światosław / tales from the world

archive for

May, 2013

man / człowiek

May 4th, 2013

 

“What is sacred to Bokonists?” I asked after a while.
“Not even God, as near as I can tell.”
“Nothing?”
“Just one thing.”
I made some guesses. “The ocean? The sun?”
“Man,” said Frank. “That’s all. Just man.”

–Kurt Vonnegut, Cat’s Cradle

 

***

 

” – A czy w ogóle istnieje coś świętego dla bokononistów?
- O ile wiem, nawet Bóg nie jest dla nich świętością.
- Więc nie ma dla nich nic świętego?
- Tylko jedno.
Próbowałem zgadywać:
- Ocean? Słońce?
- Człowiek – odpowiedział – Nic poza tym. Po prostu człowiek.”
 

 

 
 

 

 

 
[ Colonia 5000, Brasil. Last post about Santo Daime. This week I leave for Peru to continue ayahuasca story,
this time in shamanic context ]
 

***
 
[ Colonia 5000, Brazylia. Ostatni post o kościółach Santo Daime. W tym tygodniu ruszam do Peru, kontynuować historię o ayahuasce,
tym razem z szamanami w roli głównej. ]

feitio

May 3rd, 2013

 

 

 

Feitio znaczy kształtowanie, robienie. Feitio oznacza też wyrób sakramentu. Po raz kolejny robimy ayahuaskę, tym razem na dużo mniejszą skalę, po raz kolejny kształtuję swoje myśli a zatem siebie.

 

***

 

Feitio means shaping, doing. Feitio also means making of the sacrament. Once again I am in the process of making ayahuasca, this time much smaller amounts, once again I am shaping my thoughts, hence myself.

 

 

 

Notuję swoje obserwacje z życia kolonistów i z życia w swej głowie :

 

Freestyle – to nie prosty rytm kofeinowo – cukrowo – alkoholowej kultury : stymulacja > praca > dezaktywacja ( włącznik “off” praca – “on” alkoimpreza i ostra dekonstrukcja w weekend ) ale wężowy, zmienny rytm, praca > przerwa ( joint ) > spowolnienie, sprowadzenie ponownie do TU, do bycia > praca – dalej jako przyjemność, w świadomości zmęczonego ciała, świadomości konieczności ale i równowagi, praca jako druga strona medalu, sama pojara nie smakuje tak samo jak wtedy kiedy jest przyprawą do pracy, do aktywnego życia,  wzbogacającą, wzmacniającą uważność.

 

***

 

I write down my observations of the life of colony and of the life inside my head :

Freestyle – this is not simple rhythm of caffeine – sugar – alcohol culture : stimulation > labour > disactivation ( the ethanol switch “off” for work and “on” for hard party and sharp deconstruction on weekends ) , but it is a snake like, variable rhythm : work > break ( joint ) > slowing down, bringing down to HERE, to being > work – continued, but as a pleasure itself, in the awareness of tired body, conscious about the necessities and needs, and of the balance, work as the other side of the coin, the “pot” does not taste so good on its own, as when it is a spice for work, spice for active life, enriching awareness.

 

 

 

 

W równym rytmie drewnianymi młotkami rąbiemy jagube na miazgę, przy własnym akompaniamencie hymnów Daime. Super ważne, lekcja także z tych pieśni, ale przede wszystkim z obserwacji : firmeza, firmeza, wytrwałość, nie dać się. Banał ale lekcja Daime jest banalnie prosta.

 

***

 

In a steady rhythm with wooden hammers we mash jacube down, accompanied by Daime hymns. Super important, a lesson also coming from these songs, but most of all, from observation : firmeza, firmeza, firmness, do not give in, do not give up. Banal, but the lesson of Daime is always plain and simple.

 

 

 

 

 

Pijemy Daime i dalej pracujemy. Cały ten czas tukan siedzi na gałęzi tuż nad nami, jak gdyby przyleciał popatrzeć i kibicować. Las ujawnia swą magię. Stary Feliciano śpiewa pieśni wypełnione szczęściem, zgodnie ze swym imieniem.

