światosław / tales from the world

Archive for:

Roots / Korzenie

In the name of Psychic Cat I hereby commence this tale about communion with spirit of Huachuma on the White Lake, on the day of Dead

 

 

W imię Psychokocura niniejszym zaczynam relację z komunii z duchem Huachuma na Jeziorze Białym, w dzień Przodków

 

 

 

 

 

 

The sacred cacti , Huachuma, has a history of thousands of  years of ritual use.  The earliest archaeological evidence so far discovered is a stone carving of a huachumero, shaman holding the plant, found at the Jaguar Temple of Chavín de Huantar in northern Peru, which is almost 3,500 years old.

After the conquest, Indians forced to take new forms, and talk the language of strangers, decided to call it San Pedro, meaning Saint Peter, because it holds keys to heaven. It is not some “out there” heaven, where you may go after you have paid your duties to your rulers , but heaven of here and now, heaven of the Gospel of Thomas, the heaven when without and within melt.

 

 

Święty kaktus, Huachuma, ma historię tysięcy lat rytualnego stosowania. Wśród najstarszych odkrytych dotąd archeologicznych dowodów znajduje się kamienna rzeźba huachumero, szamana trzymającego kaktusa, znaleziona w Świątyni Jaguara w Chavín de Huantar w północnym Peru, datowana na mniej więcej 3500 lat.

Po podboju Indianie zmuszeni do przyjęcia nowych form i mówienia językiem zdobywców zdecydowali się nazwać swój sakrament San Pedro, co oznacza święty Piotr, ponieważ trzyma on klucze do bramy raju. To nie jest jakiś tam raj daleko i wysoko, gdzie możesz trafić jak spłaciłeś swoje długi wobec wszelakich władców, ale raj tu i teraz, królestwo niebieskie z Ewangelii świętego Tomasza, niebo gdy scala się to, co na zewnątrz i wewnątrz.

 

 

 

 

 

 

We took it on the shore of Bieloe Ozero, White Lake in he south of Belarus, in the middle of Slavic Amazon, on the grounds of a psychedelic temple of Soviet nostalgia and vintage calm. This was the day when I understood what pagan feast of bounty and gratitude to the world means, in the juice of pig shared with friendly country folks, in in the sun, air, taste of women’s lips and strength of working body. Grease on my fingers, and crumbs for the ants on the ground, enough for everyone, enough food, space and peace.  Even for the dead. As it turned out this evening, the day we chose for our journey has been sacred in Eastern tradition since pagan times, a feast on the graves in the beginning of Spring honouring the dead and gone, who are foundation of what is being born.

 

 

Przyjęliśmy go na brzegu Jeziora Białego na południu Białorusi, w sercu słowiańskiej Amazonii, na terenie psychodelicznej świątyni sowieckiej nostalgii i staroświeckiego spokoju. Był to dzień, w którym zrozumiałem co oznacza pogańska uczta obiftości i wdzięczności światu, w soku kapiącym z grillowanej świni dzielonej z przyjaznymi tubylcami, w słońcu, powietrzu, smaku kobiecych ust i sile działającego ciała. Tłuszcz na moich palcach i okruszki na ziemi dla mrówek, wystarczająco dla wszystkich, wystarczająco jedzenia, przestrzeni i pokoju. Nawet dla martwych. Jak się okazało tego wieczora, dzień który wybraliśmy na naszą podróż był święty we wschodniej tradycji od pogańskich czasów, dzień uczty na grobach na początku wiosny, uczczenie tych co odeszli i z których rodzi się to co nowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

From the excellent review with modern day huachumera, cactus witch :

“What people need to understand is that San Pedro is not a hallucinogenic like ayahuasca, so they will never see images and pictures, and there is no point, therefore, in lying in the dark waiting for something to happen. San Pedro’s teaching is visionary instead, in the revelations it brings about the natural – not the spirit — world, and in daylight you can see that more clearly. That is why we hold our ceremonies in sunlight: because San Pedro wants it that way and that is how it was first done.”

( https://www.erowid.org/plants/cacti/cacti_writings1.shtml )

 

It was a sunny day, and we inflated our rubber boat, forced the bitter medicine inside, and started paddling. It is highly recommended, physical exercise and adrenaline when you wait impossibly long for what is going to happen.

 

 

Ze świetnego wywiadu z współczesną huachumera, wiedźmą kaktusową :

“Ludzie muszą zrozumieć, że San Pedro nie jest halucynogenem takim jak ayahuasca, więc nie zobaczą po nim obrazków i nie ma zatem sensu leżeć w ciemności, czekając aż coś się zdarzy. Nauka San Pedro jest raczej wizyjna, w objawieniach, które przynosi na temat tego fizycznego, naturalnego – a nie duchowego świata, i w dziennym świetle możesz zobaczyć to wyraźniej. To dlatego prowadzimy nasze ceremonie w świetle słońca, bo tak chce San Pedro, i tak było to pierwotnie robione.”

( https://www.erowid.org/plants/cacti/cacti_writings1.shtml )

 

Był to właśnie słoneczny poranek kiedy napompowaliśmy nasz ponton, wmusiliśmy gorzkie lekarstwo w siebie i zaczęliśmy wiosłować.  To coś co warto zarekomendować, fizyczny wysiłek oraz adrenalina w czasie gdy niemożebnie długo oczekuje się na to co ma nadejść.

 

 

 

 

 

 

It was a perfect trip, significant progress from the previous one. It seemed like the ritual – meaning order and form of the day – self formed itself, or was organized by the plant.

According to the words of one of most experienced anthropologist in that field, Anthony Henman,

“A kind of ritual appropriate for San Pedro would have to take into account the fact that the effects last a long time and it also takes a long time to kick in. After two hours you still don’t feel it completely, and it only “hits” from the third, fourth, or fifth hour. Then there is a relatively long period, for a good four hours, in which you are in the “heart” of the experience. And over another three or four hours the effect decreases. It would be good, then, to organize activities according to these three stages. In the first hours, people often feel a lowering of blood pressure, sleepy, and cold. They have to be livened up — I can imagine a kind of ritual activity such as music, dance etc. could help to bring out the strength of the beverage. In the main phase, silence would be good, giving the chance for each person to get into their own thing, to have their visions.”

We reached the other shore, I kept paddling and my companions walking, we paddled again, walked, played and so we went through the first phase. Physical activity is good because you are more in the body and less in the anxious mind, and this guides you forward.

You become more and more conscious of yourself and the nature around. It speaks, in ways hard to convey. You can talk back, with your instrument perhaps.

 

 

Była to pierwszorzędna podróż, znaczący postęp od poprzedniej. Wydawało się jakby rytuał – co oznacza porządek i kształt dnia – sam uformował się, albo zorganizowała go roślina.

Według słów jednego z najbardziej doświadczonych antropologów z tej dziedziny, Anthony Henmana :

“Budując rytuał odpowiedni dla San Pedro należałoby wziąść pod uwagę fakt, że działanie jego jest bardzo długie i trwa też długo zanim się je da wyczuć. Po dwóch godzinach wciąż nie czujesz go w pełni, i tak naprawdę uderza od trzeciej, czwartej czy piątej godziny. Potem jest relatywnie długi okres, przez jakieś cztery godziny, gdy znajdujesz się w sercu doświadczenia. W ciągu jakiś trzech – czterech kolejnych godzin efekt maleje. Byłoby dobrze zatem zorganizować aktywność zgodnie z charakterem tych trzech faz. W pierwszych godzinach ludzie często czują obniżenie ciśnienia, senność i zimno. Powinni zostać ożywieni i pobudzeni – na przykład muzyka czy taniec mogłyby tu pomóc w wydobyciu siły wywaru. W głównej fazie cisza byłaby wskazana, co dałoby szanse każdemu wejścia w głąb, poszukania swojej wizji.”

Dotarliśmy na drugą stronę jeziora, ja dalej wiosłowałem sam wzdłuż brzegu, moi towarzysze szli, powiosłowaliśmy troche razem, szliśmy, graliśmy, leżelismy i tak z pierwszej fazy weszliśmy w drugą. Fizyczna aktywność była tu dobra, ponieważ jest się więcej w ciele i mniej w niespokojnym, przeładowanym umyśle. Ciało prowadzi naprzód.

Stajesz się też coraz bardziej świadomy siebie i natury wokół. Ona mówi, w sposób trudny do opisania. Możesz jednak mówić do niej, na przykład dźwiękiem.

 

 

 

 

 

 

Your body guides you, follow its instincts and needs. Lay down, or get up, let the hand, the leg, the muscles do what they feel like. When I wanted to enter the lake, I didn’t think too much. In end of April it was still chilly, but that chill is a friend too. I was standing in the water naked for a long time, and I guess that was the turning point, from the difficult phase of going upwards in a exhausting long climb to realizing I am about to enter the sunny plateau of Huachuma. My wrists were hurting with delicious cold pain of being alive. I finally retreated inside the forest to lay down in grass, melting into the air and sun. Insects were crawling on me, mosquitos sucking their share of pleasure. Accepting it, befriending pain and itching was no problem at all. I trusted to stay and so when bites became too strong I trusted them too and did not fight the urge to go. I opened my eyes, saw the stormy cloud coming, and in spirit of this magical perception of the world, I thanked ants for warning.

 

It was many hours later we finally reached the shore we left in the morning, after many insights too personal to reveal, and events to hermetic to tell about. A ride of joy and adventure was finished with mystery when we arrived walking along the shore at what seemed to be very weird abandoned campsite.

 

 

Ciało cię poprowadzi, podążaj tylko za instynktem, za jego potrzebami. Połóż się lub wstań, pozwól dłoni, ręce, nodze, mięśniom robić to, na co mają ochotę. Kiedy chciałem wejść do jeziora, nie myślałem zbyt wiele. W końcu kwietnia było wciąż zimne, ale ten chłód to też przyjaciel. Stałem w wodzie nagi przez długi czas, i myślę, że był to własnie przełomowy punkt podróży, w którym ciężki etap długiej, mozolnej wspinaczki na górę przeszedł w radosne wejście na słoneczny płaskowyż Huachuma. Me nadgarstki bolały smakowitym, zimnym bólem bycia żywym. W końcu wycofałem się do lasu, na słoneczną polanę, aby leżeć w trawie, rozpływając się dla odmiany w słońcu i wietrze. Właziły na mnie wszelakie robale, siadały muchy, komary ssały swój przydział przyjemności. Akceptowanie tego, zaprzyjaźnienie się z bólem i swędzeniem nie było problemem. Ufałem im na tyle aby pozostać bez ruchu a kiedy ugryzienia stały się zbyt ostre, tak samo ufałem i nie walczyłem z chętką wstania. Otworzyłem oczy, zobaczyłem zbierające się burzowe chmury, i w duchu tego magicznego postrzegania związków w świecie podziękowałem mrówkom za ostrzeżenie.

Wiele godzin później dotarlismy na brzeg z którego wypłynęlismy tego poranka, po wielu wglądach i wizjach zbyt osobistych aby je tu ujawniać, i wydarzeniach, które zbyt hermetyczną opowieść by tu stworzyły. Przejażdżka radości i przygody zakończyła się tajemnicą, kiedy dotarlismy pieszo wzdłuż brzegu na teren który sprawiał pozory bardzo dziwnego, opuszczonego kempingu.

 

 

 

 

 

 

Nothing was certain, even when we saw a car we seemed to know. It was like we were detached from the reality we left behind and almost expecting to see ourselves by the car to believe we came back.

But we did, so we retraced our steps to get the boat, landed after a final dance on the sunset lit waves, straight into a feast, to be greeted by new – and only – fellow campers with whisky toasts and homemade food. After few minutes we were home with some people we knew for years.

