym murem. Ta oblężona twierdza to jeszcze jedna permutacja usunięcia się z tego świata, charakterystyczna dla współczesnej religii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podczas gdy Daniel Denett jest wojownikiem naukowej ortodoksji i twardym wyznawcą Programu Naukowego, jego praca tworzy scenę dla powrotu do w pełni uduchowionego wszechświata. Udało mu się bowiem rozmontować podział rzeczywistości na dwa oddzielne aspekty, ducha i materię, wskazując na iluzoryczną naturę oddzielnego “ja” – kartezjańskiego punktu obserwacji świadomości. To nie jest nowe spostrzeżenie – buddyści twierdzili to samo od tysięcy lat – ale jego praca jest znacząca ze względu na wyjaśnienie w niedualistycznych terminach właściwości świadomości i z powodu pokazania wciąż obecnych w nauce założeń dualistycznych. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zatoczyliśmy zatem pełen krąg. Od naszych animistycznych początków, w których duch i materia były jednym, poprzez tysiąclecia poszerzającego się podziału pomiędzy nimi, aż bo ducha stającego się w pełni niematerialnym i tym samym nieistniejącym. Pozostaliśmy sami z materią. Czym różni się to od animizmu?

 

Jest w istocie kluczowa różnica. Leży ona nie w podejściu do ducha, ale w podejściu do materii ! Przywrócenie światu ducha nie dokona się poprzez sprowadzenie do materii pozamaterialnego ducha, ale poprzez zrozumienie,że materia sama w sobie zawiera cechy wcześniej przypisywane duchowi. Cały świat jest duchowy. Nie zawiera ani nie posiada ducha, jest duchem.

 

Ta książka proponuje koncepcję “ja” które nie jest odrębnym, oddzielonym bytem ale wyłaniającym się aspektem skomplikowanych interakcji zawierających nie tylko mózg ale całe ciało jak i środowisko, zarówno fizyczne jak i społeczne. Udawać, iż jest inaczej oznacza odcinać się od większości tego, czym jesteśmy. Zaprowadzone do kartezjańskiego ekstremum, odcina nas nawet od naszych ciał – które nie są już tak naprawdę “ja” ale zaledwie materią – jak i od naszych uczuć. “Myślę, więc jestem”. Bycie leży w samej myśli. Lub jeszcze mniej, ponieważ logika Kartezjusza mówi, iż ja nie jest w myślach, ale w tym, co jest myśli świadome, w punkcie samo-świadomości wyżej wspomnianym. Logiczny wniosek dualizmu ja-inne to zredukowanie ja do niczego. Czyżby to było jeszcze jedne źródło przenikającego nasze społeczeństwo niepokoju? Czy ta stopniowa redukcja ja do nieistniejącego punktu świadomości, w wyparciu wszystkiego czym jesteśmy, może być powodem, dla którego kompulsywnie dodajemy do siebie tyle nie-ja, tyle materialnych i społecznych własności, w bezskutecznej próbie odzyskania straconego poczucia bytu?

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

ariadne

August 28th, 2016

 

 

