światosław / tales from the world

Archive for:

Ends of the World / Końce świata

Ulan Bator

January 21st, 2015

 

 

 

 

 

Tradycja i nowoczesność, jak mówią we wszystkich pieprzonych przewodnikach i broszurach turystycznych o co drugim mieście na Ziemi.

 

 

Tradition mixes with modernity, as they say in all fucking guidebooks and tourist brochures about every other city on Earth

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ UB, Mongolia 2014 ]

 

 

 

 

 

 

 

 

 

It is a bit ironic, that in the Gobi desert, where estimated six billion tons of coal are hidden and about to be exploited by multinational mining companies, a place exists which is called by enthusiastic tour operators World Energy Center and it is located on the grounds of Khamriin Khiid, which means Monastery of the Nose. Some believe the door to Shambala is located here. It is full of places frequented by pilgrims performing superstitious tasks such as banging bells, pouring milk over giant stone tits and many others supposed to bring success, children, money and whatever Far East considers as happiness. There is also a place with red rocks which magically energize you as well as your electronic gadgets.

The monastery was established by Buddhist monk in the beginning of 19th century, and at a time it hosted more than 80 temples and 500 monks, until communists kicked everyone in. The monks are back now but they can be rather found in comfy modern buildings than caves where old ascetic generations used to meditate.

 

 

Jest to nieco ironiczne, że właśnie na pustyni Gobi, gdzie złoża węgla eksploatowane właśnie przez międzynarodowe korporacje ocenia się na sześć miliardów ton, jest też miejsce nazywane przez entuzjastycznych organizatorów wycieczek Światowym Centrum Energii, i znajduje się na terenie Khamriin Khiid, czyli Klasztoru Nosa. Niektórzy wierzą też, że to tu znajdą bramę do mitycznej Shambali. Teren jest pełen świętych miejsc odwiedzanych przez pielgrzymów podążających za rozmaitymi przesądami, walących w dzwony, wylewających kartony mleka na wielkie białe kamienne cycki, i wiele innych rytualnych gestów mających sprowadzić sukces, dzieci, kasę czy co tam jeszcze Daleki Wschód uważa za szczęście. Jest też teren pokryty czerwonym żwirem, kamieniami które w magiczny sposób energetyzują gości jak również ich komórki czy inne elektroniczne gadżety.

Klasztor został założony przez buddyjskiego mnicha na początku XIX wieku i w swoim czasie mieścił ponad 80 świątyń i 500 mnichów, zanim komuniści wszystkich nie wykopali. Mnisi są już z powrotem, ale można ich znaleźć raczej w wygodnych nowoczesnych budynkach niż w jaskiniach gdzie dawne ascetyczne pokolenia zwykły medytować.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Despite ugly Chinese flavoured concrete modernity and under a thin layer of Buddhist decoration, as it is usually the case, lies however a true power spot and a shamanic tradition dating way back before prayer wheels and cash collecting boxes.

 

 

Pomimo przyprawionej chińskim gustem betonowej nowoczesności i pod cienką warstwą buddyjskich dekoracji, jak to zwykle bywa, znajdujemy się jednak w prawdziwym miejscu mocy i szamańskich praktyk sięgających korzeniami dużo przed młynki modlitwne i skrzynki do zbierania datków.

 

 

 

 

 

 

That is why we decided to come here, me and a fate given bunch of people I met in Mongolia, and to experiment with our consciousness in picturesque setting in the true center of nowhere. The tool of choice was desert loving cacti that shamanic tradition from opposite site of the world calls Saint Peter. It turned out to be equally at home in this desert, and in our minds as well as scorched and thirsty bodies.

 

 

Dlatego też zdecydowaliśmy się tu przyjechać, ja i podarowana przez los grupka ludzi jakich spotkałem w Mongolii, i zaeksperymentowaliśmy z naszą świadomością w malowniczej lokalizacji w prawdziwym środku niczego. Narzędziem tym razem wybranym był miłujący pustynie kaktus którego szamańska tradycja z przeciwległej strony świata nazywa Świętym Piotrem. Okazał się na Gobi być tak samo w domu jak gdzieś na suchościach Peru czy Chile, i tak samo też w naszych umysłach jak i spalonych, spragnionych ciałach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To reach the place we took a night train from Ulaan Bator, arriving at dawn in a typical communist town one can find anywhere starting from Poland until Vladivostok. It is called Sainshand, pronounced something like “sunshine”, and that is one thing you can find here for sure.

 

 

Aby dotrzeć tutaj zarezerwowaliśmy nocny pociąg z Ułan Bator, który dotarł o świcie do typowego komunistycznego miasta jakie znaleźć można na wielkiej przestrzeni między Białymstokiem a Władywostokiem. Nazywa się Sainshand, co wymawia się mniej więcej jak “sunshine”, i słońca akurat tu nie brakuje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We did not waste time. It is best to take San Pedro early, on empty stomach, because the effects last very long and it is good to reach the high plateau before night, while the sun still guides you and embraces with its rays. I knew the young people with me had little patience, and if we waited, they would have eaten or drunk water, and that doesn’t help in holding the stuff in long enough. Vomiting is sometimes inevitable but better not too soon. So the food was placed on the altar for later, and that was basically all the ritual we did, proceeding with the hard process of swallowing spoonfuls of bitter medicine in the privacy of our ger.

 

 

Nie traciliśmy czasu. San Pedro najlepiej jest przyjąć wcześnie, na pusty żołądek, ponieważ jego działanie trwa bardzo długo, i dobrze jest dotrzeć na szczytową fazę przed nocą, kiedy jeszcze słońce prowadzi i obejmuje swymi promieniami. Wiedziałem, że młodzi ludzie towarzyszący mi mają mało cierpliwości, i że jeśli będziemy zwlekać, zaczną jeść lub pić wodę, a to nie pomaga w utrzymaniu zielonej brei w środku dostatecznie długo. Wymioty są czasem nieuniknione, ale lepiej nie za szybko. Jedzenie zostało zatem pięknie rozmieszczone na ołtarzu, i był to w zasadzie cały rytuał na jaki się zdobyliśmy, przechodząc od razu do ciężkiego procesu przełykania łyżki za łyżką gorzkiego lekarstwa, ukryci w naszej jurcie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We spent some time laying sick inside, and then decided, let’s take a walk to the monastery, it is only 10 minutes away from the camp, come on. We came back after nightfall, after many minutes, adventures, grains of sand and insights. The paths and shelters of Buddhist calm were perfect place for mescaline solitude, meditation of muscles and weary brain, contemplation of sun burning our skin and the meaning of water in its absence, as usual, basic things, bring attention down to the simple beauty of existence.

 

 

Spędziliśmy troche czasu leżąc zmożeni kaktusowym ciężarem w jurcie, a potem padł pomysł, chodźmy na spacer do klasztoru, to tylko 10 minut od obozu. Wróciliśmy po zmroku, po wielu, wielu minutach, przygodach, ziarnach piasku i refleksjach. Ścieżki i schronienia buddyjskiego spokoju były doskonałym plenerem do meskalinowego odosobnienia, medytacji mięśni i zmęczonego mózgu, kontemplacji słońca palącego skórę i znaczenia wody w momencie jej braku, jak zwykle, banalne, podstawowe rzeczy, sprowadzanie uwagi do prostego piękna egzystencji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

As often with this plant, the feeling was of gratefulness despite scarcity and limitations. I was happy that because of our limited budget we had no car like most of the modern pilgrims visiting now this place, quickly driving from one spot to another, performing their duties and rituals and speeding off towards success and prosperity. We could honour the earth with our steps, talk to the rocks and listen to the bell long enough.

