światosław / tales from the world

Posts tagged:

death

Patrzę na deski zamieniające się w papier, patrzę na ścieżki termitów. Na zarosłe w pare tygodni ścieżki, patrzę wzrokiem nie tym samym co rok temu. To medytacja codzienna nad rozkładem, przymusowa, oczywista.

 

 

I am looking at planks turning into paper and dust, I am looking at the termites’ paths. In trail overgrown in just a few weeks I am looking with eyes not as good as a year ago. This is daily meditation on decay, forced by reality, obvious.

 

 

 

 

Niezależnie czy się nam udaje, czy przegrywamy, czy błąd czy sukces, wszystko tym-czasem. Iluzja trwałości większa w nowoczesności, w betonie, plastiku, solidnym koncie bankowym. Nietrwałość nie udaje niczego innego natomiast w dżungli, kiedy się wsłuchać zamiast z nimi walczyć, mówią swymi szczękami o niej termity, gdy zamieniają twe marzenia i plany w swoje ciałka i korytarzyki. Różnica między udaną i spudłowaną inwestycją to zaledwie pare lat róznicy, kiedy jedno, puste, a drugie odwiedzane, równie nieuchronnie skończy jako kolejny etap przemiany materii, nawóz na ubogą glebę amazońskiej puszczy. Jakie to wyzwalające.

 

 

Regardless whether we succeed or fail, mistake or victory, all is temporary. The illusion of permanence is greater in modernity, in concrete, plastic, solid bank account. The impermanence does not pretend nor hides in the jungle, when you listen, rather than panic, you can hear it in the whisper of termites’ jaws when they are turning your dreams and plans in their bodies and tunnel creations. The difference between failed and successful investment is just a few years span, when one half-empty and another, frequented, both inevitably end up as next stage of natural metabolism, fertilizer for poor Amazonian soil. How freeing that is.

 

 

 

 

 

Być więźniem na krótszą niż dłuższą chwilę, szybciej być zmuszonym do puszczania, kochać pozorną porażkę, matkę zmiany, bo wyzwala z rutyny sukcesu, widzieć kres ambicji już na początku jej realizowania, nie czekać na jądrową awarię by zarosły upartym życiem twe wspomnienia, jak blokowiska powyżej, w Czarnobylu, nie bać się kryzysu i imigrantów, bo przyroda sama sygnalizuje, na każdym kroku nienegocjowalny koniec. Spycha cię, twe myśli, twe bycie ciągle tutaj, teraz. Korzystaj. Dzisiejsza zupa jutro rano będzie kwaśna, bo nowe się lęgnie w niej życie, jak i w ziemniakach, w pomidorach zostawionych na półce, w rarytasie odłożonym na później. Później nie istnieje. Twój żołądek i komórki na jedzenie a pamięć na to co przeżyjesz, to najtrwalsze – choć i te nie wieczne – magazyny. Dzisiejszej radości nie przełożysz na za miesiąc. Puszczaj. Wyrzygaj blokady. Kontrolę. Oddawaj co wziąłeś. Nic nie jest twoje, mówią w imieniu lasu korniki. Pleśń. Karaluchy. Goń je, usuwaj, kontroluj dalej – ale tym samym tempem za tobą podąży Pani Szaleństwo.

Poddaj się, otwórz, zaakceptuj, a z dżungli wyciągniesz to co najcenniejsze, nie pieniądze, nie surowce, te całe równie nietrwałe skarby, ale praktyczną lekcję o przemijaniu i nieprzywiązywaniu się. O tym że każdy nasz gest, wysiłek, inwestycja, chęć, ambicja budują mandalę jaką i tak rozwieje wiatr. Wykopane stopnie spłyną porą deszczową, przesieczony maczetami zagajnik znowu zarośnie, oczyszczone medycyną ciała, myśli i dusze znowu się zatłuszczą, splamią, zakorkują, popełnione błędy powtórzą. Ale nic to, to nie znaczy by nie budować, tworzyć, dekorować, tak samo jak fakt, iż po przebrzmiałej pieśni będzie cisza nie znaczy by nie śpiewać, by nie myć na nowo naczyń, nie wymiatać mrówek, nie wymiotować smutkiem i nie szorować duszy. Najczęstsze, fundamentalne icaros jakie prowadzą przez ayahuaskową kurację – to pieśni polerowania, czyszczenia, wypalania. Tak jak na nowo wypala się chwasty, tak i na nowo wypala się złogi w sercu. Kochaj proces, a nie rezultat, by mandala życia lśniła dla samego jej piękna, piękna każdego z niedoskonałych starań, błędnych inwestycji, wadliwych konstrukcji, krok po kroku, ziarenko ryżu do ziarenka, by wreszcie rozdmuchać je ze śmiechem, lub pozostawić za sobą, ktoś z tych klocków coś jeszcze ułoży.

 

 

To be a prisoner for shorter rather than longer moment, to be forced quicker to let go, to love freedom disguised as failure, mother of change, because it sets you free from the routine of success. To see the end of all ambition right in the beginning of the enterprise, not waiting for nuclear disaster like above, in Chernobyl to see your happy memories overgrown by relentless life, not to fear crisis and immigrants, because nature itself signalizes, every moment, every step, not-negotiable end. It pushes you, your thoughts and your being always towards now, here. Use it. Today’s soup will turn acidic tomorrow morning, because new life is hatching there, life of tomorrow, as in potatoes, in tomatoes left on the shelf, in tasty treat left “for later”. The later does not exist, it never comes. Your stomach and your cells for food, your memory for what you live through, these are the most safe warehouses – but even those are not eternal. Joy of today can not be lived in a month time. Let go. Puke the blockage. The control. Give back what you took. Nothing is yours, say termites in the name of the forest. Fungus. Cockroaches. Chase them, remove it, keep controlling – but with the same speed Lady Madness will follow you.

