światosław / tales from the world

archive for

August, 2016

 

 

Dziesiątki milionów ludzi, którzy czują się nieszczęśliwi we współczesnym technologicznym raju, tym świecie pod kontrolą, mają diagnozowane jakieś psychiatryczne zaburzenie i są faszerującymi zmieniającymi umysł lekami. To samo dzieje się z dziećmi, które opierają się łamaniu ich ducha – diagnozuje się je z “zaburzeniem upartego przeciwstawiania się” albo “zaburzeniem braku uwagi”. Postrzegam te zaburzenia jako oznaki zdrowia, nie choroby. Zdrowe, o silnej woli dziecko będzie opierało się bezmyślnej rutynie,  zawaleniu pracą i godzinom uwięzienia w klasie, będzie próbowało ukraść chwilę zabawy przy każdej okazji. Myślę tak samo o depresji dorosłych, iż może być to oznaka zdrowia. Kiedy zostaliśmy przestraszeni od naszego kreatywnego przeznaczenia w życie niezbyt warte życia, dusza buntuje się poprzez wycofanie z tegoż. To jest właśnie paraliż depresji. ” Prędzej nie będę brał w życiu udziału w ogóle” – mówi dusza, uskuteczniając to postanowienie poprzez zamknięcie umysłu, ciała i ducha.  Nie czujemy więcej motywacji do życia. Przez chwilę, sama siła woli i nawyki napędzają nasze działanie, ale ostatecznie wezwanie duszy do wycofania staje się nie do odparcia i toniemy w klicznej depresji, chronicznym zmęczeniu i tym podobnych objawach.

 

 

 

 

 

 

 

 

Powód dla którego konwencjonalna psychiatria – czy to farmaceutyczna czy psychoanalityczna – jest bezsilna by konkretnie pomóc znacznej większości pacjentów jest taki, iż nie rozpoznaje, i nie jest w stanie rozpoznać tego co jest nie tak w świecie w którym żyjemy. Psychiatrzy wpadli w to samo bagno co reszta z nas. Psychiatria operuje na założeniu, iż powinniśmy być w nim szczęśliwi. To samo założenie, że świat dany nam jest w porządku, a przynajmniej niezmienialny, leży u podstaw krucjaty “radzenia sobie ze stresem”. To, że życie to jest z definicji stresogenne nie jest w ogóle kwestionowane. Terapia psychiatryczna jest sławna ze swej impotencji w rozwiązaniu poważnych stanów psychicznych, ponieważ psuchiatrzy, jako w pełni akulturowani członkowie elit społeczenych, są z tego powodu niezdolni do zakwestionowania kulturowych założeń, w które tak głęboko zainwestowali. Ich inwestycja zaślepia ich i nie pozwala założyć rzeczywistej słuszności i fundamentalnego zdrowia w reakcji pacjenta na świat, który działa nie tak jak powinien. Konwencjonalna terapia ( zwłaszcza ta oparta na farmaceutykach ) właściwie pogarsza chorobę, poprzez afirmację “tak, życie jakie oferuje społeczeństwo jest w porządku, to ty masz problem”. Byłem świadkiem dramatycznych uzdrowień tylko dzięki potwierdzeniu komuś : “Masz rację, tak nie powinno wyglądać życie” – uświadomie sobie tego daje siłę zmianie. Nie jest też tak że psychiatria ignoruje całkowicie potrzebę zmian, tyle tylko, że jest zwykle niezdolna do zmian dostatecznie głębokich. W swojej esencji mówi nam, iż musimy dopasować się do świata i szuka jak znów uczynić nas normalnymi, funkcjonującymi członkami społeczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zabijanie bólu dziwnie przypomina mentalność rolnictwa. Tak jak farmer wyrywa złe rośliny ( chwasty ), aby utrzymać pole tylko dobrych roślin ( plony ), tak też i my dyskryminujemy pomiędzy dobrymi i złymi uczuciami. Życie pod kontrolą oznacza eliminację czegokolwiek, co mogłoby spowodować bolesne wrażenia czy uczucia, cel, jaki jak nam się wydaje oznacza eliminację samego cierpienia.

