światosław / tales from the world

Posts tagged:

syncretism

Ayahuasqueros : Jose Torres

March 16th, 2014

 

 

 

I only post it because it is Sunday today. I don’t suspect there are many people reading this blog who are into love magic, believe in power of esoteric perfumes that may bring luck in business or personal life and like their ayahuasca taken evangelical church style, with exorcisms, sitting all night in uncomfortable benches, in a group of more than hundred patients, against one charismatic healer and dozen of his helpers. You do ? Well, sorry, there will be no story here, on some Friday go to Coca ( Orellana ) in the Amazon of Ecuador, call Jose Torres ( 0999632418 ) to confirm the show is happening, prepare to pay something like 40 or 50 USD they will try to charge you ( I refused to pay ) and enjoy this curious event. You should count around 1 hour on public bus from old bus station in the centre of Coca, and the last one leaves around 6 PM. But I should make sure again, do you really want to pray to Jesus and get spit on with booze while on psychedelic brews?

I do not want to take away faith from all those crowds of desperate people waiting outside Jose Torres’ clinic, but I don’t think they are reading this, and I hope you are smarter.

 

 

Zamieszczam to tylko dlatego, że dziś niedziela. Nie podejrzewam wielu z czytających tego bloga o wiarę w miłosną magię, moc ezoterycznych perfumów, które przynoszą szczęście w biznesie i życiu osobistym, o to, że lubicie pić swoją ayahuaskę w ewangelicko-kościelnym stylu, otoczeni przez setkę pacjentów, siedząc całą noc w niewygodnych, drewnianych ławkach, naprzeciw jednego charyzmatycznego znachora i tuzina jego pomocników szturchających was kijem przy każdym przyśnięciu. Lubicie takie rzeczy? Cóż, przykro mi, ale nie będzie tu żadnej opowieści, w jakiś piątek wybierzcie się do Coca ( Orellana) we wschodnim Ekwadorze, zadzwońcie do Jose Torresa ( 0999632418 ) aby potwierdzić czy tego dnia na pewno imprezka ma miejsce, przygotujcie na wybulenie około 50 USD, które od was zażądają ( ja odmówiłem ), i cieszcie się dziwnością chwili. Dojechanie na miejsce ze starego dworca autobusowego w Coca powinno zająć około godziny, ostatni bus odjeżdża o 18:00 i kosztuje 1 USD. Ale jeszcze raz się upewnię, na pewno chcecie modlić się do Jezusa i być opluwanym alkoholowym roztworem, będąc pod wpływem psychodelicznego wywaru?

Nie chcę odbierać wiary tym wszystkim tłumom zdesperowanych ludzi czekających na zewnątrz kliniki Jose Torresa, ale nie sądze aby to czytali, a wy, mam nadzieję, jesteście rozsądniejsi.

 

 

 

 

 

Ayahuasqueros : Cruz del Sur

March 10th, 2014

What’s that thing with Christian vibe of ayahuasca places of Putumayo, especially Alto Putumayo? I mean it is one thing to use some Catholic saints as aides on the altar, invoke Jesus once in a while, but what is happening here is too much for me, with my burden of Catholic upbringing, I don’t really want to listen to one song after another about how Jesus loves me and Jesus this and that. Mother of god, what a test for me, thanks for that.

 

 

Co jest z tym chrześcijańskim klimatem ayahuaskowych miejsc w Putumayo, a zwłaszcza w Alto Putumayo? Jedno to odwoływać się do katolickich świętych jako pomocników, wstawiać na ołtarz jakieś ikony czy figurki, od czasu do czasu wspomnieć Jezusa, ale to co się tu czasem dzieje to za wiele dla mnie, z moim katolickim wychowaniem. Pomijam już to że w ogóle nie lubię za dużo słów podczas ceremonii, ale tym bardziej nie chcę słuchać jednej piosenki za drugą o tym jak Jezus to a Jezus tamto a Pan Bóg coś jeszcze. Matko boska, dziekuję za ten test cierpliwości.

