światosław / tales from the world

Posts tagged:

peru

 

 

 

Let that sink in, lovers of Pachamama :

“( Incas ) burned so much firewood ( for their solar gods ) that the countryside around Cusco was denuded of trees ; they offered huge amounts of food and fine clothing to the gods, especially the Sun.

 

It was for quite some time that I found hard to understand many spiritual counterculture representants’ enchantment with chosen empires of the new world, such as Maya or Inca. I can recognize in the need of pride source why local populations may respect or even worship their distant ancestors, while bitching about current, elected governments, even though I never believed that pride is a good remedy for low self-esteem, I rather see them as two sides of the same coin. But why scores of critics and refugees from ¨Western¨ patriarchal regimes of oppression and domination, outcasts from Babylon, as they sometimes describe themselves, choose to worship totalitarian rulers of the past, tyrannical oppressors of all kinds of minorities, pioneers of forced resettlement of nations, performers of human sacrifice, theocrats, killers of own brothers, who build their empires by sweat of generations of forced labourers, that never fails to amaze me. But then again, I was never impressed by abilities of certain people to force others to pile lots of bricks or stones, these systems of oppression and its fruits called civilization. You may argue that lots of people are, and they willfully supported and worshipped their Inca ( = ruling elite ) masters, but a system of ruthless punishments for disobedience recorded in chronicles, as well as similar sights of conquered, occupied crowds in Eastern European streets forced into cheering their Stalins suggest otherwise.

 

But I am here more interested in psychology of Inca´s themselves and what we can learn from it for ourselves, especially that, as we can see all around us, similar mechanisms are at play in human psyche of today, as well as in society at large. Society that is constructed out of pathological overgrowth of one of components of human being, that is parasitical, always hungry ego. Society of domination, unlimited as cancer expansion, which in reality suffers deep void, emptiness, covered up by shiny artifacts and appolinian propaganda, all because of denial of the shadow. Society of unchecked sun, proud master, that forgotten or even demonized the wisdom of the snake.

 

Ego wants to speak, does not want to listen to uncomfortable truths. Ego is control, chaos kept at bay, all little elements must be dominated, put into order of the empire of soul, there is no space for trickster, no space for questioning the dogma. Certain ancient cultures knew this danger and carefully preserved the remnant of shamanic voice in form of oracles, irrational source of wisdom, to be consulted and listened to, despite own desires and plans. But totalitarian tyrans tend to forget about this balance. There was such an oracle in Peru, a place called Pachacamac, serving for generations, until the Incas took it, in their quest to subdue everything to their one and only – as is the Sun – authority. It was allowed some degree of independence, even sons of Sun were afraid of the old chtonic force of the earth. But if one reads their story as a tale of subconscious being progressively conquered by the sunny egoes of the rulers, then it is not surprising that eventually it acts against them, and in the crucial moment of Spanish conquest, when consulted by Atahualpa, Pachacamac lies to him, saying that newcomers are no threat to fear. We all know further story of the fall, what goes too much up, must go down.

 

 

 

 

Przemyślcie dobrze poniższe słowa, miłośnicy Matki Natury :

 

” ( Inkowie ) palili ( dla swoich solarnych bogów ) tak wiele drewna, że kraina wokół Cusco została pozbawiona drzew ; ofiarowywali ogromne ilości jedzenia i drogich tkanin swoim bogom, zwłaszcza Słońcu”

 

Od dłuższego już czasu miałem problem ze zrozumieniem wielu reprezentantów duchowej kontrkultury, zakochanych w niektórych, wybranych imperiach nowego świata, na przykład Majów czy też Inków. Jestem w stanie rozpoznać w potrzebie źródła dumy powód takiej fascynacji czy nawet kultu dawnych przodków wśród lokalnych mieszkańców, którzy równocześnie klną na współczesne, wybrane przez siebie przecież rządy, chociaż i tak osobiście uważam, że duma nie jest rozwiązaniem problemu niskiej samooceny, to raczej dwie strony tego samego medalu. Ale dlaczego tylu spośród krytyków i uchodźców spod opresji “zachodnich” patriarchalnych reżimów, uciekinierów z Babilonu, jak się czasem sami określają, decyduje się na kult totalitarnych egzotycznych władców przeszłości, tyranów prześladujących liczne mniejszości, pionierów przymusowych przesiedleń, ofiar z ludzi, teokratów, bratobójców, którzy zbudowali swoje imperia na pocie pokoleń przymusowych robotników, to nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. Cóż, nigdy nie imponowały mi specjalnie talenty niektórych ludzi do zmuszania innych by gromadzili na kupie wiele cegieł czy kamieni, te systemy opresji i ich owoce zwane cywilizacją. Można argumentować że wielu ludzi się tym jara, i ochoczo wspierało i czciło swoich Inków ( = panów i władców ), ale system brutalnych kar za nieposłuszeństwo zachowany w kronikach, jak i podobne obrazki podbitych, uciskanych tłumów Europy Wschodniej, zmuszonych do radosnego wiwatowania swoim Stalinom sugerują raczej coś innego.

 

Ale tutaj jestem bardziej zainteresowany psychologią samych Inków, i tym co możemy się z niej nauczyć, zwłaszcza że, jak widzimy wokół nas, podobne mechanizmy funkcjonują we współczesnej psychice, jak i w społeczeństwie. Społeczeństwie, jakie zbudowane jest na patologicznym rozroście jednej ze składowych ludzkiej istoty, to znaczy pasożytniczym, zawsze głodnym ego. Społeczeństwie dominacji, nieograniczonej niczym rak ekspansji, które w rzeczywistości cierpi z powodu głębokiej pustki, przykrytej lśniącymi artefaktami, apolińską propagandą, wszystko z powodu wyparcia cienia. Społeczeństwie niepohamowanego, zaborczego Słońca, dumnego pana, które zapomniało, a nawet zdemonizowało wiedzę węża.

 

Ego chce przemawiać, nie chce słuchać niewygodnych prawd. Ego to kontrola, wypierany chaos, wszystkie drobne elementy muszą być zdominowane, poukładane w racjonalną układankę imperium duszy, nie ma tu miejsca dla trickstera, nie ma miejsca na kwestionowanie dogmatu. Pierwotne kultury znały to zagrożenie, i przechowały pozostałość szamańskiego głosu ostrzegawczego w formie wyroczni, nieracjonalnego źródła mądrości, którego warto posłuchać, wbrew własnym pragnieniom i planom. Ale totalitarni władcy zwykle zapominają o tej równowadze, ku swojej zgubie. Istniała w Peru taka wyrocznia, miejsce zwane Pachacamac, służaca pokoleniom i niezależnym narodom, aż nie przejęli jej Inkowie, w swojej krucjacie podporządkowania wszystkiego swojej , jedynej jak Słońce, władzy. Pozostawiono mu nadal nieco niezależności, nawet synowie Słońca bali się starej chtonicznej siły ziemi, choć uznali ją za podrzędną. Ale jeżeli czytamy ich historię jako opowieść o podświadomości stopniowo podbijanej przez słoneczne ego władców, to nie zaskakuje iż ostatecznie obraca się ona przeciw nim, i w kluczowym momencie hiszpańskiego podboju Pachacamac okłamuje Atahualpę szukającego rady, mówiąc mu iż przybysze nie są żadnym zagrożeniem. Wiemy co działo się dalej, co się za wysoko wspięło, musi boleśnie spaść.

 

 

 

 

 

Just as the arrogant rulers of the highlands who failed to penetrate the thicksness of the jungle and to subdue its wild inhabitants, angry at their failure devised a view of the spiritual world divided into pure and sophisticated high world, hanan pacha, connected with male and solar values, and hurin pacha, low chtonic land of the death, moist and feminine, so their Christian counterparts, rooted in semitic desert traditions, worshipped only ancient high wind creator, Jahwe, and scorned the inner wisdom of the serpent. The truth was to be imposed from above, royal edict not be questioned, be it from masters in Cusco, ¨navel of the world¨, or Catholic monarchs of Vatican representing even higher lord. The exoteric, formal knowledge and rules are what ego loves and it is useful for creating empires, effective piling of bricks, but devastating for nature, both the one at large, and the one inside. It eventually brings disaster, and this is what happened to the Incas. Their shiny egoes climbed to such heights, that they were just calling out for the likes of conquistadors, their mirror reflections, to come and conquer, because ego, like cancer, in the end is its own destroyer. It was the love of solar gold, and disregard for own brother, it was the love of own words, own theological creations, that all protagonists of this story shared, and that until this day continues to destroy their souls, and sometimes, in a serpentine twist of fate, when things are bad, they end up coming to drink ayahuasca with us, to the green matrix of the jungle, to listen to the snake again.

This is where I’d rather be, in balance and coexistence, in vibrating matrix of life, matrix of constant checks and balances, not domination over scorched plain, or stony plaza build upon it, where artificial idols, constructs of human mind, are paraded just as before Incas paraded their own mummies, in love with themselves only, with their own WORD, silencing all others, this rich symphony of nature, full of paradoxes. I want to be the serpent sneaking out of boring palace of one and only truth, before it crumbles to its doom.