Racjonalność / rozum jest cechą kojarzoną z męskością nie dlatego, iż mężczyźni są bardziej do niej zdolni, ale ponieważ szerzej ją aplikują. Uogólniając, mężczyźni naszej kultury używają rozumu w większej ilości sytuacji niż kobiety, nawet, a zwłaszcza w sytuacjach w których jest to nie na miejscu. Jeżeli dostrzegamy w racjonalności oznakę oddzielenia, wówczas męska tendencja do jej nadużywania jest dowodem bardziej ekstremalnej separacji męskiej płci. Kobiety ( i bardziej ogólnie, kobiecość, wliczając w to wewnętrzną kobiecość obu płci ) oferują nam, mężczyznom drogę ponownego złączenia z biologią, emocją i intuicją od których rozum nas oddzielił.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak mitologiczny grecki bohater Tezeusz błądzimy w labiryncie racjonalności i ego w którym czai się potwór gotowy nas pożreć. Minotaur to bestia z ludzką głową, twarzą rozumu ponad popędami biologii. Składamy mu ofiarę, jak Ateńczycy, z najlepszych i najbardziej utalentowanych z naszej młodzieży. Kiedy już zagubiliśmy się w labiryncie, jedyną drogą na zewnątrz jest podążenia za ratunkową liną jaką oferuje tylko Kobieta.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jestem dobrze zaznajomiony z labiryntem racjonalności, ponieważ żyłem w nim przez wiele lat. Aplikując najpierw logikę do jakiejkolwiek sytuacji, tłumiąc emocje i używając rozumu, uważałem się za bardziej kognitywnie rozwiniętego, bardziej inteligentnego od większości innych ludzi. Wyższy rodzaj człowieka, bardziej naukowy, bardziej racjonalny, innymi słowy, lepszy. Działałem z umysłu, który był wyższy, raczej niż z emocji, będących niżej. Stosując we własnym życiu rozum, podążałem za ideałami oświeceniowych filozofów, którzy myśleli, że nowa Era Rozumu przyniesie doskonałe społeczeństwo. Rozum miał być wszechmocnym narzędziem, które rozwiązałoby wszystkie problemy świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możecie sobie prawdopodobnie wyobrazić niektóre z nieszczęść jakie na mnie spadły, gdy podążałem za moją osobistą Erą Rozumu. Stępiając swe emocje mogłem podejmować decyzje jedynie porównując jedną listę “racji” ( za ) z inną ( przeciw ). Bardzo ciężko próbowałem “zrozumieć rzeczy”, ale w jakimkolwiek kierunku podjęte, moim decyzjom brakowało tej pewności która towarzyszy wyborowi podjętemu w zgodzie z sercem. Gnębiły mnie wątpliwości i byłem niezdolny podążyć całym sercem za którąkolwiek z decyzji. Stawałem się sparaliżowany niezdecydowaniem przed, i wątpliwością po tym kiedy jakąś decyzję udało się podjąć. Aby skompensować swoje znieczulenie, tworzyłem rozległe, skomplikowane sieci powodów i uzasadnień dla wzmocnienia swych decyzji, ale niezależnie od tego jak bardzo się starałem, czułem się jabym beznadziejnie dryfował.

 

Dużo później zrozumiałem, że wszystkie moje powody/racje – były racjonalizacją wyborów już podjętych, nieracjonalnie, opartych na czymś nieświadomym i nieodczutym. Wydobycie na światło ukrytych determinant moich wyborów stało się pilnym priorytetem. Jeżeli nie z racjonalnych powodów, to dlaczego robię to, co robię?

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

being busy / nie mam czasu

August 27th, 2016

 

 

 

Tak jak życie dorosłych maszeruje w nieustannie przyspieszającym rytmie maszyny, tak i niekończące się popołudnia dzieciństwa ustąpiły grafikowi więzienia szkoły i innych zaprogramowanych aktywności. Po raz pierwszy w historii dzieci są zbyt zajęte by się bawić.

Rozważmy tragedię tego sformułowania, niech wybrzmi – “dzieci są zbyt zajęte by się bawić”. Przyczyna leży, ponownie, w niepokoju o przetrwanie. Zabawa jest luksusem, frywolnością relegowaną do szczelin w grafiku produktywnych, edukujących i rozwijających czynności. Kompetytywne wymogi dorosłości dnia obecnego dyktują aby ani chwili nie tracić na zabawę, bo każdy moment zabawy to moment w którym dziecko mogłoby zyskiwać przewagę w życiu, przygotowując się na przyszłość. W końcu zabawa w dorosłości jest ograniczona to naszego”czasu wolnego”, a dzieciństwo jest przygotowaniem do dorosłości, czyż nie? Zamiast tego więc szukamy sposobu zainstalowania “nawyku nauki” i silnej etyki pracy w naszych dzieciach, poczucia odpowiedzialności, w przeciwnym razie bowiem nauczyłyby się przedkładać nad nie zabawę, przyjemność i radość. Co z nich by wówczas wyrosło? Prawdopodobnie niezdyscyplinowany dorosły, który nie jest w stanie utrzymać pracy od dziewiątej do piątej, i ma mało cierpliwości na nudne, pozbawione sensu, czy nieprzyjemne zajęcia – taki rodzaj pracy jaki większość populacji akceptuje jako ponurą konieczność. Więc szkoła najpierw, potem zadania domowe, potem nauka pianina, potem liga piłki nożnej. Na końcu, jeżeli zostało trochę czasu, można się pobawić.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy mówimy, iż jesteśmy zbyt zajęci, co mamy na myśli? To, że musimy robić inne rzeczy, priorytety podyktowane przez naszą potrzebę przetrwania, że nie mamy wolności robienia tego, co chcemy robić. “To nie byłoby praktyczne”, wierzymy, “aby przedkładać zabawę nad pracę”. Wyobrażamy sobie utratę naszej pracy, bankructwo, koniec na ulicy. To, iż zabawa może być produktywna, bez świadomego podporządkowania jej produktywności rzadko jesteśmy w stanie sobie uświadomić, a nawet wtedy przyznajemy ten przywilej tym nielicznym szczęśliwcom, artystom i geniuszom, którzy mogą robić to, co kochają. Ale ta logika stoi na głowie. Geniusz jest rezultatem robienia tego, co się kocha, a nie tegoż wymogiem. Problem oczywiście tkwi w odkryciu co To jest. Temu ma służyć właśnie dzieciństwo, ale nasza kultura zamieniła je w przeciwieństwo. Kiedy jesteśmy już tak doszczętnie złamani, iż nie wiemy nawet co kochamy, jedyną drogą z tej pułapki jest , na początku, zaprzestać robić to czego nie kochamy, przez jakiś czas nie robić nic. To jest przekaz zakodowany w biblijnej Księdze Wyjścia, w której dzieci Izraela, po ucieczce z domu niewoli, musiały wędrować po pustyni przez czterdzieści lat zanim odnalazły krainę mleka i miodu. Podobnie my, musimy obalić dyktaturę produktywności i pozwolić sobie na włóczęgę, aby odnaleźć szczęście.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