Surrender, open up, accept chaos, and you will draw from the jungle what is the most precious, not money, not raw resources, these equally impermanent treasures, but practical lesson about passing of things, letting go, about non-attachment. That each our gesture, effort, investment, willing, ambition, are building mandala that will anyway, here sooner than later, be scattered by wind. Steps you carved in the ground will be washed by rainy season, bush cut trough with machetes will grow back, bodies, thoughts and souls purified by medicine will grease, stain and clog again, mistakes once commited will repeat. Nevermind, that does not mean to stop trying, building, creating, decorating, as the fact, that after the song is over there is silence does not mean it makes no sense to sing.  To keep washing dishes again and again, to sweep ants out, to vomit the sadness and polish the soul. The most common, fundamental icaros leading through ayahuasca night are songs of polishing, cleaning, burning. As the weeds are burnt again and again, so is the garbage in your heart. Love the process and not the result, so that the mandala of your life shines with its beauty, beauty of all of the imperfect efforts, mistaken investments, faulty constructions, step by step, grain of rice after grain, up to moment where this all will will be destroyed among laughter or left behind for others to play with.

 

 

 

 

 

 

August 3rd, 2015

“Perhaps the whole root of our trouble, the human trouble, is that we will sacrifice all the beauty of our lives, will imprison ourselves in totems, taboos, crosses, blood sacrifices, steeples, mosques, races, armies, flags, nations, in order to deny the fact of death, the only fact we have. It seems to me that one ought to rejoice in the fact of death―ought to decide, indeed, to earn one’s death by confronting with passion the conundrum of life.”

― James Baldwin, who was born a day before this one, in 1924. Now dead.

 

 


 

 

“Być może cała przyczyna naszych kłopotów, ludzkich kłopotów, jest w tym, iż poświęcamy całe piękno naszych żyć, budujemy sobie więzienia z totemów, tabu, krzyży, krwawych ofiar, wieżyczek, meczetów, wyścigów, armii, flag, narodów, wszystko by wyprzeć fakt śmierci, jedyny fakt jaki mamy. Wydaje mi się, że powinno się cieszyć tym faktem, powinno się zdecydować, w rzeczy samej, na zasłużenie sobie na własną śmierć poprzez pełną pasji konfrontację z absurdalną zagadką życia”

- James Baldwin, urodzony tego dnia w roku 1924. Obecnie martwy.

 

 

 

 

 

 

 

 

amor / miłość

April 19th, 2015

On Saturday morning, 6:12 AM, when we were sleeping after medicine ceremony, my mum passed away in hospital, ending her many years long sickness and suffering. This was my request and intention the previous evening, before we drank, and yet another example of the sacred magic of this medicine.
 

 

 

 
W sobotni poranek, o 6:12, kiedy spaliśmy jeszcze po ceremonii z medycyną, moja mama odeszła w poznańskim szpitalu, kończąc wieloletnie cierpienie i chorobę. Taka była moja intencja wyrażona głośno przed ceremonią, poprzedniego wieczora, zanim wypiliśmy, i był to dla mnie kolejny przykład świętej magii tej medycyny.

 

 

 

 

 

She spent her last years in coma, in a bed in our home. We were fortunate enough to have conditions and money to be able to do that, to have nurses after we couldn’t cope anymore on our own, and we were not forced to give her away to the terrible and soulless public hospice. In exchange, in very special way in that process, with this long illness she gave us amazing gift. She was my greatest teacher and even if I didn’t understand it back then, she brought me not only to this world, but also to the place I am now.
 

 


 

 

Spędziła ostatnie lata życia w śpiączce, w łóżku w naszym domu. Mieliśmy szczęśliwie takie warunki i środki aby jej to umożliwić, aby opłacić pielęgniarki kiedy nie mogliśmy już poradzić sobie sami, i nie musieliśmy oddawać jej do strasznej i bezdusznej instytucji jaką są państwowe zakłady opieki. W zamian za to, w bardzo szczególnym procesie jakim była ta długa choroba ofiarowała nam wspaniały prezent. Była moją największą nauczycielką i nawet jeśli nie rozumiałem tego wtedy, przyprowadziła mnie nie tylko na ten świat ale i do miejsca w którym jestem teraz.

 

 

 

 

 

 

All pieces of the puzzle, with the clarifying force of the medicine started to come in place in recent years and I understood. You may talk about coincidences and laugh at synchronicities if you choose too, but it is like Einstein said, you may live your life either in depressing conviction that everything is accident, take everything for granted, and then no such thing as miracle exists, or you may live it like everything is miracle, and every thing is sacred, part of bigger story, which, when uncovered, can be only talked about in grand words, like destiny.
 

 

 

 
Wszystkie kawałki tej układanki, dzięki krystalizującej mocy amazońskiej medycyny zaczęły trafiać na swoje miejsce w ostatnich latach i zacząłem rozumieć. Możecie mówić o zbiegu okoliczności, przypadkach i śmiać się z synchroniczności, jeżeli tak wybierzecie, ale jest tak jak powiedział Einstein, można żyć w tym depresyjnym przekonaniu, że nic nie jest cudem, wszystko jest przypadkiem, albo tak jakby wszystko było cudem – i to już moje dopowiedzenie – że wszystko jest święte, jest częścią większej historii, o której, kiedy ją odkrywamy, można mówić tylko w wielkich słowach, takich jak przeznaczenie.