 

 

 

 

Tak samo jak aroganccy władcy wysokich gór, którym nie udała się penetracja ciemnej gęstej dżunglii i podporządkowanie jej dzikich mieszkańców, wściekli na swoją porażkę wymyślili obraz duchowego świata podzielonego na czysty i wyrafinowany hanan pacha, świat wysoki, związany z solarnymi i męskimi wartościami, oraz hurin pacha, niski świat, chtoniczne królestwo śmierci, wilgoci i kobiecości,  tak ich chrześcijańscy odpowiednicy, zakorzenieni w semickich pustynnych tradycjach, czcili jedynie swego starożytnego boga wiatru, Jahwe na wysokościach, i gardzili wewnętrzną mądrością węża.  Prawda była narzucana z góry, jak królewski edykt, którego się nie kwestionuje, czy to od władców z  Cusco,”pępka świata”, czy od katolickich monarchów z Watykanu, namiestników jeszcze wyższego i bardziej odległego pana. Egzoteryczna, formalna wiedza i zasady są czymś, co ego kocha i co jest użyteczne do budowania imperiów, efektywnego składania cegieł do kupy, ale równocześnie niszczące dla natury, zarówno tej na zewnątrz, jak i tej wewnętrznej. Ostatecznie sprowadza kataklizm, i to się właśnie przydarzyło Inkom. Ich lśniące ego wspięło się na takie wyżyny, że było to jak wzywanie kogoś takiego jak konkwistadorzy, ich lustrzane odbicie, aby przybyli i podbili, bo ego, jak rak, ostatecznie jest przyczyną swej własnej zagłady. Miłość dla słonecznego złota, i nieposzanowanie własnego brata, miłość dla własnych słów, własnych teologicznych konstrukcji były czymś co łączyło wszystkich uczestników tej historii, i co po dziś dzień dalej niszczy ich dusze, aż czasem, w wężowym zwrocie losu, kiedy już jest źle, trafiają do nas, by w zielonej macierzy dżungli wypić ayahuaskę i posłuchać ponownie węża.

 

Wolę być tutaj, w równowadze, we współistnieniu, w wibrującej macierzy życia, w ogrodzie współzależności a nie dominacji nad wysuszonym płaskowyżem, czy na kamiennym rynku nań wybudowanym, gdzie sztuczne idole, produkty ludzkiego umysłu, są obnoszone na paradach, dokładnie tu gdzie Inkowie paradowali swoje mumie, zakochani w sobie samych, w swym własnym SŁOWIE, uciszając pozostałe, całą tą bogatą symfonię natury, pełną paradoksów. Chcę być wężem wyślizgującym się z nudnego pałacu jedynej słusznej prawdy, zanim zawali się na dobre.

 

 

 

 

 

 

Recent years brought a lot of hard lessons about nature of healing as something that can not be forced, no matter how hard we would like to try. First the death of my mother after many years of deterioration due to brain cancer, but mostly subsequent chemo and radiotherapy. Seeing her in bed, in such a long agony, fed by a tube, injections, bedsores. Constantly battling with the meaning of life, worth of such life, ultimate questions.

 

Then, after a short happy break came the disaster with my brother, cruel irony of the fate, that the person dearest to me, whom I care most about, was brought into tragic circumstances because of the Amazonian medicine, which had never even had opportunity to try. The same medicine that could have brought him more peace and equilibrium caused trouble and sadness. My wanting to do good resulted in bad, but things are never black and white.

 

The very same disaster that set me apart from my brother, brought me closer to my father than ever before in our lifes. The realization that he may never see me again was what finally lifted him from his deep depression, caused by years of negative attitude towards others, world, and as a natural consequence, towards himself. He kept casting on himself for years this negative spell, not only with actions of unhealthy lifestyle, but also by literally spelling it out : “life has no purpose”, “it’s over”, “i lost it”. The efforts to bring him into “now” were all in vain, and for his stubborn character no amount of “come on” would work. Only the opposite, “you can’t”.

 

 

Ostatnie lata przyniosły wiele trudnych lekcji o naturze uzdrowienia jako czegoś co nie może być wymuszone, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego dla innych próbowali. Najpierw śmierć mojej mamy po wielu latach degeneracji spowodowanej rakiem mózgu i późniejszą radio i chemioterapią. Patrzenie na nią w łóżku, w tak długiej agonii, karmioną przez rurę, zastrzyki, odleżyny. Ciągłe dylematy co do sensu życia, wartości takiego życia, pytania ostateczne.

 

Potem, bo krótkiej szczęśliwej przerwie nadciągła katastrofa z moim bratem, okrutną ironią losu, osoba mi najbliższa, na której tak mi zależało, właśnie przez amazońską medycynę, której nigdy nawet nie dane mu było spróbować, wpakowany został przeze mnie w tarapaty. Ten sam lek, który mógłby był przynieść mu więcej spokoju i równowagi ściągnął na nas tragedię i smutek. Moja próba czynienia dobrze, skończyła się źle. Ale rzeczywistość nie jest nigdy czarno biała.

 

Ta sama katastrofa, która oddzieliła mnie od brata, przybliżyła mnie do ojca bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w naszych życiach. Świadomość, iż być może nigdy nie zobaczy mnie już więcej była tym co w końcu wyrwało go z głębokiego marazmu i depresji, spowodowanej latami negatywnego nastawienia do świata, innych, i w naturalnej konsekwencji, do samego siebie. Wytrwale rzucł na siebie przez lata te negatywne zaklęcie, nie tylko poprzez niezdrowy tryb życia, ale dosłownie, przez wypowiadanie klątwy : “życie nie ma celu”, “jest już za późno”, “przegrałem”. Wysiłki sprowadzenia go do Tu i Teraz były na próżno, i na jego uparty charakter nie mogło zadziałać żadne “no chodź, dalej”. Jak się okazało, jedynie przeciwne, “nie możesz”.

 

 

 

 

So when he could not, he came. He came first time in his life, to Peru, to Amazon jungle, him who always scorned those exotic cultures, him who hated the heat. We spent great year together, and it brought enthusiasm into his life..It brought some hope, a least sparks. There was still a lot of self pity, a lot of negativity but I knew the burden of a lifetime can not be cleared in a month. On top of that, because of his health condition and weak heart, as well as our family history with ayahuasca, I was again faced with difficult choice, and were not able to use the most powerful tool we have for lifting such depression. All we could do during this short stay, and a year later, during 6 months of second visit, was to introduce him to healthier living, to all the things he scorned for so many years, with the favourite saying “what is the difference if I die sick or healthy”. So during this time he quit alcohol and cigarettes, was eating well, spending a lot of time outdoors. We tried to show him the best we could of Peru, the jungle, ocean, mountains.

 

 

Więc kiedy okazało się że nie może, to przyjechał. Przyjechał po raz pierwszy w swoim życiu tak daleko, do Peru, do dżunglii amazońskiej, on, który zawsze wyśmiewał się z “egzotycznych” kultur, który nie znosił gorąca. Spędziliśmy wspaniały miesiąc razem, i wniosło to w jego życie odrobinę entuzjazmu, przyniosło nieco nadziei, chociaż iskierki. Zaczął być nieco bardziej aktywny, znów planować. Wciąż było wiele użalania się nad sobą, wiele negatywności ale wiedziałem, że bagaż nagromadzony w ciągu całego życia nie może być tak łatwo oczyszczony w ciągu miesiąca. Poza tym, ze względu na jego stan zdrowia i słabe serce, jak i naszą niedawną rodzinną historię z ayahuaską, znów byłem postawiony przed trudnym wyborem i nie czułem iż mogę użyć najpotężniejszego z narzędzi jakie mamy do walki z taką depresją. Wszystko co mogliśmy zrobić podczas tak krótkiego pobytu, jak i rok później, podczas sześciu miesięcy drugiej wizyty, to przestawić go na zdrowszy tryb życia, zapoznać z tymi rzeczami, którymi gardził przez te lata, kiedy jego ulubionym powiedzeniem było “co za różnica czy umrę chory czy zdrowy”. Więc podczas tego czasu odstawił zupełnie alkohol, papierosy, zaczął lepiej jeść ( chociaż stale narzekając ), spędzał dużo czasu na dworze. Próbowaliśmy pokazać mu najlepsze co się dało w Peru, dżunglę, ocean, góry.

 

 

 

 

It was not too late to rebuild the bond we probably never had since childhood. Every day and every now was worth trying. But it turned out, it was too late for this change to undo so many years of the opposite, of anger, resentment, frustration on spiritual level, and unhealthy habits on physical level.

 

The plants are powerful tools. Traditional medicine can do wonders. But applied in a right time, and with cooperation, strong will and intention of the patient. So when the snake bit, it was too late, too hard. The snake in form of cancer. Things went quickly. We tried many things, consulting with many healers, both traditional, from different fields, as well as oncologists. But things went quickly.

 

 

Nie było za późno by odbudować więź, jakiej prawdopodobnie nie mieliśmy od dzieciństwa. Każdy dzień i każde teraz było warte próbowania, i jeżeli czegokolwiek żałuję, to każdego podniesienia głosu, każdej nawet drobnej utraty cierpliwości.  Ale jak się okazało, było za późno by ta zmiana odkręciła tyle lat odwrotnego, gniewu, żalu, frustracji na poziomie duchowym, a niezdrowych nawyków na fizycznym.

 

Rośliny są potężnymi narzędziami. Tradycyjna medycyna może uczynić cuda. Ale użyta odpowiednio wcześnie, i z współpracą, silną wolą i intencją pacjenta. Więc kiedy wąż ukąsił, było za późno, zbyt trudno. Wąż w formie raka. Sprawy potoczyły się szybko. Próbowaliśmy wielu terapii, konsultując z wieloma uzdrowicielami, zarówno tradycyjnymi, wielu specjalności, z wielu tradycji, jak i konwencjonalnymi, onkologami, chirurgami. Ale sprawy potoczyły się szybko.

 

 

 

 

The gift of my mothers suffering turned out to be a lesson in yet another sense i did not expect before. Seeing her long agony helped me understand that it is good that all went quickly this time. It is good suffering was short and less, even if that is so relative, I thought, when I saw my father take for granted or complain about things so many others would be grateful for.