 

Fudamentalne jest tu pomieszanie pomiędzy bólem a cierpieniem. Cierpienie nie pochodzi z bólu jako takiego, ale z oporu wobec bólu, i bardziej ogólnie, z oporu wobec życia. Nie jest więc dziwnym, że technologiczne społeczeństwo wygenerowało cierpienie bez precedensu na planecie ziemia. Technologia, która opiera się zwykłym procesom natury, jest odbita w naszej psychologii jako opór wobec zwykłych procesów życia. Nasz zinternalizowany dyktator – głos kultury – ocenia i filtruje każdą naszą emocje i uczucie, kurczowo czepiając się “dobrych” i pieląc te “złe”. Przywiązanie i awersja – dokładnie to, co Budda rozpoznał jako korzenie cierpienia.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

Christopher ( Australia )

systems builder and analyst / budowniczy systemów i analityk

 

 

 

 

 

Ayahuasca is a process for me of what Ken Wilber would describe as his integral process of psychology and meditation.

 

There are three components :

1) cleaning up ( getting rid of traumas etc )

2) growing up ( responsibility + emotional regulation )

3) waking up ( increased awareness of self + outside environment )

 

These processes appear to occur at the physical, emotional, psychological, transpersonal and a dimensional level not even known to most.

 

Ayahuasca seems to be a medicine and a catalyst that requires the user to be willing to actively engage in the healing process to get the most out of it.

 

 

 

 

Ayahuasca dla mnie to coś co Ken Wilber opisałby jako integralny proces psychologii i medytacji.

 

Wyróżnić można trzy składowe :

1) oczyszczanie ( pozbywanie się traumy itd )

2) dorastanie ( odpowiedzialność + emocjonalna regulacja )

3) przebudzenie ( zwiększona świadomość siebie samego i otoczenia )

 

Te procesy wydają się zachodzić na wielu poziomach,  fizycznym, emocjonalnym, fizjologicznym, transpersonalnym a także wymiarów nie znanych nawet większości z nas.

 

Ayahuaska jest medycyną i katalizatorem, który wymaga od użytkownika chęci aktywnego zaangażowania w proces uzdrowienia aby mógł z niego skorzystać w możliwie największym stopniu.

 

 

 

 

 

 

Niemal nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić początku życia, które nie zaczyna się od pierwotnej żyjącej istoty, oddzielnej od swojego środowiska, bo tak postrzegamy organizm, “byt”. A jednak inne kultury rozpoznawały bardziej płynną tożsamość, w której definującą jednostką była rodzina, plemię, wioska, las. Samo znaczenie słowa “ja” jest kulturowo determinowane. Szaman Martin Prechtel mówi o kulturze, w której mężczyzna szukający pomocy dla szamana dla swej chorej żony nie mówi “moja żona jest chora”, ale raczej “moja rodzina jest chora”. Choroba jest tak samo jego jak i jego żony. Albo, jeżeli kilka osób w wiosce jest chore, może powiedzieć “moja wioska jest chora”. Nawet jeżeli zachodni doktor oceniłby go jako wspaniały przykład cielesnego zdrowia, on sam nie zgodziłby się ze stwierdzeniem – “ja jestem zdrowy”, bo dla niego “ja” oznacza coś innego niż dla nas. Jego granice są bardziej płynne. Dla niego powiedzieć “jestem zdrowy ale moja rodzina, wioska, las, świat jest chory” byłoby tak absurdalne jak powiedzieć “Jestem zdrowy ale moja wątroba, nerki i serce są chore”. 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Frank ( Australia )

 

 

 

 

 

Being of European decent I was fortunate to have been strongly connected and adopted into an indigenous Australian tribe and living amongst the Yolngu people of North East Arnhemland, in the tropical top end of Australia. During 7 years I spend much of my time with the tribal elder Djalu, a famed Marngitj (healer) who taught me a great deal about the sacred /secret spiritual Dreamtime, a state of mind and reality where you communicate with the spirits of plants, earth, water, sky and heavens. There is a strong use and connection of native medicinal plants, instruments, objects, song and dance supporting a subtly sensitized and clarified state of mind which is secret within the Yolngu culture and takes many years of training if not born into this culture.

