światosław / tales from the world

Posts tagged:

mapia

chwała / glory

June 14th, 2014

 

 

 

for the food that I eat
for the herb that I smoke
when the rain fall
when the sun shine

 

 

chwała, chwała, naturze chwała
chwała, chwała, miłości chwała

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Brasil - Poland 2013/2014. All is connected. ///  Brazylia - Bieszczady 2013/2014. Wszystko jest połączone ]

 

 

 

 

I don’t know if I ever come back to Mapia, but I know there are ways other than physical journey. I am there too.

 

***

 

Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do Mapii, ale wiem, że są inne sposoby niż fizyczna podróż. Jestem też tam.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Last ceremony in the church of “Green Gandalf”.  Easter week is finished.  Last rape snuff, last joints in the boat leaving Mapia for the world outside, the same way we came here, pathway of water, the only available.

 

***

 

Ostatnia ceremonia w kościele “Zielonego Gandalfa”. Wielkanocny tydzień już się zakończył. Ostatni raz wciągamy rape, palimy ostatnie jointy na łódce jaka z Mapii wywozi nas w zewnętrzny świat, ścieżką wody, jedyną dostępną.

 

 

 

 

 

 

Our captain is Cristalmar, man on the move, boat running between Mapia and Boca do Acre is his home, and so is the forest. He was just a few years old when his father would leave him completely on his own for days in a lone fazenda, in a thatched hut surrounded by thick vegetation, deep inside the jungle, with no food, to fend for himself.  He did.

 

***

 

Naszym kapitanem jest Cristalmar, człowiek w ruchu, żyje praktycznie na łodzi pomiędzy Mapią a Boca do Acre, na rzece jest w domu, podobnie i w lesie. Miał około 6-7 lat kiedy ojciec zaczął zostawiać go samiutkiego w położonej w głębi dżungli fazendzie, w pokrytej trzciną chatce otoczonej gęstym lasem, bez jedzenia, tak aby nauczył się dbać o siebie. No i się nauczył.

 

 

 

I keep reading Campbell’s “Creative Mythology”, about transition, about motifs of wasteland and wonderland in Thomas Mann’s “Magic Mountain”. Campbell quotes from this novel, from episode when Hans Castorp ascends, during a two day long mountain train ride, highlands where his transformation will take place, away from the “flatland” of ordinary people and ordinary concerns. :

“Space, rolling and revolving between Hans and his native heath had possessed and wielded the powers that we generally ascribe to time, yet in a way even more striking. Space, like time, engenders forgetfulness; but it does so by setting us free from our surroundings and giving us back our primitive, unattached state.”

 

Wout, young Dutchman on a spiritual search leaves Mapia happy and a bit confused, he is on his way to Rio de Janeiro, where he first encountered Daime. Amilton, our rough grandfather figure has business in town. He is selling his house in Mapia soon, and after many years there wants to live with his children who are in Minas Gerais. He has them with much younger woman, who is now in Boca do Acre. We do not know how they separated, we do not know which rumours about Amilton are true. Mapia is full of various stories , and all have their opinion. Even two weeks there revealed a micro-world of telenovela kind, full of gossip, jealousy, passion, intrigue. Amilton of course claims usual “it is all her fault”. But he has one final, important lesson for us. When we get to Boca do Acre, the very first night he gets drunk ( in Mapia, at least officially, there is no alcohol ). Then he goes on to visit his ex-wife, and after a row, including physical violence, police is called and he ends up in local jail. It is clear : you can drink that teaching brew for 30 years, but as one of the hymns we sung this Easter says,

“Não digas que o Mestre não tem saber / Ele bem ensinou / E você não quis aprender”  ( “Do not say Master does not have wisdom / He taught well / It is you who do not want to learn” )

 

 

***

 

Czytam sobie dalej “Creative Mythology” Campbella. Czytam o przejściu, o motywach martwego, spustoszonego świata i świata cudów, świata przemiany, o “Czarodziejskiej górze” Manna. Campbell cytuje z tej powieści, epizod kiedy Hans Castorp wspina się podczas dwudniowej podróży górską kolejką  do sanatorium na szczycie, gdzie będzie mieć miejsce jego przemiana, z dala od “płaskiej krainy” która oznacza ziemie “zwykłych” ludzi pogrążonych w swym transie.

“Przestrzeń, tocząca się i rozwijająca pomiędzy Hansem a jego ojczystym wrzosowiskiem posiadała moce które zwykle przypisujemy czasowi, ale w nawet bardziej uderzający sposób. Przestrzeń, jak czas, rodzi zapomnienie, ale czyni to uwalniając nas z naszego otoczenia i oddając nam naszy pierwotny stan “bez przywiązania”.

