światosław / tales from the world

archive for

April, 2013

 

Meet Emma, the fighter. I hang out more with men in recent years, but maybe because of that in these years I was privileged to meet some remarkable, strong women. This is to say, these who are not satisfied and obedient, and who struggle, sometimes take a long hard path, sometimes instead of the easy one suggested by others, sometimes because there is no other path.

She went trough a life that could easily bring many down, and she suffered a lot, from childhood abuse, to self abuse in later years, events and traumas I do not feel entitled to quote here. But when all seemed hopeless, Daime found her, through a Spanish psychiatrist, and she found her way to Mapia. After the first stay here she came back to Barcelona and spend 3 years in bed, processing what has happened in her life so far and what Daime taught her. She started frequenting church ceremonies, she eventually ended up in Mapia again. After 10 years experience with Santo Daime, here she is, still troubled with demons, but she can ride them way better now. Since nearly 2 years she is fardada, official member of Santo Daime, here wearing ceremonial dress of women, who are seen in this tradition as Rainhas, the Queens. However, when she dances in night ceremony, moving from side to side, shaking her maracas, chanting psalms, I see a warrior.

 

***

 

Poznajcie Emmę, wojownika. Ostatnimi laty włóczę się więcej z mężczyznami, ale być może właśnie dlatego miałem w tym czasie okazję spotkać pare wyjątkowych, silnych kobiet. Mam na myśli niespokojne dusze, takie które nie były zadowolone byle czym, nieposłuszne, które walczyły, czasem wybierając trudniejszą i dłuższą ścieżkę, czasem zamiast tej łatwiejszej, sugerowanej przez otoczenia, a czasem bo innej nie było.

Historia Emmy to historia życia jakie z łatwością powaliłoby wiele innych na ziemię, historia pod tytułem “co nas nie zabije to nas wzmocni”. Cierpiała wiele, i w dzieciństwie, krzywdzona przez innych, i później, krzywdząc sama siebie, tych traumatycznych wydarzeń nie mam nawet prawa tutaj opowiedzieć. Ale kiedy wszystko już wydawało się beznadziejne, Daime odnalazło ją, za pośrednictwem hiszpańskiego psychiatry, a ona odnalazła drogę do Mapii. Po pierwszym pobycie tutaj wróciła do Barcelony i spędziła 3 lata nie wychodząc z łóżka, przerabiając to co zdarzyło się dotąd w jej życiu, i to czego nauczyły ją sesje z Daime. Zaczęła odwiedzać coraz częściej kościelne ceremonie, w końcu trafiła ponownie do Mapii. Teraz, po dziesięciu latach doświadczenia z Santo Daime, Emma jest tutaj znów, ciągle z demonami, ale umie już je dużo lepiej ujeżdżać. Od prawie dwóch lat jest fardada, oficjalnie przynależy do kościoła, z prawem noszenia ceremonialnego stroju, jak na tych zdjęciach, stroju królowej, Rainha, bo tak w tradycji Daime nazywa się kobiety. Kiedy jednak widzę w jaki sposób rusza się, jak tańczy podczas nocnej ceremonii, w jednej ręce dzierżąc grzechotkę, w drugiej śpiewnik z psalmami,  widzę też wojownika.

 

 

 

 

Emma’s own message  /   Parę słów od Emmy :

 

 

“en mi busqueda de la verdad, la vida me encamino a este pedazo de medio-paraiso llamado mapia, en el mismisimo amazonas, rodeada de naturaleza mires donde mires, su sinfonia  dia y noche me acompaña en mi sanacion.
Aqui conoci la bebida ancestral ayahuasca con la cual trabajo desde hace 10 años, mi vida ha transmutado, puedo sentir y ser y puedo vivir en paz… agradecida a “todas” las personas que se cruzaron en mi camino, han sido, son, seran mis maestros en vida.”

