światosław / tales from the world

archive for

April, 2013

 

 

In this story about Santo Daime you may find lots of philosophy and mysticism, which can be hard to digest, so here is some concrete stuff for a change for those alergic to new age talk. Last autumn, after another year in arid, hot desert lands, I developed, what a surprise, sand in my kidneys. Of course it is my mind connecting everything with everything that makes this narrative of travelling in deserts being related to sand inside, but to be honest, modern medicine knows very little why this quite common and painful problem occurs. In fact, modern medicine knows very little about reasons why these pieces of machine , as it sees human body,  get broken. In this case, it also knows little how to fix it. I have in my family some connections with high ranking doctors, that help in getting through fucked up medical system, but none of them could help with the problem itself, and apart from pain coming on and off in random moments, pissing became bigger and bigger issue. I tried different things, including expensive hospital machines that go “beep”, but all these doctors could say is they don’t know if, when and how I can solve the problem. To give you idea how painful it can be, some women who experienced both sand in kidneys and childbirth say they prefer the latter.

 

***

 

W tej historii o Santo Daime znajdziecie dużo filozofiii i mistycyzmu, który może byc trudny do strawienia, więc teraz dla odmiany trochę konkretów dla tych uczulonych na new-agowe gadki. Ostatniej jesieni, po kolejnym roku włóczenia się po suchych, gorących i pustynnych krainach, dorobiłem się, co za niespodzianka, piasku w nerkach. Oczywiście to mój łączący wszystko-ze-wszystkim umysł buduje taką narrację w której jest jakiś związek między piaskiem w środku a tym ze środowiska jakie mnie otacza, ale bądźmy szczerzy, współczesna medycyna niewiele może powiedzieć o przyczynach tego bolesnego i dość powszechnego problemu. W istocie, współczesna medycyna niewiele może powiedzieć o powodach dla których psuje się większość z trybików tej maszyny, jak postrzega ona ciało. W tym wypadku, niewiele wie także jak ten akurat trybik naprawić. W mojej rodzinie mam nieco kontaktów między wysoko postawionymi doktorami, którzy mogą pomóc w prześlizgnięciu się przez popieprzony system opieki zdrowotnej, ale żaden z nich nie mógł pomóc rozwiązać problemu, nawet ordynator urologii, i poza bólem pojawiającym się w nerce w przypadkowych momentach, każde sikanie stawało się dużym wyzwaniem. Próbowałem różnych rzeczy, wliczając w to drogie i nowoczesne lasery które robią “bip”, ale wszyscy ci doktorzy przyznawali że nie wiedzą czy, kiedy i jak zakończy się sprawa. Aby dać pojęcie jaki to może być ból ( chociaż mój nie był aż taki ), niektóre kobiety które doświadczyły zarówno piasku w nerkach jak i rodzenia dzieci twierdzą że wolały to ostatnie.

 

 

 

And then I went to Amazon, land of flux, ever flowing water. The sound of water was everywhere, every day, streams, rivers, rain, day and night. And I drunk a lot of ayahuasca, the medicine of the forest, and the problem was gone just like that. Now go and find your rationalist explanations, I don’t think I need.

 

***

I wtedy pojechałem do Amazonii, krainy przepływu, wciąż płynącej wody. Dźwięk wody był wszędzie, każdego dnia, strumienie, rzeki, deszcz, dzień i noc. A ja piłem dużo ayahuaski, lekarstwa z lasu, i problem zniknął, ot tak. Teraz idźcie i szukajcie swych racjonalnych wytłumaczeń, ja nie sądzę abym tego potrzebował.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Words, these tiny mouth noises we are making, most likely, for last several thousand years, and for last seven thousands or so try to put in two dimensions, fetishizing it as source of all wisdom, a must for anyone who wants to learn about life, even source of divinity in case of some major religions. I work with words and I work with images, and despite being aware that complaining about them can be in my case like a lazy carpenter complaining about his hammer, I can’t help but noticing, again and again, that they are often rather escape than solution, that all the most important cognition is happening somewhere between senses, so neither what I hear or what I see is the truth I experience, so what to say about passing it on, through rusted canals of communication, into your ears, into your ears and then into your minds. It can at best be approximation of experience, to be really understood, if you experienced something similar yourself at some point. Words are good at practical things, for sure, to say where the danger is or which herbs are edible. But so often they fail.

 

***

 

Słowa, te małe dźwięki paszczą, które produkujemy, najprawdopodobniej przez ostatnie kilkadziesiąt tysięcy lat, a przez mniej więcej ostatnie siedem tysięcy próbujemy zapisywać w dwóch wymiarach, fetyszyzując jako źródło całej mądrości, niezbędnik dla każdego kto chce uczyć się o życiu, nawet źródło boskości, w wypadku niektórych dużych religii. Pracuję ze słowami  i pracuję z obrazami, i pomimo tego że jestem świadomy iż marudzenie w mym wypadku może być jak narzekanie stolarza na młotek, nie mogę nie zauważyć po raz kolejny, że są one raczej ucieczką niż odpowiedzią, że najważniejsze poznanie ma miejsce gdzieś pomiędzy zmysłami, więc ani to co słyszę ani to co widzę nie jest prawdą której doświadczam, a cóż powiedzieć o przekazaniu tego dalej, przez zardzewiałe kanały komunikacji, do waszych uszu, oczu i dalej do waszych umysłów. W najlepszym wypadku będzie to przybliżenie doświadzenia, do zrozumienia dopiero wtedy, kiedy w jakiś sposób, kiedyś, doświadczyliście czegoś podobnego sami. Słowa są dobre do praktycznych zastosowań, na pewno, aby określić gdzie czai się zagrożenie czy które zioła są jadalne. Ale tak często zawodzą.

 

 

 

 

Nevertheless, I pursue my addiction, that stops me from delving into other realms of being. I want to feel the world more in tired muscles and to talk more through feet, through touch , by action, but ego wants to absorb what it already knows to absorb, and then to produce, what it is already reasonably good at producing. So yeah, in my stay in Ceu do Mapia I work more than before, every day I go to a place where we prepare and boil sacred brew, but I also escape in my mind, into reading, in ever occurring synchronicity with experience of those days, discovering catchy thoughts and phrases, processing them, and now, back in Poland, I sit in front of my computer and spit out, despite spring sun outside.

 

***

 

Pomimo tego folguję dalej swojemu uzależnieniu, które powstrzymuje mnie od zanurkowania w inne zakątki rzeczywistości. Chcę czuć bardziej świat w zmęczonych mięśniach i gadać więcej stopami, dotykiem, działaniem, ale ego chce wsysać więcej tego co już umie dobrze wsysać, a potem produkować, to, co całkiem nieźle już umie produkować. Więc istotnie, podczas pobytu w Ceu do Mapia pracuję więcej niż przedtem, codziennie idąc do roboty w miejscu gdzie przygotowujemy i gotujemy święty wywar, ale także dużo uciekam do swojego umysłu, w czytanie, w coraz częstszej synchroniczności o rzeczach które dopiero co się zdarzyły tu i teraz, odkrywając zgrabne myśli i cytaty, przerabiając je, a teraz, z powrotem w Polsce, siedze przed swym komputerem i wypluwam, mimo wiosennego słońca na zewnatrz.