 

Wout, młody Holender w trakcie duchowych poszukiwań, wyjeżdża z Mapii w stanie szczęścia ale i lekkiego oszołomienia, jest w drodze do Rio de Janeiro, gdzie pierwszy raz zetknął się z kościołem Santo Daime. Amilton, twardy dziadek, ma sprawy do załatwienia w mieście. Sprzedał właśnie swój dom w Mapii i po wielu latach tam spędzonych chce zamieszkać ze swoimi dziećmi, częściowo już dorosłymi, żyjącymi obecnie w Minas Gerais. Ma je z dużo młodszą kobietą, która jest teraz w Boca do Acre. Nie wiemy do końca jak i dlaczego się rozstali, nie wiemy które plotki o Amiltonie są prawdziwe. Mapia jest pełna historii, i wszyscy mają swoje zdanie. Zaledwie dwa tygodnie tam spędzone a już wyświetliła się nam wielowątkowa telenowela, pełna obmawiania, zazdrości, emocji i intryg. Amilton oczywiście podtrzymuje typowe “to jej wszystko jej wina”. Ale dziadek ma dla nas ostatnią, ważną lekcję. Kiedy dopływamy w końcu do Boca do Acre, już pierwszej nocy Amilton upija się ( w Mapii, przynajmniej teoretycznie alkohol jest zakazany ). Potem rusza w tany, w środku nocy odwiedza swą eks małzonkę i po burzliwej latynoskiej kłótni doprawionej przemocą, wezwana jest policja i dziadek trafia do celi. Jest dla mnie jasne, można pić ten wywar-nauczycielkę przez 30 lat, ale jak mówi jeden z psalmów towarzyszących nam tej Wielkanocy :

 “Não digas que o Mestre não tem saber / Ele bem ensinou / E você não quis aprender” ( “Nie mów, że Mistrz nie ma wiedzy / On nas dobrze uczył / To tyś ten, który nie chce się nauczyć ” )

 

 

 

 

We continue our journey and then I stay on my own in Rio Branco, city of concrete, boring shopping malls, evangelical supermarket style churches. As flat as possible. Even if this is birthplace of Santo Daime, the very centre of the cult, I can not fail but realize it is a minority in the way of first Christians.  A couple of communities here and there are scattered in the sea of that same tasteless disease that poisons every developed country, and Brasil is such already. Life and passion, grit and adventure, whether physical or spiritual, are exchanged for steel, chrome, plastic. Plastic world, plastic food, plastic values. I can’t wait to get out of here.

 

***

 

Kontynuujemy naszą podróż i ostatecznie zostaję sam w Rio Branco, mieście betonu, nudnych prowincjonalnych pasaży handlowych, zalanym falą supermarketowego ewangelickiego chrześcijaństwa w amerykańskim stylu. Tak płasko i bez wyrazu jak to tylko możliwe. Pomimo iż to miasto i ten region to kolebka i serce Santo Daime i innych ayahuaskowych tradycji, trudno nie spostrzec że ich sytuacja przypomina nieco pierwszych chrześcijan pochowanych gdzieś po katakumbach. Pare społeczności tu, pare tam, wysepki na morzu tego samego gówna bez wyrazu, tej zarazy która zatruwa każdy rozwiniety kraj, a za taki już trzeba uznac Brazylię. Życie i pasja, brud, temperament i przygoda, czy to fizyczna i dosłowna, czy to duchowa, ustępują płotom, bezpiecznym przegródkom, rutynie, pudełkom ze stali, chromu i plastiku. Plastikowy świat, plastikowe żarcie, plastikowe wartości. Nie mogę się doczekać, kiedy się stąd wydostanę.

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Meet Emma, the fighter. I hang out more with men in recent years, but maybe because of that in these years I was privileged to meet some remarkable, strong women. This is to say, these who are not satisfied and obedient, and who struggle, sometimes take a long hard path, sometimes instead of the easy one suggested by others, sometimes because there is no other path.

She went trough a life that could easily bring many down, and she suffered a lot, from childhood abuse, to self abuse in later years, events and traumas I do not feel entitled to quote here. But when all seemed hopeless, Daime found her, through a Spanish psychiatrist, and she found her way to Mapia. After the first stay here she came back to Barcelona and spend 3 years in bed, processing what has happened in her life so far and what Daime taught her. She started frequenting church ceremonies, she eventually ended up in Mapia again. After 10 years experience with Santo Daime, here she is, still troubled with demons, but she can ride them way better now. Since nearly 2 years she is fardada, official member of Santo Daime, here wearing ceremonial dress of women, who are seen in this tradition as Rainhas, the Queens. However, when she dances in night ceremony, moving from side to side, shaking her maracas, chanting psalms, I see a warrior.