 

 

Nic nie było pewne, nawet gdy zobaczyliśmy auto, które wydawało się znajome. Było tak jakbyśmy byli oddzieleni od rzeczywistości, którą pozostawiliśmy za sobą i oczekiwali zobaczyć siebie samych przy aucie, aby uwierzyć, że wróciliśmy.

Ale wróciliśmy, to był nasz obóz. Cofnęliśmy się zatem po ponton, wylądowaliśmy nim na plaży po ostatecznym tańcu na falach pomarańczowych od zachodzącego słońca, wprost na ucztę – na przyjęcie przez nowych – i jedynych towarzyszy na kempingu, z toastami whisky i domowej roboty żarciem. Po kilku minutach byliśmy w domu z ludźmi, których najwyraźniej znaliśmy od zawsze.

 

 

 

 

 

 

This is a puzzle to me. Every time I come back from somewhere, I am obviously asked how was it, how were the people. I noticed recently I am suspiciously enthusiastic in my answers, and it puzzles me, cos it wasn’t always so. The question arises, have I started going in better destinations, and need some Beijing or Austria to bring back balance in my seeing of the world, or it is just me who changed?  How can I be seen as genuine and trustworthy after my recent trip to Peru, where I found some of the nicest people ever, when I feel like saying the same now after Belarus?

I see the Belorussians I met as brothers, and I am happy to find that kind of a mature, calm brother, who can give me perspective on who we are as Polish, or what is it we might have lost?

They are curious of the foreigners, not scornful. They seem to still have the innocence we had when rare were visitors from the West, and when it was not obvious we can go there ourselves. I remember being humiliated by customs assholes in Dover and so I apologize to every of my Eastern brothers who ever had to face Polish policeman or border staff superiority and ridiculing.

The people I met in that campsite shared their time, their meat, their liquor, their words. There was an ex-soldier who spoke about about peace and I knew he meant it. When faced with hair-splitting hypothesizing of the “what if your family is threatened” in discussion about events like the ones happening in Ukraine, he said, “you always have a choice”. This was truly a man of ‘the other cheek”, and his peace came not from weakness, but from true strength and balance. His beliefs were something he did not need to impose, as it often happens under influence of alcohol. He spoke calmly, as a man who knows his thing, a man who knows himself. He needed no San Pedro or other stuff we fix our broken souls with.

 

 

To jest dla mnie pewna zagadka. Zwykle gdy skadś wracam, zadawane jest mi oczywiste pytanie, jak było, jacy byli ludzie. Zauważyłem, że ostatnio jestem podejrzanie entuzjastyczny w swoich odpowiedziach, i zastanawia mnie to, bo nie zawsze tak było. Powstaje pytanie, czy zacząłem jeździć w lepsze destynacje, i potrzebny mi jest jakiś betononowy Pekin albo mieszczańska Austria aby przywrócić równowagę w moim postrzeganiu świata, czy też to ja się zmieniłem a nie świat. Jak mogę być wiarygodny, po ostatniej wyprawie do Peru, gdzie, jak twierdziłem, spotkałem jednych z najbardziej spoko ludzi jak dotąd, kiedy czuję, że muszę to samo powiedzieć teraz po Białorusi?

Białorusinów, których spotkaliśmy na tamtym kempingu czuję jak braci, i byłem szczęśliwy, że mogłem odnaleźć takiego dojrzałego, spokojnego brata, który da mi perspektywę spojrzenia na to kim jesteśmy jako Polacy, i co być może straciliśmy.

Byli ciekawi cudzoziemców, nie nieufni, cyniczni, cosiekurwapatrzysz. Ciągle mieli tą niewinność wioskowego dzieciaka, którą i my mieliśmy gdy rzadki był tu gość z Zachodu, i nie było takie oczywiste, że nas samych tam wpuszczą. Pamiętam poniżanie nas przez mundurowych post-imperialnych dupków na granicy w Dover, i przepraszam każdego z mych wschodnich braci, który kiedykolwiek musiał spotkać się z takimże polskim policjantem czy celnym urzędnikiem i ich poczuciem wyższości, żarcikami.

Ludzie, których spotkałem na tamtym kempingu podzielili się swoim czasem, napitkiem, mięsem i papryką, swoim słowem. Był wśród nich były żołnierz, który mówił o pokoju, i wiem, że mówił serio. Kiedy skonfrontowany został z naszym filozoficznym rozdzielaniem włosa w stylu “a co gdy zagrożona będzie twa rodzina”, w dyskusji o wydarzeniach na Ukrainie, on odparł “zawsze masz wybór”. To był naprawdę człowiek drugiego policzka i jego pacyfizm pochodził nie ze strachu czy słabości, ale prawdziwej siły i równowagi. Jego poglądy były nie były czymś, co musiał narzucać, jak to często bywa pod wpływem alkoholu. Mówił spokojnie, jak człowiek, który wie swoje, który zna siebie. Nie potrzebował San Pedro czy innych lekarstw, którymi leczymy nasze pękniete dusze.

 

 

 

 

 

 

There were two families here. The other was Igor’s, the persian cat owner. He seemed a but more restless, like a younger brother, but also on his way to understanding, and a good guy. It is with him I made the deal.

 

 

Były tam dwie rodziny. Druga była Igora, właściciela perskiego kota. Wydawał się nieco bardziej niespokojny, jak młodszy brat, ale także na drodze do zrozumienia, dobry koleś. To z nim zawarłem swój zakład.

 

 

 

 

 

 

I know I am often a bridge between worlds, and cultures that find each other customs a bit strange, or even threatening. For me, after having stepped out of alcohol culture, which I was never an enthusiastic member anyway, it became a bit of a boring, uneasy, or sometimes hostile ground. For many Belorussians, including our new friends, marijuana is something not really known, I mean they hear about and believe the propaganda of a dangerous drug. When it came out in conversation, they were seriously worried for me, a habitual smoker with several years of experience. Igor claimed vodka is not a drug, so I said -  I check. “Are you able to prove, that you can step out of a custom that is everywhere around you? For a year, for example?”. “Sure”, he replied, “but what you give in return?”

He got me. I might have delved into sophistic arguments “it is not about me, it is about you now”, but Grandfather Huachuma was watching over and it was clear he wrote that scenario to prove I am also ready to be a man of more than words.

“You get my ganja”, I said. “A year without smoking.”

We got the deal. We both got a new, refreshing turn in our histories, a new perspective and state of mind. There is no regret, because infinity of life’s possibilities keeps opening in every moment.

That new twist of the plot is just a cherry on the top of cake I got for the Slavic day of the Dead. Hail to the Psychic Cat !

 

 

Wiem, że często jestem mostem pomiędzy światami i kulturami, które postrzegają mnie ( a we mnie zwyczaje tej innej ) jako nieco dziwne, lub wręcz niebezpieczne. Dla mnie, po wystąpieniu pare lat temu z kultury alkoholu, której zreszta nigdy nie byłem entuzjastycznym członkiem, stała się ona nieco nudnym, grząskim, a czasem nawet wrogim gruntem. Dla wielu Białorusinów, w tym naszych nowych znajomków, marihuana jest czymś raczej nieznanym, to znaczy słyszeli o niej, ale głównie w jednostronnej propagandzie o niebezpiecznym narkotyku. Kiedy wynikł ten temat w rozmowie, byli mną poważnie przejęci i zmartwieni, mną, miłośnikiem i praktykiem zioła z kilkunastoletnim doświadczeniem. Igor twierdził, że jego wódka to nie narkotyk, więc powiedziałem – sprawdzam. “Czy jesteś w stanie to udowodnić, że możesz wykroczyć ze zwyczaju który jest wszędzie dookoła ciebie? Na rok, na przykład?”. “Jasne” , odrzekł “ale co dajesz w zamian?”

Tu mnie złapał. Mogłem zarzucić go sofistycznymi argumentami w stylu “to dla twojego dobra, to nie o mnie, a o tobie teraz gadamy”, ale Dziadek Huachuma patrzał mi przez ramię i było jasnym, że to on napisał scenariusz, w którym muszę udowodnić, że jestem człowiekiem nie tylko słów.

“Masz moją ganję” – powiedziałem – “Rok bez palenia”

Zawarliśmy zakład. Oboje dostaliśmy nowy, odświeżający zakręt w naszych historiach, nową perspektywę i świeży stan umysłu. Nie ma czego żałować, bo nieskończoność możliwości i atrakcji jakie daje życie otwiera się w każdym momencie.

Ten nowy zwrot akcji to tylko wisienka na torcie, jaki dostałem na słowiańskie święto Przodków.  Sława Psycho Kocurowi !

 

 

 

 

 

 

However, take warning. Receive all you will from your Psychic Cat, and be grateful, but do not seek to understand too much of the mystery, or you may get lost in explanations and theories, hurt by the paws of madness. Do not ask for more than you are getting, do know when to stop, to satisfy yourself with what you may have thought just a day ago was not possible. These gifts are fragile, and may be gone if you go on chasing too much of “more”, or you can be lost in treating your medicine as drug. It won’t work like this.

One more quote from the interview with huachumera :

“Part of the disease, it seems to me, is to want to understand the world in terms of its “mechanisms” when its nuts-and-bolts really don’t matter at all. It is the beauty of the world that should attract, engage, and inspire us! When we drink San Pedro that is one of the first things we learn – and then our questions become irrelevant anyway. So the real answer, for those who want to know the hows and whys of San Pedro, is simple: drink it and then you will see!

The “what” of San Pedro is that it heals lives. Let us leave the sleepless nights of the whys and hows to the academics for whom such things seem to matter.”

 

 

Jednak zapamiętajcie to jedno ostrzeżenie. Przyjmujcie dary, które będą płynąć od waszego Psycho Kocura, i bądźcie wdzięczni, ale nie próbujcie zrozumieć zbyt wiele z tajemnicy, bo inaczej możecie zagubić się w wyjaśnieniach i teoriach, draśnięci pazurem szaleństwa. Nie proście o więcej niż dostajecie, nie naciskajcie, warto wiedzieć, kiedy się zatrzymać, zadowolić tym, co może dzień wcześniej wydawało się przecież niemożliwym marzeniem. Te dary mogą być kruche i ulotne, mogą prysnąć jeżeli będziecie ścigać zbyt wiele tego “więcej”, albo możecie skończyć jako używający tego lekarstwa jako narkotyku. Tak to nie działa.

Jeszcze jeden cytat z wywiadu z wiedźmą huachumera :

“Częścią choroby, jak mi się wydaje, jest chęć zrozumienia świata w sensie jego “mechanizmów”, podczas gdy te śrubki i trybiki nie mają zupełnie znaczenia. To piękno świata powinno nas przyciągać, zajmować i inspirować ! Kiedy pijemy San Pedro, to jedna z pierwszych rzeczy jakich się uczymy – i wtedy nasze pytania stają się nieważne. Zatem prawdziwa odpowiedź, dla tych którzy tak bardzo chcą poznać “jak-i-dlaczego” San Pedro jest prosta – wypij, a zobaczysz.

Tym “co” San Pedro jest fakt, że uzdrawia życia. Pozostawmy bezsenne noce z “jak-i-dlaczego” akademikom, których takie sprawy frapują.”

but I trust the Psychic Cat will guide me better than purveyors of ideologies  ///   ale ufam, że Psychokocur poprowadzi mnie lepiej niż sprzedawcy ideologii

 

 

 

 

[ Three consecutive shots slightly overexposed in camera during road trip across Belarus  ///  Trzy kolejne kadry lekko nałożone na siebie w czerwonym aparacie podczas turnusu na Białorusi wiosną 2014 ]

 

 

 

 

 

 

“How long will this last, this delicious feeling of being alive, of having penetrated the veil which hides beauty and the wonders of celestial vistas? It doesn’t matter, as there can be nothing but gratitude for even a glimpse of what exists for those who can become open to it.”

