światosław / tales from the world

Posts tagged:

morocco

 

 

 

 

Seven day long pilgrimage to Sidi Ali, where graves of Sufi saints and the spirit of Aicha, mystical all powerful female being demand sacrifice in exchange of baraka. There is spirit of joy, all night long trance dancing and feasting.  And corpses.

 

***

 

Siedmodniowa pielgrzymka do Sidi Ali, gdzie groby sufickich świętych i duch Aiszy Kandiszy, tajemniczej wszechpotężnej żeńskiej siły żądają ofiary w zamian za baraka. Jest tu duch radości, całonocnego tanecznego wyzwalającego transu, opętania i uczty. I trupy.

 

 

 

 

 

 

 

 

blood magic / magia krwi

February 23rd, 2013

 

 

 

Strong contrast, strong light, strong emotions. My stoned mind watching women with faces smeared with blood while the companions in their procession ululate in the background in eerie voices that convey despair and hope. Blood from animals just slaughtered is put from the ritual knife on the forearms and forehead of the pilgrim/patient, while magical spells are cast. Prayer to God, and cries of demons. Six feet tall muscular negro man barking, groaning and shaking when the demon speaks through him. Photos of a distant relatives under the dead body of a cock, of sick daughter that could not come but is represented by a photograph that will carry the baraka home once the prayer is said and the animal dead and stiff. These are things you will not see on these photographs, but they were happening in front of my eyes. A lot would be hard to explain. Some is ambiguous, some so clearly resembles shamanic practices that can be observed all over the traditional world, which believes we share space with powerful spirits.

But I didn’t take photos, I savoured them being engraved in my mind, I looked with a greedy look of a voyeur, I celebrated that great feeling of unfullfilment for a photographer, of being in front of forbidden fruit that can not be consumed, can not be taken home, can not be used to build my ego, to impress others, look what amazing photos I took. I felt the magic was so much stronger thanks to this. I felt grateful to Berber pilgrims that care and protect their traditions, keep them from becoming merchandise in globalized world, where cultures are documented from every angle and put on a plate to bored John or Jacques in front of Discovery Channel or his National Geographic copy. I did not record, I did not create, but I experienced. I didn’t want to be a voyeur , image thief, and do it against their will, it was too strong to desacrate. I could ask permission from some people, I could try harder, I could perhaps do prints for them from this important event of their life, or even pay for allowing me to shoot, I could hire models and arrange that kind of ceremony, reconstruct it and make beautiful.

 

But does the end justify all means? How many great images of traditional cultures that we can see today are result of an answer “yes”, and how many were simply created without posing that question?
Or, am I simply looking for smart words to justify the failure?

There are many meanings to rituals happening here in a small room inside the temple, right next to a grave of Muslim saint. They fuse Islam and practice as old as mankind, animal sacrifice, exorcism, healing. But although the main principle, that blood is spilled in hope for human well being and happiness may be shocking to public in hypocritical factory farm fed modern world, one other thing seems to be so beautiful and meaningful, the concept that baraka, the blessing, comes from sharing. Because the idea is such – the ones seeking solution to their problems, answer to their questions, consolation, those who want to take blessing, they pay for chicken, mutton, goat, whichever they can afford, and have it slaughtered here in a ritual way. But they leave the meat, and it is distributed free to many poor pilgrims who come to this festival in honour  of Sufi saint from all over Morocco. Despite grim costumes, a deep meaning is present, rare thing.

 

 

***

 

Mocny kontrast, ostre światło, silne emocje. Mój zaczarowany majoun umysł przykuty jest do obrazu kobiet o twarzach smarowanych krwią, przy akompaniamencie wycia ich towarzyszek, nieludzkiej pieśni w której brzmi i desperacja i nadzieja. Krew ze zwierząt właśnie zarżniętych nakładana jest z ostrza rytualnego noża na przedramiona i czoła pielgrzymów/pacjentów, rzucane magiczne zaklęcia. Modlitwa do Boga i krzyki demonów. Dwumetrowy muskularny czarny ( tak pisało się w książkach przygodowych, przecież on czarny, do cholery ) szczeka, rzęzi, trzęsie się gdy przemawia przez niego demon. Zdjęcia odległych krewnych, z Marakeszu, czasem z Francji, czasem zza oceanu, pod martwym ciałem koguta, zdjęcia chorej córeczki co nie mogła przybyć ale reprezentuje ją fotografia, która poniesie baraka do domu, kiedy modlitwa zostanie już wypowiedziana a zwierzę martwe , sztywne, potem zjedzone. To wszystko rzeczy, jakich na poniższych zdjęciach nie zobaczycie, ale działy się przed moimi oczami. Wiele trudno by wytłumaczyć. Wiele dwuznaczności, lepiej żeby pozostało niewypowiedziane bo przerasta i słowa i piksele. Ale jasna jest przynależność do rodziny szamańskich praktyk jakie obserwować można w całym tradycyjnym świecie, który wierzy, że dzielimy przestrzeń z potężnymi duchami.