 

 

 

In the ayahuasca experience, words have special place. They seem not to come from individual mind, but from some kind of overmind that forces its servant, the individual, to make sounds it can not explain, but only pass on as best as it can, according to given abilities, record, and use for others, as a kind of guiding tool to the experience that lies beyond, whether in form of shamanic icaros, or the doctrine of Santo Daime contained in the hymns. So it happens with images, that translate the vision received, art being the map, but it is never enough to stress, do not confuse map for reality.

 

***

 

W ayahuaskowym doświadczeniu, słowa mają szczególne znaczenie. Wydaje się, że niektóre nie pochodzą z indywidualnego umysłu, ale z pewnego nadrzędnego “nadumysłu”, kolektywnej nieświadomości, która zmusza swego sługę, jednostkę, do wydawania dźwięków jakie trudno racjonalnie wytłumaczyć, można jedynie, najlepiej jak się potrafi, dzieki otrzymanym umiejętnościom i talentom, przekazywać dalej, rejestrować, używać jako rodzaj narzędzia prowadzącego innych do doświadczenia, które leży poza tymi słowami, czy to w formie szamańskich icaros, czy też hymnów zawierających doktrynę Santo Daime. To samo dzieje się z obrazami, które tłumaczą otrzymane wizje, sztuka działająca jako mapa, ale nigdy za dużo podkreślania, nie pomylcie mapy z rzeczywistością do której prowadzi.

 

 

 

And above all , remember the following, what seems banal and trivial in the world of words, world which ever thirsty for more, and more complex, as in puzzling escape from obvious. The best and most lasting message is through action.

 

***

 

Przede wszystkim jednak, pamiętajcie o tym co poniżej, chociaż wydać się to może banałem, w świecie słów, świecie wciąż spragnionym coraz więcej i coraz bardziej wyrafinowanego,  w zagadkowej ucieczce od oczywistego. Najlepszym i najbardziej trwałym przekazem jest działanie.

 

 

 

 

 

 

 

In a twisted, serpentine way, sideways, with detours in physical world and detours of the mind we move forward, onward, following footsteps of psychodelic pioneers, starting from Colonia 5000, then buses on red roads and boats on brown river, into even more winding and narrow stream, canoe sneaking through the bushes, which like a veil separate us from Mapia. Capital of Daime, jungle community called Ceu do Mapia. Heaven of Mapia.

 

***

 

Krętym, wężowym sposobem, wijąc się na boki, zarówno w fizycznym świecie jak i w krainie umysłu, posuwamy się przed siebie, wytrwale naprzód, po śladach psychodelicznych pionierów, startując z Colonii 5000, potem autobus do stanu Amazonas, po czerwonej drodze, dalej łódź na brązowej rzece, w coraz bardziej powyginany i wąski strumień, kanoe prześlizguje się przez krzaki, których kolejne warstwy jak zasłony oddzielają nas od Mapii. Stolica Daime, leśna społeczność zwana Ceu do Mapia. Niebo Mapia.

 

 

 

 

 

 

 

I am lazy asshole so instead of digging and chopping I hide in shadow on my hammock and read. Joseph Campbell’s “Creative Mythology” is my theoretical companion on this practical journey into realms of myth. I read about things I loved for years, about Celtic mythology, about archetypes that now became more accessible than ever. Some of the events and ideas mentioned are  hundreds years old, yet strangely resonating with my experience here and now.

Giordano Bruno, one of many victims of Holy Roman Church ( which recently, after 400 years finally had guts to apologize for this act ) was not burned, as many may believe, only for his scientific ideas about cosmos and about earth not being centre of universe. That last thing was proven by Copernicus some years earlier, and Bruno was just teaching that despite Church warnings. But his real sin was different, it was religious heresy most dangerous to the institution of church, about God being present in nature. Let Campbell speak :

Now it was exactly this idea of an approach to spirit through nature that was the capital heresy of that bold young Dominican monk was burned alive at the stake, at the age of fifty-two :
“All of God is in all things (although not totally, but in some more abundantly and in others less),” Giordano Bruno of Nola had written, too clearly, in his reprobated work, The Expulsion of the Triumphant Beast. “Because just as Divinity descends, in a certain manner, to the extent that one communicates with Nature, so one ascends to Divinity through Nature, as by means of a life resplendent in natural things one rises to the life that presides over them.”

 

 

 

 

Jestem leniwym dupkiem, więc zamiast kopania i wycinania ukrywam się w cieniu na hamaku i czytam. “Kreatywna Mitologia” Josepha Campbella jest moim teoretycznym przewodnikiem w tej praktycznej podróży do krainy mitu. Czytam o rzeczach, które fascynowały mnie od lat, o celtyckiej mitologii, o archetypach teraz bardziej dostępnych i jasnych niż kiedykolwiek. Niektóre z wydarzeń i idei opisywanych mają kilkaset lat, a przecież tak dziwnie dopasowują się do tego czego doświadczam tu i teraz.

Giordano Bruno, jedna z wielu ofiar Świętego i Powszechnego Kościoła Rzymskiego ( który ostatnio, po 400 latach w końcu znalazł odwagę aby przeprosić za swój, łagodnie powiedziane, kontrowersyjny czyn ) nie został spalony, jak wielu pewnie wierzy, tylko za swe naukowe odkrycia, o budowie kosmosu, i o ziemi nie będącej w centrum wszechświata. To ostatnie zostało udowodnione przez Kopernika a Bruno jedynie rozpowszechniał “nową” wiedzę, pomimo ostrzeżeń Kościoła.  Ale jego prawdziwy grzech był inny, była to religijna herezja niezwykle niebezpieczna dla instytucji kościoła, o Bogu obecnym w naturze. Pozwólmy mówić Campbellowi :

To był dokładnie ten pomysł dotarcia do ducha poprzez naturę, jaki stanowił główną herezję, za którą ten śmiały dominikański mnich został spalony żywcem na stosie, w wieku pięćdziesięciu dwóch lat : ” Całość Boga jest we wszystkich rzeczach ( chociaż nie całkowicie, ale w niektórych bardziej, a w innych mniej )” napisał Giordano Bruno z Nola, zbyt wyraźnie, w swej potepionej pracy, Wygnanie Triumfującej Bestii, “ponieważ tak samo jak Boskość zstępuje, w pewien sposób, w stopniu w jakim komunikujemy się z Naturą, tak też wznosimy się do boskości poprzez Naturę, za pomocą życia olśniewającego w rzeczach naturalnych dotrzeć można do tego Życia, które jest ponad nimi”

 

 

What I am talking about is a frontier of mind and matter, frontier of forest and field, frontier of unconscious and what is thought, said and acted, frontier of wild and cultivated.

 

***

 

Mowa tu będzie o granicy między umysłem i materią, pograniczu lasu i pola, nieświadomości i tego co jest myślane, mówione, czynione, granicy dzikiego i uprawianego.

 

 

 

From the chaotic notes done on the journey. Sometimes I want to reveal the state of mind There and Then, without interpretation from Here and After. Funny, sometimes I can’t read my own writing or I can read but don’t know what I meant at that times. Errors of communication, even with our own memory.

“fact : they do the christian cross sign with a smoking spliff of Santa Maria in hand, like some kind of incense. (…) Santa Maria, it binds, it ties, it entangles, like a vine, like a snake, it slows down, bigger mess , more chaos, but it is not a chaos of junkie den, it is organic rhythm and growth, slowed down, still going forward, but not a rat race any more, work, but not crazy, a herb of fixing and correcting, herb of calming down. They come here for a week, stay three, six months, a year”

But where to hurry and what for?

