światosław / tales from the world

Archive for:

Ecstasy and trance. Red Falcon and his dervishes / Ekstaza i trans. Derwisze Czerwonego Sokoła

acts of faith / wyznania wiary

January 8th, 2013

Sufi gathering in Sehwan Sharif, Pakistan. Juy 2012  / Zgromadzenie sufi w Sehwan Sharif w Pakistanie. Lipiec 2012

 

 

 

 

 

Interesting theory from the field of study of human mind evolution and the evolution of religious belief is a concept of god as predator. If we realize that for , perhaps millions of years in African bush we have been much less a hunter and much more the hunted, we, the feeble creature of small posture, with no teeth, claws or strength to match carnivorous cats, then many things seem to be clearer…Why do small children of modern cities dream nightmares of being devoured, rather than run over by a car or molested by pedophiles?  Why the concept of almighty power ruling the world that is supposed to be feared? Why would he destroy his own creation? Why Jahwe prefers the flesh offering of Abel over Cain’s veggies?

What does happen when a pack of predator chases a herd, and they manage to get the one left behind, the weak one, the slower? They stop to eat it, and abandon the chase. This the primordial sacrifice of the victim, for sake of community, and it has been so through all the human history, the idea that we must sacrifice something, so often lifes, first human, then animal. But we have ceased to be victims, at least not directly. We have grown strong and big and in the process discarded the jealous God figure, our appetite has become the Almighty, the trouble is there is no one to check the limit, to say – it is done, it is enough…This is insatiable God, worse than the desert Jahwe and the irony is, the ultimate victims are the followers of this God, and not the sacrificial beings.

 

***

 

Bóg jako drapieżnik to interesująca teoria z dziedziny studiów nad ewolucją ludzkiego umysłu oraz wyobrażeń religijnych. Jeżeli zdamy sobie sprawę z nieco przemilczanej rzeczywistości naszych początków, być może nawet milionów lat spędzonych w strachu na afrykańskich płaskowyżach, podczas których byliśmy raczej ofiarą niż drapieżnikiem, słabym, małym ssakiem, bez kłów i pazurów równych uzbrojeniu drapieżnych kotów, wówczas wiele faktów dotyczących naszej psychiki może da się lepiej zrozumieć. Dlaczego malutkie dzieci współczesnych miast śnią koszmary bycia pożeranymi przez potwory, a nie takie gdzie zagrożenia to auta czy dziwni panowie z brodą? Skąd wziął się pomysł wszechmocnej siły rządzącej światem, której się trzeba obawiać, a którą obłaskawić da się ofiarą ? Dlaczego Jahwe wolał mięsne dary Abla niż warzywka od Kaina?

Co dzieje się, kiedy grupa drapieżników ściga stado, i uda im się dopaść jedną czy dwie sztuki, te które zostały w tyle, słabsze, wolniejsze? Pościg jest wstrzymany i zaczyna się uczta. To jest pierwotna ofiara, jednostka dla społeczności, dla reszty, i tak było przez całą ludzką historię, ten pomysł że musimy poświęcić coś ważnego Ciemnemu Bogu, tak często życie, najpierw ludzkie, potem zwierzęce. Ale w międzyczasie przestalismy być ofiarami, przynajmniej bezpośrednio.  Urośliśmy duzi, silni i grubi, i w trakcie tego całkiem niedawnego wzrastania odrzuciliśmy obraz zazdrosnego Boga, nasz apetyt to nowy Wszechmogący, problem jednak jest taki, że nie ma nikogo kto może powiedzieć dosyć, ofiara spełniona, wystarczy. Nowy Bóg jest nienasycony, gorszy niż pustynny zazdrośnik Jahwe, i co najśmieszniejsze, ostatecznymi ofiarami są nie tyle poświęcane istoty, co sami wyznawcy.

 

 

 

The images above shot during urs at Sehwan Sharif, Pakistan in July 2012, the one below are ancient carvings from the desert in south of Algeria, November 2012  /  Zdjęcia powyżej pochodzą z religijnego święta w Sehwan Sharif w Pakistanie, z lipca 2012, natomiast poniższe to ślady sprzed kilku tysięcy lat, na pustyni w południowej Algierii, listopad 2012

 

snaking inside / przenikanie

January 6th, 2013

 

 

 

 

I am slowly going through that door I have known to exist somewhere, but was lost in the search. Perhaps one needs to search but when the keyhole appears is not up to him. With greater and greater synchronicity, a series of events, one leading to another, with skilled navigation between things I want to believe, an orchestrated kind of madness, organic madness I could call it, arises, at least as some may perceive it. Hanging out with certain kind of people in certain kind of places, ( we become who and what we are surrounded with ),  listening to certain kind of story and telling certain kind of story, situating myself inside the flow, I weave my reality, I weave and consciously dissolve personality, guided by psychoactive plants, into sweet chaos, learning to swim, abandoning mundane and entering fairy tale, a land I hoped exists, and I have finally seen the view from the mountain.