 

 

People who gather in Cruz del Sur maloca are mostly Christian, so of course I understand that they do it their style. They are middle class, they like clean floors and mattresses, so the place is neat and fancy. They are at least middle aged, so already with heavy baggage and this vibe of healing from suffering of the past is present here, complete with tears and wailing. Place has been built and is run by Taita Javier Lasso Mejia, an artist, mestizo, but trained in tradition of Siona Indians, working already for years with ayahuasca, unfortunately, not present today. His art is present, both maloca and grounds around are filled with paintings, sculptures, art installations, some of them really good, lots of New Age references, including some things that remind me Slavic pagan heritage.

 

 

Ludzie, którzy zbierają się w maloce Cruz del Sur to przede wszystkim chrześcijanie, więc oczywiście rozumiem, że robią ceremonię w swoim stylu. To głównie klasa średnia, mieszczuchy, więc lubią swoją czystą podłogę i materace, papier w toalecie i tak dalej, miejsce jest więc czyste, porządne, a nawet ekskluzywne. Goście są też, w większości, gdzieś tak w wieku średnim i powyżej, a zatem już z ciężkim bagażem, i ten klimat leczenia się z cierpień przeszłości jest tu obecny, razem z łzami czy jękami. Miejsce zbudował i dowodzi nim Taita Javier Lasso Mejia, artysta, metys, ale wyszkolony w tradycji Indian Siona, pracujący z ayahuaską od lat, niestety dziś nieobecny. Jego sztuka za to jest, zarówno maloka jak i teren wokół niej jest wypełniony malarstwem, rzeźbą, instalacjami, niektóre z tych dzieł naprawdę niezłe, dużo New Age’owych odniesień, wliczając w to rzeczy, które przypominają mi pogańskie dziedzictwo Słowian.

 

 

 

The centre is located near Pasto and next to harbour at Laguna La Cocha, one of biggest touristic attractions of Alto Putumayo, so it gets a fair share of visitors. Would be good to stress the quality of place, and of service, the healing and cleansing in the morning are done very thoroughly, it is here that I experience for the first time weird pleasure of getting beaten with ortiga. However, what may seem to be advantage to people seeking comfort, for me is another obstacle, aside from strong religious flavour. I feel here as customer, like a consumer of just another spiritual service, it seems to be almost a rule now that in this kind of places ayahuasca fails to have any significant effect on me. I struggle again with my impatience and feeling of wasting my time, while Anna has another deep trip, which actually makes me a bit jealous.  But by now I am a good guy and I know that jealousy is nasty, so I keep quiet and wait for the morning, submit to limpieza,  drink my morning coffee, say goodbye to friendly Christians and swear to always check amount 0f dirt and anarchy before choosing next venue.

 

 

Centrum Cruz del Sur znajduje się niedaleko Pasto i tuż obok portu na jeziorze La Cocha, jednej największych turystycznych atrakcji Alto Putumayo, więc przewija się tu sporo gości. Warto podkreślić ponownie jakość miejsca i “usług”, oczyszczanie nad ranem wykonane było bardzo rzetelnie, z zaangażowaniem i uczuciem, to tutaj po raz pierwszy miałem okazję posmakować dziwacznej przyjemności bycia wychłostanym kolczastymi pokrzywami. Jednakże to co może byc zaletą dla wielu szukających bezpieczeństwa i komfortu, dla mnie jest kolejną przeszkodą, obok zbytniego przyprawienia religijnością. Czuję się tam jak klient, jak konsument kolejnej duchowej usługi, i wydaje się to już być regułą, że w tego rodzaju miejscach ayahuaska nie działa na mnie zbyt skutecznie. Szarpię się więc z moją niecierpliwością i uczuciem straconego czasu, podczas gdy Anna nurkuje w kolejnym głębokim tripie, co szczerze powiedziawszy czyni mnie nieco zazdrosnym. Jestem jednak już dobrym chłopcem i wiem od jakiegoś czasu, że zazdrość jest nieładna, więc siedzę cicho i czekam na poranek, poddaję się limpieza, piję swoją poranną kawkę, mówię “do widzenia” przyjaznym chrześcijanom i przysiegam zawsze sprawdzać poziom brudu i anarchii, zanim wybiorę następne miejsce.