 

 

“Jak długo będzie trwać, to pyszne uczucie bycia żywym, spenetrowania zasłony, która dzieli od piękna i cudów niebiańskich widoków? Nie ma znaczenia, bo nie może istnieć nic innego jak tylko wdzięczność za choćby przebłysk tego, co istnieje dla tych, którzy są gotowi na to się otworzyć”

 

- Alexander Shulgin Jun 17, 1925 – Jun 2, 2014 RIP

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Lemko abandoned cemetery in south eastern Poland, few days after we have been given yet another life  ///  Opuszczony łemkowski cmentarz, kilka dni po tym, jak otrzymaliśmy jeszcze jedno życie. ]

 

 

1986

June 1st, 2014

 

 

 

 

 

 

It was 1986, the springtime. Newspaper dated April 9 of that year still hangs in the loo of one of the villages on the edge of the zone.

 

 

Był rok 1986, wiosna. Gazeta z 9 kwietnia, 17 dni przed eksplozją, wciąż wisi na ścianie kibielka w jednej z wiosek na skraju Zony.

 

 

 

 

 

 

Another Soviet soldier watches over the abandoned palace of former Polish masters, washed away by wave of communism in early 20th century.

 

 

Jeszcze jeden sowiecki żołnierz czuwa przy opuszczonym pałacu dawnych polskich panów, którejś z gałęzi rodziny Wańkowiczów, wymiecionych stąd przez falę komunizmu pierwszej połowy XX wieku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

But their red dreams were not to stay either. They were to big perhaps, too reckless. Balance, and knowing where to stop, listening to others, listening to nature, listening to history, perhaps that was missing. They would know all pyramids will eventually be abandoned, all pride covered by shrubs and broken bottles of future generations’ drunkards.

 

 

Ale ten czerwony sen również nie był wieczny. Być może śnili za śmiało, zbyt szaleńczo.  Równowaga, świadomość kiedy o krok za daleko, słuchanie innych, słuchanie natury, słuchanie historii, być może tego zabrakło. Wiedzieliby, że wszystkie piramidy kiedyś będą porzucone, każda duma zarośnięta krzakami, zaśmiecona pozbijanymi butelkami przyszłych pokoleń pijaków.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To see wooden village house falling apart is one thing, but I was raised in one of those concrete blocks built by the communist all over Eastern Europe. In the last summer before disaster, 1985, I was 6 years old and I might have spent it in a village where my grandfather used to be headmaster of agricultural college, located precisely in such palace taken from former landowners, and my grandmother was living in precisely such four stories high concrete building  in the palace ground, conctructed for the staff working on bright and equal future of socialist youth. So I am walking here in my memory. The concrete hammer and sickle on the edge of settlement is like my version of the head of Statue of Liberty from “Planet of the Apes”.

 

 

Patrzeć na rozpadające się drewniane chaty to jedno, ale ja wychowywałem się w jednym z takich betonowych bloków jakie komuna pobudowała po całej wschodniej Europie. Ostatniego lata przed katastrofą, w 1985 roku miałem 6 lat i pewnie spędzałem je jak zwykle w wiosce gdzie mój dziadek został po wojnie dyrektorem rolniczej szkoły, mieszczącej się w pałacu zabranym “panom”, a moja babcia przyjmowała mnie na wakacje w takim właśnie czteropiętrowym betonowym bloku postawionym tuż obok dla personelu pracującego ku jasnej i równej przyszłości socjalistycznej młodzieży. Więc spaceruję tutaj po swojej pamięci. Wielki betonowy sierp i młot w krzakach na wejściu na osiedle to moja wersja głowy Statuy Wolności z “Planety Małp”.

 

 

 

 

We are just shadows passing through, so thread lightly, as it is fit for a shadow.  ///  Jesteśmy tylko przemykającymi się korytarzem cieniami, więc podróżujmy lekko, bez wielkiego bagażu, jak cieniom przystało.

 

 

 

 

 

 

Dont’s look into the future girl. Look into now.   ///  Nie patrz w przyszłość, dziewczyno, spójrz w teraz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Chernobyl fallout zone, Belarus, April 2014 /  Zona skażenia radioaktywnego na północ od Czarnobyla. Białoruś, kwiecień 2014 ]

(…) I ty, zuchwały, i twoja gromada
Wraz byście poszli w głębinie,
Lecz że to kraj był twojego pradziada,
Że w tobie nasza krew płynie – (…)

 

 

(…) You, the bold one, and all here gathered
you would have sunk down deep below
But for it was the land of your grandfather
For blood that ours in you does flow – (…)

 

 

 

Adam Mickiewicz – “Świteź”

 

 

 

 

 

Nearly two hundred years ago, national bard of Poland wrote an epic poem based on old legend about sunken city. It is a common theme of a siege, invaders going to take over, and defenders ready to sacrifice their lives and nature coming to their aid in this suicidal task, destroying everything in the process. There are more ancient legends of this sort and I came to Belarus with a writer who is investigating, looking for a meaning behind the stories, looking for a meaning and character of the country, and looking for meaning in general.

One is tempted to look for various parallels with Chernobyl disaster and what it meant. Who could be invaders in this case, trying to take over, and forced away by the catastrophe? Capitalism, the West, against which Soviet Union fought absurd battle, cold war of egos, ready rather to perish then resign? Or humans in general, whose greed and assault on nature can be only stopped by violent event like this one. It is poignant that human caused pollution in form of disaster has created , in one moment, one of biggest natural parks in this part of world, where all species but man breed and live, free from other forms of pollution that is caused by presence of greedy ape.

So now large part of these lands are like sunken city and we went to explore its stillness, artifacts, to talk to the dead. We crossed the boundary , and our own fear, hoping there will be no punishment and no taboo broken.  To work with the fear, we asked nature to guide us with one of best tools I know for this purpose, sacred mushrooms, and we took them in the abandoned village in the middle of forest, in the Zone.

 

 

Prawie dwieście lat temu Adam Mickiewicz napisał poemat oparty na starej legendzie o zatopionym mieście. To częsty wątek oblężenia, najeźdzców mających już złamać opór i obrońców gotowych poświęcić swe życia, oraz natury przychodzącej im z pomocą w tym samobójczym zadaniu, niszczącej przy okazji wszystko dookoła. Jest wiele takich starych legend, i przyjechałem na Białoruś z pisarzem w misji, szukającym znaczenia i sensu w tych historiach, znaczenia i charakteru tego kraju, i sensu w ogóle.

Trudno nie ulec pokusie szukania różnych analogii do czarnobylskiej katastrofy i tego co oznaczała. Kim byliby w tym wypadku najeźdzcy, próbujący przejąć kontrolę, i pokonani przez katastrofę? Zachód, z którym Związek Radziecki toczył absurdalną batalię, zimną wojnę ego które raczej gotowe są zginąć niż ustąpić? Czy ludzkość w ogóle, której chciwość i napór na naturę mogą być tylko powstrzymane gwałtownym wydarzeniem takim jak to. To zachwycający paradoks, że wywołane przez człowieka skażenie ponuklearne stworzyło, w jednej chwili, jeden z największych w tej części świata naturalnych parków, gdzie wszystkie gatunki, poza człowiekiem, mogą spokojnie żyć i rozmnażać się, wolne od zagrożenia i wszelakiego zanieczyszczenia jakim skutkuje obecność chciwej małpy.

Obecnie więc duża część tych ziem jest jak zatopione miasto, i przedostaliśmy się tu aby eksplorować jego spokój, artefakty, rozmawiać ze zmarłymi. Przekroczyliśmy granicę i własny strach, mając nadzieję uniknięcia kary i tego że nie łamiemy tabu. Aby pracować ze strachem poprosiliśmy naturę aby prowadziła nas przy pomocy najlepszych narzędzi jakie ma do tego, świętych grzybów, i zjedliśmy je w opuszczonej wiosce w środku lasu, w Zonie.

 

 

 

 

 

 

It was late afternoon and I ate handful. I wanted to be on my own and I went to pay homage to the giant concrete soviet soldier guarding entrance to the village. When I got there, anxiety crept in and I decided it is best, and perhaps last moment to take decent crap, so I squatted behind the monument and meditated on my fear and the soldier.

 

 

Było późne popołudnie kiedy zjadłem swoją porcję. Chciałem być sam i poszedłem pokłonić się gigantycznemu betonowemu sowieckiemu wojakowi strzeżącemu wejścia do wioski. Kiedy tam dotarłem, wtargnął we mnie niepokój i postanowiłem że to najlepszy a być może ostatni moment aby porządnie się wysrać, ukucnąłem więc za pomnikiem, medytując nad swym strachem i nad żołnierzem.

 

 

 

 

 

The soldiers could and did stop the hasty blitzkrieg, march of square headed Germans planning to organize the world, but what could they do against the steady, relentless assault of nature? Not much, it was obvious in the Zone and the main theme of the experience. But what could I do to stop the fear ? It was creeping in as I divided my attention between wiping my ass and last chance to change roll in one of my Holgas before I get mad. Or will I? What exactly is the title of the projection I fear? I found joy in this discovery, that to name it , is to take away the power from it. The psychedelics teach us quickly if we choose to pay attention , that most of things we fear are not present in the moment. I fear that I am getting mad, but it is the fear itself that is madness, and it is fear of uncertain future. I fear the mix of psylocybin and radiation can be dangerous, because my rational mind, my threatened ego makes this assumption. I fear I will get physically lost before it happens.  Realizing all this makes fears disappear, turns them into laughter of joy as I rush through the bushes, not in the hurry anymore, to meet with my friends before IT happens, but in hurry to share the joy. What is now is to be enjoyed. Trust, trust, be guided. When I am to fall into hidden, abandoned well, despite tripping, I don’t, something warns me. And if were to fall, so I would.

 

 

Żołnierz radziecki mógł i powstrzymał blitzkrieg, szybki pochód kwadratogłowych Niemców planujących uporządkowanie świata, ale cóżże mógł on uczynić wobec stałego, nieustepującego ataku natury? Niewiele, było oczywistym w Zonie, i był to wątek przewodni naszego doświadczenia. A co mogłem zrobić ja, aby powstrzymać strach? Wślizgiwał się on kiedy ja dzieliłem uwagę pomiędzy szybkie i nerwowe podcieranie tyłka i podejście do zmiany rolki w jednej z moich Holg, zanim oszaleję. No właśnie, czy oszaleję? Czym właściwie jest ta projekcja, to czego się obawiam? Znalazłem radość w tym odkryciu, że kiedy próbuje to nazwać, odbieram mu moc. Psychodeliki szybko nas uczą, jeżeli tylko zechcemy dać swoją uwagę, że większość rzeczy jakich się obawiamy, w ogóle nie istnieją w bieżącej chwili. Obawiam się że nadchodzi szaleństwo, ale to ten strach jest jedynym szaleństwem, strach przed absolutnie nieznaną przyszłością. Obawiam się że mieszanka psylocybiny i radiacji może być niebezpieczna, bo mój racjonalny umysł, moje zaniepokojone ego snuje takie przypuszczenia. Obawiam się że dosłownie zabłądze, zanim to się dzieje. Uświadomienie sobie tego wszystkiego powoduje rozwianie się strachu, zamienia go w śmiech i radość którą niosę przez krzaki, już nie w pośpiechu zanim TO się stanie, ale w pośpiechu by się podzielić. To co jest teraz, to należy smakować. Ufać, ufać, dać się prowadzić.  Gdy mam wpaść do zarośniętej, ukrytej studni, pomimo bycia naćpanym, nie wpadam, coś mnie ostrzega.  A gdybym miał był wpaść to wpadłbym byłbym.

 

 

 

 

 

So, you may ask, what about those people evacuated and those who fled, fearing consequences, based on natural activity of modern man – anylyzing, predicting, preventing… ? The cancer they fled from was not to be feared in that moment, but as a consequence, in years to come. So isn’t fear good defense mechanism?