 

***

 

Poznajcie Emmę, wojownika. Ostatnimi laty włóczę się więcej z mężczyznami, ale być może właśnie dlatego miałem w tym czasie okazję spotkać pare wyjątkowych, silnych kobiet. Mam na myśli niespokojne dusze, takie które nie były zadowolone byle czym, nieposłuszne, które walczyły, czasem wybierając trudniejszą i dłuższą ścieżkę, czasem zamiast tej łatwiejszej, sugerowanej przez otoczenia, a czasem bo innej nie było.

Historia Emmy to historia życia jakie z łatwością powaliłoby wiele innych na ziemię, historia pod tytułem “co nas nie zabije to nas wzmocni”. Cierpiała wiele, i w dzieciństwie, krzywdzona przez innych, i później, krzywdząc sama siebie, tych traumatycznych wydarzeń nie mam nawet prawa tutaj opowiedzieć. Ale kiedy wszystko już wydawało się beznadziejne, Daime odnalazło ją, za pośrednictwem hiszpańskiego psychiatry, a ona odnalazła drogę do Mapii. Po pierwszym pobycie tutaj wróciła do Barcelony i spędziła 3 lata nie wychodząc z łóżka, przerabiając to co zdarzyło się dotąd w jej życiu, i to czego nauczyły ją sesje z Daime. Zaczęła odwiedzać coraz częściej kościelne ceremonie, w końcu trafiła ponownie do Mapii. Teraz, po dziesięciu latach doświadczenia z Santo Daime, Emma jest tutaj znów, ciągle z demonami, ale umie już je dużo lepiej ujeżdżać. Od prawie dwóch lat jest fardada, oficjalnie przynależy do kościoła, z prawem noszenia ceremonialnego stroju, jak na tych zdjęciach, stroju królowej, Rainha, bo tak w tradycji Daime nazywa się kobiety. Kiedy jednak widzę w jaki sposób rusza się, jak tańczy podczas nocnej ceremonii, w jednej ręce dzierżąc grzechotkę, w drugiej śpiewnik z psalmami,  widzę też wojownika.

 

 

 

 

Emma’s own message  /   Parę słów od Emmy :

 

 

“en mi busqueda de la verdad, la vida me encamino a este pedazo de medio-paraiso llamado mapia, en el mismisimo amazonas, rodeada de naturaleza mires donde mires, su sinfonia  dia y noche me acompaña en mi sanacion.
Aqui conoci la bebida ancestral ayahuasca con la cual trabajo desde hace 10 años, mi vida ha transmutado, puedo sentir y ser y puedo vivir en paz… agradecida a “todas” las personas que se cruzaron en mi camino, han sido, son, seran mis maestros en vida.”

 

***

 

“in my search for the truth, life carried me into this piece of half-paradise called Mapia, in the heart of Amazon, surrounded by nature wherever you look, and its symphony day and night accompanies my healing. Here I got to know drink of the ancestors, ayahuasca, with which I have been working for 10 years now, my life has transmuted, I can feel and I can live in peace. Grateful for all persons who crossed my path, they have been, they are, they will be my teachers in life”

 

***

 

” w moim poszukiwaniu prawdy, życie zaprowadziło mnie do tego kawałka prawie-raju zwanego Mapia, w sercu Amazonii, otoczona naturą gdzie tylko nie spojrzę, i jej symfonia dzień i noc akompaniuje mojemu zdrowieniu. Tutaj poznałam napój przodków, ayahuaskę, z którym pracuję już 10 lat, moje życie uległo przemianie, mogę czuć, mogę żyć w pokoju. Wdzięczna wszystkim osobom które napotkałam na swej ścieżce, byli, są i bedą mistrzami mojego życia”

 

 

 

 

 

We visit together Prato Rasso, abandoned psychiatric clinic on the edge of Mapia. It is quite enlightening to hear the story of its collapse, caused by reasons so human. Ayahuasca is a magic brew, but in the end it all depends on us, what we do with its lessons, this is no Prozac style artificial happiness. We talk about months Emma spent here, we talk about how it looks now, results of human effort very quickly claimed again by forest. But it seems a poignant reversal, in these years Emma’s interior garden changed in exactly opposite way than this once neat and posh clinic for victims of European alienation.