 

 

 

 

 

 

My mother had PhD in plant physiology which she managed to obtain when taking care of me in my infancy, in hard reality of 80′s in communist Poland. She was later forced to give up career as scientist, dedicating herself to raising me and my brother, and working as a biology teacher in college. She was very interested in the miracle of brain and the way it works. During these years, accumulated stress in family life, despite her great reserves of joy, ended up in serious, malignant brain tumour. I was in my early teenage years when I had to face the fact, after having lost my beloved grandfather, that my mother is going to die.

She used to be rational scientist, atheist, but in these hard years before the cancer, after an intense search, she managed to find great faith, so great, that despite all predictions, she managed to conquer the cancer completely. The word miracle was heard even from the doctors.

Unfortunately, two years later it came back. She was operated by her own brother and another renowned brain surgeon, and they managed to remove the cancer. But her brain was already affected by this and further damaged by the terrible and indiscriminate tool of modern medicine, radiotherapy and chemotherapy.

 

 

 

 
Moja mama miała doktorat z fizjologii roślin, który udało jej się zrobić kiedy zajmowała się mną w moich pierwszych latach, w ciężkiej rzeczywistości Polski lat 80tych. Była później zmuszona porzucić karierę naukową, poświęcając się wychowaniu mnie i brata, podejmując pracę jako nauczyciel biologii w liceum. Była zafascynowana cudem ludzkiego mózgu. Podczas tych lat, skumulowany stres rodzinnego życia, pomimo jej wielkich zapasów radości, doprowadził do tego, że zachorowała na złośliwy nowotwór mózgu. Byłem nastolatkiem kiedy musiałem skonfrontować się z faktem, już po utracie ukochanego dziadka, że moja matka ma umrzeć.

Była racjonalnym naukowcem, ateistką, ale w tych trudnych latach przed pojawieniem się raka, po intensywnych poszukiwaniach, udało się jej odnaleźć wielką wiarę, tak wielką, że pomimo wszystkich przewidywań, zdołała wygrać z rakiem. Słowo “cud” padało nawet z ust lekarzy.

Niestety, dwa lata później rak powrócił. Operował ją własny brat, i inny znany chirurg, i udało im się guz wyciąć. Ale mózg ucierpiał, i dodatkowo zniszczyły go straszne, nieprecyzyjne narzędzia współczesnej medycyny, radio i chemioterapia.

 

 

 

 

 

 

The cancer never came back, but I was witness for several years of a long process of deterioration started by this chemical assault on her organism. From person happy to be alive, to a more and more confused and lost, forgetting things, forgetting names, being forced to give up her job, getting lost in the streets, finally we had to lock her up in the flat for her safety, then slowly she started getting lost there, having accidents, losing control, deteriorating. Sad process of decline of a great brain, perhaps doomed precisely by the parasitic domination of the mind, after a series of strokes she ended up slowly loosing coherence, memory, communication skills, later motoric functions, turning into what is sometimes called vegetable, and I prefer to call helpless child. I was forced to watch reverse process, instead of watching my child grow I saw my mother go back to infancy and diapers.

But it wasn’t a story of a heroic battle of adult sons taking responsibility, it was a story of desperation, fear, unable to face reality we escaped in our own ways, both my father and us. In my case it was physical escape, traveling, coming back for a while for as long as I could face it and running away again. I now believe I did what I could but I had many regrets over the years. There was no easy choice. I know people who dedicated themselves completely in such situations and they could be called heroes, but often they are fallen heroes, believing themselves that in the process they wasted their own lifes. I choose to believe this story was not written in vain, and my escape, and the tragedy from which I escaped happened for a reason. What I brought from these wanderings and what I got out of being present in this situation when I finally was able to do it, was a great treasure and what I consider now legacy of my mother. I learned what was difficult in our family, I learned emotions, I learned to love, I learned compassion. I slowly learned how to live, I learned about what is life and what is imminent death, that in recent years was always around the corner. My mum was in what they called terminal state for at least 5 years, incredible amount of time, and now I feel immense gratitude because her suffering prepared me as gently as possible to face her death now with a mix of remorse and joy, rare opportunity. I am ashamed to admit this, I feel no one deserves it but I didn’t choose this story.

It wasn’t always so. When few years back she was in the intensive care unit, about to expire, I came to know the greatest fear of my life. I was already experienced after traveling in Sufi world and I knew their belief in death being joyous occasion, marriage day with One reality, but it was only intellectual knowing. It was later, working with ayahuasca I came to experience something more, I came to learn. I re-lived that terrible moment in one session with Taita Querubin Queta in Colombia and I understood I wept back then, in the hospital, not for my mother but for myself about to be left alone, I understood the words of Jesus – “you weep for yourselves”. But I wasn’t ready, and she didn’t leave me still.

 

 

 

 

Rak nigdy nie wrócił, ale byłem świadkiem wieloletniego procesu rozkładu, degeneracji, rozpoczętego tym chemicznym atakiem na organizm. Od osoby pełnej szczęścia z powodu odzyskanego życia, do coraz bardziej zmieszanej, pogubionej, zapominającej portfela, imion, zmuszonej do porzucenia ukochanej pracy, gubiącej się na ulicach, w końcu musieliśmy zamykać ją w domu, dla jej bezpieczeństwa, potem zaczęła gubić się i tam, kolejne wypadki, upokarzająca utrata kontroli, zanik. Smutny proces zmierzchu wspaniałego mózgu, nieszczęście wywołane być może pasożytniczą dominacją intelektu, wreszcie po serii udarów stopniowo traciła świadomość, pamięć, zdolność komunikacji, w końcu funkcje motoryczne, zamieniając się w coś co zwykło nazywać się warzywem, a ja wolę nazywać bezradnym dzieckiem. Byłem zmuszony obserwować odwrotny proces, zamiast patrzeć jak rozwija się własne dziecko, widziałem jak moja mama cofa się do kołyski i pieluch.