Perhaps, depends on the balance, amount, cost. I don’t have all the fucking answers. Maybe ask some of those who stayed behind, old men and women, who feared change more than radiation, and thirty years later still live in remote, half abandoned villages, often still in good health.

Here there is no one to ask, but ghosts and forest, but they will soon tell me more interesting story.

 

 

No a co, możecie spytać, z tymi ludźmi ewakuowanymi, i tymi którzy uciekli, obawiając się konsekwencji, postępując zgodnie z tym naturalnym zwyczajem cywilizowanego człowieka – sekwencją analizowanie-przewidywanie-zapobieganie ? Rak od którego uciekali nie był przecież zagrożeniem danej chwili, ale potencjalną konsekwencją, jaka nadejść miała lata potem. Czyż nie jest więc strach dobrym mechanizmem obronnym?

Być może, zależy od równowagi, ilości, kosztów. Nie mam wszystkich pieprzonych odpowiedzi. Może zapytajcie tych którzy pozostali, starych już dziadków i babcie, którzy obawiali się zmiany bardziej niż promieniowania, i trzydzieści lat później nadal żyją w odleglych na wpół zapadłych siołach, często w dobrym zdrowiu.

Tu nie ma kogo spytać, tylko duchy i las, ale te wkrótce pokażą mi ciekawszą historię.

 

 

 

 

 

 

 

I realize it is better to come back to main path and keep moving towards the base, where my two companions promised to wait, so that we don’t get lost in psychedelic confusion. But I am not in a hurry. I contemplate the homes and pay homage to each , sometimes stopping for longer. The uneasy vibration within me beautifully turns into a song with aid of my new toy, jew’s harp, a tool to ride the trance on, a new way of speaking, funny sounds, that don’t pretend anything like words do.

 

 

Uświadamiam sobie, że czas powrócić na główną ścieżkę i podążać do bazy, gdzie oczekują mnie przyjaciele, aby nie zagubić się w psychodelicznym zamieszaniu. Ale nie jestem w pośpiechu. Kontempluję kolejne domy, przed niektórymi staję na dłużej. Niełatwa wibracja wewnątrz mnie zamienia się pięknie w pieśń, z pomocą nowej zabawki, azjatyckiej drumli, narzędzia do ujeżdżania transu, nowej formy mówienia, zabawnych dźwięków, które nie próbują za wiele powiedzieć, w przeciwieństwie do słów.

 

 

 

 

Hours later on this path we will meet a huge boar, rightful ruler of the land. Now it is silent and still when I stop playing. My thoughts are heavy because of this silence and I resume. The homes turn into trees in their calm , slow way. They fall inside, change colour, melt down. The water comes underneath, swamps expand. Layers of concrete foundations, bricks, broken jars interwoven with soil, moss, roots… Paper turns yellow and grey like the leaves of previous autumns.

 

 

Wiele godzin później na tej ścieżce spotkamy olbrzymiego dzika, prawowitego władce krainy. Teraz jest cicho i martwo, kiedy zaprzestaję grania. Moje myśli są cieżkie i agresywne przez tą ciszę, więc ponawiam melodię. Domy zamieniają się w drzewa w swój powolny, spokojny sposób. Zapadają się do środka, zmieniają kolor, roztapiają się. Woda podchodzi od spodu, bagno rozszerza się. Warstwy betonowych fundamentów, resztek cegieł, kawałków szkła, przeplatają się z ziemią, mchem, korzeniami. Papier żółknie i szarzeje jak liście poprzednich jesieni.

 

 

 

 

 

 

 

Some homes are already gone. Transformation complete. It was and it is not anymore, pessimist would say, but in recent years, I learned to embrace this changing of the form and understand it always is.

 

 

Niektóre domy już znikły. Transformacja się dokonała. Było i już nie ma, powiedziałby pesymista, ale ostatnie lata nauczyły mnie cieszyć się tą zmianą formy, i zrozumieć, że zawsze jest.

 

 

 

 

Attachment to the form is source of unhappiness, embracing the transition is a source of delightful sadness. I cry this day, out of happiness. Big pride and dreams may have collapsed here but in doing so they can teach those of us who want to learn how to free ourselves.

 

 

Przywiązanie do formy to źródło nieszczęścia, zaprzyjaźnienie się z przemianą to źródło słodkiego smutku. Płakałem tego dnia, ze szczęścia. Wielka duma i marzenia być może komuś się tu zawaliły, ale dzięki temu ci z nas, którzy chcą, mogą się nauczyć jak od nich uwolnić.

 

 

 

 

We always cling to something that appears certain, we want to say – now we reached stable ground, now we have a family, home, security. Always illusion.

I creep behind trees and concrete ruins to surprise my friends from the other side than I went away from, to frighten them a bit.

 

 

Zawsze kurczowo próbujemy się trzymać tego co wydaje się w końcu pewne, chcemy powiedzieć sobie – teraz już dotarliśmy na stabilny grunt, teraz mamy już rodzine, dom, bezpieczeństwo. Zawsze iluzja.

Skradam się za drzewami i betonowymi ruinami, chcąc zaskoczyć i nieco przestraszyć przyjaciół, pojawiając się z przeciwnej strony niż zniknąłem.

 

 

 

 

They are my illusion, my point of reference I hold as stable so when I jump from behind the corner, I am struck by the sight of empty camp, things scattered in beautiful light, car unlocked, no one around. I am alone. This is amazing lesson, I am happy how quickly thoughts of complaint “we had a deal” turn into gratitude for my fellow travelers – but here also my teachers.

I am not going to wait for them, but I’ll go towards place we saw before, that keeps drawing me stronger, and stronger, as the psylocybin effect climbs its plateau.

The cemetery.

 

 

Oni są moją iluzją, moim punktem odniesienia, który, jak sobie wymysliłem, jest stały. Kiedy wyskakuje więc zza rogu, w mój zryty baniak uderza widok przerażający nieco, widok pustego obozowiska, rzeczy rozrzuconych w pięknym popołudniowym świetle, auta niezamkniętego, nikogo wokół. Jestem sam. To niesamowita lekcja i jestem zadowolony z tego jak szybko pretensje w mej głowie pod tytułem “nie tak się umawialiśmy” ustepują miejsca wdzięczności dla współtowarzyszy – a w tym wypadku nauczycieli.

Nie będę na nich czekał, idę w stronę miejsca które wcześniej mijaliśmy, które ciągnie mnie coraz silniej w miarę jak efekt psylocybiny osiąga swój szczyt.

Idę na cmentarz.

 

 

 

 

 

Some days ago, all over the country, people feasted on the graves. It was old pagan tradition, in the beginning of the spring, called Rodzanice. Now the proofs of their presence are visible, the village has been abandoned years ago but the dead still have their visitors, their place is well kept and adorned, sheltered under giant oaks and other trees.

The light is low. It highlights the essential and in this one photo I know I have everything I am trying to tell about One and everlasting dream, about connection over borders of cultures and ages. It is also how I see photography, as receiving gifts. I got another one from the last sun of the day.

The pagan feast is about bounty from the Fate, about giving thanks, receiving and sharing. This pagan feast is life itself.

 

 

Kilka dni temu, w całym kraju ludzie ucztowali na grobach. To stara, pogańska jeszcze tradycja wiosennego święta odnowy, zwana Rodzanice. Ślady ludzkiej obecności są tu widoczne, resztki jedzenia, kwiaty, wioskę wprawdzie opuszczono wiele lat temu, ale martwi wciąż mają swoich gości, ich miejsce jest dobrze utrzymane, udekorowane, w schronieniu wielkich dębów.

Światło jest nisko, wpada między konarami. Oświetla to co najistotniejsze i robiąc to zdjęcie wiem, że mam w nim wszystko co staram się powiedzieć o Jedni i niekończącym się śnie, o połączeniu ponad granicami kultur i wieków. Tak też widzę fotografię, jako otrzymywanie darów, i dostałem tu jeszcze jeden od ostatniego słońca dnia.

Pogańska uczta to celebracja hojności losu, to podziękowanie, otrzymywanie i dzielenie. Tą pogańską ucztą jest samo życie.

 

 

 

 

 

 

I meet with the others and we head for the swamps at the edge of the village. The end of day is coming but I am still hungry for more.  Who isn’t? Another cigarette, another sight, one more insight…

 

 

Spotykam pozostałych i ruszamy na bagna na skraju wioski. Nadchodzi koniec dnia, ale ja wciąż jestem spragniony więcej. Któż nie jest? Jeszcze jeden papieros, jeden widok, jedno spostrzeżenie…

 

 

 

 

 

The spring time in the evening is the time to be in the swamps. Life wakes up, birds talk like I never heard them in remote lands. This is Amazon of my tribe, and suddenly I discover I know its language. There is no need for fancy ritual in the process of re-enchantment of the land, it is enough to listen.

 

 

Wiosna i wieczór to jest właściwy czas aby być na bagnach. Życie się budzi, ptaki gadają tak jak nigdy w tropikach. Oto Amazonia mojego plemienia, i nagle odkrywam, że mówię jej językiem. Nie ma potrzeby skomplikowanego rytuału w tym procesie ponownego zaczarowywania świata. Wystarczy słuchać.

 

 

 

 

 

 

[ Belarus, April - May 2014  /// Białoruś, kwiecień - maj 2014 ]

 

 

In this land, where small people learned survival from the big dominators by the art of mimicry, I am making peace with all the branches and leaves of the Tree.

 

 

W tej krainie gdzie mali ludzie otoczeni wielkimi agresorami nauczyli się sztuki przetrwania w postaci mimikry, zawieram pokój ze wszystkimi gałęziami i liśćmi wielkiego Drzewa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ "Roots" project, Belarus, April-May 2014    ///   "Korzenie". Białoruś, kwiecień - maj 2014 ]

 

 

 

 

“highest inna di kingdom trees”

 

 

 

in-tuition

May 13th, 2014

“Idź tam, skąd boskie płynie ci natchnienie,
Nie tam, gdzie krzyż widzisz,
deski i kamienie”

 

 

“Go, whence divine inspiration flows
Not where you see cross, planks and stones”

 

Juliusz Słowacki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In Belarus, searching for hidden roots in company of a poet.    ///   W Białej Rusi, poszukując ukrytych korzeni, w towarzystwie poety.

the dead / umarli

May 12th, 2014

1979 was the year I saw light, after my first foreign journey, in my mother’s belly, to the East, to the old land of Tatars and Sufi dervishes, the Crimean peninsula. 1979 was the year “Stalker” was filmed, a prophetic tale about a trip of three people and a black dog into the post-nuclear, apocalyptic abandoned Zone, that changes anyone who enters it.  Thirty five years later three people and a black dog entered the Zone again and contemplated death in the place from which man was cast away. “The Zone” is a place which has potential to fulfill a person’s innermost desires. Guided by the mushrooms we journeyed inwards. In the cemetery, amongst the offerings of food for the dead I knelt under a giant oak, playing for it on my vargan, and I understood that the recovering of old idols and seeking roots without facing the dead and making friends with them again is but an empty game. There is nothing to fear, the dead are our allies. The moment after I thought about it I saw the grave.

I was born a day before, on 9 January 1979.