 

***

 

Z luźnych notatek robionych podczas podróży. Czasami chcę ujawnić swój stan umysłu Tam i Wtedy, bez rozwinięć i interpretacji z Teraz i Potem. Zabawne, ale nieraz nie mogę przeczytać własnego pisma, albo czytam i nie wiem co wtedy miałem na myśli. Błędy w komunikacji, nawet z własną pamięcią.

“fakt : żegnają się znakiem krzyża, z dymiącym jointem z Santa Marii w ręce, niczym kadzidła (… ) Santa Maria…związuje, splątuje, wiąże, ukorzenia, jak liana, jak wąż, spowalnia, większy bałagan ( ale to nie chaos narkomańskiej meliny ), to organiczny rytm, wyhamowanie, do przodu ale już nie w szczurzym wyścigu, praca ale nie straceńcza, zioło korekty, zioło uspokojenia. Przyjeżdżają na tydzień, zostają trzy, sześć miesięcy, rok”

Ale po co i gdzie się śpieszyć?

 

 

Entangled or settled, lost or found? Is it what I hope it is, the way of reconciliation against the path of conflict and rebellion, calming down of the restless, fixing what is torn apart, a kind of psychedelic asylum treating neurosis of the modern world, with aid of mysterious plant extract? Being here one things seems almost certain, despite falling down, despite their conflicts and failures, these are not drop outs in the bad sense, they are not nihilist for sure, they do not give up, on the contrary, it is very optimistic to find young people so honest at their work, seeking improvement, not only full of ideals, but actually at work to make them come true. But, to the members of outside society, their way, their rhythm, their style, and most of all, their plant tools seem shocking, as they undermine the most essential paradigmas. They ingest physical substances unapproved by white uniformed priests of medicine, to effect psychological change. How awkward, Prozac nation, isn’t it? And they mix it with religion, scary… Religion is supposed to be about following orders , rather than work of intuition, internal processes, leading to what any orthodoxy claims to be greatest danger, “everybody interpreting things on their own”.

So how come, doing it on their own, they are able to live in so close community, in a life full of synchronicities,  and to have experiences so close to each other, that they are actually bordering telepathy? These for sure are not questions I will answer in one month but even trying is very exciting.

 

***

 

Zaplątani czy osiadli, zagubieni czy odnalezieni? Czy to jest to na co mam nadzieję, droga pogodzenia, przeciwstawiona ścieżce konfliktu i młodzieńczej rebelii, ukojenie niespokojnych, naprawienie tego co rozdarte, rodzaj psychodelicznego schroniska, gdzie leczy się neurozę współczesnego świata, przy użyciu wywaru z tajemniczych roślin? Będąc tutaj jedną rzecz zaczynam uważać za niemal pewną, pomimo upadków, pomimo konfliktów i porażek, to nie są wyrzutkowie w złym sensie, to nie są nihiliści, nie poddają się, przeciwnie, to bardzo optymistyczne, widzieć młodych ludzi tak uczciwych w swej pracy, szukających poprawy, nie tylko pełnych ideałów, ale pracujących nad ich spełnieniem. Ale dla członków społeczeństwa na zewnątrz ich droga, ich rytm, ich styl, a przede wszystkim ich roślinne narzędzia wydają się szokujące, podważają najistotniejsze paradygmaty…Wkładają oni w swe ciała fizyczne substancje nieznane lub nieakceptowane przez kapłanów medycyny, szamanów w białych fartuchach, w celu wywołania wizji i psychologicznej zmiany, rozmywając przy tym granice świata na zewnątrz i wewnątrz. Jakże to niezręczne, w cywilizacji antydepresantów i alkoholu. I do tego mieszają to z religią, przerażające… Religia przecież powinna być, jak ją zwykle znamy, oparta na wysłuchiwaniu rozkazów pośredników nieobecnego Boga w parodii rodzicielskiej gry kary i nagrody, a nie pracą z intuicją, wewnętrznym procesem, prowadzącym do tego co każda ortodoksja uważa za największe niebezpieczeństwo, że “każdy będzie interpretował rzeczy po swojemu”.

Dlaczego zatem, robiąc każdy po swojemu, są w stanie żyć tak blisko, w tak ścisłej społeczności, życiem pełnym synchroniczności, i mieć doświadczenia tak zbliżone że właściwie niewiele dzieli je od telepatii? To pytania na jakie na pewno nie znajdę odpowiedzi przez miesiąc, ale nawet próbowanie jest bardzo ekscytujące.

 

 

 

I come from a Catholic country and I was bored by religious practices and never saw anything attractive in prayers and stuff. My mother then went through various Protestant sects. So I had my fill of Jesus and Bible. I feel strange now in a place where cannabis joint is accompanied sometimes by Hail Mary and there are hymns ( featuring St George, St John Baptist, Virgin Mary and all the company ) to be sung all night when we drink ayahuasca. But I love to practice being flexible and overcoming my prejudices. Easier said than done, and this apprehension over the whole trip will clearly be big obstacle in reaching as high as I hope ( along with poor Portuguese and poor singing skills ). For now, I have nothing against a prayer before meals, I start to appreciate more and more turning every mundane activity of life into little ritual, it gives those moments meaning, rare commodity these days.  Besides, putting stuff into my body, well, is quite important activity, just asking to be appreciated in some way. Especially on birthday barbecue.

 

***

 

Pochodzę z katolickiego kraju , byłem znudzony religijnymi praktykami i nigdy nie widziałem niczego atrakcyjnego w modlitwach i tym podobnych. Moja mama przeszła szlak różnych protestanckich sekt, więc miałem serdecznie dosyć Jezusa i Biblii. Czuję się teraz raczej dziwnie w miejscu gdzie konopnemu jointowi towarzyszą nieraz zdrowaśki, a nocami przyjmując ayahuaskę śpiewa się psalmy ( w których obficie wystepują postacie świetego Jerzego, Jana, Dziewicy Maryi i całego tego towarzystwa ). Ale uwielbiam ostatnimi czasy ćwiczenie elastyczności i przekraczanie uprzedzeń. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, i te zahamowanie przez resztę tej wyprawy będzie wyraźną przeszkodą w doleceniu tak wysoko jak chciałbym dolecieć ( obok słabej znajomości portugalskiego i słabej umiejętności śpiewania ). Póki co, nie mam nic przeciwko modlitwie przed posiłkami, zaczynam doceniać coraz bardziej zamienianie każdej banalnej czynności w mały rytuał, nadaje to tym momentom znaczenia, rzadki towar w dzisiejszych czasach. Poza tym, wkładanie substancji jakichkolwiek do mojego żołądka to całkiem ważna sprawa, aż się prosi o jakieś uświęcenie, zwłaszcza urodzinowy grill.

 

 

 

 

But all this is secondary. I came here to taste Rainha, the Queen. Let the first indtroduction be courtesy of Wikipedia authors :

Chacruna :

Psychotria viridis is a shrub from the coffee family, Rubiaceae. It has many local names, including Chacruna and Chacrona (from Quechua chaqruy, “to mix”). (…)

 Psychotria viridis contains the hallucinogenic—or entheogenicindole alkaloid dimethyltryptamine (DMT) in level varying from 0.1 to 0.61% dried mass. It is known primarily as an additive to the ayahuasca brew used in South and Central America. The mechanism of action is via the monoamine oxidase inhibitor (MAOI) present in Banisteriopsis caapi, which allows ayahuasca to be effective in oral doses (unlike smoking DMT crystals which requires no conditioning partner drug). This use is legal in Brazil among native tribes and followers of some syncretic religions.

