światosław / tales from the world

Archive for:

Ayahuasqueros Online Guide / Ayahuaskowi szamani – przewodnik

Ayahuasqueros : Joel

April 22nd, 2014

 

 

 

 

 

 

 

“When shall I be free? When I shall cease to be?”

 

 

 

Joel and his ayahuasca were what brought me closest I have ever been to death, and it was perhaps the most beautiful experience of this journey called life.

 

 

Joel i jego ayahuasca sprowadziły mnie najbliżej jak kiedykolwiek byłem śmierci, i było to być może najpiękniejsze doświadczenie tej podróży zwanej życiem.

 

 

 

 

 

 

There is a myth in tradition of Northern Europe about a primordial shaman who went through death during his life, in order to gain knowledge. He hung himself on the World Tree, and journeyed in an ordeal through all the worlds, talked to the spirits and finally died and was reborn. What was revealed to him were the runes. Their names comes from the root run- , meaning mystery/whisper/breath. And this is precisely how Joel got his knowledge, fasting, isolating himself from the world, learning from the tree. And what he now possesses, sacred breath, magical whistling, the shamanic whisper, are tools that guided me away from the darkness.

 

 

W tradycji północnej Europy jest mit o pierwotnym szamanie, który przeszedł przez śmierć za życia aby zdobyć wiedzę. Powiesił siebie samego na Drzewie Świata i przeszedł przez próbę cierpienia i wszystkie światy, rozmawiając z duchami, ostatecznie umarł i odrodził się. Tym, co zostało mu wyjawione w procesie były runy. Ich nazwa pochodzi od rdzenia run- , oznaczającego sekret/szept/oddech. I to jest dokładnie jak zdobył swą wiedzę Joel, przechodząc przez inicjacje, izolując się od świata, ucząc bezpośrednio od drzew. To czym teraz włada to szamański szept, święty oddech, magiczne melodie, narzędzia, które przeprowadziły mnie z dala od ciemności.

 

 

 

 

 

I know though that sooner or later I must enter, if I want to get that the wisdom, there is no fooling around, no side entrance, no buying your way in. And I am always thirsty, I know for long time already that the Odinist creed, reyn till runa, “seek the mystery” is what drives me through world and through life.

 

from Havamal, story about the ordeal :

 

Veit ek at ek hekk vindga meiði a
netr allar nío,
geiri vndaþr ok gefinn Oðni,
sialfr sialfom mer,
a þeim meiþi, er mangi veit, hvers hann af rótom renn.

 

I know that I hung on a windy tree
nine long nights,
wounded with a spear, dedicated to Odin,
myself to myself,
on that tree of which no man knows from where its roots run.

 

 

Wiem jednak, że wcześniej czy później będę musiał wejść. Jeżeli chcę zdobyć wiedzę, nie ma ściemy, nie ma bocznego wejścia, wykupienia łatwiejszej drogi. A wiedza to coś, czego zawsze jestem spragniony. Wiem już od dawna, że credo odynistów, reyn til runa, “poszukuj tajemnicy”, jest tym co ciągnie mnie przez świat i przez życie.

 

Z Havamal, historia o przejściu :

 

Wiem, że wisiałem na wietrznym drzewie
Ranny włócznią, poświęcony Odynowi
Sam sobie,
Na tym drzewie, którego korzeni nie zna żaden człowiek.

 

 

 

 

 

 

The stanza 157 of Hávamál attributes to runes the power to bring that which is dead back to life. In this stanza, Odin recounts a spell:

 

Þat kann ek it tolfta,
ef ek sé á tré uppi
váfa virgilná,:
svá ek ríst ok í rúnum fák,
at sá gengr gumi
ok mælir við mik

 

I know a twelfth one if I see,
up in a tree,
a dangling corpse in a noose,
I can so carve and colour the runes,
that the man walks
And talks with me

 

 

Strofa 157 poematu Havamak przypisuje runom moc sprowadzania martwych do życia. W tej strofie Odyn przywołuje zaklęcie :

 

Znam zaklęcie dwunaste
Jeżeli na drzewie zobaczę
Ciało w pętli zwisające
Takie runy wyciąć potrafię
że człek ten chodzi
I mówi ze mną.

 

 

 

 

 

 

What you can do, if you want to learn with ( because not “from” ) Joel, is to let him guide you into a shamanic diet, secluded in the forest, away from this world, from the people, food, sights, smells and sounds. You will go through many hardships, will be faced by many trials, perhaps, ultimately, torn apart. You will be communicating with the spirit of a tree.

 

Við hleifi mik seldo ne viþ hornigi,
nysta ek niþr,
nam ek vp rvnar,
opandi nam,
fell ek aptr þaðan.

 

No bread did they give me nor a drink from a horn,
downwards I peered;
I took up the runes,
screaming I took them,
then I fell back from there

 

 

Tym co możesz zrobić, jeżeli chcesz się uczyć razem z ( bo nie “od” ) Joelem, to pozwolić mu wprowadzić cię w szamańską dietę – post, odosobnienie w lesie, z dala od ludzi, jedzenia, widoków, zapachów i dźwięków codziennej rzeczywistości. Przejdziesz przez wiele trudów i niebezpieczeństw, będzie cię czekać wiele prób, w tym, być może ostateczna śmierć i rozpad. Będziesz rozmawiać z duchem drzewa.

 

Nie dali mi chleba ni z rogu napoju
na dół patrzyłem
Podjąłem runy
wrzeszcząc podjąłem
wówczas stamtąd tu spadłem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Always on the move, impatient, pressing on, I have no time for diet yet, not this time. Fate brings me to Joel for a taste of the experience, for a sip of the magic mead.

 

 

Zawsze w ruchu, niecierpliwy, cisnący dalej, nie mam jeszcze czasu na dietę, nie tym razem. Los przyprowadza mnie do Joela dla posmakowania doświadczenia, po łyk magicznego miodu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In a striking similarity to the myth of Indra stealing divine Soma, holy beverage and source of wisdom of the Aryans, so does Odin steal Mead of Poetry, magical brew of inspiration and knowing, the blood of Kvasir, “the squeezed one”. He does not keep the drink to himself, but shares with the worthy ones, from the enchanted cauldron Óðrerir.

 

 

W zadziwiającym podobieństwie do mitu od Indrze kradnącego boską Somę, święty napój i źródło mądrości starożytnych Ariów, tak też Odyn wykrada karłom Miód Poezji, magiczny wywar dający inspirację i wiedzę, krew Kvasira, “wyciśniętego”. Nie zatrzymuje on napoju tylko dla siebie, ale dzieli się z wartymi i gotowymi na to, z zaczarowanego kotła o nazwie Óðrerir.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We are seekers of the knowledge, hungry souls. Vagabonds, philosophers, ex-journalists. Not content with status quo, with the current explanation and hierarchy. We are the pirates and uneven deck of Joel’s kitchen will be ours to  sail on into uncharted seas.

 

 

Jesteśmy poszukiwaczami wiedzy, głodnymi duszami. Włóczędzy, filozofowie, byli dziennikarze. Nie zadowoleni status quo, zastaną hierarchią, obecnym tłumaczeniem.  Jesteśmy piratami a nierówny pokład kuchni Joela czeka na nas abyśmy wyruszyli na niezbadane morza.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Outcasts from the outcast haven, we don’t want to pay 120 soles it costs to participate in the ceremony with Ines and Laura on Arco Iris grounds, and Joel is one of those rare types who take donation. Perhaps it also because of this that I will get something much more I could ever pay for, and the benefits will just keep coming, until this day. Relationship based on giving, exchange, rather than a service for a fixed price, is, as I was able to notice, much more fertile ground for something really special to grow.

 

 

Wygnani ze schroniska dla wyrzutków, nie chcemy płacić 120 soli za każdą ceremonię z Ines i Laurą na terenie Rainbow, a Joel jest jednym z tych nielicznych, którzy godzą się na dobrowolne datki. Być może także dlatego otrzymam coś o wiele więcej niż kiedykolwiek mógłbym zapłacić, a korzyści będą płynąć po dzień dzisiejszy. Relacja oparta na dawaniu, wymianie, a nie usługa za ustaloną stawkę jest czymś, co  jak mogłem i mogę zauważyć buduje dużo żyźniejszy grunt, na którym wyrosnąć może coś bardzo szczególnego.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We are spending days between forest, Rainbow grounds and Joel’s house. There is an appealing roughness for me here, something normal, peasant. There is hunting, cursing, jokes about farting and potency, sharpness of the machete, strength of the coffee. There is sacredness of the real, delightful hardness of the wooden floor when we lay in the night in our visions, where in the day dishes were washed and cat fed. Real paganism, as in paganus, off the land, not somewhere else, but here.

 

 

Spędzamy dni pomiędzy lasem, terenem Rainbow i domem Joela.  Jest w tym wszystkich pociągająca dla mnie szorstkość, coś normalnego, wieśniackiego. Jest polowanie, przeklinanie, żarty o pierdzeniu, sraniu i potencji, ostrość maczety i moc porannej kawy. Jest świętość zwyczajnego, rozkoszna twardość drewnianej podłogi, na której leżymy w nocnych wizjach, tam gdzie za dnia myje sie naczynia i karmi kota. Prawdziwe pogaństwo, jak w słowie paganus, “ze wsi”, nie gdzieś skądś tam. Tutaj.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Joel is real. This is not the guy who is wearing feathers and talking about love and unity. These things should be like a name of God perhaps, uttering them too often kills the mystery and replaces it with the name. Joel is the guy who loves and takes care of the grandson living with him, Joel is the one who smiles after you have been together in the dark valley, lights his mapacho and laughs, all he says will be not much more than “good medicine, right?”. For there is nothing to be said when you felt together.

 

 

Joel jest prawdziwy. To nie jest koleś, który zakłada pióropusz z piór i ględzi o miłości i jedności. To są rzeczy, którym być może, jak imieniu Boga, w miarę nadużywania bleknie tajemnica i zastępuje ją nazwa. Joel to koleś, który po prostu kocha wnuka z nim mieszkającego, Joel tylko uśmiecha się, kiedy razem przeszliście przez ciemną dolinę, zapala swe mapaczo i śmieje się, wszystko co powie to pewnie niewiele więcej jak “dobra medycyna, co nie?”. Bo nie ma co gadać, kiedy się razem czuło.

 

 

 

 

 

 

We spend time together, in many worlds.   ///   Spędzamy razem czas, w wielu światach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I ‘ll choose short pants of Joel any time, over robes and regalia of the straight and serious. Well perhaps not at the dusk time, when mosquito appear.

It is time to start now.

 

 

Zawsze wybiorę krótkie spodenki jak Joel, niźli szaty i insygnia tych poważnych i wzniosłych. No być może poza czasem zmierzchu, kiedy pojawiają się komary.

A czas już zaczynać.

 

 

 

 

 

 

We are gathered on the decks of our ship, pirates are ready for battle. The floor is uneven and high above the ground which we will soon puke upon, bent over the railings or , from the bow side, crawling like a baby.

There is Stephanie from Brasil, Travis and Drum from USA, Victor from Spain, and there is Ed, freshman, first time to drink.

 

 

Jesteśmy zgromadzeni na pokładzie naszego statku, piraci gotowi na bitwę. Podłoga jest nierówna i wysoko ponad ziemią na którą będziemy rzygać, wygięci ponad balustradą, albo na dziobie, czołgając się na czworaka, jak dzieci.

Jest tu Stephanie z Brazylii, Travis i Drum z USA, Victor z Hiszpanii i Ed, nowicjusz, pierwszy raz będzie pił.

 

 

 

 

 

 

This is still time before blowing of the candles.   ///   To wciąż przed zgaszeniem świec.

 

 

 

 

 

 

Before coming here, in the final part of my journey I started to miss my diversity of music and I bought mp3 player, hoping to convert some of my Youtube favourites into files to download. However, the Internet in Iquitos was one of the worst I ever used in the world, so I gave up after two pieces. Both of them turned out to be so relevant to the content of the experience of that night with Joel that I can not listen to them anymore without creeps. Both by Shpongle, one is called “Around The World in a Tea Daze”. It is a musical electronic fusion, which binds Shivaic and Sufi chant to a hymn to Virgin Maria, in a global dance track of praise. That night, in a Tea Daze, a long time repeated Santo Daime mantra, “Eu seu Santa Maria”, led by Stephanie, was one of spells which truly saved us from entering the shambo the Shpongle song talks about.

 

 

Zanim tu przyjechałem, w końcu mojej podróży zacząłem tęsknić za zróżnicowaną muzyką w tej krainie radosnego latynoskiego plumkania. Kupiłem zatem odtwarzacz mp3, mając nadzieję na zamienienie części moich ulubionych kawałków z Youtuba na pliki do ściągnięcia. Niestety, Internet w Iquitos był jednym z najwolniejszych jakich miałem okazję używać gdziekolwiek, więc po dwóch zdobytych utworach poddałem się. Oba okazały się tak istotne dla treści doświadczenia owej nocy z Joelem, że nie mogę nawet teraz słuchać ich już bez ciar na plecach. Oba to Shpongle, pierwszy zatytułowany “Around The World in a Tea Daze”. To elektroniczna muzyczna fuzja, która scala sziwaickie i sufickie śpiewy z pieśnią na cześć Dziewicy Marii, w globalny tanecznym hymnie pochwalnym. Tej nocy długo powtarzana mantra podziękowania dla konopii z tradycji Santo Daime, “Eu seu Santa Maria”, inicjowana przez Stephanie, była jednym z zaklęć, które chroniło nas przed zapadnięciem w shambo, o którym mowa też w tym kawałku Shpongle.

 

 

 

 

 

 

Second was perhaps even more important. It’s lyrics are short and tell the essence.

 

“When shall I be free? When I shall cease to be?”

 

 

Drugi utwór był być może jeszcze ważniejszy. Jego tekst jest krótki i mówi o esencji.

 

“Kiedy będę wolny? Kiedy przestanę istnieć?”

 

 

 

 

 

 

The candles went out.

For some time we were sitting in the silence, if you can call it this mixture of jungle talk, spitting and sighs. Then came Joel’s whistling. This is his leitmotif, this is the sound which guided us like a flickering of a tiny lamp in a land where all lamps are off. I recorded some of it and you can listen below, but before dramatic turn of events, battery ran out. Perhaps it is good.

 

 

Zgasły świeczki.

Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, jeżeli tak  można nazwać tą mieszaninę odgłosów dżungli, spluwań i westchnień. Potem nadeszło gwizdanie Joela. To jest jego leitmotif, ten dźwięk który prowadził nas jak migotanie małej lampki w krainie gdzie zgasły wszelkie inne lampy. Nagrałem część, i możecie tego posłuchać poniżej, ale przed dramatycznym zwrotem akcji wyczerpała się bateria. Być może to dobrze.

 

 

“Night with Joel / Noc u Joela”

 

 

 

 

 

 

We went through the first cup, I had some visions, and was content, but still hungry for more. Joel was actually knocked out a bit, so when I said “I am running out of fuel”, he let Victor serve the second round, to me and to others. Victor was a bit nervous that night, quite chaotic, and when it came to Ed, he poured him a solid portion. Then he told him to share with next one, but I said, “that is not the way things are done”. In this game of boys playing when father is absent we were tricksters about to bring mischief, a disaster that after all was done seemed a gift.

Ed started to vomit. First usual stuff, nobody bothered much, then more and more violent, towards the center of kitchen instead off the edge, not listening to anyone, lost. The sound of his vomiting started to transform into cries of fear and torment. And then we all went down.

I started to vomit for him. I knew this, because when he got better, I got immediate relief. But then he started again and I could not stand anymore. First on my knees, then face on the ground, banging my hand on wooden floor in a rhythm that was telling myself – and any world left out there – that I was still alive. And these seemed to be the last moments. There was no panic, but sadness, fear – yes, but not panic, I was sliding down, and starting to disappear. I was able to think how absurd it is to be gone on the very last days of this three months long journey, like this, one time too much. I was aware of all that is dear I must leave behind. There was nothing hallucinatory about this – it was as real as could be.

There is this Indian concept, that world comes into being when Brahma opens his eyes, and disappears when he closes them. This is exactly as I felt, the world – and hence I – were fading away, and I was more and more tired, too tired to stop this.

I was not the only one. When the process of Ed started to get so profound and actually frightening to us, Joel only uttered – “now the real work starts”. His favourite phrase during ayahuasca trance is “trabajando, trabajando“, for this is actually what we are doing, working through. Normally the pace is more  stable, easier to keep up with it. This time it was desperate. But as we were writhing on the floor, trying to catch breath and outsmart the panic, Joel was standing above, with mapacho burning and his hands raised, shouting again and again – “gracias,Pachamama !”

I was long time at the doorstep of the non-being. Much later, back in Poland I learned the meaning of word “nirvana”, which is “blowing off the candles”. That night the candle did not go out completely, at least for me.

 

 

Przeszliśmy przez pierwszy kubek, miałem nieco wizji i byłem zadowolony, ale jednocześnie głodny czegoś więcej. Joela właściwie nieco znokautowało, więc kiedy powiedziałem, że kończy mi się paliwo, pozwolił Victorowi zaserwować drugą rundę, mi oraz innym chętnym. Victor tej nocy był dość nerwowy i chaotyczny, i kiedy nadeszła kolej Eda nalał mu solidną, zbyt dużą porcję. Powiedział mu potem aby zostawił trochę z czarki dla nastepnej osoby, ale ja wtrąciłem się, mówiąc, że “tak się nie robi”. W tej grze chłopaków rozrabiających pod nieobecność ojca byliśmy obaj tricksterami prowokującymi rozróbę, katastrofę, która po wszystkim w zasadzie okazała się darem.

Ed zaczął wymiotować. Najpierw normalnie, nikt się specjalnie nie przejął, ale potem coraz więcej i coraz gwałtowniej, w stronę środka kuchni zamiast poza jej krawędź, nie słuchając nikogo, zagubiony. Głos jego rzygania zaczął przeradzać się i zlewać z krzykiem i rykiem strachu i tortury. I wtedy wszystko się posypało.

Zacząłem wymiotować za Eda. Wiedziałem o tym, bo kiedy jemu się poprawiało i nieco się uspokoił, ja poczułem natychmiastową ulgę. Ale potem jego atak wrócił i ja nie mogłem już go znieść. Najpierw powaliło mnie na kolana, potem twarzą na ziemi, waląc ręką w drewnianą podłogę w rytmie, który mówił mi samemu – i jakiemukolwiek światu jaki pozostał – że wciaż żyję. A wydawały się to być ostatnie chwile. Nie było w tym paniki, ale wielki smutek, strach oczywiście tak, ale nie panika. Ześlizgiwałem się i zaczynałem znikać. Byłem jeszcze w stanie myśleć o tym jak absurdalna jest śmierć tuż przed metą ( jaka to głupota, kto tę metę wyznacza? ), na samym końcu trzech miesięcy podróży, tak po prostu, o jeden raz za wiele. Byłem świadomy, że wszystko co mi bliskie muszę zostawić za sobą. Nie było w tym nic z halucynacji – było to tak rzeczywiste jak tylko możliwe.

Jest taka hinduska koncepcja, że świat staje się kiedy Brahma otwiera swe oczy i znika kiedy je zanika. Tak dokładnie się czułem, świat – i zatem ja – znikał co chwilę i coraz bardziej a ja byłem coraz bardziej zmęczony, zbyt zmęczony aby to zatrzymać.

Nie byłem w tym jedyny. Kiedy proces Eda stawał się tak głęboki, a dla nas właściwie przerażający, Joel tylko rzucił – “teraz zaczyna się właściwa praca”. Jego ulubioną frazą podczas ayahuaskowego transu jest “trabajando, trabajando”, bo to jest dokładnie to, co robimy, przepracowujemy. Normalnie rytm tej pracy jest stabilniejszy, łatwiej nadążyć. Tym razem był desperacki. Ale kiedy my wiliśmy się na podłodze, próbując złapać oddech i przechytrzyć panikę, Joel stał ponad nami, z płonącym mapacho i podniesionymi dłońmi, krzycząc po wielokroć – “gracias, Pachamama !”

Długi czas przebywałem na progu niebytu. O wiele później, już w Polsce dowiedziałem się co właściwie znaczy słowo “nirvana”, to “zgaszenie świec”. Tej nocy świeca nie zgasła zupełnie, przynajmniej nie dla mnie.