 

 

1979 to rok, w którym ujrzałem światło dzienne, po mej pierwszej “zagranicznej” podrózy, w brzuchu mamy, na wschód, do starej krainy Tatarów i sufickich derwiszy, na Krym. 1979 to rok, w którym Andrei Tarkowski sfilmował “Stalkera”, proroczą opowieść o wyprawie trzech ludzi i czarnego psa do post-apokaliptycznej, opuszczonej Zony, zmieniającej wszystkich, którzy do niej wchodzą. Trzydzieści pięć lat później trzech ludzi i czarny pies ponownie weszło do zony i kontemplowało śmierć w miejscu, skąd człowiek został wyrzucony. Zona to miejsce, które ma możliwość spełnić najgłębsze pragnienia wchodzącego do niej człowieka. Prowadzeni przez grzyby podróżowaliśmy w głąb. Na cmentarzu tej wioski, pomiędzy ofiarami z jedzenia złożonymi tym, którzy przeszli, klęczałem pod wielkim dębem i grałem mu na drumli, i tam zrozumiałem, że odzyskiwanie dawnych idoli i poszukiwanie korzeni bez stanięcia pomiędzy zmarłymi i ponownego z nimi zaprzyjaźnienia jest niczym więcej jak pustą grą i kolejną formą. Nie ma czego się bać, umarli to nasi sojusznicy. W chwili w której o tym pomyślałem obróciłem i się i zobaczyłem ten grób.

Urodziłem się dzień wcześniej, 9 stycznia 1979.

 

 

 

 

[ From one of many villages in eastern Belarus abandoned after nuclear disaster in Chernobyl. More to come.  ///  W jednej z wielu wiosek wschodniej Białorusi opuszczonych z powodu promieniowania po katastrofie reaktora atomowego w Czarnobylu. Więcej wkrótce. ]

 

 

Ayahuasqueros : Achuar

April 1st, 2014

 

 

 

 

 

 

Uratowane z bardzo niewielu notatek z tej części podróży :

Bóg Ojciec.

Być może problem jaki mam, z akceptacją spośród tych wielu tradycji religijnych tej najbliższej geograficznie, religii katolickiej, wynika z tego, że tak ważna w niej jest, odziedziczona po Żydach, rola boga – surowego ojca, oddzielonego od stworzenia stworzyciela, ponad swym dzieckiem, który wie lepiej i trzeba sie go słuchać albo spierdalać, bez prawa negocjacji, jakaś tresura.. Mam z tym problem, z tym wychowawcą i dawcą zakazów, z akceptacją takiego ojca, przez własną historię rodzinną. Zawsze więc miałem problem z surowym ojcem, wychowawcą, policjantem, władzą, hierarchią, sprawdzaniem się, regułami, wypełnianiem obowiązków, sztywnymi granicami. Na marginesie, teraz widzę, że ten problem jest wielkim darem, bo uczynił mnie kim jestem.

No ale to wszystko kojarzy mi się też z tym nieszczęsnym Kościołem Katolickim, który ewidentnie nie radzi sobie z dostarczeniem marchewki, a kij jaki dzierży coraz śmieszniejszy jest, tak jak śmieszny staje się stary samiec, co wciaż chciałby straszyć ale nie ma już sił. Znikło tu doświadczenie mistyczne ( historia z kobietą co na Jasnej Górze dostawała ekstazy i wizji, a “ojcowie” wezwali karetkę ) , znikła radość, przynajmniej ja jej nigdy nie czułem, jest tylko granie na strachu i desperackie powtarzanie jakiś praw z czasów Hammurabiego, kościół to niewiele więcej niż kumpel państwa. Dotyczy to zresztą większości religii, ale niektóre z nich wciąż jeszcze przechowały resztki przestrzeni dla anarchisty, dla sadhu, który śmieje się z bramina i spuszcza z niego powietrze.

Ale dla mnie istorna jest jeszcze jedna rzecz. Eksplorując inne kraje, lądy, kultury, też napotykam surowych ojców, też napotkam bogów grających króla, pana i władcę, ale łatwiej mi o dystans do ich pozy, to bardziej wujkowie, których odwiedzam, jak spiętego i wyniosłego pustynnego Allaha, ale nie czuję jakoś, że mają szanse rościć sobie prawo do rządzenia mną.

Jaka jest zatem droga transmutacji, zamiany ciężaru, który wykrzywia kręgosłup, w skałę o którą można się wesprzeć? Fascynująca.  Odkrycie, że przyczyna i skutek mogą zamieniać się miejscami , że czas płynie w dwie strony, że też jestem swoim ojcem, i mogę być ciężarem lub skałą.

 

 

Saved from very few notes I did during that part of journey :

God Father

Perhaps the problem I have with accepting, out of so many religious traditions the one that is closest geographically, the Catholic, it comes from the fact how important is in it, inherited from Judaism, the role of God – harsh father-creator , apart and above his creation, above his child, knowing better, which must be listened and obeyed, or fuck off, no negotiation, like a military commander. I have problem with this, with this trainer, giver of law and order, with accepting such a father, because of my own family history. I always had a problem with strict father, teacher, policeman, the authority, hierarchy, obeying, achieving, fulfilling duties; rules and fixed boundaries. By the way, I see now, this problem is at the same time great gift, as it made me who I am.

But all of the above also brings to my mind this big heavy figure called Catholic church, which is clearly unable to deliver attractive carrot these days and the stick it wields is more and more ridiculous, as ridiculous as old male who still pretends to play tough guy but has no more strength . Mystical experience completely disappeared here, so did most of joy, what I see left is only playing with fear and desperate repeating of some old laws from Bronze Age, Hammurabi style, church is not much more than mate of the state. It concerns other religions too, but a few of them still preserved some space for anarchist, outcast, for the sadhu who laughs at brahmin and his serious pose.

But there is one more thing which is important here for me. Exploring other lands and cultures I also meet strict fathers, I meet gods playing role of king, lord and ruler, but it is much easier for me to stay unaffected by their pose, they are ( to me )  more like uncles. I visit them, for example the proud and uptight Allah from the desert, but I don’t feel they can claim right to rule above me.

What is then the way of transmutation, changing burden, which hurts my spine, into a rock that can be of use and support? Fascinating. It is discovery that cause and effect are interchangeable, that time runs both ways, that I, too, am my own father, and I can be a burden or a rock.

 

 

 

 

 

We came to Achuar territory straight after leaving Haourani tribe. It was interesting continuation. When we were leaving Bameno, Penti, one of the leaders fighting against the invasion of petrol companies in Yasuni National Park, was standing in his short pants with a group of fellow villagers looking a bit helpless, above the maps showing what is left of their ancestral lands. They had another one of those reunions, when tribal people discuss the vital issues and course for future.

 

 

Trafiliśmy na terytorium Ashuarów zaraz po opuszczeniu plemienia Waorani. Była w tym interesująca ciągłość. Otóż gdy opuszczaliśmy Bameno, Penti, jeden z przywódców plemienia walczący z inwazją korporacji szukających ropy, stał w swych krótkich portkach wraz z grupą rodaków, wyglądając nieco bezradnie, ponad mapami pokazującymi co pozostało z ich rdzennych ziem. Było to kolejne z tych spotkań, podczas których członkowie plemienia dyskutują o ważnych sprawach i podejmują decyzje co do przyszłości.

 

 

 

 

 

We took a boat out of there, and after three days we got to Shell airport to fly to Sharamentza, Achuar village near border with Peru in Pastaza province, reachable only by plane.

 

 

Wypłynęliśmy stamtąd jedyną drogą, na łodzi, a po trzech dniach, wielu zakrętach rzeki a potem drogi z Coca do Puyo dotarliśmy na lotnisko w Shell, aby awionetką dostać się do Sharamentza, wioski Achuarów przy granicy z Peru, w prowincji Pastaza, gdzie dotrzeć można właśnie tylko tak.

 

 

 

 

 

When we got there, we were surrounded by men in tribal outfits and painted faces and it wasn’t a welcome committee. They were painted because of the tribal gathering, important one. Jaime Vargas,  president of Achuar nation, residing in Puyo, came here as part of tour of all villages, preparing for confrontation with the petroleros. So this thing is bigger, much bigger. People are pissed, the tribes of the forest see what has happened to the lands of their brothers in the north of the country, who took shiny gifts and agreed for the greedy white man to come, with his roads, jobs and supermarkets.

 

 

Kiedy się tam dostaliśmy, otoczyła nas grupa mężczyzn w odświętnych tradycyjnych strojach i umalowanych twarzach, i nie był to wcale komitet powitalny. Byli tak wystrojeni z powodu plemiennego zgromadzenia, ważnego. Jaime Vargas, prezydent narodu Ashuarów, rezydujący w Puyo, przyleciał niewiele przed nami, rozpoczynając wizytę wszystkich wiosek zamieszkałych przez swych rodaków, przygotowując ich do konfrontacji z petroleros, nafciarzami. Zatem ta sprawa jest większa, dużo większa. Ludzie są wkurzeni, plemiona z lasów widzą co stało się z ziemiami ich braci z północy kraju, na przykład Cofanów z regionu Lago Agrio, którzy przyjęli błyszczące podarki i zgodzili się aby wszedł chciwy człowiek z miasta, ze swymi drogami, pracą i supermarketami.

 

 

 

 

 

These gifts are dangerous because they are attractive, but they don’t have to come in a package together with 8-5 jobs and shantytowns, with addicton and obesity. Achuar say “yes” to solar panels, they like to contact with outside world by Internet, but do not want roads. Can you imagine living in enormous tropical park, in villages of thatched houses linked only by waterways, without noise of amplified music, cars, without pollution, fishing for your supper in broad rivers, spending lots of spare time with family and friends, chatting and joking? What kind of wage you want to trade it for?

 

 

Te dary są niebezpieczne bo są atrakcyjne. Nie muszą jednak przyjść w pakiecie z pracą od rana do wieczora, ze slumsami, uzależnieniem i otyłością. Achuarzy mówią “tak” panelom solarnym, lubią kontakt z zewnętrznym światem za pomocą Internetu, ale nie chcą dróg. Czy możecie wyobrazić sobie życie w gigantycznym tropikalnym parku, w wioskach chat krytych strzechą, połączonych między sobą tylko wodnymi szlakami, bez hałasu, aut, bez zanieczyszczeń, łowiąc swój obiad w szerokich, czystych rzekach, spędzając dużo “wolnego” czasu z rodziną i przyjaciółmi, na pogawędkach i żartach? Za jaką pensję jesteście w stanie to oddać?

 

 

 

 

 

In their villages, unlike many other Indian settlements of South America, they don’t eat junk sweets and drink liquor from the city. They are most of the time a little drunk on chicha made from fermented yuca root, drunk of course during such events, but also for breakfast, lunch and dinner. They live very healthy lifestyle and it shows, in their calm, smiles, long, strong hair, physical and spiritual beauty. ( women are very feminine and shy, so no photos )

 

 

W ich wioskach, w przeciwieństwie do wielu innych indiańskich osad Ameryki Południowej, nie je sie gównianych słodyczy i nie pije wódy z miasta.  Mieszkańcy są bardzo często lekko “podchmieleni” cziczą ze sfermentowanego korzenia yuki, pije się ją podczas takich spotkań jak powyżej, ale także na śniadanie, obiad i kolację. Prowadzą tutaj bardzo zdrowy tryb życia, i to widać, w ich spokoju, uśmiechach, długich, silnych włosach, fizycznym i duchowym pięknie. ( kobiety są bardzo kobiece i nieśmiałe, więc bez zdjęć )

 

 

 

 

Why do I make this detour, this long introduction, if the post was supposed to be about ayahuasqueros? Because it is important. Because ayahuasca is a medicine which fixes not only individual, but all society. Because Achuar are such society, its fabric is thread with the vine, its values, cohesion and balance, based on the visions and lessons of natem, as it is called in their language. Natem is also a name for unique collective psychedelic ritual, happening not so often, in which all members of society come together, sometimes from far away villages, to drink the brew and seek healing, answers for future, and solutions to their problems, both individual and group ones. Perhaps it is redundant to make this distinction as people involved in ayahuasca know very well, group problems are individual problems and vice versa.

