światosław / tales from the world

Archive for:

Cannabis / Konopia, moja miłość

Baka

December 18th, 2014

 

 

Baka like to smoke. Baka are Pygmies from Central Africa and they smoke whatever and whenever. Baka also means weed in Polish slang. I love those little synchronicities, they are so obvious. Especially when you are stoned.

 

 

Baka uwielbiają bakać. Baka to Pigmeje z Afryki Środkowej i palą cokolwiek i gdziekolwiek. Baka znaczy też w naszym kraju towar do jarania, i wydaje się to oczywiste i więcej niż przypadkowe. Zwłaszcza po zbakaniu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In recent years Baka were forced by governments to move out of the forests. This is for the loggers you know, for you we have some diseases and cheap work, come to the roadside. So they can not “poach” now , they can not be nomads anymore. They have to stay in “modern” earth houses with tin roofs and send their children to school. In the past they would smoke their jungle weed in leaves, but now there is lots of free paper, thank you government.

 

 

W ostatnich lata Baka zostali zmuszeni przez rządy do wyjścia z lasu. Las jest dla firm wycinających drewno, wiecie, dla was mamy trochę nowych chorób i gówniane fuchy czasami, przyjdźcie do drogi. Więc Baka nie mogą już “kłusować”, to rozrywka dla licencjonowanych myśliwych, najlepiej dewizowych. Nie mogą też już przenosić się z miejsca na miejsce. Muszą zamieszkać w “nowoczesnych” domach z ziemi i blachy falistej, i wysłać dzieci do szkoły. W przeszłości paliliby swe zielsko zawinięte w liście, ale teraz jest wiele darmowego papieru, dziękujemy ci rządzie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bits of maths and french language are flying into it the air… It will all end up as ash anyway, so why wait…

 

 

Kawałeczki matematyki i francuskiego pomalutku płoną sobie i fruną z wiatrem. I tak wszystko obróci się w popiół, po co zatem czekać?

 

 

 

 

 

Baka live in extremely tight tribal extended families, and as we know, smoking comes with sharing. The smoke weaves the community.

 

 

Baka żyją w bardzo bliskich relacjach wewnątrz rozszerzonych rodzin – klanów. Jak wiemy, palenie łączy się z dzieleniem. Dym tka wspólnotę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Youth smoke it  //  Pali młodzież

 

 

 

 

Mothers smoke it  //  Palą matki

 

 

 

 

Hunters smoke it  //  Palą myśliwi

 

 

 

 

Drummers smoke it  //  Palą bębniarze

 

 

 

 

 

 

 

Dancers smoke it  //  Palą tancerze

 

 

 

 

 

 

 

 

And of course palm spirit drinkers too.  //  I oczywiście pijący wódę z palmy też.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

When all the fun of the day is done, some go out for night hunt into the forest, of course after … //  Kiedy kończy się zabawa, niektórzy ruszają na nocne polowanie, oczywiście po …

 

 

 

 

 

 

Others lay down in their huts, with family and joint.  //  Inni kładą się w swych szałasach z rodzinami i jointem.

 

 

 

 

 

One of the few passions which are stronger than smoking is money. It is unfortunately much less binding, on the contrary, it rips community apart, fueled with alcohol, fights about money turn brothers against each other in a scenario repeated so many times before when tribal societies encountered gifts of the civilization. Here you see three of them.  Money, tobacco and new religion, which does not accept the belief in spirits of the forest.

 

 

Jedna z niewielu pasji mocniejszych od palenia to pieniądze. Niestety dużo słabiej też łączą, a raczej przeciwnie, rozrywają społeczne więzy, podlane alkoholem walki o kasę obracają przeciwko sobie braci i siostry, w scenariuszu już tylokrotnie odgrywanym, kiedy plemiona spotykały się z darami cywlizacji. Na zdjęciu poniżej widać trzy z najważniejszych. Pieniądze, tytoń i nowa religia, która nie akceptuje wiary w duchy lasu.

 

 

 

 

I brought them something too, mapacho, jungle tobacco from Peru, used there in ayahuasca ceremonies. Baka were impressed, saying it is very strong.