 

 

 

Ah I would almost forget…( it looks like I should be taking more notes as events from 2 or 3 months ago seem like a very distant past these days). During that night I have time to think – as my trip is on the edge of vision and thinking – about something that has been around for a while during my ayahuaska explorations, and kind of returns when I vomit in the garden of wooden quasi-pagan sculptures. It is here that I finally get it and put it together into coherent words :

“Who are you?
Little Pole
What your sign is?
White eagle”

That is how one can roughly translate beginning of the iconic Polish patriotic poem, force fed to countless generations of schoolkids, and now more of a joke I guess. But…Far from the cold homeland, drinking yage with shamans from Camtza, Quichua, Cofan or Siona tribes, I discover who I am. First time, by way of deep insight, I recognize and identify with my animal spirit, ancient totem of my clan of Polans, a bird of prey which loves open space, where from far and from above it can easily see his victim. Whether flying around the world, looking for game, sometimes landing here and there, for a short while, alone, sometimes in company, however, never in herd, or looking at myself when I release abundant vomit, being purified by medicine, sometimes I see power, and sometimes I see bird with broken wings, sick bird far away from his nest, I hear the sound of wings in psychedelic noise of rustling leaves during the ceremony. Once more, like in the tale about rabbi from Cracow going to Prague, it appears that to find a treasure buried nearby, it sometimes is necessary to set on one of furthest and deepest journeys.

 

 

Prawie bym zapomniał… ( wygląda na to, że powinienem robić więcej notatek bo wydarzenia sprzed 2 czy 3 miesięcy wydają się obecnie odległą przeszłością ). Podczas tej nocy miałem czas co nieco pomysleć – bo moja sesja była gdzieś na pograniczu myślenia i wizji – o czymś co krąży wokół mnie od jakiegoś już czasu, w związku z ayahuaskowymi eksploracjami – i co w jakimś sensie powróciło gdy wymiotowałem w ogrodzie niby pogańskich drewnianych rzeźb. To tutaj w końcu mi się rozjaśnia, to tutaj układa w całkiem klarowną całość :

“Kto ty jestes?
Polak maly
Jaki znak twoj?
Orzel bialy.”

Daleko od zimnej krainy, pijąc yage u szamanów z plemion Camtza, Quichua, Cofan, Siona, odkrywam kim jestem, po raz pierwszy poprzez wgląd poznaję zwierzę – pradawny totem mego klanu Polan, drapieżnego ptaka, który kocha otwartą przestrzeń, gdzie z daleka i wysoka widać ofiarę. Czy to latając po całym świecie, w poszukiwaniu łupu czasem lądując na krótko tu i owdzie, samemu, czasem w towarzystwie, stroniąc jednak od stadnych instynktów, czy to spogladając na siebie samego kiedy rzygam rzęsiście nad ranem czyszczony przez medycynę, widzę czasem moc a czasem ptaka z połamanymi skrzydłami, chorego ptaka daleko od gniazda, słyszę szum skrzydeł w psychodelicznym dźwięku liści podczas ceremonii. Po raz kolejny, jak w opowieści o praskiej wyprawie rabina z Krakowa, okazuje się, że aby znaleźć niedaleko schowany skarb warto wyprawić sie w jedną z najdalszych i najgłębszych podróży.

 

 

 

 

So in this twisted, serpentine ayahuasca style, hail to Jesus people for connecting me with my pre-Jesus roots.

 

 

A zatem w ten pokrętny, wężowy sposób, chwała ludziom Jezusa, za pomoc w odnalezieniu mojego połączenia z przed-jezusowymi korzeniami.

