światosław / tales from the world

archive for

February, 2014

once upon in life

February 27th, 2014

 

Gypsy camp in Lahore, Pakistan, for MTV Staying Alive /  Cygański obóz na przedmieściach Lahore w Pakistanie, dla MTV Staying Alive

 

 

 

 

 

 

substance

February 27th, 2014

 

living between worlds teaches you things. sometimes scary. / podróżowanie pozwala zrozumieć, czasami.

 

 

 

 

 

During my last journey, looking for ayahuasca shamans and drinking with them, perhaps 30-40 times during last 3 months, there were some moments, some short moments, but of frozen time, when I was feeling like between worlds, between states of being, in transition, and that feeling was wonderful. States of sleep, dream, waking life, ayahuasca vision, all they started to merge, intermingle, lend to each other their qualities, their light and colour.

I remember I was walking a jungle path and I had that feeling, more feeling than actual sensation of seeing, that something that most likely was sun reflecting in the puddle shone with weird white quality, this bright light I sometimes see in things, in faces, in white elements in my ayahuasca journeys, and I was not so sure where I actually was. I mean I knew I was walking that path, my conscious mind was making sure I woud not go crazy and made sure I knew but that was not all, part of me was dreaming.

During those 3 months I learned to cherish transition, falling asleep, waking, falling into vision, from the vision into sleep, landing from the vision into … what? why would that question matter, what matters is what I could learn, how flexible I could become with realities and what treasure bring from one into another. But what about telling about it, how can I describe these exercises and how they influence me, to those who choose not to participate?

 

 

Podczas mojej ostatniej podróży, szukania ayahuaskowych szamanów i picia z nimi, ponad 30 ceremonii w czasie minionych 3 miesięcy, były momenty, krótkie momenty, ale zamrożone w czasie, kiedy czułem się jakbym znalazł się gdzieś między światami, i niekoniecznie mowa tu o samym czasie ceremonii. Pomiędzy stanami bycia, stanami świadomości, w tranzycie, to wspaniałe uczucie.  Jakość głębokiej nocy, niestnienia, cechy snu, jawy, ayahuaskowej wizji, choroby, wszystkie zdają się zlewać, mieszać, wypożyczać sobie wzajemnie swe kolory, swe światło.

Pamietam, że szedłem wtedy jakąś ścieżką przez dżunglę, i spadło na mnie to uczucie, bardziej uczucie niż rezultat normalnego procesu patrzenia, że coś, co najwyraźniej było słońcem odbijającym się w kałuży, świeciło w ten dziwny biały sposób, tym jasnym światłem klejnotu, tym światłem które czasem widzę w rzeczach, w twarzach, w białych powierzchniach w mych ayahuaskowych snach. I nie byłem tak pewien gdzie właściwie jestem. To znaczy wiedziałem, że idę po tej ścieżce, mój świadomy umysł zadbał o to abym nie oszalał, nie zgubił się, upewnił się, że wiedziałem, ale to nie byłem cały ja, to nie wszystko, część mnie była w podróży, we śnie.

Podczas tych 3 miesięcy nauczyłem się smakować przejście, zasypianie, budzenie się, zapadanie się w wizję, zapadanie się z wizji w sen, lub też wypływanie na powierzchnię jawy, lądowanie z wizji w…. No właśnie, w co? Dlaczego to pytanie miałoby mieć znaczenie? Ważne jest to czego moge się nauczyć, jak elastyczny z rzeczywistościami mogę sie stać dzięki psychoaktywnej jodze, i jaki skarb jestem w stanie przenieść w głębi, z jednego świata do drugiego. Ale opowiadać o tym, jak mogę opisać tą gimnastykę, i jak wpłynęła na mnie, tym którzy wybierają nigdy nie spróbować?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I am about to start another chapter of the ayahuasca story, tell the events of last 3 months in South America and I feel less and less sure how to do it. I can postpone it for while, with perfect excuse of not all images developed and even less scanned yet, but then a time comes to translate a long and twisted dream into words and selection of pictures.

Can that be done?  On one hand, this is what I have been doing for most of recent years, translating from one language to another, one world to another, from one culture to another. But maybe I should drop illusion I actually did any of this, I should warn you not to trust any of those tales and translations, and to stress one more time, you have been hearing echo of an echo of a distant voice on the edge of the mountains, from depths of the forest, you saw a frozen reflection, a whisper about a glitter in the corner of my eye, shining surface of something, not sure from which reality, which state of being. Perhaps the words below best describe my feeling about this.

While it may seem arrogant to use a quote from such a man, it is not about a man, but about a ocean :

“I seem to have been only like a boy playing on the sea-shore, and diverting myself in now and then finding a smoother pebble or a prettier shell than ordinary, whilst the great ocean of truth lay all undiscovered before me.”

( Isaac Newton )

 

 
 
Rozpoczynam właśnie kolejny rozdział ayahuaskowej opowieści, z wydarzeń minionych w ciągu ostatnich 3 miesięcy podróży po Ameryce Południowej, i czuję że coraz mniej wiem jak ją poprowadzić. Moge to na chwilę odłożyć, pod doskonałych pretekstem nie wszystkich filmów jeszcze wywołanych a tym bardziej zeskanowanych, ale nadchodzi już czas by przełozyć długi i zakręcony sen na słowa i selekcję zdjęć.