Ale nie była to historia heroicznej bitwy dorosłych synów biorących pełną odpowiedzialność, była to historia desperacji, strachu, niezdolni do konfrontacji z rzeczywistością uciekaliśmy, każdy na swój sposób, zarówno nasz ojciec jak i my. W moim wypadku była to fizyczna ucieczka, podróż, wracałem na tyle na ile dawałem radę i uciekałem ponownie. Teraz ufam że zrobiłem to co mogłem, co było mi pisane, ale miałem przez lata wiele wyrzutów sumienia. Nie było łatwego wyboru. Wiem o ludziach, którzy poświęcili się w takich sytuacjach zupełnie, i można nazwać ich bohaterami, ale często są to polegli bohaterzy, którzy sami wierzą, że zmarnowali sobie przy tym własne życia. Wybieram wiarę w to, że ta historia nie zdarzyła się na próżno, że w mojej ucieczce, i w tragedii od której uciekałem była większa przyczyna. To co przywiozłem z tej włóczęgi, i to co zdobyłem dzięki byciu obecnym w sytuacji, kiedy w końcu byłem do tego zdolny, to wielki skarb, coś co teraz uważam za dziedzictwo mojej mamy. Nauczyłem się tego co było trudne dla mojej rodziny, nauczyłem się emocji, nauczyłem się kochać, nauczyłem współczucia. Powoli uczyłem się żyć, nauczyłem się tego czym jest życie, i czym jest nieuchronna śmierć, która w ostatnich latach wciaż czaiła się za rogiem. Moja mama była w stanie jaki nazywali terminalnym przez ostatnie 5 lat, niesamowicie długo, i teraz czuję za to wielką wdzięczność, ponieważ tak przedłużające się cierpienie przygotowało mnie tak wolno jak to możliwe na przyjęcie jej śmierci z mieszanką sentymentalnego żalu ale większej radości, rzadka to możliwość. Wstydzę się to przyznawać, bo wierze, że nikt na to nie zasługuje, ale nie wybrałem tego scenariusza.

Ale nie było tak zawsze. Kiedy parę lat temu była na oddziale intensywnej terapii, i zgon był o krok, stanąłem wobec największego strachu swojego życia. Byłem już po doświadczeniach na ścieżkach sufizmu, i znałem wiarę sufi w śmierć jako radosną okazję, dzień zaślubin z Jednością, ale było to tylko intelektualne poznanie. Dopiero później, pracując z ayahuaską doświadczyłem czegoś więcej, nauczyłem się. Przeżyłem ponownie ten straszny moment w nocnej ceremonii z Taitą Querubinem Queta w Kolumbii, i zrozumiałem, że płakałem wtedy, w tym szpitalu, nie nad moją matką, ale nad sobą, który miał pozostać sam. Zrozumiałem słowa Jezusa – “nad sobą płaczecie”. Ale nie byłem gotowy, i mama mnie nie zostawiła.
 

 

 

 

 

 

Many months passed. Private nurses took care of my mother, we were spared more of the hard process of facing the deteriorating body, I could build back my private life that fell apart when my girlfriend couldn’t take it anymore, and I was able to dedicate my time to know better the plant medicine. I loved life more and more, felt guilty about my happiness, but I also believed even if life of my mother is no life as anyone would wish, I had no authority and power to take any steps. I knew however that no choice is also a choice and perhaps cowardliness.

Things got really bad last month. We reunited with my brother in first long family trip together since our childhood. We came back a week ago, and this weekend I was able to run two ayahuasca sessions. My mum died in between, and on the second night I was able to sing the song of thanks instead of cursing the cruel god.

Years ago I had nothing in common with interests of my mother and I never knew I would work in any way with the plants. I got her intelligence, ( and my father’s too ) but above all I got what is the most important, her love.

When I was a child, my grandfather, very close person to me, came back on his bicycle from his garden, laid down on a sofa and passed away. This calm for him, but sudden for me death was a great shock, hard to bear. To ease it I took a vow to try to be as honest and reliable man as he was, to honour his memory.

Now the situation was different, suffering was long and cruel, but I was well prepared. She taught me about suffering, faith and surrender. Her spirit together with the female spirit of ayahuasca taught me it is better to accept the story as it is written for us than live in constant anger and denial. I came to see my lack of patience I had with her, I could face it, accept it and try to change. This story in a way strange, but not unknown in shamanic traditions led me to path of the plant medicine. Thanks to this whole process I understand it now, as finally adult man, that mother’s love as this first love we know , is that precious spark almost everyone gets, and our task, our destiny is to protect it, and make it grow, to pass it on and share.

Nothing else matters.

 

 

 

 
Minęło wiele miesięcy. Prywatne pielęgniarki zajmowały się mamą co oszczędziło nam trudnego procesu obcowania z jej degenerującym się ciałem, mogłem odbudować swoje prywatne życie, które rozpadło się, kiedy moja dziewczyna nie dawała już rady w tej sytuacji, i mogłem też poświęcić czas poznawaniu lepiej roślinnej medycyny. Kochałem życie coraz bardziej, czując się winny z powodu mojego szczęścia, ale wierzyłem też, że nawet jeśli życie mojej mamy nie jest życiem jakie ktokolwiek by sobie życzył, nie miałem władzy, nie miałem siły na podjęcie jakiś kroków. Wiedziałem jednak, że brak decyzji jest także decyzją, być może tchórzostwem.

Rzeczy pogorszyły się bardzo w ciagu ostatniego miesiąca. Pojechaliśmy wtedy z bratem na pierwszą wspólną wyprawę od dzieciństwa. Wróciliśmy z niej tydzień temu, i w ten weekend poprowadziłem dwie ayahuaskowe sesje. Moja mama umarła pomiędzy nimi, i drugiej nocy mogłem zaśpiewać jej pieśń podziękowania, zamiast żalu i przeklinania okrutnego boga.