 

 

Jak to często bywa w wypadku tej rośliny, dominujące uczucie tego dnia to wdzięczność pomimo braku i ograniczeń. Byłem szczęśliwy że z powodu naszego ograniczonego budżetu nie mieliśmy auta jak większość współczesnych pielgrzymów przyjeżdżających tu z miejsca na miejsce, odbębniających swe rytualne gesty i pędzących dalej, z powrotem, do sukcesu i zamożności. Mogliśmy oddać ziemi szacunek każdym krokiem, pogadać ze skałami i dostatecznie długo posłuchać dzwonu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Shamanic roots were visible everywhere, perhaps nowhere more clear than in one of the caves where monks of the past used to meditate. It was called Womb of the Earth, and squeezing through it symbolizes rebirth, ideal that unites many spiritual traditions of today and before, dream of returning to the darkness of beginning and starting again. A dream within our reach, as the plants teach.

 

 

Szamańskie korzenie były wszędzie widoczne, być może najwyraźniej w jednej z jaskiń w których w przeszłości medytowali pustelnicy. Nazywa się ją Macicą Ziemi i przeciskanie przez nią symbolizuje odrodzenie, ideał, który łączy wiele duchowych tradycji, marzenie o powrocie do ciemności początku i rozpoczęcia od nowa. Marzenie w naszym zasięgu, jak uczą pewne roślinki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We went out for a short walk in the morning, in t-shirts and so now when evening approaches, the cold of the Gobi in September will be hard to bear. We must head back and part with the immense beauty of the landscape in high phase of medicine effect. But out there, a cosy shelter of nomadic home awaits, hot tea, and when we get dressed for the night, the starry space above us.

 

 

Rano wyszliśmy w t-shirtach na krótki spacer więc teraz, kiedy zbliża się wieczór, zimno wrześniowej Gobi będzie ciężkie do zniesienia. Musimy wracać i pożegnać się z majestatycznym pięknem krajobrazu w samym środku najwyższej fazy działania lekarstwa. Ale tam w obozie czeka na nas przytulne schronienie, gorąca i mokra herbata, a kiedy przebierzemy się w ciepłe rzeczy, także kino pustynnych gwiazd nad nami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Gobi, Mongolia 2014 ]

 

 

transit visa for life

 

 

 

Ayahuasqueros : Achuar

April 1st, 2014

 

 

 

 

 

 

Uratowane z bardzo niewielu notatek z tej części podróży :

Bóg Ojciec.

Być może problem jaki mam, z akceptacją spośród tych wielu tradycji religijnych tej najbliższej geograficznie, religii katolickiej, wynika z tego, że tak ważna w niej jest, odziedziczona po Żydach, rola boga – surowego ojca, oddzielonego od stworzenia stworzyciela, ponad swym dzieckiem, który wie lepiej i trzeba sie go słuchać albo spierdalać, bez prawa negocjacji, jakaś tresura.. Mam z tym problem, z tym wychowawcą i dawcą zakazów, z akceptacją takiego ojca, przez własną historię rodzinną. Zawsze więc miałem problem z surowym ojcem, wychowawcą, policjantem, władzą, hierarchią, sprawdzaniem się, regułami, wypełnianiem obowiązków, sztywnymi granicami. Na marginesie, teraz widzę, że ten problem jest wielkim darem, bo uczynił mnie kim jestem.

No ale to wszystko kojarzy mi się też z tym nieszczęsnym Kościołem Katolickim, który ewidentnie nie radzi sobie z dostarczeniem marchewki, a kij jaki dzierży coraz śmieszniejszy jest, tak jak śmieszny staje się stary samiec, co wciaż chciałby straszyć ale nie ma już sił. Znikło tu doświadczenie mistyczne ( historia z kobietą co na Jasnej Górze dostawała ekstazy i wizji, a “ojcowie” wezwali karetkę ) , znikła radość, przynajmniej ja jej nigdy nie czułem, jest tylko granie na strachu i desperackie powtarzanie jakiś praw z czasów Hammurabiego, kościół to niewiele więcej niż kumpel państwa. Dotyczy to zresztą większości religii, ale niektóre z nich wciąż jeszcze przechowały resztki przestrzeni dla anarchisty, dla sadhu, który śmieje się z bramina i spuszcza z niego powietrze.

Ale dla mnie istorna jest jeszcze jedna rzecz. Eksplorując inne kraje, lądy, kultury, też napotykam surowych ojców, też napotkam bogów grających króla, pana i władcę, ale łatwiej mi o dystans do ich pozy, to bardziej wujkowie, których odwiedzam, jak spiętego i wyniosłego pustynnego Allaha, ale nie czuję jakoś, że mają szanse rościć sobie prawo do rządzenia mną.

Jaka jest zatem droga transmutacji, zamiany ciężaru, który wykrzywia kręgosłup, w skałę o którą można się wesprzeć? Fascynująca.  Odkrycie, że przyczyna i skutek mogą zamieniać się miejscami , że czas płynie w dwie strony, że też jestem swoim ojcem, i mogę być ciężarem lub skałą.

 

 

Saved from very few notes I did during that part of journey :

God Father

Perhaps the problem I have with accepting, out of so many religious traditions the one that is closest geographically, the Catholic, it comes from the fact how important is in it, inherited from Judaism, the role of God – harsh father-creator , apart and above his creation, above his child, knowing better, which must be listened and obeyed, or fuck off, no negotiation, like a military commander. I have problem with this, with this trainer, giver of law and order, with accepting such a father, because of my own family history. I always had a problem with strict father, teacher, policeman, the authority, hierarchy, obeying, achieving, fulfilling duties; rules and fixed boundaries. By the way, I see now, this problem is at the same time great gift, as it made me who I am.

But all of the above also brings to my mind this big heavy figure called Catholic church, which is clearly unable to deliver attractive carrot these days and the stick it wields is more and more ridiculous, as ridiculous as old male who still pretends to play tough guy but has no more strength . Mystical experience completely disappeared here, so did most of joy, what I see left is only playing with fear and desperate repeating of some old laws from Bronze Age, Hammurabi style, church is not much more than mate of the state. It concerns other religions too, but a few of them still preserved some space for anarchist, outcast, for the sadhu who laughs at brahmin and his serious pose.

But there is one more thing which is important here for me. Exploring other lands and cultures I also meet strict fathers, I meet gods playing role of king, lord and ruler, but it is much easier for me to stay unaffected by their pose, they are ( to me )  more like uncles. I visit them, for example the proud and uptight Allah from the desert, but I don’t feel they can claim right to rule above me.

What is then the way of transmutation, changing burden, which hurts my spine, into a rock that can be of use and support? Fascinating. It is discovery that cause and effect are interchangeable, that time runs both ways, that I, too, am my own father, and I can be a burden or a rock.

 

 

 

 

 

We came to Achuar territory straight after leaving Haourani tribe. It was interesting continuation. When we were leaving Bameno, Penti, one of the leaders fighting against the invasion of petrol companies in Yasuni National Park, was standing in his short pants with a group of fellow villagers looking a bit helpless, above the maps showing what is left of their ancestral lands. They had another one of those reunions, when tribal people discuss the vital issues and course for future.

 

 

Trafiliśmy na terytorium Ashuarów zaraz po opuszczeniu plemienia Waorani. Była w tym interesująca ciągłość. Otóż gdy opuszczaliśmy Bameno, Penti, jeden z przywódców plemienia walczący z inwazją korporacji szukających ropy, stał w swych krótkich portkach wraz z grupą rodaków, wyglądając nieco bezradnie, ponad mapami pokazującymi co pozostało z ich rdzennych ziem. Było to kolejne z tych spotkań, podczas których członkowie plemienia dyskutują o ważnych sprawach i podejmują decyzje co do przyszłości.