 

Ale nie robiłem zdjęć, czy też, jak trafniej brzmi to po angielsku, nie “zabierałem zdjęć”. Delektowałem się ich utrwalaniem w mojej pamięci, patrzałem chciwym wzrokiem podglądacza, celebrowałem to wspaniałe uczucie niespełnienia fotografa , bycia na wprost zakazanego wizualnego owocu, którego nie mogę skonsumować, zabrać do domu, użyć do budowania ego, do zadziwiania innych, “popatrzcie, jakie wspaniałe zdjęcia zrobiłem”. Czułem, że magia dzięki temu była o wiele silniejsza. Czułem wdzięczność dla berberyjskich pielgrzymów, którzy dbają i chronią swoje tradycje, przed staniem się towarem w zglobalizowanym świecie, gdzie kultury są dokumentowane pod każdym kątem, i wykładane na talerzu dla znudzonego Johna czy Jacka przed LCD z Discovery Channel czy kopią magazynu National Geographic. Nie nagrywałem, nie rejestrowałem, doświadczałem. Nie chciałem wtedy być podglądaczem, złodziejem obrazu, chociaż mógłbym próbować robić to dyskretnie, bez ich wiedzy, było to jednak zbyt święte i intymne, aby wtykać czarną lufę. Mogłem spróbować, mogłem być może zrobić im odbitki z tego ważnego momentu w ich życiu, być może nawet zapłacić za zgodę na fotografowanie, mogłem wynająć modeli, i zapłacić za zaaranżowanie tego rodzaju ceremonii, w dobrym świetle, zrekonstruować ją i uczynić piękną.

 

Ale czy cel uświęca wszystkie środki?  Jak wiele z wspaniałych obrazów tradycyjnych kultur, które możemu dziś oglądać są rezultatem odpowiedzi “tak”, a jak wiele po prostu zrobiono bez zadawania sobie tego pytania? A może po prostu szukam mądrego wytłumaczenia porażki?

Jest wiele znaczeń rytuałów, które działy się w tym małym pomieszczeniu wewnątrz świątyni, tuż obok grobu muzułmańskiego świętego. Łączy się tu islam i praktyki tak stare jak ludzkość, ofiara ze zwierzęcia, egzorcyzm, uzdrawianie. Ale pomimo tego, że główna zasada, iż krew jest przelewana w nadziei dobrobytu i szczęścia człowieka może być szokująca dla publiki w przesiąkniętym hipokryzją współczesnym świecie karmionym z farm-fabryk śmierci, jedna rzecz która wydaje się piękna i znacząca, to idea, że baraka, błogosławieństwo, pochodzi z dzielenia się. Ponieważ idea ta oznacza – ci którzy szukają rozwiązania swych problemów, odpowiedzi na swe pytania, pocieszenia, ci którzy chcą zabrać ze sobą błogosławieństwo, płacą za kurczaka, owcę, kozę, to, na co ich stać, i jest ona w ich imieniu zarzynana tutaj, w ramach rytuału. Ale mięso jest pozostawione i dzielone za darmo między ubogich pielgrzymów, jacy przybywają tu na festiwal ku czci sufickiego świętego z całego Maroka. Pomimo ponurych dekoracji, głębokie znaczenie jest tu obecne, prawdziwa rzadkość w świecie nadmiaru wydarzeń i deficytu znaczenia.

 

 

 

 

 

 

This isn’t Cannes

September 21st, 2012

 

 

 

There is a certain feel to Ketama, thick of deliquency, border town dubious vibe, all those fake Lacoste tracksuits, vintage Mercedes, joints rolled with strong espresso or cafe au lait in every corner, cars fixed for the smuggling in the backstreets full of garages, police sniffing around not for drug dealers but for journalist who could expose the local deals, troll – ugly prostitutes in dirty shithole  behind market place, new money invested in buildings with intentionally poor facades, broken PC’s in internet cafes, wrinkles and cigarette cough, and those stares, those hard to compare to anywhere else Maghreb male attitude and style that puts so many Moroccan or Algerian migrants in trouble in Spain or France, like a parody of thief-cum-terrorist-cum-street dealer, walking cliche.