 

My recent journey to the Peruvian Amazon jungle and introduction to the use of Ayahuasca and master plant potions, song and rituals within a traditional Shibipo ceremonial context has allowed me to discover strong similarities regarding the sacred dialog with spirits in a symbiotic but less secretive relationship, as a counsel or healing aid. Unlike the lengthy process of learning to listen to the spirits within the context of the native Australian Dreamtime, the tribal Amazonian method of drinking Ayahuasca and other master plants potions under the guidance of skilled vegetalista’s (shamanic healers) acts like a universal key and ripped the door to the spirit world wide open for me within one night. Mother Ayahuasca is continuing to teach me not to be tunnel visioned anymore but to limitlessly expanding my horizon and to seek for the simple truth as a common denominator throughout all believe systems.

 

 

Będąc z pochodzenia Europejczykiem czuje się szczęśliwcem mogąc być silnie podłączony i adoptowany przez rdzenne australijskie plemię, i mieć okazję żyć pomiędzy ludem Yolngu północnowschodniego Arnhemland, w tropikalnym zakątku Australii. Podczas 7 lat spędziłem sporo ze swojego czasu z członkiem starszyzny plemienia o imieniu Djalu, słynnym Marngitj ( uzdrowicielem ), który nauczył mnie wiele o świętym/sekretnym duchowym Czasie Snu, stanie umysłu i rzeczywistości podczas którego komunikuje się z duchami roślin, ziemi, wody i niebios. Istnieje system używania i połączenia z rdzennymi roślinami medycznymi, instrumentami, obiektami, pieśnią i tańcem wspierającego bardzo subtelny, wrażliwy i jasny stan umysłu, system który jest sekretem w kulturze Yolngu i zajmuje wiele lat ćwiczeń, jeżeli nie jest się w tej kulturze urodzonym.

 

Moja ostatnia podróż do peruwiańskiej Amazonii i inicjacja w świat ayahuaski i roślin nauczycieli, pieśni i rytuałów w ceremonialnym kontekście kultury Shipibo umożliwiła mi odkrycie silnych podobieństw odnośnie świętego dialogu z duchami w symbiotycznej lecz mniej tajemnej relacji, jako źródła wiedzy lub uzdrowienia. W przeciwieństwie do długiego procesu nauki słuchania duchów w kontekście australijskiego Czasu Snu, plemienne amazońskie metody wiążące się z piciem ayahuaski i wywarów z innych roślin nauczycieli, pod opieką doświadczonych vegetalistas ( szamańskich uzdrowicieli ) działają jak uniwersalny klucz i rozerwały dla mnie drzwi do świata duchów na oścież podczas jednej z nocy. Matka ayahuaska kontynuuje uczenie mnie, iż nie jestem już ograniczonym tunelem ale nieskończenie rozszerzająm się horyzontem, uczy poszukiwania prostej prawdy jako wspólnego mianownika dla wszystkich systemów wierzeń.

 

 

 

Chris, 27 ( UK )

 

 

 

My mum died very suddenly of a brain hemorrhage when I was 17yrs old. I was very close to her and found her passing incredible difficult. I decided on the night she died that I would no longer allow myself to get close to people, to prevent myself from getting hurt like this again. Three months later I moved away to university and distanced myself from family. A 10yr problem with drugs and alcohol developed. I was unable to form a relationship with anyone, I would push them away when I felt them getting too close. I had phases of putting myself into terrible states. I didn’t realise it at the time, but this was my way of burying pain deeper and deeper. I actually at this time denied I had a problem, I believed my behaviour was normal. 
At some point a speech problem developed, I went to see a therapist and was told this developed from me never having properly grieved for the loss of my mother. I thought this was nonsense and stopped after two sessions. 


