światosław / tales from the world

Posts tagged:

pakistan

Kalash valleys are situated very near the border of Afghanistan. Just a few mountain passes separate them from notorious province of Nuristan, full of Taliban who occasionally venture into Pakistan, and in very recent past attacked Chitral scouts, or even manage to kidnap a Greek NGO worker, based for long time in Bumborate. Because of that, Pakistani authorities decided it is compulsory for foreign visitors to be accompanied by policemen, first one, and now two , even with a single traveller. It doesn’t matter that often, as in my case, these are just young boys with guns, that I could easily wrestle from them, so I don’t even want to think how could they resist hardened Afghan warriors. What bothers me most however, and local Kalasha population as well, is that they need to sleep and eat, and they move around the village like nosy intruders, in full uniform, following me wherever I go. Their expenses were supposed to be covered , as I was assured in police station in Chitral, and of course , here they are, eating from my food, and demanding room , so it is either me who is going to pay, or the guesthouse owners, lovely people, who had just 5 tourists in last half a year, so I can’t really allow this. But what is worst, they will go where I go. Locals know it is not my choice, but how can I socialize with them, enter their kitchen, have relaxed time , take photos,  with uniforms and automatic guns in the background. OK, here is the plan. First I will shoot my “holidays with the police”.

 

***

 

Doliny zamieszkałe przez Kalaszy położone są tuż przy afgańskiej granicy. Tylko kilka przełęczy dzieli je od Nuristanu pełnego talibów, którzy czasem wyprawiają się do Pakistanu, całkiem niedawno zaatakowali pakistańską armię, a wcześniej porwali i kilka miesięcy więzili greckiego przyjaciela Kalaszy mieszkającego w Bumboret. Z tego powodu władze zdecydowały że dla zagranicznych gości odwiedzających doliny obowiązkowe jest towarzystwo najpierw jednego a teraz już dwóch policjantów, nawet dla samotnego podróżnika. Nie znaczenia , że często, jak w moim wypadku, to młodzi goście ze spluwami, które łatwo bym im mógł zabrać, nie chcę więc nawet myśleć jak długo byliby w stanie stawiac opór doświadczonym afgańskich wojownikom. Co mnie niepokoi bardziej, jak i mieszkańców doliny, że muszą oni gdzieś spać i coś jeść, i kręcą się po wiosce jak wścibscy szpiedzy władzy. Nikt nie lubi jak policjant patrzy mu w garnek. Ich wydatki miały byc pokryte przez państwo, jak zapewniano mnie na komendzie w Chitral, tymczasem bez pytania o zgodę dosiadają się do mojego stołu, za oczywiste uznają też że mam opłacic ich pokój.  Moi gospodarze to biedni ludzie, przez ostatnie pół roku mieli zaledwie pięciu gości, więc cała ta akcja stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Ale najgorsze jest to że wszędzie za mną chodzą. Mimo że wioska wie że to nie mój wybór, jak mam wejść w jakieś normalne relacje z mieszkańcami, pić herbatkę w ich kuchni, robić zdjęcia, kiedy nad głową stoją nam panowie w mundurach i z kałaszami. Trzeba wymyslić plan. Na początek sesja pod tytułem “wakacje z policją”.

 

 

 

Now, when I ve had enough of them it is time for next step. They are staying on the terrace of my guesthouse , or in the street outside, waiting for time whenever I leave to walk around the valley. But there is back door, to the river and along the bank, into the village, avoiding main street. So I run and head straight into higher areas of the valley, where narrow paths and steep slopes slow down the search party. I follow paths through the fields, greet surprised Kalasha, shoot pictures, enjoy the morning alone. Soon everyone knows I am on the run. There is army in the village, there is police. I know it is short time game but I enjoy this.