 

He went back to Poland on the 21st of February. We were able to reconcile, to say our good byes, I knew that deep inside he knew he is coming exactly for that. After his return home, he saw his second son he had been missing. He was still unable to tell these things, years of emotional blockage also can not be undone in last moment, but he was able to show. Then pneumonia set in and other complications. Exactly one month later, today, on the first day of spring, on the first day of new astrological year, when the great cycle of life turns again, his last breath was gone and he was spared further suffering.

 

 

Dar cierpienia mojej mamy okazał się lekcją jeszcze w innym sensie, jakiego się nie spodziewałem. Pamięć jej długiej męki pomogła mi zrozumieć, że to dobrze, że tym razem wszystko potoczyło się szybko. To dobrze, iż cierpienie było krótkie, i było go mniej, chociaż to tak relatywne, myślałem, kiedy widziałem mojego ojca jak narzeka na rzeczy za które wielu innych byłoby wdzięcznych.

 

Wrócił do Polski 21 lutego. Mieliśmy czas by się pogodzić, pożegnać. Wiedziałem, że on w głębi wiedział, iż właśnie po to przyjechał. Po jego powrocie do domu, mógł zobaczyć się z drugim synem, za którym tęsknił. Wciaż nie był zdolny mówić o tych rzeczach, lata emocjonalnych blokad trudno odkręcić w ostatniej chwili, ale był w stanie pokazać. Potem zaatakowało zapalenie płuc i inne komplikacje. Dokładnie miesiąc po powrocie, dzisiaj, pierwszego dnia wiosny, pierwszego dnia nowego astrologicznego roku, kiedy wielki cykl życia znów się obraca, jego ostatni oddech uszedł i oszczędzone mu zostało dalsze cierpienie.

 

 

 

 

I give thanks for that. But not only, I also give thanks for the greatest gift he left behind, even if until the last moment, I am still not sure, he was conscious of it. When I posted here on this blog last time, it was exactly four months ago. We didn’t know yet about his cancer. My brothers charges were being dropped, we spoke again, the storm was almost over. I wrote then a quote from one of my favourite dub songs :

“I give tanx for life. Never will I be ungrateful. I give tanx for life.  Even if my days are dreadful”

I also wrote, taught by the hardships of those many preceding months, that the answer is not in the joy when things are going smooth, like then, on the beach, with family happy, but in remembering, etching out these words in the bottom of the soul, remembering when the things are hardest. This is the unconquered joy in tears, joy in prisons, joy in despair, joy that overcomes death.

 

 

Jestem za to wdzięczny. Ale nie tylko, składam także dzięki za największy dar jaki na końcu mi zostawił, nawet jeżeli do ostatniej chwili, nie jestem tego pewien, nie był go świadomy. Kiedy ostatni raz pisałem coś tu na blogu, było to dokładnie cztery miesiące temu. Nie wiedzieliśmy jeszcze o jego raku. Mój brat był właśnie uniewinniony z postawionych mu zarzutów, nawiązaliśmy znów kontakt, burza prawie minęła. Napisałem wtedy cytat z jednego z moich ulubionych dubowych kawałków :

“Dziękuję za życie. Nigdy nie będę niewdzięcznym. Dziękuję za życie. Nawet jeśli me dni są koszmarem”

Napisałem także, nauczony przeciwnościami tych wielu poprzednich miesięcy, że odpowiedź nie jest w radości kiedy wszystko toczy się gładko, jak wówczas, na plaży, ze szczęśliwą rodziną, ale w pamiętaniu, w wyryciu sobie tych słów w głębi duszy, pamiętaniu kiedy jest najgorzej. To jest ta niepokonana radość we łzach, radość w więzieniach, radość w rozpaczy, radość, która przezwycięża śmierć.

 

 

 

 

 

This the joy that was so hard to access for my father. This the joy that arises only from patient acts of gratefulness, day by day, moment by moment, the joy that seems to be out of reach of most of us, at most times. This is the state of being that, obviously was out of my reach for so many years. It is obvious we inherit life attitudes, growing together with others we take them by osmosis, from society, from friends, but most of all from closest family. I never was able to discover, but was very interested, where this cycle started, for us, also for my tribe. Who was the first who was hurt so much, that started the curse of generations, passing on frustration, anger, unfullfillment, desperate reaching out for love, defense mechanism of alcohol, the drugs? In the end I gave up looking for that answer and I think it changes very little. I found the answer in now, NOW without guilt, without reasoning, without trying to sort out the past. I first found it intellectually, on my spiritual search, but that was not enough. This enormous thirst can not be quenched by words, by concepts, only by feeling and by experience. That experience was provided to me first by contact with certain societies of joy, and then by the plants, and I will never stop singing praise to them, despite the legal situation, despite my persecution. I hope I will also never forget the lesson left by my father.

 

 

To radość jaka była trudna do osiągnięcia przez mojego ojca. Ta radość wyrasta tylko z cierpliwych aktów wdzięczności, dzień po dniu, chwila po chwili, to radość jaka wydaje się być poza zasięgiem większości z nas, przez większość naszego czasu. To stan bycia, jaki był oczywiście także poza moim zasięgiem przez tyle lat. Jest oczywistym, iż dziedziczymy postawy życiowe, wyrastając razem z innymi przejmujemy je przez osmozę, od społeczeństwa, przyjaciół, ale przede wszystkim najbliższej rodziny. Chociaż nigdy nie mogłem tego odkryć, od dawna byłem bardzo zainteresowany, kiedy ten cykl się zaczął, dla nas, dla rodziny, dla mego plemienia. Kto i kiedy został tak pierwszy skrzywdzony, iż uruchomiło to klątwę pokoleń, przekazywania frustracji, gniewu, niespełnienia, desperackich prób wymuszania miłości, obronnych mechanizmów alkoholu, narkotyków? Ostatecznie porzuciłem te poszukiwania, bo myślę, że taka odpowiedź w istocie niewiele zmienia. Znalazłem skuteczną w teraz, TERAZ bez poczucia winy, bez rozumowania, bez próby osądzania przeszłości. Najpierw znalazłem ją intelektualnie, podczas duchowych poszukiwań, ale to nie było wystarczające. Te ogromne pragnienie nie może być zaspokojone poprzez słowa, przez koncepty, a jedynie poprzez czucie i poprzez doświadczenie. To doświadczenie było mi najpierw dane poprzez kontakt z niektórymi społecznościami – społeczeństwami radości, a potem poprzez rośliny, i nigdy nie umilknie moja pieśń sławiąca je, niezależnie od sytuacji prawnej, niezależnie od prześladowania. Mam nadzieję, że nigdy także nie zapomne o ostatniej lekcji pozostawionej przez mego ojca.

 

 

 

 

 

It is lesson by negative inspiration. For some it may be controversial thing to write on the day of his death, but I am only interested in truth, truth as liberation. We have different destinies and different ways of teaching those who choose to listen everywhere and carefully. My father had many great qualities, and we can tell story from different angles. Shamanism, Amazonian as well, teaches there is no separate good and bad, there is one reality. The most beneficial medicines can be poisons, the most powerful healing trees bring also the dark power, shitana. Perhaps the greatest masculine quality present in our family, and inherited probably along the long line, ( I can only reach as far as my grandfather ) is the extreme stubborness or perseverance. This is perfect example of the ambiguity of the world I mention above. This stubborness is what I believe helped my brother survive in jail, this stubborness is what brought me where I am, very far along rarely trodden paths, but this stubborness was also what killed my father.

Because when energy is employed for wrong intention, its effects can be devastating. When one declares he does not want to live, he does not enjoy this and this and this, he does not enjoy life, then with such energy behind , that wish will be granted and unwanted gift of life taken away. There is an old Sufi saying, that we are like guests of God at the banquet of life, and we can expect to be served, but have no right to demand. My father demanded and tried to force his way for so many years, and he was not alone in this, this is what masses of unhappy souls do every day, and in many cases a lifetime is not enough to understand that happiness is not achieved by force, by demanding, but by letting go. So after my dad grew tired and weak – and for a strong character like his it took long time – he started complaining. That is other side of the same coin, frustration and anger, they alternate and create misery again and again, for oneself and for others.

 

 

To lekcja poprzez negatywną inspirację. Niektórym może wydać się kontrowersyjne pisać coś takiego w dzień jego śmierci, ale ja jestem zainteresowany jedynie prawdą, prawdą jako wyzwoleniem. Mamy różne przeznaczenia, różne sposoby przekazania swojej lekcji tym, którzy chcą przy każdej okazji, z każdego źródła, i dostatecznie pilnie się uczyć. Mój ojciec miał wiele wspaniałych cech, i oczywiście każdą historię możemy opowiedzieć na wiele sposobów. Szamanizm, także amazoński, pokazuje, że nie ma rozdzielonego dobra i zła, jest jedna rzeczywistość. Najbardziej dobroczynne leki mogą być truciznami, najpotężniejsze uzdrawiające drzewa mają także w sobie ciemną moc, shitanę. Być może największą męską cechą obecną w naszym rodzie, i prawdopodobnie odziedziczoną gdzieś po długim łańcuszku ( ja pamięcią sięgam jedynie do swego dziada ) jest ekstremalny upór i wytrwałość. To doskonały przykład wieloznaczności świata o jakiej piszę wyżej. Ten upór, jak sądze, jest tym co pomogło memu bratu przetrwać w areszcie, ten upór przywiódł mnie tu gdzie jestem, daleko na mało uszczęszczanej ścieżce, ale ten upór jest też tym co zabiło mojego ojca.