 

At 27 I found my way to the Amazon rainforest were I was to drink ayahuasca, I think deep in my subconscious somewhere I thought this could fix me. I couldn’t continue to live my life and reach the age of 35 having never had a serious relationship. Therapy sessions are expensive, and I always felt therapists never really cared. So if I was going to fix this I would rather do it internally. 


 

In my first Ayahuasca ceremony I was shown I had a massive problem, one I had denied and buried for so long, I had become a master at burying pain. Ayahuasca brought all this to the surface and helped me to grieve and process her passing. It was incredibly hard during my 6 sessions, but I really believe I achieved 10yrs of therapy in 10 days. A spiritual outlook on my life started after drinking, something I never expected to happen. I wasn’t sure if I really believed in that stuff up to that point. 
I continue to explore this spiritual path through Ayahuasca ceremony’s today. Ayahuasca transformed my whole being, from abusing my body and mind to loving myself and others more. This is a wonderful gift from the universe with great healing power. It wants to heal us.

 

 

Moja mama umarła nagle, z powodu wylewu krwi do mózgu, kiedy miałem 17 lat. Byłem z nią bardzo blisko związany i jej odejście było dla mnie niezwykle trudne. W noc jej śmierci zdecydowałem, że nie pozwolę sobie więcej zbliżyć się do ludzi, by nigdy nie do dopuścić do takiego bólu. Trzy miesiące później wyprowadziłem się, idąc na studia, i oddaliłem się od swojej rodziny. Rozpoczął się wówczas dziesięcioletni problem z alkoholem i narkotykami. Nie byłem w stanie stworzyć relacji z nikim, odpychałem ich kiedykolwiek czułem, że pojawiają się zbyt blisko. Miałem fazy pakowania się w straszne stany.

 

W tamtym czasie właściwie wypierałem problem, wierzyłem, że moje zachowanie było normalne. W jakimś momencie zaczęły się problem z mówieniem, udałem się do specjalisty, a ten stwierdził, że jest to rezultatem nigdy nie przeżytej właściwie żałoby po stracie matki. Myślałem, że to bzdury i zrezygnowałem po dwóch sesjach.

 

W wieku 27 lat znalazłem się w drodze do amazońskiej puszczy,gdzie miałem wypić ayahuaskę, myślę, iż gdzieś głęboko w swej podświadomości miałem nadzieję, iż to mnie naprawi. Nie mogłem dłużej dalej trwać w takim życiu, i dożyć do 35 lat bez doświadczenia poważnej relacji. Sesje terapeutyczne są drogie i zawsze miałem wrażenie, że terapeutów tak naprawdę nic nie obchodzi. Więc jeżeli miałem to naprawić, musiałem to zrobić wewnątrz.

 

W mojej pierwszej ceremonii ayahuaski pokazany mi został wielki problem, ten, który wypierałem i zakopałem na tak długo, byłem mistrzem zakopywania bólu. Ayahuasca wyniosła to wszystko na powierzchnię, i pomogła mi opłakać i przerobić jej odejście. Było to niesamowicie ciężkie 6 sesji, ale naprawdę wierzę, iż osiągnąłem w 10 dni to co zajęłoby 10 lat terapii. Duchowe spojrzenie na moje życie rozpoczęło się wraz z wypiciem tej medycyny, coś czegoś nigdy się spodziewałem. Nie byłem w ogóle pewny czy wierzyć w takie rzeczy do tego momentu. Dzisiaj, w ceremonii, będę kontynować podróż na tej duchowej ścieżce. Ayahuasca dokonała transformacji mojego bytu, od niszczenia swojego ciała i umysłu do kochania siebie i innych w coraz większym stopniu. To wspaniały dar od wszechświata, z wielką mocą uleczenia. Chce nas uzdrowić.

 

 

 

J.M. Retired police officer with 23 years of experience, now working as trauma psychologist.