 

***

 

“in my search for the truth, life carried me into this piece of half-paradise called Mapia, in the heart of Amazon, surrounded by nature wherever you look, and its symphony day and night accompanies my healing. Here I got to know drink of the ancestors, ayahuasca, with which I have been working for 10 years now, my life has transmuted, I can feel and I can live in peace. Grateful for all persons who crossed my path, they have been, they are, they will be my teachers in life”

 

***

 

” w moim poszukiwaniu prawdy, życie zaprowadziło mnie do tego kawałka prawie-raju zwanego Mapia, w sercu Amazonii, otoczona naturą gdzie tylko nie spojrzę, i jej symfonia dzień i noc akompaniuje mojemu zdrowieniu. Tutaj poznałam napój przodków, ayahuaskę, z którym pracuję już 10 lat, moje życie uległo przemianie, mogę czuć, mogę żyć w pokoju. Wdzięczna wszystkim osobom które napotkałam na swej ścieżce, byli, są i bedą mistrzami mojego życia”

 

 

 

 

 

We visit together Prato Rasso, abandoned psychiatric clinic on the edge of Mapia. It is quite enlightening to hear the story of its collapse, caused by reasons so human. Ayahuasca is a magic brew, but in the end it all depends on us, what we do with its lessons, this is no Prozac style artificial happiness. We talk about months Emma spent here, we talk about how it looks now, results of human effort very quickly claimed again by forest. But it seems a poignant reversal, in these years Emma’s interior garden changed in exactly opposite way than this once neat and posh clinic for victims of European alienation.

 

***

 

Odwiedzamy razem Prato Rasso, opuszczoną klinikę psychiatryczną na skraju Mapii. Jest bardzo pouczającym posłuchać o tym jak doszło do jej upadku, z tak bardzo ludzkich, zwyczajnych powodów. Ayahuaska to magiczna substancja, ale ostateczne efekty zależą od nas, od tego co zrobimy z otrzymanymi lekcjami, to nie sztuczne szczęście na zawołanie. Gadamy o miesiącach jakie Emma tu spędziła, i o tym jak teraz wygląda to miejsce, rezultaty ludzkiego wysiłku bardzo szybko odzyskiwane przez las. Symboliczne jest to odwrócenie stanu świata zewnętrznego i tego wewnętrznego ogrodu Emmy, który udało się jej doprowadzić do porządku, w przeciwieństwie do tak szykownej kiedyś kliniki dla ofiar europejskiej alienacji.

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013  / Ceu do Mapia, stan Amazonas, Brazylia. Wielkanoc 2013 ]

When Terence McKenna asked the mushroom “why us”, it told him “because you never believed in anything”. I hear same message in words of Jung, who says he is not interested in belief, he either knows or doesn’t know. I do not believe in spirit world,  I do not believe that the world is alive. Questions interesting now are pragmatic, techniques and language, how to navigate it, how to converse with it and how to pass the experience. I do not believe in existence of Pakistan, Ethiopia and Brasil. I do not believe in spirit world.

 

***

 

Kiedy Terence McKenna spytał grzyba “dlaczego my”, ten powiedział mu “ponieważ w nic nigdy nie wierzyliście”. Słyszę to samo podejście w słowach Junga, który mówił, że nie interesuje go wiara, albo coś wie, albo nie. Nie wierzę w świat duchów, w to, że świat jest żywy. To co mnie interesuje teraz to sprawy pragmatyczne, techniki i język, jak w nim nawigować, jak z nim rozmawiać, jak przekazać dalej to doświadczenie. Nie wierzę w istnienie Pakistanu, Etiopii, Brazylii. Nie wierzę w świat duchów.

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Nights in Mapia, ayahuasca drinking community in the Amazon jungle. Brasil. Easter 2013. /  Noce w Mapii, wspólnocie ayahuaskowej w głębi Amazonii. Brazylia, Wielkanoc 2013. ]

 

 

 

 

Ceu do Mapia, Heaven of Mapia. This is low-fi heaven, where bliss comes from simple things and fireworks are in the mind’s landscape. Ayahuasca drinking religious community inside Amazon forest in Brasil, with no dreadlocks or tipi dwelling hippies, but also no mall temples to consumerism and fine cuisine to fill the internal void.