Achuaras know this also. They also believe that dreams are collective property, what one dreams may be of significance to the rest and to the whole. And this extends beyond humans. In many Amazonian languages there is no clear distinction between word used to describe humans and other beings. Trees are tree people , fish – fish people, approximately. Language conveys view of the world, and their philosophy is based on harmony, not domination. Therefore it is important to talk about trees and rivers and pollution, and violence in nearby streets and all that surrounds us, because ayahuasca experience is experience of the world. This why it matters where and with whom you drink, what you give back, to people, to the world. This reciprocal relation is slowly understood even by mainstream and this is one of arguments Santo Daime church used in their legalization battle in Brasil.

 

 

Dlaczego właściwie robię tą wielką dygresję, ten wstęp, jeżeli tekst miał być o ayahuasqueros? Bo to ważne. Bo ayahuaska to lek, który naprawia nie tylko jednostkę, ale także społeczność.  Bo Achuarzy są taką społecznością, która utkana jest z liany, której wartości, spójność i równowaga oparte są na wizjach i lekcjach pochodzących od natem, jak nazywają ją w swym języku. Natem to także nazwa unikalnego, kolektywnego psychodelicznego rytuału, odbywającego się niezbyt często, podczas którego wszyscy członkowie społeczności gromadzą sie, przybywając czasem z odległych wiosek, aby pić wywar i poszukiwać uzdrowienia, odpowiedzi, co do przyszłości i rozwiązania ich problemów, zarówno jednostkowych jak i grupowych. Być może zbędnym jest jednak robić powyższe rozróżnienie, i ludzie zajmujący się ayahuaską dobrze to wiedzą, grupowe problemy to problemy indywidualne i vice versa.

Achuarzy wiedzą o tym również. Wierzą też, że sny są kolektywną własnością, co śni się jednemu może mieć znaczenie dla reszty i dla całości. I rozciąga się to poza świat ludzi. W wielu amazońskich językach nie ma jasnego rozdzielenia między słowami używanymi do nazywania ludzi i innych istnień. Drzewa to ludzie-drzewa ryby – ryboludzie, w przybliżeniu. Język zawiera wizję świata, i filozofię opartą na harmonii i współistnieniu a nie dominacji. Jest więc ważnym aby mówić tu o drzewach i rzekach i zanieczyszczeniu, i przemocy w waszych miastach, i wszystkim co was otacza, bo doświadczenie ayahuaskowe to doświadczenie świata. Dlatego ma znaczenie z kim i gdzie pijesz, co dajesz w zamian, ludziom, światu. Ta dwustronna relacja jest powoli rozumiana nawet przez mainstream, i to jeden z argumentów, jakich użył kościół Santo Daime w swej legalizacyjnej walce w Brazylii.

 

 

 

 

 

We can all sense this connection and intervowen fates, and its beautiful to see as the vibration becomes more and more in tune. Despite of critics accusing social media of dehumanizing, they are just our way of connecting with what moves others, it is technological and materialistic way, as almost everything about our civilization is such, but it does not matter so much, what is more thrilling is that never before there was time when waves of emotion and state of mind of one person were spreading so fast around the planet , that we could almost instantly hear what others heard, saw what they saw, think about what they were thinking. This is great speeding up, synergy of learning. It is a question of form, yes, we can wake up at 4 AM like the Achuar to drink guayusa together and share the dreams of last night, or we can wake up to check Facebook news, but I think of these as complementary. Choose you way and be alert to change it when it becomes to stiff and rigid, says the snake. Update your vision, when you lost directions, as Achuar do, and ask the plants.

 

 

Wszyscy możemy poczuć to połączenie i przeplecione losy, i jest pięknym patrzeć jak wibracje coraz bardziej się dostrajają. Wbrew opinii krytyków, oskarżających internet i społecznościowe media o dehumanizację, są one tylko sposobem połączenia się z tym co porusza innych, to technologiczny, materialistyczny sposób, bo prawie wszystko w naszej cywilizacji jest takie, ale to nie ma takiego znaczenia. To co mnie bardziej ekscytuje, to fakt, że nigdy wcześniej nie było tak, że fale emocji i stanów umysłu jednej osoby rozlewały się tak szybko po planecie, że niemal od razu możemy usłyszeć to, czego słuchali inni, zobaczyć to, na co oni patrzeli, pomyśleć o tym, o czym oni właśnie myśleli. To wielkie przyspieszenie, synergia wspólnego uczenia. Pozostaje kwestia formy, tak, możemy wstać o czwartej rano jak Ashuarzy aby pić wspólnie guayusę i dzielić się snami poprzedniej nocy, albo możemy obudzić się aby sprawdzić nowości na Facebooku, ale ja myślę to tych formach jako uzupełniających się a nie wykluczających. Wybieraj swoją, i bądź gotów ją zmienić, gdy staje się zbyt sztywna, mówi wąż. Aktualizuj swoją wizję, kiedy tracisz kierunek, tak jak robią to Ashuarzy, spytaj roślin.

 

 

 

 

 

 

 

Collective decision making, discussing important things together, society of cooperation rather than competition, participating in sacred vision rather than listening to old dogmas, all these values remind me of something, when I live in wooden tribal longhouses with thatched roofs. I have seen this kind of places somewhere before, somewhere close to home. I have seen them in history books and outdoor ethnographical museums, showing ways of our forefathers, before Christianity came. I have read about this, years ago, fascinated with Norse traditions, I have read about Ting.  I heard stories about Slavic democracy, about tribal gatherings where chieftains were elected, and decisions made. Once again, I came a long way to see into the roots.

 

 

Kolektywne podejmowanie decyzji, wspólne dyskutowanie ważnych spraw, społeczeństwo kooperacji a nie konkurencji, współuczestniczenie w świętych wizjach zamiast słuchania starych dogmatów, wszystkie te wartości przypominają mi coś, kiedy mieszkam w tych drewnianych, pokrytych strzechą klanowych chatach. Widziałem już gdzieś takie miejsce, gdzieś bliżej domu. Widziałem je w podręcznikach historii, w skansenach etnograficznych, pokazujących jak żyli nasi przodkowie, zanim przyszło chrześcijaństwo i jego państwo. Czytałem o tym, lata temu, zafascynowany skandynawskimi tradycjami, czytałem o tingu. Czytałem też historie o słowiańskiej demokracji, o wiecach na których wybierano wodzów i podejmowano decyzje. Ponownie zdaję sobie sprawę, że przebyłem szmat drogi aby zajrzeć do korzeni.

 

 

 

 

 

Things slowly start to make sense to me. Of course you can ridicule it, from trenches of something you call tradition, and what is just a blink of an eye, but I know now there is more than coincidence in the fact that believers of superior Father God, Semitic ruler above the nature that is to be subjugated, came and brought with their god a model of the ruler above the people, a state and laws as originated in Middle East, and destroying the beliefs based on coexistence with sacred world, they destroyed such society. The way for it to be reborn is from little things – like replacing the priest whose authority is based on belonging to hierarchy of rulers, with “pagan” healer and guide, who is nothing but his skills and experience. Working on this project is my little stone added to the foundation.

 

 

Ta historia powoli nabiera sensu. Oczywiście możecie szukać dziury w całym albo z niego żartować, z okopów czegoś co nazywacie tradycją, a co jest zaledwie mgnięciem oka, ale wiem, że jest coś więcej niż “zbieg okoliczności” w tym, że wyznawcy wywyższonego Boga Ojca, semickiego władcy – stworzyciela ponad naturą, którą trzeba sobie podporządkować, przyszli i przynieśli ze swym modelem boga model świętego, namaszczonego władcy ponad ludźmi, boskiego gubernatora, i model państwa i sztywnych praw, taki jak powstał na Bliskim Wschodzie, i jednocześnie zniszczyli wierzenia oparte na współistnieniu ze świętym światem, zniszczyli takie społeczeństwo. Droga jego odrodzenia wiedzie przez małe rzeczy – takie jak zastąpienie kapłana, którego autorytet opiera się na przynależności do instytucji i hierarchii władców, “pogańskim” uzdrowicielem i przewodnikiem, który nie jest niczym więcej jak swym doświadczeniem i umiejętnościami. Praca nad tym projektem to mój mały kamyczek dołożony do fundamentów.

 

 

 

 

 

 

 

 

Pictured above is the first shaman out of three we drank with in Achuar territory. His name is Rafael Uyunkar and he is based in Sharamentza, a village which can serve as a gateway as it has best facilities, including good quality runway for planes that can bring you there.

When I say “we”, perhaps I should explain. For years I had personal relationship with some private clients, dating back to times when I guided custom tailored expeditions for independent tour company. These two ladies come with me once a year to special places, and them being pretty open, allow me to take them and show really interesting worlds, many of these not accesible to ordinary tourist. We did together desert festivals and Sufi pilgrimages, we slept in temples and nomads’ tents, and this time they agreed to be initiated into world of ayahuasca. We were joined on part of this journey by a Polish psychiatrist, interested in transpersonal psychology, shamanism and altered states of consciousness. As is turned out, despite knowing the theory, real life experience was much more difficult for her.

I wanted the first time for them to happen in safe and comfortable place, and Sharamentza offers such possibility. As a part of independent eco tourism project, started with help of German NGO, they have built a lodge, where one can stay in luxury, considering remote location, for quite decent price. I normally stay away from such places, but this was worth it. The staff, including superfriendly cleaning girls, guides etc are all Achuar, very well trained, polite and smart. One of them is Edwin Yunkar ( below ), son of our first shaman, easy going and intelligent fellow who became our guide on this trip.

 

 

Na zdjęciu powyżej znajduje się pierwszy z trzech szamanów z jakimi piliśmy na ziemiach Ashuarów. Nazywa się Rafael Uyunkar i mieszka w Sharamentza, wiosce, która może służyć jako brama do podróży po tej krainie, bo ma niezłe udogodnienia, wliczając w to dobrej jakości pas do lądowania awionetek.

Kiedy mówię “my” powinienem w końcu wyjaśnić. Przez lata miałem prywatny układ z dwoma klientkami, relację rozpoczętą jeszcze w czasach gdy prowadziłem szyte na miarę wyprawy dla niezależnego biura podróży. Te dwie panie jadą ze mną raz do roku w nietypowe miejsca, a że są dość otwarte, pozwalają mi na zabranie ich w ciekawe światy, wiele z nich niedostępnych zwykłemu turyście. Odwiedziliśmy razem pustynne festiwale i pielgrzymki sufich, spaliśmy w świątyniach i namiotach nomadów, tym razem natomiast zgodziły się na inicjację w świat ayahuaski. Podczas części tej podróży dołączyła do nas pani psychiatra, zainteresowana transpersonalną psychologią, szamanizmem i zmienionymi stanami świadomości. Jak się okazało, pomimo tego, że dobrze znała teorię, praktyczne doświadczenie było dla niej dużo cięższe.

Chciałem aby ich pierwszy raz miał miejsce w bezpiecznym i wygodnym miejscu, i w Sharamentza było to możliwe. Zbudowano tu, we współpracy w niemieckim NGO, jako część ekoturystycznego projektu, ekskluzywny lodge, gdzie można zatrzymać się w luksusowych ( biorąc od uwagę lokalizację ) warunkach, za całkiem przyzwoitą cenę. Normalnie trzymam się od takich miejscówek z daleka, ale tym razem było warto. Personel, wliczając w to superprzyjazne sprzątaczki, przewodników itd to wszystko Ashuarzy, świetnie wyszkoleni, uprzejmi i bystrzy. Jeden z nich to Edwin Yunkar (na zdjęciu poniżej ), syn naszego pierwszego szamana, wyluzowany i inteligentny koleś, który został naszym przewodnikiem na czas tej wyprawy.

 

 

 

 

Edwin is manager of the lodge, and this is where he brought his father, so that on the first night, not loosing any time, we drank with him.

I was a bit disappointed as he didn’t sang or do much during that night, I also thought his natem was not strong enough, but I was not the most important during that night. All three women suffered a bit during that night. One overcame it quickly and started to enjoy the second part of the trip, second was not feeling good physically, but being hardened traveller, she went throught that trip with dignity.