 

 

 

 

 

We took a boat out of there, and after three days we got to Shell airport to fly to Sharamentza, Achuar village near border with Peru in Pastaza province, reachable only by plane.

 

 

Wypłynęliśmy stamtąd jedyną drogą, na łodzi, a po trzech dniach, wielu zakrętach rzeki a potem drogi z Coca do Puyo dotarliśmy na lotnisko w Shell, aby awionetką dostać się do Sharamentza, wioski Achuarów przy granicy z Peru, w prowincji Pastaza, gdzie dotrzeć można właśnie tylko tak.

 

 

 

 

 

When we got there, we were surrounded by men in tribal outfits and painted faces and it wasn’t a welcome committee. They were painted because of the tribal gathering, important one. Jaime Vargas,  president of Achuar nation, residing in Puyo, came here as part of tour of all villages, preparing for confrontation with the petroleros. So this thing is bigger, much bigger. People are pissed, the tribes of the forest see what has happened to the lands of their brothers in the north of the country, who took shiny gifts and agreed for the greedy white man to come, with his roads, jobs and supermarkets.

 

 

Kiedy się tam dostaliśmy, otoczyła nas grupa mężczyzn w odświętnych tradycyjnych strojach i umalowanych twarzach, i nie był to wcale komitet powitalny. Byli tak wystrojeni z powodu plemiennego zgromadzenia, ważnego. Jaime Vargas, prezydent narodu Ashuarów, rezydujący w Puyo, przyleciał niewiele przed nami, rozpoczynając wizytę wszystkich wiosek zamieszkałych przez swych rodaków, przygotowując ich do konfrontacji z petroleros, nafciarzami. Zatem ta sprawa jest większa, dużo większa. Ludzie są wkurzeni, plemiona z lasów widzą co stało się z ziemiami ich braci z północy kraju, na przykład Cofanów z regionu Lago Agrio, którzy przyjęli błyszczące podarki i zgodzili się aby wszedł chciwy człowiek z miasta, ze swymi drogami, pracą i supermarketami.

 

 

 

 

 

These gifts are dangerous because they are attractive, but they don’t have to come in a package together with 8-5 jobs and shantytowns, with addicton and obesity. Achuar say “yes” to solar panels, they like to contact with outside world by Internet, but do not want roads. Can you imagine living in enormous tropical park, in villages of thatched houses linked only by waterways, without noise of amplified music, cars, without pollution, fishing for your supper in broad rivers, spending lots of spare time with family and friends, chatting and joking? What kind of wage you want to trade it for?

 

 

Te dary są niebezpieczne bo są atrakcyjne. Nie muszą jednak przyjść w pakiecie z pracą od rana do wieczora, ze slumsami, uzależnieniem i otyłością. Achuarzy mówią “tak” panelom solarnym, lubią kontakt z zewnętrznym światem za pomocą Internetu, ale nie chcą dróg. Czy możecie wyobrazić sobie życie w gigantycznym tropikalnym parku, w wioskach chat krytych strzechą, połączonych między sobą tylko wodnymi szlakami, bez hałasu, aut, bez zanieczyszczeń, łowiąc swój obiad w szerokich, czystych rzekach, spędzając dużo “wolnego” czasu z rodziną i przyjaciółmi, na pogawędkach i żartach? Za jaką pensję jesteście w stanie to oddać?

 

 

 

 

 

In their villages, unlike many other Indian settlements of South America, they don’t eat junk sweets and drink liquor from the city. They are most of the time a little drunk on chicha made from fermented yuca root, drunk of course during such events, but also for breakfast, lunch and dinner. They live very healthy lifestyle and it shows, in their calm, smiles, long, strong hair, physical and spiritual beauty. ( women are very feminine and shy, so no photos )

 

 

W ich wioskach, w przeciwieństwie do wielu innych indiańskich osad Ameryki Południowej, nie je sie gównianych słodyczy i nie pije wódy z miasta.  Mieszkańcy są bardzo często lekko “podchmieleni” cziczą ze sfermentowanego korzenia yuki, pije się ją podczas takich spotkań jak powyżej, ale także na śniadanie, obiad i kolację. Prowadzą tutaj bardzo zdrowy tryb życia, i to widać, w ich spokoju, uśmiechach, długich, silnych włosach, fizycznym i duchowym pięknie. ( kobiety są bardzo kobiece i nieśmiałe, więc bez zdjęć )

 

 

 

 

Why do I make this detour, this long introduction, if the post was supposed to be about ayahuasqueros? Because it is important. Because ayahuasca is a medicine which fixes not only individual, but all society. Because Achuar are such society, its fabric is thread with the vine, its values, cohesion and balance, based on the visions and lessons of natem, as it is called in their language. Natem is also a name for unique collective psychedelic ritual, happening not so often, in which all members of society come together, sometimes from far away villages, to drink the brew and seek healing, answers for future, and solutions to their problems, both individual and group ones. Perhaps it is redundant to make this distinction as people involved in ayahuasca know very well, group problems are individual problems and vice versa.

Achuaras know this also. They also believe that dreams are collective property, what one dreams may be of significance to the rest and to the whole. And this extends beyond humans. In many Amazonian languages there is no clear distinction between word used to describe humans and other beings. Trees are tree people , fish – fish people, approximately. Language conveys view of the world, and their philosophy is based on harmony, not domination. Therefore it is important to talk about trees and rivers and pollution, and violence in nearby streets and all that surrounds us, because ayahuasca experience is experience of the world. This why it matters where and with whom you drink, what you give back, to people, to the world. This reciprocal relation is slowly understood even by mainstream and this is one of arguments Santo Daime church used in their legalization battle in Brasil.

 

 

Dlaczego właściwie robię tą wielką dygresję, ten wstęp, jeżeli tekst miał być o ayahuasqueros? Bo to ważne. Bo ayahuaska to lek, który naprawia nie tylko jednostkę, ale także społeczność.  Bo Achuarzy są taką społecznością, która utkana jest z liany, której wartości, spójność i równowaga oparte są na wizjach i lekcjach pochodzących od natem, jak nazywają ją w swym języku. Natem to także nazwa unikalnego, kolektywnego psychodelicznego rytuału, odbywającego się niezbyt często, podczas którego wszyscy członkowie społeczności gromadzą sie, przybywając czasem z odległych wiosek, aby pić wywar i poszukiwać uzdrowienia, odpowiedzi, co do przyszłości i rozwiązania ich problemów, zarówno jednostkowych jak i grupowych. Być może zbędnym jest jednak robić powyższe rozróżnienie, i ludzie zajmujący się ayahuaską dobrze to wiedzą, grupowe problemy to problemy indywidualne i vice versa.

Achuarzy wiedzą o tym również. Wierzą też, że sny są kolektywną własnością, co śni się jednemu może mieć znaczenie dla reszty i dla całości. I rozciąga się to poza świat ludzi. W wielu amazońskich językach nie ma jasnego rozdzielenia między słowami używanymi do nazywania ludzi i innych istnień. Drzewa to ludzie-drzewa ryby – ryboludzie, w przybliżeniu. Język zawiera wizję świata, i filozofię opartą na harmonii i współistnieniu a nie dominacji. Jest więc ważnym aby mówić tu o drzewach i rzekach i zanieczyszczeniu, i przemocy w waszych miastach, i wszystkim co was otacza, bo doświadczenie ayahuaskowe to doświadczenie świata. Dlatego ma znaczenie z kim i gdzie pijesz, co dajesz w zamian, ludziom, światu. Ta dwustronna relacja jest powoli rozumiana nawet przez mainstream, i to jeden z argumentów, jakich użył kościół Santo Daime w swej legalizacyjnej walce w Brazylii.