 

***

 

Teraz, kiedy mam już dość, czas na kolejny krok. Wiekszość czasu spędzają na tarasie mojego schroniska, albo na uliczce przed nim, czekając aż będę wybierać się na spacer po wiosce. Na szczęście jest też tylne wyjście, da się wymknąć w strone rzeki i dalej wzdłuż jej brzegu w głąb wioski, omijając główną drogę. Biegnę więc i ruszam od razu w wyższe partie doliny, gdzie wąskie ścieżki i strome zbocza utrudniają pościg. Kluczę między polami, pozdrawiam zaskoczonych mieszkańców, robię zdjęcia, cieszę się porankiem bez niepożądanego towarzystwa. Wkrótce wszyscy już wiedzą że jestem zbiegiem, i śmieją się z policji. Ja wiem że to nie potrwa długo, szuka mnie kilkunastu funkcjonariuszy, w wiosce jest też armia, ale zabawa jeszcze chwilę potrwa.

 

 

 

Finally I come back to the main road and meet police commander and several others, walking towards them as if nothing happened. Cool down your temper brother, no Taliban here, all well. They are furious but they finally understand I meant this when I said I don’t want “escort”. So after the storm is over the boys with guns stay in guesthouse and I get plain clothed local Kalasha volunteer police, unlike the outsiders from Chitral he knows everyone here , speaks the language and knows who has hash. His misfit friend tags along, and here we are , party of three, checking out how grass grows.

 

***

 

Wreszcie wracam na główną drogę i spokojnym krokiem zbliżam się do grupki panów oficerów, jest nawet komendant, wyglądam jak gdybym nie wiedział o co im chodzi. Uspokójcie się, chłopaki, nie ma przecież tu żadnych talibów, nic się nie stało. Są wściekli ale zrozumieli w końcu, że mówiłem serio iż nie chcę “ochrony”. Za jakiś czas burza cichnie i dostaję lokalnego policjanta w cywilnych ciuchach, w przeciwieństwie do chłopaków z Chitral jest Kalaszem, zna tu wszystkich, połowa tubylców to jego rodzina, zna język i wie kto ma haszysz. Wędrujemy więc po domach, dołącza się jeszcze jeden kolega, i w trójkę sprawdzamy co w krzakach piszczy.

 

 

Shamans and shepherds,  menstruation houses and high pasture seclusion, echoes of dionysian culture , mountain sacrifice altars and mulberry spirit. And quite ordinary guys who like to smoke hashish, joke about serious faced Muslims, who love their wifes and their goats.  We fixed a water bong and my torn trousers with second hand piece of embroidery. I ran from police through the back door and picked berries in the afternoon, ate fresh organic foodwith no spices in night and then listened to the roar of mountain streams. I chatted with girls, for the first time in Pakistan, and couldn’t get enough of their sweet and warm, melodious greeting – ishpata, baia!  ( welcome, brother ) . Nothing special, but leaving the place after a couple days I already was missing it. Warm people, rooted in ancient past, yet the cultural barrier seemed to disappear. The Kalasha people, to be revisited, in better times.

 

***

 

Szamani i pasterze, domy menstruacji i odosobnienie młodych chłopców na wysokich pastwiskach, echa dionizyjskich tradycji, górskie ołtarze starych bogów i bimber z morwy. A także zwykli kolesie którzy lubią sobie zajarać haszysz, pożartować ze spiętych muzułmańskich nawracaczy, którzy kochają swe żony i kozły. Zmontowaliśmy razem wodne bongo i naprawiliśmy podarte spodnie kolorową łatą zabraną dziewczynom z jakiegoś starego pasa. Uciekłem policjantom przez balkon, zbierałem jagody całe popołudnia, wieczorem świeża kolacja, nareszcie wolna od pendżabskiego przedawkowania przyprawami, w nocy koncert górskich strumieni ryczących jak odrzutowce. Po raz pierwszy w Pakistanie mogłem swobodnie żartować z dziewczynami i słuchać ich słodkich, melodyjnych pozdrowień ( ishpata, baia! jak się masz , bracie! ). Niby nic wielkiego, ale opuszczając dolinę po paru dniach już za nią tęskniłem…Ciepli ludzie, zanurzeni w odległej przeszłości, ale bariera kulturowa zdawała się nie istnieć. Normalni kolesie, Kalasze, do zobaczenia w lepszych czasach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