 

 

Też coś przywiozłem. Mapacho, dżunglowy tytoń z Peru, używany tam w ayahuaskowych ceremoniach. Baka byli pod wrażeniem, twierdząc iż jest bardzo mocny.

 

 

 

 

 

Some time later, in Bwiti ceremony I realized again how many practices of shamanism are universal in societies that never had any contact with each other. Here too tobacco was blown on those taking part in ceremony, for spiritual protection.

Baka live in dangerous forest and are excellent hunters, always on their guard, scanning extremely complex environment. Man below, wearing  personal protective amulets in a plastic bottle on his neck, is pictured during a jungle trip , when we walked barefoot through deep swamps, and on the bank of one stream encountered one of the deadliest poisonous snakes. He saw it and split apart with a single blow of his machete. Despite, or perhaps thanks to being stoned all day long.

 

 

Jakiś czas później, na ceremonii Bwiti uświadomiłem sobie ponownie jak wiele praktyk szamanizmu jest uniwersalne, podobne w społeczeństwach, które nigdy nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Tutaj także tytoń dmuchany był jako duchowa ochrona na uczestników rytuału.

Baka żyją w niebezpiecznym lesie i są doskonałymi myśliwymi, zawsze czujni na sygnały niezwykle złożonego otoczenia. Chłopak poniżej, z ochronnymi amuletami w plastikowej buteleczce na szyi, jest sfotografowany podczas wyprawy do lasu, na której boso brnęliśmy przez bagna sięgające czasem do pasa, i na brzegu jednego z nich natkneliśmy się na jednego z najbardziej jadowitych węży w regionie. Chłopak ten ( zgineła mi pieprzona kartka z imionami… ) dostrzegł go i błyskawicznie rozpołowił jednym uderzeniem maczety. Pomimo tego, a może dzięki temu, że cały dzień był zbakany.

 

 

 

 

“Q:but I do not see any fermented drink in front of you?
A:I have long disdained the vulgar drunkenness (…)
this box contains paradise the Prophet promised to his believers”

 

 

“-ale przecież nie widzę żadnego fermentowanego napitku przed tobą?”
“-gardzę od dawna wulgarnym pijaństwem. (…) ta skrzynka zawiera raj, który Prorok przyobiecał swym wyznawcom”

 

 

 

 

 

“Take one step outside yourself. The whole path lasts no longer than one step”   ///   “zrób jeden krok poza siebie samego. Cała ścieżka jest nie dłuższa niż ten jeden krok”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

With qalandars of Red Falcon, followers of path of no law. Pakistan.  ///   Z kalandarami Czerwonego Sokoła, podążającymi ścieżką bez prawa. Pakistan.

 

 

 

 

 

 

 

 

Europe in summer can be a decent place, possible to slow down, enough to be able to answer that obsessive question “what have I done today” with “I have lived some life”. The song below is dedicated to those who find it difficult.

 

***

 

Europa latem może być przyzwoitym miejscem, da się tu nawet na tyle zwolnić aby odpowiedzieć na to obsesyjne pytania “co też ja dziś zdziałałem? “  – “po prostu trochę sobie pożyłem”. Piosenka poniżej dedykowana tym którym wydaje się to trudne.

 

 

 

 

 

 

 

Avé Maria, cheia de graça,
o Senhor é convosco.
Bendita sois vós entre as mulheres;
bendito é o fruto do vosso ventre, Jesus.
Santa Maria, mãe de Deus,
rogai por nós, pecadores,
agora e na hora da nossa morte.
Amen

 

 

 

Hail Mary, full of grace,
our Lord is with thee,
blessed art thou among women,
and blessed is the fruit of thy womb, Jesus.
Holy Mary, mother of God,
pray for us sinners, now, and in
the hour of our death.
Amen.

 

***

 

Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami,
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi
teraz i w godzinę śmierci naszej.
Amen.

