światosław / tales from the world

archive for

January, 2015

Ulan Bator

January 21st, 2015

 

 

 

 

 

Tradycja i nowoczesność, jak mówią we wszystkich pieprzonych przewodnikach i broszurach turystycznych o co drugim mieście na Ziemi.

 

 

Tradition mixes with modernity, as they say in all fucking guidebooks and tourist brochures about every other city on Earth

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ UB, Mongolia 2014 ]

 

 

How to start, I do not know. The Bwiti tradition is so complex, so full of ambiguities and heterodoxy. Its creation myths, traditions, rituals, all very complex, incoherent, are actually all of secondary importance in relation to the primary experience they offer, experience which is, as many both the most and the least articulate folks admit, is impossible to explain, recount, that can only be lived through the initiation. The experience that is centered around death, reliving all your life in three nights, travelling to other realm, meeting God. Bwiti’s roots reach deep into the rites of first Pygmies, and they belong to the wide African tradition of worship and communication with the ancestors. But in this case, not by symbolic ritual, but through the power of most potent psychedelic on earth, root of iboga.

 

 

Jak zacząć nie bardzo wiem. Tradycja Bwiti jest tak złożona, tak pełna wieloznaczności i heterodoksji. Jej mity założycielskie, zwyczaje, rytuały, wszystkie bardzo skomplikowane, niespójne, są jednak drugorzędne względem głównego doświadczenia jakie Bwiti oferuje, doświadczenia które, jak zarówno najbardziej jak i najmniej wygadani banzie ( inicjowani ) przyznają, jest nie do przekazania słowami, można je jedynie w inicjacji przeżyć. Doświadczenie które wiąże się ze śmiercią, przeżyciem ponownym całego swojego życia w ciągu trzech nocy, podróżą w zaświaty, spotkaniem z Bogiem. Korzenie Bwiti sięgają głęboko w rytuały pierwszych Pigmejów, i przynależą do wielkiej afrykańskiej tradycji czczenia i komunikacji z przodkami. W tym jednak wypadku nie poprzez symboliczny rytuał, ale dzięki mocy jednego z najpotężniejszych psychodelików na ziemi, korzeniowi ibogi.

 

 

 

 

 

 

 

But the stories, poetry, songs, symbols tell something and it is through them I will try to present the Bwiti world. I don’t want it to be National Geographic style report, neither my travelogue. Because of this approach this story can be very hermetic, but nobody pays me here to explain the basics, you can easily find them online.. I will feed you allegory and inspiration, story from Africa deserves a good degree of chaos, right?

 

 

Być może jednak anegdoty, poezja, pieśni, symbole są coś w stanie przekazać i to poprzez nie spróbuję przybliżyć świat Bwiti. Nie chcę aby był to reportaż w stylu National Geographic, kawa na ławę, chodzi o to i o tamto, nie chcę też dziennika podróży zbyt osobistego. Z powodu tego podejścia ta historia może się okazać bardzo hermetyczna, ale nikt mi nie płaci bym tu wyjaśniał podstawy, łatwo je znajdziecie online. Będę tu serwował alegorię i inspirację, opowieść z Afryki musi być nieco mętna, i ze sporą dawką chaosu, prawda?

 

 

 

 

Ekang Engono describes himself as interested in showing the membership that the world is one thing (dzam da) or a great whole (engura dzam), by showing the connections between things. He offers to tie things together (atsing mam) or coagulate things too much in flux (a lighe mam). He says that Mebege made the world as one thing, “the great egg of the sky spider shows us that, the one hole in the adzap tree shows us that, but people and the world have split into many parts. People have lost their way.” That is to the liking of the witches, for their object is to “isolate men the easier to eat them. When men and the world are all together the witches cannot work.”

p. 496 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

Ekang Engono opisuje się jako zainteresowanego przedstawieniem społeczności że świat jest jedną rzeczą (dzam da) lub jedną całością (engura dzam), poprzez pokazanie powiązań między rzeczami. Oferuje powiązanie ze sobą rzeczy ( atsing mam ), lub skonkretyzowanie zbyt płynnych spraw (a lighe mam). Mówi że Mebege stworzył świat jako jedność, “wielkie jajo niebieskiego pająka pokazuje nam to, jedna dziura w drzewie adzap pokazuje nam to, ale ludzie i świat rozdzielili się w zbyt wiele części. Ludzie stracili kierunek.” To podoba się czarownikom, bo ich celem jest “rozdzielić ludzi aby łatwiej ich zjeść. Kiedy ludzie i świat są jednym, czarownicy nie mogą pracować”

s. 496 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

 

 

 

 

 

(…)the creator God Mwanga. emerges out of the water with earth to form the land. He creates the four sacred trees of Bwiti and plants them in the four corners of the world.  He then creates spider to weave a web between these trees and bring them into communication, creating a spidery network and a weaving together of the four corners,

p. 327 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

(…) bóg stworzyciel, Mwanga, wyłania się z wody z ziemią aby uformować krainy. Stwarza cztery święte drzewa Bwiti i sadzi je w czterech zakątkach świata. Potem stwarza pająka aby uwił sieć pomiędzy tymi drzewami, tworząc pajęczą siatkę powiązań i splątując razem ze sobą wszystkie cztery strony,

s. 327 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

 

 

Why is it so, that all psychedelic, each in his own style, whether taken in a flat in Brooklyn by some hipsters, by a sick Indian in the depth of Amazon jungle, or by some Pygmies or simple farmer in the village in Africa always bring the same conclusions about the nature of the world, about unity and interconnectedness? Is the African spider’s web and the Brahmajala, the infinite net of jewels reflecting each other the same reality, revealed ( as in taking off the veil, famous Sufi metaphor ) to different cultures by different techniques? If the exoteric hard-heads in their attachment to diverse forms repulse me from the religion as such, the fruits of the journeys of mystic travelers, all attesting the same, bring hope of the Truth.