 

***

 

Ceu do Mapia, Niebo Mapia. To niskobudżetowe niebo, gdzie rozkosz płynie z prostych rzeczy a fajerwerki są głównie w wewnętrznym krajobrazie umysłu. Pijąca ayahuaskę religijna wspólnota w głębi amazońskiej puszczy w Brazylii, gdzie nie widać dredów ani mieszkających w tipi hipisów, ale nie ma też betonowych świątyń konsumpcjonizmu ani wytwornej kuchni mającej wypełnić pustkę.

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013  / Ceu do Mapia, stan Amazonas, Brazylia. Wielkanoc 2013 ]

 

 

 

 

 

 

 

Ponieważ wydarzenia z 23 kwietnia, z rocznicy śmierci padrinho Corriente były tak mocne, dwa dni później notuję jeszcze raz, już ostatnie takie przemyślenia z Mapii :

25.04. Daime uczy pokory, uważności, budowy fundamentów. Wężowa powtarzalność, wężykiem, od piekła do ulgi do ekstazy, na tyle cżęsto aby się wbiło w łeb, pętle nie są tak złowrogie i pozornie bez sensu jak kwasowe, są jak wielokrotne powtórzenia tej samej lekcji, w celu utrwalenia, udoskonalenia, niczym kolejne strzały cyfrówką, kiedy już niby mam to, o co chodzi, ale ciagle “jeszcze raz”, “jeszcze trochę” – aby próbować dojść do tej nieuchwytnej perfekcji, a być może aby w końcu odpuścić, uświadomić sobie że do perfekcji dojść nie sposób – i tym sposobem uwolnić się z męczenia, z obsesyjnego powtarzania kadru, z obsesyjnego celebrowania cierpienia, zagubienia, bycia ofiarą.

W błysku zrozumienia widzę, że jest okej, tak jak jest, nic więcej nie trzeba, starczy – i naprawdę w to wierzę – i wtedy kończy się ot tak, coś co wydawało się nie skończy się nigdy.

 
 

***
 
 

Because events in the night of 24 April, the anniversary of death of padrinho Corriente were so strong, I am compelled to write a bit again two days later, last notes of this kind from Mapia :

25.04 Daime teaches being humble and careful, teaches building foundation. In a serpentine repetitive swinging movement from hell to relief to ecstasy, so frequent it carves a path in the mind. I see those mind loops being less threatening and less absurd than those of LSD, they are like frequent repetition of the same lesson to be memorized for good, for perfection, like many consecutive shots with digital camera, when, despite already having what I need, I keep on shooting, more and more, “one more time”, “one more minute” – trying to grab perfection – or perhaps realize it is ungraspable, and so get release from this futile struggle, obsessive correcting of the frame, or obsessive celebration of suffering, being lost, being a victim.

In a flash of understanding I see that all is OK, as it should be, that no more is needed, it is enough – and I do believe that – and than the hard part ends, just like that, something that seemed will never end.

 

 

 

 
 

gratitude / wdzięczność

April 25th, 2013

 

 

 

 

 

Rano, po ceremonii i bardzo trudnych przejściach spisuję, sam dla siebie, za co jestem wdzięczny, aby pamietać. Jak często, kiedy w chorobie czy wielkim nieszczęściu mówimy, gdyby tylko to sie skończyło, to już nic więcej nie będę chciał, będę szczęśliwy, a potem, zaraz gdy tylko problem mija, mamy już nowe żądze, nowe cele i  marzenia na horyzoncie. Tak łatwo zapomnieć, całe zadanie to pamietać. Nie pomaga w tym odległość czasowa, trudniej mieć w pamięci chorobę sprzed roku, kiedy w międzyczasie pojawiła się miłość, i zdążyła już uciec, i teraz użalamy się nad sobą, nad “utraconym” szczęściem. Tymczasem jedną z najwartościowszych rzeczy jaką odkryłem w psychodelikach jest skondensowanie tego procesu do okresu jednej nocy, czasem jednej godziny czy minuty.  Wczoraj przecież byłem w miejscu bez czasu, bylem w miejscu z którego wydawało się nigdy się nie wydostanę, w przerażającej pętli świadomości, myśli, stanie tak męczącym. Tak bardzo chciałem uciec, jak tracąca powietrze ryba na pokładzie kutra, niewiele różniło się to od stanu jaki pamiętam ze swego ataku malarii na Madagaskarze.

