światosław / tales from the world

Archive for:

Against civilization / Przeciw cywilizacji

 

 

 

Let that sink in, lovers of Pachamama :

“( Incas ) burned so much firewood ( for their solar gods ) that the countryside around Cusco was denuded of trees ; they offered huge amounts of food and fine clothing to the gods, especially the Sun.

 

It was for quite some time that I found hard to understand many spiritual counterculture representants’ enchantment with chosen empires of the new world, such as Maya or Inca. I can recognize in the need of pride source why local populations may respect or even worship their distant ancestors, while bitching about current, elected governments, even though I never believed that pride is a good remedy for low self-esteem, I rather see them as two sides of the same coin. But why scores of critics and refugees from ¨Western¨ patriarchal regimes of oppression and domination, outcasts from Babylon, as they sometimes describe themselves, choose to worship totalitarian rulers of the past, tyrannical oppressors of all kinds of minorities, pioneers of forced resettlement of nations, performers of human sacrifice, theocrats, killers of own brothers, who build their empires by sweat of generations of forced labourers, that never fails to amaze me. But then again, I was never impressed by abilities of certain people to force others to pile lots of bricks or stones, these systems of oppression and its fruits called civilization. You may argue that lots of people are, and they willfully supported and worshipped their Inca ( = ruling elite ) masters, but a system of ruthless punishments for disobedience recorded in chronicles, as well as similar sights of conquered, occupied crowds in Eastern European streets forced into cheering their Stalins suggest otherwise.

 

But I am here more interested in psychology of Inca´s themselves and what we can learn from it for ourselves, especially that, as we can see all around us, similar mechanisms are at play in human psyche of today, as well as in society at large. Society that is constructed out of pathological overgrowth of one of components of human being, that is parasitical, always hungry ego. Society of domination, unlimited as cancer expansion, which in reality suffers deep void, emptiness, covered up by shiny artifacts and appolinian propaganda, all because of denial of the shadow. Society of unchecked sun, proud master, that forgotten or even demonized the wisdom of the snake.

 

Ego wants to speak, does not want to listen to uncomfortable truths. Ego is control, chaos kept at bay, all little elements must be dominated, put into order of the empire of soul, there is no space for trickster, no space for questioning the dogma. Certain ancient cultures knew this danger and carefully preserved the remnant of shamanic voice in form of oracles, irrational source of wisdom, to be consulted and listened to, despite own desires and plans. But totalitarian tyrans tend to forget about this balance. There was such an oracle in Peru, a place called Pachacamac, serving for generations, until the Incas took it, in their quest to subdue everything to their one and only – as is the Sun – authority. It was allowed some degree of independence, even sons of Sun were afraid of the old chtonic force of the earth. But if one reads their story as a tale of subconscious being progressively conquered by the sunny egoes of the rulers, then it is not surprising that eventually it acts against them, and in the crucial moment of Spanish conquest, when consulted by Atahualpa, Pachacamac lies to him, saying that newcomers are no threat to fear. We all know further story of the fall, what goes too much up, must go down.

 

 

 

 

Przemyślcie dobrze poniższe słowa, miłośnicy Matki Natury :

 

” ( Inkowie ) palili ( dla swoich solarnych bogów ) tak wiele drewna, że kraina wokół Cusco została pozbawiona drzew ; ofiarowywali ogromne ilości jedzenia i drogich tkanin swoim bogom, zwłaszcza Słońcu”

 

Od dłuższego już czasu miałem problem ze zrozumieniem wielu reprezentantów duchowej kontrkultury, zakochanych w niektórych, wybranych imperiach nowego świata, na przykład Majów czy też Inków. Jestem w stanie rozpoznać w potrzebie źródła dumy powód takiej fascynacji czy nawet kultu dawnych przodków wśród lokalnych mieszkańców, którzy równocześnie klną na współczesne, wybrane przez siebie przecież rządy, chociaż i tak osobiście uważam, że duma nie jest rozwiązaniem problemu niskiej samooceny, to raczej dwie strony tego samego medalu. Ale dlaczego tylu spośród krytyków i uchodźców spod opresji “zachodnich” patriarchalnych reżimów, uciekinierów z Babilonu, jak się czasem sami określają, decyduje się na kult totalitarnych egzotycznych władców przeszłości, tyranów prześladujących liczne mniejszości, pionierów przymusowych przesiedleń, ofiar z ludzi, teokratów, bratobójców, którzy zbudowali swoje imperia na pocie pokoleń przymusowych robotników, to nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. Cóż, nigdy nie imponowały mi specjalnie talenty niektórych ludzi do zmuszania innych by gromadzili na kupie wiele cegieł czy kamieni, te systemy opresji i ich owoce zwane cywilizacją. Można argumentować że wielu ludzi się tym jara, i ochoczo wspierało i czciło swoich Inków ( = panów i władców ), ale system brutalnych kar za nieposłuszeństwo zachowany w kronikach, jak i podobne obrazki podbitych, uciskanych tłumów Europy Wschodniej, zmuszonych do radosnego wiwatowania swoim Stalinom sugerują raczej coś innego.

 

Ale tutaj jestem bardziej zainteresowany psychologią samych Inków, i tym co możemy się z niej nauczyć, zwłaszcza że, jak widzimy wokół nas, podobne mechanizmy funkcjonują we współczesnej psychice, jak i w społeczeństwie. Społeczeństwie, jakie zbudowane jest na patologicznym rozroście jednej ze składowych ludzkiej istoty, to znaczy pasożytniczym, zawsze głodnym ego. Społeczeństwie dominacji, nieograniczonej niczym rak ekspansji, które w rzeczywistości cierpi z powodu głębokiej pustki, przykrytej lśniącymi artefaktami, apolińską propagandą, wszystko z powodu wyparcia cienia. Społeczeństwie niepohamowanego, zaborczego Słońca, dumnego pana, które zapomniało, a nawet zdemonizowało wiedzę węża.