 

***

 

Odwiedzamy razem Prato Rasso, opuszczoną klinikę psychiatryczną na skraju Mapii. Jest bardzo pouczającym posłuchać o tym jak doszło do jej upadku, z tak bardzo ludzkich, zwyczajnych powodów. Ayahuaska to magiczna substancja, ale ostateczne efekty zależą od nas, od tego co zrobimy z otrzymanymi lekcjami, to nie sztuczne szczęście na zawołanie. Gadamy o miesiącach jakie Emma tu spędziła, i o tym jak teraz wygląda to miejsce, rezultaty ludzkiego wysiłku bardzo szybko odzyskiwane przez las. Symboliczne jest to odwrócenie stanu świata zewnętrznego i tego wewnętrznego ogrodu Emmy, który udało się jej doprowadzić do porządku, w przeciwieństwie do tak szykownej kiedyś kliniki dla ofiar europejskiej alienacji.

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013  / Ceu do Mapia, stan Amazonas, Brazylia. Wielkanoc 2013 ]

When Terence McKenna asked the mushroom “why us”, it told him “because you never believed in anything”. I hear same message in words of Jung, who says he is not interested in belief, he either knows or doesn’t know. I do not believe in spirit world,  I do not believe that the world is alive. Questions interesting now are pragmatic, techniques and language, how to navigate it, how to converse with it and how to pass the experience. I do not believe in existence of Pakistan, Ethiopia and Brasil. I do not believe in spirit world.

 

***

 

Kiedy Terence McKenna spytał grzyba “dlaczego my”, ten powiedział mu “ponieważ w nic nigdy nie wierzyliście”. Słyszę to samo podejście w słowach Junga, który mówił, że nie interesuje go wiara, albo coś wie, albo nie. Nie wierzę w świat duchów, w to, że świat jest żywy. To co mnie interesuje teraz to sprawy pragmatyczne, techniki i język, jak w nim nawigować, jak z nim rozmawiać, jak przekazać dalej to doświadczenie. Nie wierzę w istnienie Pakistanu, Etiopii, Brazylii. Nie wierzę w świat duchów.

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Nights in Mapia, ayahuasca drinking community in the Amazon jungle. Brasil. Easter 2013. /  Noce w Mapii, wspólnocie ayahuaskowej w głębi Amazonii. Brazylia, Wielkanoc 2013. ]

 

 

 

 

Ceu do Mapia, Heaven of Mapia. This is low-fi heaven, where bliss comes from simple things and fireworks are in the mind’s landscape. Ayahuasca drinking religious community inside Amazon forest in Brasil, with no dreadlocks or tipi dwelling hippies, but also no mall temples to consumerism and fine cuisine to fill the internal void.

 

***

 

Ceu do Mapia, Niebo Mapia. To niskobudżetowe niebo, gdzie rozkosz płynie z prostych rzeczy a fajerwerki są głównie w wewnętrznym krajobrazie umysłu. Pijąca ayahuaskę religijna wspólnota w głębi amazońskiej puszczy w Brazylii, gdzie nie widać dredów ani mieszkających w tipi hipisów, ale nie ma też betonowych świątyń konsumpcjonizmu ani wytwornej kuchni mającej wypełnić pustkę.

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013  / Ceu do Mapia, stan Amazonas, Brazylia. Wielkanoc 2013 ]

 

 

 

 

 

 

 

Ponieważ wydarzenia z 23 kwietnia, z rocznicy śmierci padrinho Corriente były tak mocne, dwa dni później notuję jeszcze raz, już ostatnie takie przemyślenia z Mapii :

25.04. Daime uczy pokory, uważności, budowy fundamentów. Wężowa powtarzalność, wężykiem, od piekła do ulgi do ekstazy, na tyle cżęsto aby się wbiło w łeb, pętle nie są tak złowrogie i pozornie bez sensu jak kwasowe, są jak wielokrotne powtórzenia tej samej lekcji, w celu utrwalenia, udoskonalenia, niczym kolejne strzały cyfrówką, kiedy już niby mam to, o co chodzi, ale ciagle “jeszcze raz”, “jeszcze trochę” – aby próbować dojść do tej nieuchwytnej perfekcji, a być może aby w końcu odpuścić, uświadomić sobie że do perfekcji dojść nie sposób – i tym sposobem uwolnić się z męczenia, z obsesyjnego powtarzania kadru, z obsesyjnego celebrowania cierpienia, zagubienia, bycia ofiarą.

W błysku zrozumienia widzę, że jest okej, tak jak jest, nic więcej nie trzeba, starczy – i naprawdę w to wierzę – i wtedy kończy się ot tak, coś co wydawało się nie skończy się nigdy.