 

 

 

 

 

We can all sense this connection and intervowen fates, and its beautiful to see as the vibration becomes more and more in tune. Despite of critics accusing social media of dehumanizing, they are just our way of connecting with what moves others, it is technological and materialistic way, as almost everything about our civilization is such, but it does not matter so much, what is more thrilling is that never before there was time when waves of emotion and state of mind of one person were spreading so fast around the planet , that we could almost instantly hear what others heard, saw what they saw, think about what they were thinking. This is great speeding up, synergy of learning. It is a question of form, yes, we can wake up at 4 AM like the Achuar to drink guayusa together and share the dreams of last night, or we can wake up to check Facebook news, but I think of these as complementary. Choose you way and be alert to change it when it becomes to stiff and rigid, says the snake. Update your vision, when you lost directions, as Achuar do, and ask the plants.

 

 

Wszyscy możemy poczuć to połączenie i przeplecione losy, i jest pięknym patrzeć jak wibracje coraz bardziej się dostrajają. Wbrew opinii krytyków, oskarżających internet i społecznościowe media o dehumanizację, są one tylko sposobem połączenia się z tym co porusza innych, to technologiczny, materialistyczny sposób, bo prawie wszystko w naszej cywilizacji jest takie, ale to nie ma takiego znaczenia. To co mnie bardziej ekscytuje, to fakt, że nigdy wcześniej nie było tak, że fale emocji i stanów umysłu jednej osoby rozlewały się tak szybko po planecie, że niemal od razu możemy usłyszeć to, czego słuchali inni, zobaczyć to, na co oni patrzeli, pomyśleć o tym, o czym oni właśnie myśleli. To wielkie przyspieszenie, synergia wspólnego uczenia. Pozostaje kwestia formy, tak, możemy wstać o czwartej rano jak Ashuarzy aby pić wspólnie guayusę i dzielić się snami poprzedniej nocy, albo możemy obudzić się aby sprawdzić nowości na Facebooku, ale ja myślę to tych formach jako uzupełniających się a nie wykluczających. Wybieraj swoją, i bądź gotów ją zmienić, gdy staje się zbyt sztywna, mówi wąż. Aktualizuj swoją wizję, kiedy tracisz kierunek, tak jak robią to Ashuarzy, spytaj roślin.

 

 

 

 

 

 

 

Collective decision making, discussing important things together, society of cooperation rather than competition, participating in sacred vision rather than listening to old dogmas, all these values remind me of something, when I live in wooden tribal longhouses with thatched roofs. I have seen this kind of places somewhere before, somewhere close to home. I have seen them in history books and outdoor ethnographical museums, showing ways of our forefathers, before Christianity came. I have read about this, years ago, fascinated with Norse traditions, I have read about Ting.  I heard stories about Slavic democracy, about tribal gatherings where chieftains were elected, and decisions made. Once again, I came a long way to see into the roots.

 

 

Kolektywne podejmowanie decyzji, wspólne dyskutowanie ważnych spraw, społeczeństwo kooperacji a nie konkurencji, współuczestniczenie w świętych wizjach zamiast słuchania starych dogmatów, wszystkie te wartości przypominają mi coś, kiedy mieszkam w tych drewnianych, pokrytych strzechą klanowych chatach. Widziałem już gdzieś takie miejsce, gdzieś bliżej domu. Widziałem je w podręcznikach historii, w skansenach etnograficznych, pokazujących jak żyli nasi przodkowie, zanim przyszło chrześcijaństwo i jego państwo. Czytałem o tym, lata temu, zafascynowany skandynawskimi tradycjami, czytałem o tingu. Czytałem też historie o słowiańskiej demokracji, o wiecach na których wybierano wodzów i podejmowano decyzje. Ponownie zdaję sobie sprawę, że przebyłem szmat drogi aby zajrzeć do korzeni.

 

 

 

 

 

Things slowly start to make sense to me. Of course you can ridicule it, from trenches of something you call tradition, and what is just a blink of an eye, but I know now there is more than coincidence in the fact that believers of superior Father God, Semitic ruler above the nature that is to be subjugated, came and brought with their god a model of the ruler above the people, a state and laws as originated in Middle East, and destroying the beliefs based on coexistence with sacred world, they destroyed such society. The way for it to be reborn is from little things – like replacing the priest whose authority is based on belonging to hierarchy of rulers, with “pagan” healer and guide, who is nothing but his skills and experience. Working on this project is my little stone added to the foundation.

 

 

Ta historia powoli nabiera sensu. Oczywiście możecie szukać dziury w całym albo z niego żartować, z okopów czegoś co nazywacie tradycją, a co jest zaledwie mgnięciem oka, ale wiem, że jest coś więcej niż “zbieg okoliczności” w tym, że wyznawcy wywyższonego Boga Ojca, semickiego władcy – stworzyciela ponad naturą, którą trzeba sobie podporządkować, przyszli i przynieśli ze swym modelem boga model świętego, namaszczonego władcy ponad ludźmi, boskiego gubernatora, i model państwa i sztywnych praw, taki jak powstał na Bliskim Wschodzie, i jednocześnie zniszczyli wierzenia oparte na współistnieniu ze świętym światem, zniszczyli takie społeczeństwo. Droga jego odrodzenia wiedzie przez małe rzeczy – takie jak zastąpienie kapłana, którego autorytet opiera się na przynależności do instytucji i hierarchii władców, “pogańskim” uzdrowicielem i przewodnikiem, który nie jest niczym więcej jak swym doświadczeniem i umiejętnościami. Praca nad tym projektem to mój mały kamyczek dołożony do fundamentów.

 

 

 

 

 

 

 

 

Pictured above is the first shaman out of three we drank with in Achuar territory. His name is Rafael Uyunkar and he is based in Sharamentza, a village which can serve as a gateway as it has best facilities, including good quality runway for planes that can bring you there.

When I say “we”, perhaps I should explain. For years I had personal relationship with some private clients, dating back to times when I guided custom tailored expeditions for independent tour company. These two ladies come with me once a year to special places, and them being pretty open, allow me to take them and show really interesting worlds, many of these not accesible to ordinary tourist. We did together desert festivals and Sufi pilgrimages, we slept in temples and nomads’ tents, and this time they agreed to be initiated into world of ayahuasca. We were joined on part of this journey by a Polish psychiatrist, interested in transpersonal psychology, shamanism and altered states of consciousness. As is turned out, despite knowing the theory, real life experience was much more difficult for her.

I wanted the first time for them to happen in safe and comfortable place, and Sharamentza offers such possibility. As a part of independent eco tourism project, started with help of German NGO, they have built a lodge, where one can stay in luxury, considering remote location, for quite decent price. I normally stay away from such places, but this was worth it. The staff, including superfriendly cleaning girls, guides etc are all Achuar, very well trained, polite and smart. One of them is Edwin Yunkar ( below ), son of our first shaman, easy going and intelligent fellow who became our guide on this trip.

 

 

Na zdjęciu powyżej znajduje się pierwszy z trzech szamanów z jakimi piliśmy na ziemiach Ashuarów. Nazywa się Rafael Uyunkar i mieszka w Sharamentza, wiosce, która może służyć jako brama do podróży po tej krainie, bo ma niezłe udogodnienia, wliczając w to dobrej jakości pas do lądowania awionetek.