 

***

 

Powoli przeciskam się przez drzwi o których istnieniu wiedziałem od dawna, a może tylko miałem nadzieję, ale poszukiwanie trwało długo. Być może szukanie jest niezbędne, ale pojawienie się dziurki od klucza nie zależy od szukającego. Z coraz większą synchronicznością, w serii wydarzeń, jedno prowadzące do nastepnego, z umiejętną nawigacją między drogowskazami w jakie chcę uwierzyć, wprost we współaranżowane szaleństwo, organicznie wzrastające szaleństwo, przynajmniej tak jak niektórzy to mogą postrzegać. Trzymając się pewnego rodzaju ludzi w pewnego typu miejscach ( stajemy się tym z kim i gdzie przestajemy ) , słuchając pewnego rodzaju historii, opowiadając pewnego typu historię, lokując się w środku przepływu, tkam swoją rzeczywistość czy pozwalam się jej tkać, tkam i świadomie rozpuszczam osobowość, prowadzony przez psychoaktywnych przewodników z roślinnego świata, do słodkiego chaosu, ucząc się w nim pływać, pozostawiając w tyle zwyczajne, czy też transmutując je w niezwyczajne, wkraczając do świata magii, krainy na której istnienie tak długo miałem nadzieję, i w końcu zobaczyłem widok z góry.

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

 

 

You can easily dismiss it, scorn it, put in brackets, cover with cynicism, accuse of hypocrisy. Actually, anything can be done with anything, and I did it for years, but the question is , what do you get out of it, do you want to play a game of hope or game of despair, meaning or emptiness. After long fooling around, starting perhaps with cultural shock and dismissal of what I saw in Rastafarian camps in Jamaica around ten years ago, I made a full circle, with new eyes. We create our reality, and I want to learn from good architects, happy to be where they are.

 

***

 

Można to łatwo olać i wyśmiać, włożyć w nawias, przykryć cynizmem, oskarżyć o hipokryzję. Właściwie, ze wszystkim można zrobić wszystko, i robiłem tak przez lata, ale pytanie brzmi, co z tego masz, czy chcesz grać w grę nadziei czy grę rozpaczy, znaczenia czy bezsensu. Po długich meandrach, długim kluczeniu, być może od czasu szoku kulturowego i rozczarowania tym co zobaczyłem w rastafariańskich obozach na Jamajce jakieś dziesięć lat temu, zataczam pełne koło, z nowym patrzeniem. Tworzymy sami swoją rzeczywistość, i już wiem że chcę uczyć się od dobrych architektów, szczęśliwych tym kim i gdzie są.

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

 

 

 

 

 

Waiting for the urs in Sehwan to start I take a local bus and go maybe little more than hundred kms to the north to Moendjo Daro. These are remains of one of most ancient cities of South Asia, the oldest civilization, at least as we understand it, meaning building cities and stuff. On the banks of Indus that carries fertility and has enabled life for millenia. I am passing through towns and village entirely made out of clay bricks in the colour of surrounding dusted and landscape, and when I finally reach archeological site , the only thing that seems different is that cables and satellite dishes disappeared. I realize that bricks that make houses of this regon may have already crumbled to dust and been reshaped again many times into houses and the same is with people. I am talking here about almost 5000 years of difference in time and yet the life seems here more than anywhere else deny line and go in circles of river flooding and rain rather than arrow of progress. I am looking here inside my own past, at my ancestors in a way. On my arm I wear a tattoo of a horned god seated in yoga posture, very similar to the one that has been named Shiva Pashupati, Lord of Wild Animals, found right here, on an ancient seal. The thing is , my tattoo is copied from silver cauldron found in Denmark, and it is Cernunnos, Lord of Animals of the Celts, and both look almost the same…The artificial frontiers of time and space melt before my eyes and I love that feeling. I will soon come back to Sehwan, when Shiva continues his cosmic dance in yet another disguise and white clad villagers pay their respect, generation after generation.

 

***

 