Lata temu nie miałem nic wspólnego z zainteresowaniami mojej matki, nigdy nie spodziewałem się, że moje zajęcie będzie się w jakikolwiek sposób wiązać z roślinami. Odziedziczyłem jej inteligencję ( jak i mojego ojca ), ale przede wszystkim to co jest najważniejsze, miłość.

Kiedy byłem dzieckiem, mój dziadek, bardzo bliska mi osoba, przyjechał z ogródków działkowym na swym starym rowerze, położył się na kanapie i umarł. Ta spokojna dla niego, a nagła dla mnie śmierć była wielkim szokiem, trudnym do zniesienia. Aby go złagodzić przyrzekłem mu, że będę starał się być tak uczciwym i niezawodnym mężczyzną jak on, aby uczcić jego pamięć.

Teraz sytuacja była odmienna, jej cierpienie było długie i okrutne, ale ja byłem dobrze przygotowany. Nauczyła mnie przykładem o cierpieniu, wierze i poddaniu. Jej duch razem z żeńskim duchem ayahuaski nauczył mnie, że lepiej zaakceptować historię jaka jest nam napisana niż żyć w ciągłym gniewie i wyparciu. W końcu zobaczyłem mój brak cierpliwości jaki wobec niej i innych miałem, mogłem go ujrzeć, zaakceptować i próbować zmienić. Ta historia w dziwny, ale znany dobrze w szamańskich tradycjach sposób, poprowadziła mnie na ścieżkę roślinnej medycyny. Dzięki temu procesowi zrozumiałem w końcu, wreszcie jako dorosły mężczyzna, że miłość matki jako pierwsza miłość jaką poznajemy, jest tą drogocenną iskierką jaką prawie każdy dostaje, i naszym zadaniem, naszym przeznaczeniem jest chronić ją, pozwolić jej rosnąć, przekazać dalej.

Nic innego nie ma znaczenia.
 

 

 

 

 

 

shamanism / szamanizm

January 25th, 2015

 

 

 

We are looking and looking for something, perhaps sometimes calling a “spiritual quest” fulfillment of more and more complicated desires and forms of greed. In a world where many material problems are solved long ago, and some of the simple needs, like the need to share life with another person or having offspring rarely frankly admitted, people turn to spiritual paths, including something they call shamanism, with fancy motivations and intentions, and therefore they build the concept of shamanism as some system of exploring world of unity, oneness and cosmic vibration. In a world without a tradition to back upon, any theory that comes to one’s mind, can be justified, here is one good example :

” But even if you don’t meditate, don’t dedicate your daily practice to achieving Enlightenment, simply believing in the possibility qualifies you to call yourself a mystic. (…) A mystic only becomes a shaman when he or she applies his belief to affect change in reality.”  [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

To be clear, I see nothing wrong in living in wealthy, peaceful world or even lack of coherent tradition to guide us, we are in flux or limbo for some reason, I am just observing a fascinating process of interpreting other cultures, their tools and terms, and building something completely different, accompanied however by compulsive need to give value to the new system by reference to the original source.

 

 

Szukamy i szukamy czegoś, być może czasem nazywając “duchowym poszukuwaniem” spełnianie coraz bardziej wyrafinowanych pragnień i żądz. W świecie gdzie wiele materialnych problemów rozwiązano już dawno temu, a wiele z prostych potrzeb, takich jak współdzielenie z kimś życia czy posiadanie potomstwa rzadko są szczerze deklarowane, ludzie wyruszają na duchowe ścieżki, wliczając w to coś, co nazywają szamanizmem, ze skomplikowanymi motywacjami i intencjami, i budują w związku z tym koncepcję szamanizmu jako jakiegoś systemu eksploracji kosmicznych wibracji i jedności. W świecie bez własnej tradycji na jakiej można się wesprzeć, jakakolwiek teoria jaka przychodzi do głowy może być uzasadniona, oto jeden z wielu przykładów :

“Ale nawet jeśli nie medytujesz, nie poświęcasz codzinnej praktyki osiągnięciu Oświecenia, wystarczy aby wierzyć w taką możliwość ( jedności ), by być uprawnionym do nazywania się mistykiem. ( … ) Mistyk staje się szamanem kiedy używa swojego wierzenia do dokonania zmiany w rzeczywistości” [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

Aby było jasnym, nie widzę nic złego w życiu w zamożnym, spokojnym świecie zaspokojonych podstawowych potrzeb, ani nawet w braku spójnej tradycji nas wspierającej, jesteśmy w czasie zmiany i zamętu z jakiegoś powodu, obserwuję jedynie fascynujący proces interpretacji innych, niedawno wzgardzanych kultur, ich narzędzi i terminologii, i budowania z dowolnie wybranych klocków czegoś zupełnie innego, ale z ciągłą, obsesyjną niemal potrzebą dodawania wartości nowemu systemowi poprzez odniesienie do pierwotnego źródła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In my travels I found some kinds of traditional belief – or even practices – more accessible, others more hermetic. It is easier to partake in the same psychoactive substance the Amazonian “shaman” uses to approach his experience ( I am not talking about its cultural context and explanation of the experience ), while Mongolian practice requires perhaps more belief, preferably understanding language, or even, as I was told in some places, Mongolian ancestry. One can of course again appropriate useful gadgets, buy a drum and drum oneself into “cosmic consciousness”, but that doesn’t mean at all that he got any closer to a practice where a specific spirit of person living 400 years ago is summoned to be given milk and probed what one must do to obtain dreamed of job or favors of one pretty girl.