Ponieważ gdy energia jest zaprzęgnięta do złej intencji, jej efekty mogą być niszczące. Kiedy deklaruje się, iż nie chce się żyć, nie cieszy ani to ani to ani to, nie cieszy życie, wówczas, z tak silną energią, takie życzenie zostaje spełnione, i niechciany dar życia odebrany. Jest stare sufickie powiedzenie, jesteśmy jak goście Boga na bankiecie życia, i możemy oczekiwać iż będziemy obsłużeni, ale nie mamy prawa żądać. Mój ojciec żądał, i chciał siłą torować sobie drogę przez tyle lat, i nie był w tym sam, masy nieszczęśliwych dusz robią to co dzień, i w wielu przypadkach całe życie nie starcza by zrozumieć, że szczęście nie może być osiągnięte siłą, poprzez żądanie, ale poprzez odpuszczenie. Wiec kiedy tata zmęczył się już tym i osłabł – a dla tak silnego charakteru zajęło to bardzo długi czas – zaczął narzekać. To jest druga strona tego samego medalu – żal i wściekłość, zamieniają się miejscami i tworzą nieszczęście, dla swych gospodarzy i dla innych.

 

 

 

 

 

Our task is not to repeat this cycle. This is where I am trying to explain how my father’s life is a gift for us. It is by the power of opposites, by the eternal laws of action and reaction, where the careful and aware can learn. It is by the very strength of this tragedy that it can be seen so clearly, and so the lesson can be learned best. It is by gift of being almost every day with him for past 6 months, ( so rare these days, for people my age, with broken families being norm rather exception ), that I was able to observe him in me and me in him, was able to see my qualities, my character, so sharp it sometimes hurt. I was able to catch myself again and again on similar thought and action patterns, same kind of criciticsm, impatience and even if a lot milder now, there is not much to stop them from growing into the same disease that consumed my father. They say in the Amazon that for becoming brujo, black sorcerer, one must not do much, just let it happen, it is the purification of healer that requires constant work, effort, and remembering.

 

 

Naszym zadaniem jest nie powtarzać tego cyklu. To właśnie tutaj próbuje sobie wytłumaczyć jak życie mojego ojca jest darem dla nas. To poprzez moc przeciwstawieństw, poprzez odwieczne prawa akcji i reakcji, na których uważni i świadomi mogą się uczyć. Właśnie poprzez intensywność tego dramatu można zobaczyć tak wyraźnie, i lekcja może być najlepiej przyswojona. Poprzez dar przebywania z tatą prawie każdego dnia przez minione sześć miesięcy ( tak rzadki dar w dziejszych czasach, dla ludzi w moim wieku, w erze rozbitych rodzin ), byłem w stanie obserwować jego w mnie a mnie w nim, i mogłem zobaczyć moje cechy, mój charakter, tak ostro iż czasem bolało. Byłem w stanie złapać się wielokrotnie na podobnych wzorcach myśli i działania, tym samym krytycyzmie, niecierpliwości, i nawet jeśli są o wiele łagodniejsze teraz, nie ma wiele przeszkód aby wyrosły w tą samą chorobę, która pożarła mego ojca. Mawiają w Amazonii, iż aby stać się brujo, czarownikiem, nie wiele trzeba robić, wystarczy na to pozwolić, natomiast oczyszczanie uzdrowiciela jest czymś co wymaga nieustannej pracy, wysiłku i przypominania.

 

 

 

 

 

So my prayer on the departure of my father is for his spirit to keep reminding me. When in my early childhood I was devasted by death of my grandfather, I woved to stay honest man as he was. This time I summon my father stubborness and my mother’s direction / intention to be always focused on the good things in life, because it is then that they abound. My abundance already is beyond measure. The quest now is to share it, in any way I know, be it by telling story or by sharing the gift of the medicines, which open path of liberation. This path is to be trodden by each and every one, we can support each other, and we may fall again and again, but for fucks sake, don’t wait until it is too late. Don’t wait a single day. Be happy today.

 

 

Tak więc moja modlitwa na odejście mojego taty jest aby jego duch mi przypominał. Kiedy w moim dzieciństwie straciłem pierwszą ważną osobę, mojego dziadka, przysiągłem pozostać uczciwym człowiekiem, tak jak on był. Tym razem wzywam upartość mojego ojca i kierunek / intencję mojej mamy, aby zawsze i wytrwale podążać uwagą w stronę dobrych rzeczy w życiu, ponieważ wówczas rodzi się ich obfitość. Ta obfitość w moim życiu już teraz jest niezmierzona. Czas na jej dalsze pomnażanie i przelewanie, czy to poprzez opowieść, czy poprzez dzielenie się darem medycyny, która otwiera ścieżkę do wyzwolenia. Tą ścieżką każdy musi pójść sam, możemy się wspierać, być może nieraz upadniemy, ale kurwa mać, nie czekajcie aż będzie za późno. Nie czekajcie ani dnia. Bądźcie szczęśliwi dziś.

 

 

 

 

 

Instead of condolences towards me, find one less thing to complain about. I have a good purge today, tears and further unblocking of the heart. I know how to make this story meaningful, inshallah, if the Writer allows it. Be a part of the tale of gratitude wherever we are.

This is a liberation day, his task is over. Ours not.

 

 

Zamiast wysyłania mi kondolencji, znajdźcie choć jeden powód do narzekania jaki warto wypierdolić. Miałem dziś dobre oczyszczenie, dużo łez i dalsze odblokowanie serca. Wiem jak nadać tej historii sens, inshallah, jeżeli Pisarz pozwoli. Bądźmy częścią baśni o wdzięczności, gdziekolwiek jesteśmy.

To dzień wyzwolenia, jego zadanie skończone. Nasze nie.

 

 

 

 

 

 

here and nostalgia / tu i wtedy

October 25th, 2017

 

 

 

How to reconcile this bloody BEHERENOW propaganda with embedded Slavic nostalgia? Even in most colourful NOW, the distant foggy THEN calls back like a devilish siren song…

 

 

Słowo daję, nie dla słowiańskiej duszy ta wschodnia Teraźniejszość w której każą być, gdy nawet w kolorowym TU to odległe, zamglone ÓWCZAS wzywa syrenią pieśnią, na zatracenie w otchłaniach pamięci.

 

 

 

 

 

 

 

 

Niekoniecznie zgadzając się ze wszystkimi stwierdzeniami poniższego tekstu autorstwa księdza Agreda, zdecydowałem, iż warto go przetłumaczyć, bo dotrzeć może do środowisk raczej niechętnych odmiennym stanom świadomości i psychoaktywnym roślinom, postrzegających je jako rozrywkę i ucieczkę. Poniższe świadectwo przemiany, które zamiast zamienić statecznego księdza w zdegenerowanego narkomana, uczyniła z wątpiącego chrześcijanina człowieka jeszcze głębszej wiary, może pomóc zobaczyć temat w nieco innym świetle.

 

 

 

 

Wiara i Ayahuasca


(Jak mówić o mojej wierze w Boga od czasu mojego doświadczenia z roślinami leczniczymi)


Ojciec Cristian Alejandría Ágreda
Ksiądz katolicki, pasterz w Centrum Takiwasi, Tarapoto w Peru

 

 

Co nieco strachu

 
 

Trochę boję się tego, co zostanie powiedziane, biorąc pod uwagę, że Kościół zawsze cehował dystans i pewna podejrzliwość w kwestiach szamanizmu, czarów i sposobów jakimi można pracować z roślinami. Spędzając czas z tradycyjnymi uzdrowicielami lub współpracując z ludźmi, którzy pracują z roślinami, zadawałem sobie pytanie: “Co powie biskup? W jaki sposób bracia w kapłaństwie zareagują, gdy dowiedzą się, że zaakceptowałem ten proces? ” Cóż, otrzymałem wiele odpowiedzi na te wewnętrzne pytania. Po pierwsze, był to biskup, niech spoczywa w pokoju, który poprosił mnie, abym przyszedł w jego imieniu i udzielił duchowej posługi w Centrum Takiwasi.

Chętnie przyjąłem szanse na pracę kapłańską i pracę jako pastor

w ramach tych systemów uzdrawiania i leczenia.
Aby zrozumieć doświadczenie pacjentów, zauważyłem, że niezbędnym było doświadczyć tego, co robią oni, czyli również wypić wywar z przeczyszczających roślin i rozpocząć proces, jaki miał doprowadzić do wypicia rośliny – nauczyciela – ayahuaski.

Musiałem to zaakceptować by uzyskać dostęp do odpowiedzi na wiele pytań, które pacjenci mogliby mi zadać i do wszystkiego, co chcieliby wyjaśnić na temat swych żyć.

 

 

 

Ciąg dalszy o mojej wolności podejmowania decyzji.

 

 

Kiedy rozpocząłem picie roślin, rozmawiałem o tym z biskupem i uzyskałem jego wsparcie. Jego odpowiedź była bardzo jasna : “Jeżeli to, co robisz i czego szukasz z roślinami w Takiwasi, jest w celu osiągnięcia celu zbawienia dusz, i jeżeli to pomaga ci także rozjaśnić pewne sprawy, możesz liczyć na moje poparcie, postępujesz dobrze.” Taka była jego odpowiedź. Ten pierwszy kontakt miał miejsce w 2003 roku.