 
 

***
 
 

Because events in the night of 24 April, the anniversary of death of padrinho Corriente were so strong, I am compelled to write a bit again two days later, last notes of this kind from Mapia :

25.04 Daime teaches being humble and careful, teaches building foundation. In a serpentine repetitive swinging movement from hell to relief to ecstasy, so frequent it carves a path in the mind. I see those mind loops being less threatening and less absurd than those of LSD, they are like frequent repetition of the same lesson to be memorized for good, for perfection, like many consecutive shots with digital camera, when, despite already having what I need, I keep on shooting, more and more, “one more time”, “one more minute” – trying to grab perfection – or perhaps realize it is ungraspable, and so get release from this futile struggle, obsessive correcting of the frame, or obsessive celebration of suffering, being lost, being a victim.

In a flash of understanding I see that all is OK, as it should be, that no more is needed, it is enough – and I do believe that – and than the hard part ends, just like that, something that seemed will never end.

 

 

 

 
 

gratitude / wdzięczność

April 25th, 2013

 

 

 

 

 

Rano, po ceremonii i bardzo trudnych przejściach spisuję, sam dla siebie, za co jestem wdzięczny, aby pamietać. Jak często, kiedy w chorobie czy wielkim nieszczęściu mówimy, gdyby tylko to sie skończyło, to już nic więcej nie będę chciał, będę szczęśliwy, a potem, zaraz gdy tylko problem mija, mamy już nowe żądze, nowe cele i  marzenia na horyzoncie. Tak łatwo zapomnieć, całe zadanie to pamietać. Nie pomaga w tym odległość czasowa, trudniej mieć w pamięci chorobę sprzed roku, kiedy w międzyczasie pojawiła się miłość, i zdążyła już uciec, i teraz użalamy się nad sobą, nad “utraconym” szczęściem. Tymczasem jedną z najwartościowszych rzeczy jaką odkryłem w psychodelikach jest skondensowanie tego procesu do okresu jednej nocy, czasem jednej godziny czy minuty.  Wczoraj przecież byłem w miejscu bez czasu, bylem w miejscu z którego wydawało się nigdy się nie wydostanę, w przerażającej pętli świadomości, myśli, stanie tak męczącym. Tak bardzo chciałem uciec, jak tracąca powietrze ryba na pokładzie kutra, niewiele różniło się to od stanu jaki pamiętam ze swego ataku malarii na Madagaskarze.

A potem nagle skończyło się, coś co wydawało się, że nie skończy się nigdy, tak jak cierpienie po miłosnym zawodzie, skończyło się w ciagu jednego momentu, ot tak, jak spotyka się wybawienie, nie przewidujemy że może być tuż za rogiem ulicy, zapominamy o ciągłym przepływie, nietrwalości, i “złego” i “dobrego”. Wczorajszy wieczór w szalonej karuzeli emocji przypomniał, niech będą dzięki.

 

***

 

In the morning, after ceremony and very hard passage I am again writing down, for myself, what I am grateful for, in order to remember. How often, when in sickness, in disaster, we say, may this end, and I will not ask for anything more, I will be happy, and then, when the problem goes away, we have new desires, new aims and dreams in our mind, and we forgot about the promise. It is so easy to forget, the whole task is to remember. Distance in time does not help in this, it is harder to remember disease from previous year, when in the meantime new love appeared, and it went away, and now we feel sorry for ourselves, despair after the happiness “lost”. So this is precisely that what I consider one of the most valuable gifts of psychodelic tools, that this process is condensed into one night, sometimes into one hour or minute. Yesterday I was in a mental place with no time, and it was scary as I felt terrible, I was in a place I thought I shall never be able to leave, in a frightening loop of consciousness, thoughts, a state of despair. I wanted to run away from it desperately, I felt like fish loosing last air on the deck of fishing boat, I felt same way I did years ago in Madagascar in my first malaria attack.

And then, all of a sudden, it just ended, what seemed to be eternal, like suffering after a heartbreak, it ended in one moment, just like that, as you meet your salvation, not predicting minutes before that it could be waiting just around the corner, forgetting about constant flow, impermanence, both of “good” and of “bad”. Last night, a crazy ride in merry-go-round of emotions reminded me, and I give thanks.

 

 
 

Tak szybka i częsta podróż z nieba do piekla i z powrotem utrwala, ryje w pamięci, wali po pysku jak Michael Palin śmierdzącą rybą, nie pozwala zapomnieć tego co się stało, zależności między górą i dołem, zależności opartej na współistnieniu, nie ma raju bez piekła, nie ma szczęścia bez cierpienia. Banał, wszyscy o tym wiemy? No właśnie, wiedzieć to nie problem, tylko pamiętać. Zatem zikr, przypominanie.
 