 

 

W swoich podróżach napotkałem pewne rodzaje tradycyjnych wierzeń – lub praktyk – które były bardziej dostępne dla kogoś z zewnątrz, inne natomiast bardziej hermetyczne. Łatwiej jest zażyć tą samą psychoaktywną substancję co amazoński “szaman” i zbliżyć się do jego doświadczenia ( nie mówię tu o jego kulturowym kontekście i tłumaczeniu tegoż doświadczenia ), podczas gdy praktyka mongolskiego szamanizmu wymaga więcej wiary, najlepiej też zrozumienia języka, a nawet, jak mówiono mi w paru miejscach, mongolskich korzeni. Oczywiście można sobie pożyczyć przydatne gadżety, kupić bęben i wbębnić się w “kosmiczną świadomość”, ale to nie oznacza, że chociaż trochę zbliżyliśmy się do tradycyjnej praktyki w której konkretnego ducha osoby żyjącej 400 lat temu wzywa się aby napoić go mlekiem i zasięgnąć rady, co trzeba zrobić aby zdobyć wymarzoną pracę albo względy wybranki.

 

 

 

 

 

 

Perhaps that is a reason ( alongside with more expensive and less pleasant traveling conditions ) that Mongolian shamanism remains for outsiders more exotic, often referred to, but rarely practiced as compared to, let’s say Andean “Inca” traditions, even if practicing would just mean burning palo santo and posting flute music on Facebook. What is especially hard to buy from traditional systems for New Age adherents of shamanism, is its relation to animals, not just imaginary wolf spirit, but animals in flesh and the animal sacrifice. Skulls, fresh skins, blood, all this seems more repulsive to modern, vegetarian sensitivity than Andean embroidery or even feathers found “without killing”. This has serious consequence, I believe, for the subject most crucial in shamanism in my opinion, but so often omitted in its adaptation, is death.

 

 

Być może to jest jeden z powodów ( obok dużo droższych i mniej komfortowych podróży ) z którego mongolski szamanizm pozostaje dla cudzoziemców bardziej egzotycznym, czasem cytowanym, ale rzadko praktykowanym, w porównaniu, na przykład, do andyjskich “Inkaskich” tradycji, nawet jeżeli praktykowanie to sprowadza się do palenia palo santo i zamieszczaniu muzyki peruwiańskiej w linkach na Facebooku. Czymś co szczególnie trudno jest przejąć new agowym adeptom szamanizmu z tradycyjnych systemów jest ich podejście do zwierząt, nie abstrakcyjnego ducha wilka, ale zwierząt z krwi i kości i zwierzęcej ofiary. Czaszki, świeże skóry i krew, to wydaje się bardziej odpychające dla współczesnej wegeteriańskiej wrażliwości niż andyjskie wyszywanki czy nawet pióra zdobyte “bez zabijania”. Ma to poważne konsekwencje, bo moim zdaniem najbardziej kluczowa w szamanizmie sprawa, a często omijana w jego miękkich adaptacjach, to śmierć.

 

 

 

 

 

 

Of course – the Western/modern adherents often confirm, at least verbally, their belief that death is just another side of life, that one can not exist without the other etc, but in practice this is subject strayed away from, it remains abstraction, and the concrete reminders – such as a friend of mine drinking from his human skull in a neo-tribal gathering full of shamanic sentiments – rare and still shocking. Even more problematic is the issue of communication with dead people – not just some abstract spirits, but concrete, specific ancestors of our own family line – something central, not only to Mongolian shamanism. How many of people who claim to be into neo-pagan or shamanic practices would be ready to work with their deceased best friend’s remains?

 

 

Oczywiście -  współcześni adepci często potwierdzają, przynajmniej w słownych deklaracjach, swoją wiarę w to, iż śmierć jest nieodłączną częścią życia, że jedno nie może istnieć bez drugiego etc, ale w praktyce ten temat się zwykle omija, pozostaje abstrakcją, a konkretne przykłady jakie mogą go ostro przywoływać – jak mój znajomy pijący kawę ze swej ludzkiej czaszki na neo-plemiennym zgromadzeniu pełnym szamańskiej retoryki – takie przykłady są rzadkie i wciąż szokujące. Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest komunikacja z martwymi – nie jakimiś abstrakcyjnymi duchami, ale konkretnymi przodkami z własnego drzewa genealogicznego – coś oczywistego, nie tylko w mongolskim szamanizmie. Jak wielu z tych którzy deklarują się uczestnikami neopogańskiego odrodzenia i praktykującymi szamanizm byłoby gotowych pracować ze szczątkami zmarłego najbliższego przyjaciela?

 

 

 

 

 

 

And how many of them claim the right to judge that out of the heritage of mankind, the practices they choose to pick and preserve, belong to the “more evolved” ones, and others, still respected and performed by many indigenous people who never had their connection to natural world broken by materialist and rationalist revolution, are obsolete, cruel, or backward? Perhaps the animal death, sacrifice, putting it back into focus, right into the light of consciousness, can teach us about death in general. This is no coincidence that we tend to regard Muslim ritual slaughter ( often, in the context of respective societies rooted in shamanic tradition ) as barbaric, while at the same time happily feeding our best friends/pets/ cans of industrially slaughtered meat of slave animals- without any respect and attention given to their death as individuals – and in the same culture we do not even have the courage anymore to spend a night in wake with the dead body – like we used to.