 

 

J.M. Emerytowany policjant z 23 latami doświadczenia, obecnie pracuje jako psycholog specjalizujący się w traumach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pracując ponad 20 lat jako policjant i obecnie jako psycholog zajmujący się traumą, miałem okazję widzieć wiele twarzy przemocy, cierpienia i tragedii jakie są obecne na tym świecie. Czułem i widziałem szkodę wywartą na ciele, psychice i duszy.

 

Uzdrowienie z ciemności i przejście do światła wewnętrznej siły i odporności na przeciwieństwa losu to często skomplikowana, trudna i pokrętna ścieżka. Ayahuaska i rośliny mocy są potężnym leczniczym narzędziem dla tych, którzy czują wezwanie tejże ścieżki. Aya, potężny uzdrowiciel traumy dla tych, którzy mają odwagę i otwartość aby eksplorować moc tej medycyny.

 

 

(…) The war on germs is therefore another aspect of our culture’s self-other confusion, the confusion over who we are. It is not surprising that the great epidemics of our time are the automimmune diseases. At its most basic, the immune system distinguishes between self and the other. Our collective confusion over who we are manifests in the body as immune system disorders.

 

 

(…) Wojna z zarazkami jest zatem innym aspektem obecnego w naszej kulturze zagubienia co do ja-inny, zagubienia co do tego, kim jesteśmy. Nie jest więc zaskakującym, że wielkie epidemie naszych czasów to choroby autoimmunologiczne. Na najbardziej podstawowym poziomie, system odpornościowy rozpoznaje pomiędzy ja i nie-ja. Nasze kolektywne pogubienie co do tego, kim jesteśmy manifestuje się w ciele jako zaburzenia systemu immunologicznego. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasze fobie wobec zarazków są szczególną formą bardziej generalnej awersji, która ukrywa się pod określeniem – czystość – kwintesencja obsesji kontroli. Czystość jest zaraz po pobożności, powiada się, ale tylko jesli Bóg jest odległy od tej ziemi. Czym jest bowiem brud, całkiem dosłownie, jeżeli nie światem? Utrzymywanie absolutnie czystych ciał i czystych domów oznacza oddzielanie się od świata. Mało jest tak poważnych faux pas jak pojawienie się brudnym i śmierdzącym publicznie, w towarzystwie. Być jednym z brudem oznacza być niecywilizowanym, mniej wywyższonym ponad ziemski świat, być bardziej z ciała a mniej z umysłu i ducha. Podobne założenia tłumaczą dlaczego dorośli czują się tak niekomfortowo kiedy są lepcy i brudni. Jak każdy rodzic wie, małe dzieci nie mają nic przeciwko byciu umorusanym. Ale bycie lepkim oznacza dosłownie że świat ( Inny ) przyczepia się do twojego ja.  Lepkość gwałci zatem nasze poczucie kontroli, zagrażając fizycznemu rozdzieleniu ja i świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obecna obsesja co do higieny żywności -  i cała kampania eksterminacji bakterii – zaczyna wyglądać absurdalnie, kiedy uświadomić sobie, że ludzki system trawienny nie jest wcale tak różny od tego, którym dysponuje pies czy świnia. Im więcej kontroli wymuszamy nad światem, tym bardziej nadwrażliwi na świat się stajemy. Pomimo tego, iż regularnie jadają z podłogi i piją z muszli klozetowej, psy nie wydają się chorować częściej niż my, nie zauważyłem też szczególnego wzrostu poziomu zdrowia odkąd pracownicy przemysłu gastronomicznego zaczęli nosić gumowe rękawiczki. Przeciwnie, brak regularnych wyzwań dla systemu immunologicznego z jednej strony czyni go bardziej wrażliwym ( “myśli” on : może coś przeoczyłem ), z drugiej pozbawia go ćwiczeń, których może potrzebować by przygotować się na prawdziwy kryzys. System odpornościowy staje się jednocześnie bardziej wrażliwy ale i mniej zdolny do radzenia sobie z prawdziwymi wyzwaniami. Paralela z niańczonymi, nadmiernie chronionymi wspólczesnymi ludźmi jest oczywista.