 

 

Dlaczego jest tak, że wszystkie psychodeliki, każdy w swoim stylu, czy to przyjęte w berlińskiej klitce przez znudzonych hipsterów, czy przez chorego Indianina w głębi amazońskiej dżungli, czy przez jakiś Pigmejów czy prostego chłopa w afrykańskiej wiosce, zawsze przynoszą te same wnioski co do natury świata, uczą o jedności i wzajemnym połączeniu wszystkiego? Czy sieć afrykańskiego pająka stworzyciela i Brahmajala, nieskończona sieć klejnotów odbijających się nawzajem to ta sama rzeczywistość, ujawniana przez osłonięcie zasłony iluzji różnym kulturom, przy użyciu różnych technik? Jeżeli egzoteryczni twardogłowi w swym kurczowym czepianiu się swoich różnorodnych i przeciwstawnych nieraz form odpychają mnie od religii, to owoce podróży mistycznych eksploratorów, wszystkie poświadczające to samo, pachną obietnicą Prawdy.

 

 

 

 

Out of many entries in this guide, this is one of the easier to organize, quite expensive, but I think worth trying. Especially for those travelers without Spanish skills, and the younger lot. There are many lodges with English speaking interpreters but they tend to charge even more and are often frequented by older , well-off patients, which may give them more solemn, temple or spa – like vibe. This one is definitely youthful, one of the reasons being bulk of guests are recruited via youth hostel.

That hostel is called La Casa Chacruna, and is very centrally located in Iquitos, just off the Plaza las Armas. The place is very much about ayahuasca, starting with the name, down to details such as decorations in the lobby, advertising board full of contacts with shamans, lodges and retreats, and the main topics of conversation among the guests. It is run by a young English expat Freddie Findlay, aided by his charming Peruvian partner. Freddie is the person to contact if you want to drink with Roman and speak no Spanish, he gets groups together and on some evenings they gather in the hostel and then travel just outside of Iquitos, where Roman runs his ceremonies.

 

 

Z wielu ayahuasquero jakich można znaleźć w tym przewodniku, ten jest jednym z łatwiejszych do odwiedzenia, dość drogim, ale myślę iż wartym spróbowania. Zwłaszcza dla tych podróżników bez znajomości hiszpańskiego i młodszej ekipy. Jest wiele ośrodków z anglojęzycznymi przewodnikami, ale zwykle kasują jeszcze więcej, i często odwiedzane są przez starszą, zamożniejszą klientelę, co nadaje im bardziej poważny charakter, coś pomiędzy świątynią a spa. Tutaj jest dużo bardziej młodzieżowo, jednym z powodów zapewne jest to że większość gości trafia do Romana poprzez hostel.

Nazywa się on La Casa Chacruna, i jest cetralnie położony w sercu Iquitos, tuż obok Plaza Las Armas. Od razu widać związki z ayahuaską – od nazwy miejsca począwszy, po takie szczegóły jak dekoracje w lobby, tablicę ogłoszeń pełną namiarów na szamanów, lodge, terapie. La Casa Chacruna jest prowadzona przez młodego Anglika – to Freddie Findlay, wspierany przez swoją uroczą partnerkę. To z Freddie właśnie należy się kontaktować jeżeli chcecie odwiedzić Romana, i nie mówicie po hiszpańsku, Freddie zbiera grupy do kupy i w niektóre wieczory ruszają razem z hostelu na wypad pod Iquitos, gdzie Roman prowadzi swoje ceremonie.

 

 

 

 

Freddie is one of Roman’s foreign assistants and apprentices. This is useful too, creating bridge between indigenous healer and guests from foreign lands. I know very well the role of a guide, who co-creates the experience of visitor, is able to interpret some of what is happening, using psychological language and referring to cultural symbols inaccessible to the local ayahuasquero. Besides, Roman’s crew actively participates in running the ceremonies, they add their own icaros so the nights there are pretty busy, even when Roman rests, there is something going on. Another of the guys present when I was there was Daniel, American writer and guide, correspondent of “Reset.me”, and Rupert from England, friendly and hyperactive ex-fighter and sports therapist.

 

 

Freddie jest jednym z kilku zagranicznych asystentów i uczniów Romana. Są oni bardzo użyteczni, tworząc most między rdzennym uzdrawiaczem i gośćmi z zamorskich krain. Bardzo dobrze znam rolę przewodnika, który współtworzy doświadczenie gościa, jest w stanie zinterpretować to co się dzieje, używając zrozumiałego psychologicznego języka i odnosząc sie do kulturowych symboli niedostępnych tradycji z jakiej wywodzi się lokalny ayahuasquero. Poza tym, ekipa Roma aktywnie uczestniczy – współprowadzi ceremonie, wnosząc swoją energię, swoje icaros, więc noce są bardzo żywe, nawet gdy Roman odpoczywa, zawsze coś się dzieje. Jednym z tych czeladników obecnych w tej sesji był Daniel, amerykański pisarz i przewodnik, korespondent “Reality Sandwich”, kolejnym Rupert z Anglii, sympatyczny i hyperaktywny były bokser i sportowy terapeuta, wreszcie poniżej dymiący sam Freddie.

 

 

 

 

 

 

 

These were my last days in Iquitos and was trying to squeeze as much as possible out of them. So I had ceremony almost every night, and on that particular day, in the morning, I had my first serious frog poison dose rubbed into three dots. As I later learned, this can be a powerful booster for ayahuasca effect.

It took us perhaps 45 minutes to get from Casa Chacruna to Roman’s land, first by moto-taxis and then crossing the river that separated quiet suburb from jungle where his household stands. With me there was a mix of experienced drinkers and some newcomers, most from English speaking lands, including, as it turned out later, one nervous American Polish girl.

Neither place nor shaman was impressive at first sight, I find it amusing that even after all this time I am still misled by appearances. Roman looks like a well fed shopkeeper and doesn’t use those shamanic gadgets to get the looks some tourists expect. He is very down to earth, and I quickly got to enjoy this. His presence is very grounding, the way he speaks and sings, I think this base creating ability is one of the most important qualities of ayahuasquero.