 

 

 

 

6 AM. We wake up early and go to Santa Casa, there a big, fat spliff is rolled. Here in Mapia no tobacco is used in the mix, only pure natural cannabis. The ceremony is led by lovely elderly lady, with constant smile on her face. We smoke in silence and then raise up and do the whole rosary, all those Hail Marys and Paternosters. My head is dizzy, and whether by sudden change of pressure when getting up in this state, or some other reason, I do feel something happening, something so strong I can barely stand. What a way to start a day.

In this religious tradition, cannabis is considered holy sacrament, female force corresponding to Virgin Mary, called Santa Maria, to be consecrated, used in meditation and as a guiding tool in life. When I asked a father of 19 year old boy, a hard working, calm man in his fifties, when his son started to smoke, he replied : 5 minutes. 5 minutes? Yeah, he was just born when we first blew the smoke in his face.

 

***

 

6 rano. Budzimy się wcześnie i idziemy do Santa Casa, Świętego Domu, gdzie skręcany jest gruby spliff. Tutaj w Mapii nie miesza się z tytoniem, tylko czyste, naturalne konopie. Ceremonie prowadzi przemiła starsza pani z nieznikającym z twarzy uśmiechem. Palimy w milczeniu, i nagle wstajemy się i zaczynamy odmawianie różańca, wszystkie te zdrowaśmario i ojczenasz. Kręci mi się w głowie, czy to przez zmianę ciśnienia przez gwałtowne poderwanie się w tym stanie, czy z innego powodu, w każdym razie uczucia przepływające przeze mnie są tak silne, że ledwie mogę ustać. Co za sposób na rozpoczęcie dnia.

W tej religijnej tradycji konopia uważana jest za święty sakrament, żeńską siłę odpowiadającą Maryi, nazywana zresztą Santa Maria, poświęcana, używana w medytacji, jako narzędzie prowadzące przez życie. Kiedy zapytałem ojca dziewietnastoletniego chłopaka, spokojnego mężczyznę po pięćdziesiątce, kiedy jego syn zaczął palić, ten odparł : 5 minut. 5 minut? Tak, dopiero co się urodził, kiedy pierwszy raz wdmuchnęliśmy mu dym w twarz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Existential warning // Marijuana ! May lead to prejudice and psychotic reactions in many people who never use it, and fun life for those who do !

 

***

 

Ostrzeżenie egzystencjalne // Marihuana ! Może prowadzić do uprzedzeń i wybuchu psychoz u osób nigdy jej nie używających oraz zabawnego życia tych którzy korzystają !

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Urs in Ajmer, a Sufi festival, May 2012 / Urs w Adżmer, sufi festiwal, maj 2012 ]

 

 

 

 

British Guyana and Surinam keep up the fire blazin’.   /  W Brytyjskiej Gujanie i Surinamie ogień nadal płonie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

When I came to Sehwan, I quicky realized that my hairstyle is going to give me, by peculiar coincidence*, a certain kind of advantage in blending in. Travelling in Muslim world and absorbing the culture as we always do, I started to be called Kurdish by locals in Albania or Pakistani in Africa, but in this case it was a bit different. In Sehwan many people started pointing at my head and asking  – Bodla? Bodla Bahar? I quickly ended in the camps of real Bodla followers. These radical ganja smoking fakirs are disciples of Bodla Bahar, who in turn was the most beloved disciple of Lal Shahbaz Qalandar, ages ago. They show their affiliation and disregard for the ordinary world rules by shaving their head, including eyebrows, and leaving just a band of hair growing from the upper side of head, sometimes fashioned into dreadlocks. Of course they knew I am not inititated into Qalandar tradition, I was also wearing my weird combination of salwar and exposing tattooed arms, sweating in the extreme heat, but nevertheless they were amused and the vibe was good, I was welcome. Drinking their bhang and occasionally shooting with cheap point and shoot 35 mm camera that I could develop in local lab and give prints away, that felt miles away from my previous incarnation as DSLR invader. I loved that and I got addicted, not to the bhang of course. That happened long before.