 

***

Ale to wszystko jest drugorzędne. Przyjechałem tu aby posmakować Rainha, Królowej. Niech pierwsze zapoznanie uczynią autorzy Wikipedii:

Psychotria viridis znana też jako chacruna – gatunek krzewu z rodziny marzanowatych. ( haha, kolejna “koincydencja” , zobacz mój post przed wyjazdem, “Na spotkanie Boginii” ) (…)

Zawiera indolowe alkaloidy o działaniu psychoaktywnym, głównie DMT w stężeniu około 0,1 – 0,61%. Psychotria viridis jest głównym składnikiem enteogenicznego napoju ayahuasca w południowej i centralnej części Ameryki Południowej.

Charuna w południowoamerykańskiej mitologii niesie żeńską moc, to właście liście niosą wizje, ale aby mogły się uaktywnić, musi dojść do świętego małżeństwa z męskim pierwiastkiem, reprezentowanym przez lianę jagube.

 


 
 
In the shamanic tradition what is happening under influence of psychoactive plants is often describe as a trip, a journey into higher and lower realms, sometimes astral travel, journey beyond the body, journey inside. Here, in the ayahuasca churches of Brasil, especially Santo Daime, a word trabalho, “work” is used. It is because of many reasons, one being the form of ceremony itself, but also because of another way of perceiving what happens at that time, of another value system. I will try to come back to this issue, as it seems to me I had chance to experience what it might mean. Work understood in this way can be pleasure, it is actually essential to learn its value and appreciate it, especially as your experience, stamina and firmness increase ( hence often used in the psalms “firmeza” ). But it can be a hard toil too, it all depends on the state of our interior garden.

 

***
 
 
W szamańskiej tradycji, to co dzieje się po użyciu psychoaktywnych roślin określane jest często mianem podróży, do górnego i dolnego świata, czasem podróży astralnej, podróży poza ciało, podróży w głąb. Tutaj, w tradycji ayahuaskowych kościołów, zwłaszcza w Santo Daime,  używa się określenia trabalho, “praca”. Wynika to z wielu rzeczy, z formy samej ceremonii, ale tez nieco innego postrzegania tego co dzieje sie podczas niej, innego systemu wartości. Postaram sie jeszcze do tego wrócić, bo doświadczyłem, jak mi się wydaje, co może to oznaczać. Praca tak rozumiana może byc przyjemnością,  wraz ze wzrostem doświadczenia i kondycji, wytrwałości ( stąd częste w hymnach określenie firmeza ). Ale może to być i naprawdę ciężka harówa, wszystko zależy od tego jak bardzo zaniedbaliśmy wewnętrzny ogród.

 


 
 
From my notes, there and then:

Iago ( one of those living in Colonia 5000 ), after the ceremony : form, ceremony, rules, dress, dancing routine, gestures, common rhythm, all this is for purpose of organizing things, we are like troops of spiritual militia ( uniforms ), now you don’t see that, but when there are many people in the church, 200-300, there would be chaos, if  everyone acted as he pleases, moved around his way. We work with energy, and we try to work together. Rule, religion, regulation, they are for the society, and society both takes away and gives to the individual.

There is another dualism to destroy, one side seems to be against another, but one defines the other. My chaos and individual path is only possible through that contrast. I need them ( those people, organized this way ) to define myself by contrast, but also to rest from chaos. They are me, in other time, in other moment. Ideal does not exist, ideal is in death, life is unfulfillment, imperfection, alchemical process, which as a by-product, inevitable one, has a fever, temperature of conversion and transition, boiling of the opposites, as jacube and chacruna boil together, coincidentia oppositorum, that produces something more. There is way of society, against the way of nature. Here is work of taming at the frontier, colony built around the church, but on the edge of jungle, on the edge society/nature , a homage paid to the latter from the trenches of former. A gentle fusion, while my way is the one of sharp distinction, change, jumping from one to another, from Babylon into chaos and back.

 

***

 

Z notatek na gorąco :

Iago ( jeden z mieszkańców Colonia 5000 ), po ceremonii :   forma, ceremonia, reguła, stroje, układy taneczne, gesty, rytm ruchu, to wszystko jest dla organizacji, jesteśmy jak duchowa milicja, oddział ( uniformy ) – teraz tego nie widisz, ale jak jest dużo osób, 200, 300, byłby chaos gdyby każdy robił co chce, ruszał się po swojemu. Pracujemy z energią, staramy się pracować wspólnie. Reguła, religia, regulacja są dla społeczeństwa, ale społeczeństwo zarówno zabiera jak i daje jednostce.

Kolejny dualizm do przekroczenia, jedno niby przeciwne drugiemu, jedno definiuje drugie. Mój chaos i indywidualna ścieżka możliwa przez ten kontrast. Potrzebuje ich ( tych ludzi, tak zorganizowanych ) o określenia siebie przez kontrast, ale także do odpoczynku od chaosu. Oni są mną kiedy indziej, w innym momencie. Nie ma ideału, ideał jest w śmierci, życie to niespełnienie, niedoskonałość, alchemiczny proces, którego ubocznym ale i nieodzownym skutkiem jest gorączka, temperatura przemiany, kotłowanie się przeciwności, coincidentia oppositorum,  z której wyjść może coś więcej. Droga społeczeństwa vs droga natury.  Okiełznanie na skraju, na styku, kolonia wokół kościoła, na skraju dżungli, na skraju społeczeństwo / natura, hołd tej ostatniej z okopów pierwszego. Łagodna fuzja, podczas gdy moja droga to ostre podróże, przeskoki między jednym a drugim, z Babilonu w chaos i z powrotem.

 

 

 

Ulga po ceremonii. Nie było łatwo ale wyjście jest piekne. Po raz kolejny przewija się motyw pogodzenia, właściwego biegu rzeczy. Notuję :

“przekroczyć kolejną granicę, czy raczej rozmyć kolejną granicę, uświadomienie, że jest ona iluzją, nawet ten fikcyjny dualizm “jestem pomiędzy, na granicy” a jestem w którymś ze światów, między włóczę się i spoglądam spoza a przynależę”

Jest jedna rzeczywistość, jedno “Jestem”. Jestem, który jestem, jestem gdzie jestem, tam gdzie powinienem być. Spokój, pogodzenie, ulga, ten moment kiedy wężowym sykiem wypuszczane powietrze samo wydostaje się z mych płuc, kiedy ciało wie lepiej niż śmieszny, żyjący w oddzieleniu umysł. Teraz przypominam sobie kiedy starszej Hiszpance o tym mówiłem na Rainbow, parę lat temu, o tych niepokojach, o tym, że chyba chciałbym gdzieś przynależeć, być, na przykład na stałe , na tym Rainbow. Ha, teraz rozumiem śmieszność tego ” na stałe”, a ona wtedy się śmiała, i mówiła, no przecież jesteś. No tak, teraz też, jestem, na werandzie z ludźmi,  tańcząc w nocnej ceremonii, podczas medytacji, w hymnach, przy wciąganiu rape.