 

Wkrótce sam musiałem zmierzyć się ze swoimi sprawami osobistymi. Brzemię moich problemów sprawiło, iż przeżyłem bardzo mroczne chwile, kiedy być może rzeczy straciły swoje znaczenie, wliczając to moje powołanie jako księdza. Usłyszałem zaproszenie od doktora Jacques Mabit. Nie tylko przyjąłem ofertę pracy zajmowania się jego pacjentami, ale i pracy przyjrzenia się i konfrontowania z własnymi problemami. To był mój pierwszy krok w stronę zrealizowania mojej wiary w Boga poprzez Matkę Naturę. Było przy nim niezbędnym, aby podejmowac decyzję jako osoba wolna. Z racji tego, że biskup zatwierdził i zaakceptował pracę jaką wykonywałem, moja świadomość otwarła się i przemówiła do mnie : “Witam, dobry wybór” a ja odparłem, “Jestem wolny.” Wolność leży w robieniu tego, co kieruje mnie w stronę dobrego, dobrego dla innych a także dobrego dla mnie samego.

 

Pierwsze kroki z roślinami

 

Podjąłem decyzję by wypić rośliny, choć nie było to łatwe, bo obecny był stale strach, bardzo zły strach. Istnieje naturalny strach, i jest czymś normalnym, to taki, który ostrzega cię byś na siebie uważał. Ale zły strach to taki, który generuje postawę podległości, coś, co przeszkadza nam w robieniu rzeczy, jakie powinniśmy zrobić. W tych pierwszych spotkaniach z rośliną zacząłem rozumieć, że ten strach niepokoił mnie, tak bym nie wszedł do świata jaki był mi nieznany. Poprosiłem o pomoc Boga i Dziewicę Maryję, użyłem wszystkiego co nauczyłem się jako kapłan od swojej Matki Kościoła, i rozpoczęłem pierwszą sesję.

 

Była wspaniała. Od początku czułem się dobrze przyjęty, tak jakby ktoś mnie oczekiwał. Kobiecy głos mówił mi “witaj, jesteś w domu, to jest twoje miejsce, tu gdzie żyjesz”. Chociaż początkowo nie rozumiałem, zaczęło do mnie docierać, że jestem częścią natury, że docierałem do mojego pochodzenia, gdzie rodzi się moja fizyczna postać, gdzie leży oddech Boga. I tak zaczęło się we mnie budzić zaufanie, zaufanie w ten głos i zaufanie w moją wiarę. Miałem uczucie jakby Bóg wszystko aprobował, jak gdyby gratulując mi. I zobaczyłem wówczas dobrą stronę, wszystko piękne i wspaniałe. Kiedy sesja zakończyła się, byłem pod wielkim wrażeniem. Dobra decyzja.

 

Ale już podczas drugiej rozpoczęliśmy wchodzenie w “ciemną stronę”, i zdałem sobie sprawę, że pierwsza sesja była wzmocnieniem fundamentu, to znaczy wiary i zaufania, w celu wkroczenia na stronę jakiej nigdy wcześniej nie znałem. Było to doświadczenie pełne emocji, ujrzeć samego siebie zabranego na tą ciemną stronę, i móc powiedzieć t,o co mówię dziś z całą pewnością: “ujrzałem twarz diabła ( Szatana )”, ponieważ to jest właśnie diabeł, to ciemność, to ciemność naszej igorancji, tego jak mało wiemy o swojej przeszłości, o historii, o wszystkim czego się dobrze nie nauczyliśmy, wliczając w to samą wiarę. Wypływają cały bałagan i cała niespójność naszego wewnętrznego pomieszania co do tego co duchowe i przyziemne, to co źle zrozumieliśmy i nie nauczyliśmy się poprawnie. W taki właśnie sposób zrozumiałem życie ! Na tym pierwszym etapie to był kompletny bałagan, jak rozrzucone puzzle, gdzie wszystko wydawało się mieć swoją twarz, każda część zła miała diaboliczne oblicze. Najbardziej przerażającą rzeczą jaką dane mi było zobaczyć była twarz Szatana. Poczułem nawet, że przybliżył się i dotknął mnie, pachnąc siarką, i że był przy moim boku. Towarzyszył mi potem przy kilkunastu sesjach, około dziesięciu, podczas gdy byłem leczony i rozwijałem się, nie tylko jako osoba ale także jako kapłan.  Tak zrozumiałem że Bóg zlecił tej tajemniczej roślinie aby ukazała mi całą Jego moc, i zdolności, i by przeszły przeze mnie jako księdza. Jestem bowiem osobą, jaka od dzieciństwa marzyła o zostaniu księdzem, i był taki czas, że cierpiałem wiele aby zrealizować to powołanie. Bóg chciał bym znalazł się w miejscu o jakim zawsze marzyłem.

 

Pozostałe doświadczenia to bitwa za bitwą, kiedy roślina szykowała sytuację, i czekała na moją akceptację. W taki sposób zacząłem rozumieć, iż moje poddanie, mój udział zależały kompletnie ode mnie, i że dotyczyło to nie tylko sesji z ayahuaską,. ale w prawdziwym życiu. Zrozumiałem to, co Jezus powiedział do sparaliżowanego w Ewangelii – “Mówię ci, wstań, weź swoją matę i idź do domu”. Bóg wskazuje na rozwiązanie,  lekko popycha, a każda osoba musi wykonać swoją część, ponieść się i iść, zrobić to, co mają zrobić.  Tak stopniowo zrozumiałem, że to było moje uczestnictwo, że każda bitwa w której zaakceptowałem zło była przegrana, że krok po kroku widziałem, iż dobro zawsze zwycięża.

 

Widziałem też w tych bitwach ukrzyżowanego Jezusa. W pewnej chwili mojego ramienia dotknął krzyż, i przez sekundę mogłem zobaczyć wizję tego, co krzyż symbolizował, całą wagę ludzkiej historii, wszystkie wojny, przelotną wizję której nie mogłem unieść. To nie była zła wizja, pochodziła od Boga, ale było czymś nie do zniesienia, gdy w jednej chwili surowe obrazy całej historii świata i jego konfliktów wykreowały atmosferę śmierci. Mądry głos, nie wiem czy to mojego sumienia, wiary czy też rośliny, powiedział mi ” Jesteś kapłanem i to jest ścieżka, która na ciebie czeka.” Wkrótce po tym doświadczeniu mogłem stwierdzić : “To własnie w tym celu się narodziłem, to było moje marzenie i teraz widze je z większą jasnością, i akceptuję z przyjemnością…”. Kiedy to wypowiedziałem, mogłem ujrzeć Lucyfera poza krzyżem, przykutego w piekle. To przypomina mi księgę Apokalipsy, gdzie diabeł jest już pokonany, razem ze swoimi wyznawcami, tylko czekając na czas kiedy Bóg wymierzy swoją sprawiedliwość.

 

Zdałem sobię sprawę, po pokonaniu moich najbardziej osobistych problemów, że inne sesje były tylko ścieżką treningową. Uczyłem się i poznawałem przewagę zła nad dobrem, do czego zdolne są wiara i zaufanie, do czego zdolny jest Bóg. W ignorancji naszych umysłów diabeł jest w stanie przekonać nas o swej niezwyciężonej sile, ale jak mówi święty Paweł, “Gdzie wiele jest grzechu, wiele jest łaski”, to znaczy, nawet jeżeli prawdą jest, że szatan ma wielką moc, to jest moc ograniczona, a moc Boga nie.  Czym jest więc ona w obliczu Bożej siły? “Nie zapominaj”, powiedziano mi “że jesteś częścią stworzenia”. Zobaczyłem szatana przy moim boku czekającego na moment słabości, i powiedziałem mu “Masz władzę nade mną, ale nie nad Bogiem. Od teraz będziesz musiał walczyć z moją wiarą. Nie zacznę tej wojny. Ale walczyć będziesz musiał nie tylko z moją wiarą ale ze wszystkimi osobami, jakie przejdą przeze mnie.”

 

Od tego momentu, na ścieżce dobra, głos mówił do mnie, kojący głos, miękko rzecząc “Powinieneś poznać trzech nauczycieli, pokorę, cierpliwość, zaufanie, aby lepiej uczyć się i lepiej bronić przed całym złem.”

 

Człowiek potrzebuje

- być pokornym wobec ego, dumy, zarozumiałości

- mieć cierpliwość wobec arogancji i postaw dominacji

- być pełnym zaufania w obliczu strachu

 

Powiedziałem do siebie “Jestem tym, który potrzebuje tego wszystkiego, ponieważ muszę wyzdrowieć. Co mi przyjdzie z opiekowania się innymi, którzy tego potrzebują, jeżeli jestem sam w pierwszej kolejności w potrzebie?” Głos odpowiedział “To prawda, otrzymasz to. To będą twoi nauczyciele, czas przyniesie dowody, krok po kroku, a także Bóg”. Diabeł robi co chce, ponieważ wierzymy mu, wierzymy Kłamcy, ale kiedy przestaniemy, a zaczniemy wierzyć w Boga, szatan nic nam nie zrobi.

 

Zrozumienie głębi mojego powołania

 

Aby być kapłanem, wcześniej trzeba być chrześcijaninem, bo kapłaństwo jest jedynie służebną funkcją w imię Chrystusa dla świata – ale na osobistym poziomie jestem przede wszystkim chrześcijaninem. Osobiste doświadczenie z roślinami wywarło na mnie wrażenie, bo jest jedną rzeczą wysłuchać czyiś argumentów czy jego filozofii, a czym innym przeżyć to i poczuć. Podczas sesji ayahauska powiedziała mi : “Zasada numer jeden, nie próbuj za wiele zrozumieć, ale raczej poczuj, bo to co poczute, jest przeżyte, a to co przeżyłeś, możesz głosić innym”. To właśnie zawsze chciałem zrozumieć – dlaczego jest tak wiele gadania o Bogu, o miłości, o wybaczaniu, jeżeli jest to wszystko tak szybko zapominane, i wszystko robione na odwrót? Teraz rozumiem, sedno leży nie w “gadaniu” ale w “czuciu”, a później w utwierdzaniu, wcielaniu w życie, to najważniejsza rzecz.