 

 

 

 

 

 

Victor vomited early on and because of that he was less affected, and perhaps because of that gave way to panic and started to act nervously. When he said “fuck you” after a struggle with Drum, trying to stop him from drumming, Drum just left and went to drum outside. His crazy, crazy rhythm cascading in the background was one of the things I was able to hold on to and start moving towards the surface. But believe me, that was not easy process. Mind is a tricky device, and many times I was convinced the thing is slowing down, that I am getting some stable ground, only to descend into madness seconds later. It went on and on, then other things of our broken ship started to float nearby and offer themselves as lifebuoys. Travis was playing with lighter, just a point of light going on and off, in irregular intervals, breaking the devilish cycle in my head. My own breath and feeble whistling joined the melody of Joel.

We were landing. When we finally did, all together, it was as apparent to anyone as when plane arrives at destination and stops the engine. We started to clap hands, as passengers do to thank the captain, so we needed to honour Joel.

 

 

Victor wcześnie zwymiotował, i dzięki temu mniej poddał się wpływowi medycyny, być może dlatego też łatwiej opanowała go zwykła panika i zaczął działać nerwowo. Kiedy rzucił do Druma ostre “pierdol się” po krótkiej kłótni, próbując powstrzymać go od szkodliwego w tym momencie ( jego zdaniem ) bębnienia, Drum po prostu wyszedł i zaczął bębnić gdzieś na zewnątrz. Jego szaleńczy rytm pędzący przez dżunglę w tle był jedną z rzeczy, których mogłem uchwycić się i przesuwać gdzieś w stronę powierzchni. Ale uwierzcie, nie był to łatwy proces. Umysł to zwodniczy instrument, i wielokrotnie byłem przekonany, że dramat już się kończy, że docieram na stabilny grunt, aby sekundy później osuwać się znów w szaleństwo. Trwało to i trwało, ale w międzyczasie inne elementy naszego rozbitego statku zaczęły podpływać obok i ofiarowywać się jak kawałki tratwy. Travis bawił się zapalniczką, to zaledwie punkcik światła, który pojawiał się i znikał w nieregularnych odstępach, przełamując diabelski cykl w mej głowie. Mój własny oddech wreszcie, i mizerne gwizdanie dołączyło w końcu do melodii Joela.

Lądowaliśmy. Kiedy w końcu to zrobiliśmy, wszyscy razem, było to tak oczywiste dla każdego jak wtedy kiedy samolot dociera do celu i zatrzymuje się silnik. Zaczęliśmy klaskać, jak pasażerowie dziękują kapitanowi, tak my musieliśmy oddać honor Joelowi.

 

 

 

 

 

 

This feeling is something, really, ineffable. I can use words, and yet, what it means to you when I say “I was feeling alive”? Can one understand it without approaching death? Can you be really grateful for something you were never about to loose?

All other things mean nothing, and we all here knew that. We could joke without any shame about Ed shitting in his pants, because we all know it matters nothing. Money, job, success, pride, law, jail, culture, all is just bullshit. Experiencing this is another step from which there is no turning back. It is lasting, it is permanent, it is healing. If one can help in any way, even one more person, to participate in the experience, what best there is to do?

Sincere thanks to Joel and fellow pirates. That was the port I will always remember and try to come back whenever around.

 

 

To uczucie jest czymś, szczerze, niewysławialnym. Mogę użyć słów, a jednak, co to znaczy dla ciebie, kiedy mówię “czułem, że żyję”? Czy można to zrozumieć, nie zbliżając się samemu do śmierci? Czy można być naprawdę wdzięcznym za coś, czego nigdy tak na serio nie miało się stracić?

Wszystko inne nie ma znaczenia, i wiedzieliśmy to tu wszyscy. Mogliśmy bez wstydu żartować o Edzie, który zesrał się w spodnie, bo wszyscy wiedzieliśmy, że to nie ma znaczenia. Pieniądze, praca, sukces, duma, honor, pozycja, prawo, więzienie, kultura, to wszystko są bzdury. Doświadczenie tego, to kolejny krok w miejsce, z którego nie ma odwrotu. Jest trwałe, stałe, uzdrawiające. Jeżeli można w jakikolwiek sposób, chociaż jednej osobie to umożliwić, to coż lepszego jest do roboty?

Szczere dzięki dla Joela i towarzyszy – piratów. To był port, który na zawsze zapamiętam, i postaram się powrócić, jeśli będę w pobliżu.

 

 

 

 

 

 

Joel doesn’t have Facebook account or email.  The phones don’t really work there. Just take a bus from Belen market in Iquitos, go to KM 48,5, ask to be left at Caserio el Huambe, and then follow the red road for some miles and ask for Joel. Bring food, and gifts, you will have plenty reasons to use them.

 

 

Joel nie ma konta na Facebooku ani e-maila. Telefony nie mają tam zwykle zasięgu. Wsiądź po prostu w autobus na rynku Belen w Iquitos, pojedź aż do kilometra 48,5, poproś aby zatrzymali się tam gdzie zaczyna się czerwona droga wiodąca do Caserio el Huambe i idź nią parę kilometrów, pytając o Joela. Przywieź jedzenie i prezenty, będzie wiele powodów aby ich użyć.

 

 

 

 

 

 

 

For the total development of the human being, solitude as a means of cultivating sensitivity becomes a necessity. One has to know what it means to be alone, what it is to meditate, what it is to die; and the implications of solitude, of meditation, of death, can be known only by seeking them out.

 

 

Dla pełnego rozwoju ludzkiej istoty, samotność jako sposób wykształcenia wrażliwości staje się koniecznością. Trzeba dowiedzieć się co naprawdę znaczy być samemu, co oznacza medytować, co to znaczy umrzeć a implikacje samotności, medytacji i śmierci można poznać jedynie przez tychże poszukiwanie.

 

Jiddu Krishnamurti.

 

 

Reyn til runa / Seek the mystery / Poszukuj tajemnicy

 

 

 

 

 

 

 

[ This is the last but not least in the series on ayahuasca shaman. For now.  /// To ostatni z odcinków przewodnika po ayahuaskowych szamanów. Na razie. ]

 

Ayahuasqueros : Arco Iris

April 13th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

This is a story about people of Rainbow community drinking ayahuasca with Shipibo shamans Laura and Ines, in the jungle not that far from Iquitos. This is a home for nomads, a stopover and at the same time, still a journey.

 

 

Oto historia mieszkańców i gości wspólnoty Rainbow, pijących ayahuaskę z szamankami z plemienia Shipibo, Laurą i Ines, w dżungli nie tak daleko od Iquitos. To dom dla nomadów, przystanek a zarazem wciąż podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I was supposed to put away my digital camera here, and I failed, of course. I say “of course”, because I see this as a pattern, being unable to keep firm promises, and actually not worried about this at all. One previous typical example was around a month before, in my giving up of the idea to climb mountain and fast alone for days during vision quest I attended in Colombia.  I was actually amused , how easily I did that, resigning from this concept called “I can make it, no matter what”. This is just not my thing. So I say, nothing for me is permanent, no belief to be taken too seriously… Did I say “I take rest from digital”? But that was not now. Now we have a magic I want to capture, and people I don’t want to disturb with flash.

 

 

Miałem odłożyć swój cyfrowy sprzęt po przyjeździe tutaj, i zawiodłem, oczywiście. Mówię “oczywiście”, bo wydaje się to już powtarzającym się motywem, moja niestałość postanowień, którą nie martwię się zupełnie. Jeden z typowych tego przykładu był zaledwie miesiąc wcześniej – kiedy zrezygnowałem z udziału w vision quest, na jaki przyjechałem specjalnie na północ Kolumbii. Miałem wspinać się tam na górę i pościć, bez wody, jedzenia i dachu nad głową przez ileś dni. Właściwie mnie rozbawiło, jak łatwo z tego zrezygnowałem i popłynąłem w stronę innej możliwości, która się otworzyła, jak łatwo zrezygnowałem z tej koncepcji “dam rade niezależnie co by się działo”. To nie była ma bajka. Więc powtarzam, nie bierzcie nic z tego co tu piszę zbyt poważnie, nic nie jest dla mnie stałe, wieczne. Czy powiedziałem “czas na odpoczynek od cyfry”? Ale to nie było teraz. Teraz mam przed sobą magię, którą chcę choć w kawałeczku zarejestrować, i ludzi których nie chcę straszyć holgowym fleszem.

 

 

 

 

 

 

 

 

The ceremonies are held in total darkness, I have some moments for photos before candles go out, before we drink and yage creeps in and I have other direction to look to. But one night I come to the ceremonial maloca and don’t drink, I come to register.

 

 

Ceremonie odbywają się w całkowitej ciemności, mam pare chwil na fotki zanim nie zgasną świece, zanim nie wypijemy yage i nie rozpełznie się ono po krwi, kierując mą uwagę w inną stronę. Jednej nocy przychodzę do ceremonialnej maloki nie pijąc, a jedynie po to by dokumentować.

 

 

 

 

I take some portraits, and later I record icaros of Laura and Ines. I am as discreet as I can, as quiet as a cat when I move closer and closer towards them, chanting to the people, one by one.  But my device has got tiny red light, just a dot, and this is what gets noticed and causes terror. Shipibo shamans in their trance, seeing nothing but red light were convinced it is some evil spirit approaching. It is time to step back, but you can listen now ( below ) , nearly one hour. Quality gets better as I get closer :

 

 

Robię kilka portretów a potem nagrywam icaros śpiewanych przez Laurę i Ines. Jestem tak dyskretny jak tylko się da, tak cichy jak kot kiedy skradam się coraz bliżej szamanek, śpiewających po kolei dla każdego z pacjentów. Ale mój sprzęt ma malutkie czerwone światełko sygnalizujące nagrywanie, i to one, zauważone, jest przyczyną przerażenia. Laura i Ines w swym transie, nie widząc nic więcej poza czerwonym światełkiem w ciemności, przekonane są że to nadejście jakiegoś złego demona. To czas bym się wycofał, ale wy teraz możecie posłuchać ponad godziny nagrania ( poniżej ). Jakość poprawia się w miarę jak z zbliżam się do śpiewających :

 

“Icaros – Laura & Ines

 

 

 

 

 

These is what I came for to Peru, I missed Shipibo chants. Shamans in Colombia and Ecuador rarely do that, the best were some of the Cofan tribe, but eerie melodies from Ukayali are yet to be matched. Also, ayahuasca from Iquitos is top notch. Other plants are added here, and make the brew strong. Some ayahuasqueros abandoned chacruna in favour of huambisa, they say it has more light ( DMT ) in it, others add toe, which brings strong but dangerous visions.

My first session with Ines and Laura brings me to me knees, I float in vomit. I kicked the bucket in total darkness, lost any sense of direction, and after some struggling, any sense of shame. While I puke all over, more and more violent, the chants of joy of fellow travelers rise higher and higher. This is wonderful thing here, there is abundance of compassion, and exactly because of that, there is no pity, by feeling what other feels we know he must goes through this, and there no need for worry. I need no one to pity me , I want joy when it its sincere, and I can join it when ready. That doesn’t take long.

 

 

To po to właśnie przyjechałem do Peru na ostatnie dwa tygodnie. Tęskniłem za pieśniami Shipibo. Szamani w Kolumbii czy Ekwadorze rzadko tak śpiewają, najlepsi byli niektórzy z plemienia Cofan, ale nie-z-tej-ziemi melodie znad Ukajali nie mają sobie równych. Ponadto ayahuasca z okolic Iquitos to pierwsza klasa. Dodaje się tutaj też inne rośliny, aby uczynić wywar silniejszym. Niektórzy z ayahuasqueros porzucili chacrunę na rzecz huambissy, mówią, że więcej w niej światła ( DMT ), inni dodają też toe, które sprowadza silne, lecz niebezpieczne wizje.

Moja pierwsza sesja z Ines i Laurą powala mnie na kolana. Pływam w rzygach. Potknąłem się o swą miskę w ciemności, gdzieś poleciała, straciłem jakiekolwiek poczucie kierunku, a po krótkiej walce z samym sobą, poczucie wstydu. Kiedy wymiotuję pod siebie, na siebie, coraz gwałtowniej, okrzyki radości i śpiewy współtowarzyszy podróży podnoszą się coraz wyżej. To wspaniała rzecz, jest tu bogactwo współczucia, i dzięki temu nie ma krzty litowania się, bo czując co inni czują, wiemy, że muszą przez to przejść, i nie ma się czym martwić. Nie chcę by ktokolwiek się nade mną użalał, chcę by radość płynęła, gdy jest szczera, a ja dołącze, kiedy będę gotów. To nie zabierze długo.

 

 

 

 

 

There is communal living in the day and communal journey in the night. I like this intertwining of the paths, mainly because it is for a short while.

 

 

Jest tu wspólne życie za dnia, i wspólna podróż w nocy. Lubię to splątanie ścieżek, głównie ponieważ wiem, że jest tymczasowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I can sense the presence of those “vast amounts of beauty”.  ///   Mogę poczuć tu obecność tych ” wielkich ilości piękna”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

There are quite a few interesting characters here, as always in Rainbow gatherings. Bat, vagabond and ex-punk, now already nearly two years in training for ayahuasquero. Arnaud, the French host and co-creator of the place. Drum, hyperactive drummer who helped with his beats to carry me away from shambo one night. There are many more.

 

 

Znaleźć tu można, jak zwykle na zgromadzeniach Rainbow, niezłą kolekcję interesujących postaci. Bat, włóczęga i były punkowiec, obecnie od prawie dwóch lat trenujący w dżungli fach ayahuasquero. Arnaud, francuski gospodarz i współtwórca tego miejsca. Drum, hiperaktywny bębniarz, który pewnej nocy pomógł mi swym rytmem oddalić się od shambo. Jest i wielu innych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Exceptional character is in Rodrigo. In the beginning I only meet him during ceremonies, he is in the diet, hence living like a hermit, on the other side of the stream. Then one night he comes for his final ceremony, which closes the diet, and since then I have a chance to get to know him a bit.

 

 

Wyjątkowy charakter jest w Rodrigo. Na początku spotykam go tylko podczas ceremonii, bierze udział w ścisłej diecie, stąd mieszka oddzielnie, jak pustelnik, po drugiej stronie strumienia. Pewnej nocy przychodzi na swą ostatnią ceremonię, zamykającą dietę, i przerywa milczenie, a ja mam okazję poznać go co nieco.

 

 

 

 

 

I am intrigued, as in his acting, movement, way of speaking, sense of rhytm, focus on the ritual, he is as Indian as any of the sadhus gathered on banks of Ganges for Kumbh Mela. He doesn’t seem like many of those western hippies who put on exotic outfit, puff on ganja and repeat boom shiva!, this is real deal. I admire something about him – the concentration. Whether it is morning puja, or playing with the sounds coming out of his mouth in ayahuasca trance, all this raka-a-tak in style of Indian percussionists, cooking or harvesting the vine, he is always focused on the moment.

 

 

Intryguje mnie, bo w swym zachowaniu, ruchach, sposobie mówienia, poczuciu rytmu, skupieniu na rytuale, jest tak hinduski jak jakikolwiek z sadhu zgromadzonych podczs Kumbh Meli nad brzegami Gangesu. Nie jest jednym z tych zachodnich hipisów, którzy zakładają egzotyczny kostium, pykają ganję i powtarzają boom shiva!, to oryginał. Podziwiam w nim jedno – koncentrację. Czy to przy porannej pudży, czy zabawie dźwiękiem z paszczy podczas ayahuaskowej podróży, całym tym raka-a-tak w stylu hinduskich perkusjonistów, czy przy gotowaniu lub zbieraniu liany, Rodrigo jest zawsze skupiony na chwili.

 

 

 

 

 

 

 

He was born in Lima and has never been to India, not in this life, he feels. He tells me he has been thinking about cutting his dreadlocks for long time, but something has stopped him, it was not the time yet. Now, his diet finishing, he felt it was to be done. It has been exactly 12 years since he started growing them. I tell him about something he didn’t know about, and what gives me shivers. This is precisely the length of period of tapasya, spiritual vow sadhus take, and it is exactly after such period that they cut their locks.

 

 

Urodzony w Limie, nigdy nie był w Indiach, a przynajmniej nie w tym życiu, jak czuje. Opowiada, że od dawna myślał o ścięciu swych dreadlocków, ale coś go powstrzymywało, to nie był jeszcze czas. Teraz, na koniec ważnej diety, poczuł, że ten czas nadszedł. Mija właśnie dokładnie 12 lat odkąd zaczął je zapuszczać. Mówię mu o czymś, o czym jak się okazuje nie wiedział, a co powoduje ciary, jak dla mnie. To jest właśnie okres, te 12 lat, na jaki sadhu podejmują swe duchowe zobowiązania, tapasya, i to dokładnie po takim okresie ścinają często swe długo zapuszczane dredy.

 

 

 

 

 

 

With every such piece of experience I feel that the vine is longer than I could expect. /// Z każdym takim kawałkiem doświadczenia czuję, że liana jest dłuższa niż się spodziewałem.

 

 

 

 

 

It connects us and nature.  ///  Łączy nas i przyrodę.

 

 

 

 

 

Connects people of the distinct cultures.  ///  Łączy ludzi różnych kultur.

 

 

 

 

 

Connects with the past that is not just the past, in ever re-told story, story that never ends.  ///  Łączy z przeszłością, która nie jest tylko przeszłością, we wciąż na nowo opowiadanej historii, historii, która nigdy się nie kończy.

 

 

 

 

 

 

Even when it is time to go, on the way, it is with us, permanent ceremony.  ///  Nawet gdy nadchodzi czas by ruszać, pozostaje z nami na drodze, w ciągłej ceremonii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

all the info : ( http://rainbowamazonia.blogspot.com/ )

 

 

 

Iquitos, city which was built on one jungle substance, where no city should be, and now is a capital of another substance, focal point of ayahuasca tourism.  As rubber cutters came here from other parts of Amazon and beyond, so now Shipibo shamans arrive from upper Ukayali, to share their wisdom and their medicine. Of course there are now also local shamans, as well as gringos practicing this art in countless jungle lodges, retreat centres and small huts in the middle of nowhere. I came to look rather for the last type of venues, but Iquitos is my first stop. I sniff and ask around and look for signs.

 

 

Iquitos, miasto zbudowane na jednej substancji z dżungli tam gdzie żadnego miasta nie miało prawa być, a teraz stolica innej substancji, główny ośrodek ayahuaskowej turystyki. Tak jak kiedyś przyjeżdżali tu z różnych stron, nie tylko Amazonii, poszukiwacze kauczuku, tak teraz szamani Shipibo przybywają z górnego biegu rzeki Ukajali, aby dzielić się swoją wiedzą i swoim lekarstwem. Oczywiście działają już tu teraz także lokalni szamani, jak i gringo praktykujący tą sztukę w rozlicznych leśnych klinikach, luksusowych hotelach jak i małych chatkach w wioskach gdzieś na zadupiu. Szukam raczej tych ostatnich, ale mój pierwszy przystanek to Iquitos. Węszę, wypytuję i szukam tropów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I know I am close and yet there is some problem. For the first time during my trip, almost every local who chats with me, after asking why am I here, frowns and gives warnings. Not once, not twice, many times. “Ayahuasca? Be careful, dangerous. Many people die from this around here…”

I think people die from other things. But doubt likes to creep in. I am listening to McKenna lecture ( “What is truth” )  I managed to download in Lima to my mp3 player ( here internet sucks ) :

“(…) The presence of that vast amount of beauty is a sign that truth must not be that far away (…)”

Surely he isn’t talking about Iquitos…

 

 

Wiem, że jestem blisko, a jednak jest jakiś problem. Po raz pierwszy podczas mojej podróży prawie każdy “tubylec” jaki ze mną gada, po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie po co tu przyjechałem marszczy czółko i daje ostrzeżenia. Nie jeden, nie dwa a wiele razy. “Ayahuasca? Uważaj, niebezpieczne. Wielu cudzoziemców tu od tego umarło…”

Sądzę, że ludzie umierają raczej od innych rzeczy. Ale wątpliwość lubi się wślizgiwać w uchylone drzwi. Słucham wykładu Mc Kenny ( “Czym jest prawda” ) jaki jeszcze w Limie zdążyłem ściągnąć na swój odtwarzacz mp3 :

“(…) Obecność tak dużego nagromadzenia piękna jest znakiem, że prawda musi być gdzieś niedaleko (…)”

Z pewnością nie mówi tutaj o Iquitos…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In this tropical climate small cuts on my feet start to get nasty. It takes time before I buy flip-flops, running around the town like crazy in tight sneakers and as a result my feet are hurt and infected. My mind is even more infected by the vibe of the city. Nervousness, speed of action, of organizing things, of buying. Greed. After steady rhythm of the jungle in  Ecuador I am amazed at what is happening with me. It is only when I consult my herb, bought in rough suburb of Belen, that I have time to reflect and see what is going on.

I am getting signals to slow down. Multiple signals from reality.