 

***

 

Feeling of relief after the ceremony. It wasn’t easy, but way out is beautiful. This is not the first time when the theme of acceptance is so clear, feeling of the things being on right track. I am writing down :

“to cross another border, or rather dissolve another boundary, realize it is illusionary, even that false dualism “i am between, on the edge of worlds” against  “i am of the world”, dualism of “I fly high and see from outside” against “I belong”.

There is one reality, one I AM. I am who I am, I am where I am, where I should be. Peace, acceptance, relief, that moment with a serpent’s hiss air leaves my lungs and mouth, without control, as of its own life and will, body knowing better what to do that this ridiculous mind living in illusion of separation. Now I remember when I spoke to one Spanish woman in Rainbow gathering two years back, about those anxieties, about need to belong somewhere, to be in more permanent way, for example on that Rainbow. Now I get the joke in this “permanence”, and she laughed then and said, well, you are. Yes, I am, now as well, on the porch with these folks, dancing in night ceremony, during meditation, in hymns, sniffing rape.

 

 
 
Notes from these days :

Farmers / worldview – earth as mother / value of work, transformation of land. As in the hymns, so in life, what in psychodelic ceremony in the night, so in the garden, in family, in community next day. So this ain’t hallucination, this is school of life. Regularity. Midday meals daily around 13:00, so they can be patient and calm, firm at work, sure of things.

Nomads / earth as space / Father Sky. Changing rhythm, following their animals. Trip & journey, in place of “work”. Shaman journeys between worlds, even language betrays the difference, in shamanism there is journey, here in Santo Daime trabalho, work, patient labour. Moving across the landscape vs its modification.

Physical activity > healthy life

 

***

 

Dalszy ciag notatek z tamtych dni :

Farmerzy / etos ziemia jako matka / praca. Cierpliwość, wytrwałość. To co w hymnach, to w życiu, to co w psychodelicznej ceremonii w nocy, tak też w ogrodzie, w rodzinie, we wspólnocie następnego dnia. Zatem to nie halucynacja, to nauka życia. Regularność. Posiłki zawsze koło 13:00, więc cierpliwi i wytrwali w pracy, bo mogą przewidywać.

Nomadzi / ziemia jako przestrzeń / ojciec niebo. Zmienne tempo, tak jak ich zwierzęta. Trip / Podróż. Szaman podróżuje między światami, nawet język zdradza różnicę, w szamanizmie jest podróż, tutaj, w Santo Daime jest trabalho, praca, żmudna, cierpliwa praca. Przemieszczanie się przez krajobraz vs  jego modyfikacja.

Aktywność fizyczna > zdrowe życie.

 

 

 

 

The work ethic is a good thing , but this is nice and slow, unlike the mad workaholism of the world these people escaped, it is learning through work, but without stress, like with a patient grandfather rather than frustrated father who yells at you, much less like any boss that taught you by his angry ways how to hate work. And a good tool for this modification is cannabis, called Santa Maria here. It slows you down, but a good natural weed doesn’t kill your will to do things, especially things you love , it just put things in balance. Your may not grow into successful business in few years time, but that is precisely what we want to avoid. Slight chaos creeps in but it is not chaos that disintegrates. It is a blessing, rest, a gift , herb that brings you into the moment, teaches to appreciate even the toil and sweat, a sacrament. They pray : Santa Maria, full of grace. It is.

 

***

 

Zatem mamy tu hippisów z etyką stawiającą na pierwszym miejscu miłość i pracę. Ale to praca miła, spokojna, nie szalony pracoholizm od którego uciekli, to nauka poprzez pracę, ale bez stresu, niczym pod przewodnictwem cierpliwego dziadka, a nie sfrustrowanego ojca który wrzeszczy na pomyłki, a tym bardziej nie jak pod batem szefa który nauczył nas jak nienawidzieć pracy. I doskonałym narzędziem tej drobnej ale istotnej korekty jest konopia, nazywana tu Świetą Marią. Ona spowalnia, ale dobre naturalne zioło nie zabija woli robienia, zwłaszcza rzeczy których wartość rozumiesz, jedynie ustawia je we właściwej hierarchii. Być może nie rozwiniesz swej farmy w wielkie przedsiebiorstwo w ciągu kilku lat, ale to dokładnie to, czego chcemy uniknąć. Lekki chaos i dekonstrukcja oczywiście wślizguje się, ale to nie chaos destrukcyjny. To ziele błogosławieństwa, odpoczynku, podarunek, ziele które sprowadza cię do TEJ chwili, uczy doceniać nawet smak harówki i potu. Sakrament. Tutaj modlą się : Święta Mario, łaskiś pełna. Bo jest.

 

 

 
“spirituality/spirit. higher, but what above, so below, sometimes flight, sometimes fall, disease, filth, risk, unstability. Here is sanatorium for travelers, vagabonds, those with heads in clouds, ex-nomads in need of grounding. So really, that division above, this dualism journey/work is only real if we analyse small piece of time and space. There is time for this and for that, they are various stages of life journey, like those of the sadhus, who in one life can turn from accountant to dust covered ascetic and back. Here too, perhaps, work will strenghten our heroes enough so that they may hit the road again, come back on camino de viaje.

 

***
 

“duchowość/duch. bujanka. wyżej, ale co na górę, to na dół, choroba, brud, ryzyko, niestabilność. Tutaj jest sanatorium Colonia 5000. Sanatorium dla podróżników, włóczęgów, bujaczy w obłokach, ex-nomadów w potrzebie uziemienia. Więc tak naprawdę, ten podział z powyżej, ten dualizm podróż/praca jest też jedynie realny jeżeli weźmiemy wąski wycinek czasu i przestrzeni. Jest czas na to i na to, są różne etapy, jak sadhu którzy w ciągu jednego życia mogą być i księgowym i pokrytym kurzem ascetą,  praca być może też wzmocni naszych bohaterów na tyle, że ruszą znów w drogę , wrócą na camino de viaje”

 

 

 

 
 

Colonia 5000

April 15th, 2013

Colonia 5000. My first days here. I try to get my bearings after long journey from Europe. I know no other place in Brasil, I came straight to this isolated state of Acre, even in transfer at Belo Horizonte airport the gate to Rio Branco was not marked, just lumped under “remote destinations”. In Rio Branco I take a local bus and end up walking red earth road , passing church after church, strange and obscure religious communities sunken in lush green background, first some evangelists, but then those give way to double cross signaling I am in Santo Daime land.

 

***

 

Colonia 5000. Moje pierwsze dni. Próbuję się ogarnąć po długiej podróży z Europy. Nie znam żadnego innego miejsca w Brazyli, przyleciałem wprost do tego odizolowanego stanu Acre przy boliwijskiej granicy, nawet na transferze w Belo Horizonte bramka do Rio Branco nie była oznaczona, kazano mi jedynie czekać pod tablicą “odległe kierunki”. W Rio Branco biorę lokalny autobus, zaliczam pierwszą tropikalną ulewę, wreszcie maszeruję czerwoną drogą, mijając kościołohacjendy ( w zasadzie hacjenda tutaj to fazenda, oba pochodzą od rdzenia “robić”, ważny fakt wbrew pozorom ). Dziwne, mało znane religijne wspólnoty zatopione w soczystej zieleni, najpierw jacyś ewangeliści, z tej fali religii w północnoamerykańskim stylu jaka ostatnio zalewa kontynent, ale potem zaczynają się podwójne krzyże, sygnał iż jestem już w krainie Santo Daime.