 

Aby być księdzem, musisz odkryć powołanie kapłańskie, ponieważ to nie ja jestem kapłanem, Jezus Chrystus jest jedynym wielkim Kapłanem. Muszę nauczyć się, że jako ksiądz jestem zaproszony przez Ojca, w bardzo szczególny sposób, aby wykonywać jego zadanie. Tak zobaczyłem eucharystię, sakrament, który nie pochodził z moich rąk, ale z rąk Jezusa Chrystusa. Potem ujrzałem siebie ubranego w białe szaty, i zrozumiałem, że Jezus używa mojego ciała jako instrumentu. Używa mojej wiedzy, i tego czego się uczyłem, tak odkrywałem stopniowo wagę tego specjalnego powołania.

 

Prawdziwe trudności rozpoczęły się dla mnie później, po tych wyjaśnieniach. Zrozumiałem, iż problem polegał na tym, że kiedy stanąłem przed tym wielkim i szlachetnym zadaniem, wszystkie złe nawyki z mojej przeszłości pojawiły się znowu. “I jak ja mam to wszystko zmienić?”, zapytałem. Zrozumiałem konsekwencje mojej decyzji, ale pomimo wszystko musiałem kontynuować to, na co się zdecydowałem, mój wybór w stronę Boga, i to było wszystko. Czułem, iż przemawia do mnie zaufanie. Strach zaczął znikać. Przechodziły mnie dreszcze, skóra pokryła się gęsią skórką, a nawet poczułem włosie na niej, i że to ja byłem diabłem. Stałem się świadomy tego, że musiałem sam się nauczyć, pracować nad osobistym rozwojem. Zacząłem więc akceptować i uczyć się, jak pozbywać się tego co złe, strachów, ignorancji, nieznanego, wątpliwości, fałszywych wierzeń… Pozbywałem się pomieszania, nawet tego odnośnie różnicy między uzdrowicielami a czarownikami. Pomyślałem “jak mogę to wszystko akceptować, jeżeli jest to czarna magia?”. Potem rozwiązałem te wątpliwości, nauczyłem się jak rozróżniać. Rośliny nauczyciele rozwiały moje wątpliwości, ponieważ społeczeństwo musi wiedzieć, co ta różnica oznacza. Ostatecznie roślina pokazała mi, że ścieżka uzdrowiciela jest właściwa, słuszna, to droga uzdrowienia, oczyszczenia, nauki. Rośliny leczą, ale potrzebują pomocy od osoby która im służy, to znaczy uzdrowiciela. Czarownik, z drugiej strony, niszczy moc roślin, w celu czynienia zła, szkody, zwodzenia, podporządkowania, zmieszania.

 

Podczas jednej z sesji ujrzałem doktora Jacques przemieniającego się w roślinę, w ayahuaskę, i ujrzałem Jezusa Chrystusa używającego tejże rośliny. Pomyślałem ” Doktor Jacques transformował się w roślinę, i ta sama roślina jest w rękach Jezusa, to znaczy iż jest to boże lekarstwo”. A Bóg rzekł mi “On jest moim instrumentem, tak jak ty nim jesteś, jako duchowy uzdrowiciel”. Prawdziwą medycyną jest Jezus Chrystus, i kiedy przychodzi czas sesji to własnie on wykonuje swą pracę poprzez uzdrowiciela i ayahuaskę. To dlatego przychodzą tu demony. Głos podczas sesji powiedział mi : “Tak, Bóg chce by człowiek był zbawiony, to zależy od niego” ; “to zależy ode mnie” – powiedziałem – “pracuj przeze mnie, nie przez nich samych”.

 

Postrzegałem każdą sesję ayahuaski jako klasę w szkole, i na każdych zajęciach, kiedy mówiłem o sobie, kiedy pytałem o pracę jaką mam wykonać, było można zauważyć coraz więcej aprobaty. Dlatego właśnie mogę powiedzieć, że leczenie i nauczanie działo się równolegle, szkolenie jak rozwiązywać te problemy, teraz moge je dostrzegać, ponieważ sam poznałem prawdę.

 

 

Leczenie i błogosławieństwo

 

 

Na innym etapie zostałem poinformowany, że prawdziwi uzdrawiający podczas sesji, o czym mowa w tekstach niektórych świętych pieśni, tzw “ikaros”, to Jezus i Dziewica Maryja. Znajdziesz ich oboje w ceremonii, chociaż w moim wypadku nie widziałem Maryi, ale czułem jej obecność w sesjach w jakich miałem okazję uczestniczyć. Od tego czasu najpiękniejszą rzeczą jaką zacząłem czuć i przeżywać jest moja wewnętrzna rzeczywistość, w sposób bardziej przejrzysty i jasny, świadomy, iż muszę być szczery wobec samego siebie, transparentny w mych uczuciach, myśleniu, byciu i mowie. Świadomy, iż Jezus włożył swojego ducha w me dłonie, co wywarło na mnie duże wrażenie. Zrozumiałem także, że między leczeniem a błogosławieństwem jest duże podobieństwo, ale nie są one identyczne. Nie są identyczne dlatego, że sesja jest związana z leczeniem / uzdrawianiem za pomocą roślin, podczas gdy poza sesją boska łaska jest otrzymywana bezpośrednio z kapłańskiego błogosławieństwa. W skrócie, w obu wypadkach działanie jest takie same, ale z innym “smakiem” i w ostateczności wszystko pochodzi od Niego. Zrozumiałem, że Bóg ma do dyspozycji wszystkie sposoby aby dotrzeć do ludzi, i wiele źródeł. Głównym jest Kościół i jego sakramenty, słowo boże, i to bez wątpienia nie uległo zmianie.  Jednakże powyższe nie oznacza, że są one jedynymi źródłami łaski, jest ich o wiele więcej. To nie religia czyni człowieka dobrym, ale jego zaangażowanie, szczerość, transparentność, jego chęć zmiany i czynienia dobra. I oczywiście dobry nie miesza się w żadnym stopniu ze złem, bo wtedy przestaje nim być. Bóg jest w zasięgu wszystkich, każdej osoby,  i mogłem jasno zrozumieć co znaczą słowa “Bóg chce aby każdy był zbawiony”, i boli mnie kiedy słyszę”Chce aby każdy każdy był zbawiony, ale nie każdy chce być zbawionym”. Ale od tego tutaj jesteśmy, aby przebudzać sumienia, przemawiać do nich, sprawiać by zrozumiały, dzięki naszemu przykładowi i życiu. Chciałbym aby było prawdą, bym mógł twierdzić “Wszyscy, którzy są przy moim boku, poznają jak odnaleźć Boga”.

 

Roślina dokonała mojego uzdrowienia i błogosławieństwa na trzy sposoby : jako uzdrowiciel, doktor i nauczyciel. Śmiem nazwać roślinę “mym uzdrowicielem”. Kiedy ją piję, wiem, że jest to uzdrowiciel, którego witam w swoim ciele, wiem z kim jestem, z moim uzdrowicielem. Jest nim, ponieważ oczyszcza ciało, umysł, oczyszcza czarną magię, oczyszcza wszystko. Jest także doktorem, ponieważ dokonuje “chirurgicznej operacji”, operuje chore serce, mózg… Ponadto, działa jako nauczyciel w sesji, jak wspomniałem uprzednio. Takie są trzy role rośliny – mistrza, i aby w taki sposób mogła zadziałać, jest ważnym by pacjent zainwestował swą jak największą wiarę, zaufanie i koncentrację, kiedy przystępuje do sesji, i by pozwolił jej wykonać swą robotę. Miałem jasne i precyzyjne uczucie rozpoznania tychże trzech funkcji. Tak samo jak w prawdziwym życiu łaska boża pomaga mi podążać do przodu, by poznać światło i obronić się od zła wszelkiego, tak w sesji to rośliny są dla mnie świętą medycyną.

 

Na koniec, jeżeli miałbym w jednym określeniu zawrzeć to, co było moją pracą w Centrum Takiwasi na przestrzeni lat, byłoby to “Boży uzdrowiciel duchowy”.

 

[ tłumaczenie :  Światosław Wojtkowiak ]

 

 

 

 

Faith and Ayahuasca


(How to speak of my faith in God since my experience with medicinal plants)

 

Father Cristian Alejandría Ágreda

Catholic Priest, Pastoral Guidance at the Takiwasi Center, Tarapoto, Peru

 

A bit of fear
 
 

I am a little afraid of what will be said given that the Church has always been reserved and somewhat suspicious on the topics of shamanism, witchcraft and the way the work with the plants can be managed. While spending time with the traditional healers or associating with people who work with the plants I asked myself, “What will the Bishop say? How will my brothers in the priesthood react when they learn I’ve accepted this process?” Well, I received many answers to these inner questions. First of all, it was the Bishop, may he rest in peace, who asked me to come in his name, and to give spiritual services at the Takiwasi Center. I gladly accepted the chance to do my priestly labor and work as pastor within these systems of healing and curing.

In order to understand the patients’ experience, I saw that it was necessary to experience what they were doing, that is, drinking purgatives and beginning the process until getting to the master plant Ayahuasca. I had to accept this in order to, from then on, have answers for the many questions the patients would have and everything they wanted to clarify about their lives.