This is something critics of psychedelic experience can not grasp. They talk about running away from reality. Meanwhile I slowly start to understand the process of learning, drawing profit from being in multiple worlds. Mindfulness, or awareness in the world of vision is, above all, guidance and protection in the Middle World, this physical world. It advises about right choices, right steps, directions to choose.

My visions of the eagle lead towards self discovery of my qualities and character of a bird of prey, with its nervousness, speed, sharp eye, looking from a distance and from above. Knowing oneself is essential requirement for any transmutation. It tells me about possibility ( or need? ) of transformation – trying another way. Therefore slowing down.

 

 

W tym tropikalnym klimacie małe skaleczenia na moich stopach zaczynają się paprać i ropieć. Zajęło troche czasu zanim kupiłem klapki, biegając po mieście jak oszalały w ciasnych trampkach, i przez to moje stopy ucierpiały i rozwinęła się infekcja, Mój umysł jeszcze poważniej niż stopy zarażony jest wirusem miasta. Nerwowość, tempo akcji, załatwiania spraw, kupowania. Chciwość działania. Po spokojnym rytmie ekwadorskiej dżungli jestem zszokowany tym, co dzieje się ze mną teraz. Dopiero kiedy zwalniam i znajduję czas na zasięgnięcie rady od zioła kupionego w szemranej dzielnicy Belen, nadchodzi refleksja i spokojne przyjrzenie się temu co się dzieje.

Dostaję sygnały aby zwolnić. Wielokrotne znaki od rzeczywistości.

To coś, czego spoglądający z zewnątrz krytycy psychodelików nie mogą zrozumieć. Mówią oni o ucieczce od rzeczywistości. Tymczasem ja powoli zaczynam rozumieć sam proces uczenia się – wyciąganie korzyści z przebywania w wielu światach. Uważność w świecie wizji daje przede wszystkim ochronę i prowadzenie w Środkowym Świecie, tym materialnym. Doradza co do właściwych wyborów, kolejnych kroków, kierunku na rozstajach dróg.

Moje wizje orła prowadzą mnie do samopoznania, do odkrycia obrazu siebie jako drapieżnego ptaka, wraz z jego pakietem cech – nerwowymi, szybkimi ruchami, ostrym spojrzeniem z daleka i z góry. Poznanie siebie to absolutna konieczność aby możliwy stał się, być może potrzebny, proces transformacji, spróbowania innej strony. A zatem, między innymi, zwolnienia.

 

 

 

 

 

 

I know of an Rainbow community nearby and I learn about a diet they are doing there with Shipibo curanderas, Laura and Ines I met last June in Pucallpa. I have been going to Rainbow gatherings for years now, so I feel like visiting family. This may be a nice change after nearly three months of moving around, to spend remaining two weeks in one place. That could be a place to get to know little better a style of working of one shaman, and myself at the same time – I have my own ayahuasca, which I got as a result of another slowing down – when I choose to stay one more day instead of running onwards from Bajo Talag in Ecuador. So my change will be in two directions – drinking on my own, and staying with same shaman instead of going from one to another.

Yet the signals to slow down keep coming. My other idea was to work with ayahuasqueros I could find in Belen, shanty town on stilts, mosquito ridden and very poor. I like this kind of thrills but I soon find out Belen is too much. Belen is danger.

 

 

Wiem o społeczności Rainbow kilkadziesiąt kilometrów stąd i dowiaduję się o diecie jaką właśnie zaczęli tam z szamankami z plemienia Shipibo, Laurą i Ines, które znam z zeszłego czerwca w Pucallpie. Jeżdżę na zgromadzenia Rainbow już od lat, więc czuję się jakbym miał odwiedzić rodzinę. To może być miła odmiana po trzech miesiącach włóczęgi, aby spędzić pozostałe mi dwa tygodnie w jednym miejscu, poskromić chętkę zgromadzenia niewiadomo ilu kolejnych wpisów do mego przewodnika. To może być miejsce aby poznać nieco lepiej styl pracy jednego szamana ( czy jednej pary w tym wypadku ) a zarazem popracować na własną rękę – mam swoją własną ayahuaskę, którą zdobyłem dzięki innemu zwolnieniu – kiedy zdecydowałem się zostać jeden dzień dłużej po tym jak wszyscy rozjechali się z Bajo Talag w Ekwadorze, jeden dzień więcej na dupie, zamiast w biegu, jeden dzień tam, gdzie rzekomo “nic” się nie miało dziać. Moja zmiana zatem będzie w dwóch kierunkach – picia samemu, oraz skupienia się na jednym szamanie – zamiast skakania z kwiatka na kwiatek.

Ale kolejne sygnały sugerujące zwolnienie nadciągają. Mój inny pomysł na Iquitos był taki, że będę szukał i dokumentował ayahuasqueros w Belen, drewnianym slumsie na palach, pełnym komarów i biedy. Lubię takie podniety, ale szybko przekonuję się, że Belen to zbyt wiele. Belen to niebezpieczeństwo.

 

 

 

 

 

 

There is a lot of alcohol here, but even worse, a lot of cocaine paste. These are very bad spirits.

When I come here first evening, to buy ganja, it is still early. A lot of people in the main square, children playing in the street, throwing water bombs at each other, carnival style. Violence erupts suddenly, like a tropical storm. Within minutes drunken fist fight in the middle of street turns into battle with broken bottles and next they start to fly. People flee in panic. I know this well, from Haiti, when a street unusually quiet exploded in mob frenzy which nearly claimed my life, from Santo Domingo where evening seemed to be peaceful like here, but only until one point in time.

I do not want spirits of Belen. Spiritual world is bound together with Middle World. The danger which pose certain brujos, sorcerers abusing some tourists with the use of ayahuasca is not that much different from mugging I can encounter here in the street, stealing of walllet is just an reflection of sucking out your energy by brujo. I have been warned and I take notice. I will limit myself to the market area, where amongst Chinese shit and bush meat I can find the plants and tools of magic.

 

 

Jest tu wiele alkoholu, co gorsza, jest wiele kokainowej pasty. To bardzo złe duchy.

Kiedy przyjeżdżam pierwszego wieczoru, aby kupić ganję, słońce jeszcze nie zaszło. Dużo ludzi na głównym placu, dzieciaki bawią się na ulicy koło baru pełnego pijanych, polewają się wodą z okazji karnawału. Przemoc wybucha nagle, jak tropikalna burza.  W ciągu kilku minut pijacki pojedynek na pięści pośrodku ulicy przeradza się w bitwę na pęknięte butelki, a chwilę później zaczynają one fruwać. Ludzie uciekają w panice. Znam to zbyt dobrze, znam z Port au Prince na Haiti, gdzie dziwnie spokojna Gran Rue wybuchła wściekłością motłochu który prawie zmiótł moje życie, znam z Santo Domingo, gdzie wieczór wydawał się spokojny, jak tutaj, ale tylko do pewnego momentu.

Nie chcę poznać duchów Belen. Świat duchów nierozerwalnie spleciony jest ze Środkowym Światem. Niebezpieczeństwo, które stanowią niektórzy brujos, czarownicy wykorzystujący czasem turystów pod wpływem ayahuaski nie różni się wiele od rabunkowego napadu w fizycznym świecie, utrata portfela a nawet życia to tylko odbicie wyssania energii przez czarownika. Zostałem ostrzeżony i zapamiętuje to. Ograniczę się do terenu rynku w Belen, gdzie pomiędzy chińskim badziewiem, trupami pancerników i żółwi znaleźć mogę magiczne rośliny i narzędzia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

On top of all that , my digital camera seems fucked. I was greedy for good image and as I was shooting in the river I got too close and into the water, and autofocus isn’t working now… On one hand I understand it as a call for liberation from perfection and accuracy, free flow and experiment, enough of “pretty pictures”. But perhaps I should also read it as a sign put the electronics aside completely, as I have already planned on that trip, to rest from this devouring of reality and transmutation of everything into pixels.

Before leaving for the countryside I decide for a bit of entertainment and go for Sunday movie. Ironic, considering character of my trip, is the movie they play tonight – “When the lights went out”, a British film based on real event of most violent poltergeist haunting in Europe. When I watch it I can’t help but think about how materialistic Europe is.  Even spirit possession is happening almost exclusively in material sphere – there is physical activity, flying objects, shaking furniture, bruises. The denial of inner battle and inner world is so great that even spirits must act in material world to be noticed.

 

 

Do tego wszystkiego zepsuł mi się cyfrowy aparat. Byłem chciwy lepszego kadru i kiedy fotografowałem w rzece, zbliżyłem się za bardzo i zanurzył się na chwilę w wodzie. Teraz nie działa autofokus. Z jednej strony odczytuję to jako wezwanie do uwolnienia się od dokładności i pefekcjonizmu – wolny przepływ, eksperyment, dość “ładnych obrazków”. Ale także może oznaczać to, bym w końcu odłożył, tak jak sobie obiecałem, całą tę elektronikę, odpoczął od pożerania rzeczywistości i transmutacji wszystkiego w piksele.

Przed wyjazdem na wieś zapodaję sobie ostatnią miejską rozrywkę i idę na niedzielny seans. Zabawny, w kontekście mojej podróży, jest film który akurat dzisiaj grają – “Gdy zgasną światła” – brytyjski dramat oparty na prawdziwych wydarzeniach, najbrutalniejszym udokumentowanym w Europie nawiedzeniu domu.  Kiedy go oglądam nie mogę powstrzymać się od refleksji nad tym jak nasiąknieta materializmem jest Europa. Nawet opętanie przez ducha odbywa się prawie wyłącznie w sferze materialnej – ma tu miejsce fizyczna aktywność, latające przedmioty, trzęsące się meble, zatrzaskujące drzwi, siniaki. Wyparcie wewnętrznego świata, całej tej wewnętrznej schizy i bitwy, powoduje przeniesienie się ich w materialny świat. Nawet duchy muszą używać materii, aby być zauważone.

 

 

 

 

 

 

In the cinema I amuse myself taking photos of the screen. Then, at one point, I notice that some of the plot’s meaning escapes my attention, while I have been focusing on getting a good frame. I wonder whether it is the same in life, that by excess of photography I loose part of life’s meaning?

I am even more convinced now about slowing down, going to Rainbow and using only analog cameras – they are already too much out there, anyway, much better to shoot less, to do photo diet, to chat instead, to wait, to give time, attention, to be with oneself, nature. To look into people and not at people.

 

 

W kinie zabawiam się fotografowaniem ekranu. Zauważam jednak w pewnym momencie, że ucieka mi sens akcji, kiedy poszukuję atrakcyjnego kadru. Zastanawim się czy nie jest tak samo w świecie, że przez nadmiar produkowanej fotografii ucieka mi spora część znaczenia życia?

Jestem jeszcze bardziej przekonany teraz o spowolnieniu, o jechaniu na Rainbow i użyciu jedynie analogowych aparatów – nawet i one to za wiele tam będzie, lepiej strzelać mniej, zrobić foto dietę, pogadać zamiast tego, poczekać, dać czas i uwagę, pobyć ze sobą, z naturą. Spojrzeć w ludzi a nie na nich.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czas zatem zanurkować w pamięć i zobaczyć czy coś da się wydobyć. Dureno, ta wioska Cofanów była bowiem pierwszym miejscem do którego trafiłem zaraz po przylocie do Ekwadoru, w listopadzie 2013. Aż trudno uwierzyć, że minęło niemal pół roku. Czas jest czymś bardzo dziwnym w moim życiu, dawno przestał być jednoznaczną linią, po której sunałbym równomiernie od punktu A do B. Nasycenie zwrotami akcji, zaburzenie kolejności pór roku, psychodeliczne podróże, przyspieszenie i zwolnienie, przejścia między światami przeładowanymi kalendarzem i technologią odmierzającą wszystko i wszędzie, a światem organicznych cykli, rytmu natury, wreszcie fotograficzna rejestracja wielu ważnych momentów i ich ponowne i wielokrotne przeżywanie dużo później, wszystko to powoduje, że żyję w ciągłym treningu dekonstruowania tego czym jest czas. Zdarzenia z wioski Cofanów z listopada oddziałuja na to co dzieje się we mnie teraz i nie wiem zatem co ja w zasadzie pamiętam i czym jest pamięć. Czasem notuję, ale jak się okazuje na temat Dureno nie zanotowałem ani słowa.

 

 

It is time now to dive into the memory and see what can be excavated. Dureno, this Cofan village was actually the first place I came to right after my arrival to Ecuador in Novemeber 2013. It is hard to believe that nearly half a year passed. Time is something extremely weird in my life, it has long ago stopped being a clear line to be followed at a steady, even pace, from A to B. Saturation with unexpected twists of action, disrupting of the order of seasons, psychedelic and physical journeys, speeding and slowing down, transition between worlds of overabundance of clocks and calendars and technology measuring all and always, and the world of organic cycles and natural rhythm, finally, photographic registering of many crucial moments and their re-living at multiple times, much later, all that accounts for the state of living in constant training of deconstructing what time is. The events from Cofan village that November affect what is happening in me now, and therefore I do not know what I actually remember and what memory is. Sometimes I am taking notes, but it appears I haven’t got a single word written down from Dureno.

 

 

 

 

 

Kiedy przeglądam zdjęcia szamanów z którymi tam pracowałem, mój przyzwyczajony przez Internet do wielotorowej stymulacji umysł generuje boczne wątki, niczym otwarte kolejne okienka przeglądarki odsuwające mnie od sedna sprawa jak Facebookowe obrazki odrywają od roboty czekającej na dokończenie. Ta dygresja pokazuje jednak czasem inną perspektywę, pokazuje połączenie. Ostatnie lata były dla mnie surfowaniem globalnego Youtuba kultur i religii, po troszku, po kilka minut z każdego kawałka, można powiedzieć, “po łebkach”. Był czas kiedy się tym umartwiałem. Potem uświadomiłem sobie, że dane jest mi coś, co dla wielu specjalistów jest nieosiągalne, dany jest mi dystans, z którego coś innego widać.  Stałem się fanem bocznej ścieżki, miłośnikiem manowców.

Jak to się stało, co mnie prowadzi do tego, czemu tak się ułożyło, czy to nauczycielka historii w liceum z jej obsesją “syntezy”, czy jeszcze wcześniej, rozpoczynane i nigdy nie kończone wątki w komiksach i opowiadaniach płodzonych w podstawówce?  Gdzie jest źródło, gdzie jest początek, zapłon i motyw. Tajemnica, zagadka i ekscytacja poszukiwań w coraz ciemniejszych głębinach.

 

Ale do rzeczy. Kiedy oglądam portety Alejandro i Valerio przenoszę się do Bengalu, przenoszę się, kolejny raz, do opowieści o Baulach ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59 ) , i do najsłynniejszego chyba wiersza ich mistyka – nauczyciela, Lalon Fakira. Wiersza o duszy.

 

“Gdzie leży tajemnica ludzkiej duszy?
Skąd przybyłem, dokąd pójdę?

Lalon mówi :

Jakże ten dziwny ptak,
wciąż z klatki ulatuje i do niej wraca
Gdybym tylko mógł go schwytać
Splątałbym go więzami swojego serca
Ta klatka ma osiem pokojów i dziewięć bram
Ponad nimi główna komnata, sala luster.
O umyśle który ją stworzyłeś i w klatce jesteś zakochany
I nie wiesz o tym że z surowego bambusa zrobiona,
rozpaść się może w każdej chwili

Pozwól wcześniej ptakowi odlecieć.”

 

 

 

 

When I browse the pictures I took of the shamans from Dureno, my mind, accustomed by Internet to be simultaneously stimulated on many levels, it generates side stories and associations, in manner of multiple windows of net browser opened, moving me away from the main issue, as Facebook pictures move away from the work waiting to be done. This digression shows however ( sometimes ) another perspective, it can show connecting threads, not visible from too close and deep. Recent years have been for me a time of surfing on global Youtube of cultures and religions, bit by bit, a few minutes out of each piece, one could say, superficially. There was a time when I did worry about that. Then I realized, that I have an opportunity for something not accessible to many specialists, I have access to special vantage point. I became a fan of the thicket, side path, a lover of detour.

How this came to be, what mystery is it inside, that led me to do that, was it the history teacher in high school, with her obsession for synthesis, or was it before, much earlier, begun and never finished threads in comics and stories I created in primary school years. Where is the source, the origin, the ignition and primal motivation? Secret, riddle and excitement of solving it, seeking answer in ever more profound depths.

But, coming to the point here. When I watch the portraits of Alejandro and Valerio I am transported, once again, to the story of Bauls of Bengal ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59 ) and to the most famous poem of their guru mystic – Lalon Fakir. The poem is about the soul.

 

“Where lies this mystery of human soul?
Where from I came and where shall I go?
Lalon’s says:
How does the strange bird
flit in and out of the cage,
If I could catch the bird
I would put it under the fetters of my heart.
The cage has eight cells and nine doors.
Above is the main Hall with a mirror chamber
O my mind, you are enamoured of the cage..
little knowing that the cage is made of raw bamboo,
and may any day fall apart

Lalon says: Open the cage, look how the bird wings away!”

 

 

 

 

 

 

 

Podczas pierwszej wizyty poznaję Alejandro. Przyjechałem tu prosto z lotniska, przesiadając się w Quito, po wylądowaniu, na nocny autobus do Lago Agrio i dalej do Dureno, niewielkiej osady nad brzegami rzeki Aguarico.  Alejandro znany jest mi poprzez poznańskiego psychologa religii Andrzeja Pankallę, który pracował z nim podczas badań terenowych trzynaście lat wcześniej. Jednym z owoców tamtej podróży był lekko sensacyjny, co tu się dziwić, materiał TVN pod tytułem “Nie Do Wiary : Ayahuasca”, do znalezienia online, oraz praca pod tytułem Psychologia Mitu, której rozdział poświęcony jest yage i Cofanom. Zostawiam egzemplarz w prezencie dla Alejandro, bawi go fakt, że znajduje się na okładce, ale zupełnie nie pamięta jej autora.

 

 

On my first visit to Dureno I meet Alejandro. I came here straight after landing in Quito, changing plane for an overnight bus to Lago Agrio and onwards to this small settlement on the banks of Aguarico river. I know about Alejandro from a Polish psychologist of religion, Andrzej Pankalla, who worked with him, during field research, around 13 years back. Results of that journey were not only scientific papers including a book called “Psychology of Myth”, but also TV programme featuring Alejandro and others. I leave a copy of the book to Alejandro as a gift. He is amused, seeing his portrait on the cover, but doesn’t recall meeting author at all.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spędzam tu dzień i noc, nastepnego dnia mamy pić. Okazuje się jednak że w wiosce jest zła krew. Cofani są bardzo tradycyjni, i ściśle przestrzegają pewnych tabu, zwłaszcza związanych z płcią i seksualnością, których złamanie może mieć bardzo poważne konsekwencje. Trwa tu trudny poród, przedłuża się, i oznacza to obecność kobiecej krwi, która sprowadzić może bardzo złe duchy, a że yage otwiera na nie, szamani obawiają się. Podoba mi się, że Alejandro nie kuszą pieniądze jakie mógłby dostac za ceremonię, i woli powiedzieć mi abym przyjechał kiedy indziej.

 

Cofani z Dureno mają renomę, są znani z pracy z yage. Rufino, inny szaman który tu mieszka, i z którym pracował Andrzej, wyjeżdża właśnie na tournee po Kolumbii. Z kolei do Dureno, dość łatwo dostępnego z Quito, zajeżdżają czasem dziennikarze. Dużo później, gdzieś indziej w Ekwadorze znajduję magazyn z artykułem o wiosce. Z kolei w domu Alejandro napotykam fotkę jaką dla reklamy zamówił sobie właściciel supermarketu w Lago Agrio.

 

 

I spend here a day and a night. Following day we are supposed to cook and drink. It appears though, that there is bad blood in the village. Cofans are very traditional and strictly follow certain taboos, especially those related to gender and sexuality. Breaking them can have dire consequences. Difficult birth process is going on, and it means presence of female blood, which can bring evil spirits, and as yage opens one up to the spirits, shamans are afraid. I like that, I like Alejandro not being tempted with money he could earn for the ceremony and preferring to tell me to come some other time.

Cofans from Dureno are famous for their work with yage. Rufino, other shaman living here, who had also worked with Andrzej, he is about to leave for a tour of Colombia, invited to run ceremonies. Dureno, being easily accessible from Quito, sometimes hosts journalists. Much later, somewhere else in Ecuador I come across a magazine with a story about the village. And in the house of Alejandro I find a photo, comissioned for publicity purposes by the owner of supermarket in Lago Agrio.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wracam do Dureno jakiś miesiąc później, z moimi klientami. Dziewczyny nie będą już pić, zadowalają się egzotycznymi fotkami a pani psychiatra usilnie próbuje dopasować rzeczywistość do obrazu świata jaki wyczytała i wykoncypowała. Valerio i Alejandro spokojnie opowiadają to, na co mają ochotę, zupełnie ignorując zadane im pytania w rodzaju “czy uważają, że wszyscy jesteśmy jednością”. W odpowiedzi na pytanie o to jak do tego doszło, że został szamanem, Alejandro mówi jak to zaczął pić ayahuaskę i w jakim wieku, no i potem pił więcej i częściej, no i tyle, chciał pomóc swoim bliskim i rodzinie. Tyle razy już słyszałem tą historię, w różniących się nieco detalami wersjach ale zawsze urzekająco prostą.

