światosław / tales from the world

archive for

October, 2012

cycle / cykl

October 20th, 2012

 

 

 

 

Coming and going, neverending journey. This night I leave to Ethiopia, so the blog is off, inshallah, until next coming.

 

***

 

Zawsze skądś wracam albo wyjeżdżam. Wreszcie jest to naturalny flow. Tej nocy ruszam do Etiopii, blog zawieszony do powrotu.

 

 

 

 

gateway / brama

October 18th, 2012

 

The call it gateway drug and I agree. However, we probably mean other things. They , judging as always by their own example, think of it as a gate into further escape from oneself, this is is exactly how they use alcohol. For me it was a beautiful and joyful gate into never ending road of appreciation of the world, self discovery and development. I give praise to this plant, I call it what it is , drug means medicine. It assisted me in transition and will never be forgotten, ill spoken of. In a way through all these years it became part of me and understanding it I came to understand a bit what “medicine man” may mean, the one who not only uses medicine for certain purpose, but also is the medicine. It cured me from many inhibitions, it has shown me the path, I can now walk it alone or with her, but even if we may part ways sometimes, I see no reason to betray old friend. Yes, it was a gateway, perhaps if I never met my lover Maria, I would not come to know the Grandmother now. So you can curse those who accompany you and see their faults and weaknesses or you can bless them for what they are and what they have given you.

 

***

 

Nazywają ją narkotykiem inicjacyjnym, bramą, po polsku być może słowo narkotyk jest mniej właściwe niż angielskie “drug”, czyli lekarstwo, bo tym właśnie jest, i zgadzam się też , że jest bramą.  Mamy jednak na myśli zupełnie coś innego. Dla nich to określenie pejoratywne, symbol strachu przed drogą którą widzą, zapewne oceniając rzeczywistość poprzez swój własny przykład, jako dalszą ucieczkę od siebie, tak przecież używają alkoholu.  Dla mnie była piękną i radosną inicjacją , bramą która otwiera się na niekończącą się ścieżka docenienia i sławienia świata, odkrycia samego siebie, rozwoju. Sławię tą roślinę, i nazywam ją należnym jej mianem, lekarstwo. Wspomagała mnie podczas przejścia i nigdy nie będzie zapomniana, nie będę mówił o niej źle. W pewnym sensie, przez wszystkie te lata stała się częścią mnie i zaczęłem rozumieć, tak myślę,  co może kryć się pod indiańskim określeniem “medicine man”, to nie tylko ten który używa lekarstwa w jakimś celu, ale który także jest lekarstwem. Ona wyleczyła mnie z wielu zahamowań, pokazała mi ścieżkę, teraz mogę nią iść sam, albo z nią, ale nawet jeśli nasze drogi będą się częściej rozdzielać, nie widzę powodu aby zdradzać starego przyjaciela. Tak, to była brama, być może gdybym nigdy nie spotkał starej kochanki Marii, nie poznałbym teraz Babci. Więc możecie przeklinać tych co wam towarzyszą, widzieć głównie ich wady i słabości, albo nawet własnymi słabościami próbować obwiniać ich, albo też błogosławić ich za to kim są i co wam dali.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Last days with those guys were quite emotional. There was talk about seeing each other further on the road on the festivals that followed in June in Rajasthan, or perhaps next year, but I was going to enter into vipassana retreat now and into Pakistan afterwards, and what happens in next year is really distant future for me. So even if I am used to constant good byes and aware that so many of the people I meet on my path I will never see again, in this case, I knew I will miss them. In our hypocritical culture , obsessed with sex, talking about love and confusing them all, it will be  misunderstood when I say I came close to that feeling. Without expectations, without hidden meaning, without desire.