The psychiatrist was worst. Despite knowing and probably advising against it to her patients, she focused on her issues, and struggled with them, instead of letting go. This was to repeat itself in next nights, it was becoming clear to me that she is stuck in victim role, not only from her behaviour during night sessions, when she was very sick but also in days between, being almost theatrically weak. Even though it was a bit difficult not only for me, but also for fellow travelers, I found again compassion to be solution. She was also an intelligent companion for my clients, explaining them theory of what she was not able to follow in practice, and more importantly, giving clear example of western therapist as often unable to sort out own problems but resorting to helping others, complete reversal of shamanic model.

We later went to visit Rafael in his home and see the way he works with patients. He lives with part of his family, as often traditional shamans do, in the only house far away from the village, surrounded by jungle, preferring company of spirits of the forest to fellow villagers who do not follow same path. Of course he is very active in community life, we actually met him first in the gathering about petroleros, but afterwards he returns to his place, apart. Despite my average experience with him, my intuition tells me this is trustworthy and professional ayahuascero.

 

 

Edwin jest zarządzającym lodgem ( lodżą? ) i to tu sprowadził swojego ojca, a my już pierwszej nocy, nie tracąc czasu, wypiliśmy z nim natem.

Byłem nieco rozczarowany, bo Rafael nie śpiewał ani nie robił wiele tej nocy, poza tym byłem zdania, że jego natem jest raczej wodnisty i niezbyt mocny, ale nie ja byłem najważniejszy tym razem. Wszystkie trzy kobiety cierpiały nieco tej nocy. Jedna szybko sobie z tym poradziła i zaczęła cieszyć się lżejszą częścią podróży, druga nie czuła się za dobrze fizycznie, ale jako zahartowany podróżnik przeszła przez wyboje z godnością.

W najgorszym stanie była pani psychiatra. Pomimo świadomości tego i zapewnie odradzania swoim pacjentom, skupiała się na swoim problemie, celebrowała go i walczyła z nim, zamiast zaakceptować i odpuścić.  Miało się to powtórzyć podczas następnych nocy, stawało się dla mnie jasnym, że utknęła w swej roli ofiary, nie tylko na podstawie jej zachowania w czasie nocnych sesji, kiedy była zmożona niemocą i chorobą, ale i w trakcie dni pomiędzy, teatralnie słaniająca się i słaba, a jednocześnie nie słuchająca żadnych rad i wskazówek, co do diety, zachowania, ceremonii. Chociaż było to trudne, nie tylko dla mnie ale i dla współtowarzyszek podróży, ponownie rozwiązaniem okazało się współczucie. Była poza tym jednak inteligentnym kompanem dla mych klientek, tłumacząc im wiele z teorii, za którymi nie umiała podążyć w praktyce, a co ważniejsze, dając swym zachowaniem klasyczny przykład reprezentanta zachodniej psychoterapii, który nie potrafi rozwiązać własnych problemów i zamiast tego zabiera się za pomoc innym, totalne odwrócenie szamańskiego modelu.

Później poszliśmy odwiedzić Rafaela w jego chacie i zobaczyć jak pracuje z pacjentami. Żyje z częścią swej rodziny na uboczu, jak często robią to tradycyjni szamani, w jedynym domów z dala od wioski, otoczonym dżunglą, przedkładając towarzystwo duchów lasu nad wieśniaków, którzy nie podążają tą samą ścieżką. Jest oczywiście aktywny w życiu społeczności, spotkaliśmy go przecież po raz pierwszy na zgromadzeniu w sprawie petroleros, ale potem wrócił do swojej siedziby z dala od reszty. Pomimo mojego nieszczególnego doświadczenia sesji z nim, intuicja podpowiada mi, że to godny zaufania i profesjonalny ayahuasquero.

 

 

 

 

 

 

 

Next shaman we visited and drank with was Sumpa Etsaa, meaning Sun’s Lizard, from Wachirpas, also living half an hour away from the village, with his wife and several other members of family, in amazing spot overlooking the river.

 

 

Nastepnym szamanem, którego odwiedziliśmy i z którym piliśmy, był Sumpa Etsaa, co oznacza Jaszczurka Słońca, z Wachirpas, który również żyje pół godziny od głównej części wioski, ze swoją żoną i kilkunastoma członkami rodziny, w niesamowitym miejscu z widokiem na rzekę.

 

 

 

 

 

 

 

 

We stayed here two nights, and drunk on the second one. Sumpa Etsaa needed to prepare fresh natem, and there was no way to get in contact with him before. Things require patience in this world of slow life.

 

 

Zostaliśmy tu dwie noce, i piliśmy podczas drugiej. Sumpa Etsaa potrzebował czasu aby przygotowac świeży natem, i nie było jak z skontaktować się z nim wcześniej. Wiele potrzeba cierpliwości w tym świecie powolnego życia.

 

 

 

 

 

 

 

After the ceremony I took notes :

Trip in Wachirpas. Heavier taste than the one in Sharamentza, more thick, stronger. Young vine gathered on the previous day. Visions are calm, more personal. Absurd of the slogan “change the world”. It is changing itself in every second, every piece and item, equally as the ayahuasca vision, changing every moment, but if I am able to distance myself, to let it flow, I accept truly and honestly that change, then things become interesting, and the change comes softly, without friction, simply, once it is ecstasy, another time pain or vomit.

I see my father, I see my kind, I see suffering and death. I see my companion on this journey, I understand her physical suffering as continuation of her sorrow, heavy burden, life’s suffering, I see lack of love. When Sun’s Lizard cleanses me with his leaves rattle and then touches my head and neck, I feel understanding and empathy for those who spend years without receiving any touch, for the lonely ones, sick and abandoned. I also think about the other side, about hatred giving birth to hatred, about clan revenge, something that both here, in these tribal lands, and all around the world was happening for so many generations, and I feel, understand and appreciate the simplicity of Jesus’ commandment, and advice of so many mystics. If evil, sorrow, hate and frustration, they all arise from lack of love, be it self-love or love for others, so there is only one effective and lasting solution, one commandment – to love each other. All the rest is either bullshit or means towards this end, tools like gentleness, patience..

Again, I see clearly my impatient remarks when explaining something, I see in me my father, impatient, angry, but I understand him. I understand myself, and I appreciate the change that is happening, despite falling again, into being rude and harsh, like so many times before, to my women for example, and I understand that it is the same thing my father did to me, believing subconsciously that by not giving me simple ready answers and solutions he will force me to learn better, and perhaps that is true, I am doing fine now in life. So I repeat the same pattern, subconscious, doing something that in the eyes of others can be harsh, unpleasant. It is nothing but lack of attention, forgetfullness. I must control that, I must notice my teacher side and keep it reigned in, but without punishing myself, I accept who I am. Yes, I am also my father, and my duty is to carry what I received from him towards perfection.

Next day – see : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

W dzień, lub kilka dni po ceremonii robiłem notatki :

Trip w Wachirpas. Cięższy niż w Sharamentza smak, lepki, mocny. Młode liany zbierane poprzedniego dnia. Wizje spokojne, znów osobiste. Absurd hasła “change the world”, świat zmienia się w każdej sekundzie, w każdym fragmencie, tak jak co chwilę zmienia się ayahuaskowa wizja, jeżeli jednak nabiorę do tego dystansu, pozwolę płynąć, zaakceptuję szczerze tą zmiane, wówczas robi się ciekawie, a poza tym wchodzi ona miekko, bez tarcia, po prostu, raz rzyganko, raz ekstaza.

Widzę swojego ojca, widzę bliskich, widzę cierpienie i śmierć. Widzę swą współtowarzyszkę podróży, rozumiem jej cierpienie fizyczne jako kontynuację smutku, ciężkiego bagażu, cierpienia życia, widzę brak miłości. Kiedy Jaszczurka Słońca oczyszcza mnie liścianą grzechotką a potem dotyka głowy i karku, czuję zrozumienie i współczucie dla tych, którzy całe lata nie dostają żadnego dotyku, dla samotnych, chorych, porzuconych. Myślę też o drugiej stronie, o nienawiści rodzącej nienawiść, o zemście rodowej, o tym co tu, i na całym świecie przez całe pokolenia się działo, i czuję, rozumiem i doceniam, prostotę przykazania Jezusa i tylu innych mistyków. Skoro zło, smutek, nienawiść, frustracja, wszystkie wynikają z braku miłości, czy to własnej czy dla innych, jest tylko jedno skuteczne i trwałe rozwiązanie, i jedno przykazanie – abyście się wzajemnie miłowali. Wszystko inne to albo bzdury albo narzędzia na drodze, łagodność, cierpliwość.

Znowu widzę swoje niecierpliwe uwagi przy tłumaczeniu czegoś, widzę w sobie swego ojca, niecierpliwego, wkurwionego, ale rozumiem go. Rozumiem siebie i doceniam zmianę, mimo, że znów byłem opryskliwy, tak jak kiedyś na przykład dla swoich kobiet, i rozumiem, że to samo robił wobec mnie mój ojciec,  wierząc, że nie dając gotowych, zbyt łatwych rozwiązań, lepiej się nauczę, i to prawda, dzięki temu lepiej sobie radzę. Więc ja podświadomie robię to samo, co w oczach innych może być ostre, wręcz nieprzyjemne. To brak uwagi, to zapomnienie. Muszę to pewnie ważyć, i hamować, ale nie umartwiam się bynajmniej, akceptuję kim jestem. Tak, jestem też swoim ojcem, a mój obowiązek, to doskonalić to, co od niego dostałem.

Nastepnego dnia – patrz : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

 

 

 

We leave from that place after two days, with one of us light in spirit, another heavy in body. That is the nature of this game, again I stress it, remember, this guide is highly subjective.

 

 

Opuszczamy to miejsce po dwóch dniach, jedno z nas lekkie na duchu, inne ciężkie ciałem. Taka jest natura tej gry, ponownie to podkreślę, ten przewodnik jest bardzo subiektywny.

 

 

 

 

 

 

 

The last place on our loop was Wayusentza and ayahuasquero named Taish Uyunkar.

 

 

Ostatnim miejscem na naszej trasie jest Wayusentza i ayahuasquero Taish Uyunkar.

 

 

 

 

Taish boasted that many foreigners come to visit, most of them from nearby Kapawi, extremely expensive, fancy ecotourism lodge. His place was quite pleasant, and ayahuasca, as far as I remember too, but nothing special happened, at least not strong enough to stay in my memory. Out of four, only two of us decided to drink, two girls needing a break from psychoactive experiments.  There was not much time for sleeping, I hardly drifted away in dreamlike state when sounds of people waking up for guayusa ceremony forced me up from my hammock, to drink, shoot, chat, and suck as much as possible from the cup life offers. Plant power !

 

 

Taish utrzymywał, że odwiedza go tu wielu cudzoziemców, większość z nich z położonego nie tak daleko Kapawi lodge, ekstremalnie drogiego i luksusowego hotelu dla “ekoturystów”. U Taisha było całkiem miło, a ayahuaska, z tego co pamiętam, też spoko, chociaż nic specjalnego się nie wydarzyło, nie na tyle aby pozostać mi w pamięci. Z naszej czwórki tylko dwie osoby zdecydowały sie pić, a dwie dziewczyny wybrały przerwę od psychoaktywnych eksperymentów. Nie było za wiele czasu na spanie. Ledwie odpłynąłem w senny stan, kiedy dźwięki ludzi budzących się na ceremonię guayusa zmusiły mnie do poderwania z hamaka, aby pić, focić, gadać, i wyssać ile się da z tego kubka który życie oferuje. Roślinna moc!