 

Ego chce przemawiać, nie chce słuchać niewygodnych prawd. Ego to kontrola, wypierany chaos, wszystkie drobne elementy muszą być zdominowane, poukładane w racjonalną układankę imperium duszy, nie ma tu miejsca dla trickstera, nie ma miejsca na kwestionowanie dogmatu. Pierwotne kultury znały to zagrożenie, i przechowały pozostałość szamańskiego głosu ostrzegawczego w formie wyroczni, nieracjonalnego źródła mądrości, którego warto posłuchać, wbrew własnym pragnieniom i planom. Ale totalitarni władcy zwykle zapominają o tej równowadze, ku swojej zgubie. Istniała w Peru taka wyrocznia, miejsce zwane Pachacamac, służaca pokoleniom i niezależnym narodom, aż nie przejęli jej Inkowie, w swojej krucjacie podporządkowania wszystkiego swojej , jedynej jak Słońce, władzy. Pozostawiono mu nadal nieco niezależności, nawet synowie Słońca bali się starej chtonicznej siły ziemi, choć uznali ją za podrzędną. Ale jeżeli czytamy ich historię jako opowieść o podświadomości stopniowo podbijanej przez słoneczne ego władców, to nie zaskakuje iż ostatecznie obraca się ona przeciw nim, i w kluczowym momencie hiszpańskiego podboju Pachacamac okłamuje Atahualpę szukającego rady, mówiąc mu iż przybysze nie są żadnym zagrożeniem. Wiemy co działo się dalej, co się za wysoko wspięło, musi boleśnie spaść.

 

 

 

 

 

Just as the arrogant rulers of the highlands who failed to penetrate the thicksness of the jungle and to subdue its wild inhabitants, angry at their failure devised a view of the spiritual world divided into pure and sophisticated high world, hanan pacha, connected with male and solar values, and hurin pacha, low chtonic land of the death, moist and feminine, so their Christian counterparts, rooted in semitic desert traditions, worshipped only ancient high wind creator, Jahwe, and scorned the inner wisdom of the serpent. The truth was to be imposed from above, royal edict not be questioned, be it from masters in Cusco, ¨navel of the world¨, or Catholic monarchs of Vatican representing even higher lord. The exoteric, formal knowledge and rules are what ego loves and it is useful for creating empires, effective piling of bricks, but devastating for nature, both the one at large, and the one inside. It eventually brings disaster, and this is what happened to the Incas. Their shiny egoes climbed to such heights, that they were just calling out for the likes of conquistadors, their mirror reflections, to come and conquer, because ego, like cancer, in the end is its own destroyer. It was the love of solar gold, and disregard for own brother, it was the love of own words, own theological creations, that all protagonists of this story shared, and that until this day continues to destroy their souls, and sometimes, in a serpentine twist of fate, when things are bad, they end up coming to drink ayahuasca with us, to the green matrix of the jungle, to listen to the snake again.

This is where I’d rather be, in balance and coexistence, in vibrating matrix of life, matrix of constant checks and balances, not domination over scorched plain, or stony plaza build upon it, where artificial idols, constructs of human mind, are paraded just as before Incas paraded their own mummies, in love with themselves only, with their own WORD, silencing all others, this rich symphony of nature, full of paradoxes. I want to be the serpent sneaking out of boring palace of one and only truth, before it crumbles to its doom.

 

 

 

 

Tak samo jak aroganccy władcy wysokich gór, którym nie udała się penetracja ciemnej gęstej dżunglii i podporządkowanie jej dzikich mieszkańców, wściekli na swoją porażkę wymyślili obraz duchowego świata podzielonego na czysty i wyrafinowany hanan pacha, świat wysoki, związany z solarnymi i męskimi wartościami, oraz hurin pacha, niski świat, chtoniczne królestwo śmierci, wilgoci i kobiecości,  tak ich chrześcijańscy odpowiednicy, zakorzenieni w semickich pustynnych tradycjach, czcili jedynie swego starożytnego boga wiatru, Jahwe na wysokościach, i gardzili wewnętrzną mądrością węża.  Prawda była narzucana z góry, jak królewski edykt, którego się nie kwestionuje, czy to od władców z  Cusco,”pępka świata”, czy od katolickich monarchów z Watykanu, namiestników jeszcze wyższego i bardziej odległego pana. Egzoteryczna, formalna wiedza i zasady są czymś, co ego kocha i co jest użyteczne do budowania imperiów, efektywnego składania cegieł do kupy, ale równocześnie niszczące dla natury, zarówno tej na zewnątrz, jak i tej wewnętrznej. Ostatecznie sprowadza kataklizm, i to się właśnie przydarzyło Inkom. Ich lśniące ego wspięło się na takie wyżyny, że było to jak wzywanie kogoś takiego jak konkwistadorzy, ich lustrzane odbicie, aby przybyli i podbili, bo ego, jak rak, ostatecznie jest przyczyną swej własnej zagłady. Miłość dla słonecznego złota, i nieposzanowanie własnego brata, miłość dla własnych słów, własnych teologicznych konstrukcji były czymś co łączyło wszystkich uczestników tej historii, i co po dziś dzień dalej niszczy ich dusze, aż czasem, w wężowym zwrocie losu, kiedy już jest źle, trafiają do nas, by w zielonej macierzy dżungli wypić ayahuaskę i posłuchać ponownie węża.

 

Wolę być tutaj, w równowadze, we współistnieniu, w wibrującej macierzy życia, w ogrodzie współzależności a nie dominacji nad wysuszonym płaskowyżem, czy na kamiennym rynku nań wybudowanym, gdzie sztuczne idole, produkty ludzkiego umysłu, są obnoszone na paradach, dokładnie tu gdzie Inkowie paradowali swoje mumie, zakochani w sobie samych, w swym własnym SŁOWIE, uciszając pozostałe, całą tą bogatą symfonię natury, pełną paradoksów. Chcę być wężem wyślizgującym się z nudnego pałacu jedynej słusznej prawdy, zanim zawali się na dobre.