 

***

 

Kiedy przyjechałem do Sehwan, szybko zdałem sobie sprawę, że moja fryzura daje mi, dziwnym zbiegiem okoliczności*, pewną przewagę we wtapianiu się w tłum. Podróżuję od dłuższego czasu po muzułmańskim świecie, i jak zwykle to bywa, nasiakam lokalną, nazwijmy to, stylistyką, w Albanii pytali mnie czy jestem z Kurdystanu, w Afryce podejrzewano o pakistańskie korzenie, tym razem jednak chodziło o coś innego, o przynależność do wspólnoty outsiderów. W Sehwan wielu pielgrzymów pokazywało sobie moją głowę i pytało – Bodla? Bodla Bahar? Szybko trafiłem do obozowisk prawdziwych uczniów Bodli. Ci radykalni , zanurzeni w konopnym dymie fakirzy są wielbicielami Bodli Bahara, który z kolei był ukochanym uczniem Czerwonego Sokoła, wieki temu. Pokazują swoją przynależność, jak i olewkę reguł zwyczajnego świata, poprzez golenie głowy, włącznie z brwiami, pozostawiając jedynie kępę włosów wyrastająch ze szczytu głowy, lekko z boku, czasem splatanych w dredy. Oczywiście wiedzieli, że nie jestem inicjowany w tajemnice kalandarów, poza tym widać było też cudzoziemca w dziwnej kombinacji salwaru i odkrytych, wytatuowanych ramion, potwornie spoconych w ekstremalnym upale. Mimo to dobrze się bawili i śmiali z mej kitki, była dobra wibracja i czułem się mile widziany. Pijąc ich bhang i czasem strzelając foteczkę tanią małpką na film, który mogłem wywołać w tutejszym labie i rozdać odbitki, czułem się tak inaczej niż w poprzednim wcieleniu, najeźdzcy uzbrojonego w lustrzankę. Kochałem to i chyba się uzależniłem, nie od bhangu oczywiście. To stało się dużo wczesniej.

 

 

 

 

 

The fakirs of Bodla have their separate shrine, at the grave of their master, and their way of doing dhamal. I could call it a crazy mayhem to the beat of loud drums , or, in words of Rune Selsing, “a few simple dance steps (first the right foot is placed to the front, then the left one, wherefrom the dancers raise both arms) alternate with spinning around to the right. As a form of dhikr characterised by circular movements, it is reminiscent of the well-known Persian mystical motif of moths fluttering around the flame.

It could remind you of the Mevlevi whirling dervishes, yeah, probably, it is something like their naughty brothers who broke free into wilderness, fellows of Shams Tabrizi rather than Mevlana Rumi. While the Mevlevi appeal to sophisticated city living connoisseur of poetry and beauty, the fakirs of Bodla who on each new moon parade into the main shrine of Red Falcon stir the wild parts of the soul that pisses against the wall of Babylon rather then patiently work inside it. They are not guided by cultured scholars but rather by great vagabonds of the past, who dissolved boundaries and went into wild lands. When they blow their horns, when they invoke Ali as chillum is lit, a force descends that is to be reckoned with. To quote some of dervishes interviewed by Rune Selsing : ‘When I do dhamāl, I feel that my murshid Bodla Bahar places his right hand on my shoulder, sometimes he then even embraces me. (…) while dancing you are “charged” by the saint’s energy, he takes over your body”

 

***

 

Fakirzy Bodli mają swoje oddzielne sanktuarium, przy grobie ich mistrza, i mają swój własny sposób tańczenia dhamal. Mógłbym nazwać go dionizyjskim szaleństwem, mogę też zacytować słowa Rune Selsinga, to “kilka prostych kroków ( najpierw prawa stopa ląduje z przodu, potem lewa, nastepnie tancerze podnoszą oba ramiona ), przemieszanych z wirowaniem w prawą stronę. Jako forma zikru charakteryzująca się kolistymi ruchami przypomina znany z perskiego mistycyzmu motyw ciem wirujących wokół płomienia”

