światosław / tales from the world

archive for

January, 2013

 

 

 

The Year of Snake starts for me with fascinating twist of fate. Situation in Mali brewing for some time finally erupted just when I was about to leave. I found a lot of excuses to go, even if the real reasons were gone. I would not able to continue my Sufi project there, even if security was not really shit for a lone white guy without any back up, traveling on public transport, hanging around in slum areas full of poor people who know what kind of money is a ransom requested these days for a hostage. But as the pressure from Islamists , already strong in recent months grew into regular warfare threatening even southern Mali, rituals that fuse hunters magic, Rastafarianism and mystical Islam are the last thing now that would be easily documented. But I was on my way anyway, with substitute ideas, heading straight into the storm.

And then the reality , or the force guiding, whatever you prefer, started to give more and more obstacles, hints of the kind I am more sensitive to recently, so the closer I was to the airport in Berlin, the clearer it was, that “against all odds” is not my motto. But above all, what came up, was the question of real purpose. Am I doing this to really tell important story that must be told right now, despite risks, or I am doing it to claim bravery, to build my ego, to build the wrapping – look , I have been there, I brought new set of images, that I will scan and process in February, doing little more, again, focused on the package rather then the content, building my image as well as self-image, while still putting aside real inner work and real change. It ultimately comes to question about balance between life and the story, between the brag and reasons for it. I would run from one corner of the world to another in a crazy chase that already continues for some years now, and although it gives me broad perspective about what is happening and how things connect, I am paying high price for it.  If I had gone now and do my gatherers work for next weeks, would I be really ready for what I am about to experience in March? Shouldn’t I get real strength and foundation first, rather than adventurer’s credits that work well in attracting girls but are nothing in the time of real facing of the demons?

The knowledge how to avoid deadly blow and how to sneak through troubled ground is the essence of the snake. So the snake made me turn back and here I am , back in the winter, digging in my archive rather that in the open wilderness, working with the matter, working on myself and on things I used to run away from, and I am deeply grateful for it. Breaking this what I make myself believe I am , breaking the pattern, breaking the habit, rather than document another chapter in Sufi story,  I am finally putting in practice some of the lessons learned. The reality is rich any direction we turn, and this submission to the unexpected twist of fate is something I brought back from Ajmer, from the time with dervishes of Gharib Nawaz. This is something those men in the north of Mali, those angry men with guns destroying lifes and happiness can not understand..The press on, obsessed with single goal, oblivious to anything that suggests they may be wrong, they crushed the snake like a mad herd of buffaloes stampeding to their death, they are so in love with their dogma that they fail to understand the word Islam means submission, surrender and giving up control, not fucking coercion and terror they exercise.

 

 

***

 

Rok Węża zaczyna się dla mnie nieoczekiwanym jego posunięciem. Sytuacja w Mali bulgotała od jakiegoś czasu, aż w końcu wybuchła właśnie wtedy kiedy miałem wyruszyć. Znalazłem wiele wykrętów aby jechać, nawet jeśli prawdziwe powody były już nieaktualne. Nie byłbym w stanie kontynuować mojego projektu o sufizmie, nawet pomijając fakt, że miałem włóczyć się po slumsach w kraju gdzie islamiści rozdają telefony satelitarne z prośbą o kontakt kiedy pojawi się jakiś cudzoziemiec, gdzie stawki okupów przestarastają kilkudziesięcioletni budżet całych dzielnic, generalnie nie najlepsze miejsce dla samotnie podróżującego białasa. Ale i tak, w sytuacji kiedy presja oszołomów z północy, narastająca od miesięcy, rozwinęła się w regularną wojnę, zagrażającą nawet południu, rytuały które mieszają magię myśliwych, rastafarianizm i mistyczny sufizm byłyby ostatnią rzeczą jaką dałoby się dokumentować. Mimo tego wszystkiego, byłem już w drodze, pełen zastępczych pomysłów, takich jakie potrafię produkować na poczekaniu. Kierowałem się wprost w stronę burzy.

I wtedy rzeczywistość, lub też siła która prowadzi, jak wolicie, zaczęła wypluwać więcej i więcej przeszkód, wskazówek tego rodzaju na który ostatnio jestem bardziej wrażliwy, i im bliżej byłem lotniska w Berlinie, jaśniejsze stawało się, że ” na przekór wszystkiemu” to nie jest moje motto. To co jednak było najważniejsze to powracające pytanie o rzeczywisty sens. Czy robię to aby opowiedzieć naprawdę ważną historię, która musi byc opowiedziana własnie teraz, pomimo całego ryzyka, czy też robię aby nabić sobie punkty odwagi, zbudować kolejne ścianki ego, zbudować opakowanie, “popatrzcie, byłem tam, przywiozłem kolejny zestaw obrazków, teraz będę skanował i obrabiał je przez cały luty, robiąc niewiele więcej, znów, skupiony na swym opakowaniu raczej niż zawartości, budując swój obraz w oczach innych jak i swoich, a jednocześnie znów odkładając na później całą prawdziwą pracę wewnętrzną, i prawdziwą przemianę. Ostatecznie, wszystko sprowadza się do wiecznego ustalania kruchej równowagi między życiem a historią, między przechwałką a jej uzasadnieniem. Biegłbym dalej w swym szalonym pościgu jaki prowadzę od ładnych paru lat, z jednego końca świata na drugi, i choć daje mi on wiele, szeroką perspektywę na pewne sprawy, na to co się teraz zdarza, na to jak łączą się rzeczy , ale płacę za to wysoką cenę. Gdybym teraz pojechał i przez następne tygodnie wykonywał swą pracę zbieracza obrazu i historii, czy byłbym naprawdę gotowy na to czego mam doświadczyć w marcu ? Czy nie powinienem najpierw popracować nad prawdziwą siłą i fundamentem, zamiast zbierać punkty awanturnika, przydatne do przyciągania dziewczyn, ale niewiele warte w momencie konfrontacji z prawdziwymi demonami?