 

 

 

 

 

toil of the land / trud ziemi

August 10th, 2017

 

 

How upside down our world is, I think, when I look at the cassava we planted more than half a year ago. How much sweat, how many rains, how many days, how many weeds. To nourish our bodies months after with the most basic ingredients, to sustain life, with such an effort. And yet, the countless farmers of the world, those who without machines, without chemicals tend to yam in African jungles, rice in plains of Bangladesh, potatoes in the Andes, they are the lowest rungs in the ranks of our modern civilization, next to beggars, hardly able to pay their children school fees with their heroic struggle. Not for them gap year trips, not for them wondering about self-improvement, weekend yoga classes, paintball clashes.

 

We are on half starving diet for only two weeks, to practice our patience, to communicate better with plants we work with, to step back from daily trance. But that austerity is not far removed from so many men daily diet, daily life, daily trance. When weak, hungry and thirsty I sing in the night of ceremony, images of countless generations praying for daily bread, for drop of rain, for mercy become reality for a short moment. I am humble and humiliated at the same time, both because of my temporary state and because of shame that so often I take for granted the fact that it is only temporary. Any amount of “gracias” that night will rung fake if I fail to remember tomorrow. And yet, by every thought, by every song, by every step, I must believe, we may be transformed.

 

 

 

 

 

Jak do góry nogami jest nasz świat postawiony, myślę, gdy patrzę na kassawę posadzoną ponad pół roku temu. Ile potu, ile deszczy, ile dni, ile chwastów wyrwanych. Aby odżywić nasze ciała miesiące później najbardziej podstawowymi składnikami, podtrzymać życie, takim wysiłkiem. A jednak, rzesze rolników świata, tych, którzy bez maszyn, bez chemikaliów uprawiają swój yam gdzieś w dżunglach Afryki, ryż na rozlewiskach Bangladeszu, ziemniaki w Andach, są oni gdzieś na nizinach hierarchii naszej współczesnej cywilizacji, koło żebraków, ledwie zdolni zapłacić za podstawową szkołę swych dzieci, utrzymać je swym heroicznym wysiłkiem. Nie dla nich kształcące wycieczki na koniec świata, rozwój osobisty, weekendowe zajęcia jogi, bitwy paintballowe.

 

Jesteśmy na wpół głodowej diecie od dwóch tygodni. Trochę ryżu, troche yuki, trochę wody. Robimy to by lepiej zrozumieć rośliny z jakimi pracujemy, ćwiczyć cierpliwość, wykroczyć poza codzienny trans. A przecież ta asceza nie jest daleko od codziennej diety wielu mieszkańców tego globu, ich codziennego życia, codziennego transu. Kiedy słaby, głodny i spragniony śpiewam w noc ceremonii, obrazy niezliczonych pokoleń modlących się o chleb powszedni, o kroplę deszczu, o litość, stają się na krótką chwilę rzeczywistością. Jestem pokorny i zarazem upokorzony, zarówno z powodu mojego tymczasowego stanu jak i z powodu wstydu, że tak często biorę za oczywiste iż jest tylko tymczasowy. Każda ilość “gracias” tej nocy zabrzmi fałszywie, jeżeli nie uda mi się pamiętać o tym jutro. A jednak, poprzez każdą myśl, każdą pieśń, każdy krok, muszę wierzyć, możemy dokonać transformacji.

 

 

 

technofix

September 2nd, 2016

 

 

 

W nieliniowym systemie takim jak społeczeństwo czy ekologia, efekty jakiegolwiek technologicznego rozwiązania są całkowicie nieprzewidywalne. Wprowadźcie nowy gatunek by kontrolować szkodnika, i końcowym rezultatem może być jeszcze gorszy szkodnik. Ponieście poziom serotoniny selektywnym inhibitorem, i końcowy rezultat może oznaczać redukcję liczby receptorów serotoniny i do tego innych neurotransmitorów, co przyniesie depresję jeszcze gorszą niż przedtem. Zbudujcie nową drogę aby ulżyć zakorkowanym ulicom i nowe inwestycje za nią idące mogą uczynić korki jeszcze gorszymi. Wytnijcie wszystkie wolno rosnące drzewa i zastąpcie je szybko wzrastającymi potencjalnymi źródłami drewna, i choroby jakie mogą przetoczyć się przez taki osłabiony ekosystem leśnej plantacji zaowocują mniejszą, a nie większą ilością drewna. Wprowadźcie komputery aby zredukować trud pracy biurowej i ludzie ostatecznie będą spędzać przy swoich biurkach więcej czasu niż kiedykolwiek wcześniej. Dodajcie azotowe nawozy aby zwiększyć płodność ziemi i idące za tym zmiany w ekologii gleby uczynią ją mniej płodną. Wszystkie te nieprzewidywalne a nawet odwrotne od zamierzonych rezultaty są skutkiem nieliniowości. Możemy udawać, że świat jest liniowy i wymuszać nasze założenie do pewnego stopnia, ale jedynie za cenę coraz wyższych kosztów utraconej wolności i życia, ponieważ poza bardzo wąską dziedziną, świat w istocie nie jest liniowy. Nasza cywilizacja jest zbudowana na tym malutkim segmencie, który jest liniowy, lub może być tak postrzegany. Dzisiaj ta ułuda się sypie. Cena stała się nie do wytrzymania. Jak kolwiek jednak nie do wytrzymania będzie, będziemy usiłowali wytrwać, tak długo jak jesteśmy nieświadomi alternatywy. Będziemy próbowali naprawiać fiasko kontroli jeszcze większą kontrolą, intensyfikując plądrowanie ziemi, życia, piękna i zdrowia, aż wszystkie zostaną doszczętnie skonsumowane.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pomoce i udogodnienia technologii stały się narzędziami przetrwania na poziomie biologicznym. Większość tej zależności jest iluzją, funkcją ignorancji : w wypadku farmaceutyków, ignorancji co do medycyny naturalnej i dbałości o ciało, w wypadku porodu, instytucjonalnej nieufności wobec kobiecego ciała i wyuczonego strachu, który zmusza kobiety do szukania pomocy ekspertów. Chociaż zależność od technologii nie jest jeszcze totalna, powoli tracimy nasze umiejętności chodzenia, spania, kucania, siedzenia ze skrzyżowanymi nogami, biegania, defekacji ( dlatego tyle reklam środków na zatwardzenie w tv ), a nawet oddychania. Technologia spełnia za nas funkcje, które wcześniej należały do nas.