“A myth is a religion in which no one any longer believes.  /  Mit to religia w którą nikt już nie wierzy ”
- James Feibleman

 

 

 

 

Village called Rumbur, Kalash tribal areas in northern Pakistan, last stand of the “pagans” in central Asia. Practicing ancient shamanic rituals and calendar of events related not to events of the Book or life of saints, but to cycle of nature, Kalash are under threat from both forces of globalization and Islamic pressure. The conversion is the biggest change in the life of girls, who enjoy lots of freedom and influence in Kalash society, which is of course lost when they become Muslim. The text below is from a  copy book of a Kalash girl called Rabigul. She still stays with the old beliefs, but attending a public, government school she must learn this :

 

Q: Do you know anything about life of prophet Mohammed ( PBUH )?

A: Our prophet’s Mohammed ( PBUH) life is perfect example for all mankind. He loved and practiced cleanliness, even as a child he never played with mud.

Q: How can we follow his teaching?

A: It is our duty to follow the teaching of prophet Mohammed ( PBUH ) in our daily life.

Q: Do you know about prophet Mohammed ( PBUH ) eating habits ? How would he take his meals?

A: Our prophet Mohammed ( PBUH ) had very simple habits. He never dislike any meal. But he would eat all lawful ( halal ) things. He liked eating while sitting on the ground

Q: What was his favourite vegetable?

A: He liked green vegetables more than the meat (…)

 

 

It is easy to criticize fundamentalist Islam, but it is also too easy to forget our own history. Think about the outrage , what would happen, if president of Poland, or prime minister of UK  declared that he converts to Islam, so whole nation must follow him, if he tore all churches to the ground within several years, or turned them into mosques, murdered priests, threw holy relics into lakes and introduced prison sentences for practising old religion as well as new special taxes for Islam. And yet, this is exactly what happened in Europe, when Middle Eastern myths of semitic shepherds started to spread, centuries before. We can now witness this happening in other places of the world, we can watch our own past happening again in another cultural context. Let’s not be blind.

“I’ve tried to find comfort in the Church’s teachings, for I am a Christian and I believe in the way of the Lord. But it seems that I believe in something more, as well, and I no longer assume that one is the negation of the other. I suspect the forbidden religions had part of a secret we have lost, and as long as we refuse to admit its existence we are like blind men, shut off forever from the reality of our world.”
- Brian Boru (Morgan Llywelyn, Lion of Ireland)

 

 

 

 

 

Wioska Rumbur, plemienne tereny Kalaszy, ostatnich “pogan” środkowej Azji. Praktykują oni stare szamańskie rytuały, ich kalendarz świąt związany jest z cyklem natury a nie wydarzeniami z historii  czy ze świętej Księgi. Żyją w północnym Pakistanie, otoczeni agresywnym, bezkompromisowym islamem, pod ciągłą presją, zagrożona mniejszość w kraju w którym większość wie lepiej. Coraz częstsze konwersje rozdzielają rodziny i są największą zmianą w życiu dziewczyn, w społeczeństwie Kalaszy cieszących się dużą autonomią którą oczywiście tracą po przejściu na islam. Poniższy tekst to oryginalny cytat ze szkolnego zeszytu dziewczynki zwanej Rabigul.  Wciąż trwa przy starych wierzeniach, ale chodzi do publicznej , państwowej szkoły, więc musi uczyć się tego :

 

P: Czy wiesz coś o życiu proroka Mahometa?

O: Życie naszego proroka Mahometa to doskonały wzór dla całej ludzkości. Kochał i praktykował czystość, nawet jako dziecko nigdy nie bawił się błotem.