And it is a world where women are hidden in the kitchen. It feels like they hardly exist, mute shy smiles in the background.

 

***

 

Ketama ma bardzo specyficzny klimacik. Śmierdzi tu jakimś cinkciarstwem i taksówkarstwem, pograniczem, kiepskim kryminałem, te wszystkie podrabiane dresy Lacoste, stare Mercedesy, wszechobecne i wszechwładne jointy z dobrego haszu i ciężkich marlborasów, przy niekończących się kawkach, te auta faszerowane towarem na przemyt w bocznych uliczkach pełnych warsztatów, te przerażające swą brzydotą prostytutki chwytające za jaja na wejściu do obskurnego burdelu o ścianach jak świątynia Cthulhu, te architektoniczne pałacopotworki o surowych fasadach ukrywających wypraną kasę, zepsute komputery w kafejkach, zmarszczki od marihuanowego śmiechu i kaszel od papierosów, i te spojrzenia, te niemożliwe do pomylenia z żadnym innym regionem świata męskie pozy i stylówa z Magrebu która niejednego Marokańca czy Algierczyka na emigracji pakuje prosto w ramkę chodzącego po ulicy stereotypu – krzyżówki złodzieja-cwaniaczka-dilera-terrorysty.

Jest to też świat kobiet ukrytych w kuchni, nie ma ich nawet na targowisku, są schowane koło importowanych DVD i plazm, tuż przy czajniku na miętową herbatę.  Nieme duchy, czasem smażą sardynki.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Some plant porn for you. Rif mountains in north Morocco / Dla miłośników roślin. Ketama góry Rif, północne Maroko.

 

 

First days of September mark the end of harvest, only in some higher valleys plants are still in the fields , most common sight is this : / Początek września to już w zasadzie końcówka żniw, tylko w wyżej położonych dolinach można zobaczyć jeszcze konopię na polach, najczęściej jest już ona wówczas w trakcie suszenia :

 

 

 

 

 

 

Making and smoking. Organic hashish fresh from the fields of Rif , norther Morocco, Autumn 2012. / Wyrób i konsumpcja.  Organiczny haszysz prosto z pola , góry Rif w północnym Maroku, wrzesień 2012

 

 

 

 

 

 

 

 

 

These are good people. Extremely hospitable mountain men , lovers of simple pleasures. Hard working people. Farmers, cultivating plant that has been useful to humanity for thousands of years. It is us who make them criminals, us who put the black stripes on their faces. It is Europeans and Americans who came to Rif, where kif, a mild mix of cannabis and tobacco was smoked traditionally and taught them to make hashish, which we also declared illegal. Now we put pressure on Moroccan government to take away their source of income, to put them in jail for many years. This is why you will not see their faces, this is why the good photographs are spoilt, this is why the hashish you smoke in Europe is spoilt, when good organic product of natural plant is mixed by middlemen and dealers with everything they have on hands, including chemicals from used batteries. All because the weed is illegal, because we chose to make a certain plant big crime, often punished harder than rape or murder.  We have created a culture of crime, we have created mafias out of our fears and hypocrisy, we turned natural into taboo, we break lives for crime with no victims, in fact, the only victims are victims of the law. When I say we, I mean all those citizens of the countries of the world that in the last Century of Paranoia choose either to forbid other people’s pleasures or not care enough about their own governments telling them what they can put in their bodies. It is highest time to stop it, to take the black stripes off the faces of those who do no wrong and put them on faces of politicians who break lifes of others without a shadow of doubt.

Thanks and respect to the people of Ketama whose faces can not be shown.

 

***

 

To dobrzy ludzie. Niezwykle gościnni górale, miłośnicy prostych przyjemności. Ciężko pracujący na swych polach. Farmerzy, uprawiający roślinę która od tysiącleci jest użyteczna dla ludzkości. To my zrobiliśmy z nich przestępców, to my jestesmy przyczyną czarnych pasków na ich twarzach. To Europejczycy i Amerykanie przyjechali w góry Rif, gdzie tradycyjnie palono kif, łagodną mieszankę konopii i tytoniu, i nauczyli tutejszych rolników produkować haszysz, jednocześnie budując wokół niego histerię i kryminalną otoczkę. Teraz naciskamy na marokański rząd aby zabrał mieszkańcom Rif ich główne źródło utrzymania, aby wsadzał ich do więzienia na długie lata. Dlatego właśnie nie zobaczycie ich twarzy, dlatego dobre fotografie są zniszczone kretyńską porcją czarnych pikseli, tak samo jak haszysz jaki palicie w Europie, oryginalny produkt z dobrych organicznych roślin niszczony jest przez kolejne szczeble pośredników i dealerów czymkolwiek mają pod ręką, włącznie z kwasem ze zużytych baterii. To wszystko dlatego, że pewien chwast został uznany za nielegalny, za zbrodnię karaną czasem surowiej niż gwałt czy morderstwo. Stworzyliśmy kulturę przestępczą wokół przestępstwa bez ofiar, w istocie jedyne ofiary tutaj to ofiary chorego prawa. To prawo stworzyło mafie, ich pożywką są nasze strachy, kulturowe uprzedzenia i hipokryzja.