 

 

When I get to the colony, it is almost dark, its inhabitants have just finished their evening prayers and are curious to greet first visitor from Eastern Europe. They come from many countries, France, Colombia, Argentina, Chile, Brasil,  travelers entangled in invisible jungle of vines of the mind, settled now for some time, patients one may say, curing various ilnesses of soul and body, but I will learn of that in days to come. Waiting for my first ceremony, which will be concentração,  concentration, I settle in the moment too, putting my hammock in one of ruined houses of the original colony established by Sebastiao Mota years ago. It takes little time for jungle to claim what was taken from it by humans, and as I will learn in those days too, constant work is the only defense humans can have, both against the jungle of the outside world but against the dark forest of the psyche as well. That, perhaps is the most important lesson of daime. But let’s not go  too far ahead and have a look around, at things and signs, look for plants, sun, moon and stars. They are signs of the road to take, this time a road inside.

 

***

 

Kiedy docieram do kolonii jest już prawie noc, mieszkańcy właśnie kończą swe wieczorne modlitwy, i są zaciekawieni pierwszym gościem z Europy Wschodniej. Pochodzą z wielu krajów, Francji, Kolumbii, Argentyny, Chile, Brazylii. Podróżnicy zaplątani w niewidzialną dżunglę lian umysłu, osiadli teraz, na jakiś czas, można by rzec pacjenci uczący się przynależności, leczący choroby ciała i duszy, ale o tym dowiem się w nadchodzących dniach. Czekając na moją pierwszą ceremonię, concentração, koncentrację, również osiadam w Teraz, zawieszam swój hamak w jednym ze zruinowanych domostw pierwotnej kolonii, założonej przez Sebastiao Mota lata temu. Niewiele potrzeba czasu dżungli aby odzyskała to co zabrali jej ludzie, zdekonstruowała to co zbudowali, i jak też nauczę się w najbliższych dniach, nieustająca praca to jedyna obrona jaką człowiek ma , zarówno przed tą dżunglą świata zewnętrznego, ale także przed ciemnym lasem wewnątrz. To być może najważniejsza lekcja daime. Ale nie wybiegajmy za daleko do przodu, i rozejrzymy się dookoła, patrząc na rzeczy, zwierzęta i rośliny, szukając słońca, księżyca, gwiazd. To znaki drogi , tym razem biegnącej w głąb.

 

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

I am not a journalist, but I have a notebook and write things down sometimes. That day I wrote about tourism and about Sergio.

 

***

 

Nie jestem dziennikarzem, ale mam notes i czasem coś zapisuję. Tego dnia napisałem notkę o turystyce i o Sergio.

 

 

 

To make my journey as cheap as possible I combine many flights. I am traveling on Ryanair to Barcelona, next day is my flight to Madrid, then to Salvador, then to Belo Horizonte, finally Rio Branco. On board I listen to one of fascinating trialogues between Rupert Sheldrake, Ralph Abraham, and Terence Mckenna. This one is about resacralization of heavens. Once, all the earth and all heavens were sacred, and certain places, recognized as power points, were focus of pilgrimages, there gathered the mystics and saints, and then ordinary pilgrims flocked. Religions changed but places did not. I remember my pilgrimage to the Bektashi Sufi gathering on Tomori mountain in Albania, place once dedicated to Zeus, now Allah, same mountain, where heavens and earth meet.

 

This was negated for the first time in northern Europe, where austere Protestants, with their strict, fanatic adherence to the Scripture, as the only source of divine wisdom, claimed there is nothing between man and God, the world is dead, matter, worth only contempt, there is Creator and man, created, there is no divinity in nature, no soul, even in animals ( which even medieval Catholics recognized , hence anima>animals ). So pilgrimages were over, but nature detests void, and it is in Protestant lands that idea of tourism appeared for the first time, natural consequence of worldview that earth is just a pool of resources, a playground to be used and abused by humans.

 

***

 

Aby podróżować jak najtaniej łączę ze sobą wielę tanich lotów. Lecę Ryanairem do Barclony, nastepnego dnia mam lot do Madrytu, potem do Salwadoru, do Belo Horizonte, wreszcie Rio Branco. Na pokładzie słucham jednego z fascynujących trialogów pomiędzy Rupertem Sheldrake, Ralphem Abrahamem i Terencem McKenną. Ten jest o resakralizacji nieba. Kiedyś cała ziemia i wszystkie nieba były święte, a szczególne miejsca, rozpoznane jako punkty mocy, celem pielgrzymek, tam zbierali się mistycy i święci, a potem zwykli pielgrzymi. Religie zmieniały się ale miejsca nie. Przypominam sobie swą pielgrzymkę na zgromadzenie bektaszytów na szczycie góry Tomori w Albanii, miejsce poświęcone wcześniej Zeusowi, teraz Allahowi, ta sama góra, gdzie spotykają się ziemia i niebiosa.

Ten stan rzeczy po raz pierwszy zanegowano w północnej Europie, gdzie ponurzy i surowi protestanci, fanatycznie przywiązani do swego Pisma jako jedynego źródła boskiej mądrości, uznali że nie ma nic pomiędzy człowiekiem i Bogiem, świat jest martwy, martwa materia, godna jedynie pogardy, jest Stworzyciel i jest oddzielony od niego, stworzony człowiek, nie ma boskości w naturze, nie ma duszy, nawet w zwierzętach ( w co wierzyli nawet średniowieczni katolicy ). Pielgrzymki zatem się zakończyły, ale natura nie znosi próżni, i to właśnie w tych północnych protestanckich krainach pojawiła się po raz pierwszy idea turystyki, naturalna konsekwencja takiej wizji świata w której ziemia jest jedynie zbiorem zasobów, placem zabaw jaki ludzie mogą wykorzystywać i używać do woli, do oporu.

 

 

But we are in the time of Archaic Revival now. I land in Barcelona and stay one night at Sergio’s place. He is a lawyer I met in Pahar Ganj in Delhi couple of years ago when volcano eruption grounded air traffic to Europe. Frustrated by his job, as so many young Spaniards, he hates the system, its values, but is a good guy, we got along very well, we ended up in Mc Leod Ganj on meditation course. Now I am talking with him about my journey to Brasil.  A joint after joint, here in Catalonia Moroccan hashish is common like cigarettes. Sergio is depressed. He works now in water company but can lose job any time, and so his work mates, even superiors, so everyone is scared, worried, nervous, angry towards each other. They are middle class falling out of the race. But in some way, that crisis makes them awaken, makes them question things, ask, search. Every year, on Saint John night, the summer solistice, Sergio is going to his favourite wild beach, together with his girfriend. They eat magic mushrooms, and dive. When water surrounds him, in every little place and corner of his body he feels the touch of the world.