 

 

To były moje ostatnie dni w Iquitos i starałem się wycisnąć z nich jak najwięcej. Brałem udział w jakiejś ceremonii prawie codziennie, a tegoż dnia rano, dostałem swoją pierwszą poważną dawkę kambo, żabiej trucizny wtartej w trzy punkty – blizny na ramieniu. Jak się później dowiedziałem, może być to potężne wzmocnienie efektu pitej tego samego dnia ayahuaski.

Zajęło nam około 45 minut aby dotrzeć z La Casa Chacruna na teren Romana, najpierw moto-rykszami a potem czółnem przez rzekę rozdzielającej ciche przedmieścia od dżungli na terenie której znajduje się domostwo. Razem ze mną przyjechała mieszanka doświadczonych psychonautów i nowicjuszy, większość z anglojęzycznych krajów, w tym jak się później okazało, nieśmiała i lekko nerwowa Polka z USA.

Ani miejsce ani szaman nie robili wrażenia na pierwszy rzut oka. To zabawne, że po tym całym czasie tam wciąż zdarza mi się bycie zwiedzionym pozorami. Roman wygląda jak korpulentny sklepikarz, i nie dekoruje się żadnym z tych szamańskich gadżetów jakich niektórzy turyści oczekują. Jest bardzo normalnym kolesiem, i szybko zacząłem to doceniać. Jego sposób bycia jest bardzo uziemiający, sposób w jaki mówi i śpiewa, myślę, że takie stablizujące, pewne siebie ale nie zadufane bycie szamana jest tym czego najbardziej od niego oczekuję.

 

 

 

 

 

 

With no neighbours around we started pretty early. Not so bad in taste brew was served, all the lights went off, I took my last clicks. That is the way I like it, no temptation for photos, and no flickering candles to distract from visions.

 

 

Nie było sąsiadów, więc mogliśmy zacząć dość wcześnie. Całkiem dobry w smaku wywar został zaserwowany, wszystkie swiatła wygaszone, zrobiłem ostatnie zdjęcia. Tak lubię, bez pokusy fotografowania, bez świec rozpraszających swym migotaniem, czarna ciemność.

 

 

 

 

 

 

I was able to hold my ground, but when the wave of mareacion came, things got pretty shaky. I remember I had to work with my breath, with the rattle to smooth the onset of medicine, and I quickly thought about morning kambo, with a tint of usual fear – am I not overdoing things, isn’t that a bit much? But I quickly got to enjoy the ride. This was a special night, full of good and benefit. Hard work pays off, I was feeling, and I was traveling in the joy of completion. I guess Roman sensed this, for when it my turn to approach him, after a short conversation he decided to sing icaro of coronación for me, crowning meaning a mark of completion of certain level, progress and a confirmation of stability. This was the way I understood this, because this was the way I felt. That coherence was the reason I was able to accept this, otherwise I tend to be staying away from all those hierarchies, status points, titles, all those things dangerous because of the way they can inflate already large egos.

That night, that moment I felt I deserved it.  I knew more and more of how little I understood the Great Mystery, but the best was that insatiable greed of knowing was going away, that I was content with knowing nothing, I was content in the bliss of ordinary, regular breath, working bowels, the song of jew’s harp on my lips, company of good men and women, breeze of the night and clearly visible stars, in the empathy and co-creating, in health. I was content in being there, and in the awareness of leaving soon. I knew I deserved that symbolic crown for the precise reason of not needing it.

 

 

Byłem w stanie utrzymać stabilność, ale kiedy pierwsza fala nadeszła, sprawy stały się bardzo chybotliwe. Pamiętam iż musiałem pracować oddechem jak i grzechotką aby złagodzić natarcie medycyny, i szybko przypomniałem sobie poranne kambo, z lekkim odcieniem strachu – typowego pytania – czy nie przeginam? Szybko jednak zacząłem cieszyć się przejażdżką. To była szczególna noc, pełna dobra i darów. Ciężka praca popłaca, tak czułem, i podróżowałem w radości spełnienia. Myślę, że Roman to wyczuł, bo kiedy nadeszła moja kolej by do niego podejść, po krótkiej pogawędce i wybadaniu mego stanu zdecydował się zaśpiewać dla mnie icaro koronacji, coronación oznaczające zwieńczenie pewnego etapu, postępów, spełnienia, potwierdzenie stabilności. Tak to rozumiałem, ponieważ tak właśnie się wtedy czułem. Ta spójność była powodem dla którego mogłem to zaakceptować bez zażenowania, zwykle raczej unikam wszelakich hierarchii, awansów, punktów, tytułów, tych wszystkich rzeczy niebezpiecznych dlatego, że pompują nieraz już mocno napompowane ego.

Tej nocy, w tej chwili, czułem, że na to zasługuję. Wiedziałem coraz więcej o tym jak mało rozumiem z Wielkiej Tajemnicy, ale najlepsze było to, że nienasycony głód wiedzy zanikał, że byłem zaspokojony w tej niewiedzy, byłem zadowolony w rozkoszy zwyczajności, regularnym oddechu, działających trzewiach, pieśni drumli na moich ustach, towarzystwie dobrych ludzi, w nocnym wietrze i pod tak licznymi wtedy gwiazdami, w empatii, współtworzeniu, w zdrowiu. Byłem zadowolony będąc tam, i zadowolony w świadomości bliskiego wyjazdu. Wiedziałem, że zasługuję na tą symboliczną koronę dokładnie z powodu tego, że jej nie potrzebowałem.

 

 

 

 

 

This individual approach Roman has is disappearing in ever growing ayahuasca business around Iquitos, but it used to be and is in opinion essential part of the practice. After all we do not come to curandero just to jam together and listen his singing while we stay under influence, but we come as individuals with specific issues to solve, and we need to be treated so. There are songs designed and/or improvised for each person, each case, sung directly to them, this is what traditional practitioners do, not just singing for all and limiting personal treatment to blowing smoke at each participants. One of the few places I could experience that was at Laura and Ines, Shipibo ceremony at Arco Iris place, and here, so even if you are charged 200 soles per night, it is worth it. There is a lot of work done in this place and you will get your money’s worth before the morning comes, and afterwards, integrating the night into your life.