 

Counting on my freedom to make decisions

 

Once I had begun drinking the plants I spoke to the Bishop about what I had done and he gave me his support. His response was very clear. “If what you are doing and seeking with the plants at Takiwasi is to achieve the goal of saving souls, and if this also helps to clarify things for you, you can count on my authorization, you have proceeded well”. That was his response. This first contact was in 2003.

Soon I had to address my personal affairs. The pressure of my problems had me live through some very dark moments where perhaps things had lost their meaning, including the meaning of my vocation as priest. I heard Dr. Jacques Mabit’s invitation. Not only did I accept the job of attending to the patients, but also the work of facing my own problems and confronting them. This was my first step towards addressing my faith in God through Mother Nature. It was essential to make decisions counting on my freedom. Given that the Bishop had approved and accepted the work I was doing, my consciousness opened up and said to me, “Welcome, good choice”, and I said, “I am free”. Freedom lies in doing what aligns me towards good, the good for others and also the good for my own benefit.

 

 

First steps with the plants

 

I had made the decision to drink the plants, even though it was not easy because there was always fear, a malevolent fear. There is a natural fear that is normal, the one that warns you to look after yourself. But malevolent fear is any type of threat that generates an attitude of submission, a sort of impediment preventing us from doing the things we are supposed to do. In these first encounters with the plant I began to understand that the fear was threatening me so I would not enter into a world I was not familiar with. I asked for help from God and the Virgin Mary, I used everything I had learned as a priest from my Holy Mother Church, and began the first session.

This first session was excellent. From the beginning I felt well received, as if someone had welcomed me. A female voice was telling me “Welcome, you are in your home, this is your place, where you live.” Even though initially I did not understand, I began to comprehend that I am part of nature, that I was arriving at my origin, where my physical presence is born, where the breath of God lies. And so trust began awakening in me, trust in that voice and trust in me, trust in my faith. And I had the feeling that God was approving everything, as if congratulating me. And so I saw the good side, everything beautiful and lovely. When the session finished I was very impressed. Right decision.

But already by the second session we began entering the “dark side”, and I came to realize that the first session was a reinforcement of the bases, those being faith and trust, in order to cross into the side I had never before known. It was an emotional experience to see myself taken to that dark side and to say what I can say today in all certainty, “I saw the face of the devil (Satan)”, because that is the devil, it is the darkness, the darkness of our ignorance, of the little we know about our past, of our history, of everything we have not learned well, including faith itself. All the mess and all the incoherence of our inner mix ups between the spiritual and the mundane appear; what we have misunderstood and not learned well. This was the way in which I had come to understand life! In this first level, I was a complete mess, like a disassembled jigsaw puzzle where everything appeared with its own face, where every evil part had a diabolic face. The most horrible thing I could come to know was the face of Satan, in person. I even felt that he came and touched me, smelling of sulfur, and that he was by my side. He then accompanied me in several sessions, about ten sessions, while I was being healed and developing, not only as a person, but also as a priest. This was how I realized that God commissioned this mysterious plant to show me all His power and ability and that it passed through me as a priest. For I am a person who from childhood dreamed of being a priest, and there was a time when I suffered a lot to achieve this vocation. God wanted me to find myself in the place I had always dreamed of.

The remaining experiences were battles after battles, where the plant always set the scene and then waited for my acceptance. This way I began to understand that my surrender, my participation, depended totally on me, and this applied not only in sessions with ayahuasca but in real life. I understood what Jesus says to the paralytic in the Gospel, “I tell you, get up, take your mat and go home.” God indicates the solution, gives the initial push and every person has to do their part, get up and walk, do what they have to do. And so I gradually understood that this was my participation, that every battle where I accepted evil I’d lose, and little by little I was seeing that good always wins.

I could also see Jesus crucified in those battles. At one moment the cross touched my shoulder and in a second I could see a vision of what that cross symbolized, the full weight of human history, all the wars, a fleeting vision that I could not bear. It was not an evil vision, instead it came from God, but it was something intolerable where in an instant the crude images of the whole history of the world and its conflicts created an atmosphere of death. A wise voice, I do not know whether of my conscience, faith or the plant, told me: “You are a priest and this is the path that awaits you.” Soon after this experience I was able to say: “This is what I was born for, this was my dream and now I see it with more clarity and I accept with pleasure”. When I said that, I could see Lucifer behind the cross, chained to hell. This reminds me of the Apocalypse where the devil is already subdued with his followers, just waiting for the time when God will do justice.

I realized after having overcome my most personal problems that the other sessions were a training path. I was learning and understanding the virtue of good over evil, what faith and trust are capable of, and what God is capable of. In our ignorant minds, the devil makes us believe in his indomitable strength, but as St. Paul says: “Where sin abounds grace abounds”, that is, that while it may be true that the devil has great power, it is limited power, and God’s power is infinite. What is that, against God? “And do not forget,” I was told “that you are a creation.” I could see the devil by my side waiting for a moment of weakness and I said to him, “You have power over me, but not over God; from now on you will have to fight against my faith. I’m not going to start a war with you. And you will not only have to fight against my faith but against that of all the people who will pass through my office and through my hands, take note. ”

From there, through the path of goodness, a little voice spoke to me, a soothing voice that said very softly “You need to know three teachers, humility, patience and trust2, to better learn and to better defend yourself against all this evil.”

Man needs:
. to be humble in the face of ego, pride and selfishness,
. to have patience in the face of arrogance and authoritative attitudes, . to be filled with confidence in the face of fear.

I said to myself “I am the one who needs all this, because I need to be well. What good is it for me to take care of others who need this if I am the first one who needs this?” The voice answered, “That’s right, you’re getting it.” It said, “They will be your teachers, time will prove this for you little by little and so will God.” The devil does what he wants because we believe him, we believe the Liar, but failing to believe in him and believing in God, he can do nothing against us.

 

Understanding the depth of my vocation

 

To be a priest first one has to be Christian, because the priesthood is simply a ministerial function in the name of Christ for the world – but on a personal level I am above all, a Christian. The personal experience with the plants left an impression on me, because it is one thing to hear arguments in defense of or a demonstration of one’s philosophy, but it is another thing to see it, to live it and to feel it. Once in a session I was told through Ayahuasca: “Rule number one, do not try too much to understand, but wait to feel, because what is felt is lived, and what you live can be preached.” That’s what I always wanted to understand: why is there so much talk of God, of love, of forgiveness, when it is forgotten so quickly and then everything is done backwards? Now I understand, the issue is not in “talking” but in “feeling” and then cementing it, living it, this is the most important thing.

To be a priest you must discover the vocation of the priesthood, because it is not me who is the priest, Jesus Christ is the one and only great Priest. I have to learn that as a priest I am invited by the Father, in a very special way, to do his work. This is how I saw the Eucharist, the sacrament that did not come from my hands but from the hands of Jesus Christ. Then I saw myself dressed in the white robe and I understood that Jesus Christ uses my body as an instrument. He uses my knowledge and what I have been learning; thus the greatness of this special vocation was gradually discovered.

Really the difficulty started there for me, after those clarifications. I realized the problem I had gotten myself into when faced with this high and noble role, all my bad habits of the past appeared. “And how am I going to change all this?” I asked. I had just realized the consequences of my decision but nonetheless I had to keep on going with what I had chosen, my choice towards God, and that would be all. Here I felt that trust was speaking to me. The fear began to go away. My skin shivered and I had goosebumps, I even felt hairy and that I was the devil. I became aware that I had to teach myself, to undertake a personal development. So I began to accept and learn how to let go of all the evil, the fears, the ignorance, the unknown, the doubts, the false beliefs… I was removing all the confusion, even the one I had between healers and sorcerers. I had thought “how can I accept all this if it is witchcraft?”. There I clarified these doubts and learned how to differentiate “healer” from “sorcerer”. The master plant cleared my doubts because society has to know what each one means. In the end what the plant transmitted to me was that the path of the healer is adequate, it is the path of healing, cleansing, and teaching. Plants cure but need help from the person who is at their service: that is the healer. The sorcerer on the other hand destroys the power of plants to do evil, to harm, to deceive, to subdue, to confuse.

Once in a session I saw Dr. Jacques turn into a plant, into Ayahuasca, and I saw Jesus Christ use that plant to make a preparation. I thought: “Dr. Jacques has transformed into a plant and that same plant is in the hands of Jesus Christ; that is, it is the medicine of God “. And God told me “He is my instrument, as you are my instrument, as a spiritual healer”. The true medicine is Jesus Christ and when it’s time for the session it is Jesus Christ who does his work through the healer and Ayahuasca. That’s why demons come out here. The voice during the session told me “Yes, God wants the man to be saved, it depends on him”; “It’s up to me,” – I said – “Work through me, not through them themselves.”

I saw every session of Ayahuasca like a classroom, classes at a school, and in every class when I spoke about me, when I asked for the work to be for me, it was noticeable that there was more approval. It is because of this that I can say that curing and teaching happened together, a training on how to respond to these concerns: now I can hear them because I know what truth there is in all of this.