 

 

A jak wielu z nich roszczy sobie prawo do oceniania co z dziedzictwa ludzkości, które praktyki wybiorą jako godne zachowania, bo “bardziej wyewoluowane”, a inne, wciaż szanowane i uprawiane przez rdzenne społeczności jakie nie przerwały swojego połączenia z naturalnym światem materialistyczną i racjonalistyczną rewolucją, odrzucą jako przestarzałe, okrutne, zacofane? Być może śmierć zwierzęcia, ofiara, wprowadzenie jej ponownie w centrum, w światło świadomości, może nauczyć nas czegoś o śmierci jako takiej. Nie jest to chyba przypadek, że oceniamy rytualne zarzynanie w islamie ( często, w kontekście poszczególnych społeczeństw oparte na wcześniejszych, szamańskich zwyczajach ) jako barbarzyńskie, podczas gdy sami w tym czasie karmimy swoich pupili – pieski i kotki – puszkami przemysłowo mordowanych niewolników – bez żadnego szacunku i uwagi poświęconej ich indywidualnemu życiu i śmierci. W tej samej kulturze nie mamy już nawet odwagi by spędzić chociaż jedną noc czuwając – jak to wcześniej bywało – przy trupie.

 

 

 

 

 

 

The followers of Bwiti in their night ngoze ceremony are dressed as actual ancestors, in their iboga induced journey they seek to meet actual deceased relatives, their grandmother, father… The spirit summoned by a Mongolian visiting his shaman was a living person once, often from his own family. How does this relate to the experience of modern seeker, who is often seeking far because of disillusionment with his own culture, which is caused by disillusionment with his own family. How to bridge this gap, how to bring our own dead to life, led by a very simple and down to earth motivation – to heal the living?

 

 

Członkowie Bwiti w swej nocnej ceremonii ngoze ubrani są jak ich przodkowie, w swojej wywołanej działaniem ibogi podróży wyruszają aby spotkać się z konkretnymi przodkami, babcią, ojcem… Duch wzywany przez Mongoła odwiedzającego swojego szamana to była kiedyś konkretna, żywa osoba, często z rodziny. Jak to się ma do doświadczenia współczesnego poszukiwacza, który często szuka daleko, bo rozczarowany jest własną kulturą, a to z kolei wynika z rozczarowania własną rodziną. Jak zamknąć to rozdarcie, jak przywołać naszych martwych, w prostej, przyziemnej motywacji – uleczenia tych co żyją?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Because shamanism, in my opinion, in practice is above all about healing. Be it journey with the drum, or application of plant medicine, this is not so much about creating complicated worldview and exploring worlds for the sake of exploring, but a set of techniques to be applied here and now, for better living. That is why I also agree with Alejandro Jodorowsky, when he says that he is not interested in any art that does not aim to heal, what for to look for answers for big questions and split hair in four if we can’t help people – or ourselves for that matter – to stop hurting ourselves or those around?

 

 

Bo szamanizm moim zdaniem to przede wszystkim praktyki uzdrawiania. Czy to podróż z bębnem czy przyjęcie roślinnego sakramentu, nie chodzi tu tyle o kreowanie skomplikowanych map wszechświata i eksplorowanie światów dla samej eksploracji, ale o zestaw technik do zaaplikowania tu i teraz, dla lepszego życia. Dlatego też zgadzam się z Alejandro Jodorowskim, kiedy mówi iż nie interesuje go sztuka, która nie ma na celu uzdrawiania, po co bowiem szukać odpowiedzi na wielkie pytania i rozdzielać włos na czworo jeżeli nie możemy pomóc ludziom – czy nam samym zresztą też – powstrzymać się od wyrządzania sobie krzywdy – i tym co wokół.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Now we arrive at the issue of price. We have commodified all world and its resources and when we have build a rich civilization based on this commodification, we start to feel guilty, and associate transaction with this sense of guilt for all the wealth amassed. This can have very peculiar consequences – like seeing the evil in the transaction itself, not in the scale and imbalance in the exchange. I assume it is because of this wealthy members of modern societies somehow see the pure shamanism as the one free from their own malaise, free from material and especially financial attachment. So many times I heard young people, who are prepared to pay for whatever they fancy, including flight to exotic destination, that they want to find a shaman who is true, meaning he requests no money, at worst he can be rewarded with a chicken or something, or best, with the “skills” this young seeker has to offer.

 

 

Docieramy teraz do kwestii ceny. Zamieniliśmy cały świat i jego zasoby w towar i kiedy już zbudowaliśmy dzięki temu sprawnie działającą bogatą cywilizację, zżera nas poczucie winy za całe te skarby zagarnięte i łączymy z nim samą ideę transakcji. To może mieć bardzo dziwne konsekwencje – takie jak widzenie zła w samej transakcji, a nie jej skali czy nierównowadze wymiany. Wydaje mi się też z tego powodu bogaci reprezentanci współczesnych społeczeństw mają tendencje do postrzegania jako “czysty” tego szamanizmu który rzekomo jest wolny od ich własnej choroby, wolny od materialnego a zwłaszcza finansowego uwiązania. Tak często słyszę młodych ludzi, przygotowanych do zapłacenia za swą dowolną zachciankę, włącznie z lotem do dalekiego kraju, że chcieliby znaleźć szamana, który jest “prawdziwy”, co oznacza, że nie chce kasy, w najgorszym wypadku zadowoli się jakimś kurczakiem a najlepiej gdy pozwoli młodemu adeptowi popracować, podzielić się jego, jakże pożądanymi umiejętnościami.

 

 

 

 

 

 

Indigenous cultures which recently entered the world we created do not seem to have this guilt. Yes, they had barter economies, in a simple society we dream about as paradise lost that would work, but now they see nothing wrong in money as representation of energy exchanged, as blood – life flowing, and it can be used in transactions with humans or with nature – and spirits as well. For transaction – bringing and restoring balance – is another foundation of shamanic worldview. You want something – be prepared to pay. Life must be fed with life, that is the meaning of sacrifice. You want health, you want life – pay the spirits with blood, pay with something precious. Superstition? Is it better to just take what we want, and in doing so, without noticing, instead of the price paid for the spirit we ask, we feed insatiable Moloch of greed, god of our consumerist culture.