 

 

 

 

 

 

 

Maloca Cruz del Sur can be easily reached by public transport going to Laguna La Cocha from Pasto. Do not travel after dark however, as robberies happen on that road. Ceremony here costs usual 30 000 peso per person, but do contact the people running that place for dates of events and other details, at lassom7@hotmail.com , check their website www.javierlassomejia.com or call 7219342 or 31 48436598

 

 

Maloka Cruz del Sur jest łatwo osiągalna publicznym transportem z Pasto do Laguny La Cocha. Nie podróżujcie po zmroku, ponieważ na trasie tej zdarzają sie napady. Ceremonia kosztuje zwyczajowe 30 tys. peso od osoby, ale warto skontaktować się z osobami prowadzącymi ośrodek w celu sprawdzenia dat i innych szczegółów, ich e-mail to lassom7@hotmail.com , strona internetowa www.javierlassomejia.com a telefon 7219342 lub 31 48436598

 

 

“Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”

 

To naczelne z przykazań zazdrosnego pustynnego boga nie pozostawia żadnej wątpliwości że jest on patronem plemienia, otoczonego wrogimi sąsiadami ( nie bez przyczyny, skoro zabrano im ziemię a ich  bogów pozamieniano  na demony / Baal > Belzebub / ). Nie ma tu udawania, że jest jeden bóg, zbyt wiele ich dookoła, chodzi jedynie aby “naszego”, nie cudzych czcić. Z takim podejściem jednak pozostajemy dalej w mentalności epoki brązu, a świat się nieco zmniejszył… Takie podejście okazuje się bardzo nieskuteczne w zarażaniu innych swoją ideologią, ale w zasadzie wybrali je Izrealici, i dalej traktują Jahwe jako swego prywatnego władcę, nie zainteresowani misjonarstwem religijnym skupili się na przetrwaniu kultury, zbieraniu funduszy, oraz jak w końcu sytuacja polityczna pozwoliła, na fizycznych przepychankach o swój kawałek pustyni. Palestyńczycy i ich równie zazdrosna wersja Allaha raczej nie bardzo da się lubić, nie ma już Kananejczyków czy Filistyńczyków których atrakcyjne religie trzeba demonizować, chociaż kulty płodności przyciągają wprawdzie młodych Żydów w postaci festiwali rave, i miejmy nadzieję że hedonizm i narkotyki przerwą w końcu maniakalny ciąg pokazany w tym klipie …

 

***

 

“You shall have no other gods before me”

 

The first of commandments of the jealous desert god leaves no doubt that he is a leader and protector of one chosen tribe, surrounded by hostile enemies ( not surprising, since they had their lands taken over and their gods ridiculed as deamons / Baal > Beelzebub ). There is no pretending here , that there is one god, there are many around, some miles away, so the point is to worship ours, who gives us identity, rather than those of the “others”. With this attitude kept today we are still in the Bronze Age, and world has got smaller since then.  This attitude turns out to be very inefficient in spreading our own ideology, but it was chosen and continued until this day by Isrealites, who treat Yahweh as their own private Lord, and are not interested in converting others, rather focused on survival of their culture, gathering funds, and when finally political situation allowed, physical domination and violence in their piece of desert. Palestinians and their equally jealous version of god are not very likeable, and there are no more Caananites and Philistines with their temple prostitutes and attractive religions that must be demonized, although fertility cults attract Jewish youth in form of rave festivals, so one can only hope hedonism and drugs will break that nasty cycle shown in video below.