Czy wolny człowiek chciałby pracować? Czy w rajskim ogrodzie jest miejsce na pracę?

 

 

Would free man work? Is there place for work in your garden of paradise?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ekonomia odbudowy zburzy zatem niektóre z podstawowych dualizmów naszej kultury : praca i sztuka, praca i czas wolny, użyteczność i piękno. Kiedy to się stanie, szlachetny ideał z naszych marzeń o technologicznej Utopii da owoce – ale nie w zbędności pracy, tylko realizacji jej prawdziwej natury. Kiedy praca postrzegana jest z perspektywy cywilizacji Maszyny, to nieuchronnie jest zawężająca i opresywna. Dlatego właśnie marzyciele o technotopii wypatrywali końca pracy, każdy człowiek królem, obsługiwanym przez mechanicznych niewolników. Spętani swoimi uprzedzeniami co do natury pracy, nie umieli sobie wyobrazić nic lepszego. Ale zjednoczyć pracę i sztukę, uzdrowić rozdarcie pomiędzy pracą i resztą życia, z którego wyrasta wyprzedaż naszego czasu, oto o wiele bardziej radykalna ambicja.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od egalitarnych społeczeństw paleolitu ludzkość ewoluowała w wielkie rolnicze cywilizacje, w których bogaci byli ci, którzy posiadali niewolników. W wielu Maszyny, widoczne niewolnictwo znikło, aby zostać zastąpionym systemem w którym niemal każdy wykonywał odbierającą sens pracę ( biblijny znój wygnanych ), z powodu strachu o przetrwanie. “Rób albo zginiesz!” – To przecież definicja niewolnictwa. Wielka obietnica technologii maszyny – Każdy człowiek królem! Każdy człowiek bogiem! – zrodziła swoje przeciwieństwo. Każdy człowiek niewolnikiem. Niewolnicy bez ludzkich panów, wszyscy harując pod jarzmem pieniądza. Ale teraz, u schyłku epoki Maszyny, widzimy możliwość powrotu do pierwotnego egalitarianizmu, w którym ekonomia oznacza przepływ darów w kontekście obfitości.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie zaprzeczam, iż zawsze będą naczynia do umycia, toalety do wyczyszczenia, budynki do nakrycia dachem – zadania, które uważamy za bezsensowne, pracochłonne, odrażające. Ale co złego w fizycznym wysiłku w celu podtrzymania życia? Czy mamy wynaleźć żujące maszyny aby oszczedzić nam tyrania przy przeżuwaniu swego jedzenia? Czy celem wspinaczki ludzkości jest wieczny odpoczynek w łóżku, podłączeni do różnych maszyn, które dostarczają nam pożywienia, przyjemności i rozrywki, bez żadnego wysiłku z naszej strony? To byłoby ostateczne spełnienie obietnicy Maszyny, czyż nie, sługa, który nie tylko że wykonuje za nas całą pracę, ale i żyje nasze życia w naszym imieniu. Nie, ruch życia nie musi być znojem. Co czyni pracę znojem to poświęcenie zróżnicowania na rzecz efektywności jaką niesie powtarzalność i standaryzacja. W tym znajdziemy różnicę pomiędzy rolnictwem a ogrodnictwem : to pierwsze kojarzy się z tyraniem, to drugie niesie taką radość, iż ludzie zajmują się nim mimo ekonomicznej nieracjonalności. Im bardziej farma przypomina fabrykę ( a mniej ogród ), tym bardziej monotonna i wysysająca życie praca na niej się staje. Konwencjonalne rolnictwo działa według tych samych zasad co przedsiębiorstwo przemysłowe. W ogrodzie, nikt nie spędza tygodni zbierając bawełnę, pomidory, winogrona. Na małej, zróżnicowanej farmie nikt nie spędza tygodni, miesięcy, lat, wykonując wciąż na nowo ten sam krok w procedurze zarzynania kurczaków.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