Czekając aż rozkręci się święto w Sehwan jadę lokalnym, przepełnionym autobusikiem jakieś sto czy dwieście kilometrów na północ do Moendjo Daro. To ruiny jednego z najstarszych miast, nie tylko południowej Azji ale świata. Najstarsza cywilizacja tego rejonu, przynajmniej tak jak to rozumiemy, czyli budowanie miast i całego tego badziewia, na brzegach Indusu, który przez tysiąclecia użyźnia pola i daje życie kolejnym pokoleniom. Po drodze mijam miasteczka i wioski w całości zrobione z glinianych cegieł, koloru otaczającego je zakurzonego krajobrazu, i kiedy w końcu docieram na teren wykopalisk, jedyna większa różnica jaką zauważam to brak kabli i anten satelitarnych. Dochodzi do mnie, że cegły tego regionu być może już wiele razy kruszyły się w piach i formowane były ponownie, tak samo jak ludzie. Mowa tu o odległości 5000 km w czasie, a jednak życie nawet bardziej niż gdzieś indziej zaprzecza liniowości i płynie raczej po spirali niekończących się wylewów rzeki i odchodzących deszczów. Spoglądam w swoją własną przeszłość, patrzę w twarz także moim przodkom. Na ramieniu noszę tatuaż rogatego boga w pozycji jogi, bardzo podobnego do tego którego znaleziono tutaj, w Moendjo Daro, na starożytnej pieczęci, i nazwano Shiva Pashupati, Władca Dzikich Zwierząt. Ale mój tatuaż skopiowany jest ze srebrnego kotła znalezionego w bagnie w Danii, i jest to Cernunnos, Pan Zwierząt wielbiony przez Celtów, mimo to oba wcielenia niewiele się różnią. Sztuczne granice czasu i przestrzeni rozpływają się przed moimi oczami i kocham to uczucie. Wkrótce będę z powrotem w Sehwan, gdzie Sziwa kontynuuje swój kosmiczny taniec, w kolejnym z nieskończonych przebrań, a ubrani na biało wieśniacy dalej składają hołd, pokolenie za pokoleniem.

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

dhamal

December 28th, 2012

 

 

“I know nothing except
love, intoxication and ecstasy”

“Although the world calls me a beggar because I dance,
I have a secret in my heart that impels me to dance.”

 

from a ghazal by Lal Shahbaz Qalandar

 

***

 

“Nie znam niczego poza miłością, upojeniem i ekstazą”

“Chociaż świat nazywa mnie żebrakiem ponieważ tańczę,
Mam w swym sercu sekret który zmusza mnie do tańca”

 

z ghazala autorstwa Czerwonego Sokoła

 

 

 

 
Lal Shahbaz was a mysterious saint. He came here long way, from the areas near Tabriz in Azerbaijan, but many local Hindus from Sindh who arrive at the festival in Sehwan to pay homage to Lal venerate him as Raja Bhartrhari, a Shivaite ascetic of the fifth century. In the world of myth linear time has little meaning, and meaning is what is most important, hidden under radical and sometimes controversial form.

Lal means red, the colour that symbolizes ecstasy and in his title “falcon” we recognize one of common shamanic symbols of flight, flight of the soul into higher realms. In the ecstatic journey Lal, and his followers seem to have discovered a secret of ultimate importance and a source of joy that boils without restraint, that needs extreme form that serves both as a vehicle and proof. Lal in his poetry called himself a friend of al- Hallaj, a Sufi martyr that was tortured and crucified for refusing to denounce the message, that according to wiser or more conservative mystics, should remain hidden from people not prepared for it. This is the same message that Jesus was killed for, ( one can even find Christians in the shrine of Lal in Sehwan, in trance spreading their arms like Jesus on the cross ), this is the same message that cathars were so attached to that they prefered to die singing with joy in fire burned by catholic persecutors, than to deny it.

The form of expression for qalandars, followers of the Falcon, is a trance called dhamal. There is a lot to say about it, but as all mystical experiences, not only of Sufi tradition, it transcends words, what is the core experience is not only unspoken of, out of fear of persecution, but perhaps unspeakable. This is why they dance. They dance in abandonment of their own ego, leaving self, this bondage of historical moment,  unifying with the saints that lived long ago, but in another sense are always present, and ultimately, unifying with divine. As travelers on the spiritual path to God seeking ‘unio mystica’, trance is for them crossing a threshold between this world and the next, and thus a ritual of transcendence.

Some of qalandars actually mime the behaviour of al-Hallaj, who danced in abandonment in his chains when he was led to the gallows, a testimony to the joy that can not be extinguished by jealous fools. What they may perceive as delusion of grandeur, in the claim of Hallaj “I am God”, is, what Terence McKenna calls “when you’re a hell of a lot happier than other people think you should be“.

 

***

 

Lal Shahbaz był tajemniczą postacią. W trzynastym wieku przywędrował tutaj, na teren dzisiejszego Pakistanu, z Marwand niedaleko Tabrizu w Azerbejdżanie, ale wielu z tutejszych Hindusów z Sindh, którzy przybywają podczas festiwalu do Sehwan aby złożyć hołd świętemu, czczą go jako Radżę Bhartrhari, sziwaickiego ascetę z piątego wieku. W świecie mitu liniowy czas ma małe znaczenie, a znaczenie jest tym co najważniejsze, ukryte pod dekoracją radykalnej i czasem kontrowersyjnej dla ortodoksów formy.