 

 

 

 

 

 

Zupełnie inny styl prezentują chrześcijanie, a zwłaszcza największy jak dotąd ich odłam zwany katolikami. Z samej nazwy wyziera już ambicja podboju zawartości głów, powszechności i uniwersalności. Przekonani,że misja powierzona 2000 lat temu przez ascetycznego wędrownego kaznodzieję polega na tym aby wszystkich zapisać do jednej organizacji, postawili na dziwne rozdwojenie – w sferze teoretycznej przekonanie o wyjątkowości i niezbędności przynależności do tejżej organizacji dla “zbawienia”, w praktyce natomiast na maksymalna otwartość i wchłanianie czego tylko się da, aby uczynić organizacje popularną wśród ludzi, których życie, klimat, tradycje z semickim dziedzictwem nie mają nic wspólnego. Działało to dokonale w świecie, w którym informacja przepływała powoli, podobnie wszelakie zmiany. Można było wówczas udawać, że nowe tradycje wcale nie są nowe, można było z pustynnego monoteizmu zrobić barwną kolekcję duchów wszelakich, aniołów, świętych, rządzonych przez prastarą Matkę – Boginię, w której tle gdzies tam równie pogańska, jakoś mniej obecna Trójca, jak i wchłonąć wszelakie tradycje magiczne, święta z cyklu przyrody, rytuały, święte miejsca, odpusty, relikwie, amulety.

 

***

 

Completely different style is the one of the Christians, especially theie biggest branch so far, the Catholic church. The name itself already tells about ambition to conquer insides of heads of everyone around. Convinced that the mission given to them 2000 years ago by ascetic vagabond teacher means to enlist everyone in their organization, they chose to go on a schizofrenic path – in theory, convinced about their uniqueness and need to belong to their special church to be “saved”, and in practice, behaving like a sponge that absorbs whatever is needed to become popular, accepted and finally supported as only truth by people whose life, climate, traditions have nothing in common with Semitic heritage and background of this myth. It worked well in a world, where flow of information was slow, and so were all changes. One could pretend then that the new traditions are not new at all, or at least God given to supreme authority residing in  sunny Italy, one could turn austere desert monotheism into a colourful collection of all kind of spirits, angels, protective saints, all ruled by ancient archetype of Good Mother – Goddess, with equally pagan but somehow less active Trinity somewhere in the background, as well as incorporate various magical traditions , festive days based on natural calendar, rites, holy sites, relics, amulets.

 

 

 

 

Działało to do czasu kiedy “nowe” tradycje zaczęły pojawiać się najpierw z tempem hipisowkich busów z Indii czy odrzutowców przemierzających ocean z guru na pokładzie, a potem jeszcze szybciej, niczym myśl, zdigitalizowana i wymieniana ponad starymi granicami i podziałami. W tym momencie nowe nie daje już się tak łatwo oswoić i podbić, próby tego z daleka czuć sztucznością i brzmią jak afrykańskie bębenki na oazowej mszy, a wszystko dlatego ze te nieudolne modyfikacje idą w parze z utrzymywaniem swojej wyjątkowości. Czy da się inaczej jeżeli ten system religijny oparty jest na pojmowanym dosłownie transcedentnym Bogu z pewnej książki, objawionym w pewnym momencie historii?

Pozostają chyba dwie drogi, pierwsza to zamykanie się w oblężonej twierdzy, zaklinanie rzeczywistości, i demonizowanie tego co na zewnątrz. Skuteczność tej taktyki zależy zapewne od materialnej i politycznej koniunktury, strach , chaos i wojna zapewne pomogłyby trochę w odmłodzeniu coraz starszych kadr obrońców twierdzy. Z drugiej strony możliwe jest osiągnięcie masy krytycznej, i ilość dostępnej informacji spowoduje że iluzja świata podzielonego na prawdziwe i nieprawdziwe wierzenia będzie musiała runąć, a wszelacy misjonarze wreszcie odpuścić, rozumiejąc że wszyscy bogowie są cudzy, inny w swej formie jest bóg kupców, inny ten rybaków, inny z pustyni, inny z Rzymu, inny z dżungli, inny twój a inny twojego sąsiada.  Tak jak nie trzeba sąsiadom mówić jak mają się ubierać,  tak nie trzeba im ryć bani, że mają w naszą bajkę wierzyć, zamiast spokojnie przyjrzeć się Temu co w środku oraz dookoła, i wtedy wreszcie dostrzec wspólnotę, iluzję i paradoks dualizmu, inne czyli to samo.