Ashley ( USA )

 

 

 

 

 

I was first introduced to the medicine Christmas of 2015. I came to the center with a vague understanding and expectation of shamanism and the power of Ayahuasca. The only thing I was certain was even though I lived a beautiful and privileged life, it had no meaning, and my life had no purpose. This alone is what started the journey, for I knew there was so much beyond the basic living to which I had become accustomed; therefore, I sought the medicine and asked if it would help me see clearly what a beautiful and gifted life I led.

 

To say that the medicine worked is a magnificent understatement. I embodied many lessons during my first occasion with the medicine. When I came home, I focused on learning more about the nature of master plants and shamanism in general; I also began putting into practice the mindful lessons of kindness, compassion, gentleness and love that I was given from the medicine. When I went back a second time, I discovered the love of my life, someone who works closely with the medicine, which has entirely rewritten my future, my relationship to myself, my relationship to love, and my relationship to others. Daily, I find myself opening like flower, discovering new depths to myself, love, happiness, and the potentials of life.

 

I still struggle with the profundity of my experiences with Ayahuasca, for they are continually being revealed to me even now. Quite simply, it is the most meaningful thing that has ever happened to me on so many levels. William James observes in Varieties of Religious Experience that “Our normal waking consciousness, rational consciousness as we call it, is but one special type of consciousness, whilst all about it, parted from it by the filmiest of screens, there lie potential forms of consciousness entirely different… No account of the universe in its totality can be final which leaves these other forms of consciousness quite disregarded.”  By no means am I trying to emphasize that the medicine offers one a religious experience, but I want to highlight that Ayahuasca does give one a spiritual experience. It allows a person to see beyond waking consciousness into the magnificent spectrum of potential human experiences; it allows one to explore the vastness of the psyche in context of a remembered exchange with totality. Indeed, the medicine can wake one up to the possibility, as Pierre Teilhard de Chardin coined, that “We are not human beings having a spiritual experience; we are spiritual beings having a human experience.” This realization alone, this true understanding of the implications behind this truth, is life changing—and an incredible relief, for one finally understands, in perfect context to the teachings, that all the trials and triumphs are for a purpose.

 

 

 

 

Po raz pierwszy miałam okazję zapoznać się z medycyną w Boże Narodzenie 2015 roku. Przyjechałam do ośrodka z ogólnym pojęciem i oczekiwaniami co do szamanizmu i mocy ayahuaski. Jedyna rzecz jakiej byłam pewno to, pomimo że żyłam pięknym i uprzywilejowanym życiem, nie miało to znaczenia a moje życie nie miało celu. To było wystarczające by rozpocząć podróż, bo wiedziałam, że jest wiele poza codziennością do jakiej się przyzwyczaiłam, wyruszyłam więc na spotkanie z medycyną i poprosiłam by pomogła mi jasno dojrzeć jak piękne i pełne życie mam.