A potem nagle skończyło się, coś co wydawało się, że nie skończy się nigdy, tak jak cierpienie po miłosnym zawodzie, skończyło się w ciagu jednego momentu, ot tak, jak spotyka się wybawienie, nie przewidujemy że może być tuż za rogiem ulicy, zapominamy o ciągłym przepływie, nietrwalości, i “złego” i “dobrego”. Wczorajszy wieczór w szalonej karuzeli emocji przypomniał, niech będą dzięki.

 

***

 

In the morning, after ceremony and very hard passage I am again writing down, for myself, what I am grateful for, in order to remember. How often, when in sickness, in disaster, we say, may this end, and I will not ask for anything more, I will be happy, and then, when the problem goes away, we have new desires, new aims and dreams in our mind, and we forgot about the promise. It is so easy to forget, the whole task is to remember. Distance in time does not help in this, it is harder to remember disease from previous year, when in the meantime new love appeared, and it went away, and now we feel sorry for ourselves, despair after the happiness “lost”. So this is precisely that what I consider one of the most valuable gifts of psychodelic tools, that this process is condensed into one night, sometimes into one hour or minute. Yesterday I was in a mental place with no time, and it was scary as I felt terrible, I was in a place I thought I shall never be able to leave, in a frightening loop of consciousness, thoughts, a state of despair. I wanted to run away from it desperately, I felt like fish loosing last air on the deck of fishing boat, I felt same way I did years ago in Madagascar in my first malaria attack.

And then, all of a sudden, it just ended, what seemed to be eternal, like suffering after a heartbreak, it ended in one moment, just like that, as you meet your salvation, not predicting minutes before that it could be waiting just around the corner, forgetting about constant flow, impermanence, both of “good” and of “bad”. Last night, a crazy ride in merry-go-round of emotions reminded me, and I give thanks.

 

 
 

Tak szybka i częsta podróż z nieba do piekla i z powrotem utrwala, ryje w pamięci, wali po pysku jak Michael Palin śmierdzącą rybą, nie pozwala zapomnieć tego co się stało, zależności między górą i dołem, zależności opartej na współistnieniu, nie ma raju bez piekła, nie ma szczęścia bez cierpienia. Banał, wszyscy o tym wiemy? No właśnie, wiedzieć to nie problem, tylko pamiętać. Zatem zikr, przypominanie.
 
***
 
So fast and so frequent journey from heaven to hell and back imprints it in my memory, trains my mind, it hits me in the face like Michael Palin with his dead fish, it does not allow to forget what has happened, this connection between “up” and “down”, connection based on coexistence, there is no paradise without hell, no happiness without suffering. Obvious, we all know it? Yeah, the problem is not “to know”, but “to remember”. Hence zikr, ritual of reminding.
 
 

 

 

 

ciało działa /

szczanie nie boli zanadto /

wyszedłem z ciężkiej pracy cało /

miałem w końcu mocne doświadczenie, tak jak chciałem, chociaż oczekiwałem oczywiście raczej ekstazy /

mniejsze oddzielenie-większy kontakt – z Emmą, z Woutem /

jest piękny ranek a wczoraj było piękne popołudnie z ayahuaską, w miejscu feitio /

coraz więcej pracuję fizycznie, tak jak chciałem. podczas feitio, jak nazywany jest wyrób Daime, zaczynam robić rzeczy nie oglądając się na to czy to moja kolej, czy ktoś inny dosyć zrobił, dla samej przyjemności robienia, akcji, pracy /