Lal oznacza czerwony, kolor symbolizujący ekstazę, a jego tytuł Shahbaz, Sokół, to jedno z typowych szamańskich zwierząt-symboli lotu, lotu duszy, wyjścia z klatki ku czemuś większemu. W swej ekstatycznej podróży Lal i jego uczniowie odkryli, jak się wydaje, sekret najwyższej wagi, źródło radości która wrze bez ograniczeń, która potrzebuje ekstremalnej formy, zarówno jako narzędzia jak i dowodu, nie tyle w sensie argumentu co świadectwa na zewnątrz tego, co dzieje się wewnątrz. Lal w swojej poezji nazywa się przyjacielem al-Hallaja, sufickiego męczennika którego torturowano i ostatecznie ukrzyżowano, za odmowę wycofania się z głoszonej prawdy, jaka zdaniem mądrzejszych czy też bardziej konserwatywnych mistyków powinna zostać ukryta przed ludźmi którzy nie są gotowi na jej przyjęcie. To jest ta sama prawda za którą zamęczono Jezusa ( co ciekawe, w transowych ceremoniach w Sehwan można spotkać nawet chrześcijan, rozkładających swe ramiona na wzór Chrystusa na krzyżu ), ta sama prawda do której katarzy byli tak przywiązani że woleli umierać w płomienich radośnie śpiewając, niż ugiąć się przed swymi katolickimi prześladowcami.

Formą ekspresji kalandarów, naśladowców Sokoła jest trans zwany dhamal. Wiele możnaby o nim mówić, ale jak wszystkie mistyczne doświadczenia, nie tylko w sufickiej tradycji, wykracza poza słowa, to co jest jego rdzeniem, to coś o czym nie tyle nie mówi się , na przykład z obawy przed konsekwencjami, ale o czym być może po prostu nie da się opowiedzieć. Dlatego derwisze tańczą. Tańczą porzucając swe ego, wyzwalając się z niewoli tego konkretnego momentu w historii, jednocząc ze świętymi którzy żyli dawno temu, ale w innym sensie są stale obecni, a ostatecznie, jednocząc z rzeczywistością jaką nazywają Bogiem, żegnając z resztkami dualizmu. Podróżnicy mistycznej ścieżki, w transie przekraczają próg między światami.

Niektórzy z kalandarów w swym uniesieniu dosłownie kopiuja zachowanie i ruchy al-Hallaja, tańczącego w łańcuchach w boskim zapomnieniu , kiedy prowadzono go na miejsce kaźni, świadectwo radości której nie zdołają zgasić żadni zazdrośni głupcy. To co mogą postrzegać oni jako manię wielkości, w okrzyku al-Hallaja “ja jestem Bogiem”, można zrozumieć jako sytuację którą Terence McKenna określa “kiedy jesteś diabelsko bardziej szczęśliwy niż inni ludzie chcieliby abyś był”.

 

 

 

 

 

The body is active and the medium to experience ecstatic rapture, to delve into the divine light and to be touched by God. This sacred experience is in fact embodied, that is to say there is no duality between mind and body. These words from Rune Selsing study of dhamal* mean that the situation I am here documenting is spiritual state achieved without intermediation of intellect, and where traditional ritual presents just a general framework for the actual meaningful experience, just as the rhytm of large drums is foundation for the offbeat and improvisation of other drummers, as although all dancers face in the beginning towards the grave of Red Falcon, later it dissolves into extremely individual enterprise, a whole array of styles, body moves, as far from ritualized postures of Muslim prayer as rave dance is from middle class dances of 19th century Europe. To add interesting fact, some of the dancers in Sehwan belong to Shidi community, descendants of African slaves and soldiers, who in their bodily memory carry instead of Shia or Shivaic traditions, the possession cults of the homeland.

One common feature that unites dancers is their bare feet, apart from that there is whirling, moshing, shaking, jumping, long hair in the air, heavy bells clinging from legs, ankles and arms, iron chains, blowing horns, shouts, even tearing clothes in some extreme cases. There are nag fakirs, with wooden snakes draped around their bodies, there are some with foam in their mouths, there are red eyed and some who need to be restrained in their convulsions. All souls have their own way of sinking into ishq, the ocean of divine love.

 

***

 

Ciało jest tutaj jak najbardziej aktywne, to środek do osiągnięcia ekstatycznego stanu, wehikuł którym zanurzamy się w boskim świetle i który dotykany jest przez Boga. To święte doświadczenie jest ucieleśnione, nie ma dualizmu między umysłem i ciałem. Te słowa z eseju o dhamal* autorstwa Rune Selsinga  oznaczają, że sytuacja, jaką dokumentuję to duchowy stan osiągany bez pośrednictwa intelektu, i taka, gdzie tradycyjny rytuał zapewnia zaledwie ogólną oprawę właściwego przeżycia, tak jak rytm wielkich bębnów na dziedzińcu w Sehwan jest fundamentem dla improwizacji innych bębniarzy, tak wszyscy tancerze zaczynają skierowani w stronę grobu Czerwonego Sokoła, aby szybko rozpaść się w konstelację niezależnych w swym ruchu ciał,  całą kolekcję stylów i ruchów, tak daleko od rytualnych pozycji muzułmańskiego ciała w modlitwie jak subkultura rave od salonowych tańców klasy średniej wieków minionych. Ciekawostka : niektórzy z tańczących w Sehwan należą do czarnej społeczności Shidi, potomków afrykańskich niewolników i żołnierzy, którzy w swej cielesnej pamięci noszą raczej kulty opętania stron rodzinnych niż tradycje szyickich świętych.