 

 

***

 

 

We drink  Daime and continue our work. All this time a toucan is sitting on a branch just above, as if he came to watch and support. Forests reveals its magic. Old Feliciano sings songs filled with the happiness, true to his name.

 

 

 

I wander away and feel energy as it flows. When it becomes dangerously unstable, I sense why. The storm is coming and I stand in front, out of the canopy of the forest, watching hawks soaring under darker and darker clouds. The feeling is of abundance.  Floresta tem tudo, forest has it all, one Daime song says. I remember my first ayahuasca experience back in Poland, when on an autumn night I left the ceremony to walk inside the dark forest, and I kissed a branch of a girl. I had no doubts at all who that tree was, a young sexy girl, and that long kiss was not different in any way from any lips I tasted in my life.

 

***

 

Odchodzę w las, i czuję energię, jak płynie. Kiedy staje się niebezpiecznie niestabilna, czuję dlaczego. Nadciąga burza, a ja stoję jej naprzeciw, poza dachem lasu, patrząc na szybujące tuż pod ciemniejącymi chmurami jastrzębie. Przepełnia mnie uczucie spełnienia, bogactwa. Floresta tem tudo, las ma wszystko, mówi jedna z pieśni Daime. Pamiętam swe pierwsze doświadczenie z ayahuaską , tam w Polsce, kiedy tej jesiennej nocy wyszedłem z ceremonii aby powłóczyć się w głębi ciemnego lasu, i całowałem się z gałązką dziewczyny. Nie miałem żadnych wątpliwości czym było to drzewo, młodą, seksowną kobietą, i ten długi pocałunek nie różnił się absolutnie niczym od innych ust jakie miałem okazję w życiu smakować.

 

 

 

 

 

[ Colonia 5000, ayahuasca community in Acre, Brasil / Colonia 5000, ayahuaskowa wspólnota w stanie Acre, w Brazylii ]

 

 

 

 

 

 

Before leaving Rio Branco to spend my final days in Brasil in Colonia 5000, despite warnings, I go to visit Alto Santo, original Santo Daime community, where it all started, and where now widow of Mestre Ireneu lives, near his grave. I hear from various sources that they are quite closed community, but I am not prepared to what extent. The original church is also a museum, but when I ask about possibility of visiting, or perhaps photographing dona Peregrina, a man working on the grounds explains, while escorting me outside, that this is “not for public”. Museum not for public, people who judge me based on my looks and interrupt in the middle of my short explanation about coming here half way across the world, only to learn about Santo Daime… It is a lesson of patience, but while I photograph beautiful tombstone of the Master, I am once again reminded how easy it is for people to become rigid and religion to become excuse for lavish marble constructions…

 

***

 

Zanim opuszczę Rio Branco aby spędzić ostatnie dni w Brazylii w Colonia 5000, pomimo ostrzeżeń, jadę odwiedzić Alto Santo, pierwszą osadę Santo Daime, tam gdzie wszystko się zaczęło, i gdzie mieszka obecnie wdowa po Mestre Ireneu, niedaleko jego grobu. Słyszę z różnych źródeł, że to bardzo zamknięta wspólnota, ale nie byłem przygotowany na to, w jakim stopniu. Pierwszy kościół jest także muzeum ale kiedy próbuję zapytać o możliwość odwiedzenia, lub też ewentualnego sportretowania pani Peregriny,  mężczyzna pracujący na ich terenie tłumaczy, odprowadzając mnie poza płot, że to nie jest miejsce dostępne publicznie. Muzeum nie dla publiki, ludzie którzy oceniają mnie na podstawie wyglądu, i przerywają w połowie króciutkiego tłumaczenia po co tutaj przyjechałem z drugiego końca świata… To lekcja cierpliwości, ale kiedy fotografuję jedyne dostępne miejsce, piekny grobowiec Mistrza, po raz kolejny przypominam sobie jak łatwo ludzie sztywnieją a religia staje się pretekstem do stawiania luksusowych konstrukcji z marmuru…

 

 

 

 

Back to a place where there is still adventure and religious symbols are signposts for life and not monuments of heritage.