 

***

 

Ostatnie dni z tymi facetami były dość wzruszające. Była gadka o spotkaniu się gdzieś dalej na szlaku, na jednym z festiwali które odbyć się miały w czerwcu w Radżastanie, albo byc może za rok, ale ja miałem wkrótce jechać na odosobnienie medytacyjne pod Jaipur, a potem do Pakistanu, a to co zdarzy się za rok jest dla mnie teraz bardzo odległą przyszłością. Więc mimo, iż jestem przyzwyczajony do ciągłych pożegnań, i świadomy tego że z wieloma ludźmi jakich spotkałem na swojej ścieżce już nigdy się nie zobaczę, to tym razem naprawdę wiedziałem że będę za nimi tęsknił. W naszej pełnej hipokryzji i gier pozorów kulturze, owładniętej podskórnie seksem,  gadającej wiele o miłości, i mieszającej te sprawy , będzie pewnie niezrozumiane kiedy w tym kontekście powiem o tym uczuciu. Bez oczekiwań, bez zobowiązań, bez ukrytych znaczeń, bez pożądania.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

This story is dedicated to my father  /   Dedykowane mojemu ojcu

 

 

 

 

FAQ : shot in plastic , through the haze, main photo gadget : empathy and being there. give thanks & praise.

 

 

 

 

 

 

on the outskirts / na skraju

October 16th, 2012

 

 

Couple of days ago I get email from one of the people from head office of the dargah, main temple complex around the grave of Gharib Nawaz. They are asking me for some photos of the place, and I realize I have almost none. In a week of staying in Ajmer I hardly entered the crowded place, perhaps three times, and then I went back, to the mountain outside city walls, where fakir’s camp was. We were based where road starts into sacred territory above Ajmer and into Rajasthan, to more shrines. Sleeping among the graves and refuse, away from air condition, away from official functions. The road that never ends, tree is my shelter, rock my pillow.

 

***

 

Kilka dni temu dostałem e-mail od członka zarządu dargi w Ajmer, z rodziny kontrolującej cały ten kompleks świątyń wokół grobu Gharib Nawaza. Pytał mnie o jakieś zdjęcia dargi na ich strone internetową, a ja uświadomiłem sobie że prawie żadnych nie mam. Przez tydzień festiwalu prawie nie wchodziłem na ten zatłoczony teren, być może łącznie z trzy razy, raz z procesją fakirów, raz usiłując przecisnąć się na koncert qawwali, potem jeszcze jedno podejście do zdjęć. Za każdym razem ciągnęło mnie z powrotem na zbocze góry, pod miejskie mury, gdzie znajdował się obóz moich towarzyszy podróży. Byliśmy rozbici w miejscu gdzie droga wychodzi z miasta i biegnie w góry, w świętą przestrzeń ponad miastem i dalej w głąb Radżastanu, usianą kolejnymi sanktuariami, celami dalszej pielgrzymki. Spaliśmy pomiędzy grobami, na śmietnisku, w krzakach udekorowanych plastikowymi torebkami, z kozami. Z dala od klimatyzowanych hoteli, z dala od oficjalnych przemówień i występów. Przy drodze która się nie kończy, pod osłoną drzewa, na solidnej ziemi.

 

 

 

 

 

 

 

One night here,  one night there, afternoon in the graveyard to avoid the heat, in the dark corners of city, in private homes, school backyards, smoke filled warehouses.

 

***

 

Jedna noc tutaj, jedna tam, popołudnie na cmentarzu,  gdzieś w ciemnych zaułkach, aby uniknąć upału w prywatnych domach, na szkolnych podwórkach, w wypełnionych dymem magazynach.

 

 

 

 

 

 

 

But did I come here for holidays in comfort or this :   /    Ale czy ja przyjechałem tutaj na wakacje w komforcie czy po to :

 

 

 

 

The clutter of things, the chaos of sounds, crowds of people, heaps of goods, noises, hustling, dust and heat. I am tired. I love Ajmer but perhaps the time to go is coming.

 

***

 

Nagromadzenie rzeczy, chaos dźwięków, tłumy ludzi, sterty towarów, hałas, nagabywanie, kurz i upał. Jestem zmęczony. Uwielbiam Ajmer ale nadchodząca vipassana bardzo się przyda.

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.