***
 
So fast and so frequent journey from heaven to hell and back imprints it in my memory, trains my mind, it hits me in the face like Michael Palin with his dead fish, it does not allow to forget what has happened, this connection between “up” and “down”, connection based on coexistence, there is no paradise without hell, no happiness without suffering. Obvious, we all know it? Yeah, the problem is not “to know”, but “to remember”. Hence zikr, ritual of reminding.
 
 

 

 

 

ciało działa /

szczanie nie boli zanadto /

wyszedłem z ciężkiej pracy cało /

miałem w końcu mocne doświadczenie, tak jak chciałem, chociaż oczekiwałem oczywiście raczej ekstazy /

mniejsze oddzielenie-większy kontakt – z Emmą, z Woutem /

jest piękny ranek a wczoraj było piękne popołudnie z ayahuaską, w miejscu feitio /

coraz więcej pracuję fizycznie, tak jak chciałem. podczas feitio, jak nazywany jest wyrób Daime, zaczynam robić rzeczy nie oglądając się na to czy to moja kolej, czy ktoś inny dosyć zrobił, dla samej przyjemności robienia, akcji, pracy /

praca = przepływ = życie > foto, gotowanie, feitio, taniec, sprzątanie, medytacja, ceremonia, pisanie, myślenie, czytanie /

stoicyzm, spokój, przeszedłem daleką drogę od nerwowego nastolatka, i każde takie przejście jak wczoraj buduje wytrwałość, zaufanie do siebie i do rośliny. /

rozumiem co znaczy “daime” – “daj mi” – dostaję to co jest mi potrzebne, więcej wytrwałości, determinacji, nie denerwowania się, nawet jak coś dzieje się nie po mojej myśli, albo w ogóle nie dzieje się ( szarpanina na wcześniejszych wyjazdach, niezaspokojenie efektami, a potem w domu, po fakcie okazywało się że owoce wyjazdu super )

epizod z popołudnia ‘pod wpływem” – kiedy w łazience widzę w lustrze swoją twarz, widzę w niej wielu mężczyzn, wiem że ja jestem też nimi /

wreszcie , na koniec, wracając do siebie, na ścieżce zobaczyliśmy węża, a on prześlizgnął się na drzewo, obrócił i patrzał na nas. Ostatnie błogosławieństwo.

 

***

 

my body is working /

pissing does not hurt so much now /

I survived hard work /

I finally had strong experience, as I wanted, although of course I hoped for ecstasy /

lesser feeling of separation, more of contact – with Emma, with Wout /

it is a beautiful morning now and yesterday was a beautiful ayahuasca afternoon, at the place of feitio /

I work more physically now, as I wanted. During feitio, as production of Daime is called, I start to do things without thinking whether it is my turn, whether someone else did more, for the pleasure of working itself, for joy of action /

work = flow = life > photography, cooking, feitio, dancing, cleaning, meditation, ceremony, writing, thinking, reading /

stoicism, calm. I traveled a long road from a nervous teenager, and all passages like the one last night help in this, building firmness and trust in myself and in the plant /

I seem to understand what daime means – “give me” – as I get what I need, more determination, less nervousness, even when things do not happen as I want them or do not happen at all ( all these struggles at my trips and assignments, when I was unhappy with result, always hungry for more, unsatisfied, and then coming back home, the effects of the trip turned out great ) /

the episode from last afternoon , “under influence”, – when in the bathroom mirror I see my face, I see in it many men, I know I am them all too /

last but not least, coming back home in the night, we met on our path a snake. He fled to a tree, and then turned back his head and looked back at us. The last blessing.

 

 

 

 

 

Tego samego dnia kiedy spisuję listę swoich radości, późnym popołudniem, palimy jointa z czystej konopii od naszej gospodyni, i niczym w nagrodzie za wdzięczność włącza się flashback, to bardziej Daime niż Santa Maria działa teraz, i niesie mnie , hej, wysoko, wysoko, w piękne światy. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami szybuję nad trzęsawiskami błyszczącej wody, gdzieś w tunele z gałęzi, niesiony dochodzącymi z oddala słowiańskimi głosami, jakie w świecie fizycznym sączą się ze słuchawek i nagrań Kapeli Ze Wsi Warszawa. To druga strona tego wczorajszego medalu, aby dotrzeć do tego Nieba , jak się wydaje, skrót idzie przez Piekło.