 

***

 

Wracam do miejsca gdzie wciąż czuć przygodę a religijne symbole są drogowskazami w życiu a nie pomnikami dziedzictwa.

 

 

 

 

 

 

 

[ Alto Santo and Colonia 5000, Rio Branco, Brasil ]

 

 

 

 

 

 

 

 

I don’t know if I ever come back to Mapia, but I know there are ways other than physical journey. I am there too.

 

***

 

Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do Mapii, ale wiem, że są inne sposoby niż fizyczna podróż. Jestem też tam.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Last ceremony in the church of “Green Gandalf”.  Easter week is finished.  Last rape snuff, last joints in the boat leaving Mapia for the world outside, the same way we came here, pathway of water, the only available.

 

***

 

Ostatnia ceremonia w kościele “Zielonego Gandalfa”. Wielkanocny tydzień już się zakończył. Ostatni raz wciągamy rape, palimy ostatnie jointy na łódce jaka z Mapii wywozi nas w zewnętrzny świat, ścieżką wody, jedyną dostępną.

 

 

 

 

 

 

Our captain is Cristalmar, man on the move, boat running between Mapia and Boca do Acre is his home, and so is the forest. He was just a few years old when his father would leave him completely on his own for days in a lone fazenda, in a thatched hut surrounded by thick vegetation, deep inside the jungle, with no food, to fend for himself.  He did.

 

***

 

Naszym kapitanem jest Cristalmar, człowiek w ruchu, żyje praktycznie na łodzi pomiędzy Mapią a Boca do Acre, na rzece jest w domu, podobnie i w lesie. Miał około 6-7 lat kiedy ojciec zaczął zostawiać go samiutkiego w położonej w głębi dżungli fazendzie, w pokrytej trzciną chatce otoczonej gęstym lasem, bez jedzenia, tak aby nauczył się dbać o siebie. No i się nauczył.

 

 

 

I keep reading Campbell’s “Creative Mythology”, about transition, about motifs of wasteland and wonderland in Thomas Mann’s “Magic Mountain”. Campbell quotes from this novel, from episode when Hans Castorp ascends, during a two day long mountain train ride, highlands where his transformation will take place, away from the “flatland” of ordinary people and ordinary concerns. :

“Space, rolling and revolving between Hans and his native heath had possessed and wielded the powers that we generally ascribe to time, yet in a way even more striking. Space, like time, engenders forgetfulness; but it does so by setting us free from our surroundings and giving us back our primitive, unattached state.”

 

Wout, young Dutchman on a spiritual search leaves Mapia happy and a bit confused, he is on his way to Rio de Janeiro, where he first encountered Daime. Amilton, our rough grandfather figure has business in town. He is selling his house in Mapia soon, and after many years there wants to live with his children who are in Minas Gerais. He has them with much younger woman, who is now in Boca do Acre. We do not know how they separated, we do not know which rumours about Amilton are true. Mapia is full of various stories , and all have their opinion. Even two weeks there revealed a micro-world of telenovela kind, full of gossip, jealousy, passion, intrigue. Amilton of course claims usual “it is all her fault”. But he has one final, important lesson for us. When we get to Boca do Acre, the very first night he gets drunk ( in Mapia, at least officially, there is no alcohol ). Then he goes on to visit his ex-wife, and after a row, including physical violence, police is called and he ends up in local jail. It is clear : you can drink that teaching brew for 30 years, but as one of the hymns we sung this Easter says,

“Não digas que o Mestre não tem saber / Ele bem ensinou / E você não quis aprender”  ( “Do not say Master does not have wisdom / He taught well / It is you who do not want to learn” )

 

 

***

 

Czytam sobie dalej “Creative Mythology” Campbella. Czytam o przejściu, o motywach martwego, spustoszonego świata i świata cudów, świata przemiany, o “Czarodziejskiej górze” Manna. Campbell cytuje z tej powieści, epizod kiedy Hans Castorp wspina się podczas dwudniowej podróży górską kolejką  do sanatorium na szczycie, gdzie będzie mieć miejsce jego przemiana, z dala od “płaskiej krainy” która oznacza ziemie “zwykłych” ludzi pogrążonych w swym transie.