 

W większości wypadków to uzależnienie jeszcze nie zostało zintegrowane w naszych genach i jest w zasadzie odwracalne. Pomimo to, w istocie sprzedaliśmy, a w najlepszym wypadku oddaliśmy w zastaw, sporą część naszego fizycznego zdrowia na potrzeby ekonomii pieniądza. Moje zdrowie jest zasobem, który da się zamienić w pieniądze, na przykład przedawkując nadgodziny w biurze czy pracując w ryzykownych warunkach. Pamiętacie odwieczny biznesowy pomysł zabrania czegoś komuś i potem odsprzedania? Technologiczne społeczeństwo, poprzez swoje udogodnienia i wymogi zabrało nasze zdrowie i teraz nam je sprzedaje, za pieniądze, poprzez machinacje medycyny, suplementy, centra fitnessu, i tak dalej, wszystko co pozwala nam poradzić sobie jakoś w dzisiejszym świecie. Pozory zdrowia jakie nam one dają są zwykle wystarczające aby przetrwać w technologicznym społeczeństwie, gdzie rzadko musimy dłużej wytrzymać zimne temperatury, wspinać się na drzewa czy maszerować dziesięć kilometrów,  ale to o wiele niższy poziom zdrowia niż jakim cieszy się człowiek żyjący w naturze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Ponieważ choroby XXI wieku są, w opinii większości specjalistów alternatywnej medycyny spowodowane przez technologię ( toksyny w środowisku, siedzący tryb życia, przemysłowa żywność, aby wymienić kilka zaledwie ), nasze korzystanie z technologicznej medycyny sprowadza się do odkupywania tego co technologia zabrała nam na początku. Innymi słowy, zamieniliśmy nasz fizjologiczny czy też genetyczny kapitał na finansowy. Sprzedaliśmy nasze zdrowie aby odkupić jego gorszą wersję.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Ta wojna przeciwko nam samym ma swoją dramatyczną odsłonę w naszych własnych ciałach. Prawie wszystkie epidemie post-nowoczesnej ery wiążą się z dysfunkcją systemu immunologicznego. Zdrowo funkcjonujący system odpornościowy, na swoim podstawowym poziomie, zależy od zdolności ciała do rozpoznania pomiędzy ja i nie-ja. W przeciwnym razie jakaś integralna część ja jest odrzucona jako “inny”, w dyskfunkcji autoimmunologicznej. Choroby takie jak autyzm, cukrzyca, fibromyalgia, stwardnienie rozsiane, Alzheimer, astma, reumatyzm, a nawet arterioskleroza, z których nietóre wzrastają w swej częstotliwości występowania o dziesięć czy dwadzieścia procent rocznie, są w całości lub częściowo chorobami autoimmunologicznymi. Inną odmianą awarii systemu odpornościowego jest przeoczenie czegoś, co powinien odrzucić, traktowanie tego jako nieszkodliwe, i pozwolenie na rozprzestrzenianie się, jak w wypadku raka. W przypadku alergii, system immunologiczny uruchamia ekstremalną odpowiedź na coś co w istocie nie jest zagrożeniem. W wypadku AIDS sam system odpornościowy jest obiektem ataku.

 

Są to choroby, które osiagnęły w ostatnich dwóch dekadach skalę epidemii, i które, nieprzypadkowo, okazują się odporne na technologie kontroli w naszej dyspozycji. Ideologia Technologicznego Programu twierdzi, że z dostatecznie dokładnym zrozumieniem, być może na poziomie molekularnym, będziemy ostatecznie w stanie sprowadzić i te choroby “pod kontrolę”. Ewidentne niepowodzenie tego programu, na przykładzie trzydziestoletniej “wojny z rakiem” stawia pod znakiem zapytania całą konceptualną podstawę kontroli i wskazuje na dramatycznie inny paradygmat medycyny, taki, który ma pradawne korzenie jak również współczesne uzasadnienie w ekologicznych i teleologicznych paradygmatach transformujących naukę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W ziołolecznictwie, szczególnie tradycyjnej medycynie chińskiej i Ayurwedzie, systemowe podejście identyfikuje ogólne zaburzenia równowagi wiążące się z gorącem i zimnem, ciepłem i suchością, ruchem i stagnacją – jako klimat choroby – i modyfikuje te podstawowe czynniki tak aby pojawił się nowy schemat. Alternatywnie, szczegółowe podejście łączy konkretne zioło z konkretnym wzorcem choroby, i aplikuje je jako “specyficzne remedium”, “proste”, lub jak w Ayurwedzie, prabhava, o szczególnej mocy. Klasyczna homeopatia idzie także tym torem, używając konkretnego remedium dla wzorca choroby.