Kiedy mówię “my” powinienem w końcu wyjaśnić. Przez lata miałem prywatny układ z dwoma klientkami, relację rozpoczętą jeszcze w czasach gdy prowadziłem szyte na miarę wyprawy dla niezależnego biura podróży. Te dwie panie jadą ze mną raz do roku w nietypowe miejsca, a że są dość otwarte, pozwalają mi na zabranie ich w ciekawe światy, wiele z nich niedostępnych zwykłemu turyście. Odwiedziliśmy razem pustynne festiwale i pielgrzymki sufich, spaliśmy w świątyniach i namiotach nomadów, tym razem natomiast zgodziły się na inicjację w świat ayahuaski. Podczas części tej podróży dołączyła do nas pani psychiatra, zainteresowana transpersonalną psychologią, szamanizmem i zmienionymi stanami świadomości. Jak się okazało, pomimo tego, że dobrze znała teorię, praktyczne doświadczenie było dla niej dużo cięższe.

Chciałem aby ich pierwszy raz miał miejsce w bezpiecznym i wygodnym miejscu, i w Sharamentza było to możliwe. Zbudowano tu, we współpracy w niemieckim NGO, jako część ekoturystycznego projektu, ekskluzywny lodge, gdzie można zatrzymać się w luksusowych ( biorąc od uwagę lokalizację ) warunkach, za całkiem przyzwoitą cenę. Normalnie trzymam się od takich miejscówek z daleka, ale tym razem było warto. Personel, wliczając w to superprzyjazne sprzątaczki, przewodników itd to wszystko Ashuarzy, świetnie wyszkoleni, uprzejmi i bystrzy. Jeden z nich to Edwin Yunkar (na zdjęciu poniżej ), syn naszego pierwszego szamana, wyluzowany i inteligentny koleś, który został naszym przewodnikiem na czas tej wyprawy.

 

 

 

 

Edwin is manager of the lodge, and this is where he brought his father, so that on the first night, not loosing any time, we drank with him.

I was a bit disappointed as he didn’t sang or do much during that night, I also thought his natem was not strong enough, but I was not the most important during that night. All three women suffered a bit during that night. One overcame it quickly and started to enjoy the second part of the trip, second was not feeling good physically, but being hardened traveller, she went throught that trip with dignity.

The psychiatrist was worst. Despite knowing and probably advising against it to her patients, she focused on her issues, and struggled with them, instead of letting go. This was to repeat itself in next nights, it was becoming clear to me that she is stuck in victim role, not only from her behaviour during night sessions, when she was very sick but also in days between, being almost theatrically weak. Even though it was a bit difficult not only for me, but also for fellow travelers, I found again compassion to be solution. She was also an intelligent companion for my clients, explaining them theory of what she was not able to follow in practice, and more importantly, giving clear example of western therapist as often unable to sort out own problems but resorting to helping others, complete reversal of shamanic model.

We later went to visit Rafael in his home and see the way he works with patients. He lives with part of his family, as often traditional shamans do, in the only house far away from the village, surrounded by jungle, preferring company of spirits of the forest to fellow villagers who do not follow same path. Of course he is very active in community life, we actually met him first in the gathering about petroleros, but afterwards he returns to his place, apart. Despite my average experience with him, my intuition tells me this is trustworthy and professional ayahuascero.

 

 

Edwin jest zarządzającym lodgem ( lodżą? ) i to tu sprowadził swojego ojca, a my już pierwszej nocy, nie tracąc czasu, wypiliśmy z nim natem.

Byłem nieco rozczarowany, bo Rafael nie śpiewał ani nie robił wiele tej nocy, poza tym byłem zdania, że jego natem jest raczej wodnisty i niezbyt mocny, ale nie ja byłem najważniejszy tym razem. Wszystkie trzy kobiety cierpiały nieco tej nocy. Jedna szybko sobie z tym poradziła i zaczęła cieszyć się lżejszą częścią podróży, druga nie czuła się za dobrze fizycznie, ale jako zahartowany podróżnik przeszła przez wyboje z godnością.

W najgorszym stanie była pani psychiatra. Pomimo świadomości tego i zapewnie odradzania swoim pacjentom, skupiała się na swoim problemie, celebrowała go i walczyła z nim, zamiast zaakceptować i odpuścić.  Miało się to powtórzyć podczas następnych nocy, stawało się dla mnie jasnym, że utknęła w swej roli ofiary, nie tylko na podstawie jej zachowania w czasie nocnych sesji, kiedy była zmożona niemocą i chorobą, ale i w trakcie dni pomiędzy, teatralnie słaniająca się i słaba, a jednocześnie nie słuchająca żadnych rad i wskazówek, co do diety, zachowania, ceremonii. Chociaż było to trudne, nie tylko dla mnie ale i dla współtowarzyszek podróży, ponownie rozwiązaniem okazało się współczucie. Była poza tym jednak inteligentnym kompanem dla mych klientek, tłumacząc im wiele z teorii, za którymi nie umiała podążyć w praktyce, a co ważniejsze, dając swym zachowaniem klasyczny przykład reprezentanta zachodniej psychoterapii, który nie potrafi rozwiązać własnych problemów i zamiast tego zabiera się za pomoc innym, totalne odwrócenie szamańskiego modelu.

Później poszliśmy odwiedzić Rafaela w jego chacie i zobaczyć jak pracuje z pacjentami. Żyje z częścią swej rodziny na uboczu, jak często robią to tradycyjni szamani, w jedynym domów z dala od wioski, otoczonym dżunglą, przedkładając towarzystwo duchów lasu nad wieśniaków, którzy nie podążają tą samą ścieżką. Jest oczywiście aktywny w życiu społeczności, spotkaliśmy go przecież po raz pierwszy na zgromadzeniu w sprawie petroleros, ale potem wrócił do swojej siedziby z dala od reszty. Pomimo mojego nieszczególnego doświadczenia sesji z nim, intuicja podpowiada mi, że to godny zaufania i profesjonalny ayahuasquero.

 

 

 

 

 

 

 

Next shaman we visited and drank with was Sumpa Etsaa, meaning Sun’s Lizard, from Wachirpas, also living half an hour away from the village, with his wife and several other members of family, in amazing spot overlooking the river.

 

 

Nastepnym szamanem, którego odwiedziliśmy i z którym piliśmy, był Sumpa Etsaa, co oznacza Jaszczurka Słońca, z Wachirpas, który również żyje pół godziny od głównej części wioski, ze swoją żoną i kilkunastoma członkami rodziny, w niesamowitym miejscu z widokiem na rzekę.

 

 

 

 

 

 

 

 

We stayed here two nights, and drunk on the second one. Sumpa Etsaa needed to prepare fresh natem, and there was no way to get in contact with him before. Things require patience in this world of slow life.

 

 

Zostaliśmy tu dwie noce, i piliśmy podczas drugiej. Sumpa Etsaa potrzebował czasu aby przygotowac świeży natem, i nie było jak z skontaktować się z nim wcześniej. Wiele potrzeba cierpliwości w tym świecie powolnego życia.

 

 

 

 

 

 

 

After the ceremony I took notes :

Trip in Wachirpas. Heavier taste than the one in Sharamentza, more thick, stronger. Young vine gathered on the previous day. Visions are calm, more personal. Absurd of the slogan “change the world”. It is changing itself in every second, every piece and item, equally as the ayahuasca vision, changing every moment, but if I am able to distance myself, to let it flow, I accept truly and honestly that change, then things become interesting, and the change comes softly, without friction, simply, once it is ecstasy, another time pain or vomit.