Najważniejsze co w formie jednoczy wszystkich w świętym transie to bose stopy, poza tym jest i wirowanie i pogo, zamiatanie podłogi bujnymi czuprynami, dgrawki, podskoki, wskazywanie palcem w górę, ciężkie dzwonki dyndające z nóg, ramion i kostek, brzęk żelaznych łańcuchów, dęcie w rogi, okrzyki, w ekstremalnych wypadkach nawet darcie szat. Są nag fakirzy, z drewnianymi wężami zaplecionymi wokół ich ciał, obraz pierwotnego szamana, są tacy co toczą pianę z ust i tacy o czerwonych oczach, są tacy których trzeba krępować w ich konwulsjach. Wszystkie dusze maja swój sposób tonięcia w ishq, oceanie boskiej miłości.

 

 

 

 

 

I am often asked about what Sufism actually is. Again, without hiding behind the defense of Unspeakable, one may produce quite useful definition of ‘religion of
love’ where the mystic in ecstasy seeks true love of God which requires breaking up and dissolving his or her own ego. What this means in practice varies according to the path, tariqa, that Sufis follow, and countless techniques and practices related to each path, be it meditation, fasting, service, breath control etc.

What is interesting about gatherings of fakirs, malangs, qalandars is that many of them still belong to old tradition that seems to have been much wider before, of holy fools, or madmen. There is a term, beshara ( bī-shar ), without the law, and another, jalālī, the crazy ones, or permanently possesed with ecstasy. What this means is that there is a stronger emphasis on individual experience, on direct communication with saints who are dead or directly with divine ( which are not exclusive ) , rather then guidance of spiritual leader and tradition. The ecstatic rapture of qalandars is sometimes described as a plunge into the ocean of love, or sudden realization of being a drop in that ocean. Term used to describe this state is mastī, mystic ardour of love to God, ‘where analytical thinking is switched off ’. Mastī is not only a state of spiritual excellence, but also of rapture, joy and intoxication, a consciousness of  ‘being outside oneself’, it happens here and now, in the rhythm of the drums, in intoxication of the bhang, by the grace “from outside”, but in fact outside and inside melt. It is opening – making space – allowing. Thus, it links with the idea that to experience divine within we do not really have to do anything, but let go.

This extreme experientialism, which sounds for sure attractive to those familiar with psychoactive or etheogenic plants, allows to skip long preparatory path and spiritual exercises, but begs the question about discipline that is perhaps needed to integrate the experience with every day life. What is peculiar about these extreme dervishes is that this question is to an extent meaningless, as ecstasy is their every day life, they are in a way in this world, but also out of this world.  Their social context allows for it, they are revered by many of their folk, and their madness is holy madness, whether transmission of baraka they are able to perform justifies their shamanic function of mystical journeyer, or a spiritual road sign, it is not for an outsider to judge.

We are dealing here with very interesting area of communication of mystical experience, but let’s not forget, contrary to fossilized ritualized religions of the mainstream, here experience, and not only symbols, is available to everyone. Most of the dancers are ordinary pilgrims, who come to cleanse their sins, repent, pay respect to the saint, smoke hashish, connect to the flow of baraka, ( sacred energy especially active in festival time ), to dance in hope for fertility, chasing out the demons and ghosts etc. Before rationalist shrugging off these concepts, please remember we are not talking about dogma here, but extreme pragmatism – it works for the people coming, so if you do not know why, this is not their problem but yours.

 

 

***

 

Jestem często pytany czym właściwie jest sufizm. Żeby nie ukrywać się za zasłoną Niewypowiedzialnego, możnaby skleić taką oto uzyteczną definicję “religii miłości”, gdzie mistyk w swojej ekstazie szuka prawdziwej boskiej miłości, co wymaga od niego skruszenia i rozpuszczenia własnego ego. Co to oznacza w praktyce bardzo różni się w zależności od ścieżek ( zwanych tariqa ) , jakimi różni sufi kroczą, i niezliczonych technik i praktyk z nimi związanych, takich jak medytacja, post, służba, kontrola oddechu itd.