 

***

 

It worked until the time when “new” traditions started to appear first at pace of hippie buses coming from India or jets traversing ocean with ever new gurus on board, and then even faster, like a digitalized thought exchanged instantly above old borders and divisions. Now the new can not be so easily domesticated and conquered, included as “ours”, these trials feel very artificial and sound like African drums played by altar boys on youth oriented mass. The reason is that while doing those amateur and fake effort of new cultural conquest, ( while genuine thing is readily available ), they still want to keep the old dogma of uniqueness, “there is no salvation outside the church”… But do they have a choice, belonging to religious system based on transcendent God, literally read from certain book, and revealed in a certain moment in history?

It seems there are two ways out. The first is getting locked in a fortress under siege, throwing bullshit like “civilization of death” from the walls at non-believers, and demonizing all changes and all reality outside. The effectiveness of this tactic depends upon economical and political situation, fear, chaos and war surely would help a bit to rejuvenate old ranks of this fortress’ defenders. However, it is possible that critical mass will be achieved, and the amount of information available will destroy illusion of world divided in true and untrue beliefs. All missionaries would then have to let it go, and understand that all gods are of “the others”, other in its form is god of merchants, other the one of fishermen, other from the desert, Rome or jungle, other of your neighbour. As you don’t tell your neighbour how to dress, you don’t need to brainwash him into believing in your chosen fairy tale. You can instead calmly look for The One inside, and around, and then finally see unity, and illusion as well as paradox of dualism, other, but the same.

 

 

 

 

Ja też chciałbym dostrzec nie to co inne ale to co to samo, i spojrzeć na synkretyzm pogodnie, nie z żalem, za tym co stracone, ale z radością, że to co ważne, i żywe przetrwało, że w ostateczności nie liczy się nazwa, słowo, narzedzie podzielenia, ale słońce, ciało, gest, czucie. Pochodzę z katolickiego kraju i katolicyzm to dla mnie trudna miłość, zbyt świadomy jestem historii także naszej słowiańskiej konkwisty sprzed tysiąca lat, a do tego zbyt głośni tu ci co formę wielbią, w zasadzie nieobecny mistycyzm i skupienie na doświadczeniu.

Pozostaje zatem droga sztuczek percepcji – zauwazania tego co chcemy zauważac, ignorowania tego co chcemy ignorować. W praktyce robi to zapewne większośc wyznawców ludowych, czyli powszechnych form religii, jakichkolwiek, ale zadanie dla kogoś przytłoczonego cięzarem intelektu i wiedzy jest nieco trudniejsze. Innego jednak wyjścia nie ma… Dlatego między innymi poszedłem na pielgrzymkę Qoyllur Riti, do Pana Śniegu.

 

***

 

I would like to see clearer what is the same and not what is different, and look at syncretism with acceptance, not regret, not missing what is gone, but with joy at what survived, that what finally counts is not the name, not the word, tool of division, but sun, body, gesture, feeling. But I come from Catholic country and Catholic faith is not easy love for me, I am too aware of the history of the religious conquest that ravaged Slavic lands 500 years before it changed Americas, and another problem is that those who worship Form here are too loud and the mysticism and trust in experience practically non-existent.

What remains then is a way of tricks of perception – seeing what we want to see, ignoring what we want to ignore. In practice probably this is what most of followers of folk version of religion do, any religion, but that task is much harder for someone burdened with baggage of intelect and knowledge. However, for such men there is no other way into participating in organized religion, it seems. That is why I went for Qoyllur Riti pilgrimage, to pay homage to Lord of Snow.