 

 

To indywidualne podejście Romana do jego pacjentów jest czymś zanikającym w coraz większym ayahuaskowym biznesie wokół Iquitos, ale zwykło być i moim zdaniem jest niezbędną częścią praktyki. W końcu nie przychodzimy do curandero tylko po to aby sobie podżemować i posłuchać jego pieśni podczas gdy jesteśmy pod wpływem, ale przychodzimy jako jednostki z konkretnymi problemami do rozwiązania, i powinniśmy być tak traktowani. Są pieśni zaprojektowane i improwizowane dla każdej osoby, każdego przypadku, śpiewane wprost do nich, tak robią tradycyjni uzdrawiacze, a nie jedynie śpiewają dla wszystkich ograniczając indywidualne traktowanie do dmuchniecia parę razy dymem w czubek głowy uczestnika ceremonii. Jednym z niewielu miejsc gdzie można tego doświadczyć, poza sesją w Arco Iris z szamankami Shipibo jest właśnie dom Romana, i nawet jeżeli kosztuje to 200 soli od osoby za noc, to warto. Dużo w takiej nocy jest tu wykonanej pracy, i otrzymacie wartość swoich pieniędzy zanim nadejdzie rano, jak i potem, integrując te wydarzenia w swoje życie.

 

 

 

 

 

 

 

To contact Roman directly, Spanish speakers could call him at mobile : 965335476 or fixed : (065) 26 7805. You can also let Freddie know you want to come by Internet, you will find him there on Facebook ( https://www.facebook.com/ffindlay ) or through La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Last but not least, just drop by there when you are in Iquitos and have a chat when is the next time they do a ceremony. The address – Calle Napo 312, just off Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

 

 

Aby skontaktować się bezpośrednio z Romanem, mówiący po hiszpańsku mogą dzwonić na komórkę : 965335476  lub domowy : (065) 26 7805. Można też zawiadomić Freddiego przez internet, znajdziecie go na Facebooku : ( https://www.facebook.com/ffindlay ) lub poprzez hostel La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Oczywiście pozostaje także tradycyjna metoda, odwiedziny w Iquitos, i pogawędka – adres hostelu to Calle Napo 312, tuż obok Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

rules / reguły

January 15th, 2015

 

 

 

 

Wszystkie społeczeństwa mają swoje reguły i pajęczyny. Społeczeństwo nie jest twoim przyjacielem, to wampir, reguły mają cię wplątać w grę zespołową, której nigdy nie lubiłem ale nie buntuję się zbyt otwarcie, bo wiem, że szarpanie powoduje grzęźnięcie w pajęczynie.

Siedzę na oddziale chorób tropikalnych, wróciła malaria. Jest już spoko, gorączki minęły dzięki magicznym tableteczkom zachodniej medycyny ale zabawa będzie jeszcze trwała bo decydując się na grę z systemem wchodzisz w pajęczynę. Cykl leczenia to 14 dni, codziennie jedna pigułka. Nie można ich dostać w Polsce, ani nawet w niedalekim Berlinie. Można je sprowadzić do apteki z zagranicy, w dwudziestym pierwszym wieku trwa to trzy miesiące. Ma je też oddział na którym leżę. Niestety, państwo które go utrzymuje musi oszczędzać. System oszczędzania wygląda w ten sposób, że tabletki będą zrefundowane szpitalowi tylko jeżeli jestem w nim leżący, a zatem zamiast finansować raz na 24h jedną moją pigułke, państwo sfinansuje ją oraz mój dzień pobytu na oddziale.

Oczywiście znów obejdę te reguły, tak jak złamałem je miesiąc temu, podczas inicjacji innym lekarstwem, ibogą w światyni Bwiti w Kamerunie. Tym razem będę jednak tańczył  ostrożniej, bo ten pobyt tu na oddziale być może świadczy o tym, iż Bwiti mieli rację mówiąc o tym że kara za złamanie reguł może dogonić mnie gdziekolwiek.

Aby otrzymywać tamtą medycynę też musiałem leżeć zamknięty przez kilka dni, na betonowej podłodze pozbawionej okien celi na terenie światyni, słuchając niekończących się bębnów i harf, bez picia i jedzenia, przestrzegając dziesiątek skomplikowanych absurdalnych reguł inicjacji, jakie doprowadzić miały mnie, wespół z działaniem ibogainy do spotkania z przodkami i być może Bogiem. Nie wszystkie reguły zostały dochowane. System oczywiście twierdzi, że to właśnie jest źródłem porażki, mój wciąż racjonalny umysł sugeruje tak konkretne rzeczy jak zbyt mała dawka, ale jest trzecie rozwiązanie, żadnej porażki nie było i wszystko biegnie tak jak Norny to utkały.

Więcej później, jak pozwolą.

 

 

 

 

All societies have their rules and webs. Society is not your friend, it is a vampire, rules are there to entangle you in collective game that perhaps serves the collective but I never liked it. I do not rebel however, not too desperately, because I know that desperate struggle makes you more entangled in the web.

I am stuck in hospital ward, tropical diseases, diagnosis being return of malaria. I am cool already, fevers are gone thanks to the magical pills of the modern medicine, but the game will continue for some time, because once you start to play with the system, you are in the web, and it is not so easy to be out. The whole treatment lasts 14 days, one pill a day. They can not be bought here in Poland, not even in nearby Berlin. They could be ordered from the USA by any local pharmacy, but the procedure lasts 3 months. They are also in possesion of the ward that holds me prisoner. However, the state that supports the hospital is always “saving”. So the saving system works like this – the pills will only be refunded for the hospital if I am its in-patient. I have no other reason to be here, so I need to waste my time in their bed and the state will pay not only more my pill I take once in 24 hours, but also for each day of my stay.

Of course I will again find my way around these rules, as I also broke them a month ago, during my intitation with another medicine called iboga, in a Bwiti temple in Cameroon. This time however my dance around the rules wil be more careful, because my hospital stay now may testify to the truth in Bwitis’ warning that punishment for broken rules may catch me anywhere.