Tym co wyróżnia zgromadzenia fakirów, malangów, kalandarów, to fakt iż wielu z nich wciaż przypisać można do starej tradycji, jaka była dużo bardziej niż dziś rozpowszechniona na świecie, tradycji świętych głupców czy szaleńców. Jest pewne arabskie określenie , beshara ( bī-shar ) , bez prawa, i inne, jalālī , szaleni, czy też na stałe zanurzeni w ekstazie. Oznacza to że większe dla nich znaczenie ma indywidualne przeżycie, bezpośrednia komunikacja ze świętymi którzy fizycznie nie żyją czy bezpośrednio z boską rzeczywistością ( co wzajemnie się nie wyklucza ), niż prowadzenie przez duchowego przewodnika czy tradycję. Ekstatyczne uniesienie kalandarów czasem opisuje się jako nurkowanie w oceanie miłości, albo też nagłe uświadomienie faktu bycia kroplą w tym oceanie. Termin jaki określa ten stan to mastī, mistyczna żarliwość w miłości do Boga, “kiedy analityczne myślenie jest wyłączane”. Mastī to nie tylko stan duchowej doskonałości, ale przede wszystkim lot, radość, oszołomienie, świadomość bycia poza sobą, częścią czegoś większego, która jest tu i teraz, w tym ciele, w rytmie bębnów,  spoconym ciele upojonym konopnym bhangiem, w łasce płynącej teoretycznie z zewnątrz, ale w praktyce zewnątrz i wewnątrz nierozerwalnie zlewają się. To otwieranie się, robienie miejsca, przyzwalanie. Łączy się zatem z ideą, że aby doświadczyć boskości w sobie nie musimy tak naprawdę nic robić, wystaczy odpuścić i rozpiąć się.

Ta ekstremalna apoteoza doświadczenia, która z pewnością brzmi atrakcyjnie dla eksploratorów świata enteogenicznych roślin, pozwala na przeskoczenie żmudnych etapów duchowych przygotowań i ćwiczeń, zgodnie z twierdzeniem “nieważne jaki klucz użyłeś, ważne że otworzyłeś drzwi”, ale wymaga też zmierzenia się z pytaniem o dyscyplinę być może niezbędną dla zintegrowania doświadczenia z codziennym życiem. Co zrobić ze znalezionym skarbem? Szczególna sytuacja radykalnych derwiszy polega na tym że to pytanie jest dla nich bezsensowne, ekstaza jest ich codziennością, są w pewnym sensie w tym świecie ale nie z tego świata. Ich społeczny kontekst na to pozwala, są czczeni i szanowani przez znaczną część “zwyczajnych” towarzyszy ziemskiej podróży, ich szaleństwo to święte szaleństwo, a czy przekaz baraki jaki rzekomo są w stanie wykonać usprawiedliwia ich szamańską rolę mistycznego podróżnika czy też duchowego drogowskazu, nie nam z zewnątrz oceniać.

Poruszamy się tu po bardzo interesującym terenie komunikacji mistycznego doświadczenia, ale nie zapominajmy, w przeciwieństwie do skostniałych, zrytualizowanych religii głownego nurtu, tutaj doświadczenie, a nie jego symbole, jest dostępne wszystkim zainteresowanym. Wiekszość z tańczących to zwykli pielgrzymi, którzy przybywają aby oczyścić się z brzemienia grzechów, oddać hołd świętemu, palić haszysz, podłączyć do przepływu baraka ( świętej energii szczególnie mocnej w czasie festiwalu ), aby tańczyć w intencji płodności, aby wypędzić demony i duchy, i tak dalej, ile ludzi tyle powodów. Zanim racjonalizm każe wam pobłażliwie wzruszyć ramionami, pamiętajcie, nie mowa tu o dogmacie ale ekstremalnym pragmatyzmie – to działa dla wielu uczestników, więc jeżeli nie wiecie dlaczego, to wasz problem, a nie ich.

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

*You can find more about dhamal in rare piece by Rune Selsing, Dhamāl and the Performing Body: Trance Dance
in the Devotional Sufi Practice of Pakistan in Journal of Sufi Studies 1 (2012) 77–113

 

 

 

 

 

 

 

Dance that keeps the world going, trance that heals the world within, that keeps it sane, dance that is growth trough movement or perhaps just a battle with decay, pushing the coffin away, shaking off the dust of culture, vibrating, balancing, self-centering,  surfing on the beat of the drums, on the waves of emotions of people around. I dance with the dervishes of Pakistan, I dance in the mountains of Slovakia, I dance at the end of the world, one step ahead of madness, out of the trap of  mind, before the mushrooms set in, before the web of thoughts is too entangled, to jump above and sideways around the words, quicker that they can entrap meaning in their rigid, finite cage, to break barriers, to crush frontiers, to dissolve boundaries, giving thanks to life itself that is holy in its flow, like water , like snakes , like a vine, like a dance. Remembering never to hold too long, to receive and release.

It is no wonder that Sufi shrines are attacked by fundamentalists, that western society approves dance only as commodity within limited commercial space and, best, with regulated moves and steps, a courting ground watered with alcohol, boundary reinforcing drug,  and it treats “illegal” rave parties with their psychedelics as a heresy, using a term , favorite chant of conservative politicians, “social menace”. This term is very accurate, they are precisely that, not danger to health but to the fabric of society of boundaries and hierarchy, and it is a serious threat to those profiting from being in the higher ranks.