 

 

I come back to Dureno around a month later, together with my clients. Girls will not drink anymore, they are satisfied with exotic photo opportunities. The psychiatrist who is with us keeps on trying to fit reality she encounters into the box of her worldview and preconceptions. Valerio and Alejandro just talk about whatever they feel like, completely ignoring questions she asks them, questions like “whether you agree that we are all one?”. In response to the query how it happened that he became a shaman ( what extraordinary event? ) Alejandro says how he began drinking yage, and then more and more, and that he wanted to help his family and relatives. I have heard that story so many times, in versions that only slightly differ in details, but are always charming in their simplicity.

 

 

 

 

 

Nadchodzi czas ceremonii. Alejandro przygotowuje się, zakłada rytualny strój, maluje.  ///  The time of ceremony is near. Alejandro gets ready, puts on his ritual outfit and paint.

 

 

 

 

 

Noc spędzimy poza wioską, w casa de yage, chacie medycyny. Z dala od dźwięków, zapachów, obecności ludzi, blisko lasu i jego duchów. Płonie ogień i zapalony jest tytoń. Dym, prastare narzędzie ochrony przed Złym, to co oddziela nas od Dzikości. Czerwony punkt wokół którego ogniskuje się rozmowa. Punkt skupienia, święty oddech, duch rośliny wchłonięty do płuc > krwi > mózgu > duszy.

 

 

This night will be spent far from the village, in casa de yage, medicine hut. Far from the sounds, smells, presence of people, close to the forest and its spirits. Fire is burning, tobacco is lit.  Smoke, ancient tool of protection from the Evil, something what separates us from the Wilderness. Red point which centers conversation. Point of focus, sacred breath, spirit of the plant inhaled, into lungs > blood > brain > soul.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po obu stronach domu duchów, kobiety i mężczyźni osobno. Nadszedł czas, pijemy.  A potem jest już  tylko ciemność i śpiew.  I ceremonia która do dziś się nie kończy.

 

 

Separated on both sides of the hut, men and women. Time has come, we drink. And next there is only darkness and chanting. And the ceremony which lasts to this day.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nadchodzi brzask. To właśnie wtedy wypuszczane są Hugin i Munin, dwa kruki należące do Tego, który poświęcił jedno oko aby napić się ze studni wiedzy. Ptaki te podróżują po świecie i przynoszą mu wieści. Hugin to Myśl, a Munin to Pamięć.

z sagi Grímnismál, Pan Kruków martwi się :

Huginn ok. Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.

 

w tłumaczeniu :

“Przez Środkowy Świat, wzdłuż i wszerz, każdego dnia
Lecą Hugin i Munin;
Boję się, że Hugin nie podoła lotu,
Ale bardziej obawiam się o Munina”.

 

 

 

 

The dawn is coming. This is when Hugin and Munin are released, two ravens belonging to this One, who sacrificed his eye to drink from the well of wisdom. Those birds travel the world and bring him tidings. Hugin means Thought and Munin means Memory.

from Grímnismál saga, the Raven God is worried :

Huginn ok. Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.

 

in translation :

“O’er Midgard Hugin and Munin both
Each day set forth to fly;
For Hugin I fear lest he come not home,
But for Munin my care is more”

 

 

 

Odnajdziecie to miejsce łatwo. Z Lago Agrio weźcie autobus, za mniej niż dolara, do Dureno. Trzeba wysiąść przed główna częścią wioski, przy “communidad Cofan Dureno”, potem przeprawić się na drugą stronę rzeki za jakiegoś dolara.  Ceremonia to 30 USD od osoby, będą też pewnie prosić o jakieś datki za nocleg. Pytajcie o Alejandro, Valerio lub Rufino, wszyscy ich znają.

 

 

You will find this place easily. Take a bus from Lago Agrio, for less than a dollar, going towards Dureno. You must disembark before main village, ask for “communidad Cofan Dureno”, then cross the river, for another dollar. Ceremony here costs 30 USD per person and on top of that you will be asked some donation for food and lodging. Ask for Alejandro, Valerio or Rufino, all know them.

 

Ayahuasqueros : Santa Rita

April 4th, 2014

 

 

This is shorter post, comparing to previous ones. Our experience in Santa Rita village near Archidona in Napo province of Ecuador was short and not extraordinary, however nice. Nice, because our host was very nice and friendly. His name is Mauricio, he works with Sinchi Sacha foundation, dedicated to preservation of indigenous cultural heritage. Archidona has advantage of being easily accessible, comparing, let’s say to Ashuara lands. It is located just a couple of hours and a couple dollars away from Quito. I like the vibe here. The natural surroundings are beautiful, it is just at the footsteps of Llanganates national park, and Mauricio knows various paths here or can put you in contact with other guides. The Quichwa people living here are easy going and humble, and they have big traditions of shamanism, so you can find someone easily. Don’t expect great figures talking about spirituality in the style of Sacred Valley near Cuzco, these shamans are farmers in rubber boots who work with ayahuasca to get curse out of the house or your liver. This is spirituality of daily practice , chatting with your neighbour and helping him out with harvest. I see their philosophy on the wall in local school. “Do good, without looking to whom”

 

 

To będzie raczej krótki tekst, w porównaniu do poprzednich. Krótki bo krótki był nasz pobyt w wiosce Santa Rita niedaleko Archidony w prowincji Napo we wschodnim Ekwadorze, i raczej niezbyt nadzwyczajny ale miły. Miły bo miły był nasz gospodarz i bardzo przyjazny. Na imię ma Mauricio i pracuje dla fundacji z Quito o nazwie Sinchi Sacha, która zajmuje się pielęgnowaniem rdzennego indiańskiego dziedzictwa kulturowego. Archidona ma taką zaletę, że jest w porównaniu do, powiedzmy, terytorium Ashuarów, dużo bardziej dostępna, odległa zaledwie o parę godzin i parę dolarów od Quito. Lubię tutejszy klimat. Przyroda wokół urywa łeb, to początek parku narodowego Lllanganates, w którym niejedną ścieżkę zna nasz gospodarz Mauricio, albo jego znajomi – inni przewodnicy. Naród Quichua, który tu głównie zamieszkuje jest bardzo wyluzowany i skromny, a szamanizm jest tu bardzo rozpowszechniony, więc łatwo kogoś znajdziecie. Nie oczekujcie jednak postaci przemawiających o duchowości w stylu czarodziejów z Valle Sagrado koło Cuzco, tutejsi szamani to chłopi w gumiakach, którzy pracują z ayahuaską aby usunąć  klątwe z czyjegoś domu czy wątroby. To duchowość codziennej praktyki, pogawędek i uśmiechu dla sąsiada i pomagania mu przy żniwach. Ich filozofię widzę, kiedy przechodzę koło podstawówki, na kartce przyczepionej do tablicy. “Rób dobrze, nie patrząc komu”

 

 

 

 

The shaman we were supposed to meet didn’t come.  Mauricio is very worried and he arranged for replacement. His name is Jorge Alvarado. A simple Quichua man living not far from here runs a typical session for us, and I can see he is genuine, by the reaction of Mauricio’s family, who profit from this opportunity to have some of problems solved and their house cleaned of evil spirits. Jorge runs around wooden rooms stomping in his rubber boots, spitting alcohol, chanting and waving leave rattle.

 

 

Szaman z którym mieliśmy się spotkać nie przyjechał. Mauricio był bardzo zmartwiony i załatwił zastępstwo. Nazywało się Jorge Alvarado. To prosty Indianin Quichua, mieszkający w wiosce niezbyt daleko od Santa Rity. Ceremonia jaką poprowadził dla nas to typowa sesja, i widziałem, że był w tym wszystkim szczery i wiarygodny, widziałem po reakcji rodziny Mauricio, która skorzystała z okazji aby rozwiązać parę problemów i oczyścić swój dom ze złych duchów. Po podaniu ayahuaski Jorge pobiegał w tym celu po pomieszczeniach, tupiąc kaloszami po drewnianych podłogach, plując alkoholem, śpiewając i machając liściastą miotełką.

 

 

 

 

His ayahuasca is quite strong, there are moments when I am lost and I hang on equally to his chanting and to my own improvised movement and breath tricks , and there are also moments when my visions approach sacred and this I should be silent about.

When I am already on my bed, resting, I feel cleansing happening in my bowels. I resists and resist the urge to go to toilet. I know I am weak, hardly able to stand, it is completely dark. Outside storm is slowly gathering, until the climax and release. As the waters fall down from the sky, I learn from nature about release and letting go and what a relief it is, not only for the body, but most of all for psyche. This is not intellectual lesson at all, my body learns, not mind, and my body teaches me. I shit out what is not necessary. Next day I will be flying high above the ways in my first ever white water rafting experience. I can not swim but I feel no fear at all. I am reaping now, again and again.

 

 

Ayahuasca od Jorge jest bardzo mocna, są takie chwile, kiedy jestem pogubiony i chwytam się zarówno jego śpiewu jak i własnych improwizowanych sztuczek z ruchem i oddechem, i są takie chwile kiedy moje wizje i stan zbliżają się do doświadczenia religijnego, i lepiej o tym pomilczeć.

Kiedy jestem już w łóżku, odpoczywając, czuje jak dzieje się czyszczenie w mych jelitach. Wstrzymuję i wstrzymuje, moje lenistwo i słabość walczy z chęcią poczłapania do toalety. Jestem słabiutki, ledwo mogę stanąć na nogach, jest też kompletnie ciemno. Na zewnątrz tak jak we mnie wzbiera burza, aż do przesilenia i wytrysku z chmur. Kiedy cieżkie tropikalne wody spadają z nieba, uczę sie od natury o puszczaniu i jaka to ulga, nie tylko dla ciała, ale przede wszystkim dla psychiki. To nie jest intelektualna lekcja, absolutnie, to nie umysł a ciało prowadzi mnie. Wypuszczam z siebie to co zbędne. Następnego dnia będę leciutki, będę szybował ponad falami na moim pierwszym w życiu raftingu na wzburzonej rzece. Nie umiem zupełnie pływać, ale nie ma strachu. Znowu zbieram obfite plony.

 

 

 

 

To book shamans from this area prepare 20-30 USD per person and call Mauricio at : 0986781149.  You should also leave some donation for staying and eating in Mauricio family home.

 

 

Aby zabukować szamanów z tego regionu przygotujcie jakieś 20-30 USD od osoby i zadzwońcie do Mauricio ( 0986781149 ). Powinniście tez zostawić jakieś datki za jedzenie i spanie w domu bardzo gościnnego Mauricio.

From the series about ayahuasca shamans of South America, masters and students.  ///  Z serii o ayahuaskowych szamanach z Ameryki Południowej, mistrzowie i uczennice.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Featuring Taita Marcelino from Sibundoy, Colombia,  Juan de La Cruz, Bajo Talag & Quito – Ecuador, and don Joel – Caserio del Huambe, Iquitos, Peru. Contact details in separated posts dedicated to each curandero.

 

 

Wystąpili Taita Marcelino z Sibundoy w Kolumbii, Juan de La Cruz, Bajo Talag & Quito – Ekwador, oraz don Joel – Caserio del Huambe, Iquitos, Peru. Namiary w poszczególnych historiach poświęconych każdemu z szamanów.

 

Ayahuasqueros : Achuar

April 1st, 2014

 

 

 

 

 

 

Uratowane z bardzo niewielu notatek z tej części podróży :

Bóg Ojciec.

Być może problem jaki mam, z akceptacją spośród tych wielu tradycji religijnych tej najbliższej geograficznie, religii katolickiej, wynika z tego, że tak ważna w niej jest, odziedziczona po Żydach, rola boga – surowego ojca, oddzielonego od stworzenia stworzyciela, ponad swym dzieckiem, który wie lepiej i trzeba sie go słuchać albo spierdalać, bez prawa negocjacji, jakaś tresura.. Mam z tym problem, z tym wychowawcą i dawcą zakazów, z akceptacją takiego ojca, przez własną historię rodzinną. Zawsze więc miałem problem z surowym ojcem, wychowawcą, policjantem, władzą, hierarchią, sprawdzaniem się, regułami, wypełnianiem obowiązków, sztywnymi granicami. Na marginesie, teraz widzę, że ten problem jest wielkim darem, bo uczynił mnie kim jestem.

No ale to wszystko kojarzy mi się też z tym nieszczęsnym Kościołem Katolickim, który ewidentnie nie radzi sobie z dostarczeniem marchewki, a kij jaki dzierży coraz śmieszniejszy jest, tak jak śmieszny staje się stary samiec, co wciaż chciałby straszyć ale nie ma już sił. Znikło tu doświadczenie mistyczne ( historia z kobietą co na Jasnej Górze dostawała ekstazy i wizji, a “ojcowie” wezwali karetkę ) , znikła radość, przynajmniej ja jej nigdy nie czułem, jest tylko granie na strachu i desperackie powtarzanie jakiś praw z czasów Hammurabiego, kościół to niewiele więcej niż kumpel państwa. Dotyczy to zresztą większości religii, ale niektóre z nich wciąż jeszcze przechowały resztki przestrzeni dla anarchisty, dla sadhu, który śmieje się z bramina i spuszcza z niego powietrze.

Ale dla mnie istorna jest jeszcze jedna rzecz. Eksplorując inne kraje, lądy, kultury, też napotykam surowych ojców, też napotkam bogów grających króla, pana i władcę, ale łatwiej mi o dystans do ich pozy, to bardziej wujkowie, których odwiedzam, jak spiętego i wyniosłego pustynnego Allaha, ale nie czuję jakoś, że mają szanse rościć sobie prawo do rządzenia mną.

Jaka jest zatem droga transmutacji, zamiany ciężaru, który wykrzywia kręgosłup, w skałę o którą można się wesprzeć? Fascynująca.  Odkrycie, że przyczyna i skutek mogą zamieniać się miejscami , że czas płynie w dwie strony, że też jestem swoim ojcem, i mogę być ciężarem lub skałą.

 

 

Saved from very few notes I did during that part of journey :

God Father

Perhaps the problem I have with accepting, out of so many religious traditions the one that is closest geographically, the Catholic, it comes from the fact how important is in it, inherited from Judaism, the role of God – harsh father-creator , apart and above his creation, above his child, knowing better, which must be listened and obeyed, or fuck off, no negotiation, like a military commander. I have problem with this, with this trainer, giver of law and order, with accepting such a father, because of my own family history. I always had a problem with strict father, teacher, policeman, the authority, hierarchy, obeying, achieving, fulfilling duties; rules and fixed boundaries. By the way, I see now, this problem is at the same time great gift, as it made me who I am.

But all of the above also brings to my mind this big heavy figure called Catholic church, which is clearly unable to deliver attractive carrot these days and the stick it wields is more and more ridiculous, as ridiculous as old male who still pretends to play tough guy but has no more strength . Mystical experience completely disappeared here, so did most of joy, what I see left is only playing with fear and desperate repeating of some old laws from Bronze Age, Hammurabi style, church is not much more than mate of the state. It concerns other religions too, but a few of them still preserved some space for anarchist, outcast, for the sadhu who laughs at brahmin and his serious pose.

But there is one more thing which is important here for me. Exploring other lands and cultures I also meet strict fathers, I meet gods playing role of king, lord and ruler, but it is much easier for me to stay unaffected by their pose, they are ( to me )  more like uncles. I visit them, for example the proud and uptight Allah from the desert, but I don’t feel they can claim right to rule above me.

What is then the way of transmutation, changing burden, which hurts my spine, into a rock that can be of use and support? Fascinating. It is discovery that cause and effect are interchangeable, that time runs both ways, that I, too, am my own father, and I can be a burden or a rock.

 

 

 

 

 

We came to Achuar territory straight after leaving Haourani tribe. It was interesting continuation. When we were leaving Bameno, Penti, one of the leaders fighting against the invasion of petrol companies in Yasuni National Park, was standing in his short pants with a group of fellow villagers looking a bit helpless, above the maps showing what is left of their ancestral lands. They had another one of those reunions, when tribal people discuss the vital issues and course for future.

 

 

Trafiliśmy na terytorium Ashuarów zaraz po opuszczeniu plemienia Waorani. Była w tym interesująca ciągłość. Otóż gdy opuszczaliśmy Bameno, Penti, jeden z przywódców plemienia walczący z inwazją korporacji szukających ropy, stał w swych krótkich portkach wraz z grupą rodaków, wyglądając nieco bezradnie, ponad mapami pokazującymi co pozostało z ich rdzennych ziem. Było to kolejne z tych spotkań, podczas których członkowie plemienia dyskutują o ważnych sprawach i podejmują decyzje co do przyszłości.

 

 

 

 

 

We took a boat out of there, and after three days we got to Shell airport to fly to Sharamentza, Achuar village near border with Peru in Pastaza province, reachable only by plane.

 

 

Wypłynęliśmy stamtąd jedyną drogą, na łodzi, a po trzech dniach, wielu zakrętach rzeki a potem drogi z Coca do Puyo dotarliśmy na lotnisko w Shell, aby awionetką dostać się do Sharamentza, wioski Achuarów przy granicy z Peru, w prowincji Pastaza, gdzie dotrzeć można właśnie tylko tak.

 

 

 

 

 

When we got there, we were surrounded by men in tribal outfits and painted faces and it wasn’t a welcome committee. They were painted because of the tribal gathering, important one. Jaime Vargas,  president of Achuar nation, residing in Puyo, came here as part of tour of all villages, preparing for confrontation with the petroleros. So this thing is bigger, much bigger. People are pissed, the tribes of the forest see what has happened to the lands of their brothers in the north of the country, who took shiny gifts and agreed for the greedy white man to come, with his roads, jobs and supermarkets.

 

 

Kiedy się tam dostaliśmy, otoczyła nas grupa mężczyzn w odświętnych tradycyjnych strojach i umalowanych twarzach, i nie był to wcale komitet powitalny. Byli tak wystrojeni z powodu plemiennego zgromadzenia, ważnego. Jaime Vargas, prezydent narodu Ashuarów, rezydujący w Puyo, przyleciał niewiele przed nami, rozpoczynając wizytę wszystkich wiosek zamieszkałych przez swych rodaków, przygotowując ich do konfrontacji z petroleros, nafciarzami. Zatem ta sprawa jest większa, dużo większa. Ludzie są wkurzeni, plemiona z lasów widzą co stało się z ziemiami ich braci z północy kraju, na przykład Cofanów z regionu Lago Agrio, którzy przyjęli błyszczące podarki i zgodzili się aby wszedł chciwy człowiek z miasta, ze swymi drogami, pracą i supermarketami.

 

 

 

 

 

These gifts are dangerous because they are attractive, but they don’t have to come in a package together with 8-5 jobs and shantytowns, with addicton and obesity. Achuar say “yes” to solar panels, they like to contact with outside world by Internet, but do not want roads. Can you imagine living in enormous tropical park, in villages of thatched houses linked only by waterways, without noise of amplified music, cars, without pollution, fishing for your supper in broad rivers, spending lots of spare time with family and friends, chatting and joking? What kind of wage you want to trade it for?

 

 

Te dary są niebezpieczne bo są atrakcyjne. Nie muszą jednak przyjść w pakiecie z pracą od rana do wieczora, ze slumsami, uzależnieniem i otyłością. Achuarzy mówią “tak” panelom solarnym, lubią kontakt z zewnętrznym światem za pomocą Internetu, ale nie chcą dróg. Czy możecie wyobrazić sobie życie w gigantycznym tropikalnym parku, w wioskach chat krytych strzechą, połączonych między sobą tylko wodnymi szlakami, bez hałasu, aut, bez zanieczyszczeń, łowiąc swój obiad w szerokich, czystych rzekach, spędzając dużo “wolnego” czasu z rodziną i przyjaciółmi, na pogawędkach i żartach? Za jaką pensję jesteście w stanie to oddać?