 Wszystkie te systemy wyrastają z bardzo odmiennej relacji ze światem niż ta, która leży u podstaw zachodniej medycyny allopatycznej. Zachodnia medycyna jest oparta na kontroli, przytłumieniu naturalnych odpowiedzi ciała, które są niekomfortowe ( albo zagrażające życiu ), zrobieniu czegoś dla ciała, czego nie może ono samo zrobić ( dializa nerek, na przykład ), poprawieniu upośledzonej naturalnej funkcji ( wycięcie tarczycy i aplikacja thyroxinu ), albo inżynierii ciała ( rozszerzenie naczyń krwionośnych, obniżenie poziomu cholesterolu, wycięcie organów ). “Zwyczajowe biomedyczne podejście oznacza kompensację niesprawności ciała poprzez wprowadzenie leku, który zmusza ciało do działania, jakiego się od niego oczekuje. Holistyczne podejście jest odmienne. Zamiast zmuszać ciało do operowania tak, jak my tego chcemy, podejmujemy próbę przywrócenia go do stanu zdrowia, w którym samo może o siebie zadbać”.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ludzie, którzy są twardo osadzeni w lokalnej, opartej na pokrewieństwie społeczności są mniej podatni zarówno na konsumpcjonizm jak i faszyzm, ponieważ oba powyższe opierają swoją atrakcyjność na potrzebie stworzenia tożsamości. A zatem, aby wprowadzić konsumpcjonizm do dotychczas odizolowanej kultury należy najpierw zniszczyć jej poczucie tożsamości. Robi się to tak : zaburz jej sieci wzajemności poprzez wprowadzenie z zewnątrz dóbr konsumpcyjnych. Rozbij jej poczucie wartości poprzez błyszczące obrazy Zachodu. Odbierz znaczenie jej mitologiom poprzez pracę misjonarzy i naukową edukację. Rozmontuj jej tradycyjne sposoby przekazu lokalnej wiedzy poprzez wprowadzenie szkolnictwa z narzuconym z zewnątrz programem. Zniszcz jej język poprzez dostarczanie tej edukacji w języku angielskim lub innym narodowym lub globalnym. Przetnij więzy z ziemią poprzez import taniego jedzenia aby uczynić lokalne rolnictwo nieekonomicznym. W taki sposób uda ci się stworzyć populację żądną konkretnej marki trampków.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Nawet przyjaźń nie uciekła od zniszczeń profesjonalizacji. Chociaż truizmem jest powiedzenie, iż pieniądze nie mogą kupić przyjaciół, mogą kupić wiele z funkcji jakie kiedyś spełniała przyjaźń. Jedną z najbardziej odrażających transformacji naszego społecznego kapitału jest komercjalizacja, w formie wiadomości o celebrytach, telenoweli i tym podobnych, intymnego zaangażowania w życia i historie innych ludzi. Jak wcześniej opisano w tym rozdziale, mogą one zastąpić pełne czułości relacje i intymną znajomość z innymi wokół nas podglądactwem żyć odległych lub fikcyjnych osobistości, tymczasowo zaspokajając głód bliskości i wspólnoty. Oczywiście, to wrażenie zaangażowania jest iluzją, to jednostronne zaangażowanie które nie może nigdy być w pełni życiodajne. Pozostawia prawdziwe potrzeby niezaspokojone i ostatatecznie jeszcze silniejsze – doskonała recepta na uzależnienie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Nuda jest cechą charakterystyczną dla współczesnego społeczeństwa z innego powodu : reprezentuje głód autentycznego doświadczenia. Ekonomia konsumpcji wykorzystuje ten głód sprzedając nam sztuczne doświadczenia, coraz większej i większej intensywności. Telewizja i gry wideo są atrakcyjne, bo tymczasowo zaspokajają ten głód, są jednak jednocześnie jedną z głównych przyczyn coraz większej separacji od rzeczywistości. Ponieważ są bardziej intensywne, dramatyczne, głośniejsze niż prawdziwe życie, te staje się w porównaniu z nimi nudne. Dziecko tak przyzwyczaja się do tej ekstremalnej stymulacji elektronicznej rozrywki, iż traci wrażliwość na bardziej subtelne wrażenia. Ponadto, ponieważ zalew bodźców w elektronicznej rozrywce jest tak szybki, umiejętność utrzymania uwagi u dziecka kurczy się w takim stopniu, iż staje się niezdolne do cierpliwej, ciągłej obserwacji. W celu przyciągnięcia uwagi widza, programujący projektują “techniczne wydarzenie” – zoom, zmianę kadru, nowy obiekt – w treść telewizyjną co kilka sekund, stymulując neurologiczną reakcję. Zwany też “efektem zadziwienia”, podlega on prawu przyzwyczajenia, i w związku z tym wymaga coraz większej intensywności – efekty muszą byc coraz bardziej brutalne, głośne, dramatyczne, szokujące. Nic dziwnego, iż rzeczywistość jest taka nudna.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Zrozumiane? Wszystkie wasze myśli, uczucia, nawet doświadczenia religijne, są niczym innym jak interakcją różnych mas które się na was składają. Nauka zdaje się negować nasze własne dusze.

 

Chociaż ta negacja duszy wydaje się podążać za najpełniejszą ekspresją tegoż mechanizmu, zorganizowana religia nie ma zamiaru rzucić wyzwania samemu mechanizmowi. Religie właściwie zgadzają się z ortodoksyjnym poglądem naukowym, iż wszechświat operuje według zasad mechaniki, poza specjalnymi okolicznościami, w których istota zewnętrzna w stosunku do materii, zwana Bogiem, ingeruje w deterministyczne prawa wszechświata podczas zdarzeń zwanych cudami. Rozdzielając Boga od wszechświata i przyznając mu rolę zegarmistrza i sporadycznego fabrykanta cudów, odpowiedź jaką kościół daje nauce tylko popiera jej despiritualizację życia, jak można było oczekiwać w związku z tym, że obie instytucje są tworzone przez te same fundamenalne kulturowe siły. Zarówno w naukowym jak i w religijnym punkcie widzenia, człowiek jest w zasadzie samotny – w pierwszym wypadku ponieważ Boga nie ma wcale, w drugim ponieważ Bóg został oddzielony od materialnego świata w jakim żyjemy.