 

***

 

Taniec, który nakręca świat, trans, który leczy świat wewnętrzny, który czyszcząc jego połączenia i styki utrzymuje harmonię w tym “na zewnątrz”, taniec który jest rozwojem poprzez ruch, a być może tylko stałą walką ze zwijaniem się, atrofią i rozkładem, odpychaniem trumny, strząsaniem brudu kultury, wibrowaniem, równowagą, odnajdywaniem środka, surfowaniem na rytmie bębnów, na falach emocji ludzi dookoła. Tańczę z pakistańskimi derwiszami, tańczę z nowymi plemionami w górach Słowacji, tańczę na końcu świata, jeden krok dalej przed szaleństwem, uwolniony z pułapki umysłu, zanim grzyby na dobre zaczną mówić, zanim sieć myśli się za mocno zagęści, skacząc ponad i obok słów, szybciej niż te zdołają uwięzić znaczenie w swojej sztywnej, dokonanej klatce, rozpieprzając bariery, miażdżąc i rozpuszczając granice, dziękując życiu świętemu w swym przepływie, jak woda, jak węże, jak liana, jak taniec. Pamiętając aby nie przetrzymywać zbyt długo, otrzymywać i wypuszczać.

Nic dziwnego, że miejsca tańców sufi są atakowane przez fundamentalistów, że “nowoczesne” społeczeństwa aprobują taniec jedynie jako towar, w ograniczonej komercyjnej przestrzeni, najlepiej ten z ściśle regulowanymi krokami, na placu zalotów i naboru do podstawowej komórki społecznej, podlewanym alkoholem, narkotykiem usztywniającym granice i definicje, jednocześnie traktując “nielegalne” transowe imprezy z ich psychodelicznymi sakramentami jako herezję. Używany na ich określenie przez konserwatywnych polityków termin “społeczne zagrożenie” jest bardzo trafny, są one dokładnie tym, nie problemem dla zdrowia, a dla struktury społeczeństwa opartego na podziałach i hierarchii, poważne zagrożenie dla tych którzy czerpią korzyści z przebywania na wyższych piętrach.

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

 

 

 

 

 

 

These photos come from gathering of qalandars, who follow Red Falcon, Lal Shahbaz Qalandar. The main technique of getting in contact with the divine , apart from breath control, meditation and hashish is for them the dhamal, sacred trance to the rhytm of drums. All time in various spots in Sehwan Sharif and every evening in the courtyard of temple built on the grave of their saint the dhamalis, as the dancers are called, gather, even after dark sweating from the heat of day reflecting from marble floors. They are barefoot and intoxicated, with smoke and love for the saint. Mast Qalandar ! The shouts echo the temple walls , mast being the state of ecstasy, temporary abandonment , release from the rules of this world, a glimpse of the eternal, to be reached for ever after a long path or in a sudden enlightenment, but here savored by impatient souls longing the taste of being connected. There are some who leave ordinary lives having tasted the drunken state , as the crazy Sufi sometimes call it, but most are ordinary pilgrims who want to participate in this special occasion, on anniversary of saint’s marriage to eternity, urs, the ending of this life. By getting into the trance they heal themselves, they rinse of the pollution of their stress and troubles. Women loosen their hair, they are free to do whatever comes to them, ordinary rules do not apply, for it is not their ego that acts, but this what is within and without.

The red colour is not accidental. It is a link across cultures leading into common background of shamanic trance.  Sehwan Sharif before the arrival of Islam was called Shivastan, a holy city of the cosmic dancer, Shiva. Coming here from India is easy to see the connection, and many Hindus of Sindh come to respect the saint too.

 

***

 

Zdjęcia pochodzą ze zgromadzenia kalandarów, podążających ścieżką Czerwonego Sokoła, Lal Shahbaz Qalandara. Główną ich techniką kontaktu z Bogiem jest przede wszystkim ( poza kontrolą oddechu, medytacją i haszyszem ) dhamal, święty trans w rytm wielkich bębnów.  Cały czas w różnych miejscach Sehwan Sharif oraz każdego wieczoru na dziedzińcu świątyni zbudowanej na grobie Sokoła dhamalis, bo tak zwie się na wchodzących w trans, gromadzą się, nawet po zmroku pocąc się obficie od gorąca jakie w ciągu dnia zgromadziły mury i marmurowa posadzka. Są na boso i pijani, pijani haszyszem i miłością do świętego. Mast Qalandar ! Krzyczą szaleńcy i krzyczy echo, mast oznaczające stan ekstazy, tymczasowego zapomnienia , wyzwolenia z reguł tego świata, dunya, świata gry, do przebłysku wieczności, stan do osiągnięcia na stałe po długiej ścieżce albo w nagłym oświeceniu, a tutaj smakowany przez niecierpliwe dusze, stęsknione smaku podłączenia. Niektórzy z nich rezygnują ze zwykłego życia, kiedy już poznali to co chodzi, ten pijany stan, jak nazywają go niektórzy z szalonych sufi, ale większość to zwyczajni pielgrzymi, którzy uczestniczyć chcą w nim podczas tej szczególnej okazji, w święto zwane urs. Urs oznacza wesele, to radosne zaślubiny z wiecznością, rocznica dnia kiedy święty opuścił ten świat. Wchodząc w dhamal,  przybyli poddają się leczeniu, oczyszczeniu z brudu stresu, smutków i kłopotów. Kobiety odkrywają swe włosy w dzikim pogo, są wolne, mogą robić to co do nich przyjdzie, zwykłe konwencje nie mają tutaj zastosowania, bo to nie ich ego działa, ale to co jest tak wewnątrz jak i na zewnątrz.