 

 

 

 

Tej pielgrzymki forma i dekoracja jest zarówno poganska jak i katolicka, i powoli rozumiem, że iluzją jest dzielenie tego na dwie części. Jeżeli tego chcemy, jest to dalej indiańskie święto ku czci pojawiających się na niebie po czasie nieobecności i chaosu Plejad, czym było od wieków, przed kulturową konkwistą, podpięte pod odwieczny astronomiczny cykl starszy niż konkwistadorzy, starszy niż papieże, niż Jezus, niz sama idea Jahwe. Starsze są też lodowe góry którym składa się ofiary z roślin, jedzenia, alkoholu, martwych alpak, koki, tytoniu, uważności i łez. Starsza jest idea ludzi zamieniających w ptaki, jak i pokłon składany przez tłumy wchodzącemu słońcu. Mówię starsze, bo tradycja to argument często podnoszony przez kościół katolicki, mowię też o tym dlatego że bardziej uniwersalne, czyli katolickie,  bo słońce wschodzi i nad Andami i nad Palestyną, i wodę każde z dzieci Adama potrzebuje do życia, i to im sie tu kłaniam, a nie symbolom konkwisty, tak jak wędrując z sufi kłaniam się Człowiekowi z Wewnątrz, a nie historii z księgi.

 

***

 

The form of that pilgrimage is both pagan and Christian, and I slowly understand that separating it is an illusion. If we only want it, it still is an Indian festival to honour Pleiades appearing in the sky after long absence, the time of chaos. It was so for ages, before the cultural and religious conquest, connected to astronomical cycle older than conquistadores, older than popes, than Jesus, than the concept of Yahweh itself. Older are the ice mountains that get sacrifice of plants, food, alcohol, dead alpacas, coca, tobacco, sound, attention and tears. Older is idea of people turning into birds, the crowds bowing down before rising sun. I say “older”, as tradition is argument often raised by Catholic church in defence of “faith of our fathers”. Yes, but I look for ways to reach even older roots, to heal the sickness inherited from our fathers by medicine of those before. My feelings, and that should be enough, are telling me those roots, based in nature, are more universal, not claiming exclusivity, same sun rises above Andes and Palestine, just that it gives birth to different way of life, same water is needed by any of children of Adam, or whatever his name, and it is to them I bow, not to the symbols brought by conquistadors, same way here, as in my travels with the Sufis, when I look for the Man Within, and not the story of the Book.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nagore, the second most important Sufi shrine in India, on the tropical coast of Bay of Bengal, not far from Sri Lanka.

 

***

 

Nagore, drugie najważniejsze sanktuarium sufi w Indiach, na tropikalnym wybrzeżu Zatoki Bengalskiej, nieopodal Sri Lanki.

 

 

 

 

Religions are closer than one can imagine, what orthodox followers do not realize is how much they borrow from each other, how one belief, practice, ritual smoothly merges and fuses with another, how one spiritual tradition is based on another, how many exchanges happened before and has been deliberately hidden or obscured by religious authorities interested in monopoly over the souls. Christians, zoroastrians, gnostics, sufi, fakirs, hindu, tantrics, buddhists, from North Africa, Mediterranean to Bengal, there has been constant wandering of mystics, holy men, students of the divine, exchange of ideas. No idea, no language, no culture just ends sharply and behind the fence is the neighbour, completely different from us, as nationalists and fundamentalists would like you to believe. Jesus Christ was not born in the void, Mohammed didn’t really start anything from scratch. Those who have eyes they see. Ignorance about this that could be justified in illiterate peasants of Punjab is a sad joke in case of modern man, with access to unprecedented ocean information. It is no less than our duty to so even more, when we realize, many of those illiterate simple men of far away lands have understood.

Sufi shrine and Hindu style rituals.