I see my father, I see my kind, I see suffering and death. I see my companion on this journey, I understand her physical suffering as continuation of her sorrow, heavy burden, life’s suffering, I see lack of love. When Sun’s Lizard cleanses me with his leaves rattle and then touches my head and neck, I feel understanding and empathy for those who spend years without receiving any touch, for the lonely ones, sick and abandoned. I also think about the other side, about hatred giving birth to hatred, about clan revenge, something that both here, in these tribal lands, and all around the world was happening for so many generations, and I feel, understand and appreciate the simplicity of Jesus’ commandment, and advice of so many mystics. If evil, sorrow, hate and frustration, they all arise from lack of love, be it self-love or love for others, so there is only one effective and lasting solution, one commandment – to love each other. All the rest is either bullshit or means towards this end, tools like gentleness, patience..

Again, I see clearly my impatient remarks when explaining something, I see in me my father, impatient, angry, but I understand him. I understand myself, and I appreciate the change that is happening, despite falling again, into being rude and harsh, like so many times before, to my women for example, and I understand that it is the same thing my father did to me, believing subconsciously that by not giving me simple ready answers and solutions he will force me to learn better, and perhaps that is true, I am doing fine now in life. So I repeat the same pattern, subconscious, doing something that in the eyes of others can be harsh, unpleasant. It is nothing but lack of attention, forgetfullness. I must control that, I must notice my teacher side and keep it reigned in, but without punishing myself, I accept who I am. Yes, I am also my father, and my duty is to carry what I received from him towards perfection.

Next day – see : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

W dzień, lub kilka dni po ceremonii robiłem notatki :

Trip w Wachirpas. Cięższy niż w Sharamentza smak, lepki, mocny. Młode liany zbierane poprzedniego dnia. Wizje spokojne, znów osobiste. Absurd hasła “change the world”, świat zmienia się w każdej sekundzie, w każdym fragmencie, tak jak co chwilę zmienia się ayahuaskowa wizja, jeżeli jednak nabiorę do tego dystansu, pozwolę płynąć, zaakceptuję szczerze tą zmiane, wówczas robi się ciekawie, a poza tym wchodzi ona miekko, bez tarcia, po prostu, raz rzyganko, raz ekstaza.

Widzę swojego ojca, widzę bliskich, widzę cierpienie i śmierć. Widzę swą współtowarzyszkę podróży, rozumiem jej cierpienie fizyczne jako kontynuację smutku, ciężkiego bagażu, cierpienia życia, widzę brak miłości. Kiedy Jaszczurka Słońca oczyszcza mnie liścianą grzechotką a potem dotyka głowy i karku, czuję zrozumienie i współczucie dla tych, którzy całe lata nie dostają żadnego dotyku, dla samotnych, chorych, porzuconych. Myślę też o drugiej stronie, o nienawiści rodzącej nienawiść, o zemście rodowej, o tym co tu, i na całym świecie przez całe pokolenia się działo, i czuję, rozumiem i doceniam, prostotę przykazania Jezusa i tylu innych mistyków. Skoro zło, smutek, nienawiść, frustracja, wszystkie wynikają z braku miłości, czy to własnej czy dla innych, jest tylko jedno skuteczne i trwałe rozwiązanie, i jedno przykazanie – abyście się wzajemnie miłowali. Wszystko inne to albo bzdury albo narzędzia na drodze, łagodność, cierpliwość.

Znowu widzę swoje niecierpliwe uwagi przy tłumaczeniu czegoś, widzę w sobie swego ojca, niecierpliwego, wkurwionego, ale rozumiem go. Rozumiem siebie i doceniam zmianę, mimo, że znów byłem opryskliwy, tak jak kiedyś na przykład dla swoich kobiet, i rozumiem, że to samo robił wobec mnie mój ojciec,  wierząc, że nie dając gotowych, zbyt łatwych rozwiązań, lepiej się nauczę, i to prawda, dzięki temu lepiej sobie radzę. Więc ja podświadomie robię to samo, co w oczach innych może być ostre, wręcz nieprzyjemne. To brak uwagi, to zapomnienie. Muszę to pewnie ważyć, i hamować, ale nie umartwiam się bynajmniej, akceptuję kim jestem. Tak, jestem też swoim ojcem, a mój obowiązek, to doskonalić to, co od niego dostałem.

Nastepnego dnia – patrz : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

 

 

 

We leave from that place after two days, with one of us light in spirit, another heavy in body. That is the nature of this game, again I stress it, remember, this guide is highly subjective.

 

 

Opuszczamy to miejsce po dwóch dniach, jedno z nas lekkie na duchu, inne ciężkie ciałem. Taka jest natura tej gry, ponownie to podkreślę, ten przewodnik jest bardzo subiektywny.

 

 

 

 

 

 

 

The last place on our loop was Wayusentza and ayahuasquero named Taish Uyunkar.

 

 

Ostatnim miejscem na naszej trasie jest Wayusentza i ayahuasquero Taish Uyunkar.

 

 

 

 

Taish boasted that many foreigners come to visit, most of them from nearby Kapawi, extremely expensive, fancy ecotourism lodge. His place was quite pleasant, and ayahuasca, as far as I remember too, but nothing special happened, at least not strong enough to stay in my memory. Out of four, only two of us decided to drink, two girls needing a break from psychoactive experiments.  There was not much time for sleeping, I hardly drifted away in dreamlike state when sounds of people waking up for guayusa ceremony forced me up from my hammock, to drink, shoot, chat, and suck as much as possible from the cup life offers. Plant power !

 

 

Taish utrzymywał, że odwiedza go tu wielu cudzoziemców, większość z nich z położonego nie tak daleko Kapawi lodge, ekstremalnie drogiego i luksusowego hotelu dla “ekoturystów”. U Taisha było całkiem miło, a ayahuaska, z tego co pamiętam, też spoko, chociaż nic specjalnego się nie wydarzyło, nie na tyle aby pozostać mi w pamięci. Z naszej czwórki tylko dwie osoby zdecydowały sie pić, a dwie dziewczyny wybrały przerwę od psychoaktywnych eksperymentów. Nie było za wiele czasu na spanie. Ledwie odpłynąłem w senny stan, kiedy dźwięki ludzi budzących się na ceremonię guayusa zmusiły mnie do poderwania z hamaka, aby pić, focić, gadać, i wyssać ile się da z tego kubka który życie oferuje. Roślinna moc!

 

 

 

 

 

 

 

When we came back we had one more comfortable night in the lodge of Sharamentza, very warm and sincere goodbye party with the people of the village, exchange of gifts and adresses. Even if that difficult place to come to, it is one of more beautiful parts of Amazon I have seen and I would wish to return one day.

 

 

Gdy powróciliśmy, w Sharamentza czekała nas bardzo ciepła i szczera pożegnalna impreza z mieszkańcami wioski, ładowanie baterii i komfortowa noc, wymiana prezentów i adresów.  Mimo tego, że trudno tu dotrzeć, to jeden z piękniejszych kawałków Amazonii jaki widziałem i chciałbym kiedyś powrócić.

 

 

 

 

You can contact( in Spanish ) following people for arranging your stay in Achuar territory :

Domingo Peas from NAE, Achuar nation in Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, manager of the lodge in Sharamentza and guide : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

The biggest expense will be flight, around 500 USD one way for up to 3/4 passengers.  Your stay in Sharamentza lodge is 80 USD per person per day, all inclusive, considering standard, one of best deals I have seen in Amazon. On top of that essential are hiring boat and boatmen to move between villages, and shaman fees ( around 20-30 USD per person per ceremony ). If you eat simple, some rice, fresh fish, chicha, you will not have many more expenses in this land of no shops.