 

Curing and blessing

 

At another stage, I was informed that the true healers within the session, as some of the sacred songs or “ikaros”3 say, are Jesus Christ and the Virgin Mary. There you find both, although I did not see the Virgin Mary, I felt her in the sessions in which I participated. Since then, the most beautiful thing I have begun to feel and live is my inner reality in a clearer and more transparent way, conscious that I must be sincere with myself, transparent in feelings, thinking, manner and speech. Aware that Jesus Christ has put His spirit in my hands, which for me was an impressive act. I also understood that between curing and blessing there is a great similarity, but they are not identical. They are not identical in the sense that the session is about healing/curing through plants, while outside the session God’s grace is received directly from the priest’s blessing. In short, in both the action is the same, but with a different “flavour”, and in the end everything comes from Him. I could understand that God has all the means to reach men and has many sources. The main one is the Church and its sacraments, the word of God, and undoubtedly that is not changed because it is well placed. However, this does not mean that they are the only sources of grace, there are many more. It is not religion that makes a man good, but his commitment, his sincerity, his transparency, his desire to change and to do good. And of course, good does not mix with evil in the least, because then it ceases to be. God is within the reach of all, of any person, and I could clearly understand what is meant by “God wants everyone to be saved” and it pains me to hear that “He wants everyone to be saved, but not everyone wants to be saved.” But that’s what we’re here for, to awaken consciences, to speak to them and make them understand with our example and life. I would like it to be true to uphold that “All who are by my side will know how to find God”.

The plant put my curing and blessing into effect in three ways: as a healer, a doctor and a teacher. I dared to call the plant “my healer”. When I drink it I know it is a curer which I welcome into my body, I know who I am with, with my healer. It is a curer because it cleanses the body, the mind, cleanses witchcraft, cleanses everything. It is also a doctor because it does “surgical intervention”, operates the diseased heart, the malformed brain… In addition, it acts as a teacher in the session, as I mentioned previously. Those are the three functions of the master plant and for it to act as such it is important that the patient place on it their greatest faith, confidence and concentration when entering a session, and to let it do it ́s work. I had the clear and precise feeling of recognizing it in its three functions. Just like in real life how the grace of God helps me to get ahead, to know the light and to defend myself from all evils, also within the sessions the plants are sacred medicines to me.

Finally, if I could define in one phrase what has been my work within the Takiwasi Center throughout the years, I would summarize it in this way: “God’s Spiritual Healer”.

 

[ English translation from Spanish original by Valeria Paz Villegas ]

 

 

 

 

“La Ayahuasca apareció de manera sorpresiva en mi vida en 1986 cuando quería explorar las potencialidades terapéuticas de las medicinas tradicionales. A la vez ello se inscribía en un proceso de búsqueda personal, psicológica, espiritual y  profesional, iniciado mucho antes y que encontró un giro importante cuando estuve en 1984 en Calcuta donde la Madre Teresa y tuve una experiencia de estado modificado de la consciencia sin tomar nada sino acompañando a un moribundo en sus últimos momentos. Ahí decidí dejar los caminos seguros e ir a la aventura en la Amazonía peruana. Se desgarró el velo y entendí que había encontrado lo que buscaba sin saberlo. Me llevó a fundar el Centro Takiwasi para tratar personas con problemas de adicción, a pesar de mis resistencias sobre una perspectiva de vida que no había imaginado. Me llevó también a muchas otras plantas y técnicas ancestrales de sanación sin toma de plantas. Fue como  pasar de ver una película en blanco y negro a una en 3D y a colores. Resumiría unas vivencias tan  complejas y difíciles de poner en palabras diciendo que se trata esencialmente para mí de un camino de reconciliación con lo que es y lo que soy, mi historia, mis orígenes, mis cualidades y mis limitaciones y más que todo con la herencia cristiana que es el tesoro absoluto donde el uso correcto y ritualizado de las plantas juega un papel de precursor en el conocimiento de la Caritas, el amor espiritual.

La Ayahuasca no crea ninguna dependencia y exige “pagar el precio” para acceder al conocimiento. Esa exploración de las profundidades de lo invisible personal, colectivo y transpersonal requiere coraje, perseverancia y humildad. Solicita una alta cuota de sufrimiento y exigencia, la confrontación con el ego y los miedos más profundos como una especie de “suero de la verdad”. Es nada menos que lúdico. Abre las puertas a una vivencia mística de contacto directo con el mundo espiritual que conduce a una encarnación cotidiana con el sufrimiento del otro y el desarrollo de una compasión activa. No es una droga en el sentido popular de la palabra pero como cualquier cosa de la creación, aun las más sagradas, puede transformarse en instrumento de poder, de inflación del ego en vez de ampliación de la consciencia. Todo depende de la actitud interior, la sinceridad, la humildad, y de un uso guiado y correctamente ritualizado. La Ayahuasca “enseña el camino” pero no lo recorre a nuestro lugar… sin invertir en lo cotidiano, sin seguir las indicaciones y las reglas ancestrales de uso, como toda medicina se puede transformar en veneno, y en este caso un veneno del alma.”

 

 

 

 

Ayahuaska pojawiła się w moim życiu w zaskakujący sposób w roku 1986, kiedy zacząłem eksplorację terapeutycznego potencjału medycyny tradycyjnej. Była to jednocześnie część mojego własnego procesu, osobistego, psychologicznego, duchowego, i zawodowego poszukiwania, zaincjowanego dużo wcześniej, a poważnie przekierowanego na inne tory, kiedy miałem okazję być świadkiem przy ostatnich momentach życia Matki Teresy w Kalkucie w roku 1984, i doświadczyłem odmiennego stanu świadomości, bez zażycia jakiejkolwiek substancji. To wówczas zdecydowałem się opuścić bezpieczne ścieżki i wyruszyć na przygodę w peruwiańskiej Amazonii. Zasłona została rozdarta i zrozumiałem, iż znalazłem to czego szukałem, nie wiedząc o tym. To spowodowało powstanie Centrum Takiwasi, gdzie leczymy osoby z problemami uzależnień, pomimo moich pierwotnych oporów wobec perspektywy życia, jakiego sobie wcześniej nie wyobrażałem. Ta ścieżka poprowadziła mnie także do poznania wielu innych roślin i rdzennych technik uzdrawiania bez użycia roślin. Było to jak przejście od oglądania filmów czarnobiałych do kolorowych i do tego w 3D. Podsumowałbym te doświadczenia, tak złożone i trudne do zawarcia w słowach, mówiąc iż mamy tu w zasadzie do czynienia ze ścieżką pogodzenia się z tym co naprawdę jest, kim jestem ja, moją historią, moim pochodzenieniem, moimi zaletami i ograniczeniami, a przede wszystkim, z moim chrześcijańskim dziedzictwem, które jest absolutnym skarbem, gdy poprawne i rytualne użycie roślin odgrywa rolę prekursora w zdobyciu poznania Caritas, duchowej miłości.

 

Ayahuaska nie generuje żadnego rodzaju uzależnienia, i wymaga “zapłacenia ceny” za dostęp do wiedzy. Ta eksploracja głębin niewidzialnego, osobistego, kolektywnego i transpersonalnego, wymaga odwagi, wytrwałości, pokory. Oznacza także konieczność wielkiego cierpienia, dyscypliny, konfrontacji z ego i najgłębszymi strachami, niczym rodzaj “serum prawdy”. To nie jest zwykła zabawa. Otwiera drzwi mistycznego doświadczenia bezpośredniego kontaktu ze światem duchowym, które prowadzi w życiu codziennym do połączenia się z cierpieniem, i rozwinięcia aktywnego współczucia. To nie jest narkotyk w popularnym znaczeniu tego słowa, ale jak wszystko co stworzone, nawet najbardziej święte, może przeistoczyć się w instrument władzy, inflacji ego, zamiast poszerzenia świadomości. Wszystko zależy od wewnętrznego nastawienia, uczciwości, pokory, jak i prowadzonego i poprawnie zrytualizowanego stosowania. Ayahuaska “pokazuje drogę” ale nie przejdzie jej za nas. Bez inwestycji w codzienną praktykę, bez podążania za wskazówkami i pradawnymi wskazówkami użycia, jak każda medycyna, może przekształcić się w truciznę, i w tym wypadku oznacza to truciznę dla duszy.

 

 

 

 

 

Ayahuasca appeared in a suprising way in my life in 1986, when I wanted to explore the therepeutical potential of traditional medicines. At the same time it fit in my process of personal, psychological, spiritual and professional search, intitiated much earlier, which came to important turn when I was present at Mother’s Theresa dying moments in Calcultta in 1984 and experienced altered state of consciousness without having taken any substance. That is when I decided to abandon the safe paths and go for an adventure in Peruvian Amazon. The veil has been torn and I understood that I have found what I was looking for, without knowing it. It brought me to create Takiwasi Center for treatment of persons with addiction problems, despite my resistance to perspective of life I had not imagined before. It also brought me to a lot of other plants and ancestral techniques of healing without use of plants. It was like moving from seeing a black and white film to one in 3d and in colours. I would sum these experiences so complex and difficult to encase in words by saying that we are dealing here basically with my path of reconcilliation with what really is and who I am , my history, my origins, my qualities and my limitations, and above all, my Christian heritage, which is an absolute treasure, where correct and ritualized usage of the plants plays a role of precursor in obtaining knowledge of Caritas, spiritual love.

 

Ayahuasca does not create any kind of dependency and does require to “pay a price” for accessing the knowlege. This exploration of depths of the invisible, the personal, collective and transpersonal, requires courage, perseverance and humility. It asks for a large amount of suffering and discipline, confrontation with ego and the most profound fears, like a kind of “truth serum”.  It is not a mere play. It opens the doors of mystical experience of direct contact with spiritual world, which leads in daily life to connecting with suffering of the other and development of active compassion.  This is not a drug in popular sense of the word, but like anything in creation, even the most sacred, it can transform into instrument of power, inflation of ego instead of widening of consciousness. Everything depends upon interior attitude, sincerity, humility, and guided and correctly ritualized use. Ayahuasca “shows the way” but is not walking the way for us. Without investing in everyday practice, without following indications and ancestral rules of use, like all medicine it can transform itself into venom, and in this case it means venom for the soul.

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.