 

***

 

Religie są bliżej siebie niż mogłoby się czasem wydawać, to czego ortodoksyjni wyznawcy nie chcą albo nie potrafią zauważyć to ilość wzajemnych zapożyczeń, jak jedna wiara, praktyka, rytuał płynnie łączy się i przechodzi w drugi, jak jedna duchowa tradycja jest oparta na innej, jak wiele takich wymian miało miejsce w historii i celowo zostały ukryte przez religijne władze, zainteresowane monopolem nad duszami. Chrześcijanie, gnostycy, zoroastrianie, sufi, fakirzy, Hindusi, tantrycy, buddyści, od Afryki Północnej, basen morza Śródziemnego po Bengal, przez stulecia trwała ich ciągła wymiana i inspiracja, ciągła włóczęga mistyków, świętych ludzi, studentów metafizyki, handel idei. Żadna z nich, żadna kultura nie kończy się po prostu ostro, tak aby za granicą, tą iluzją polityki oddzielenia, zaczynała ta od sąsiada, kompletnie inna, jak chcieliby abyśmy wierzyli wszelacy nacjonaliści i fundamentaliści. Jezus nie urodził się w próżni, Mohammed nie zaczął od zera. Ci, którzy mają oczy, mogą zobaczyć, łatwiej dziś niż kiedykolwiek wcześniej, wystarczy je otworzyć. Ignorancja która mogłaby zostać wybaczona prostym chłopom gdzieś w Pendżabie, jest skandalem w wypadku wykształconego człowieka współczesnej cywilizacji, z bezprecedensowym dostępem do oceanu informacji. To nasz obowiązek zrozumieć, tym bardziej kiedy uświadomimy sobie, że wielu z tych prostych analfabetów odległych, “nierozwiniętych” krain tak naprawdę zrozumiało już dawno temu.

 

Sanktuarium sufi i rytuały w stylu hinduistów.

 

 

 

 

 

Baraka (Arabic: بركة ‎) is an Arabic term meaning blessing, particularly, spiritual gifts or protection transmitted from God. It is also described as “the greater good” derived from any act. The parallel Jewish term is the cognate Berakhah, in Christianity charisma or divine grace. Baraka also refers to the favorable result of any action due to divine blessing. It is also a Sufi term referring to a sense of “divine presence” or “charisma.”

 

***

 

Baraka ( بركة ) jest arabskim terminem oznaczającym błogosławieństwo, a szczególnie, duchowe dary czy ochrona płynąca od Boga. Używa się też tego słowa jako “większe dobro” jakie płynie z jakiegoś gestu czy czynności. Odpowiednikiem w judaizmie jest Berakhah, w chrześcijaństwie charyzmat czy też boska łaska. Baraka odnosi się także do pomyślnego rezultatu jakiejkolwiek akcji uzyskanemu dzięki boskiemu błogosławieństwu. Jest to też termin sufi jaki można przetłumaczyć jako wrażenie boskiej obecności czy charyzma.

 

 

 

 

 

 

 

As an integral part of the daily spiritual life of Sufis, food provides a way of sharing in the greatest of Divine blessings, of creating unity among people and of linking to all creation. Hospitality and eating together were highly commended by Muhammad and, since early times, Sufis have been associated with the serving of food to others. Communal kitchens and guest lodges for feeding the poor and travelers were features of early Sufi settlements, a tradition that continues in Sahas, or Sufi centers where massive concrete tables may serve up to one hundred diners at a sitting. At moulid festivals, feeding stations are set up to offer food and drink to passers-by.

 / www.enotes.com/food-encyclopedia/sufism /

 

***

Jako integralna część codziennej duchowej praktyki sufi, jedzenie daje możliwość dzielenia się największymi z boskich błogosławieństw, możliwość tworzenia jedności między ludźmi i połączenia z całym stworzeniem. Gościnność i wspólne jedzenie były zalecane przez Mahometa, i od najwcześniejszego okresu sufich kojarzono z serwowaniem publicznych posiłków. Wspólne, otwarte kuchnie i domy gościnne w których karmiono biednych i podróżników były charakterystyczne dla wczesnych społeczności sufi, tradycja kontynuowana do dziś w centrach w których ogromne stoły mogą obsługiwać nawet stu biesiadujących na raz. Na festiwalach improwizuje się punkty dystrybucji darmowego jedzenia, zwanego langar, rozdawanego wszystkim chętnym niezależnie od wyznania.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.