 

 

Aby zorganizować podróż na terenie Ashuarów można kontaktować się ( w języku hiszpańskim ) z poniższymi :

Domingo Peas z NAE, organizacja narodu Ashuarów w Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, zarządca lodge w Sharamentza i przewodnik : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

Największym wydatkiem będzie przelot, około 500 USD w jedną stronę za 3/4 pasażerów. Wasz pobyt w Sharamentza to 80 USD za osobę za dzień, wszystko w tym zawarte, biorąc pod uwagę standard, bardzo uczciwa propozycja, jak na to co widziałem w Amazonii. Ponadto niezbędne będzie wynajęcie łodzi, sternika i przewodnika aby przemieszczać się między wioskami, i opłaty dla szamanów ( jakieś 20-30 USD za osobę za ceremonię). Jeżeli jecie skromnie, jakiś ryż, świeża ryba, czicza, wiele nie wydacie w tej krainie bez sklepów.

 

 

another frame / inne ujęcie

February 25th, 2014

 

 

One more peek into the “far away” land of Huaorani tribe. This time according to the rules.

 

 

Jeszcze raz zaglądamy do krainy za górami, za rzekami, tym razem zgodnie z konwencją. Huaorani, Ekwador.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierdalnął piorun. Bardzo blisko, bardzo głośno. Jedyne dziecko, które zaczęło beczeć, pierwszy raz w trakcie naszego tutaj pobytu, to upośledzona, gruba córka Penti, jednego z liderów tej spoleczności.

 

 

Lightning stroke. Very close, very loud.  The only child which started to cry, first time during our stay here, is handicapped, fat daughter of Penti, one of Huaorani leaders.

 

 

 

 

Leżę w hamaku, i tak sobie myślę o tych wszystkich rozwrzeszczanych dzieciakach w pociągach, sklepach, na ulicach Europy, myślę o spokoju w ludziach tutaj, i o wkurwie i nieżyczliwości i nerwach które znów przywitają mnie po powrocie. A może to oznacza, że “u nas” większość rozpieszczonych, odżywianych śmieciowym żarciem bachorów, na które chucha się na każdym kroku, jest upośledzona, jak córka Penti ?

 

 

I am in my hammock and I keep thinking, about all those spoilt, shrieking kids in trains, malls and streets of Europe, I keep thinking about calm of people here in the jungle, about irritation and frustration that await me when I come back home. Perhaps it means that backhome most of those brats, treated as little kings and fed with junk food, they are handicapped as Penti’s daughter?

 

 

 

 

A może my wszyscy, z wadami postawy od siedzenia przed kompem, z nadwagą, słabym wzrokiem, nerwami, depresją jestesmy upośledzeni względem tego, czym moglibysmy być. Zmiany oczywiście są możliwe. Od kilku lat, kiedy zacząłem świadomie budować swój styl życia, kiedy zacząłem unikać smakołyków przemysłu farmaceutycznego, kiedy odstawiłem przemysłowe mięso i alkohol, skończyły się kace, ciężkie kupy, zimowe przeziębienia, przeciagający się zły nastrój, pojawiło się więcej lekkości. Ale nadal, kiedy wracam do matki Europy, w smrodzie bąków z przetworzonego żarcia, w ściemie telewizyjnej reklamy, w transie centrum handlowego, w zalewie plastiku , czuję że coś tu śmierdzi, a smród rozprzestrzenia się na cały świat.

 

 

Or perhaps we all, with spines deformed from hours of office slavery, overweight, shortsighted, stressed out, depressed, unbalanced, we are handicapped, as compared to whom we could have been.  Changes, of course, are possible. It is since a few years that I have begun to live my life consciously, abandoning hard drugs of pharma industry, leaving behind me industrial meat and alcohol, and my hang overs, hard shit, winter flu, bad moods were gone, and strange lightness of being came to me more and more often. But still, when I come back to mother Europe, in the farts generated from processed foods, in the bullshit of TV commercials, in the trance of shopping malls, in flood of plastic, I feel something stinks, and that smell spreads all over the world.

 

 

 

 

W dzień naszego przyjazdu do Bameno nadpływają także towary dla “krajowców” – plastikowe zabawki, śmieciowe żarcie, a za nimi doktor, szczepionki, lekarstwa. Zarazem przyczyna jak i plaster na nowe choroby. Bożonarodzeniowe prezenty od grubych Amerykanów, fanatycznych protestantów, którzy niczym uparte czerwone mrówki próbują wleźć ze swą misją w każdy zakątek tropikalnego lasu, od Papui Nowej Gwinei po najdalsze wioski Amazonii, im bardziej dziewiczy teren, tym lepiej, bo tu przecież wciąż nie słyszeli o Jezusie i jego prezentach. Mechanizm jest dokładnie ten sam, który obserwowałem na plemiennych terytoriach wschodniego Bangladeszu (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ) , Jezus to ten co ma gadżety i słodkie gówienka, więc warto trzymać z nim sztamę, a śmiesznym spoconym różowym panom powiedzieć to, co chcą usłyszeć.

 

 

On the day of our arrival to Bameno, loaded boat comes with goods for the “tribals”, plastic toys, junk food, and with them, a doctor, vaccines and drugs. At the same time reason and pill for the new diseases. Christmas gifts from fat Americans, fanatical protestants, who, like stubborn red ants try to crawl with their mission in every corner of tropical forest, from Papua New Guinea, to the most remote settlements of Amazon. The more obscure and isolated location, the better it is, as they haven’t heard of Jesus and his gifts here yet. The mechanism is exactly the same I have seen in the tribal hills of eastern Bangladesh  (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ), Jesus is the white guy with gadgets and sweet stuff, so it makes sense to be his pal, and to tell to these funny sweating pink visitors whatever they want to hear.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

after they

February 23rd, 2014

 

 

 

Jimmy Nelson, author of “beforethey.com” project is a talented, well financed and well equipped performer of this characteristic genre of colonial photography where noble savage proudly looks, once towards the strange box of glass plate camera, and now fancy digital equipment, and we look from other side into our dreams, ideas, visions of lost innocence, belief that paradise lost is still somewhere out there.

 

 

Jimmy Nelson, autor projektu “beforethey.com”, jest utalentowanym, dobrze wyposażonym w sprzęt i pieniążki przedstawicielem tego charakterystycznego gatunku kolonialnej fotografii, w której szlachetny dzikus dumnie patrzy, niegdyś w stronę dziwnego pudełka aparatu na szklane płyty a obecnie w obiektyw drogiej cyfry, a my patrzymy z drugiej strony w nasze marzenia, wyobrażenia, wizję utraconej niewinności, wierząc, że utracony raj wciąż gdzieś TAM jest.

 

 

 

 

 

 

The thing is, it probably never existed. All that exists is life, in ever changing form, and by some strange twist of fate, for last 200 years it has been watched by a spectator, tourist. Be it retired German in funny Hawaiian shirt or middle aged brave “adventure” photographer Jimmy Nelson, still both are tourists. They come to see what they expected, what they heard is out there, from those who went before.  But life doesn’t like to freeze like it pretends to when shutter is released, in the right moment, right frame, avoiding including what spoils the narrative.

So if they, the tourists, are still naive, they are disappointed, and if they are smart, and know how to play the game, they join, or co-create the theatre.