To receive that medicine I also needed to be locked for some days, laying on concrete floor in windowless cell inside the temple, listening to endless banging on the drums and harps, no food or water, obeying dozens of absurd, complicated rules of the initiation, rules that were designed to succesfully lead me, together with ibogaine chemistry in my brain, to meeting with my ancestors, and God, perhaps. Not all of these rules were followed. The system of course always claims in such situation, that it was the cause of failure, my still rational mind rather suggest insufficient dose, but there is a third option – there has been no failure and all is well, exactly as spun by the Norns.

More will follow later, if they allow.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

For the English speakers, to introduce Jenny I will best direct them to this, well, incredible story on her page : http://www.junglejeannie.com/my-story/

Jenny herself does not consider herself shaman, but admits possessing natural healing abilities. She works with indigenous ayahuasqueros, especially Gonzalo Vega Torres from nearby Bora tribal community.

 

 

Historia Jenny prowadzącej swój leczniczy ośrodek niedaleko Padrecocha jest dość długa , w całości znaleźć ją można po angielsku na tej stronie : http://www.junglejeannie.com/my-story/, natomiast rozumiejący jedynie polski muszą się zadowolić się tym surowym streszczeniem :

Ta Australijka w w wieku 8 lat zacząła mieć sny, w których występował mężczyzna jakiego dużo później rozpoznała jako amazońskiego szamana. Już w pierwszym śnie pokazał jej wizje jeziora pełnego krokodyli i uczył by się ich nie bała. W wieku 11 lat Jeannie przeżyła uderzenie pioruna w swoim pokoju, odrzucona od okna, nieprzytomna, przeżyła. Rok później rozpoczął się rozwój śmiertelnej formy raka, najpierw u jednej z przyjaciółek jej rodziny, a zaraz po jego zniknięciu u tejże, rozwinął się u Jeannie. Lata później, rozumiejąc więcej o sobie samej, Jeannie interpretowała to jako początek objawiania się jej zdolności leczenia – tyle tylko że na tym etapie była w stanie nieświadomie przejąć chorobę ale nie potrafiła się jej pozbyć.

Nie pomogła chemoterapia której udało się usunąć włosy, paznokcie, zęby, tylko nie raka. Diagnoza była nieubłagana, nawet amputacja ręki nie powstrzyma raka rozwijającego się w stronę serca i śmierci.

Ojciec dziewczynki postanowił podarować jej jeszcze pare miłych chwil i spytał się gdzie chciałaby pojechać. Myśląc o krokodylach których nigdy nie widziała na żywo, wybrała park narodowy w północnej Australii. To tam zdarzyła się jej największa transformacja.

W nocy, kiedy jej ojciec spał w namiocie Jeannie poszła w głąb lasu, gdzie trafiła na jezioro pełne świecących oczu. Wiedziała czym są a jednak zrobiła coś co większość ludzi uznałoby za szaleństwo, poszła pływać z krokodylami. Ileś z nich minęło dziewczynkę, aż któryś chwycił ją za lewe ramie i wciągnął pod wodę, klasyczna technika jaką stosują ze swymi ofiarami. Kiedy tonęła, pojawił się znów mężczyzna z jej snów i powiedział ponownie by się nie bała, wszystko będzie w porządku.

Odzyskała przytomność w szpitalu cztery dni później, bez lewej ręki. Nie pamiętała niczego poza Indianinem, który uratował ją i przyniósł do obozu, jak twierdziła tej nocy, kiedy wyszła spomiędzy drzew z krwawiącym kikutem, zanim straciła przytomność.

Trzy testy medyczne potwierdziły, że jej rak zniknął bez śladu. Do dziś Jeannie nie wie kim był rdzenny szaman, czemu się z nią skontaktował. Pojawił się jeszcze trzykrotnie po tym wydarzeniu, ale wiele z tego jak wyglądał stało się jasne dopiero kiedy Jeannie trafiła do Amazonii.

Mieszka teraz na terenie społeczności Bora, jedyna obca jakiej na to pozwolono, po tym jak uleczyła wielu z jej członków podczas epidemii dengi, sama przejmując przy tym chorobę. Nie rozumie nadal do końca przyczyn tego co jej sie przytrafiło, ani tego jak kontrolować swoje medyczne talenty, ale jej doświadczenie pozwala jej na empatię wobec chorych i cierpiących, którzy trafiają do ośrodka jaki wspólnymi siłami z Bora zbudowała.

Jenny nie uważa się za szamankę i nie prowadzi sama ayahuaskowych sesji, pomagają jej rdzenni szamani, przede wszystkim Gonzalo Vega Torres z niedalekiej wioski plemienia Bora.

 

 

 

 

 

Ośrodek Jeannie znajduje się jakieś 15 minut moto-rykszą od przystani w Padrecocha ( dokąd dotrzecie łodzią collectivo z Puerto Nanay w Iquitos ), tuż za wioską San Andres, w bardzo spokojnej okolicy, otoczony z trzech stron gęstym lasem, z czwartej rzeką. Jego największą atrakcją chyba są pokoje w wieży przez które przechodzi żywy pień jednego z najważniejszych medycznych drzew, lupuny, rozpościerając się nad ostatnim poziomem, idealnym do relaksu w dzień po ceremonii. Ten pień to także symbol tego co Jeannie podkreśla – to nie jest centrum stricte ayahuaskowe, wprawdzie ceremonie odbywają się tutaj dla gości regularnie, w specjalnie poświęconej temu maloce, ale nacisk jest na leczenie, przede wszystkim przy uzyciu bogatego asortymentu amazońskich roślin.

 

 

Jeannie’s centre is located around 15 minutes by moto-taxi from the harbour in Padrecocha ( where you can reach by collectivo boat from Puerto Nanay in Iquitos ), right after San Andres village, in very calm area, surrounded from three sides by thick forest and from the fourth by river. Its highlight are in my opinions rooms in the tower, build around live lupuna tree, one of the most powerful medicinal trees in the Amazon. It is also a symbol for Jeannie’s attitude, she often stresses this is not only ayahuasca place, but a healing center. The ceremonies are hold frequently for the guests in a maloca dedicated to it, but the stress is put on comprehensive healing programmes aimed at real medical problems, and built around a whole assortment of medical plants.