 

 

 

 

 

In their villages, unlike many other Indian settlements of South America, they don’t eat junk sweets and drink liquor from the city. They are most of the time a little drunk on chicha made from fermented yuca root, drunk of course during such events, but also for breakfast, lunch and dinner. They live very healthy lifestyle and it shows, in their calm, smiles, long, strong hair, physical and spiritual beauty. ( women are very feminine and shy, so no photos )

 

 

W ich wioskach, w przeciwieństwie do wielu innych indiańskich osad Ameryki Południowej, nie je sie gównianych słodyczy i nie pije wódy z miasta.  Mieszkańcy są bardzo często lekko “podchmieleni” cziczą ze sfermentowanego korzenia yuki, pije się ją podczas takich spotkań jak powyżej, ale także na śniadanie, obiad i kolację. Prowadzą tutaj bardzo zdrowy tryb życia, i to widać, w ich spokoju, uśmiechach, długich, silnych włosach, fizycznym i duchowym pięknie. ( kobiety są bardzo kobiece i nieśmiałe, więc bez zdjęć )

 

 

 

 

Why do I make this detour, this long introduction, if the post was supposed to be about ayahuasqueros? Because it is important. Because ayahuasca is a medicine which fixes not only individual, but all society. Because Achuar are such society, its fabric is thread with the vine, its values, cohesion and balance, based on the visions and lessons of natem, as it is called in their language. Natem is also a name for unique collective psychedelic ritual, happening not so often, in which all members of society come together, sometimes from far away villages, to drink the brew and seek healing, answers for future, and solutions to their problems, both individual and group ones. Perhaps it is redundant to make this distinction as people involved in ayahuasca know very well, group problems are individual problems and vice versa.

Achuaras know this also. They also believe that dreams are collective property, what one dreams may be of significance to the rest and to the whole. And this extends beyond humans. In many Amazonian languages there is no clear distinction between word used to describe humans and other beings. Trees are tree people , fish – fish people, approximately. Language conveys view of the world, and their philosophy is based on harmony, not domination. Therefore it is important to talk about trees and rivers and pollution, and violence in nearby streets and all that surrounds us, because ayahuasca experience is experience of the world. This why it matters where and with whom you drink, what you give back, to people, to the world. This reciprocal relation is slowly understood even by mainstream and this is one of arguments Santo Daime church used in their legalization battle in Brasil.

 

 

Dlaczego właściwie robię tą wielką dygresję, ten wstęp, jeżeli tekst miał być o ayahuasqueros? Bo to ważne. Bo ayahuaska to lek, który naprawia nie tylko jednostkę, ale także społeczność.  Bo Achuarzy są taką społecznością, która utkana jest z liany, której wartości, spójność i równowaga oparte są na wizjach i lekcjach pochodzących od natem, jak nazywają ją w swym języku. Natem to także nazwa unikalnego, kolektywnego psychodelicznego rytuału, odbywającego się niezbyt często, podczas którego wszyscy członkowie społeczności gromadzą sie, przybywając czasem z odległych wiosek, aby pić wywar i poszukiwać uzdrowienia, odpowiedzi, co do przyszłości i rozwiązania ich problemów, zarówno jednostkowych jak i grupowych. Być może zbędnym jest jednak robić powyższe rozróżnienie, i ludzie zajmujący się ayahuaską dobrze to wiedzą, grupowe problemy to problemy indywidualne i vice versa.

Achuarzy wiedzą o tym również. Wierzą też, że sny są kolektywną własnością, co śni się jednemu może mieć znaczenie dla reszty i dla całości. I rozciąga się to poza świat ludzi. W wielu amazońskich językach nie ma jasnego rozdzielenia między słowami używanymi do nazywania ludzi i innych istnień. Drzewa to ludzie-drzewa ryby – ryboludzie, w przybliżeniu. Język zawiera wizję świata, i filozofię opartą na harmonii i współistnieniu a nie dominacji. Jest więc ważnym aby mówić tu o drzewach i rzekach i zanieczyszczeniu, i przemocy w waszych miastach, i wszystkim co was otacza, bo doświadczenie ayahuaskowe to doświadczenie świata. Dlatego ma znaczenie z kim i gdzie pijesz, co dajesz w zamian, ludziom, światu. Ta dwustronna relacja jest powoli rozumiana nawet przez mainstream, i to jeden z argumentów, jakich użył kościół Santo Daime w swej legalizacyjnej walce w Brazylii.

 

 

 

 

 

We can all sense this connection and intervowen fates, and its beautiful to see as the vibration becomes more and more in tune. Despite of critics accusing social media of dehumanizing, they are just our way of connecting with what moves others, it is technological and materialistic way, as almost everything about our civilization is such, but it does not matter so much, what is more thrilling is that never before there was time when waves of emotion and state of mind of one person were spreading so fast around the planet , that we could almost instantly hear what others heard, saw what they saw, think about what they were thinking. This is great speeding up, synergy of learning. It is a question of form, yes, we can wake up at 4 AM like the Achuar to drink guayusa together and share the dreams of last night, or we can wake up to check Facebook news, but I think of these as complementary. Choose you way and be alert to change it when it becomes to stiff and rigid, says the snake. Update your vision, when you lost directions, as Achuar do, and ask the plants.

 

 

Wszyscy możemy poczuć to połączenie i przeplecione losy, i jest pięknym patrzeć jak wibracje coraz bardziej się dostrajają. Wbrew opinii krytyków, oskarżających internet i społecznościowe media o dehumanizację, są one tylko sposobem połączenia się z tym co porusza innych, to technologiczny, materialistyczny sposób, bo prawie wszystko w naszej cywilizacji jest takie, ale to nie ma takiego znaczenia. To co mnie bardziej ekscytuje, to fakt, że nigdy wcześniej nie było tak, że fale emocji i stanów umysłu jednej osoby rozlewały się tak szybko po planecie, że niemal od razu możemy usłyszeć to, czego słuchali inni, zobaczyć to, na co oni patrzeli, pomyśleć o tym, o czym oni właśnie myśleli. To wielkie przyspieszenie, synergia wspólnego uczenia. Pozostaje kwestia formy, tak, możemy wstać o czwartej rano jak Ashuarzy aby pić wspólnie guayusę i dzielić się snami poprzedniej nocy, albo możemy obudzić się aby sprawdzić nowości na Facebooku, ale ja myślę to tych formach jako uzupełniających się a nie wykluczających. Wybieraj swoją, i bądź gotów ją zmienić, gdy staje się zbyt sztywna, mówi wąż. Aktualizuj swoją wizję, kiedy tracisz kierunek, tak jak robią to Ashuarzy, spytaj roślin.

 

 

 

 

 

 

 

Collective decision making, discussing important things together, society of cooperation rather than competition, participating in sacred vision rather than listening to old dogmas, all these values remind me of something, when I live in wooden tribal longhouses with thatched roofs. I have seen this kind of places somewhere before, somewhere close to home. I have seen them in history books and outdoor ethnographical museums, showing ways of our forefathers, before Christianity came. I have read about this, years ago, fascinated with Norse traditions, I have read about Ting.  I heard stories about Slavic democracy, about tribal gatherings where chieftains were elected, and decisions made. Once again, I came a long way to see into the roots.

 

 

Kolektywne podejmowanie decyzji, wspólne dyskutowanie ważnych spraw, społeczeństwo kooperacji a nie konkurencji, współuczestniczenie w świętych wizjach zamiast słuchania starych dogmatów, wszystkie te wartości przypominają mi coś, kiedy mieszkam w tych drewnianych, pokrytych strzechą klanowych chatach. Widziałem już gdzieś takie miejsce, gdzieś bliżej domu. Widziałem je w podręcznikach historii, w skansenach etnograficznych, pokazujących jak żyli nasi przodkowie, zanim przyszło chrześcijaństwo i jego państwo. Czytałem o tym, lata temu, zafascynowany skandynawskimi tradycjami, czytałem o tingu. Czytałem też historie o słowiańskiej demokracji, o wiecach na których wybierano wodzów i podejmowano decyzje. Ponownie zdaję sobie sprawę, że przebyłem szmat drogi aby zajrzeć do korzeni.

 

 

 

 

 

Things slowly start to make sense to me. Of course you can ridicule it, from trenches of something you call tradition, and what is just a blink of an eye, but I know now there is more than coincidence in the fact that believers of superior Father God, Semitic ruler above the nature that is to be subjugated, came and brought with their god a model of the ruler above the people, a state and laws as originated in Middle East, and destroying the beliefs based on coexistence with sacred world, they destroyed such society. The way for it to be reborn is from little things – like replacing the priest whose authority is based on belonging to hierarchy of rulers, with “pagan” healer and guide, who is nothing but his skills and experience. Working on this project is my little stone added to the foundation.

 

 

Ta historia powoli nabiera sensu. Oczywiście możecie szukać dziury w całym albo z niego żartować, z okopów czegoś co nazywacie tradycją, a co jest zaledwie mgnięciem oka, ale wiem, że jest coś więcej niż “zbieg okoliczności” w tym, że wyznawcy wywyższonego Boga Ojca, semickiego władcy – stworzyciela ponad naturą, którą trzeba sobie podporządkować, przyszli i przynieśli ze swym modelem boga model świętego, namaszczonego władcy ponad ludźmi, boskiego gubernatora, i model państwa i sztywnych praw, taki jak powstał na Bliskim Wschodzie, i jednocześnie zniszczyli wierzenia oparte na współistnieniu ze świętym światem, zniszczyli takie społeczeństwo. Droga jego odrodzenia wiedzie przez małe rzeczy – takie jak zastąpienie kapłana, którego autorytet opiera się na przynależności do instytucji i hierarchii władców, “pogańskim” uzdrowicielem i przewodnikiem, który nie jest niczym więcej jak swym doświadczeniem i umiejętnościami. Praca nad tym projektem to mój mały kamyczek dołożony do fundamentów.

 

 

 

 

 

 

 

 

Pictured above is the first shaman out of three we drank with in Achuar territory. His name is Rafael Uyunkar and he is based in Sharamentza, a village which can serve as a gateway as it has best facilities, including good quality runway for planes that can bring you there.

When I say “we”, perhaps I should explain. For years I had personal relationship with some private clients, dating back to times when I guided custom tailored expeditions for independent tour company. These two ladies come with me once a year to special places, and them being pretty open, allow me to take them and show really interesting worlds, many of these not accesible to ordinary tourist. We did together desert festivals and Sufi pilgrimages, we slept in temples and nomads’ tents, and this time they agreed to be initiated into world of ayahuasca. We were joined on part of this journey by a Polish psychiatrist, interested in transpersonal psychology, shamanism and altered states of consciousness. As is turned out, despite knowing the theory, real life experience was much more difficult for her.

I wanted the first time for them to happen in safe and comfortable place, and Sharamentza offers such possibility. As a part of independent eco tourism project, started with help of German NGO, they have built a lodge, where one can stay in luxury, considering remote location, for quite decent price. I normally stay away from such places, but this was worth it. The staff, including superfriendly cleaning girls, guides etc are all Achuar, very well trained, polite and smart. One of them is Edwin Yunkar ( below ), son of our first shaman, easy going and intelligent fellow who became our guide on this trip.

 

 

Na zdjęciu powyżej znajduje się pierwszy z trzech szamanów z jakimi piliśmy na ziemiach Ashuarów. Nazywa się Rafael Uyunkar i mieszka w Sharamentza, wiosce, która może służyć jako brama do podróży po tej krainie, bo ma niezłe udogodnienia, wliczając w to dobrej jakości pas do lądowania awionetek.

Kiedy mówię “my” powinienem w końcu wyjaśnić. Przez lata miałem prywatny układ z dwoma klientkami, relację rozpoczętą jeszcze w czasach gdy prowadziłem szyte na miarę wyprawy dla niezależnego biura podróży. Te dwie panie jadą ze mną raz do roku w nietypowe miejsca, a że są dość otwarte, pozwalają mi na zabranie ich w ciekawe światy, wiele z nich niedostępnych zwykłemu turyście. Odwiedziliśmy razem pustynne festiwale i pielgrzymki sufich, spaliśmy w świątyniach i namiotach nomadów, tym razem natomiast zgodziły się na inicjację w świat ayahuaski. Podczas części tej podróży dołączyła do nas pani psychiatra, zainteresowana transpersonalną psychologią, szamanizmem i zmienionymi stanami świadomości. Jak się okazało, pomimo tego, że dobrze znała teorię, praktyczne doświadczenie było dla niej dużo cięższe.

Chciałem aby ich pierwszy raz miał miejsce w bezpiecznym i wygodnym miejscu, i w Sharamentza było to możliwe. Zbudowano tu, we współpracy w niemieckim NGO, jako część ekoturystycznego projektu, ekskluzywny lodge, gdzie można zatrzymać się w luksusowych ( biorąc od uwagę lokalizację ) warunkach, za całkiem przyzwoitą cenę. Normalnie trzymam się od takich miejscówek z daleka, ale tym razem było warto. Personel, wliczając w to superprzyjazne sprzątaczki, przewodników itd to wszystko Ashuarzy, świetnie wyszkoleni, uprzejmi i bystrzy. Jeden z nich to Edwin Yunkar (na zdjęciu poniżej ), syn naszego pierwszego szamana, wyluzowany i inteligentny koleś, który został naszym przewodnikiem na czas tej wyprawy.

 

 

 

 

Edwin is manager of the lodge, and this is where he brought his father, so that on the first night, not loosing any time, we drank with him.

I was a bit disappointed as he didn’t sang or do much during that night, I also thought his natem was not strong enough, but I was not the most important during that night. All three women suffered a bit during that night. One overcame it quickly and started to enjoy the second part of the trip, second was not feeling good physically, but being hardened traveller, she went throught that trip with dignity.

The psychiatrist was worst. Despite knowing and probably advising against it to her patients, she focused on her issues, and struggled with them, instead of letting go. This was to repeat itself in next nights, it was becoming clear to me that she is stuck in victim role, not only from her behaviour during night sessions, when she was very sick but also in days between, being almost theatrically weak. Even though it was a bit difficult not only for me, but also for fellow travelers, I found again compassion to be solution. She was also an intelligent companion for my clients, explaining them theory of what she was not able to follow in practice, and more importantly, giving clear example of western therapist as often unable to sort out own problems but resorting to helping others, complete reversal of shamanic model.

We later went to visit Rafael in his home and see the way he works with patients. He lives with part of his family, as often traditional shamans do, in the only house far away from the village, surrounded by jungle, preferring company of spirits of the forest to fellow villagers who do not follow same path. Of course he is very active in community life, we actually met him first in the gathering about petroleros, but afterwards he returns to his place, apart. Despite my average experience with him, my intuition tells me this is trustworthy and professional ayahuascero.

 

 

Edwin jest zarządzającym lodgem ( lodżą? ) i to tu sprowadził swojego ojca, a my już pierwszej nocy, nie tracąc czasu, wypiliśmy z nim natem.

Byłem nieco rozczarowany, bo Rafael nie śpiewał ani nie robił wiele tej nocy, poza tym byłem zdania, że jego natem jest raczej wodnisty i niezbyt mocny, ale nie ja byłem najważniejszy tym razem. Wszystkie trzy kobiety cierpiały nieco tej nocy. Jedna szybko sobie z tym poradziła i zaczęła cieszyć się lżejszą częścią podróży, druga nie czuła się za dobrze fizycznie, ale jako zahartowany podróżnik przeszła przez wyboje z godnością.

W najgorszym stanie była pani psychiatra. Pomimo świadomości tego i zapewnie odradzania swoim pacjentom, skupiała się na swoim problemie, celebrowała go i walczyła z nim, zamiast zaakceptować i odpuścić.  Miało się to powtórzyć podczas następnych nocy, stawało się dla mnie jasnym, że utknęła w swej roli ofiary, nie tylko na podstawie jej zachowania w czasie nocnych sesji, kiedy była zmożona niemocą i chorobą, ale i w trakcie dni pomiędzy, teatralnie słaniająca się i słaba, a jednocześnie nie słuchająca żadnych rad i wskazówek, co do diety, zachowania, ceremonii. Chociaż było to trudne, nie tylko dla mnie ale i dla współtowarzyszek podróży, ponownie rozwiązaniem okazało się współczucie. Była poza tym jednak inteligentnym kompanem dla mych klientek, tłumacząc im wiele z teorii, za którymi nie umiała podążyć w praktyce, a co ważniejsze, dając swym zachowaniem klasyczny przykład reprezentanta zachodniej psychoterapii, który nie potrafi rozwiązać własnych problemów i zamiast tego zabiera się za pomoc innym, totalne odwrócenie szamańskiego modelu.

Później poszliśmy odwiedzić Rafaela w jego chacie i zobaczyć jak pracuje z pacjentami. Żyje z częścią swej rodziny na uboczu, jak często robią to tradycyjni szamani, w jedynym domów z dala od wioski, otoczonym dżunglą, przedkładając towarzystwo duchów lasu nad wieśniaków, którzy nie podążają tą samą ścieżką. Jest oczywiście aktywny w życiu społeczności, spotkaliśmy go przecież po raz pierwszy na zgromadzeniu w sprawie petroleros, ale potem wrócił do swojej siedziby z dala od reszty. Pomimo mojego nieszczególnego doświadczenia sesji z nim, intuicja podpowiada mi, że to godny zaufania i profesjonalny ayahuasquero.

 

 

 

 

 

 

 

Next shaman we visited and drank with was Sumpa Etsaa, meaning Sun’s Lizard, from Wachirpas, also living half an hour away from the village, with his wife and several other members of family, in amazing spot overlooking the river.

 

 

Nastepnym szamanem, którego odwiedziliśmy i z którym piliśmy, był Sumpa Etsaa, co oznacza Jaszczurka Słońca, z Wachirpas, który również żyje pół godziny od głównej części wioski, ze swoją żoną i kilkunastoma członkami rodziny, w niesamowitym miejscu z widokiem na rzekę.

 

 

 

 

 

 

 

 

We stayed here two nights, and drunk on the second one. Sumpa Etsaa needed to prepare fresh natem, and there was no way to get in contact with him before. Things require patience in this world of slow life.

 

 

Zostaliśmy tu dwie noce, i piliśmy podczas drugiej. Sumpa Etsaa potrzebował czasu aby przygotowac świeży natem, i nie było jak z skontaktować się z nim wcześniej. Wiele potrzeba cierpliwości w tym świecie powolnego życia.

 

 

 

 

 

 

 

After the ceremony I took notes :

Trip in Wachirpas. Heavier taste than the one in Sharamentza, more thick, stronger. Young vine gathered on the previous day. Visions are calm, more personal. Absurd of the slogan “change the world”. It is changing itself in every second, every piece and item, equally as the ayahuasca vision, changing every moment, but if I am able to distance myself, to let it flow, I accept truly and honestly that change, then things become interesting, and the change comes softly, without friction, simply, once it is ecstasy, another time pain or vomit.

I see my father, I see my kind, I see suffering and death. I see my companion on this journey, I understand her physical suffering as continuation of her sorrow, heavy burden, life’s suffering, I see lack of love. When Sun’s Lizard cleanses me with his leaves rattle and then touches my head and neck, I feel understanding and empathy for those who spend years without receiving any touch, for the lonely ones, sick and abandoned. I also think about the other side, about hatred giving birth to hatred, about clan revenge, something that both here, in these tribal lands, and all around the world was happening for so many generations, and I feel, understand and appreciate the simplicity of Jesus’ commandment, and advice of so many mystics. If evil, sorrow, hate and frustration, they all arise from lack of love, be it self-love or love for others, so there is only one effective and lasting solution, one commandment – to love each other. All the rest is either bullshit or means towards this end, tools like gentleness, patience..

Again, I see clearly my impatient remarks when explaining something, I see in me my father, impatient, angry, but I understand him. I understand myself, and I appreciate the change that is happening, despite falling again, into being rude and harsh, like so many times before, to my women for example, and I understand that it is the same thing my father did to me, believing subconsciously that by not giving me simple ready answers and solutions he will force me to learn better, and perhaps that is true, I am doing fine now in life. So I repeat the same pattern, subconscious, doing something that in the eyes of others can be harsh, unpleasant. It is nothing but lack of attention, forgetfullness. I must control that, I must notice my teacher side and keep it reigned in, but without punishing myself, I accept who I am. Yes, I am also my father, and my duty is to carry what I received from him towards perfection.

Next day – see : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

W dzień, lub kilka dni po ceremonii robiłem notatki :

Trip w Wachirpas. Cięższy niż w Sharamentza smak, lepki, mocny. Młode liany zbierane poprzedniego dnia. Wizje spokojne, znów osobiste. Absurd hasła “change the world”, świat zmienia się w każdej sekundzie, w każdym fragmencie, tak jak co chwilę zmienia się ayahuaskowa wizja, jeżeli jednak nabiorę do tego dystansu, pozwolę płynąć, zaakceptuję szczerze tą zmiane, wówczas robi się ciekawie, a poza tym wchodzi ona miekko, bez tarcia, po prostu, raz rzyganko, raz ekstaza.