 

Powiedzieć, iż medycyna zadziałała to niedopowiedzenie. Wiele z lekcji odbyło i zakodowało się w moim ciele, już podczas pierwszej okazji. Kiedy powróciłam do do domu, skupiłam się na uczeniu się więcej o naturze roślin nauczycieli i szamanizmu w ogóle; rozpoczęłam także wprowadzanie w praktykę lekcji co do uważności, współczucia, delikatności i miłości, jakie otrzymałam od medycyny. Kiedy wróciłam po raz drugi, odnalazłam miłość swojego życia, kogoś kto pracuje blisko z medycyną, który napisał na nowo moją przyszłość, moją relację z sobą samą, z miłością, z innymi. Codziennie czuje się jakbym otwierała się jak kwiat, odkrywając nowe głebie siebie samej, szczęścia i potencjału w życiu.

 

 

Wciąż borykam się z głębią moich doświadczeń z ayahuaską,bo są mi one stale ujawniane, nawet teraz. Mówiąc krótko, to najbardziej znacząca rzecz jaka kiedykolwiek zdarzyła mi się, na wielu poziomach. William James zaobserwował, w “Odmianach Religijnego Doświadczenia” iż “nasza codzienna świadomość na jawie, racjonalna świadomość, jak ją nazywamy, jest tylko jednym, szczególnym typem świadomości, podczas gdy tuż obok jej, rozdzielony jedynie najcieńszym z ekranów, leży potencjał form świadomości radykalnie odmiennych…Żadna z relacji opisujących wszechświat w jego całości może być uznana za ostateczną, jeżeli pomija te formy świadomości”. W żadnym wypadku nie chcę tu nalegać, iż medycyna oferuje religijne doświadczenie, ale chcę podkreślić, iż istotnie może umożliwić przeżycie duchowe. Pozwala osobie spojrzeć poza racjonalną świadomość, we wspaniałe spektrum potencjalnego ludzkiego doświadczenia, pozwala eksplorować nieskończoną przestrzeń psychiki w kontekście możliwej do zapamiętania relacji z totalnością. W samej rzeczy, medycyna może obudzić nas do możliwości, jak nazwał to Pierre Teilhard de Chardin, iż jesteśmy nie “ludźmi przechodzącymi doświadczenie duchowe ale duchowymi bytami doświadczającymi ludzkiego doświadczenia.” Sama taka realizacja, prawdziwe zrozumienie implikacji jakie za tą prawdą stoją jest odmieniające życie – i jest niesamowitą ulgą, kiedy w końcu się udaje zrozumieć, w kontekście tych lekcji, że wszystkie próby i triumfy mają swój cel.

 

 

 

lingua adamica

August 21st, 2016

 

 

 

Będąca nie do uniknięcia subiektywność uzdrawiania za pomocą energii czyni ją odporną na program standaryzacji, mechanizacji i związane z tym paradygmaty edukacji/szkolenia jakie dominują we współczesnej medycynie. Podczas gdy konwencjonalna medycyna kategoryzuje choroby w generyczne typy, holistyczna medycyna rozpoznaje unikalność każdego stanu każdego pacjenta, jak również unikalność każdej relacji pacjent-uzdrowiciel. Jest więc w każdym spotkaniu element niepewności, element nowości. Coś zawsze brakuje, uzdrowienie jest niekompletne kiedykolwiek redukujemy indywidualność pacjenta do zestawu typowych objawów, podlegających leczeniu wg formuły. Innymi słowami, medycyna holistyczna nigdy nie będzie”nauką” w zwykłym analitycznym sensie, czy też jak wg Bacona, metodycznej aplikacji obiektywnych zasad.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możemy sobie tylko wyobrazić, czym byłaby poezja bez słów – byłaby pieśnią, improwizacją nie odnoszących się do niczego innego niż one same dźwięków, pomimo to pełnych znaczenia, być może podobnych spontanicznym skatom jazzowych wokalistów albo pieśniom duchów ofiarowanym przez nie uczestnikom poszukiwania wizji w tradycji rdzennych Amerykanów. Spontaniczność to kluczowa cecha tego rodzaju komunikacji. To nie jest kolonizacja innego ani narzuceniu własnych kategorii, to nie jest redukcja świata w skończoną kolekcję etykietek. Według Josepha Epes Browna, rdzenni Amerykanie podkreślają, iż pieśni używane w ich ceremoniach nie są nigdy komponowane, ale raczej ofiarowane przez duchy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sporo relacji niektórych uznanych antropologów opisuje zdolności komunikacji w rdzennych społecznościach, które graniczą z telepatią. Taka komunikacja nie była ograniczona do relacji międzyludzkich, ponieważ ludzie tamtych czasów cieszyli się głęboką intymnością kontaktu z naturą, która, według wielu świadectw, umożliwiała im zrozumienie języka zwierząt, roślin, lasów, wiatru i chmur.