 

Rozmontowanie kartezjańskiego teatru przez Denetta to tylko ostatni krok na drodze rozdzielenia ducha i materii, ponieważ kiedy już duch został zredukowany ( jak przez Kartezjusza ) w punkt samo-świadomości, oddzielony od ciałomaszyny, staje się zupełnie zbędny w materialnym świecie, a zatem i dla nauki. Odłączony od materii, dla wszystkich praktycznych powodów mógłby w ogóle nie istnieć. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) Ci filozofowie [ Nowi Humaniści ] ogłosili krucjatę przeciwko swojemu wybranemu wrogowi numer jeden, siłom religii, które odwołują się do naszego intuicyjnego poczucia sensu i znaczenia życia relegując go do zewnętrznego boga, ducha czy równoważnej siły napełniającej życie i wszechświat znaczeniem. Filozoficzne problemy tego dualizmu są dobrze znane – przede wszystkim, jeżeli pozamaterialny duch wpływa na materię w jakikolwiek sposób,jak może wciąż być pozamaterialny? Jeżeli jest materialny, w którym ze składników materii rezyduje? Główne fizyczne siły są już, jak się twierdzi, znane i opisane w równaniach. I jak lubią pokazywać Nowi Humaniści, kraina tajemnicy, która potrzebowałaby innych sił, coraz bardziej się kurczy, pozostawiając teistom tylko dwa widoczne wybory: (1) oddać materialny świat w całości nauce, sprowadzając duchowość do zaledwie zjawy w maszynie, absolutnie impotentnej i bez znaczenia albo (2) zwyczajnie wyprzeć dowody nauki, odmawiając wiary, na przykład w ewolucję, pomimo przytłaczających jej dowodów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mamy w związku z tym w naszym społeczeństwie dwa trendy w instytucjonalnej religii. Odpowiadający pierwszemu wyborowi, religijne wierzenia stają się coraz bardziej bez znaczenia dla życia w społeczeństwie, mając niewiele wpływu na sposób w jaki żyjemy, oraz w związku z drugą opcją, znaczące liczby fundamentalistów ewakuują się ze społeczeństwa głównego nurtu, w spolaryzowany świat zbawionych versus niewiernych. W tym pierwszym wypadku, religia nie ma wpływu na materialne życie, niezależnie od religijnej metki wszyscy oglądamy te same programy w telewizji, wspieramy te same drużyny, kupujemy te same marki, chodzimy do tych samych szkół. Ponieważ nie ma znaczenia dla materialnego świata, religię można trzymać poza klasą, poza biurem, poza konwersacją. W drugim wypadki, odzwierciedlając ich wyparcie konsensusu co do faktów na temat świata, niektóre religijne grupy wycofują się w wyspiarską subkulturę w której religia ponownie przenika każdy aspekt życia. W związku z tym edukują swoje dzieci w domu, związują się tylkoz innymi o takich samych religijnych przekonaniach, chronią dzieci przed “demonicznymi wpływami” typu Harry Potter czy Pokemon, wystrzegają się telewizji, muzyki rockowej i popularnej kultury, a nawet formują swe własne wspólnoty, czasem za uzbrojonym murem. Ta oblężona twierdza to jeszcze jedna permutacja usunięcia się z tego świata, charakterystyczna dla współczesnej religii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podczas gdy Daniel Denett jest wojownikiem naukowej ortodoksji i twardym wyznawcą Programu Naukowego, jego praca tworzy scenę dla powrotu do w pełni uduchowionego wszechświata. Udało mu się bowiem rozmontować podział rzeczywistości na dwa oddzielne aspekty, ducha i materię, wskazując na iluzoryczną naturę oddzielnego “ja” – kartezjańskiego punktu obserwacji świadomości. To nie jest nowe spostrzeżenie – buddyści twierdzili to samo od tysięcy lat – ale jego praca jest znacząca ze względu na wyjaśnienie w niedualistycznych terminach właściwości świadomości i z powodu pokazania wciąż obecnych w nauce założeń dualistycznych. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zatoczyliśmy zatem pełen krąg. Od naszych animistycznych początków, w których duch i materia były jednym, poprzez tysiąclecia poszerzającego się podziału pomiędzy nimi, aż bo ducha stającego się w pełni niematerialnym i tym samym nieistniejącym. Pozostaliśmy sami z materią. Czym różni się to od animizmu?

 

Jest w istocie kluczowa różnica. Leży ona nie w podejściu do ducha, ale w podejściu do materii ! Przywrócenie światu ducha nie dokona się poprzez sprowadzenie do materii pozamaterialnego ducha, ale poprzez zrozumienie,że materia sama w sobie zawiera cechy wcześniej przypisywane duchowi. Cały świat jest duchowy. Nie zawiera ani nie posiada ducha, jest duchem.

 

Ta książka proponuje koncepcję “ja” które nie jest odrębnym, oddzielonym bytem ale wyłaniającym się aspektem skomplikowanych interakcji zawierających nie tylko mózg ale całe ciało jak i środowisko, zarówno fizyczne jak i społeczne. Udawać, iż jest inaczej oznacza odcinać się od większości tego, czym jesteśmy. Zaprowadzone do kartezjańskiego ekstremum, odcina nas nawet od naszych ciał – które nie są już tak naprawdę “ja” ale zaledwie materią – jak i od naszych uczuć. “Myślę, więc jestem”. Bycie leży w samej myśli. Lub jeszcze mniej, ponieważ logika Kartezjusza mówi, iż ja nie jest w myślach, ale w tym, co jest myśli świadome, w punkcie samo-świadomości wyżej wspomnianym. Logiczny wniosek dualizmu ja-inne to zredukowanie ja do niczego. Czyżby to było jeszcze jedne źródło przenikającego nasze społeczeństwo niepokoju? Czy ta stopniowa redukcja ja do nieistniejącego punktu świadomości, w wyparciu wszystkiego czym jesteśmy, może być powodem, dla którego kompulsywnie dodajemy do siebie tyle nie-ja, tyle materialnych i społecznych własności, w bezskutecznej próbie odzyskania straconego poczucia bytu?