Czy da się to zrobić? Z jednej strony to właśnie było moje zajęcie ostatnimi laty, tłumaczenie z jednego języka na inny, jednej kultury na inną, jednego świata na inny. Ale być może powinienem porzucić iluzję że dokonałem czegokolwiek z tych rzeczy, powinienem ostrzec by nie ufać żadnej z tych opowieści, i podkreślić raz jeszcze, słyszeliście echo odległych głosów z granicy gór, z głębi lasu, zobaczyliście zastygnięte odbicie, szept o blasku w rogu mojego oka, lśniącej powierzchni czegoś, nie jestem pewien z której rzeczywistości, którego stanu bycia. Być może słowa poniżej najlepiej odpowiadają mojemu postrzeganiu tej sytuacji…

Może wydać się to zarozumiałym, używać cytatu z takiej osoby, ale chodzi tu o ocean, nie o człowieka.

“Wydaje się, że byłem zaledwie chłopcem bawiącym się na brzegu morza, i w czasie tej zabawy co jakiś czas udało mi się znaleźć gładszy kamyk, czy ładniejszą niż zwykle muszlę, podczas gdy wielki ocean prawdy leżał tuż przede mną nieodkryty”

( Isaac Newton )

 

 

another frame / inne ujęcie

February 25th, 2014

 

 

One more peek into the “far away” land of Huaorani tribe. This time according to the rules.

 

 

Jeszcze raz zaglądamy do krainy za górami, za rzekami, tym razem zgodnie z konwencją. Huaorani, Ekwador.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierdalnął piorun. Bardzo blisko, bardzo głośno. Jedyne dziecko, które zaczęło beczeć, pierwszy raz w trakcie naszego tutaj pobytu, to upośledzona, gruba córka Penti, jednego z liderów tej spoleczności.

 

 

Lightning stroke. Very close, very loud.  The only child which started to cry, first time during our stay here, is handicapped, fat daughter of Penti, one of Huaorani leaders.

 

 

 

 

Leżę w hamaku, i tak sobie myślę o tych wszystkich rozwrzeszczanych dzieciakach w pociągach, sklepach, na ulicach Europy, myślę o spokoju w ludziach tutaj, i o wkurwie i nieżyczliwości i nerwach które znów przywitają mnie po powrocie. A może to oznacza, że “u nas” większość rozpieszczonych, odżywianych śmieciowym żarciem bachorów, na które chucha się na każdym kroku, jest upośledzona, jak córka Penti ?

 

 

I am in my hammock and I keep thinking, about all those spoilt, shrieking kids in trains, malls and streets of Europe, I keep thinking about calm of people here in the jungle, about irritation and frustration that await me when I come back home. Perhaps it means that backhome most of those brats, treated as little kings and fed with junk food, they are handicapped as Penti’s daughter?

 

 

 

 

A może my wszyscy, z wadami postawy od siedzenia przed kompem, z nadwagą, słabym wzrokiem, nerwami, depresją jestesmy upośledzeni względem tego, czym moglibysmy być. Zmiany oczywiście są możliwe. Od kilku lat, kiedy zacząłem świadomie budować swój styl życia, kiedy zacząłem unikać smakołyków przemysłu farmaceutycznego, kiedy odstawiłem przemysłowe mięso i alkohol, skończyły się kace, ciężkie kupy, zimowe przeziębienia, przeciagający się zły nastrój, pojawiło się więcej lekkości. Ale nadal, kiedy wracam do matki Europy, w smrodzie bąków z przetworzonego żarcia, w ściemie telewizyjnej reklamy, w transie centrum handlowego, w zalewie plastiku , czuję że coś tu śmierdzi, a smród rozprzestrzenia się na cały świat.

 

 

Or perhaps we all, with spines deformed from hours of office slavery, overweight, shortsighted, stressed out, depressed, unbalanced, we are handicapped, as compared to whom we could have been.  Changes, of course, are possible. It is since a few years that I have begun to live my life consciously, abandoning hard drugs of pharma industry, leaving behind me industrial meat and alcohol, and my hang overs, hard shit, winter flu, bad moods were gone, and strange lightness of being came to me more and more often. But still, when I come back to mother Europe, in the farts generated from processed foods, in the bullshit of TV commercials, in the trance of shopping malls, in flood of plastic, I feel something stinks, and that smell spreads all over the world.

 

 

 

 

W dzień naszego przyjazdu do Bameno nadpływają także towary dla “krajowców” – plastikowe zabawki, śmieciowe żarcie, a za nimi doktor, szczepionki, lekarstwa. Zarazem przyczyna jak i plaster na nowe choroby. Bożonarodzeniowe prezenty od grubych Amerykanów, fanatycznych protestantów, którzy niczym uparte czerwone mrówki próbują wleźć ze swą misją w każdy zakątek tropikalnego lasu, od Papui Nowej Gwinei po najdalsze wioski Amazonii, im bardziej dziewiczy teren, tym lepiej, bo tu przecież wciąż nie słyszeli o Jezusie i jego prezentach. Mechanizm jest dokładnie ten sam, który obserwowałem na plemiennych terytoriach wschodniego Bangladeszu (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ) , Jezus to ten co ma gadżety i słodkie gówienka, więc warto trzymać z nim sztamę, a śmiesznym spoconym różowym panom powiedzieć to, co chcą usłyszeć.

 

 

On the day of our arrival to Bameno, loaded boat comes with goods for the “tribals”, plastic toys, junk food, and with them, a doctor, vaccines and drugs. At the same time reason and pill for the new diseases. Christmas gifts from fat Americans, fanatical protestants, who, like stubborn red ants try to crawl with their mission in every corner of tropical forest, from Papua New Guinea, to the most remote settlements of Amazon. The more obscure and isolated location, the better it is, as they haven’t heard of Jesus and his gifts here yet. The mechanism is exactly the same I have seen in the tribal hills of eastern Bangladesh  (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ), Jesus is the white guy with gadgets and sweet stuff, so it makes sense to be his pal, and to tell to these funny sweating pink visitors whatever they want to hear.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.