Mogłoby to przywołać też najbardziej znanych wirujących derwiszy Mewlewi, tak, prawdopodobnie, możnaby tu mówić o ich niegrzecznych bratach którzy uciekli z domu w dzikie stepy, kumpli raczej Shamsa z Tabrizu niż Mewlany Rumiego. Podczas gdy Mewlewi z pewnością spodobają się dzieciom new age z Manhattanu, miejskim koneserom poezji i piękna, fakirzy Bodli, idąc z każdym nowiem księżyca w szalonej paradzie do grobu Sokoła poruszają dziką stronę duszy, która szcza pod murem Babilonu zamiast cierpliwie pracować nad jego zmianą od środka. Ich nauczycielami nie są kulturalni myśliciele, szanowani członkowie establishmentu ale raczej wielcy włóczędzy czasów bez paszportów, którzy rozpuszczali granice i wyruszali w dzikie krainy. Kiedy dmą w swe rogi, kiedy przeciagające się okrzyki wzywają Alego podczas zapalania chillum, spływa potężna siła, z którą lepiej się liczyć. Cytując derwiszy – rozmówców Rune Selsinga – ” Kiedy robię dhamal, czuję jak mój murszid Bodla Bahar kładzie swą prawą dłoń na mym ramieniu, czasem nawet obejmuje mnie. (…) kiedy tańczysz, jesteś ładowany energią świętego, przejmuje on twoje ciało”

 

 

 

 

 

 

 

*Perhaps there is more to it then coincidence, I come to realize, after seeing more and more of the common thread uniting cultures, across borders of time and space. Our Eastern European way of shaving head by Cossacks and some of Polish gentry , according to Ali, my friend from Istanbul with great knowledge of Ottoman history, came from Turkish scary riders called deli, the mad ones, apart from their weird mohawks adorned with amulets, furs, bird feathers and other items of shamanic origin. Whether there is link between mad cavalry and mad dervishes, I choose to believe so.

 

*Być może to więcej niż zbieg okoliczności, tak mi się wydaję, kiedy dostrzegam coraz więcej wspólnych nici łączących pozornie odległe kultury, ponad granicami czasu i przestrzeni. Nasza stara wschodnioeuropejska maniera golenia głowy przez kozaków czy też część polskiej szlachty, według Alego, mojego znajomka z Istambułu, z wielką wiedzą o otomańskiej tradycji, pochodzi od przerażającej tureckiej jazdy zwanej deli, szaleni, którzy poza dziwacznymi irokezami ustrojeni byli w amulety, futra, ptasie pióra i inne przedmioty o szamańskich korzeniach z Azji Środkowej. Czy z szaloną turecką kawalerią mają też coś wspólnego szaleni derwisze, przemierzający kiedyś cały Bliski Wschód, tak, decyduję się w to wierzyć.

 

 

Photos from gathering in Sehwan Sharif, Pakistan belong to long term project about Sufism and mystical traditions in Muslim world   /   Zdjęcia ze zgromadzenia w Sehwan Sharif w Pakistanie należą do długoterminowego projektu o sufizmie i mistycznych tradycjach w muzułmańskim świecie.

bhang bang club

January 10th, 2013

Naughty boys and their herbal medicine  / Niegrzeczne chłopaki robią ziołową kurację

 

 

 

 

 

“Move Babylon ! This is take-over !”

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

Sufi gathering in Sehwan Sharif on the urs time. July 2012, Pakistan  / Zgromadzenie sufi w Sehwan Sharif podczas rocznicy śmierci Czerwonego Sokoła. Lipiec 2012, Pakistan.

snaking inside / przenikanie

January 6th, 2013

 

 

 

 

I am slowly going through that door I have known to exist somewhere, but was lost in the search. Perhaps one needs to search but when the keyhole appears is not up to him. With greater and greater synchronicity, a series of events, one leading to another, with skilled navigation between things I want to believe, an orchestrated kind of madness, organic madness I could call it, arises, at least as some may perceive it. Hanging out with certain kind of people in certain kind of places, ( we become who and what we are surrounded with ),  listening to certain kind of story and telling certain kind of story, situating myself inside the flow, I weave my reality, I weave and consciously dissolve personality, guided by psychoactive plants, into sweet chaos, learning to swim, abandoning mundane and entering fairy tale, a land I hoped exists, and I have finally seen the view from the mountain.