Widzę swojego ojca, widzę bliskich, widzę cierpienie i śmierć. Widzę swą współtowarzyszkę podróży, rozumiem jej cierpienie fizyczne jako kontynuację smutku, ciężkiego bagażu, cierpienia życia, widzę brak miłości. Kiedy Jaszczurka Słońca oczyszcza mnie liścianą grzechotką a potem dotyka głowy i karku, czuję zrozumienie i współczucie dla tych, którzy całe lata nie dostają żadnego dotyku, dla samotnych, chorych, porzuconych. Myślę też o drugiej stronie, o nienawiści rodzącej nienawiść, o zemście rodowej, o tym co tu, i na całym świecie przez całe pokolenia się działo, i czuję, rozumiem i doceniam, prostotę przykazania Jezusa i tylu innych mistyków. Skoro zło, smutek, nienawiść, frustracja, wszystkie wynikają z braku miłości, czy to własnej czy dla innych, jest tylko jedno skuteczne i trwałe rozwiązanie, i jedno przykazanie – abyście się wzajemnie miłowali. Wszystko inne to albo bzdury albo narzędzia na drodze, łagodność, cierpliwość.

Znowu widzę swoje niecierpliwe uwagi przy tłumaczeniu czegoś, widzę w sobie swego ojca, niecierpliwego, wkurwionego, ale rozumiem go. Rozumiem siebie i doceniam zmianę, mimo, że znów byłem opryskliwy, tak jak kiedyś na przykład dla swoich kobiet, i rozumiem, że to samo robił wobec mnie mój ojciec,  wierząc, że nie dając gotowych, zbyt łatwych rozwiązań, lepiej się nauczę, i to prawda, dzięki temu lepiej sobie radzę. Więc ja podświadomie robię to samo, co w oczach innych może być ostre, wręcz nieprzyjemne. To brak uwagi, to zapomnienie. Muszę to pewnie ważyć, i hamować, ale nie umartwiam się bynajmniej, akceptuję kim jestem. Tak, jestem też swoim ojcem, a mój obowiązek, to doskonalić to, co od niego dostałem.

Nastepnego dnia – patrz : http://blog.swiatoslaw.com/?p=6534

 

 

 

 

 

We leave from that place after two days, with one of us light in spirit, another heavy in body. That is the nature of this game, again I stress it, remember, this guide is highly subjective.

 

 

Opuszczamy to miejsce po dwóch dniach, jedno z nas lekkie na duchu, inne ciężkie ciałem. Taka jest natura tej gry, ponownie to podkreślę, ten przewodnik jest bardzo subiektywny.

 

 

 

 

 

 

 

The last place on our loop was Wayusentza and ayahuasquero named Taish Uyunkar.

 

 

Ostatnim miejscem na naszej trasie jest Wayusentza i ayahuasquero Taish Uyunkar.

 

 

 

 

Taish boasted that many foreigners come to visit, most of them from nearby Kapawi, extremely expensive, fancy ecotourism lodge. His place was quite pleasant, and ayahuasca, as far as I remember too, but nothing special happened, at least not strong enough to stay in my memory. Out of four, only two of us decided to drink, two girls needing a break from psychoactive experiments.  There was not much time for sleeping, I hardly drifted away in dreamlike state when sounds of people waking up for guayusa ceremony forced me up from my hammock, to drink, shoot, chat, and suck as much as possible from the cup life offers. Plant power !

 

 

Taish utrzymywał, że odwiedza go tu wielu cudzoziemców, większość z nich z położonego nie tak daleko Kapawi lodge, ekstremalnie drogiego i luksusowego hotelu dla “ekoturystów”. U Taisha było całkiem miło, a ayahuaska, z tego co pamiętam, też spoko, chociaż nic specjalnego się nie wydarzyło, nie na tyle aby pozostać mi w pamięci. Z naszej czwórki tylko dwie osoby zdecydowały sie pić, a dwie dziewczyny wybrały przerwę od psychoaktywnych eksperymentów. Nie było za wiele czasu na spanie. Ledwie odpłynąłem w senny stan, kiedy dźwięki ludzi budzących się na ceremonię guayusa zmusiły mnie do poderwania z hamaka, aby pić, focić, gadać, i wyssać ile się da z tego kubka który życie oferuje. Roślinna moc!

 

 

 

 

 

 

 

When we came back we had one more comfortable night in the lodge of Sharamentza, very warm and sincere goodbye party with the people of the village, exchange of gifts and adresses. Even if that difficult place to come to, it is one of more beautiful parts of Amazon I have seen and I would wish to return one day.

 

 

Gdy powróciliśmy, w Sharamentza czekała nas bardzo ciepła i szczera pożegnalna impreza z mieszkańcami wioski, ładowanie baterii i komfortowa noc, wymiana prezentów i adresów.  Mimo tego, że trudno tu dotrzeć, to jeden z piękniejszych kawałków Amazonii jaki widziałem i chciałbym kiedyś powrócić.

 

 

 

 

You can contact( in Spanish ) following people for arranging your stay in Achuar territory :

Domingo Peas from NAE, Achuar nation in Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, manager of the lodge in Sharamentza and guide : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

The biggest expense will be flight, around 500 USD one way for up to 3/4 passengers.  Your stay in Sharamentza lodge is 80 USD per person per day, all inclusive, considering standard, one of best deals I have seen in Amazon. On top of that essential are hiring boat and boatmen to move between villages, and shaman fees ( around 20-30 USD per person per ceremony ). If you eat simple, some rice, fresh fish, chicha, you will not have many more expenses in this land of no shops.

 

 

Aby zorganizować podróż na terenie Ashuarów można kontaktować się ( w języku hiszpańskim ) z poniższymi :

Domingo Peas z NAE, organizacja narodu Ashuarów w Puyo : sharampd@yahoo.es / sacifa@gmail.com / 0987963569

Edwin Yunkar, zarządca lodge w Sharamentza i przewodnik : https://www.facebook.com/edwin.yunkar

 

Największym wydatkiem będzie przelot, około 500 USD w jedną stronę za 3/4 pasażerów. Wasz pobyt w Sharamentza to 80 USD za osobę za dzień, wszystko w tym zawarte, biorąc pod uwagę standard, bardzo uczciwa propozycja, jak na to co widziałem w Amazonii. Ponadto niezbędne będzie wynajęcie łodzi, sternika i przewodnika aby przemieszczać się między wioskami, i opłaty dla szamanów ( jakieś 20-30 USD za osobę za ceremonię). Jeżeli jecie skromnie, jakiś ryż, świeża ryba, czicza, wiele nie wydacie w tej krainie bez sklepów.

 

 

Ayahuasqueros : Tsatzilas

March 27th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

Santo Domingo de Los Colorados. Ugly city named after Tsatzila tribe who these lands belonged to. The tribe still exist, scattered in several villages where real bush and banana plantations meet polluted suburban concrete jungle. This is where you find roadside discos and brothels, violence and disease of alcohol, and behind them, villages where people from all over Ecuador come for healing, often with aid of ayahuasca, brew which many curanderos living here have been using for generations.

 

 

Santo Domingo de Los Colorados. Paskudne, zanieczyszczone miasto, nazwane na cześć malujących się na czerwono członków plemienia Tsatzila, do którego należały te ziemie. Plemie dalej istnieje i nadal się maluje, osiadłe w kilkunastu wioskach niedaleko od miasta, gdzie prawdziwy busz i plantacje bananowców spotykaja sie z rozpełzającą się podmiejską betonowa dżunglą. To kraina gdzie znajdziecie przydrożne dyskoteki i burdele, przemoc i chorobę alkoholu, a za nimi wioski do których przybywają pacjenci z całego Ekwadoru aby leczyć się, często przy użyciu ayahuaski, wywaru który curanderos tu działający używają od pokoleń.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

It is a strange place. A mix of very genuine curandero traditions, aimed almost exclusively at locals, as I don’t really see many foreigners who would believe effectiveness of many of the therapies ( drinking ayahuasca is another story ), but on other hand, an enclave of colorful folklore, which is both for show and for real, a bit something being revived, and at same time, a true link to real past.

 

 

To dziwne miejsce. Mieszanka prawdziwych, rdzennych tradycji uzdrawiania, skierowanych głównie do “tubylców”, bo nie sądzę by wielu cudzoziemców uwierzyło w efektywność wielu z tych terapii ( picie ayahuaski to inna sprawa ) , ale z drugiej strony turystyczna enklawa kolorowego folkloru, zarazem na pokaz, ale i szczerego, coś co się niby odradza, a zarazem coś, co jest podłączone do nieprzerwanej nigdy nitki tradycji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The first one I could witness at work was Nicanor Calazacon ( most common Tsatzila family name ), son of famous shaman and community leader, Abraham Calazacon. His father had a queue of patients waiting almost at all times, and was working in old curandero style, accepting people who could not afford it, working with the politicians and the poor, transferring energy and wealth, in a constant dance, he was, they say, one of those great who do not keep any of the gifts of the spirit but let them flow.

Nicanor, as most of locals healers, works in many ways, not only with ayahuasca.  I did not drink with him, in fact, whole stay in this area was rather more ethnographic than participatory, I only drank in one place…twice.

Here he can be seen working with some patients, a whole family, which came all the way from Cuenca. They say that there are curanderos out there, but none of them can match Tsatzilas, Los Colorados…

 

 

Pierwszym, którego miałem okazję obserwować przy pracy był Nicanor Calazacon ( najpopularniejsze nazwisko w tym plemieniu ), syn słynnego poned ( szamana ) i przywódcy Tsatzilów, Abrahama Calazacon. Jego ojciec obsługiwał niekończącą się kolejkę pacjentów, pracując w stylu dawnych curanderos, akceptując pacjentów bez pieniędzy, wyciągając je od tych którzy je mieli, polityków i biznesmenów, transferując energię i bogactwo, w ciagłym tańcu, był, jak to mówią, jednym z tych wielkich, którzy nie zatrzymują dla siebie darów ducha, ale pozwalają im płynąć.

Nicanor, jak większość tutejszych uzdrawiaczy pracuje na wiele sposobów, nie tylko z ayahuaską. Nie piłem z nim, właściwie cały pobyt w tym rejonie był bardziej etnograficzny niż współuczestniczący, piłem tylko w jednym miejscu, za to dwa razy.

Poniżej zdjęcia pokazują jak pracuje ze swoimi pacjentami, cała rodzina przyjechała tu z gór, aż z okolic Cuenca. Mówią, że tam u siebie też mają uzdrawiaczy, ale żaden z nich nie może dorównać Tsatzilom, Tym Pomalowanym.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nicanor is also official governor, representing Tsatzilas in government. Friendly and open person, if he inherited any of power of his father, that would be impressive. You can try for yourself, writing to him at nicanor.calazacon@santodomingo.gob.ec or call 094608484 / 072 849 945. Most curanderos here will charge around 30 USD per person for ayahuasca ceremony, but that should be confirmed before you decide to do it.

 

 

Nicanor jest także oficjalnym gubernatorem, reprezentującym Tsatzila w rządzie. Przyjazna i otwarta postać, jeżeli odziedziczył coś z mocy swojego ojca, warto z nim zaeksperymentować. Możecie spróbować złapać go pod tym mailem : nicanor.calazacon@santodomingo.gob.ec  lub telefonem : 094608484 / 072 849 945. Większość curanderos w tej okolicy kasuje jakieś 30 USD od osoby za ayahuaskową ceremonię, ale warto to potwierdzić, zanim się zdecydujecie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

from a book about Abraham Calazacon, given to me by Nicanor :

in memories of his folks, he was best. daily up to 150 patients, 7 helpers, working from 4PM until midday next day. Tsatzilas, his countrymen, were often treated free, they were given money from him, when they came with some goods like fish or game they hunted. He paid for musicians and fiestas, they played all night and all day, and all could eat and drink their fill…

 

 

na podstawie książki o Abrahamie Calazacona, podarowanej mi przez Nicanora :

wspomnienia rodaków, rodziny. był najlepszy, dziennie od 120 do 150 pacjentów, 7 pomocników, od czwartej po południu do południa następnego dnia, Tsatzilas, swych braci leczył za darmo, jeszcze dawał im pieniądz, jak przynieśli ryby czy dziczyznę ze sobą. Płacił za muzyków i fiesty, grali całą noc, i dzień, i wszyscy jedli i pili…

 

 

 

 

 

 

 He fought colonization and exploitation of Tsatzilas by the mestizos. He wanted these lands to stay in their control, to keep traditions, he forbid wearing clothes “from the city”, insisted that women keep on making tribal fabric, and men keep painting their bodies and hair with red achiote, so that when they die, they can be recognized by the ancestors in “Cerro Wanaza”, the hill of the netherworld (…)

(…) after he died, his head was stolen from the tomb

 

 

Walczył z kolonizacją przez metysów, aby ziemie te pozostały tylko dla Tsatzilas, aby ci zachowali zwyczaje, zabraniał używać ciuchów z miasta, kazał kobietom szyć dalej, a facetom malować się czerwonym achiote, aby “kiedy umrą rozpoznali ich przodkowie, rodacy, w “Cerro Wanaza”, na wzgórzu zaświatów.(…)

(…) po śmierci ukradli mu głowę z grobu.

 

 

 

 

 

When I left Nicanor I just went for stroll through Tsatzila villages, littered with curandero advertising.  Next guy I photographed and chat with was Marcelo Aguavil. Again, it didn’t appeal to me as a place to drink with, especially one to one session, he seemed more like a village healer, good for peasants who come with liver problems and believe in curing with crystals and magical stones, candles and dried lizards, spells and smoke. However, foreigners come here and there is no risk in it, I believe. You can contact his daughter at marcelita25@hotmail.com , or call numbers from the card below.

 

 

Kiedy zostawiłem już Nicanora, po prostu poszedłem sobie przez wioski Tsatzila, pełne drogowskazów i szyldów ogłaszających przyjmujących tu curanderos. Kolejnym, którego fotografowałem był Marcelo Aguavil. To miejsce też nie wydało mi się dość atrakcyjne, aby spędzić noc na ayahuaskowej podróży, sam na sam z tym panem, wydawał sie być bardziej wioskowym znachorem, dobrym dla chłopów przychodzących z bólem watroby, i wierzących w lecznicze działanie włóczni i magicznych kamieni, świeczek i wysuszonych jaszczurek, zaklęć i dymu. Ponoć jednak bywają tu cudzoziemcy, i nie ma większego ryzyka, tak sądzę. Można się skontaktować z córką Marcelo pod adresem : marcelita25@hotmail.com, albo zadzwonić na jeden z numerów na wizytówce ze zdjęcia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I collected cards, and photos. It felt strange to be observer and documentalist, participating with eyes and shutter only. I treated this as testing the ground, but I also think now about all photographers, journalists, anthropologists who gather facts and tell stories about issues they are not emotionally involved in, about someone’s else experience rather than their own. In information saturated world, curiosity seems like too weak reason for me. Especially with ayahuasca, or other psychoactive substances, studying them and not entering inside the experience is simply absurd, dont’t ever listen opinions of these kind of people, who do not have idea what they talk about.

 

 

Zbierałem wizytówki i zdjęcia. Czułem się dziwnie jako obserwator i dokumentalista, uczestnicząc tylko oczami i migawką. Traktowałem te dni jako testowanie terenu, nie wiedząc jak długo chcę tu zostać, ale teraz myślę sobie o tych wszystkich fotografach, dziennikarzach, antropologach, którzy zbierają fakty i opowiadają historie z którymi nie są emocjonalnie związani, o czyimś doświadczeniu, raczej niż własnym. W nasyconym informacją świecie ciekawość wydaje się zbyt słabym powodem, jak dla mnie. Zwłaszcza w wypadku ayahuaski, czy innych psychodelicznych substancji, studiowanie ich i nie wejście w głąb doświadczenia wydaje sie po prostu absurdalne, nigdy nie słuchajcie zdania takich ludzi, którzy nie mają pojęcia o czym mówią.

 

 

 

 

 

Starting bottom left and going clockwise, first I visited brothers Aguavil ( second most popular Tsatzila name, together with Calazacon ).  Nostalgic about past, Raul seemed a bit sad, fond of alcohol not only for healing purpose, little too much for my taste. He seems to know what he is doing, although the way he lives, and something about the place suggested to me that his problems with women reveal unfinished business that doesn’t suit well someone who is supposed to solve people’s problems. But what am I talking about, isn’t that also the case with most practitioners of the art of fixing of human soul in Western world?

His brother Alfonso appeared more balanced, but also nostalgic about power of poneds ( curanderos ) of old days, which will not come back. Eh, middle aged men and their nostalgia…

You can find them in heart of comuna Chiguilpe, they have an interesting space to make ceremonies, small enclave of green forest where they heal usual repertoire of problems – with business, love, and all “kinds of strange diseases”.  Call Raul at 0999 324 973 and Alfonso – 0997 501 591

 

 

Zaczynając od lewego dolnego rogu i wędrując zgodnie ze wskazówkami zegara po powyższym zdjęciu, wpierw opiszę braci Aguavil, których odwiedziłem w Chiguilpe. Ogarnięty nostalgią świetnej przeszłości plemienia Raul wydawał się nieco smutny, fan alkoholu nie tylko w celach leczniczych, zbyt wiele jak na mój gust. Wydawał się wiedzieć co robi, chociaż sposób w jaki żyje, i coś o tej jego miejscówce sugerowało mi, że jego problemy z kobietami sygnalizują jakiś niedokończony temat, i nie pasuje to za bardzo do kogoś, kto ma rozwiązywać problemy innych. Ale co ja tu wygaduję, przecież to samo dotyczy znacznej części praktykujących sztukę naprawiania ludzkiej duszy w świecie “Zachodu”.

Jego brat Alfonso był bardziej zrównoważony, ale też nostalgicznie marudzący o mocy ponedów ( szamanów ) z dawnych dni, i że już to nie wróci. Oj, mężczyźni w średnim wieku i ta ich nostalgia, czy nie ukrywają czasem własnej historii utraconej młodości, za tymi pierdołami o Złotym Wieku?

Braci znajdziecie w samym środku komuny Chiguilpe, mają ciekawy teren do organizowania ceremonii, małą enklawę w lesie, i zajmują się tam zwyczajowym repertuarem problemów – biznesowych, miłosnych, oraz “wszelakich dziwacznych chorób”. Dzwońcie do Raula : 0999 324 973   albo Alfonso : 0997 501 591

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Next I went to another community, Peripa, looking for Aldon Calazacon. This is an old guy, quite respected in the area, but even more grumpy. I didn’t like his speech about “the youth” from Chuiguilpe being all cheaters, not knowing what they are doing, and him, the real one, one of the last few real poneds from old times remaining. My intuition tells me to stay away from people who start with criticizing others. Absurd quotes he mentioned about ayahuasca ceremonies, in hundreds of dollars, mumbling about rich gringos, just confirmed to me that old age doesn’t have to mean wisdom, sometimes on the contrary. As this place is hidden in banana plantations, harder to reach than Chiguilpe, and not so special, I do not recommend it.

 

 

Kolejnym miejscem, które odwiedziłem była Peripa, mała wioska kilkanaście kilometrów po drugiej stronie wielkiej Via Quevedo. Szukałem tam Aldona Calazacon. To stary już pan, dość szanowany w tej okolicy, ale jeszcze bardziej gburowaty i marudny. Nie podobała mi się jego przemowa o “młodzieży” z Chuiguilpe będącej oszustami, nie wiedzącymi co robią, a on, jedyny, jest pozostałością ekipy prawdziwych ponedów z dawnych lat. Moja intuicja zwykle podpowiada mi aby unikać ludzi, którzy zaczynają od krytykowania innych, zwłaszcza konkurencji. Sięgające setek dolarów absurdalne stawki jakie Aldon przedstawił za ayahuaskowe ceremonie, bełkocząc coś o bogatych gringos, potwierdziły tylko, że zaawansowany wiek niekoniecznie musi oznaczać mądrość, czasem całkiem przeciwnie. Ponieważ do tego miejsce jest ukryte w plantacjach bananowców, dużo trudniejsze do dotarcia przy użyciu publicznego transportu niż Chiguilpe, i nie ma specjalnego uroku, raczej odradzam.

 

 

 

 

 

 

The last on that card, bottom right were a couple working in nearby Aldea Colorada, Tsatzila community which built a tourism project, a kind of replica of traditional huts and temples, complete with parking spot where tourists are brought on weekends to sample “local culture”. I feel weird in these kind of places, but Juan Carlos Zaracay and his wife seemed nice people, and good vibe about people is more important than places. They work with ayahuasca, actually when I came Juan was under its influence, in the middle of the day, he drank in order to see problems of one patient I just saw leaving.