Kiedy mówię my, mam na myśli obywateli prawie wszystkich krajów świata, którzy uważają za normalne zabranianie innym ich przyjemności albo nie przeszkadza im że ich rządy decydują o tym co mogą konsumować, jakie rośliny mogą mieć w swym ogródku. Najwyższy czas z tym skończyć, uporządkować pewne rzeczy, zdjąć czarne paski z twarzy tych co nie robią nic złego i umieścić je na twarzach polityków którzy łamią życia innych bez cienia wątpliwości.

Podziękowania za gościnę i szacunek dla mieszkańców Ketamy, których twarzy nie można pokazać.

 

 

Road to Ketama / Droga do Ketamy

September 17th, 2012

 

Once again I leave behind the land of surplus and fat bellies and head into mythical lands of the escape, what will I find there, chasing the dream and memory, retracing first trip across Europe, first hit of the exotic , and of mind altering substance which is the change and movement across world outside of Fortress Europe. How many summers passed, since that first summer hitchhiking three thousand miles one way, busking in the streets of France and Spain, sculpting in the sand of rich people beaches, sleeping in tipis of hippies and shelters of the homeless, two months to reach Morocco and be overwhelmed by the Other. How many times I hit the road since. How many fears and insecurities I managed to conquer through the learning process of the best university, the Road, since that summer when I was trying to set free from the corporate future I might have been heading towards. I was a student of the science of money then, when I first smoked hash with uncle Ali in the village in Rif mountains, against the warnings of Lonely Planet guide. That was probably only one of many choices, or I start to believe, no choice at all but a gift, one of many gifts and guidance that helped me to come back now, again on the ferry from Algeciras, with a different mindset, with prime companions, coming to look back in the past and into myself, and to eat sardines and grapes in the villages of Ketama for the third time. Soon.

 

***

 

Ponownie pozostawiam za sobą ziemie nadmiaru i grubych brzuchów i wyruszam w mityczne krainy ucieczki, nie wiedząc do końca ( to w końcu zrozumiałem ) co tam zastanę , ścigając sny i wspomnienia, śladami pierwszej wyprawy przez mój kontynent, pierwszego zastrzyku egzotyki i tej zmieniającej świadomość substancji jaką jest zmiana i ruch, poprzez świat poza murami fortecy Europa. Ile lat mineło od tamtego lata, od autostopowej przeprawy – inicjacji, trzy tysiące kilometrów w jedną stronę, bębny na ulicach Francji i Hiszpanii, rzeźbienie w piasku plaż bogatych ludzi, za bogatych ludzi pieniądze, spanie w tipi hipisów i schroniskach bezdomnych, dwa miesiące przygody aby dotrzeć do Maroka i być pochłonietym przez Inność. Ile razy pakowałem już plecak od tego czasu? Ile obaw i niepewności pokonałem na kolejnych szczeblach najlepszego uniwersytetu, Drogi, od tego lata kiedy zacząłem wyzwalać się z korporacyjnej przyszłości w jaką nieopatrznie zaplątałem się z młodzieńczej głupoty. Byłem studentem pieniądza, wtedy , gdy pierwszy raz paliłem haszysz z wujkiem Alim w jego ciemnym pokoju w małej wiosce w górach Rif, wbrew ostrzeżeniom przewodników Lonely Planet. To była prawdopodobnie jedna z wielu decyzji, a może, jak zaczynam wierzyć, nie żadna decyzja, ale dar, jeden z wielu darów i wskazówek które doprowadziły mnie tu gdzie jestem teraz, znów na pokładzie promu z Algeciras, z innym stanem głowy, z pierwszorzędnymi towarzyszami podróży, aby spoglądać w przeszłość i w głąb siebie, jeść grillowane sardynki i winogrona w wioskach Ketamy, po raz trzeci. Wkrótce.

 

 

 

 

 

 

Tourism / Turystyka

March 24th, 2012

 

 

One of many strange trips. / Jedna z wielu dziwnych eskapad.

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.