 

 

Rzecz w tym, że prawdopodobnie nigdy on nie istniał. Wszystko co istnieje to życie w stale zmieniającej się formie, i dziwnym zrządzeniem losu przez ostatnie 200 lat ma widza, turystę. Czy to emerytowany Niemiec w śmiesznej hawajskiej koszuli, czy odważny fotograf w wieku bardziej średnim, Jimmy, wciąż oboje pozostają turystami. Przyjeżdzają zobaczyć to czego oczekiwali, o czym usłyszeli od tych co przetarli szlak, czasem też aby dostarczyć tego, co oczekuje konsument opowieści. Ale życie nie lubi zamierać, tak jak wydaje się to kiedy otwiera się migawka, we właściwym momencie, właściwym kadrze, w którym nie zmieściło się to co psuje narracje.
Więc jeżeli ci turyści są wciąż naiwni, wracają rozczarowani, ale jeżeli są sprytni, i wiedzą jak grać w te grę, dołączają i współworzą teatr.

 

 

 

 

 

I know, from my experience of years of visiting indigneous communities around the world, that “beforethey.com” is most of all expensive romantic theatre and this is why it became so popular. Does anyone still has any doubts that succesful and interesting photography doesn’t seek to represent “objective” reality?
Neither Huaorani Indians watching in their village fake American wrestling on satellite TV, nor the lovers of primitive buying Jimmy Nelson’s book are interested in reality and truth. Myth is way cooler. But for fucks sake, I am the last to tell myth from reality.

 

Wiem z doświadczenia wieloletnich odwiedzin różnych rdzennych społeczności świata, że “beforethey.com” jest przede wszystkim romantycznym a zarazem dobrze zrealizowanym spektaklem teatralnym i dlatego własnie jest taki popularny. Czy ktokolwiek jeszcze ma wątpliwości że odnosząca sukces, atrakcyjna fotografia zajmuje się poszukiwaniem prawdy?
Ani Indianie Huaorani oglądający w TV w swojej wiosce ściemniane amerykańskie zapasy, ani  miłoścnicy prymitywnego dzikusa kupujący książkę Nelsona nie są zainteresowani rzeczywistością ani prawdą. Mit jest o wiele ciekawszy. Ale ja jestem zapewnie jednym z ostanich którzy mieliby prawo roztrzygać o granicy między mitem a rzeczywistością.

 

 

 

 

 

Therefore I will just show you some frames of the people and daily life in the village of Bameno in the Yasuni national park in Ecuador. In my opinion, these images present definitely “after”, in this funny occidental linear way of seeing things, and something Jimmy Nelson “forgot” to include in his fairy tale ( http://www.beforethey.com/tribe/huaorani )

 

 

Pokażę zatem jedynie kilka klatek przedstawiających ludzi i codzienne życie w wiosce Bameno w parku narodowym Yasuni, tej samej w której powstały zdjęcia Nelsona. Moim zdaniem te zdjęcia to zdecydowanie “po” , w tej zabawnej, okcydentalnej linearnej manierze postrzegania czasu, i pokazują one coś, co Jimmy Nelson “zapomniał” włączyć do swojej baśni ( http://www.beforethey.com/tribe/huaorani )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Having said all of the above, I must add I understand value of theatre. In this case, apart from just enriching the world with another way of being, playing that game is a source of revenue for Huaorani who, still knowing their forest, could serve as its rangers, guardians of what is left of one of most biodiverse places on earth, currently threatened by petrol extraction plans of government of Ecuador, and ultimately, by our greed. So even if we come to watch expensive theatre, that theatre is real , as real as tarmac road, oil pollution and supermarkets will be. As we fight invasion of commercial flood of banks and malls in  hearts of our cities, and understand it is good to leave some of public space for things such as art, so perhaps we should leave ourselves – and the Huarani – the luxury of performing that theatre of theirs.

 

 

Po napisaniu tego co wyżej powinienem jednak dodać, że rozumiem wartość teatru. W tym wypadku, poza wzbogaceniem świata o kolejną formę, kolejny sposób bycia, grając w tę grę Huaorani zyskują źródło dochodu, grając kartą pierwotnej wiedzy i życia, a wciąż naprawdę znając swój las, mogą służyć jako jego strażnicy, opiekuni tego co pozostanie z jednego z najbardziej zróżnicowanych ekosystemów świata, obecnie zagrożonego przez związane z eksploatacją ropy plany ekwadorskiego rządu, a tak naprawdę, przez naszą chciwość. Więc nawet jeżeli mamy tam jechać oglądać drogi teatr, ten teatr jest rzeczywistością, tak jak rzeczywistością jest asfaltowa droga, zanieczyszczenie ropą i supermarkety, które mogą go zastąpić. Tak jak walczymy z inwazją, z komercyjną powodzią banków i centr handlowych w sercach naszych miast, rozumiejąc że dobrze pozostawić chociaż część publicznej przestrzeni na cele takie jak sztuka, tak też, byc może, powinnismy pozostawić sobie – i Huaorani – ten luksus uczestniczenia w ich teatrze.

 

 

 

 

lost on the moon

September 14th, 2013

 

 

 

 

 

 

 

 

 

soundtrack :

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Near the port, in old town of Massawa in Eritrea there are many streets where only women live, save for a few young boys, sons or grandsons, usually offspring of “boyfriends” long gone. Whole generations, almost destined to serve ever new sailors visiting this Red Sea port, on the crossroads of trade routes for centuries. Men come and go, soldiers of Eritrean army, workers from the port, sometimes weekend visitors from Asmara. But this ain’t no Bangkok or Mombasa. Most of the time, cats and crows can be seen more often than people, among decaying mansions of rich Arab merchants from the past. I drink macchiato in this bar or another, hiding from the heat, waiting for light.

 

***

 

W pobliżu portu, w starej dzielnicy miasta Massawa w Erytrei jest wiele ulic gdzie mieszkają głównie kobiety, jeśli pominąć młodych chłopców, synów czy wnuków, zwykle potomstwo “chłopaków” których dawno już nie ma. Całe pokolenia kobiet, których przeznaczeniem jest obsługiwać kolejne fale marynarzy przybijających do tego portu nad Czerwonym Morzem, od stuleci na skrzyżowaniu szlaków handlowych. Mężczyźni przychodzą i odchodzą, żołnierze rozdętej erytrejskiej armii, robotnicy portowi, czasem weekendowi goście z Asmary. Ale to nie jest Bangkok czy Mombasa. Przez większość czasu łatwiej tu zobaczyć koty wlekące ości czy wrony, niż ludzi, w uliczkach między rozpadającymi się zasolonymi willami bogatych arabskich kupców z przeszłości. Piję macchiato raz w tym barze raz w tamtym, chowam się przed upałem, czekam na światło.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

end of the world / koniec świata

December 21st, 2012

 

 

There is no end of the world, despite some places being labeled so, for the sake of tourism industry or prophets of development. There is an infinite number of its centres. Where the goats slowly devour achievements of man, where a stone is carefully placed upon stone, where there is eye to behold, there is the centre of the world and its beginning.

 

***

 

Nie ma końca świata, pomimo tego że prorocy rozwoju i przemysł turystyczny z równym upodobaniem przyczepiają niektórym miejscom takie metki. Jest tylko nieskończona liczba jego środków. Tam gdzie kozy powoli zżerają osiągnięcia człowieka, gdzie kamień uważnie kładziony jest koło kamienia, gdzie jest oko które patrzy i widzi, tam jest środek świata i jego początek.

 

 

 

 

 

 

[ Ethiopia, November 2012 / Etiopia, listopad 2012 ]

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.