 

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem tego miejsca jest to, że z powodu wylewającej w czasie deszczów rzeki jest zbudowane na bardzo wysokich palach, i maloka sprawia wrażenie gniazda umieszczonego niemal w koronach drzew. Noc potrafi być tu nieco chłodna, ale za to super rześka, czuć lekki przewiew, czuć żywioł wiatru, dominuje ptasi klimat.

Ponieważ nie ma sąsiadów, ceremonie mogą zaczynać się wcześnie, niedługo po zapadnięciu zmroku.

 

 

Another highlight of this place is the maloca built on stilts, quite high due to the regular flooding of the river. This accounts for a bit chilly nights, but very fresh vibe, another world above the humid jungle floor which is not to everyone’s liking, the world of breeze, in the element of wind, kingdom of birds.

As there are no noisy neighbours around, ceremonies can start quite early, soon after the nightfall.

 

 

 

 

 

 

Gonzalo jest cichym, uprzejmym Indianinem.  Szybko udało nam nawiązać się dobre porozumienie. Nie zgrywa ważniaka, nie dominuje. Nieśmiały uśmiech, świadome ruchy, świadomość swojego głosu.  Jest jedynym z Bora pracujących z ayahuaską, to nie jest ich tradycyjna medycyna i Gonzalo uczył się od Shipibo. Dzięki temu w swych icaros miesza Bora, hiszpański i Shipibo. Śpiewa bardzo fajnie, lekko.

 

 

Gonzalo is a quiet, humble and gentle Bora Indian. We had quickly reached good connection. He doesn’t play big man, is not intimidating at all. Shy smile, conscious movements, awareness of his voice. He is the only Bora working with ayahuasca, this is not their medicine, and Gonzalo studied with Shipibo. Because of that his icaros are a mix of Bora, Spanish and Shipibo language. He sings very cool and light.

 

 

 

 

 

Tej nocy jednym z uczestników był młody chłopak z Kanady, bohater filmu dokumentalnego jaki jego kolega Colin kręci, tematem jest oczywiście ayahuaska. Dokumentowanie udało się ograniczyć do poczatkowej fazy ceremonii, przygotowań, bo kamera chciwa jest światła, a to z kolei bardzo przeszkadza w sesji.  Jenny wykonała wstepną energetyczną pracę z młodziutkim pacjentem, Gonzalo zrobił swoje, bohater wygłosił w stronę obiektywu parę zdań o transformującym doświadczeniu jakie zaraz przejdzie, aż wreszcie mogliśmy wygasić światła i odpłynąć każdy w swoja stronę, a jednak połączeni i świadomi częściowo procesów swoich towarzyszy…

 

 

This night one of the participants was a young lad from Canada, a character in a documentary movie shot by his mate Colin, subject of interest being of course ayahuasca. Their documenting was fortunately limited to the initial phase of ceremony, because movie camera is greedy for light, and the artificial light is a major obstacle in the sessions with this plant. Jenny did her energy work with young patient, Gonzalo did his part, our hero made his speech to the camera about transformative experience he was about to undergo, and so we could finally turn off the lights and float, each in his own direction, though bound together and partially conscious of the others’ processes.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And in the morning was the morning, all awoke fine and well. I will spare you this time my exhibitionism and philosophies. All I can say this reasonably priced place is another one that I can recommend, especially for longer stays for those trying to get rid of serious medical problem, and wishing to stay not too far from Iquitos.

 

 

A rano było rano i wszyscy byli cali i zdrowi. Oszczędzę tym razem swojego ekshibicjonizmu i filozofowania. Mogę jedynie polecić to rozsądnie prowadzone i niedrogie miejsce, zwłaszcza na dłuższe pobyty lecznicze, tym , którzy nie chcą zbyt się od Iquitos oddalać.

 

 

 

 

 

In words of Jeannie herself :

If you need to contact me quickly then please call  980 257 793

or from outside Peru call  +51 980 257 793

The best way to send a message to me is through Facebook https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

And of course : http://junglejeannie.com/

 

Namiary na Jeannie :

w pilnych sprawach, w Peru : 980 257 793 ( nie zawsze w zasięgu )

spoza Peru : +51 980 257 793

na Facebooku :  https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

No i oczywiście strona : http://junglejeannie.com/

 

fun with the fungi

January 6th, 2015

 

 

After being hailed as one of the greatest writers of 20th century, when he turned to forbidden and strange paths, he became less and less understood, and even ostracized by contemporary critics.  In his thinking, he was years ahead of what was going to happen.

Aldous Huxley turned his interests towards psychedelics as catalysts of mystical experience and possible healing agents for the violent society which lost sense of direction. This led him to write famous “Doors of Perception”, as well as his last novel, psychedelic utopia called “Island”, where a drug called moksha, inspired by psylocybin, is administered in a system of initiations, to show the Reality and Unity and to heal by this the minds which otherwise in the despair of separation would commit atrocities Huxley was able to witness in the totalitarian regimes and war.

Having fun with fungi, was the way one reviewer dismissed the book. And in interview with Playboy, Huxley responded: “Which is better,” he asked, “to have Fun with Fungi or to have Idiocy with Ideology, to have Wars because of Words, to have Tomorrow’s Misdeeds out of Yesterday’s Misreads?”

 

 

 

 

 

 
These images were shot on the last day of our mushroom guided trip through Belarus, during anniversary of the end of World War 2, in Brest Fortress, where many thousands gave their lifes for War because of Words, and Idiocy of Ideology.

 

 

 

 

 

 

 

 

Trafiłem w to miejsce w dośc nietypowy sposób, chociaż na tym etapie mojej pracy z ayahuaską takie sformułowanie jest już chyba bardziej retorycznym chwytem.