 

***

 

That very same day, when I am writing down the list of my joys, in the late afternoon, we smoke a joint of pure cannabis from our host, and then, like a reward for my gratitude exercise, a flashback comes in, it is more Daime than Santa Maria that is working now, and carries me, higher and higher, into beautiful, breathtaking realms. I am on my bed with eyes closed, and I soar above swamps of shiny water, mirrors of silver, entering deeper and deeper into tunnels of branches, called from far away by siren-like slavic voices, which in physical world seep from my headphones, recording of Warsaw Village Collective. This is another side of yesterday’s suffering, to reach that Bliss, it seems, the shortest way was through Hell.

 

 

 

 

 

 

 

 

First, let me introduce ingredients. This brew is a marriage of the Snake and the Queen, jacube, vine to be torn away from the jungle by men, and chacruna, the leaves to be gathered by women.

 

***

 

Na początek, pozwólcie że przedstawię składniki. Ten wywar to efekt zaślubienia Węża i Królowej, jacube, liany którą mężczyźni wydzierają dżungli, i chacruna, liści zbieranych przez kobiety.

 

 

 

 

Patience and endurance will be essential. There will be blisters, sweat, many hours and days of work. But take it easy, no hurry.

 

***

 

Cierpliwość i wytrwałość są tu niezbędne. Będą blizny i odciski, pot i wiele godzin a nawet dni pracy. Ale spokojnie, nikt się nie śpieszy.

 

 

 

 

 

This is more than physical work and the product is more than just your afternoon tea. So to make it right, it is good to pray, to ask aid of ancestors, of the spirits,  keep silent and focused. Once we begin, we will know there is something in the forest watching over.

 

***

 

To więcej niż zwykła fizyczna praca a jej efekt to coś więcej niż popołudniowa herbatka. Więc żeby wszystko dobrze wyszło, dobrze jest poświęcić chwilę na modlitwę, poprosić o wsparcie przodków, duchów, być cichym i skoncentrowanym. Kiedy już zaczniemy, oczywiste się stanie, że coś z lasu czuwa nad nami.

 

 

 

 

 

Wash the leaves, scrub the vine.  /  Umyć liście, oskrobać lianę.

 

 

 

 

You need to mash down the jacube and place, layer of leaves upon layer of vine, upon layer of leaves etc, then add water and fire.

 

***

 

Trzeba utłuc lianę na papkę, i umieścić na zmianę z liśćmi w kolejnych warstwach na dnie wielkich kotłów, następnie dodać wodę i ogień.

 

 

 

 

 

Now, have a drink of the brew from the previous lot, and stay focused.

 

***

 

Teraz napijemy się wywaru z poprzedniego warzenia, i pozostajemy w gotowości.

 

 

 

 

 

 

There is more than a week ahead of us, again and again, chopping and mashing more jacube, carrying wood, adding water, boiling, waiting, finally condensing some of the liquid into gel, to be easily transported far from here.  Some of it, we will soon drink again, as Semana Santa, Easter Week is coming, with its celebrations.

 

***

 

Przed nami ponad tydzień ponownego znoszenia surowców, miażdżenia, krojenia, dostarczania drewna, dolewania wody, gotowania, wreszcie na koniec kondensowania części wywaru w żel, dla łatwiejszego przetransportowania daleko stąd. Część z owoców naszej pracy spróbujemy niebawem, Semana Santa, tydzień wielkanocny nadchodzi wraz ze swoimi ceremoniami.

 

 

 

 

 

 

 

Nice to know we helped, and nice to be learning from ultra-patient teachers, who were taught this patience from the plants themselves. But to understand this, you must taste the bitter medicine yourself.

 

***

 

Miło wiedzieć, iż pomoglismy co nieco, i miło uczyć się od tak cierpliwych szefów, których z kolei cierpliwości nauczyły przez lata obcowania same rośliny. Ale aby to zrozumieć, też musicie spróbować gorzkiego lekarstwa.

 

 

Disclaimer : growing, brewing and drinking of this substance is highly recommended, for health benefits and changing the way you see world.  But remember, do not jump from the high bridge, before you learn to swim, even if swimming can also be useful activity.

 

***

 

Ostrzeżenie : uprawa, wyrób i konsumpcja tej substancji jest bardzo polecana zainteresowanym zmianą postrzegania świata, jak i odnalezieniem zdrowia. Ale należy pamietać – nie skacze się z wysokiego mostu przed nauczeniem się pływania, mimo, że pływanie też może być użyteczne.