P: Jak możemy podążać za jego nauką?

O: To nasz obowiązek aby podążać za nauką proroka Mahometa w naszym codziennym życiu.

P: Czy wiesz coś o żywieniowych zwyczajach proroka Mahometa? Jak przyjmował posiłki?

O : Nasz prorok Mahomet miał bardzo proste zwyczaje. Nigdy nie grymasił. Ale jadał tylko dozwolone ( halal ) rzeczy. Lubił jadać siedząc na ziemi.

P: Jakie było jego ulubione warzywko?

O: Lubił warzywa bardziej niż mięsko (…)

 

Łatwo krytykować fundamentalistów islamskich i ich propagandę, ale łatwo też zapomnieć o naszej własnej historii. Wyobraźcie sobie wściekłość i bunt gdyby prezydent Polski czy premier Wielkiej Brytanii ogłosił że przechodzi na Islam, więc cały naród musi też to zrobić, jeżeli kazałby w ciągu kilkunastu lat zburzyć wszystkie kościoły czy pozamieniał je w meczety, zamordował kapłanów, relikwie utopił w jeziorach, wprowadził kary więzienia za praktykowanie starej religii i specjalne podatki na rzecz nowej. A przecież to właśnie stało się w Europie kiedy mity semickich pasterzy przyszły tu z Bliskiego Wschodu. Możemy teraz obserwować  jak ta historia dzieje się ponownie, tym razem w innym kulturowo kontekście,  nie bądźmy więc ślepi.

 

“Usiłowałem znaleźć pocieszenie w nauce Kościoła, bo jestem chrześcijaninem i wierzę w drogę Pana. Ale wydaje się że wierzę w coś więcej poza tym, i nie zakładam już dłużej że jedno jest przeciwieństwem drugiego. Podejrzewam że zakazane religie kryły w sobie część tajemnicy którą straciliśmy, i tak jak długo będziemy udawać że nie ona nie istnieje, będziemy jak ślepcy, odcięci na zawsze od rzeczywistości naszego świata”

-Brian Boru, król Irlandii (Morgan Llywelyn, Lion of Ireland)

 

Commodity / Towar

April 11th, 2012

 

 

Gypsy camp in Lahore, Pakistan / Cygański obóz na przedmieściach Lahore w Pakistanie

 

 

 

Pakistan for MTV

March 4th, 2012

 

From a story about HIV prevention in Pakistan for MTV Staying Alive. Youth, gypsies, hijras. / Z historii dla fundacji MTV o zapobieganiu HIV w Pakistanie. Młodzież, cyganie, transseksualiści.

 

 

Let’s Be Thankful

February 26th, 2012

 

From a story for MTV Staying Alive foundation. Gypsy camp on the outskirts of Lahore, Pakistan. / O cyganach z Pakistanu dla fundacji MTV Staying Alive.

 

 

 

For listening / Do posłuchania :

“Let’s be thankful”

 

Gypsy community, beggars, performers, craftsmen. Living between dirty riverside and motorway on the outskirts of Lahore, Pakistan. From assignment for MTV Staying Alive Foundation. //

Społeczność pakistańskich Cyganów. Żebracy, artyści cyrkowi, rzemieślnicy, żyjący pomiędzy brudną rzeką i autostradą na obrzeżach Lahore. Z historii dla fundacji MTV Staying Alive.

 

 

 

Heaven

February 24th, 2012

 

 

From India and Bangladesh it is time to move for a while into Pakistan / / Po Indiach i Bangladeszu czas na małe odwiedziny w Pakistanie.