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spójrzmy na wymarcie megafauny na północnej półkuli. To stało się nadzwyczaj niedawno, po tym jak znikli neandertalczycy, i w pełni rozwinął się współczesny typ człowieka, i zwykle przypisywane jest wyższości naszej technologii i, co z tym związane, naszej wyższej inteligencji. Zatrzymajmy się na chwilę by o tym pomyśleć – poważne zaburzenie ekosystemu jako oznaka wyższej inteligencji ! Zakładamy iż w ludzkiej naturze jest zagarnianue tyle ile jest to tylko możliwe. Porzućmy na moment takie założenie i przypuśćmy, że neandertalczycy i inni pra-ludzie miel inteligencję, ale nie mieli takich chęci. Być może mieli oni mądrość by unikać praktyk, które zakłócałyby równowagę w naturze. Późniejsze kultury, bardziej od niej oddzielone, pomimo to wciąż rozumiały wagę utrzymywania tego kurczącego się podłączenia. Używały religijnego rytuału i magii aby potwierdzić i odnowić je, opierając się na pradawnym dziedzictwie szamanów i historiach o korzeniach wśród pierwotnych nauczycieli, z czasów kiedy jeszcze harmonia z naturą nie potrzebowała sztucznych sposobów połączenia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy separacja nabrała tempa poprzez rozwój rolnictwa, przepaść nad jaką miała za zadanie budować most religia poszerzyła się. Ludzie oddalili się bardziej od “praw świata” i stare ceremonie utraciły moc przywracania równowagi. Powoli natura zaczęła tracić wewnętrzną boskość w ludzkich oczach i stała się, progresywnie, jedynie rzeczą. Aby było jasnym, natura-jako-rzecz nie było nigdy niczym innym jak ideologią, i to ideologią jakiej niezmiennie przeczy bezpośrednie doświadczenie, kiedy się na nie otworzymy. Mimo tego, ta ideologia była ( i wciąż jest ) dostatecznie potężna aby doprowadzić do i uzasadnić trwający stulecia projekt dominacji i zniszczenia, subordynacji i podboju natury. Jak opisano w poprzednim rozdziale, rolnictwo stopniowo zabrało bogów od utożsamienia ich z naturalnymi siłami do władzy nad nimi, równolegle do postępującego ludzkiego wyabstrahowania własnej tożsamości od natury. Kiedy starożytni królowie i faraonowie byli jeszcze bogami, począwszy od mniej więcej 2000 r p.n.e w Mezopotami królowie stali się zaledwie emisariuszami lub reprezentami boskości, która wyniesiona została w strefę niebios.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z bogiem eksportowanym, o nie-ziemskim statusie, ludzie ( którzy, bądź co bądź są z tej ziemi ) stracili swoją wewnętrzną boskość i stali się zaledwie sługami Boga. Około roku 2000 przed naszą erą, “zaczęły pojawiać się mezopotamskie mity o ludziach stworzonych przez bogów jako ich niewolnicy. Ludzie stali się zwykłymi sługami, bogowie, absolutnymi władcami. Człowiek nie był już w jakimkolwiek sensie inkarnacją boskiego życia, ale innej zupełnie natury, ziemskiej, natury śmiertelnej. A sama ziemia stała się teraz gliną. Materia i duch rozpoczęły swój rozdział.” W związku z tym, mamy w żydowskich, chrześcijańskich i muzułmańskich religiach, które w tymże regionie powstały, koncepcję grzechu wobec Boga, która jest zupełnie oddzielna od gwałtu na porządku natury, czy jej harmonii. Nie tylko odrębna, ale często dokładnie przeciwna. Słowo duchowość zaczęło oznaczać podporządkowanie ciała, którego pragnienia zostały przeciwstawione podwyższeniu ducha. Paralela z technologią i “wspniaczką” ludzkości jest jasna. Technologiczna krucjata cywilizacji aby przezwyciężyć naturę porządkiem i regularnością maszyny znajduje swoje odbicie w religii jako programie przezwyciężenia naszej nieuporządkowanej wewnętrznej natury, czy też “ludzkiej natury”.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Buddyzm, ( i, można założyć, ezoteryczne nauki wszystkich religii ) rozpoznają cierpienie związane z próbami uczynienia stałym tego, co z natury jest niestałe. Piękne piaskowe obrazy tworzone przez tybetańskich mnichów i Indian Navajo, które z samej natury tego medium istnieją przez bardzo krótki czas, demonstrują ważną zasadę : wartość piękna nie zależy od jego przetrwania. Współczesny umysł uważa zwykle ich tworzenie było stratą czasu – tworzyć coś pięknego, tylko po to by to zaraz niszczyć – i chce zachować takie coś w muzeum, wydobyć z tego jakąś “korzyść”. Taki sposób myślenia, w którym poświęcamy obecny moment na rzecz przyszłych jest dokładnie częścią mentalności rolnictwa, w której musimy siać aby zbierać, w którym przyszłość motywuje i usprawiedliwia pracę w chwili obecnej. Kiedy fotografujemy, nagrywamy, archiwizujemy teraźniejszość, jesteśmy napędzani przez ten sam niepokój jak rolnik, który wie, że jeżeli nie zgromadzi ziarna teraz, będzie go brakowało w przyszłości. Tak jak farmer nie ufa już ( tak jak ufali łowcy-zbieracze ) w Opatrzność, w obecną w naturze obfitość, tak też my jesteśmy w nałogu gromadzenia pięknych momentów jak gdyby ich podaż była ograniczona.