 

 

 

 

 

 

 

When we came back we had one more comfortable night in the lodge of Sharamentza, very warm and sincere goodbye party with the people of the village, exchange of gifts and adresses. Even if that difficult place to come to, it is one of more beautiful parts of Amazon I have seen and I would wish to return one day.

 

 

Gdy powróciliśmy, w Sharamentza czekała nas bardzo ciepła i szczera pożegnalna impreza z mieszkańcami wioski, ładowanie baterii i komfortowa noc, wymiana prezentów i adresów.  Mimo tego, że trudno tu dotrzeć, to jeden z piękniejszych kawałków Amazonii jaki widziałem i chciałbym kiedyś powrócić.

 

 

 

 

You can contact( in Spanish ) following people for arranging your stay in Achuar territory :

Domingo Peas from NAE, Achuar nation in Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, manager of the lodge in Sharamentza and guide : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

The biggest expense will be flight, around 500 USD one way for up to 3/4 passengers.  Your stay in Sharamentza lodge is 80 USD per person per day, all inclusive, considering standard, one of best deals I have seen in Amazon. On top of that essential are hiring boat and boatmen to move between villages, and shaman fees ( around 20-30 USD per person per ceremony ). If you eat simple, some rice, fresh fish, chicha, you will not have many more expenses in this land of no shops.

 

 

Aby zorganizować podróż na terenie Ashuarów można kontaktować się ( w języku hiszpańskim ) z poniższymi :

Domingo Peas z NAE, organizacja narodu Ashuarów w Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, zarządca lodge w Sharamentza i przewodnik : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

Największym wydatkiem będzie przelot, około 500 USD w jedną stronę za 3/4 pasażerów. Wasz pobyt w Sharamentza to 80 USD za osobę za dzień, wszystko w tym zawarte, biorąc pod uwagę standard, bardzo uczciwa propozycja, jak na to co widziałem w Amazonii. Ponadto niezbędne będzie wynajęcie łodzi, sternika i przewodnika aby przemieszczać się między wioskami, i opłaty dla szamanów ( jakieś 20-30 USD za osobę za ceremonię). Jeżeli jecie skromnie, jakiś ryż, świeża ryba, czicza, wiele nie wydacie w tej krainie bez sklepów.

 

 

Ayahuasqueros : Cruz del Sur

March 10th, 2014

What’s that thing with Christian vibe of ayahuasca places of Putumayo, especially Alto Putumayo? I mean it is one thing to use some Catholic saints as aides on the altar, invoke Jesus once in a while, but what is happening here is too much for me, with my burden of Catholic upbringing, I don’t really want to listen to one song after another about how Jesus loves me and Jesus this and that. Mother of god, what a test for me, thanks for that.

 

 

Co jest z tym chrześcijańskim klimatem ayahuaskowych miejsc w Putumayo, a zwłaszcza w Alto Putumayo? Jedno to odwoływać się do katolickich świętych jako pomocników, wstawiać na ołtarz jakieś ikony czy figurki, od czasu do czasu wspomnieć Jezusa, ale to co się tu czasem dzieje to za wiele dla mnie, z moim katolickim wychowaniem. Pomijam już to że w ogóle nie lubię za dużo słów podczas ceremonii, ale tym bardziej nie chcę słuchać jednej piosenki za drugą o tym jak Jezus to a Jezus tamto a Pan Bóg coś jeszcze. Matko boska, dziekuję za ten test cierpliwości.

 

 

People who gather in Cruz del Sur maloca are mostly Christian, so of course I understand that they do it their style. They are middle class, they like clean floors and mattresses, so the place is neat and fancy. They are at least middle aged, so already with heavy baggage and this vibe of healing from suffering of the past is present here, complete with tears and wailing. Place has been built and is run by Taita Javier Lasso Mejia, an artist, mestizo, but trained in tradition of Siona Indians, working already for years with ayahuasca, unfortunately, not present today. His art is present, both maloca and grounds around are filled with paintings, sculptures, art installations, some of them really good, lots of New Age references, including some things that remind me Slavic pagan heritage.

 

 

Ludzie, którzy zbierają się w maloce Cruz del Sur to przede wszystkim chrześcijanie, więc oczywiście rozumiem, że robią ceremonię w swoim stylu. To głównie klasa średnia, mieszczuchy, więc lubią swoją czystą podłogę i materace, papier w toalecie i tak dalej, miejsce jest więc czyste, porządne, a nawet ekskluzywne. Goście są też, w większości, gdzieś tak w wieku średnim i powyżej, a zatem już z ciężkim bagażem, i ten klimat leczenia się z cierpień przeszłości jest tu obecny, razem z łzami czy jękami. Miejsce zbudował i dowodzi nim Taita Javier Lasso Mejia, artysta, metys, ale wyszkolony w tradycji Indian Siona, pracujący z ayahuaską od lat, niestety dziś nieobecny. Jego sztuka za to jest, zarówno maloka jak i teren wokół niej jest wypełniony malarstwem, rzeźbą, instalacjami, niektóre z tych dzieł naprawdę niezłe, dużo New Age’owych odniesień, wliczając w to rzeczy, które przypominają mi pogańskie dziedzictwo Słowian.

 

 

 

The centre is located near Pasto and next to harbour at Laguna La Cocha, one of biggest touristic attractions of Alto Putumayo, so it gets a fair share of visitors. Would be good to stress the quality of place, and of service, the healing and cleansing in the morning are done very thoroughly, it is here that I experience for the first time weird pleasure of getting beaten with ortiga. However, what may seem to be advantage to people seeking comfort, for me is another obstacle, aside from strong religious flavour. I feel here as customer, like a consumer of just another spiritual service, it seems to be almost a rule now that in this kind of places ayahuasca fails to have any significant effect on me. I struggle again with my impatience and feeling of wasting my time, while Anna has another deep trip, which actually makes me a bit jealous.  But by now I am a good guy and I know that jealousy is nasty, so I keep quiet and wait for the morning, submit to limpieza,  drink my morning coffee, say goodbye to friendly Christians and swear to always check amount 0f dirt and anarchy before choosing next venue.

 

 

Centrum Cruz del Sur znajduje się niedaleko Pasto i tuż obok portu na jeziorze La Cocha, jednej największych turystycznych atrakcji Alto Putumayo, więc przewija się tu sporo gości. Warto podkreślić ponownie jakość miejsca i “usług”, oczyszczanie nad ranem wykonane było bardzo rzetelnie, z zaangażowaniem i uczuciem, to tutaj po raz pierwszy miałem okazję posmakować dziwacznej przyjemności bycia wychłostanym kolczastymi pokrzywami. Jednakże to co może byc zaletą dla wielu szukających bezpieczeństwa i komfortu, dla mnie jest kolejną przeszkodą, obok zbytniego przyprawienia religijnością. Czuję się tam jak klient, jak konsument kolejnej duchowej usługi, i wydaje się to już być regułą, że w tego rodzaju miejscach ayahuaska nie działa na mnie zbyt skutecznie. Szarpię się więc z moją niecierpliwością i uczuciem straconego czasu, podczas gdy Anna nurkuje w kolejnym głębokim tripie, co szczerze powiedziawszy czyni mnie nieco zazdrosnym. Jestem jednak już dobrym chłopcem i wiem od jakiegoś czasu, że zazdrość jest nieładna, więc siedzę cicho i czekam na poranek, poddaję się limpieza, piję swoją poranną kawkę, mówię “do widzenia” przyjaznym chrześcijanom i przysiegam zawsze sprawdzać poziom brudu i anarchii, zanim wybiorę następne miejsce.

 

 

 

Ah I would almost forget…( it looks like I should be taking more notes as events from 2 or 3 months ago seem like a very distant past these days). During that night I have time to think – as my trip is on the edge of vision and thinking – about something that has been around for a while during my ayahuaska explorations, and kind of returns when I vomit in the garden of wooden quasi-pagan sculptures. It is here that I finally get it and put it together into coherent words :

“Who are you?
Little Pole
What your sign is?
White eagle”

That is how one can roughly translate beginning of the iconic Polish patriotic poem, force fed to countless generations of schoolkids, and now more of a joke I guess. But…Far from the cold homeland, drinking yage with shamans from Camtza, Quichua, Cofan or Siona tribes, I discover who I am. First time, by way of deep insight, I recognize and identify with my animal spirit, ancient totem of my clan of Polans, a bird of prey which loves open space, where from far and from above it can easily see his victim. Whether flying around the world, looking for game, sometimes landing here and there, for a short while, alone, sometimes in company, however, never in herd, or looking at myself when I release abundant vomit, being purified by medicine, sometimes I see power, and sometimes I see bird with broken wings, sick bird far away from his nest, I hear the sound of wings in psychedelic noise of rustling leaves during the ceremony. Once more, like in the tale about rabbi from Cracow going to Prague, it appears that to find a treasure buried nearby, it sometimes is necessary to set on one of furthest and deepest journeys.

 

 

Prawie bym zapomniał… ( wygląda na to, że powinienem robić więcej notatek bo wydarzenia sprzed 2 czy 3 miesięcy wydają się obecnie odległą przeszłością ). Podczas tej nocy miałem czas co nieco pomysleć – bo moja sesja była gdzieś na pograniczu myślenia i wizji – o czymś co krąży wokół mnie od jakiegoś już czasu, w związku z ayahuaskowymi eksploracjami – i co w jakimś sensie powróciło gdy wymiotowałem w ogrodzie niby pogańskich drewnianych rzeźb. To tutaj w końcu mi się rozjaśnia, to tutaj układa w całkiem klarowną całość :

“Kto ty jestes?
Polak maly
Jaki znak twoj?
Orzel bialy.”

Daleko od zimnej krainy, pijąc yage u szamanów z plemion Camtza, Quichua, Cofan, Siona, odkrywam kim jestem, po raz pierwszy poprzez wgląd poznaję zwierzę – pradawny totem mego klanu Polan, drapieżnego ptaka, który kocha otwartą przestrzeń, gdzie z daleka i wysoka widać ofiarę. Czy to latając po całym świecie, w poszukiwaniu łupu czasem lądując na krótko tu i owdzie, samemu, czasem w towarzystwie, stroniąc jednak od stadnych instynktów, czy to spogladając na siebie samego kiedy rzygam rzęsiście nad ranem czyszczony przez medycynę, widzę czasem moc a czasem ptaka z połamanymi skrzydłami, chorego ptaka daleko od gniazda, słyszę szum skrzydeł w psychodelicznym dźwięku liści podczas ceremonii. Po raz kolejny, jak w opowieści o praskiej wyprawie rabina z Krakowa, okazuje się, że aby znaleźć niedaleko schowany skarb warto wyprawić sie w jedną z najdalszych i najgłębszych podróży.

 

 

 

 

So in this twisted, serpentine ayahuasca style, hail to Jesus people for connecting me with my pre-Jesus roots.

 

 

A zatem w ten pokrętny, wężowy sposób, chwała ludziom Jezusa, za pomoc w odnalezieniu mojego połączenia z przed-jezusowymi korzeniami.

 

 

 

 

 

 

 

Maloca Cruz del Sur can be easily reached by public transport going to Laguna La Cocha from Pasto. Do not travel after dark however, as robberies happen on that road. Ceremony here costs usual 30 000 peso per person, but do contact the people running that place for dates of events and other details, at lassom7@hotmail.com , check their website www.javierlassomejia.com or call 7219342 or 31 48436598

 

 

Maloka Cruz del Sur jest łatwo osiągalna publicznym transportem z Pasto do Laguny La Cocha. Nie podróżujcie po zmroku, ponieważ na trasie tej zdarzają sie napady. Ceremonia kosztuje zwyczajowe 30 tys. peso od osoby, ale warto skontaktować się z osobami prowadzącymi ośrodek w celu sprawdzenia dat i innych szczegółów, ich e-mail to lassom7@hotmail.com , strona internetowa www.javierlassomejia.com a telefon 7219342 lub 31 48436598

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.