 

 

 

Dream quality

February 12th, 2012

 

Smoky dream of trance, music, remembrance, healing, escape. Loud drums, quiet tears, party mood or fixing what is broken. Is it real , is it fake.  A bit of this, a bit of that. Exploration that does not answer questions but opens new paths. Sufi of Pakistan. Another night in Lahore.   /

Jak rozdzielić co jest prawdziwe a co udawane, co jest pozą a co głębokim doświadczeniem, czy nie jest tak że udawanie to czarowanie rzeczywistości, i jeżeli pamiętać o maksymie Rumiego “Bądź takim jak się wydajesz, ukazuj się takim jak jesteś”, obie się kiedyś spotkają, fantazja i rzeczywistość. Noce w grobowcach sufi w Lahore wydają się snem, dream quality jak mówi napis na czyjejś bluzie. Sen w hipnotycznym rytmie, w dymie, sen o ucieczce a może o naprawianiu tego co złamane.

 

 

At home of Mithu, one of Sain brothers of famous dhol masters from Lahore, frequent guests at Thursday night sessions at Shah Jamal grave. Family guy, simple man, good person. /

W domu Mithu Saina, jednego ze słynnych braci bębniarzy z Lahore, częstych gości na czwartkowych ceremoniach w grobowcu Shah Jamala. Rodzinny ciepły człowiek, ciekawa postać.

 

Scenes from the shrine. Aside from the main mazzar , in between graves, there is a space where fire burns, tea is brewed, chillums and joints are passed around, but most of all, crazy, energetic, wild drums beat the rhytms and drive those who frequent Shah Jamal into ecstasy, for some probably entertainment on its own, one of few options for party in austere and tense modern Pakistan, for others however a teaser , a sample of something deeper, reality that can be reached on more stable basis through hard and unclear path, guided by spiritual leaders or on their own, path of qalandar, anarchist mystic. /

Sceny z nocy w Shal Jamal. Na uboczu od głównego grobu, wśród pomniejszych świętych, jest kawałek przestrzeni gdzie płonie ogień, gotowana jest herbata, jointy i chillumy wędrują pomiedzy zgromadzonymi, a wszystko w głośnym, dzikim rytmie dholi , bębnów które wzywają do podróży w ekstazę, dla niektórych to zapewne  dobra rozrywka , jakich mało w spiętym, poważnym klimacie współczesnego Pakistanu, kraju z problemami. Inni zapewne dostają tutaj przedsmak czegoś więcej, krótką wizytę w rzeczywistości w której niełatwo na stałe zamieszkać, do jakiej prowadzi cięzka i pełna wyrzeczeń ścieżka. Święci na których grobach gromadzą się sufi to przewodnicy na tej ścieżce , przynajmniej niektórzy i dla niektórych, a czasem konkrentne świadectwa, rodzaj “success story” dla kolejnych adeptów , kalandarów – mistyków anarchistów.

 

 

Even stranger is what followed later in that evening. With Mithu, Gonga, their huge drums and some other musicians we crammed into a van to go through empty streets of Lahore to another shrine, to pay homage to living saint. I was not expecting what I saw. Queued in front of a small building, told to hide camera away, mood of respect, reverence, men sitting in the first room, smoking charas, talking in quiet voices, a green curtain, I see Gonga bowing down behind it, but I see not exactly who is there. A large LCD TV on the wall inside that second room can be seen through the opening, showing looped images from Mecca. Finally is my turn to enter. On the bed, with casual pose,  wrinkled hand heavy with rings,  fingernails curled into claws, small but curious red eyes, a man is looking at me. He sports long , grey dreadlocks, matted in chaotic way, nothing like neat and equal fashion rastas of today. A big spliff in his mouth, a content approval when I pay respect. Living saint, so they say, last 20 years in that room, doing NOTHING , save from drinking chai and smoking kilograms of hashish.  A hard thing to understand for a visitor from culture that praises activity, but he is treated like this, all is centred around him, hundreds of pictures on the wall, his holy bicycle ( just like my grandfather’s), devotees gathered to sing and play instruments in his glory and glory of their God.  When he dies ( or his physical body dies ), this place will turn into a mazzar, sacred grave, and people will gather here just like now, just like at Shah Jamal. Beautiful continuity, link across generation. But for now, I can not help but think, what is in a mind not nourished by food or sensations of external world, but stoned for several years.