praca = przepływ = życie > foto, gotowanie, feitio, taniec, sprzątanie, medytacja, ceremonia, pisanie, myślenie, czytanie /

stoicyzm, spokój, przeszedłem daleką drogę od nerwowego nastolatka, i każde takie przejście jak wczoraj buduje wytrwałość, zaufanie do siebie i do rośliny. /

rozumiem co znaczy “daime” – “daj mi” – dostaję to co jest mi potrzebne, więcej wytrwałości, determinacji, nie denerwowania się, nawet jak coś dzieje się nie po mojej myśli, albo w ogóle nie dzieje się ( szarpanina na wcześniejszych wyjazdach, niezaspokojenie efektami, a potem w domu, po fakcie okazywało się że owoce wyjazdu super )

epizod z popołudnia ‘pod wpływem” – kiedy w łazience widzę w lustrze swoją twarz, widzę w niej wielu mężczyzn, wiem że ja jestem też nimi /

wreszcie , na koniec, wracając do siebie, na ścieżce zobaczyliśmy węża, a on prześlizgnął się na drzewo, obrócił i patrzał na nas. Ostatnie błogosławieństwo.

 

***

 

my body is working /

pissing does not hurt so much now /

I survived hard work /

I finally had strong experience, as I wanted, although of course I hoped for ecstasy /

lesser feeling of separation, more of contact – with Emma, with Wout /

it is a beautiful morning now and yesterday was a beautiful ayahuasca afternoon, at the place of feitio /

I work more physically now, as I wanted. During feitio, as production of Daime is called, I start to do things without thinking whether it is my turn, whether someone else did more, for the pleasure of working itself, for joy of action /

work = flow = life > photography, cooking, feitio, dancing, cleaning, meditation, ceremony, writing, thinking, reading /

stoicism, calm. I traveled a long road from a nervous teenager, and all passages like the one last night help in this, building firmness and trust in myself and in the plant /

I seem to understand what daime means – “give me” – as I get what I need, more determination, less nervousness, even when things do not happen as I want them or do not happen at all ( all these struggles at my trips and assignments, when I was unhappy with result, always hungry for more, unsatisfied, and then coming back home, the effects of the trip turned out great ) /

the episode from last afternoon , “under influence”, – when in the bathroom mirror I see my face, I see in it many men, I know I am them all too /

last but not least, coming back home in the night, we met on our path a snake. He fled to a tree, and then turned back his head and looked back at us. The last blessing.

 

 

 

 

 

Tego samego dnia kiedy spisuję listę swoich radości, późnym popołudniem, palimy jointa z czystej konopii od naszej gospodyni, i niczym w nagrodzie za wdzięczność włącza się flashback, to bardziej Daime niż Santa Maria działa teraz, i niesie mnie , hej, wysoko, wysoko, w piękne światy. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami szybuję nad trzęsawiskami błyszczącej wody, gdzieś w tunele z gałęzi, niesiony dochodzącymi z oddala słowiańskimi głosami, jakie w świecie fizycznym sączą się ze słuchawek i nagrań Kapeli Ze Wsi Warszawa. To druga strona tego wczorajszego medalu, aby dotrzeć do tego Nieba , jak się wydaje, skrót idzie przez Piekło.

 

***

 

That very same day, when I am writing down the list of my joys, in the late afternoon, we smoke a joint of pure cannabis from our host, and then, like a reward for my gratitude exercise, a flashback comes in, it is more Daime than Santa Maria that is working now, and carries me, higher and higher, into beautiful, breathtaking realms. I am on my bed with eyes closed, and I soar above swamps of shiny water, mirrors of silver, entering deeper and deeper into tunnels of branches, called from far away by siren-like slavic voices, which in physical world seep from my headphones, recording of Warsaw Village Collective. This is another side of yesterday’s suffering, to reach that Bliss, it seems, the shortest way was through Hell.

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.