Te języki były tak odmienne od abstrakcyjnych systemów znaków, które tworzą język współcześnie, iż prawdopodobnie nie powinniśmy ich określać nawet tym samym terminem. Dzisiejsze języki są karykaturą, degeneracją, czasem imitacją ale zwykle zaciemnieniem pierwotnego lingua adamica. Komunikować się w Oryginalnym Języku wymaga tymczasowej fuzji ja i innego, oznacza być tym innym, zrozumieć tego innego tak głęboko, że jego esencja jest objawiona naga w jego dźwiękach, zapachach, ruchach. (…)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nauczenie się lingua adamica wymaga opuszczenie sztucznych granic jakie rozdzielają nas od siebie, porzucenie konwencji moje-twoje. Mówić nim, to oznacza zakochać się w tym innym do takiego stopnia, że nie jest już innym. Im bardziej intymna i pełna zaufania to miłość, im więcej pozwolić sobie na rozmycie granicy ja, tym większe zrozumienie wzajemnego lingua adamica, i mniej konieczne stają się zwykłe słowa.

Jeżeli rozmawiać w tym języku z innym to znaczy się w nim zakochać, znaczy to, iż aby zrozumieć język roślin, zwierząt i procesów nieorganicznych konieczne jest nic mniej niż otworzyć się na miłość do świata. Lingua adamica pojawia się razem z rozpłynięciem granic pomiędzy ja i świat. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy zakochamy się w świecie, będziemy postrzegać wszystko jako święte. Konwencjonalna religia widzi niektóre rzeczy jako święte, inne jako świeckie, zwyczajne, jako martwą i wymienialną materię. Być świętym oznacza być przepełnionym unikalnością i boskim celem. Postrzegać coś w taki sposób, oznacza miłość.

 Wiek ponownego zjednoczenia to powrót do pierwotnej religii animizmu. Nie będziemy już dłużej dzielić wszechświata na sacrum i profanum, na duchowy i przyziemny. Wszystko będzie święte, ponieważ wiemy, że wszystko jest unikalne, nawet każdy elektron, każda kropla wody, i z pewnością każda ludzka istota.

 

 

 

 

 

 

 

Su An Yeoh ( Malaysia/Australia )

 

 

 

 

 

Being in the Amazon rainforest and partaking in 8 Ayahuasca ceremonies, along with my supplementary Master plant Piñon Blanco is something I will never forget. I believe whatever positive effects I experienced thereafter will stay with me for a while. I was rather blocked in the first 6 ceremonies, but achieved an intense breakthrough in the 7th. My physical, emotional, psychological, sound and visual perceptions were altered. I felt like I was entering a blissful dream time.

 

One thing that majorly changed for me was my anxiety levels at work…during my first week back (2 weeks post Ayahuasca), I was so calm and relaxed that I had comments from colleagues. I realized that the confidence I experienced in my 7th ceremony had been brought back to Australia, and it continued to resonate with me. Utilizing my newfound ability to control my conscious (and perhaps subconscious) mind, I felt that I was able to remember this feeling of calm, and took that opportunity to “lock in it” as a reminder for future references. Ayahuasca really is a powerful tool. I intend to continue this sacred journey for lifelong learning in the near future. I am now aware of subtle changes in my life and am able to take control of them.

 

 …

 

Pobyt w amazońskiej puszczy i wzięcie udziału w 8 ceremoniach ayahuaski, podczas mojej diety z rośliną piñon blanco jest czymś, czego nigdy nie zapomnę. Wierzę, iż wszystkie pozytywne efekty, których doświadczyłam pozostaną ze mną na dłużej. Byłam raczej zablokowana przez pierwsze 6 ceremonii, ale przeżyłam intensywny przełom w siódmej. Moje fizyczne, emocjonalne, psychologiczne, dźwiękowe i wizualne postrzeganie zostało zmienione. Czułam się jak gdybym wchodziła w błogosławiony stan czasu śnienia.