 

***

 

Teraz jednak nadchodzi czas Archaicznego Odrodzenia. Ląduję w Barcelonie i jadę do Sergio gdzie spędze noc. Jest to prawnik którego spotkałem parę lat temu na Pahar Ganj w Delhi, siedzieliśmy przy tym samym stoliku taniej knajpy, czekając 10 dni aż ruszą samoloty do Europy uziemione przez wybuch islandzkiego wulkanu. Sfrustrowany, jak tylu młodych Hiszpanów, nienawidzi systemu i jego wartości, ale to dobry człowiek, dobrze się dogadywaliśmy, trafiliśmy nawet razem na kurs medytacji w Mc Leod Ganj. Teraz gadam z nim o mojej podróży do Brazylii, o polityce, o psychodelikach. Joint za jointem, tu w Katalonii marokański haszysz jest tani i wszechobecny jak papierosy. Sergio jest przygnębiony. Pracuje w wodociagach ale czuje że może stracić pracę w każdej chwili, podobnie jak kumple, a nawet przełożeni, więc wszyscy są przerażeni, zamartwiają się, pełni nerwów, wściekli i agresywni wobec siebie nawzjem. Są niedoszłymi członkami klasy średniej wypadającymi z wyścigu. Ale w jakiś sposób ten Kryzys doprowadza do ich przebudzenia, powoduje że zaczynaja mysleć i zadawać pytania. Każdego roku, w noc świętego Jana, w letnie przesilenie, Sergio jedzie ze swą dziewczyną na ulubioną dziką plażę. Jedzą magiczne grzyby i nurkuja. Kiedy woda otacza go , w każdym fragmencie, w każdym zakątku ciała czuje dotyk świata.

 

 

 

 

 

A Forca Viva

April 14th, 2013

 

For a good start, may the story tell itself

 

 

 

“A força viva do meu Pai que está no Sol eu chamo aqui!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva é poderosa e nada pode resistir!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva vem curar e fazer o amor fluir!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva do meu Pai que está no Sol faz clarear!
quando ela chega num instante tudo está em seu lugar.”

 

 

 

“I summon the living force of my Father which is in the Sun !
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The force alive and mighty that nothing can resist!
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The living force to come and heal and make love flow !
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The living force of my Father which is in the Sun makes clear !
When it arrives in an instant everything is in its place”

 

***

 

“Wzywam żywą siłę mego Ojca która jest w słońcu
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Siłę żywą i potężną której nic się nie oprze!
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Żywą siłę aby przyszła uleczyć i sprawić by miłość płynęła !
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Żywa siła mego Ojca która jest w słońcu rozjaśnia
Kiedy przychodzi, w mgnieniu oka wszystko jest na swym miejscu”

 

 

 

 

 

 

 

 

Well, this gonna be hardest so far. Hardest to digest, hardest to think about, hardest to write about. Over next month, before I leave again for jungles of South America, I will try to tell the experience of last weeks in Brasil, I will  try to do it in public, but no less for myself than for others, trying to narrrow the meaning into sets of words and images, a sin perhaps to the experience itself, but a service to mind, which had to be patient and rest a lot this March.  A subtle psychological game, experience from which words and those Canon pixels retreat.

I will start with the easiest, with dry facts. In the 1930s Ireneu Serra, a black seringueiro, rubber tapper, was working in the borderlands of Brasil, Bolivia and Peru.  He encountered Indian tribes who introduced him to their sacred brew, made from DMT containing leaves and  vine called Jacube, Banisteriopsis caapi. He had visions of Virgin Mary as queen of the forest  and and during eight days solitude in the forest started receiving more visions as well as personal songs, in the ayahuasca tradition of icaros, but related to his Christian background. These hymns, as well as those of his followers, became a base for new religion, and the whole of doctrine is contained only in the songs, that bind community together, and , according to Wikipedia, promote a wholesome lifestyle in conformity with Irineu’s motto of “harmony, love, truth and justice”, as well as other key doctrinal values such as strength, humility, fraternity and purity of heart. Santo Daime, “sacred give-me”, started to grow, as more and more of seringueiros, and then others, would come, attracted by miracle healings and visions of the plant.

 

***

 

To będzie najcięższa sprawa dotychczas. Najcięższa do przetrawienia, najtrudniejsza do przemyślenia, do opisania. Przez najbliższy miesiąc, zanim ruszę ponownie do południowoamerykańskiej dżungli, postaram się opowiedzieć o tym co zdarzyło się przez ostatnie tygodnie podczas mojej podróży do Brazylii. Postaram się zrobić to publicznie, ale nie mniej dla siebie samego niż dla innych, próbując zawęzić znaczenie i sens w słowa i obrazy, być może grzesząc tak wobec samego doświadczenia, ale robiąc dobrze umysłowi, który musiał być bardzo cierpliwy i wielokrotnie wycofać się podczas minionego marca.  Mowa tu bowiem o subtelnej psychologicznej grze, i doświadczeniu, wobec którego rakiem wycofują się słowa i canonowskie piksele.

Zacznę od najłatwiejszego, od suchych faktów. W latach trzydziestych minionego wieku Ireneu Serra, czarny poszukiwacz kauczuku, pracował w dżunglach na pograniczu Brazylii, Boliwii i Peru. Spotkał się tam z przedstawicielami indiańskich plemion, którzy zapoznali go ze swym świętym wywarem z zawierających DMT liści chacruy i liany zwanej jacube, czy też Banisteriopsis caapi . Otrzymał wówczas silne wizje, wśród których dominujące było objawienie Maryi jako królowej lasu. Podczas trwającego osiem dni typowego szamańskiego odosobnienia w lesie pojawiło się więcej wizji, jak równiez osobistych pieśni, otrzymywanych wprost od rośliny, w tradycji ayahuaskowych icaros, ale związanych z jego chrześcijańskimi korzeniami. Te hymny,  obok wielu innych, otrzymanych przez pierwszych i kolejnych towarzyszy i uczniów Ireneu Serra, stały się podstawą nowej religii, i cała doktryna zawarta jest jedynie w pieśniach. Spajają one rosnącą wspólnotę, i , według opisu z Wikipedii, promują zdrowy tryb życia, zgodnie z pierwotnym mottem mistrza Ireneu, “harmonii, miłości, prawdy i sprawiedliwości” , jak również innych doktrynalnych wartości, przewijających się w tekstach wątków takich jak siła, wytrwałość, pokora, braterstwo i czystość serca. Santo Daime, “święte daj-mi”, rozpoczęło swój rozwój i ekspansję, kiedy coraz więcej seringueiros, poszukiwaczy, a potem innych mieszkańców najpierw amazońskich regionów i dalej całej Brazylii zaczęło dołaczać, przyciągnietych przez cudowne uzdrowienia, przemiany osobowości i wizje otrzymywane od świętej rośliny.

 

 

 

 

Decades after, a new important figure in the history of this religion became Sebastiao Mota, known now as Padrinho Sebastiao, who is one of those responsible for spread of the use of brew beyond the borders of Amazon region into the cities of Brazil and now the world.  In imitation of Jesus Christ, protector of outcasts , in the spirit of Rumi’s poem “Even if you have broken your vows a hundred times, come, come again”, he focused on work with misfits of society, with members of growing Brazilian counter-culture of the seventies. As those who knew him tell now, the worse, more troublesome somebody was, the more interest had Padrinho Sebastiao in accepting him. The essence of Amazonian shamanism, and Santo Daime as well, is healing, healing based on the idea that there is no separation between physical and psychic wholesome state, and that spiritual work towards self acceptance and love is beginning of the foundation of healthy life of individual and then society. They started first with a small community called Colonia 5000 , outside of capital of Acre state, Rio Branco, and after some troubles, separated from the original Santo Daime, formed new branch, with center in Ceu do Mapia, Heaven of Mapia,  remote place in Amazon jungle, where Padrinho Sebastiao moved with initial small group of friends and followers. They worked hard in the virgin forest and established a community which in January 2013 celebrated its 30th anniversary. One of the reasons of moving there was that one of the hippies Padrinho worked with, Lucio Mortimer, introduced him to cannabis, and the old man recognized it as sacred plant, which became since then second of religion’s sacraments, called Santa Maria. It is now used , alongside the brew, in the religious practices, despite being illegal in Brasil. Daime itself, after a long legal battle was recognized as religious sacrament by the government of Brasil, and the legalization process is now almost complete in Argentina, some of European countries as well as some of the states of USA.  Santo Daime is spreading now around the world, as one of increasing number of spiritual traditions recognizing value of psychoactive plants.