Wiedza o tym jak uniknąć zabójczego ciosu i jak przeslizgiwać się przez niebezpieczny teren to istota charakteru węża. Więc wąż skierował mnie z powrotem, i oto jestem, znów w środku zimy, kopiąc w swym archiwum zamiast na dzikich polach świata, pracuję teraz mocno z materią, pracuję z sobą i rzeczami przed którymi zazwyczaj uciekałem, w odruchu i w nawyku, i jestem pełen wdzięczności za to. Łamiąc to , co wytworzyłem na własny użytek jako obraz siebie, swą tożsamość, łamiąc nawyk, zamiast dokumentować kolejny rozdział w sufickiej historii, w końcu wprowadzam w życie część z lekcji jakie ta tradycja daje. Rzeczywistość jest nieskończenie bogata, niezależnie od tego w którą stronę się obrócimy, i to poddanie nieoczekiwanym poruszeniom losu jest czymś co przywiozłem z Ajmer, od derwiszy Gharib Nawaza. To jest coś, czego nie mogą zrozumieć brodacze z północy Mali, ci wściekli mężczyźni z bronią niszczącą życie i szczęście. Napierają dalej i dalej, cisną i cisną, owładnięci swą obsesją, głusi na wszystko co mogłoby sugerować że się mylą, zgnietli węża jak szalone stado przestraszonych bawołów galopujących ku upadkowi z urwiska, są tak zakochani w swym dogmacie, że zapominają o prostym fakcie, iż słowo islam oznacza poddanie się, ustąpienie, oddanie kontroli, a nie pierdolone wymuszenie, przemoc i terror jaki uprawiają.

 

 

 

 

 

high tide / odpływ

January 14th, 2013

 

 

I have my bones chilled by the northern frost and have my spine stiff from last month of basking in front of the cold shine of cyber world. I process last images , of malangs who also leave on their way into wilderness of Baluchistan. The horns are blowing. One of them, a former graphic designer from Lahore tells me of the journey they are going to make, in the land of suspension of linear time,  rather regulated by rhytm of the form of desert moon. Shackled by iron, burdened with tin rattles and heavy bells, they set by foot into dry mountains that are littered with graves of qalandar saints and magicians, ancient sacred sites used as stations on journey of the soul, into realms of myth. Is it 15 days, one moth, more, I am trying to clear into the language of time I know these separate contradictory versions, even if deep inside I understand that in the escape from time lies the mystery.

This is probably last post before next new moon. I am on the way to West Africa.

 

***

 

Kości zziębnięte od mrozu Północy, kręgosłup sztywny od miesiąca opalania twarzy w zimnym świetle cyberświata. Wybieram ostatnie obrazy, grupy malangów którzy też wyruszają w swoją podróż, dalszy ciag pielgrzymki, w dzikie pustkowia Beludżystanu. Dmą w rogi, do drogi gotowe bose stopy. Jeden z nich, były grafik z Lahore opowiada mi o wyprawie jaka ich czeka, w głąb krainy zawieszenia liniowego czasu, w rytmie zmian pustynnego księżyca. Spętani żelazem, obwieszeni blaszanymi grzechotkami i ciężkimi dzwonkami, idą pieszo w suche góry usiane grobami świętych kalandarów i magów, starożytne miejsca kultu, używane jako stacje na drodze duszy, w krainę mitu. Czy będzie to 15 dni, miesiąc, więcej, usiłuję rozwikłać w języku takiego czasu do jakiego nawykłem te sprzeczne ze sobą wersje, nawet jeśli i tak w głębi wiem, że to w ucieczce od czasu leży tajemnica.

To prawdopodobnie ostatni wpis na tym blogu przed następnym nowiem księżyca. Jestem w drodze do Afryki Zachodniej.

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

راستہ

January 12th, 2013

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

“That still hasn’t got weird enough for me”

Dr. Hunter S. Thompson

 

The experience is everything, the dogma is nothing. To enjoy the way, and as a bonus, perhaps see what they see, what more is there to ask?

 

***

 

“Sprawy nie stały się jeszcze dostatecznie dziwne jak na mój gust”

Dr. Hunter S. Thompson

 

Doświadczenie jest wszystkim, dogmat jest niczym. Cieszyć się eksperymentem i jako bonus, być może zobaczyć to co oni widzą, czego więcej można chcieć?

 

 

 

 

[ Sehwan Sharif. Pakistan, July 2012  /  Sehwan Sharif. Pakistan, lipiec 2012 ]

it’s a man’s world

January 11th, 2013

I love Pakistan, hard stuff but interesting. I like Muslim countries, but I guess it is good to take a break now and head into more feminine areas. So, with a little stopover this January in Mother Africa, I am shifting attention this year towards South America. Starting with Brasil and Santo Daime, bowing to the Goddess.

 

***

 

Uwielbiam Pakistan, ciężka gra, ale interesująca. Lubie muzułmańskie kraje, ale chyba dobrze zrobić czasem przerwę i wyruszyć bardziej kobiece regiony. Zatem, po małym przystanku u Mamy Afryki, w tym roku mam nadzieję skupić się na Ameryce Południowej, zaczynając od Brazylii i Santo Daime w marcu, kłaniając się Bogini.

 

 

 

 

 

 

 

Sehwan Sharif, urs of Lal Shahbaz Qalandar. July 2012  /  Sehwan Sharif, urs Lal Shahbaz Qalandara. Lipiec 2012

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.