Płynąłem łodzią z Puerto Nanay do Padrecocha, bo tego dnia, jak byłem przekonany i poinformowany, miało być picie u Jungle Jenny. Więcej o tej Australijce później, bo jak się okazało picie przełożono na później. Tymczasem w łodzi nawiązałem konwersację z dwoma sympatycznymi paniami siedzącymi obok, paniami, które podejrzewałbym o wszystko tylko nie psychodeliczne zainteresowania, więc tłumaczyłem im powód swojej podróży w sposób łopatologiczny raczej. One, słysząc o projekcie mojego przewodnika poleciły mi Javiera, innego, rzekomo niezłego szamana jaki też działa na półwyspie, i u niego pije się właśnie dzisiaj. Ponieważ byłem już umówiony z Jenny, zanotowałem namiary, na tak zwane “potem”.

Tymczasem los pokierował sprawą tak, iż akcja u Jenny została odwołana i chwilę później siedziałem w rikszy gnającej przez ciemny las, licząc że załapię się na wieczorek u Javiera. Jakie było moje tam zdziwienie .. i kogo ja widzę. Czasem kobiet trzeba słuchać uważniej ( albo to one muszą się wyraźniej wypowiadać ).

 

 

I ended up in this place in quite unusual way, although perhaps at this stage of my work with medicine I should be conscious that such introduction is just storytelling trick, what is usual and unsual after all.

I was on a boat from Puerto Nanay to Padrecocha, because that day, as I was convinced and informed, there was going to be drinking session at Jungle Jenny. There will more here about that Australian later, because later it was when they told me we are going to drink. Meanwhile in the boat I struck conversation with two friendly ladies sitting nearby, ladies who I would judge anything but psychonauts, so I explained to them reason of my voyage in very simple terms. They, after having heard about my ayahuasca shamans guide, recommended to me another, as people say, decent ayahuasquero, by the name of Javier. He also operates near to Padrecocha and his drinking day is also today. However, as I already had appointment with Jenny and her Bora shaman, I just wrote down the name, for “later”.

Apparently the fate chose otherwise, Jenny’s session had been cancelled and short time after I was in a moto-rickshaw speeding across dark forest and hoping I can still make it to the evening ceremony at Javier’s. How surprised I was – who do I see – when I got there. Perhaps women should be listened to more carefully ( or perhaps they should speak clearer ).

 

 

 

 

Moje towarzyszki z łodzi były gotowe do picia, jak się okazało nie po raz pierwszy, a ja zapoznałem się z ekipą.

 

 

My boat companions were ready for drinking, as it turned out, not their first time, and I was introduced to the crew.

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem Spiritual Dimensions, bo tak nazywa się ośrodek prowadzony przez Javiera Arevalo, jest to, że nie działa on sam. Poza asystentem na ceremoniach ( chociaż nie wiem czy zawsze i na wszystkich ) są obecne też szamanki Shipibo, Celia i Angela. Jedna rzecz, to moje i nie tylko moje zakochanie w icaros tego plemienia, inna, że kobieca energia jest w tym szamańskim światku rzadkością i cennym dobrem, wnosi inną jakość do sesji, dodatkowo poczucie bezpieczeństwa dla niepozbawionych nieraz traum związanych z seksualnością pacjentek szukających zaufanego i zaufania nie nadużywającego szamana.

W moim wypadku oczywiście decydowała radość z icaros ale także i ogólna sympatia jaką do Shipibo mam. Szybko ustaliliśmy wspólnych znajomych z Pucalpy, szybko posypały się żarty. Ta wesołość łatwo pojawiająca się zarówno u Javiera jak i zwykle bardziej wycofanych rdzennych jego towarzyszek była dla mnie dobrą wizytówką tego miejsca

Zaczęliśmy niedługo potem.

 

 

Big advantage of “Spiritual Dimensions”, for that is the name of Javier’s Arevalo center, is the fact that the guy is not working on his own. Besides his assistant, at the ceremonies ( although I am not sure if always ) he is accompanied by Shipibo curanderas, Celia and Angela. One thing is my adoration for icaros of this tribe, another is that female energy is in this shamanic world rare and precious good, it brings another quality to the session and the feeling of safety for female patients often traumatized by sexual issues, seeking a trustworthy healer.

In my case of course it was the joy to hear icaros that dominated, but also general sympathy I have for Shipibo. We quickly established common acquaintances from Pucalpa, some jokes followed. This joyfulness easily appearing in Javier and his usually more reserved indigenous companions was for me a good omen.

We started soon afterwards.

 

 

 

 

Because there were three of them, leading this ceremony, they could work almost non stop, there was one icaro after another, be it Quechua or Spanish from Javier, or enchanting melodies from the ladies. Sometimes I actually wished for a break and some silence, but most of time I really enjoyed the vibe. There was 6 “patients”, including me, so such numbers guaranteed that everyone got served well – especially the girl on my right who seemed to have difficult time. I did not need special care. That night I had no deep visions, but felt very uplifted, with lots of energy. I couldn’t stay still on my mattress. Half of the session I spent dancing to the icaros, enjoying my shaky, dizzy steps, moving back and forward to the rhythm, almost falling down once in a while, but all in tune with the mad dance routine, barefoot, super-sensible, transforming words and melodies into movement and space navigation in the moonlit maloca.

There is a stress on participation in Spiritual Dimensions, for people who stay on longer retreats, there are workshops designed in order to get to them to co-create experience rather that just be passive receiver. This is in addition to all the usual plant baths and dietas. I feel this bonus is very important, it makes people take charge of their destiny and course of their feeling and not just relay on healer, or worse, guru, as some see the shamans they work with.

So I find it amusing that after my energetic night, the next day, the icaro I was given to learn with the rest of the group, was called “danza guerrera”.