 

***

 

Parę dekad później, kolejna ważna postać pojawiła się w historii tej religii. Sebastiao Mota, znany obecnie jako Padrinho Sebastiao, jest jednym z odpowiedzialnych za rozpowszechnienie Daime poza granicami Amazonii w miastach Brazylii, i od jakiegoś czasu także poza tym krajem. Naśladując Chrystusa, opiekuna wyrzutków, w duchu słynnego wiersza Rumiego, “nawet jeśli stokrotnie złamałeś swe śluby, przyjdź do nas znów”, Padrinho skupił się na pracy z niedopasowanymi do współczesnego społeczeństwa, członkami coraz większej brazylijskiej kontrkultury lat siedemdziesiątych. Jak ci którzy znali go zgodnie opowiadają, im “gorszy”, bardziej problematyczny był “pacjent”, tym chętniej przyjmował go do siebie Padrinho Sebastiao. Sedno amazońskiego szamanizmu, a także opartej na nim częściowo religii Santo Daime, to uzdrawianie, leczenie oparte na przekonaniu, że iluzją jest oddzielenie między fizycznym i psychicznym stanem zdrowia rozumianym jako spójność, integralność osobowości i życia, i że duchowa praca nad samoakceptacją i miłością jest podstawą , fundamentem zdrowego życia jednostki, a co za tym idzie, społeczeństwa. Skupieni wokół Padrinho Sebastiao najpierw utworzyli pierwszą społeczność Colonia 5000 niedaleko Rio Branco, stolicy stanu Acre, i po pewnych kontrowersjach oddzielili się od bardziej konserwatywnych członków Santo Daime. Centrum nowego odłamu stała się wioska jaką od podstaw zbudowali w głębi dziewiczego lasu , Ceu do Mapia, Niebo Mapia, która w styczniu tego roku obchodziła 30tą rocznicę swego istnienia. Jednym z powodów przeniesienia się z dala od cywilizacji było używanie konopii jako drugiego z sakramentów nowej religii. Jeden z hippisów jacy trafili w siedemdziesiątych latach do Rio Branco, Lucio Mortimer, zapoznał Padrinho Sebastiao z tą rośliną, a ten juz po pierwszym użyciu rozpoznał w niej żeńskiego ducha pochodzącego wprost od Maryi, i od tego czasu odłam Daime zwany Cefluris aprobuje jej stosowanie w praktykach religijnych, pod nazwą Santa Maria. Jest to oczywiście źródło kontrowersji z powodów prawnych, nastomiast samo Daime po długiej batalii prawnej zostało zaakceptowane przez brazylijski rząd, proces legalizacji jest obecnie prawie ukończony w Argentynie, niektórych europejskich krajach, jak również w niektórych stanach USA. Santo Daime rozprzestrzenia się na świecie jako jedna z coraz liczniejszych duchowych tradycji uznających wartość i świętość psychoaktywnych roślin.

 

 

 

 

I see no reason to provide more facts now. I can recommend decent Wikipedia article on Santo Daime : ( http://en.wikipedia.org/wiki/Santo_Daime ) . My tale will be personal one, of a month spent in the first original colony established by Padrinho Sebastiao near Rio Branco and in the remote jungle village called Ceu do Mapia, where he finally settled with his followers. This thread belongs to one of the never-ending themes of this blog, about revival of interest in plants of power, entheogenic substances used since the beginning of mankind, and demonized in the relatively short time of the rule of jealous gods of the book. If Force allows, shamans of Peru are coming next, but that story is still far ahead.

 

***

 

Nie ma powodu abym powielał tutaj więcej faktów jakie można znaleźć na wielu stronach w Internecie poswięconych Santo Daime. Kolejne części mojej opowieści będą bardziej osobiste, o miesiącu spędzonym w Colonia 5000 oraz w Ceu do Mapia. Ta historia przynależy do jednego z niekończących się wątków na tym blogu, poświęconego odrodzeniu zainteresowania roślinami mocy, enteogenicznymi substancjami używanymi od zarania dziejów ludzkości, a demonizowanymi w relatywnie krótkim okresie ostatnich paru tysięcy lat panowania zazdrosnych bogów z Księgi. Jeżeli Moc pozwoli, nastepni w kolejce będą szamani z Peru, ale to na razie odległa historia.

 

 

 

 

 

Don Quixote to his squire, Sancho Pansa, after his failed attack on windmills perceived by him as giants, despite Pansa’s warnings.

“I am sure it was that necromancer Freston who transformed these giants into mills, to deprive me of the honor of this victory. He has always
been my enemy, this way. However, his evil arts will have little force, in the end (…)”

 

***

 

Don Kiszot, do swojego giermka, Sanczo Pansy, po nieudanym ataku na wiatraki w których widział złowrogich gigantów, pomimo ostrzeżeń towarzysza :

“Jestem pewien, że to czarnoksiężnik Freston zamienił gigantów w wiatraki, aby pozbawić mnie honoru zwycięstwa. Zawsze był moim wrogiem. Jednakże, jego złowrogie sztuczki ostatecznie niewiele będa mieć mocy (…)”

 

 

 

 

 

And here is what says Ortega y Gasset in his “Meditations on Quixote” :

“(…) it is a fact that there are men who decide not to be satisfied with reality. Such men aim at altering the course of things; they refuse to repeat gestures that custom, tradition, or biological instincts  force them to make. These men we call heroes, because to be a hero means to be one out of many, to be oneself. If we refuse to have our actions determined by heredity or environment, it is because we seek to base the origin of our actions on ourselves and only on ourselves. The hero’s will is not that of his ancestors nor of his society, but his own. This will to be oneself is heroism (…)”

 

***

 
A oto co mówi Ortega y Gasset, w swych “Medytacjach o Kiszocie” :

“(…) faktem jest że są tacy , których nie zadowala rzeczywistość. Ci ludzie zamierzają zmienić bieg spraw, odmawiają powtarzać gesty do których zmusza zwyczaj, tradycja czy biologiczne instynkty. Tych ludzi nazywamy bohaterami, bo być bohaterem znaczy być jednym  pośród tłumu, być sobą. Jeżeli nie zgadzamy się na to, aby nasze działanie było determinowane przez to co dziedziczymy czy przez środowisko, dzieje się tak dlatego, że szukamy motywacji i źródła w sobie i tylko w sobie. Wola bohatera nie jest wolą jego przodków ani społeczeństwa, tylko jego własną. Ta wola bycia sobą samym to heroizm (…)”

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.