You can call them to book at 099 4115224 or write juank-zar60@hotmail.com

 

 

Ostatni na tamtej wizytówce, w prawym dolnym rogu, to para pracująca w pobliskiej Aldea Colorada, społeczności Tsatzilas, która zorganizowała projekt turystyczny, rodzaj repliki wioski, z tradycyjnymi chatami i świątyniami, jakich już się raczej nigdzie tu nie używa, oraz z wielkim parkingiem gdzie autobusami zjeżdżają się w weekendy turyści z Santo Domingo i Quito, posmakować “lokalnej kultury”. Czuję się dziwnie w takich miejsach, ale Juan Carlos Zaracay i jego partnerka wydawali się miłymi ludźmi, a dobra wibracja związana z ludźmi to w tym “biznesie” sprawa ważniejsza niż miejsce. Pracują z ayahuaską, a Juan był nawet pod wpływem kiedy tam zajrzałem, w środku dnia, wypił aby lepiej zobaczyc na czym polega problem pacjenta, który właśnie minął mnie wyjeżdżając w stronę miasta.

Spotkanie zarezerwować można pod telefonem :  099 4115224 lub mailem : juank-zar60@hotmail.com

 

 

 

 

 

 

Last but not least is Budy Calazacon and his uncle whom drank with, sort of.  Budy is a young Tsatzila, new generation, which starts to be aware of the value of heritage and need to preserve it, or actually creatively adapt to modernity. Budy is present online ( https://www.facebook.com/budytsachila.calazaconcalazacon ) , where he actively looks for visitors from all over the world to come to his family organic farm, to stay there, drink ayahuasca, volunteer, learn about tropical permaculture etc. They have organization called in Tsafiki language “Seke Sonachun”, meaning “good living”, proving they understood well what is the essential teaching of ayahuasca. You can write to them at sekesonachun@gmail.com or call 0981444066

Budy is very honest guy, and probably thanks to long contacts with foreigners, he knows what they look for, unlike many other traditional curanderos from the region, who work mostly with Ecuadorians. I felt good connection with him, we had things in common to talk about, it was like hanging around with some of my mates from Poland, only dressed in skirt, with hair dyed red ( well, that happens here too ), rooted in another culture, but at the same aware of the world. In the end , I decided to drink my only ayahuasca in Santo Domingo area right here. Budy joined me too, however despite his efforts, he is only beginning to learn the craft of poned. It was a good company, but more of a friend, the role of guide was taken by his uncle. He did usual stuff in front of sacred mesa, blowing smoke, alcohol, touching my half naked body with magical stones and spears. It is a funny feeling when you are tripping and somebody bangs stone balls one against another resting on top of your head.

 

 

Ostatni, ale najciekawszy jest chyba Budy Calazacon i jego wujek, z którym razem, w pewnym sensie, piłem. Budy to młody Tsatzila, nowe pokolenie, które zaczyna być świadome wartości swego dziedzictwa i konieczności jego zachowania, a raczej kreatywnej adaptacji do nowych czasów. Budy jest obecny online ( https://www.facebook.com/budytsachila.calazaconcalazacon ), gdzie aktywnie poszukuje gości z całego świata aby przybywali na organiczną farmę jego rodziny, aby zostali tam, pili ayahuaskę, pracowali jako wolontariusze, uczyli się tropikalnej permakultury, uczyli angielskiego i tak dalej.  Mają organizacje, która w języku Tsafiki nazywa się “Seke Sonachun”, co oznacza “dobre życie”, i dowodzi, że dobrze zrozumieli najważniejszą lekcję ayahuaski. Można do nich pisać sekesonachun@gmail.com lub dzwonić 0981444066

Budy to uczciwy koleżka , a dzięki długim kontaktom z cudzoziemcami wie też czego szukają, w przeciwieństwie do wielu tradycyjnych uzdrawiaczy z okolicy, którzy mają doświadczenie raczej z Ekwadorczykami. Czułem dobre połączenie z Budy, mieliśmy wspólne tematy, czułem się jakbym bujał się z jednym z kumpli w Polsce, tyle tylko, że ubranym w spódniczkę i z włosami pofarbowanymi na czerwono ( no dobra, to w Polsce też się zdarza ), zakorzenionym w innej tradycji, ale jednocześnie świadomym świata. Ostatecznie zdecydowałem się na jedyne picie ayahuaski w Santo Domingo właśnie tutaj. Budy dołączył do mnie, chociaż mimo jego starań, widać że dopiero uczy się fachu szamana. Było to jednak miłe towarzystwo, bardziej jak kumpel, a rolę przewodnika i opiekuna przejął jego wujek. Przy swoim rytualnym stole wykonywał zwyczajowe czynności, dmuchanie dymem i alkoholem, dotykanie mojego półnagiego ciała magicznymi kulami i dzidami. To zabawne uczucie, kiedy rozkręca ci się faza a w tym czasie dziadek wali wielką kamienna kulą w drugą stykającą się ze szczytem twej czaszki.

 

 

 

 

 

 

The first night was more kind of collective experience, with three of us drinking ( including a student from Santo Domingo ), and then next day I decided, against initial plan, to drink one more time before leaving to Oriente. I was on my own. I mean curandero stayed with me, when I said I didn’t feel much from the first cup, he gave me another , and after some spells cast and some rest nearby, he went to sleep. I went too, in my hut, resigned. I drifted into a dream state.  It was extremely vivid, and when I say a dream, not vision, it is only because I was not aware I am dreaming. I was walking through some endless corridors and halls of enormous airports, then some kitchens, warehouses, industrial landscapes.  In an open space I finally saw a small figure of a welder and I started to approach it. Closer, and closer, until I saw it was a black man, closer and closer until I ended up face to face, inch away, hyper-real vision which woke me up. This was one of the strangest experiences of transition between realities, when his face was gone and replaced by darkness of the night around me, filled with a mix of sounds of nearby real forest, and more remote, concrete jungle. What to make of it, I don’t know, but there is a mystery in suburbs of Santo Domingo, I know this.

 

 

Pierwsza noc była bardziej kolektywnym doświadczeniem, piło nas trzech, w tym jeden student z Santo Domingo. Po niej zdecydowałem, wbrew pierwotnemu planowi, aby powtórzyc to jeszcze, przed wyjazdem na wschód, i tym razem piłem sam. Poned wprawdzie był przy mnie, kiedy prawie nic nie poczułem po pierwszym kubku, dał mi kolejny, i po paru zaklęciach i krótkim mnie pilnowaniu poszedł sobie spać. Ja też, niedługo potem, zrezygnowany, położyłem się w swojej chatce. Odpłynąłem w dziwny stan snu. Był ekstremalnie realistyczny, pełen szczegółów, a nazywam go snem, nie wizją, tylko dlatego, że nie byłem świadomy, że śnię. Szedłem przez niekończące się korytarze i hole gigantycznych lotnisk, potem jakieś zaplecza, kuchnie, magazyny, warsztaty, przemysłowe krajobrazy. Na otwartej przestrzeni zobaczyłem figurę stojącego i patrzącego w mą stronę spawacza, i zacząłem się do niej zbliżać. Bliżej i bliżej, aż spostrzegłem, że to czarnoskóry, bliżej i bliżej, aż stanąłem z nim twarzą w twarz, wypełniła całą moją wizję, widziałem jego źrenice i pory w skórze, hiperrealna wizja, której intensywność mnie przebudziła i przeraziła. Było to jedno z najdziwniejszych doświadczeń przejścia między stanami, kiedy jego twarz znikła i ustąpiła miejsca czerni nocy, a cisza “snu”, mieszance dźwięków otaczającego mnie tropikalnego lasu i nieco dalszej, betonowej dżungli. Co o tym myśleć, jak to zrozumieć, nie wiem, ale na przemieściach Santo Domingo jest tajemnica, tyle wiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To get here, take a bus from Quito to Santo Domingo ( 3 hours, about 3-4 USD ) and then either a taxi to comuna Chiguilpe, or cheaper, a local bus from long distance bus station, going towards Via Quevedo, and ask to be left at “kilometro siete”. This will cost you less than one dollar.

 

 

Aby sie tutaj dostać, wystarczy jeden z wielu autobusów z Quito ( 3 godziny, 3-4 USD ) a potem albo taksówka do komuny Chiguilpe albo tani lokalny autobus spod głównego dworca dalekodystansowego, w stronę Via Quevedo, w którym trzeba poprosić o zatrzymanie na “kilometro siete”. Koszt poniżej dolara.

 

 

When I ask Taita Universario to pose in front of the forest, perhaps little bit in between first lines of trees, he reluctantly agrees, but I see something is not OK. The sun started to be too high for portraits in the open space, besides, I want him close to the forest that was important in yesterday night events, but every step closer, he is less and less willing. “Why not here?”, he asks, “here is good”. “A little bit more?” I insist. Finally he stops and will not go any further. These woods are where he has his medicinal plants, that forest is a special place.

In the night before that, I am outside having a smoke of mapacho, inside everyone is in their psychedelic trance, it is quite late. Suddenly Taita runs out of the wooden hut, at quite fast pace, passes me and stops right at the edge of the forest, facing it. He starts playing some flute, weird, haunted melody. After a short while he cuts it, as sharp as it started and walks back. When he passes near me, coming back into the house, I ask him about what he did, but I am silenced with a gesture of his hand.

A little bit later I need purging. I am hit hard by the brew, and enjoy my helplessness, as I browse in the darkness through my belongings, all those bags, plastic sacks, clothes, looking for toilet paper. Finally I give up, I ask one of the helpers, Taita’s nephews, for help. He gives me a torch and points towards the forest, into the darkness, to look for toilet. As I struggle to see something in bushes that seem to be alive, a moving entity, as I come nearer and nearer the trees, desperately looking out for the loo, I finally understand and laugh at myself, thinking how many guests before were perhaps watched like me, from a distance, discovering simple truth behind “the toilet is out there”.

I squat and Pachamama receives back what she provided before. I am weak, and dizzy, so after having finished, I sit on a fallen log and watch the tree crowns before me like a wonderful spectacle, nature truly alive. It is overwhelming, and I drift from eyes open to closed and back. I don’t know how long it lasts but I suddenly feel hand of the helper on my arm. Come back inside, it is dangerous, there are many strong spirits hanging out here, on the edge. I follow him into the compound, behind the safe line marked by assistants constantly circulating with protective incense, where the weird Cofan chants build a wall of safety :

 

“Taita Universario chanting”

 

 

Kiedy proszę Taitę Universario o zapozowanie na tle lasu, a najlepiej nieco głębiej, pomiędzy pierwszymi rzędami drzew, zgadza się bardzo niechętnie i widzę, że coś jest nie tak. Słońce jest już zbyt wysoko na portrety na otwartej przestrzeni, poza tym chciałbym, aby był blisko lasu, który ważny był w wydarzeniach wczorajszej nocy, ale jasne jest, że z każdym krokiem bliżej jest coraz mniej chętny. “Dlaczego nie tutaj?” pyta “Tutaj wystarczy”… “A może nieco dalej” – naciskam. Wreszcie zatrzymuje się i nie pójdzie ani kroku dalej. W tym lesie rosną jego szamańskie rośliny, ten las to specjalny teren.

Poprzedniej nocy stoję w tym samym miejscu, palę mapacho, wewnątrz wszyscy płyną w swym psychodelicznym transie, jest już dość późno. Nagle Taita wybiega z chaty, dość gwałtownie, mija mnie i zatrzymuje na brzegu lasu, stając tyłem do mnie a twarzą do drzew. Zaczyna grać na jakimś flecie, dziwną, hipnotyczną melodię. Nie trwa to długo, melodia urywa się tak gwałtownie jak się zaczęła, a Taita wraca. Kiedy przechodzi koło mnie, próbuję zapytać o co chodzi, ale wstrzymuje mnie gestem dłoni.

Nieco później muszę się wypróżnić.  Wywar miętosi mnie solidnie tej nocy ale cieszę się i śmieję ze swojej bezradności gdy w ciemności grzebię jak pijany żul w swych skarbach, torbach, plastikowych siatkach, ciuchach, szukając chociaż skrawka papieru toaletowego. W końcu poddaję się i proszę jednego z pomocników, siostrzeńców Taity. Podaje mi latarkę i wskazuje w strone lasu, w ciemność, abym tam szukał toalety. Na chyboczących nogach lezę przez ożywione krzaczyska, wypatrując w tym kotłowaniu węży, i w miarę jak zbliżam się do drzew i rozglądam, desperacko wypatrując kibelka, dochodzi to do mnie i śmieję się sam z siebie, myśląc ilu gości przede mną tak samo zapewne było z daleka obserwowanych przez chłopaków, jak odkrywaja znaczenie słów “tam jest toaleta”.

Kucam i za chwilę Pachamama przyjmuje z powrotem to, co wcześniej od niej dostałem. Czuję się słaby i mam zawroty głowy, więc po wysraniu się siadam na zwalonym pniu i patrzę w korony drzew, stojące nade mną, w pełni żywę, słucham mowy lasu. To wszystko jest tak przytłaczające, że zmusza mnie do przymykania oczu, ale wtedy otwierają się wewnętrzne wizje. Nie wiem ile to trwa, ale nagle czuję na ramieniu rękę jednego z asystentów. Wracaj do środka, to niebezpieczne, zbyt wiele tam w głębi mocnych duchów. Podążam więc za nim do światła, za ochronny krąg wyznaczany przez pomocników bezustannie krążących z dymiącymi kadzidłami, gdzie dziwaczny szamański śpiew Cofanów buduję bezpieczne schronienie :

 

“Taita Universario śpiewa”

 

 

 

 

 

 

Outside the house there is a fire burning and ayahuasca being cooked for next week journey to Bogota. Taita often travels around Colombia, invited for ceremonies, and he needs to carry a lot of concentrated brew with him as there are many who want to drink with him.

 

 

Przed domem pali się ogień i gotuje ayahuaska na przyszły tydzień. Taita jedzie do Bogoty, często podróżuje, zapraszany na ceremonie w róznych częściach Kolumbii, i musi ze sobą zabrać sporo skoncentrowanego wywaru, bo wielu jest chętnych, którzy chcą z nim pić.

 

 

 

 

That night however, again we drink crudo, raw yage, prepared by mashing vine and leaves and soaking them in cold water. I gulp a lot of it, and despite my prejudice, after arriving here, judging the place and thinking it will not be anything special, it turns out opposite. It is fascinating, so often all expectations are shattered with ayahuasca, when my hopes for great night are high, based for example on shaman’s reputation, I usually feel nothing, and when I come resigned, thinking it will be another night without visions, I am in for a surprise.

This is the case here, my visions are brought back with full power and I am grateful to Taita next morning. What is more interesting though, is that now, after nearly three months I can recall nothing about them, and I see some other nights’ psychological insights as much more vivid and life changing. Does it confirm again what is most important about that game? Abuela Vitelia, wife of Taita just smiles when I share that in the morning, that now, having got that what I wanted, I understand much bigger blessings have been reaped in last months about health, inner peace, relations. But to understand that, one must make detour again and again, that is the way of the snake.

 

 

Tej nocy pijemy jednak crudo, surowe yage, przygotowane poprzez miażdżenie liany i liści i namaczanie ich w zimnej wodzie. Wciągam całkiem sporo, i mimo moich uprzedzeń, jakie miałem zaraz po przyjeździe, oceniając to miejsce i zakładając, że nic z tego nie będzie, okazuje się całkiem inaczej. To fascynujące jak często wszystkie oczekiwania są rozbijane w drobny pył przez ayahuaskę, gdy robię sobie duże nadzieje, bazując na reputacji szamana, zwykle nie czuję prawie nic, a kiedy przychodzę ( szczerze ) zrezygnowany, myśląc, iż będzie to kolejna noc bez wizji, czeka mnie niespodzianka.

Tak też jest i tym razem. Moje wizje wracają, i to spektakularnie, i jestem wdzięczny za to Taicie. Co ciekawsze jednak, teraz, po prawie trzech miesiącach nie mogę sobie prawie nic z nich przypomnieć, natomiast psychologiczne wglądy z niektórych innych nocy wydają się dziś wciąż żywe i wręcz odmieniające życie. Czy to kolejny raz potwierdza, co jest najważniejsze w tej grze? Abuela Vitelia, żona Taity, uśmiecha się tylko, kiedy dzielę się tą myślą nad ranem, że teraz, kiedy już dostałem te wizje o które marudziłem, rozumiem, że dużo większe błogosławieństwa związane ze zdrowiem, spokojem, relacjami otrzymałem w ostatnich miesiącach. Ale aby to w pełni pojąć, trzeba chyba co jakiś czas robić przesunięcia w bok, spoglądać pod innym kątem. Taka jest ścieżka węża.

 

 

 

 

Ceremony is run in traditional Cofan style, men and women apart, on two sides of the maloca. Taita and his wife work as a team, both singing, Abuela Vitelia taking care of girls, calming them with her incredibly warm, feminine voice. She seems to be like a archetype of good witch of the forest, sabia, woman who knows. She represents female flexibility and charm, and Taita Universario, stands as a rock. Beautiful couple, if you have a chance, drink with them. They always travel together. She cooks for him, even in Bogota, Taita tells me when I ask him about the diet. He never eats restaurant food, ingredients he can not be sure of can damage the clarity of his visions, and he can not allow this, working with patients.

 

 

Ceremonia prowadzona jest w tradycji Cofanów, mężczyźni i kobiety leżą oddzielnie, po obu stronach maloki. Taita i jego żona pracują jak drużyna, oboje śpiewają, Abuela Vitelia zajmuje się dziewczynami, uspokaja je swym niesamowicie ciepłym, kobiecym głosem. Wydaje się być jak archetyp dobrej czarownicy z lasu, sabia, kobieta, która wie, czyli wiedźma. Reprezentuje kobiecą elastyczność i urok, zaś Taita Universario to skała. Piękna para, jeżeli będziecie mieli okazję z nimi pić, skorzystajcie. Zawsze podróżują razem. Vitelia gotuje dla Taity, nawet gdy są w Bogocie, Universario mówi mi o tym kiedy pytam go o dietę. Nigdy nie jada w restauracjach, składniki, których nie może byc pewien mogą zmącić przejrzystość jego wizji, a pracując z pacjentami nie może do tego dopuścić.

 

 

 

 

 

 

In the morning healing sessions last very long, especially for some of neighbors who came this night with their babies. After that we go to have a coffee in Taita’s old wooden home. He is now almost finished with building a new one, out of bricks. Unfortunately, he says, trees good for planks to make wooden houses are very far from here. The forest we saw in the morning is just a fraction of what he remembers from the time when he was young.

 

 

Nad ranem oczyszczające i lecznicze sesje przeciągają się, zwłaszcza dla niektórych sąsiadek, które przyszły tej nocy z dzieciakami. Potem idziemy na kawkę do starego, drewnianego domu w którym jeszcze mieszka Taita. Jego nowy, murowany jest już na ukończeniu. Niestety, mówi, drzew dobrych na deski do budowy domów trzeba by już szukać bardzo daleko stąd. Las, przed którym staliśmy tego ranka to tylko skrawek tego, co pamięta z czasów swojej młodości.

 

 

 

 

 

 

 

Taita Universario Queta lives in the south of Colombia, in La Concordia, near La Hormiga, not far from the border with Ecuador. You have to leave bus at “entrada de San Antonio”. Of course it is essential to call before to confirm whether he is home :  320 465 1127. Taita is also present on Facebook, or actually his daughter Liliana, who represents him and runs this site : “Taita Universario”. His ceremonies cost 50 000 peso per person.

 

 

Taita Universario Queta mieszka na południu Kolumbii, w La Concordii, w okolicach La Hormiga, niedaleko ekwadorskiej granicy. Wysiąść z busa trzeba przy “entrada de San Antonio”. Oczywiście wcześniej zadzwońcie aby potwierdzić gdzie akurat się znajduje : 320 465 1127 . Taita jest też obecny na Facebooku, a właściwie jego córka Liliana, która go reprezentuje i prowadzi ten profil : “Taita Universario” Ceremonia kosztuje 50 000 peso od osoby.

 

Ayahuasqueros : Taita Cachi

March 23rd, 2014

 

 

 

 

 

Taita Cachi is the man. He swears, spits, smokes, laughs and sails the psychedelic ocean like a real captain should. He lives in a house made of planks, likes strong tobacco and has warlike swans hanging around his backyard. He is a father of several and lover of many. He is also a party – I mean his ceremonies, when you come to visit him on Friday, you can be sure to count for a good ride, and a couple of huge cups of ayahuasca. This is not a place for discussion “whether you think we are all one” but you can sure learn about yourself, while having a good night, full of joy, music and strange substances.