 

 

z notatek :

“praca – równowaga dla lotu, dla fruwania”

 

***

from my notes :

“work – to balance flying high”

 

 

 

Dziadek, Amilton. Ostro daje, sporo jara, pije wielkie porcje daime, ale też ostro pracuje. Ma ponad 60 lat ale kiedy idziemy wycinać lianę jacube, ciężko za nim nadążyć. Kiedy ja ciągnę lianę z krzaków a on tuż obok zjarany jak smok wywija maczetą, myślę że chyba opóścił nieco zajęć z BHP. Imponuje mi, prawdziwy król chaosu, stricte męska energia, rozpierdol, siła, korzenie. A jednocześnie wrażliwość, na las, na ducha.

 

***

 

Grandfather, Amilton. He rocks hard, smokes lots of weed, drinks big cups of daime, but also works hard. He is over 60 years old, but when we go chopping and tearing jacube vine from the bush, he is hard to match. When I pull the vine and he, stoned like Peter Tosh, swings his machete dangerously close, I think he may not have had work safety training in his life. I am impressed. Real lord of chaos, strictly male energy, force and roots. And at the same time, sensitive, to the smell of forest, to the spirit.

 

 

 

 

 

Babcia, Maria Eugenia. Nie lubią sie za bardzo z Amiltonem, mimo że mieszkają niedaleko. Reprezentuja tak inne porządki, tak inne siły. Inni, oboje potrzebni, kobieta i mężczyzna, porządek i chaos.

 

***

 

Grandmother, Maria Eugenia. They have not much patience for each other, her and Amilton, despite being close neighbors. They stand for different orders, they represent different forces. Different, but both needed, male and female, order and chaos.

 

 

 

Rozpoczyna dzień z Santa Marią, o 6 rano, ale uwaga, konopne niechluje, – jest wszędzie wokół niej idealny porządek, wręcz obsesja porządku. Praca dla społeczności, organizacja, mimo iż narzeka nieco na zdrowie ( kości ) , stale kursuje po wiosce, załatwia, sprząta śmieci, podnosi plastikowe butelki. ( recycling, wszystko się wykorzysta, z butelek wypełnionych śmieciami pomost nad rzeką, krzesełka do siedzenia )

 

***

 

She starts her day at 6 AM with a spliff of Santa Maria, but, pay attention, potheads, – she is surrounded by perfect order and cleanliness, a walking synonym to “tidy”, verging on obsession. Work for community, organizing, despite complaining about health, she keeps on patrolling the village, always on some mission, like gathering rubbish, plastic bottles ( recycling, everything can be re-used, like bottles filled with plastic rubbish into lightweight raft or chairs for local cafe )

 

 

 

Praca uziemia. A jednocześnie idealna symbioza > daime idealne do pracy, dokładność, lekcja na co dzień. Mycie zębów jak skrobanie jacube, rzeźbisz, wkręcasz się w tu i teraz, nie w niemiły obowiązek, ale w pracę jako medytację, robisz bo chcesz – przeciwieństwo monotonii i powtarzalności dłubania ciągle tego samego ( współczesny podział pracy ).

 

***

 

Work is grounding. And at the same time, I see perfect symbiosis > daime is perfect for work, for perfection and attention, an everyday lesson. Brushing your teeth like scrubbing jacube , you carve, you focus on the tiny “here and now”, not on unpleasant duty to be done as soon as possible, but on work as meditation, you do because you want to do – contrary to the curse of monotony and repetition inherent to modern labour division.

 

 

 

Rzetelność ważna. Piszę te słowa koło śmietnika na odpadki organiczne w pensjonacie Marii Eugenii. Po upojnej niedzieli pozostawiliśmy go otwartym na całą noc i poranek, i teraz mamy już kolonię mrówek żyjących na resztkach yerba mate, skorupkach jajek, łupinach cebuli. Kursują po ziemi, zlewie i stole i przypominają, że obsesja porządku u Marii Eugenii ma swoje uzasadnienie w tym świecie.

Dziadkowie. Niech nas prowadzą. Drogowskaz nie ma podejmować za nas decyzji, jedynie pokazuje, a do nas należy wyciągniecie wniosków

 

***

 

Reliability, solidity, they are important. I note that down next to a organic garbage bin in the guesthouse of Maria Eugenia. After an intoxicated Sunday we left it open for a whole night and morning, and now we have a colony of ants living on left-over yerba mate, egg shells and onion peel. They are running up and down on the sink, on kitchen table and remind me that cleanliness obsession of our host is justified in this tropical environment.

Grandparents. Let them guide us.  Guide, means not make decisions, it means to show, and the conclusions, we draw ourselves.

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.