 

***

 

Powoli przeciskam się przez drzwi o których istnieniu wiedziałem od dawna, a może tylko miałem nadzieję, ale poszukiwanie trwało długo. Być może szukanie jest niezbędne, ale pojawienie się dziurki od klucza nie zależy od szukającego. Z coraz większą synchronicznością, w serii wydarzeń, jedno prowadzące do nastepnego, z umiejętną nawigacją między drogowskazami w jakie chcę uwierzyć, wprost we współaranżowane szaleństwo, organicznie wzrastające szaleństwo, przynajmniej tak jak niektórzy to mogą postrzegać. Trzymając się pewnego rodzaju ludzi w pewnego typu miejscach ( stajemy się tym z kim i gdzie przestajemy ) , słuchając pewnego rodzaju historii, opowiadając pewnego typu historię, lokując się w środku przepływu, tkam swoją rzeczywistość czy pozwalam się jej tkać, tkam i świadomie rozpuszczam osobowość, prowadzony przez psychoaktywnych przewodników z roślinnego świata, do słodkiego chaosu, ucząc się w nim pływać, pozostawiając w tyle zwyczajne, czy też transmutując je w niezwyczajne, wkraczając do świata magii, krainy na której istnienie tak długo miałem nadzieję, i w końcu zobaczyłem widok z góry.

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

gateway / brama

October 18th, 2012

 

The call it gateway drug and I agree. However, we probably mean other things. They , judging as always by their own example, think of it as a gate into further escape from oneself, this is is exactly how they use alcohol. For me it was a beautiful and joyful gate into never ending road of appreciation of the world, self discovery and development. I give praise to this plant, I call it what it is , drug means medicine. It assisted me in transition and will never be forgotten, ill spoken of. In a way through all these years it became part of me and understanding it I came to understand a bit what “medicine man” may mean, the one who not only uses medicine for certain purpose, but also is the medicine. It cured me from many inhibitions, it has shown me the path, I can now walk it alone or with her, but even if we may part ways sometimes, I see no reason to betray old friend. Yes, it was a gateway, perhaps if I never met my lover Maria, I would not come to know the Grandmother now. So you can curse those who accompany you and see their faults and weaknesses or you can bless them for what they are and what they have given you.

 

***

 

Nazywają ją narkotykiem inicjacyjnym, bramą, po polsku być może słowo narkotyk jest mniej właściwe niż angielskie “drug”, czyli lekarstwo, bo tym właśnie jest, i zgadzam się też , że jest bramą.  Mamy jednak na myśli zupełnie coś innego. Dla nich to określenie pejoratywne, symbol strachu przed drogą którą widzą, zapewne oceniając rzeczywistość poprzez swój własny przykład, jako dalszą ucieczkę od siebie, tak przecież używają alkoholu.  Dla mnie była piękną i radosną inicjacją , bramą która otwiera się na niekończącą się ścieżka docenienia i sławienia świata, odkrycia samego siebie, rozwoju. Sławię tą roślinę, i nazywam ją należnym jej mianem, lekarstwo. Wspomagała mnie podczas przejścia i nigdy nie będzie zapomniana, nie będę mówił o niej źle. W pewnym sensie, przez wszystkie te lata stała się częścią mnie i zaczęłem rozumieć, tak myślę,  co może kryć się pod indiańskim określeniem “medicine man”, to nie tylko ten który używa lekarstwa w jakimś celu, ale który także jest lekarstwem. Ona wyleczyła mnie z wielu zahamowań, pokazała mi ścieżkę, teraz mogę nią iść sam, albo z nią, ale nawet jeśli nasze drogi będą się częściej rozdzielać, nie widzę powodu aby zdradzać starego przyjaciela. Tak, to była brama, być może gdybym nigdy nie spotkał starej kochanki Marii, nie poznałbym teraz Babci. Więc możecie przeklinać tych co wam towarzyszą, widzieć głównie ich wady i słabości, albo nawet własnymi słabościami próbować obwiniać ich, albo też błogosławić ich za to kim są i co wam dali.

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.