 

Jedną z rzeczy, która uległy gruntownej odmianie był mój poziom niepokoju i nerwowości w pracy. Podczas pierwszego tygodnia po powrocie ( 2 tygodnie po ayahuasce ) byłam tak spokojna i zrelaksowana, iż komentowali to moi koledzy z pracy. Zdałam sobie sprawę, że poziom pewności siebie jakiego doświadczyłam podczas siódmej ceremonii towarzyszył mi dalej w Australii, i dalej pozostaje ze mną. Używając mojej nowo zdobytej umiejętności kontrolowania swojego świadomego, a może i nieświadomego umysłu, poczułam iż jestem w stanie przywoływać na żądanie ten stan spokoju, i wykorzystać to w przyszłości, jako punkt odniesienia. Ayahuaska to naprawdę potężne narzędzie. Zamierzam w najbliższej przyszłości kontynuować tą świętą podróż po wiedzę jaka służy przez całe życie. Jestem teraz świadoma subtelnych zmian w moim życiu i jestem w stanie je teraz kontrolować.

 

 

 

let go / puść kontrolę

August 17th, 2016

 

 

 

 

 

Kiedy boski duch oddaje w zastaw swój  sens życia, którym jest radosny współudział w tworzeniu pięknego wszechświata, będzie kompensować go poprzez bycie dobrym dla siebie w jakikolwiek sposób dostępny. Może więc wydawać się przy tym samolubny czy chciwy, ale to co robi jest niczym innym jak szukaniem czegoś co zaginęło. Oczywiście żadna ilość jedzenia, materialnych własności, fizycznego piękna, władzy nad innymi ludźmi czy pieniędzy jest w stanie skompensować jego potrzeby, jako boski bytu, aby wyrażać swój kreatywny potencjał i doświadczać intymnego połączenia z resztą życia.

 

To poczucie utraconego czegoś co nam przysługuje , które napędza egoizm i chciwość pochodzi zatem z autentycznego źródła : zostaliśmy obrabowani z naszych przynależnych od urodzenia praw. Coś jest zaginione, ale problem w tym, że szukamy w niewłaściwym miejscu. Stara suficka opowieść opisuje mądrego głupca, mułłę Nasruddina, w poszukiwaniu czegoś pod latarnią. Przechodzień pyta go : “Mułło, czego szukasz?”

“Niestety” odpowiada biedny Nasruddin, “Zgubiłem klucz do domu”

“A gdzie widziałeś go ostatnim razem?”

“Myślę, że zgubiłem go tam, w cieniu tamtych drzew”

“Cóż, czemu więc nie szukasz go tam właśnie?”

“Drogi panie, czy nie widzi pan jak tam jest ciemno? Szukam tutaj w świetle latarni, bo tu mogę lepiej widzieć”.

 

 

 

 

 

 

Tak jak nie da się ochronić na zawsze domu od naturalnych procesów rozkładu, żaden ze sposobów kontrolowania czy przekierowania naszej kreatywnej siły życiowej nie będzie wiecznie działać. Każdy z nich ostatecznie stanie się nie do zniesienia. Najbardziej potężne z tych ucieczek to uzależnienia, takie jak alkohol, heroina, kokaina, pornografia, hazard. Mogą one skonsumować wielką ilość wypartej siły życiowej, ale ogromny ich koszt ponosi ciało, życie i umysł. Poprzez konsumpcję sfrustrowanej siły życia, czynią złe życie, przez jakiś czas, tolerowalnym.  To samo odnosi się do drobnych uzależnień i rozrywek powszechnych wśród większości ludzi. Zwykle, ponieważ nasze wejście w niezadowalające życie rozpoczęło się od bolesnego złamania naszego ducha, obiekty uzależnień są też środkami tymczasowej ucieczki czy złagodzenia bólu. Są narzędziami kontroli, radzenia sobie z życiem takim jakim jest. Wyłamanie się z form i struktur naszej kultury oznacza konfrontację z materiałami z jakich zbudowane jest to więzienie : oznacza spojrzenie w twarz strachowi i bólu. To nie jest przypadek, iż dwie z najbardziej uzależniających substancji, heroina i alkohol, mają fizjologiczne efekty uśmierzania bólu, ale to czego się zwykle nie rozumie, to że wszystkie uzależnienia robią to samo. Tyle tylko, że nie zabijają bólu tak naprawdę, tylko go odraczają, trzymają pod kontrolą, powodują, iż przez chwilę się go nie czuje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Leczący się alkoholik Jack Erdmann pisze, “Kiedy zaczynałem, alkohol mówił mi że jest wyjście, że ból można zabić”.  W efekcie, alkohol, narkotyki, hazard, telewizja i inne uzależnienia, duże, małe są po prostu technologiami, technologiami kontroli bólu i akcesoriami czyniącymi życie-jakim-jest możliwym do zarządzania. Ale tu czai się pułapka : “Potem alkohol powiedział mi by zabijać ból za wszelką cenę”. Nieubłaganie, życie-jakim-jest, które wymaga zarządzania, staje się w całości produktem technologii kontroli. Jak ujmuje to Erdmann, “To jest sekret alkoholu. Alkohol tworzy symptomy, które, jak może ci się wydawać, rozwiązuje”