 

 

Ponieważ była ich trójka prowadzących, mogli pracować niemal bez przerwy, jedno icaro za drugim, czy to Quechua lub po hiszpańsku od Javiera czy też zaczarowane melodie od pań Shipibo. Czasem nawet miałem nadzieję na przerwę i chwilę ciszy, ale większość nocy wibracja była wspaniała. Było sześciu “pacjentów”, mnie wliczając, taka proporcja gwarantowała, że każdy zostanie dobrze obsłużony, zwłaszcza dziewczyna leżąca po mojej prawej, która przechodziła chyba ciężkie wyboje. Ja nie potrzebowałem szczególnej opieki. Tej nocy nie miałem jakiś głębokich wizji, ale czułem się bardzo nakręcony, z masą lekkiej energii. Nie mogłem uleżeć na swoim materacu. Połowę sesji spędziłem tańcząc do icaros, bawiąc się swoim trzesącym, chyboczącym, niestabilnym krokiem, ruszając się w te i wewte do psychodelicznego rytmu, niemal upadając co jakiś czas ale nawet i ten “błąd” do rytmu, w harmonii z szalonym, upośledzonym tańcem na bosaka, super wrażliwym, przetwarzającym słowa i melodie na ruch i nawigacje przestrzeni po oświetlonej księżycem maloce.
W “Spiritual Dimensions” jest nacisk na współuczestniczenie, dla ludzi którzy zostają na dłuższych pobytach, przeznaczone są warsztaty zaprojektowane aby wciągnąć ich do współtworzenia doświadczenia, wyrwać ze stanu pasywnego odbiorcy. Ten bonus jest moim zdaniem bardzo ważny, pozwala czującym się chorzy zdobyć wpływ na swoje przeznaczenie i oczywiście na swoje samopoczucie, zamiast uzależniać się od uzdrowiciela, czy jeszcze gorzej, guru, jak niektórzy postrzegają szamanów, którym chcą się poddać.
Zabawnym jest ( a widzę to dopiero teraz przeglądając zdjęcia ) jest to, że następnego dnia, po swojej tanecznej nocy otrzymałem do nauki , razem z innymi, icaro zatytułowane “danza guerrera”.

 

 

 

 

Interesting events followed when I thought it is all over that night. I was laying a bit in bliss, long after the session was finished until suddenly I realized that maloca is empty and everyone gone, back in their huts. OK, so I am off too. Well, not that simple. Where is left, where is right, what is going on. This state in Spanish is called mareado – something like “drunk”, but in this special ayahuasca way.Additionally, I was foolish enough to take off my contact lenses, and the moon vicious enough to hide herself.
I was convinced that I know which way is to my hut, but it was illusion. Grounds of this center are quite large, but after all it is all a giant clearing in thick forest, and this forest started to look at me. In the beginning I carelessly stumbled around, falling into some bushes or spines, but what I began to feel-sense-see on the edge of the jungle froze me with fear and brought the awareness of seriousness of situation. I had to gather my wits again and again, keep focusing on reality and keep in mind warnings I heard so often from many shamans – in this state, forest is not your friend.
It took long time and many trials. In the meantime I ended up in some other house, with some strange people who proposed me to sleep with them, but I insisted on finding my own place, and what that involved, further wandering in the dark.
Mudded, tired, happy. Finally, my bed, candle, spirits behind. Deep sleep. Next day I woke up in garden of paradise and calm feeling of paradise. What more do I need?

 

 

Ciekawa rzecz miała miejsce, kiedy myślałem, że jest już po wszystkim. Poleżałem sobie w błogości długo po zakończeniu sesji, aż nagle uświadomiłem sobie, że maloka jest już pusta, wszyscy się ewakuowali do swych chatek. Dobra, ja też idę. Ha, to nie takie proste. Gdzie jest prawo, gdzie lewo, co tu się dzieje. Ten stan po hiszpańsku określa się słowem mareado – coś w stylu pijany, ale w ten specyficzny ayahuaskowy sposób. Dodatkowo, coś mnie podkusiło wcześniej by ściągnąć soczewki, a księżyc postanowił się już schować.
Byłem przekonany, że wiem w którą stronę jest mój domek, okazało się to iluzją. Teren Javiera jest dość spory, ale w gruncie rzeczy to wielka polana wycięta z gęstego lasu, i las ten zaczął w moją stronę patrzeć. Na początku beztrosko się zataczałem, wpadając na jakieś krzaki i kolce, ale to co zacząłem czuć-widzieć na brzegu lasu zmroziło mnie i przywróciło powagę sytuacji. Nagle musiałem zebrać do kupy swój porozbiegany umysł i przypomnieć sobie wielokrotne ostrzeżenia wielu szamanów – w tym stanie las nie jest twoim przyjacielem.
Długo to trwało i wiele prób zajęło. Po drodze wylądowałem w czyjejś chacie, z dziwnymi ludźmi którzy proponowali mi spanie tam, ale uparłem się na powrót do siebie, a co za tym idzie, dalsze błądzenie.
Zabłocony, zmęczony, szczęśliwy. W końcu łóżeczko, świeca, duchy w tyle. Głęboki sen. Następnego dnia obudziłem się w rajskim ogrodzie, w rajskim stanie, o co więcej chodzi…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Aby dotrzeć tutaj, za parę soli wskoczyć należy w collectivo, łódź z Puerto Nanay do Padrecocha. Kiedy dotrzecie na miejsce, w porcie pytać rykszarzy o Javiera. “Spiritual Dimensions” jest mocno na uboczu, więc trzeba się liczyć z opłatą 10 soli za przejazd. Javier Arevalo, szef, jest dostępny pod mailem javierarevalo@yahoo.es , i poza pracą w Peru bywa też na gościnnych występach w Europie, zwłaszcza w Chorwacji. Szczegóły wszelakie na stronie ośrodka : http://www.spiritualdimensions.org

To reach here, you must jump on collectivo boat in Puerto Nanay, heading to Padrecocha. Once there, ask moto-rickshaw drivers for Javier, “Spiritual Dimensions”, which is quite remote, so you should pay 10 soles at least. Javier Arevalo is the boss, and can be reached at javierarevalo@yahoo.es, besides working home he also sometimes travels to Europe, especially Croatia. All the details on the centre’s website : http://www.spiritualdimensions.org

 

 

 

 

 

 

Some shy, candid photos that came from breaking a taboo, from a parallel world, location undisclosed on purpose.

 

 

Parę nieśmiałych, nielegalnych kadrów, wynik łamania tabu, pocztówki z równoległego świata, lokalizacja celowo nieznana.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.