 

Charles Eisenstein, Ascent of Humanity ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

health decay / degeneracja

August 6th, 2016

 

 

 

(…) Może jednak uda się wciąż uratować teorię niepokoju – a co z chorobą? Kiedy pytam moich studentów o najbardziej wartościowe osiągnięcie współczesnej technologii,  niezmiennie wskazują na medycynę, która, jak twierdzą, dała nam poziom zdrowia, bezpieczeństwa i długowieczności bez precedensu w historii. Taki pogląd jednakże nie docenia mocy i wyrafinowania tradycyjnej medycyny roślinnej w leczeniu ran i chorób, powszechnej w tamtych czasach. Musi także poradzić sobie z obserwacjami Westona Price, amerykańskiego dentysty żyjącego na początku dwudziestego wieku. Price był ciekawy przyczyn pogorszenia stanu uzębienia jakie dostrzegł w ciągu dekad swojej praktyki, i wysnuł hipotezę, iż szybki wzrost występowania przypadków obumierania zębów, nieprawidłowego uzębienia,  i szeregu innych, wcześniej rzadkich chorób niedentystycznych ma coś wspólnego z naszą dietą. Porzucił swoją praktykę i spędził wiele lat podrózując do odległych zakątków ziemi, gdzie ludzie wciąż żyli bez “nowoczesnej” żywności. Nie wszystkie społeczności jakie odwiedził żyły w epoce kamienia, ale były według naszych standardów prymitywne. Trafił do odległych, dostępnych tylko na mule wiosek w Szwajcarii, żył z Masajami w Afryce, Inuitami na Alasce, aborygenami w Australii, Polinezyjczykami na Pacyfiku. We wszystkich tych miejscach nie znalazł prawie przypadków próchnicy, nadwagi, chorób serca, raka. Zamiast tego zaobserwował wspaniałą kondycję fizyczną, łatwe porody,  szerokie szczęki ze wszystkimi 32 zębami. Diety były różne w różnych miejscach, ale miały pewne cechy wspólne.  Ludzie jedli bardzo mało rafinowanych węglowodanów, dużo żywego, sfermentowanego jedzenia, i konkretne ilości tłuszczu i mięsa z organów.  Ilość przyjmowanych witamin była wielokrotnie wyższa niż obecna norma.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.