 

Jeszcze dziwniejsze było to co nastąpiło później tej nocy. Razem z Mithu, Gonga, ich wielkimi bębnami i jeszcze kilkoma innymi muzykami zapakowaliśmy się do ciasnego vana i pojechaliśmy przez puste już o tej porze ulice Lahore do innego szczególnego miejsca, aby złożyć hołd żyjącemu świętemu. Nie byłem przygotowany na to co tam zobaczyłem. Stałem w kolejce do wejścia do małego pokrytego kafelkami budynku, na sporym dziedzińcu wypełnionym derwiszami i zwykłymi pielgrzymami, powiedziano mi bym schował aparat, nastrój szacunku, niemalże strachu, mężczyźni siedzący w pierwszym pomieszczeniu, palący haszysz, rozmawiający ściszonymi głosami. Dalej, za zieloną zasłoną widzę Gongę w głębokim ukłonie, nie widzę przed kim. Duża plazma na ścianie tej wewnętrznej komnaty w kółko nadaje zapętloną transmisję z Mekki. W końcu jest moja kolej aby wejść. Na łożu, w swobodnej pozie, pomarszczone dłonie ciężkie od pierścieni, paznokcie zwijające się w długie szpony, małymi czerwonymi i zaciekawionymi oczkami patrzy na mnie starzec z grubymi kołtunami splątanymi na głowie.  Wielki joint zwisa mu z kącika ust, z zadowoleniem przyjmuje cudzoziemca przynoszącego wyrazy szacunku. Żywy święty, tak o nim tu mówią, ponoć ostatnie dwadzieścia lat spędził w tym pokoju, nie wychodząc, nie jedząc, nie robiąc nic poza piciem herbaty i paleniem kilogramów haszyszu. Trudno to zrozumieć komuś kto przyjeżdża tu z kultury wielbiącej aktywność i namacalne empirycznie osiągnięcia, ale tu naprawdę jest on traktowany jak ktoś nadzwyczajny, w centrum wszystkiego, setki jego portetów na ścianach, jego święty rower w rogu sali, wyznawcy zgromadzeni aby śpiewać i grać na instrumentach ku chwale świętego, jak i dla Alego , Lal Shahbaza i innych.

Kiedy umrze, a raczej , jak mówią sufi, ożeni się z wiecznością, to miejsce zapewne zamieni się w kolejny grobowiec, na którym gromadzić będą się kolejne pokolenia w czwartkową noc, lata od teraz, tak jak robią to na grobie Shah Jamala, Baby Farida, Bulle Shaha…Piękna ciągłość, łączność między pokoleniami. Ja jednak nie mogę przestać myśleć z fascynacją, co jest w tej głowie, pozbawionej wrażeń z zewnętrznego świata, odżywianej przez lata jedynie haszyszowym dymem.

 

 

The time in Lahore leaves me hungry for more, to go deeper into that world , a window into history, before it is gone, to explore anarchic spirituality of qalandars of the southern Sindh. Perhaps soon the time will come.

Po Lahore mam ochotę na więcej. Na pustynie południowego Sindhu, na podążenie dalej ścieżką fakirów, eksplorację anarchicznej duchowości fanów Czerwonego Sokoła. Być może wkrótce.

 

Drunk on God / Pijani Bogiem*

February 10th, 2012

 

* Inspirowane poezją sufi i powieścią : “Pijani Bogiem”  / Drunk on God – crazy Sufi from Pakistan. Postcards from Lahore.

 

 

Zdjęcia są częścią długoterminowego projektu o muzułmańskim mistycyzmie. Próbkę całości można obejrzeć pod poniższym linkiem : / The photos are part of long term project about Muslim mysticism.  A sample can be found below:

“Sufi Sampler”

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.