 

 

Taita Cachi to koleś. Przeklina, spluwa, pali, śmieje się i żegluje po psychodelicznym oceanie, tak jak przystało na prawdziwego kapitana. Żyje w domu trzeszczącym jak piracka łajba, zbitym z dech, lubi mocny tytoń i ma na swym podwórku kilka bojowych łabędzi. Jest ojcem kilku i kochankiem wielu. To także człowiek impreza – jego ceremonie, jeżeli traficie tam w piątek, to niezła przejażdżka, i solidne kubasy z ayahuaską. To nie jest miejsce na dyskusje o tym czy “wszyscy jesteśmy jednością”, ale na pewno można się tu czegoś o sobie nauczyć, a przy okazji przeżyć ciekawą noc, pełną radości, muzyki i dziwnych substancji.

 

 

 

 

Everything here is simple, plain as planks of this house, straightforward, just life, not big philosophy. There is connection between us and a smile, there is no need to discuss too much, I mean, we can chat, but do we really need to reach somewhere ? It is so much better to just keep telling jokes, sharing a cigarette. Everything has its value, its taste, take it slow, there is natural flow of things here, in this place that looks like thousands of others I have visited in tropical world, and yet only recently finally feel at home. This place is a portrait of Taita Cachi, he is like that place, ordinary neighbor who on certain night of a week puts on his feather crown and in his shed takes off, with fellow passengers, into far away worlds, to learn better about the one at your footsteps, to learn about reality you will face when sun gets up, to know it better by way of contrast. Those who choose never to do this journey do not understand, that it is done out of love for home, and not as an escape, that only then you can understand what home and what THIS reality is and you can truly love it when you have left it, when you have seen it from another angle, when you ‘ve seen yourself from another angle.

 

 

Wszystko tu proste, jak dechy tego domu, zwykłe życie, żadna filozofia skomplikowana. Jest między nami połączenie i uśmiech, nie ma co dyskutować za wiele, to znaczy, gawędzimy sobie ale czy mamy gdzieś tym dotrzeć? Dużo lepiej po prostu dalej opowiadać kawały, dzielić się fajką. Wszystko ma swoją wartość, swój smaczek, smakujmy je powoli, ten naturalny przepływ rzeczy, w miejscu, które wygląda jak tysiące innych jakie odwiedziłem w tropikalnych krajach, a dopiero od niedawna traktuję naprawdę jak dom. To miejsce jest jak portret Taity Cachi, on jest jak to miejsce, zwykły ziomal który w jedną noc tygodnia zakłada swoją koronę z piór i w specjalnej szopie startuje wraz z załogą w podróż w odległe światy, aby nauczyć się więcej o tym, co pod nosem, aby zrozumieć rzeczywistość z którą borykamy się kiedy wstaje słońce, aby poznać ją dzięki kontrastowi. Ci, którzy boją się chociaż raz wyruszyć w tą podróż nie zrozumieją, że robimy to z miłości do domu, nie z chęci ucieczki, bo tylko wtedy można naprawdę zrozumieć czym dom i TA rzeczywistość jest i naprawdę je pokochać, kiedy je opuścilismy, kiedy zobaczyliśmy z innej strony, z daleka, kiedy samego siebie zobaczyliśmy pod innym kątem.

 

 

 

I am at home in this slow rhythm, in celebration of words exchanged, smoke exhaled, morning porridge with brasil nuts, chasing angry swans, early afternoon spent making love, smoking joints, some photos, yes, maybe, but not necessary, some work, yes, useful, but world will not collapse if it is done little later, some opinions, yes, but not at all cost, no need to force them and shove them and convince anyone.  Back and forth, no purpose, nowhere to reach, like swinging on a hammock, a dance of life.  And yes, there may come obstacles, there may be falls, but for heaven’s sake, I am finally a child (again?) and I do not care.

 

 

Jestem w domu w tym powolnym rytmie, w celebracji wymienianych słów, wydychanego dymu, porannej owsianki z orzechami, przeganiania wściekłych łabędzi, przedpołudniowej miłości, grubych jointów, jakiś tam fotek, tak, można, ale to nie jest niezbędne, trochę pracy, użyteczna, ale świat się nie zawali, jeżeli zrobię to nieco później, trochę opinii i poglądów, ale nie za wszelką cenę, nie ma co ich wciskać w każdy kąt, przekonywać. W te i wewtę, bez celu, nie ma gdzie biec, raczej surfing, bujanka jak na hamaku, taniec życia. I tak, wiem, przyjdą pewnie jakieś przeszkody, będą upadki, i co z tego, w końcu ( znów?) czuję się jak dziecko i nic mnie to nie obchodzi.

 

 

 

 

 

 

Of course, we can play different games, why not, just don’t forget it is a fucking game and no better than other people’s game. Play it as long as it is fun, and never ever complain, never focus on the price of the game, change it, when it is a burden. I want to be able to change costumes when I get bored and tired, may I never forget that.

 

 

Oczywiście możemy grać w różne gry, także te dla dorosłych, czemu by nie, tylko nie zapominajmy, że to tylko pieprzona gra, nic poważnego i nie lepsza niż zabawy innych ludzi. Bawmy się tak długo aż jest satysfakcja z tego, i nigdy, nigdy nie narzekajmy, nigdy nie skupiajmy się na cenie czy skutkach ubocznych naszej gry, zmieniajmy ją, jeżeli się staje brzemieniem. Chcę umieć zmieniać kostiumy kiedy znudzę się i zmęczę, obym tego nigdy nie zapomniał.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

A lot of shamanic work is about changing skin, shape-shifting. This is something that comes to me again and again, it came again when looking into my cousin’s eyes, couple of days ago, on magic mushrooms in Polish forest, trying to break that barrier that is between us, separate individuals, can we get flexible enough, to dissociate from own ego, own process that is called I, so that we can cross that boundary, even for short while, become someone else? something else? How else can one explain the ability of a shaman to see what is wrong inside other person, during a healing session, how can one explain those tales of shamans turning into a jaguar?

Is it a question of language, of perception? At certain shift of perception magic starts to happen, this I was able to see, so why assume something I haven’t seen yet is not possible? Or, to put it in more rational way, to satisfy those who do not enjoy listening to tales about magic, can one become aware enough of the character of one’s own process, see it so clearly and sharply, that it is then possible to make a step out of it, so skillful, that the old skin can be put on shelf and new one chosen? Abandon yourself and come, say the Sufi.

 

 

Duża część szamańskiej pracy wiąże się ze zmienianiem skóry, zmienianiem postaci. To kwestia, która powraca do mnie obsesyjnie, ponownie z tym się mierzyłem patrząc mojemu kuzynowi w oczy, parę dni temu, na psylocybinowej podróży przez podpoznański las, kiedy próbowałem przełamać tę barierę, która jest między nami, odrębnymi jednostkami. Czy możemy stać się dostatecznie transparentni i elastyczni, oddzielić się od swego własnego ego, własnego procesu, który nazywa się “ja”, aby przekroczyć tę barierę, chociaż na chwilę, stać się kimś innym, czymś innym? Jakże inaczej wytłumaczyć umiejętność szamana zaglądania w głąb innej osoby i znajdywania problemu, podczas leczniczej sesji, jak wytłumaczyć historie o szamanach zmieniających się w jaguary?

Czy to kwestia języka? Postrzegania? Przy pewnym przesunięciu percepcji zaczyna dziać się magia, tego byłem w stanie wielokrotnie doświadczyć, dlaczego więc zakładać, że coś nie jest możliwe, tylko dlatego, że tego jeszcze nie widziałem? Albo, ujmując w bardziej racjonalne zdania, aby zadowolić tych, których drażnią opowieści o magii, czy można stać się dostatecznie świadomym charakteru, istoty własnego procesu, zobaczyć go na tyle wyraźnie i ostro, że można by później poza niego wykroczyć, tak zręcznie, że starą skórę zawieszamy na kołku i wybieramy sobie nową? Porzuć siebie, i chodź, mówią sufi.

 

 

 

 

 

 

 

 

That journey however, is a lonely one. It can help to adapt to various situations, it can help to function more effective in the world, which becomes a playground, and as you stop to care about which toy fate brings to you, you fear less the loss, you also worry less about scenario. Some however, will stay behind on that path towards flexibility, and I don’t mean “behind” as something worse , as this mad rat race taught us, it means parting of the ways. This is why many shamans marry late, once they have practiced the hard part. This is why fakirs or sadhus travel alone. Apart from some exceptions , like Bauls of Bengal ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59  ) , rare and precious are the moments when the way is truly shared, and I am grateful for them. But, isn’t that the case in so many lifes, on the surface led together, but in reality only insulated in such illusion ?

 

 

Ta podróż, jednakże, jest najczęściej samotna. Pomaga z pewnością w nauce adaptacji do rozmaitych sytuacji, pomaga funkcjonować bardziej efektywnie w zmiennym świecie, który staje się placem zabaw, i kiedy przestajesz przejmować się tym jaką zabawę los ci pod nos podtyka, przestajesz też bać się utraty, przestajesz martwić o scenariusz. Niektórzy jednak pozostają gdzieś za tobą na tej ścieżce elastyczności, i to “w tyle” nie oznacza bynajmniej czegoś gorszego, jak być może wydaje się w epoce tego szalonego szczurzego wyścigu, to po prostu rozdzielenie dróg. To dlatego wielu szamanów żeni się późno, kiedy przeszli już przez dużą część samotnej praktyki. To dlatego fakirzy czy sadhu podróżują samotnie i żyją bez partnerów. Poza pewnymi wyjątkami, takimi jak Baulowie z Bengalu ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59  ), rzadkie i jakże cenne są te momenty, kiedy drogę można dzielić z kimś bliskim, i wdzięczny jestem za nie. Ale czyż nie tak też się rzeczy mają z wieloma innymi scenariuszami żyć, powierzchownie splecionymi, a w rzeczywistości, przeżywanymi w ciepłej a potem nieraz gorzkiej iluzji takiego współdzielenia?

 

 

 

 

The night comes and candles for spirits are lit. Guests start to arrive and the ceremony is about to begin.

 

 

Nadchodzi noc i zapalane są świeczki dla duchów. Goście schodzą się i wkrótce zaczniemy ceremonię.

 

 

 

More shamans came tonight to join and assist Taita Cachi. One of them, pictured above, is real duende, his joyful vibe will keep up the tempo of ceremony, together with a quiet Negro man, who, under influence of yage converts into a caricature of black Caribbean musician playing on some weird banjo, maracas or drum, running around, shouting, laughing like possessed by some devil of good party.

The helpers have a lot to do, from working with incense to protect the place from malicious spirits, to very active participation in morning healing session. But first they have to drink their ayahuasca, and Taita Cachi sets to prepare it.

 

 

Tej nocy do Taita Cachi dołącza kilku innych szamanów. Jeden z nich, na zdjęciu powyżej, to prawdziwy duende, dziki skrzat, jego radosna wibracja będzie podtrzymywać tempo tej ceremonii, razem z tą cichego Czarnego, który pod wpływem yage przeistacza się w karykaturę czarnoskórego karaibskiego muzyka zaiwaniającego na swym bandżo, grzechotkach czy bębenku, biegającego wokoło, krzyczącego, śpiewającego i śmiejącego się jak opętany przez demona dobrej imprezy.

Pomocnicy mają wiele do zrobienia, od pracy z kadzidłami w celu ochrony miejsca przed złośliwymi duchami, po bardzo aktywny udział w porannej sesji uzdrawiania. Ale najpierw muszą wypić swoją ayahuaskę a Taita Cachi ją przygotować do podania.

 

 

 

This room, according to Siona tradition, only men can enter. Women who arrived this night, will be separated in one part of the house, and served through the window. But first cups go to the fellow shamans.

Next, other men come for their drink. What is worth mentioning, ayahuasca here is served raw, another break from the “norm”. It means it was prepared without cooking it, with cold water. Crudo, as they call it here, has more tolerable taste, although I feel the harder parts floating in it really disgusting to swallow. Unlike the concentrated, cooked brew, this is drunk in big quantities, I had two full cups, one by one,  with a interval of few minutes, and then couple more. The effect is really nice though, pleasant, better for liver, and it doesn’t make you feel like vomiting, although some would say, this is disadvantage. I believe it is good to take a break sometimes from all this purging and just enjoy the night.

 

 

W tym pomieszczeniu, zgodnie z tradycją Indian Siona, przebywać mogą tylko mężczyźni. Kobiety, które przybyły tej nocy spędzą ją po jednej stronie pomieszczenia, na swoich materacach, a wywar podany im będzie przez okienko. Pierwsze kubki trafiają jednak do kumpli – szamanów.

Następnie, przychodzi kolej na pozostałych mężczyzn. Warto wspomnieć ciekawą rzecz, ayahuaska dziś serwowana jest surowa, kolejny wyłom z “normy”. Oznacza to, że przygotowana była bez uprzedniego gotowania, na zimnej wodzie. Crudo, jak ją tutaj nazywają, ma bardziej przystępny smak, chociaż pływający w niej kożuch jest naprawdę obrzydliwy przy przełykaniu. W przeciwieństwie do skoncentrowanego, gotowanego wywaru, tą pije się w dużych ilościach. Ja wypiłem dwa kubki, jeden za drugim, z przerwą kilku minut, a potem jeszcze kilka. Efekt jest jednak milutki, przyjemny, zdrowszy dla wątroby, nie zbiera się po niej na wymioty, chociaż niektórzy powiedzieliby, że to wada. Ja uważam, że dobrze czasem odpocząć sobie od tych przeczyszczeń i cieszyć się po prostu podróżą.

 

 

 

Finally, children come for their share. I deliberately mention that again, as in our paranoic culture “what about the children” is a common argument used in drug debate. Well, here you see and if you don’t like it, just feed your offspring with another dose of Magic Crispie Crunchies, some plastic hot-dogs and then colourful pills your shaman in white uniform prescribed.

 

 

Na końcu przychodzą po swe porcje dzieci. Celowo o tym tu wspominam, bo w naszej paranoicznej kulturze argument “a co z dziećmi?” jest częstym w debacie o różnych substancjach psychoaktywnych. Cóż, tutaj widzicie, a jak wam się nie podoba, wracajcie do karmienia swych pociech kolejną porcją Magicznych Choco Chipso Chrupek, plastikowych hot dogów, a potem kolorowych pigułek przepisanych przez waszego szamana w białym kitlu.

 

 

 

 

After serving, some protection is bestowed upon us and off we go, into our hammocks, and into inner and outer worlds.

 

 

Po wypiciu każdy dostaje swe ochronne błogosławieństwo i ruszamy, w hamaki i wewnętrzne i zewnętrzne światy.

 

 

 

Now, the first phase of ceremony, anywhere, is usually in darkness, and in silence. I have been often telling what was going in me during that part, even if this things are intimate, and according to some, should not be shared. This time, in an attempt to curb my preacher mode, and spare you excess of philosophy, I will just a share a song, from the second, more lively, phase of the night, so that you may at least imagine a bit the uplifting vibe :

 

“Friends of Taita Cachi”

 

Before the night is finished, Taita Cachi will deal with individual issues, will heal and sing and take care, especially of the women, who seem fascinated and under a spell of his strong masculine energy.

 

 

Pierwsza faza ceremonii, gdziekolwiek, zawsze odbywa się w ciszy i ciemności. Wielokrotnie tutaj opowiadałem o tym, co działo się we mnie podczas tego etapu, nawet jeżeli były to rzeczy raczej intymne, i według niektórych, takie którymi nie należy się dzielić. Tym razem, w ramach ćwiczenia temperowania pozy kaznodziei, oszczędzę kolejnej dawki filozofii i podzielę się piosenką z drugiej, bardziej żywej części nocy, tak abyście mogli chociaż częściowo wyobrazić sobie wysoką wibrację i klimacik tej sesji.

 

“Friends of Taita Cachi”

 

Zanim zakończyła się ta noc, Taita Cachi zajął się indywidualnymi problemami, leczeniem, śpiewaniem i opieką, zwłaszcza kobiet, które zdawały się zafascynowane, pod urokiem jego silnej męskiej energii.

 

 

 

 

 

 

We all get heavily beaten with ortigas. It is strong experience, but I still don’t have enough and go for something extra. Taita has a thick black paste, I forgot the name by now, but he says it brings strong visions, very quick journey, several minutes, but intensive. Some, he claims, had shit in their pants after having taken it. I am curious about these kind of things. I sit outside, with a helper to assist me. I get a bit of the paste on a wooden stick, to apply on my gums.  Very few minutes pass and I begin to feel weird, or rather ill. Nausea, black spots in front of my eyes, thick sweat. It is a like a violent onslaught of an unknown disease. I am feeling heavy and think I will faint. At the same I am aware this was to be expected, and this will pass away, and because of that it is very interesting lesson. It is a practice of holding on, perseverance. It is to teach the mind, that things like this come and go, and it has to go with it. It leads me now to toilet, I can hardly walk, but I know I must reach that foul shithole, otherwise things will just fall out anyway. I sit there and find my relief, and feel like life is slowly coming back to me. I stagger back to my hammock, and finally satisfied, call it a night. But a good night that was, and a good  life that is.

 

 

Wszyscy dostajemy ostre cięgi pokrzywami. To mocne doświadczenie w takim stanie, ale mi ciągle mało i chcę czegoś specjalnego. Taita ma gęstą, czarną pastę, zapomniałem już jej nazwy, ale mówi, że przywołuje silne wizje, bardzo szybką, kilkunastominutową, intensywną podróż. Niektórzy, jak twierdzi, zesrali się w portki po jej spróbowaniu. Ciekawią mnie takie rzeczy. Siadam na zewnątrz, z jednym z pomocników asystujących mi. Dostaje odrobinę pasty na drewnianym patyczku i wcieram sobie w dziąsła. Po kilku minutach zaczynam czuć się dziwnie, a raczej źle. Mdli mnie, zbiera się na wymioty, czernieje mi przed oczami, coraz bardziej się pocę. Przypomina to gwałtowny atak nieznanej choroby. Czuję się cieżki i myślę, że zaraz stracę przytomność. W tym samym czasie mam całkowitą świadomość, że to naturalne i tego się trzeba było spodziewać, a także, iż to minie, i z tego powodu to interesująca lekcja. To praktyka wytrwania, cierpliwości. Uczy umysł tego, że takie rzeczy przychodzą i odchodzą, i że trzeba im na to pozwolić. Sytuacja pcha mnie do toalety, ledwo mogę iść, ale wiem, że muszę dojść do tej ohydnej budki, bo inaczej ładunek i tak wydostanie się na zewnątrz. Siadam tam i odnajduję swoją ulge, i czuję powolutku jak wraca do mnie życie. Zataczam się z powrotem do mego hamaka, wreszcie nasycony kończę tym samym noc. Ale co za wspaniała to noc, i co za wspaniałe życie.

 

 

 

We come again, next Friday. It feels like another home, this shed with some beams to hang hammocks on, the veranda where we chat with Cachi. I like his improvised philosophy, even though I am not ready yet to abandon this linear, logical thinking and switch to mythical mode, but it shows me how attached we are to our perceptions of reality. He says, of course yage is present in the Bible, see : Yah – we. Analogy, connection, in mythical thinking it is not important what comes from what, arrows go both ways, it doesn’t matter that according to “objective” etymology, history, it is bullshit, coincidence. Here coincidences do not exist.

We leave this place, bound for Ecuador. I know I learned something from this guy. Yet another father on my path.

 

 

Wracamy do Taity w następny piątek. Czuję się tu jak w domu, w tej szopie z kilkoma belkami do zawieszenia hamaków, na werandzie gdzie znów gawędzimy z Cachi. Lubię jego improwizowaną filozofię, choć nie jestem jeszcze gotów aby porzucić zupełnie to liniowe, logiczne myślenie, i włączyć mitologiczny tryb, ale pokazuje mi to, jak bardzo przywiązani jesteśmy do naszego postrzegania i myślenia o rzeczywistości. Taita twierdzi, że oczywiście iż yage obecne jest w Biblii, popatrzcie tylko : Yah – we = yage. Analogia, połączenie, w mitycznym mysleniu nie ma znaczenia, co z czego wynika, strzałki idą w obie strony, nie ma znaczenia, że według “obiektywnej” etymologii, historii, to bzdura, przypadek. Tutaj przypadki nie istnieją.

Opuszczamy Orito, w drodze do Ekwadoru. Wiem, iż nauczyłem się czegoś od tego kolesia. Kolejny ojciec na mojej drodze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Taita Cachi : Loma Linda on the outskirts of Orito, Putumayo, Colombia. Mobile : 3134562133.   Price for ceremony – 30 000 pesos per person.

Taita Cachi : Loma Linda na przedmieściach Orito, prowincja Putumayo, Kolumbia. Komórka : 3134562133. Koszt ceremonii – 30 tys. peso za osobę.

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.