Czerwony kolor nie jest przypadkowy. To jedna z nici splecionych między kulturami, biegnących w głąb, do wspólnego źródła w szamańskim transie. Sehwan Sharif przed epoką islamu zwano Sziwastanem, było to święte miasto Sziwy, kosmicznego tancerza. Przyjeżdżam tutaj z Indii i nie trudno zauważyc podobieństwa, nietrudno o to pewnie również wielu Hindusom z Sindh którzy też pielgrzymują do grobu Sokoła.

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

***

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

 

 

 

 

 

 

I sleep on the rooftops in the sea of white vests and moustaches. I hide in the shelter of concrete half-finished arcades peopled with mad men who strive to see universe in grain of sand.  A song of plastic guitar and chain on the neck, platonic love affair to bear fruit in future.

 

***

 

Sypiam na dachach przepełnionych białymi podkoszulkami i wąsami, w dzień chowam się w betonowych arkadach zaludnionych spoconymi szaleńcami którzy próbują dostrzec wszechświat w ziarnku piasku. Pieśń plastikowej gitary i żelaza na szyi, platoniczna miłość która przeniesie owoce w przyszłości.

 

 

 

 

***

 

 

***

 

 

 

***

 

 

***

 

 

 

***

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan lipiec 2012 ]

 

 

 

 

 

introducing Sehwan / wprowadzenie

December 11th, 2012

 

 

 

Before the crowds arrive. I am waiting for great gathering to start, the annual sufi festival in honour of Lal Shahbaz Qalandar , medieval saint, master of unruly, anarchic qalandars, fakirs who mock conventional religion, who praise trance and ecstasy. But for now, the city is still quiet, baking like clay bricks in the sun, so I take shower every two hours, stroll among the graves of qalandars who chose to die here, find traces of red, the colour of The Falcon, get used to the place and get people used to me. It involves endless chais and joints, slow conversations. It is a mellow place, ugly but friendly. I start to be treated as curiosity and a freak, exactly what I aim at. Not a fucking reporter in fisherman vest, with black electronic brick hanging from my neck, rather a weird dirty vagabond with some plastic toys. I will shoot entirely with toy cameras, one of them red, in honour of the saint, another green, colour of islam. A crazy freak, unattractive target, I hope, when I travel in crowded bus to visit a Polish friend in Hyderabad, living in a hotel where just a few months ago two white contractors were kidnapped.

 

***

 

Zanim nadciągną tłumy. Czekam na początek wielkiego zgromadzenia, dorocznego festiwalu sufi, ku czci Czerwonego Sokoła, średniowiecznego świętego, który przywędrował tu z dzisiejszego Azerbejdżanu, patrona kalandarów, niesfornych anarchistów duchowego świata, którzy robią sobie żarty z konwencjonalnej religii, chwaląc trans i ekstazę. Ale póki co miasto jest wciąż ciche, piecze się jak gliniane cegły na słońcu mniej więcej już od 8 rano. Biorę prysznic co dwie godziny, włóczę się między grobami kalandarów, którzy zdecydowali się tu umrzeć, znajduję czerwone motywy, znaki Sokoła, przyzwyczajam się do miejsca i ludzi do mnie. Wymaga to konsumpcji niekończących się herbatek i jointów, powolnych konwersacji. To miękkie miejsce, brzydkie ale przyjazne. Zaczynam być traktowany jak dziwak, dokładnie to, o co mi chodzi.  Nie jakiś pieprzony reporter-Indiana Jones w kamizelce rybaka, z czarną elektroniczną cegłą zwisającą z szyi, raczej dziwny, brudny włóczęga któremu trzeba kupić nowy salwaar. Będę fotografował wyłącznie plastikowymi, zabawkowymi aparatami, jeden z nich czerwony, z szacunku dla świętego, drugi zielony, w kolorze islamu. Szalony dziwak, mam nadzieję, kiedy wypchanym busikiem jadę odwiedzić polskiego przyjaciela w niedalekim Hyderabadzie, mieszkającego z ochroną w hotelu skąd bodajże dwa miesiące wcześniej porwano dwóch białasów.

 

 

 

***

 

 

 

***

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

***

 

 

 

 

[ Pakistan, June - July 2012 / Pakistan, czerwiec - lipiec 2012 ]

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.