 

 

Rdzenne kultury, które niedawno wkroczyły w świat jaki stworzyliśmy, nie mają tego poczucia winy. Tak, miały swoje ekonomie wymiany, to działało w prostym społeczeństwie o którym śnimy niby o raju utraconym, ale teraz nie widzą niczego złego w pieniądzu jako reprezentacji wymienianej energii, jako krwi – przepływie życia, pieniądzu, który może być używany w transakcjach z ludźmi lub naturą – a także duchami. Bo transakcja – przynosząca lub przywracająca równowagę – jest kolejnym z fundamentów szamańskiej wizji świata. Chcesz czegoś – bądź gotowy za to zapłacić. Za życie trzeba czasem zapłacić życiem, takie jest znaczenie ofiary. Chcesz zdrowia, chcesz życia – zapłać duchom krwią, zapłać czymś, co jest cenne. Przesąd? Czy lepiej brać jest po prostu to na co mamy ochotę, i robiąc tak nawet nie zauważać, iż zamiast ceny płaconej duchom za pomoc, karmimy nienasyconego molocha chciwości, boga naszej konsumpcyjnej kultury.

 

 

 

 

 

 

Transaction is acknowledgement of value of the thing/service received, it means we do not take it for granted, we pay, at least symbolic cup of vodka to the spirit we acknowledge as something real, and by feeding it, we give it power we will after all need ourselves. If we truly believe in unity of being, by feeding the world, we feed ourselves.

 

 

Transakcja jest uznaniem wartości rzeczy/ usługi otrzymywanej, oznacza, że nie przyjmujemy daru – w tym wypadku od losu/duchów/świata – jako czegoś oczywistego, płacimy, przynajmniej symbolicznym kubkiem wódki duchowi, którego istnienie potwierdzamy przez to jako realne. Karmiąc go, dajemy mu moc której w końcu sami będziemy potrzebować. Jeżeli szczerze wierzymy w jedność istnienia, karmiąc świat, karmimy samych siebie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And who is shaman in all this, that mysterious figure, so ambiguous, interpreted according to one’s fancy, cultural background, the lectures we read…

 

 

A kim jest w tym wszystkim szaman, ta tajemnicza postać, dwuznaczna, postrzegana przez pryzmat widzimisie, kulturowej tresury, lektur, jakie się przeczytało..

 

 

 

 

 

 

Is he a guru to be followed or rather a vessel, should we worship our guides or the world they show us? Should we really focus on the finger or rather the beauty of the moon it points towards, the voices he – or she – may just be more sensitive to hear?

 

 

Czy jest to guru za jakim trzeba podążać, czy raczej naczynie? Powinniśmy czcić naszych przewodników, czy też świat, który nam pokazują? Powinniśmy naprawdę skupiać się na palcu, a może na pięknie księżyca jaki ten palec wskazuje? Na głosach, jakie on – lub ona – słyszy z większą wrażliwością…

 

 

 

 

 

 

[ Mongolia / Peru / Ecuador / Albania / Cameroon / 2011-2015 ]

Anna Alessandrini

July 2nd, 2014

 

 

 

The future does not exist. Anna worried about it and was sometimes anxious, as so many people in their twenties are, writing scenarios, considering options, but at the same time she was more conscious than many of her peers, and enjoyed the dance on the way, which many people forget about, focusing on destination. I was glad to see some of her worries and anxiety fading away when we were traveling together in Ecuador and Colombia this winter. She enjoyed the lessons from the vine, and was full of energy for this future, that was not to come. Her family was worried about her going to “dangerous” Colombia but she made it back safe. I haven’t seen her since February. More than a week ago, a day before midsummer night she was found dead in her room in England. Her funeral is tomorrow.

 

 

Przyszłość nie istnieje. Anna się czasem nią martwiła, jak wielu dwudziestoparolatków chcących wreszcie coś zdecydować, mieć jakąś pewność, piszących swe scenariusze, rozważających opcje, ale jednocześnie była dużo bardziej świadoma niż wielu jej rówieśników, i smakowała taniec po drodze, o którym wielu zapomina, skupiając się na jakimś celu. Cieszyłem się, że część z jej niepokojów słabła i zanikała podczas naszej wspólnej podróży minionej zimy przez Ekwador i Kolumbię. Razem z lekcjami od liany spływała na nią radość i była pełna energii na tą przyszłość, która nie miała nadejść. Jej rodzina była niespokojna o jej wyprawę do “niebezpiecznej” Kolumbii, ale Anna wróciła zdrowa i bezpieczna.  Nie widziałem jej od lutego. Ponad tydzień temu, dzień przed letnim przesileniem znalezioną ją martwą w jej pokoju w Anglii. Jej pogrzeb jest jutro.

 

 

 

 

 

 

 

 

This can happen any moment, any place, to anyone. In England or in the Amazon, when you are already retired, or still a teen, in the street or in dream. So fear nothing, worry about nothing, postpone nothing. That is the only positive thing I can draw from this absurd news, a puzzle presented to me by absurd game we call life. Anna went ahead, towards great mystery, first beyond the Threshold. She was fascinated with Sufi poetry, and I think she knew meaning of this :

 

 

 

 

To może zdarzyć się w dowolnej chwili, gdziekolwiek, każdemu. W Anglii czy Amazonii, na emeryturze czy w gimnazjum, na ulicy lub we śnie. Więc nie ma się czego obawiać, nie ma co martwić, nie warto odkładać na później. To jedyna pozytywna rzecz jaką mogę wyciągnąć z tej absurdalnej wieści, zagadki jaką prezentuje mi absurdalna gra jaką nazywamy życiem. Anna poszła przodem, w stronę wielkiej tajemnicy, pierwsza za Progiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.