“Przestrzeń, tocząca się i rozwijająca pomiędzy Hansem a jego ojczystym wrzosowiskiem posiadała moce które zwykle przypisujemy czasowi, ale w nawet bardziej uderzający sposób. Przestrzeń, jak czas, rodzi zapomnienie, ale czyni to uwalniając nas z naszego otoczenia i oddając nam naszy pierwotny stan “bez przywiązania”.

 

Wout, młody Holender w trakcie duchowych poszukiwań, wyjeżdża z Mapii w stanie szczęścia ale i lekkiego oszołomienia, jest w drodze do Rio de Janeiro, gdzie pierwszy raz zetknął się z kościołem Santo Daime. Amilton, twardy dziadek, ma sprawy do załatwienia w mieście. Sprzedał właśnie swój dom w Mapii i po wielu latach tam spędzonych chce zamieszkać ze swoimi dziećmi, częściowo już dorosłymi, żyjącymi obecnie w Minas Gerais. Ma je z dużo młodszą kobietą, która jest teraz w Boca do Acre. Nie wiemy do końca jak i dlaczego się rozstali, nie wiemy które plotki o Amiltonie są prawdziwe. Mapia jest pełna historii, i wszyscy mają swoje zdanie. Zaledwie dwa tygodnie tam spędzone a już wyświetliła się nam wielowątkowa telenowela, pełna obmawiania, zazdrości, emocji i intryg. Amilton oczywiście podtrzymuje typowe “to jej wszystko jej wina”. Ale dziadek ma dla nas ostatnią, ważną lekcję. Kiedy dopływamy w końcu do Boca do Acre, już pierwszej nocy Amilton upija się ( w Mapii, przynajmniej teoretycznie alkohol jest zakazany ). Potem rusza w tany, w środku nocy odwiedza swą eks małzonkę i po burzliwej latynoskiej kłótni doprawionej przemocą, wezwana jest policja i dziadek trafia do celi. Jest dla mnie jasne, można pić ten wywar-nauczycielkę przez 30 lat, ale jak mówi jeden z psalmów towarzyszących nam tej Wielkanocy :

 “Não digas que o Mestre não tem saber / Ele bem ensinou / E você não quis aprender” ( “Nie mów, że Mistrz nie ma wiedzy / On nas dobrze uczył / To tyś ten, który nie chce się nauczyć ” )

 

 

 

 

We continue our journey and then I stay on my own in Rio Branco, city of concrete, boring shopping malls, evangelical supermarket style churches. As flat as possible. Even if this is birthplace of Santo Daime, the very centre of the cult, I can not fail but realize it is a minority in the way of first Christians.  A couple of communities here and there are scattered in the sea of that same tasteless disease that poisons every developed country, and Brasil is such already. Life and passion, grit and adventure, whether physical or spiritual, are exchanged for steel, chrome, plastic. Plastic world, plastic food, plastic values. I can’t wait to get out of here.

 

***

 

Kontynuujemy naszą podróż i ostatecznie zostaję sam w Rio Branco, mieście betonu, nudnych prowincjonalnych pasaży handlowych, zalanym falą supermarketowego ewangelickiego chrześcijaństwa w amerykańskim stylu. Tak płasko i bez wyrazu jak to tylko możliwe. Pomimo iż to miasto i ten region to kolebka i serce Santo Daime i innych ayahuaskowych tradycji, trudno nie spostrzec że ich sytuacja przypomina nieco pierwszych chrześcijan pochowanych gdzieś po katakumbach. Pare społeczności tu, pare tam, wysepki na morzu tego samego gówna bez wyrazu, tej zarazy która zatruwa każdy rozwiniety kraj, a za taki już trzeba uznac Brazylię. Życie i pasja, brud, temperament i przygoda, czy to fizyczna i dosłowna, czy to duchowa, ustępują płotom, bezpiecznym przegródkom, rutynie, pudełkom ze stali, chromu i plastiku. Plastikowy świat, plastikowe żarcie, plastikowe wartości. Nie mogę się doczekać, kiedy się stąd wydostanę.

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.