 

 

 

 

 

 

 

 

To znów jest technologiczne rozwiązanie. Technologia, jako narzędzie manipulacji naturą, jest napędzana pragnieniem komfortu i bezpieczeństwa, to znaczy, unikania bólu i ubezpieczenia przetrwania.  A jednak, samo doświadczenie życia jako walki o przetrwanie to produkt technologicznej kultury, która szuka sposobu kontroli rzeczywistości zamiast ją po prostu zaakceptować.  Pamiętamy rolnictwo, które zastąpiło Eden egzystencji łowieckiej/ zbierackiej życiem harówki, w którym jutrzejsze żniwa zależą od ciężkiej pracy dziś. Jak tylko tak się stało i populacja wzrosła do tego stopnia, że nie była już w stanie żyć z “nieulepszonej” ziemi, staliśmy się uzależnieni od technologii. Nie mogliśmy już bez niej żyć. Jeden po drugim wynalazek pojawiał się aby złagodzić ciężar tej harówki, powstrzymać wiecznie obecną groźbę głodu i kłopotów cywilizowanego życia, tymczasem przeszywający je niepokój i cierpienie wciąż wzrastało aby osiągnąć crescendo na początku 21 wieku. “Alkohol tworzy symptomy, które, jak może ci się wydawać, rozwiązuje”

Zarówno w kwestii alkoholu i technologii, kontrola tworzy warunki, które wymagają kontroli. Kontrola to pułapka, kłamstwo, zaklęte koło, bilet w jedną stronę. I, jak mówi Erdmann, “ostatnią stacją jest Piekło”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tak jak alkoholik leczy agonię swojego marnego życia kolejnym drinkiem, tak my wierzymy, że możemy naprawić bałagan jaki stworzyliśmy większą dawką tego samego : być może tym razem będzie to nanotechnologia, ogłaszana ostatecznym rozwiązaniem przemysłowego zanieczyszczenia.

 

Prawdziwe niebezpieczeństwo jest jednak wtedy, gdy program kontroli  uskuteczni ostateczne zgniecenie naszej kreatywnej siły życiowej. Kiedy zakodowane w naszych wnętrzach mechanizmy wpojone przez tresurę i zewnętrzne uzależnienia pokonają duszę w jej walce o wolność, dusza ma jeszcze ostateczną kartę do rozegrania. Jeżeli eskalująca seria kryzysów nie jest wystarczająca aby wyrwać nas ze złego życia, wówczas naturalnym wyborem jest śmierć.  Czasem nawyk jest zbyt głęboki, labirynt “ja” zbyt przytłaczający aby osoba mogła się kiedykolwiek wydostać. ( Nie mówię tu o rozmyślnym samobójstwie, które jest tylko innym sposobem unikania bólu,  bezcelową, desperacką próbą uzyskania kontroli ). Kiedy zawiedzie nadzieja, iż możemy przekroczyć nasze małe “ja” w świecie pod kontrolą, wówczas nasze prawdziwe ja projektuje ostateczną ucieczkę od iluzji oddzielenia.

 

Teraz przenieśmy tą ideę na poziom kolektywny. Czy jesteście tym zaalarmowani? Powinniście byc, ponieważ konsekwencja jest taka, iż nasza cywilizacja – a może nawet nasz gatunek – może równie dobrze wybrać ( chociaż nieświadomie ) śmierć. Jeżeli nagromadzenie kryzysów nie jest wystarczające aby wyrwać nas z naszego złudzenia oddzielenia od natury, wówczas kolektywna dusza ludzkiej rasy spowoduje katastrofę taką jak wojna nuklearna. Stanie się tak, jeżeli damy radę wytrzymać zbyt długo.

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.