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

ariadne

August 28th, 2016

 

 

Racjonalność / rozum jest cechą kojarzoną z męskością nie dlatego, iż mężczyźni są bardziej do niej zdolni, ale ponieważ szerzej ją aplikują. Uogólniając, mężczyźni naszej kultury używają rozumu w większej ilości sytuacji niż kobiety, nawet, a zwłaszcza w sytuacjach w których jest to nie na miejscu. Jeżeli dostrzegamy w racjonalności oznakę oddzielenia, wówczas męska tendencja do jej nadużywania jest dowodem bardziej ekstremalnej separacji męskiej płci. Kobiety ( i bardziej ogólnie, kobiecość, wliczając w to wewnętrzną kobiecość obu płci ) oferują nam, mężczyznom drogę ponownego złączenia z biologią, emocją i intuicją od których rozum nas oddzielił.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak mitologiczny grecki bohater Tezeusz błądzimy w labiryncie racjonalności i ego w którym czai się potwór gotowy nas pożreć. Minotaur to bestia z ludzką głową, twarzą rozumu ponad popędami biologii. Składamy mu ofiarę, jak Ateńczycy, z najlepszych i najbardziej utalentowanych z naszej młodzieży. Kiedy już zagubiliśmy się w labiryncie, jedyną drogą na zewnątrz jest podążenia za ratunkową liną jaką oferuje tylko Kobieta.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jestem dobrze zaznajomiony z labiryntem racjonalności, ponieważ żyłem w nim przez wiele lat. Aplikując najpierw logikę do jakiejkolwiek sytuacji, tłumiąc emocje i używając rozumu, uważałem się za bardziej kognitywnie rozwiniętego, bardziej inteligentnego od większości innych ludzi. Wyższy rodzaj człowieka, bardziej naukowy, bardziej racjonalny, innymi słowy, lepszy. Działałem z umysłu, który był wyższy, raczej niż z emocji, będących niżej. Stosując we własnym życiu rozum, podążałem za ideałami oświeceniowych filozofów, którzy myśleli, że nowa Era Rozumu przyniesie doskonałe społeczeństwo. Rozum miał być wszechmocnym narzędziem, które rozwiązałoby wszystkie problemy świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możecie sobie prawdopodobnie wyobrazić niektóre z nieszczęść jakie na mnie spadły, gdy podążałem za moją osobistą Erą Rozumu. Stępiając swe emocje mogłem podejmować decyzje jedynie porównując jedną listę “racji” ( za ) z inną ( przeciw ). Bardzo ciężko próbowałem “zrozumieć rzeczy”, ale w jakimkolwiek kierunku podjęte, moim decyzjom brakowało tej pewności która towarzyszy wyborowi podjętemu w zgodzie z sercem. Gnębiły mnie wątpliwości i byłem niezdolny podążyć całym sercem za którąkolwiek z decyzji. Stawałem się sparaliżowany niezdecydowaniem przed, i wątpliwością po tym kiedy jakąś decyzję udało się podjąć. Aby skompensować swoje znieczulenie, tworzyłem rozległe, skomplikowane sieci powodów i uzasadnień dla wzmocnienia swych decyzji, ale niezależnie od tego jak bardzo się starałem, czułem się jabym beznadziejnie dryfował.

 

Dużo później zrozumiałem, że wszystkie moje powody/racje – były racjonalizacją wyborów już podjętych, nieracjonalnie, opartych na czymś nieświadomym i nieodczutym. Wydobycie na światło ukrytych determinant moich wyborów stało się pilnym priorytetem. Jeżeli nie z racjonalnych powodów, to dlaczego robię to, co robię?

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

being busy / nie mam czasu

August 27th, 2016

 

 

 

Tak jak życie dorosłych maszeruje w nieustannie przyspieszającym rytmie maszyny, tak i niekończące się popołudnia dzieciństwa ustąpiły grafikowi więzienia szkoły i innych zaprogramowanych aktywności. Po raz pierwszy w historii dzieci są zbyt zajęte by się bawić.

Rozważmy tragedię tego sformułowania, niech wybrzmi – “dzieci są zbyt zajęte by się bawić”. Przyczyna leży, ponownie, w niepokoju o przetrwanie. Zabawa jest luksusem, frywolnością relegowaną do szczelin w grafiku produktywnych, edukujących i rozwijających czynności. Kompetytywne wymogi dorosłości dnia obecnego dyktują aby ani chwili nie tracić na zabawę, bo każdy moment zabawy to moment w którym dziecko mogłoby zyskiwać przewagę w życiu, przygotowując się na przyszłość. W końcu zabawa w dorosłości jest ograniczona to naszego”czasu wolnego”, a dzieciństwo jest przygotowaniem do dorosłości, czyż nie? Zamiast tego więc szukamy sposobu zainstalowania “nawyku nauki” i silnej etyki pracy w naszych dzieciach, poczucia odpowiedzialności, w przeciwnym razie bowiem nauczyłyby się przedkładać nad nie zabawę, przyjemność i radość. Co z nich by wówczas wyrosło? Prawdopodobnie niezdyscyplinowany dorosły, który nie jest w stanie utrzymać pracy od dziewiątej do piątej, i ma mało cierpliwości na nudne, pozbawione sensu, czy nieprzyjemne zajęcia – taki rodzaj pracy jaki większość populacji akceptuje jako ponurą konieczność. Więc szkoła najpierw, potem zadania domowe, potem nauka pianina, potem liga piłki nożnej. Na końcu, jeżeli zostało trochę czasu, można się pobawić.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy mówimy, iż jesteśmy zbyt zajęci, co mamy na myśli? To, że musimy robić inne rzeczy, priorytety podyktowane przez naszą potrzebę przetrwania, że nie mamy wolności robienia tego, co chcemy robić. “To nie byłoby praktyczne”, wierzymy, “aby przedkładać zabawę nad pracę”. Wyobrażamy sobie utratę naszej pracy, bankructwo, koniec na ulicy. To, iż zabawa może być produktywna, bez świadomego podporządkowania jej produktywności rzadko jesteśmy w stanie sobie uświadomić, a nawet wtedy przyznajemy ten przywilej tym nielicznym szczęśliwcom, artystom i geniuszom, którzy mogą robić to, co kochają. Ale ta logika stoi na głowie. Geniusz jest rezultatem robienia tego, co się kocha, a nie tegoż wymogiem. Problem oczywiście tkwi w odkryciu co To jest. Temu ma służyć właśnie dzieciństwo, ale nasza kultura zamieniła je w przeciwieństwo. Kiedy jesteśmy już tak doszczętnie złamani, iż nie wiemy nawet co kochamy, jedyną drogą z tej pułapki jest , na początku, zaprzestać robić to czego nie kochamy, przez jakiś czas nie robić nic. To jest przekaz zakodowany w biblijnej Księdze Wyjścia, w której dzieci Izraela, po ucieczce z domu niewoli, musiały wędrować po pustyni przez czterdzieści lat zanim odnalazły krainę mleka i miodu. Podobnie my, musimy obalić dyktaturę produktywności i pozwolić sobie na włóczęgę, aby odnaleźć szczęście.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

Czy wolny człowiek chciałby pracować? Czy w rajskim ogrodzie jest miejsce na pracę?

 

 

Would free man work? Is there place for work in your garden of paradise?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ekonomia odbudowy zburzy zatem niektóre z podstawowych dualizmów naszej kultury : praca i sztuka, praca i czas wolny, użyteczność i piękno. Kiedy to się stanie, szlachetny ideał z naszych marzeń o technologicznej Utopii da owoce – ale nie w zbędności pracy, tylko realizacji jej prawdziwej natury. Kiedy praca postrzegana jest z perspektywy cywilizacji Maszyny, to nieuchronnie jest zawężająca i opresywna. Dlatego właśnie marzyciele o technotopii wypatrywali końca pracy, każdy człowiek królem, obsługiwanym przez mechanicznych niewolników. Spętani swoimi uprzedzeniami co do natury pracy, nie umieli sobie wyobrazić nic lepszego. Ale zjednoczyć pracę i sztukę, uzdrowić rozdarcie pomiędzy pracą i resztą życia, z którego wyrasta wyprzedaż naszego czasu, oto o wiele bardziej radykalna ambicja.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od egalitarnych społeczeństw paleolitu ludzkość ewoluowała w wielkie rolnicze cywilizacje, w których bogaci byli ci, którzy posiadali niewolników. W wielu Maszyny, widoczne niewolnictwo znikło, aby zostać zastąpionym systemem w którym niemal każdy wykonywał odbierającą sens pracę ( biblijny znój wygnanych ), z powodu strachu o przetrwanie. “Rób albo zginiesz!” – To przecież definicja niewolnictwa. Wielka obietnica technologii maszyny – Każdy człowiek królem! Każdy człowiek bogiem! – zrodziła swoje przeciwieństwo. Każdy człowiek niewolnikiem. Niewolnicy bez ludzkich panów, wszyscy harując pod jarzmem pieniądza. Ale teraz, u schyłku epoki Maszyny, widzimy możliwość powrotu do pierwotnego egalitarianizmu, w którym ekonomia oznacza przepływ darów w kontekście obfitości.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie zaprzeczam, iż zawsze będą naczynia do umycia, toalety do wyczyszczenia, budynki do nakrycia dachem – zadania, które uważamy za bezsensowne, pracochłonne, odrażające. Ale co złego w fizycznym wysiłku w celu podtrzymania życia? Czy mamy wynaleźć żujące maszyny aby oszczedzić nam tyrania przy przeżuwaniu swego jedzenia? Czy celem wspinaczki ludzkości jest wieczny odpoczynek w łóżku, podłączeni do różnych maszyn, które dostarczają nam pożywienia, przyjemności i rozrywki, bez żadnego wysiłku z naszej strony? To byłoby ostateczne spełnienie obietnicy Maszyny, czyż nie, sługa, który nie tylko że wykonuje za nas całą pracę, ale i żyje nasze życia w naszym imieniu. Nie, ruch życia nie musi być znojem. Co czyni pracę znojem to poświęcenie zróżnicowania na rzecz efektywności jaką niesie powtarzalność i standaryzacja. W tym znajdziemy różnicę pomiędzy rolnictwem a ogrodnictwem : to pierwsze kojarzy się z tyraniem, to drugie niesie taką radość, iż ludzie zajmują się nim mimo ekonomicznej nieracjonalności. Im bardziej farma przypomina fabrykę ( a mniej ogród ), tym bardziej monotonna i wysysająca życie praca na niej się staje. Konwencjonalne rolnictwo działa według tych samych zasad co przedsiębiorstwo przemysłowe. W ogrodzie, nikt nie spędza tygodni zbierając bawełnę, pomidory, winogrona. Na małej, zróżnicowanej farmie nikt nie spędza tygodni, miesięcy, lat, wykonując wciąż na nowo ten sam krok w procedurze zarzynania kurczaków.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.