światosław / tales from the world

Posts tagged:

religion

sweat as medicine

November 7th, 2019

 

 

Foundation myths of a culture tell a lot about its approach to fundamental issues of human life. Eating from Tree of Knowledge being a sin in eyes of jealous god, projection of priestly caste and rulers needing religion as tool of social control is well known example, another is work as punishment.

Judeo-christian perspective of paradise as some distant, lost place before and after, without burden of obligations and work not only can be read as longing of sedentary, agricultural civilization for times of free roaming nomads, gathering what they need from abundant garden of nature, but is also conveniently fitting in modern capitalist economy, with its obsession of mechanization, taking away more and more tasks from human consumer, in theory to make his life easier and happier, in practice fulfilling need only to create another, placing him in constant bipolar struggle between workaholism despite abundance already present, and idle emptiness in wealth and depression. It echoes in Warren Buffet´s saying that if you don’t find a way to earn in your sleep, you will be working until the end of your life.

And WTF is wrong with that?

Isn´t that approach, that work is means to a final end, result, redemption in vacation or wealthy retirement, corresponding with Christian approach to life, that the reward will come when we do the necessary work, some time later, so we have to face that dull hell of the present? Focus on destination, not the way, on prize rather than the game itself, is a source of perpetual unfulfillment and unhappiness. We created that exile ourselves, not angry Jehovah, not by being forced do the work, but by our minds taking over, with their worrying and preoccupation with future, and distorting image of present moment, including possible beauty of effort itself.

When we chop the wood, preparing it for the ceremony that comes in the evening, it is not that this sweating is something to be hated, and state of bliss after drinking ayahuasca something to be waited for and loved, because we fixed ourselves on the idea that this is ceremony, this is celebration time, sacred time, while the preparation, menial work is mundane and necessary. Chopping wood IS the ceremony, as much as burning palo santo or singing icaros.
Same logic can be applied to any activity. When you cook, you should not see that as a chore, necessary to satisfy yourself with gorging later. Etc, etc, but I should conclude with important : we heard the phrase, do what you love, and you will never work a day in your life. But that not only means, find your bliss, and become a windsurfing instructor.

It means : love everything

 

 

 

Let that sink in, lovers of Pachamama :

“( Incas ) burned so much firewood ( for their solar gods ) that the countryside around Cusco was denuded of trees ; they offered huge amounts of food and fine clothing to the gods, especially the Sun.

 

It was for quite some time that I found hard to understand many spiritual counterculture representants’ enchantment with chosen empires of the new world, such as Maya or Inca. I can recognize in the need of pride source why local populations may respect or even worship their distant ancestors, while bitching about current, elected governments, even though I never believed that pride is a good remedy for low self-esteem, I rather see them as two sides of the same coin. But why scores of critics and refugees from ¨Western¨ patriarchal regimes of oppression and domination, outcasts from Babylon, as they sometimes describe themselves, choose to worship totalitarian rulers of the past, tyrannical oppressors of all kinds of minorities, pioneers of forced resettlement of nations, performers of human sacrifice, theocrats, killers of own brothers, who build their empires by sweat of generations of forced labourers, that never fails to amaze me. But then again, I was never impressed by abilities of certain people to force others to pile lots of bricks or stones, these systems of oppression and its fruits called civilization. You may argue that lots of people are, and they willfully supported and worshipped their Inca ( = ruling elite ) masters, but a system of ruthless punishments for disobedience recorded in chronicles, as well as similar sights of conquered, occupied crowds in Eastern European streets forced into cheering their Stalins suggest otherwise.

 

But I am here more interested in psychology of Inca´s themselves and what we can learn from it for ourselves, especially that, as we can see all around us, similar mechanisms are at play in human psyche of today, as well as in society at large. Society that is constructed out of pathological overgrowth of one of components of human being, that is parasitical, always hungry ego. Society of domination, unlimited as cancer expansion, which in reality suffers deep void, emptiness, covered up by shiny artifacts and appolinian propaganda, all because of denial of the shadow. Society of unchecked sun, proud master, that forgotten or even demonized the wisdom of the snake.

 

Ego wants to speak, does not want to listen to uncomfortable truths. Ego is control, chaos kept at bay, all little elements must be dominated, put into order of the empire of soul, there is no space for trickster, no space for questioning the dogma. Certain ancient cultures knew this danger and carefully preserved the remnant of shamanic voice in form of oracles, irrational source of wisdom, to be consulted and listened to, despite own desires and plans. But totalitarian tyrans tend to forget about this balance. There was such an oracle in Peru, a place called Pachacamac, serving for generations, until the Incas took it, in their quest to subdue everything to their one and only – as is the Sun – authority. It was allowed some degree of independence, even sons of Sun were afraid of the old chtonic force of the earth. But if one reads their story as a tale of subconscious being progressively conquered by the sunny egoes of the rulers, then it is not surprising that eventually it acts against them, and in the crucial moment of Spanish conquest, when consulted by Atahualpa, Pachacamac lies to him, saying that newcomers are no threat to fear. We all know further story of the fall, what goes too much up, must go down.

 

 

 

 

Przemyślcie dobrze poniższe słowa, miłośnicy Matki Natury :

 

” ( Inkowie ) palili ( dla swoich solarnych bogów ) tak wiele drewna, że kraina wokół Cusco została pozbawiona drzew ; ofiarowywali ogromne ilości jedzenia i drogich tkanin swoim bogom, zwłaszcza Słońcu”

 

Od dłuższego już czasu miałem problem ze zrozumieniem wielu reprezentantów duchowej kontrkultury, zakochanych w niektórych, wybranych imperiach nowego świata, na przykład Majów czy też Inków. Jestem w stanie rozpoznać w potrzebie źródła dumy powód takiej fascynacji czy nawet kultu dawnych przodków wśród lokalnych mieszkańców, którzy równocześnie klną na współczesne, wybrane przez siebie przecież rządy, chociaż i tak osobiście uważam, że duma nie jest rozwiązaniem problemu niskiej samooceny, to raczej dwie strony tego samego medalu. Ale dlaczego tylu spośród krytyków i uchodźców spod opresji “zachodnich” patriarchalnych reżimów, uciekinierów z Babilonu, jak się czasem sami określają, decyduje się na kult totalitarnych egzotycznych władców przeszłości, tyranów prześladujących liczne mniejszości, pionierów przymusowych przesiedleń, ofiar z ludzi, teokratów, bratobójców, którzy zbudowali swoje imperia na pocie pokoleń przymusowych robotników, to nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. Cóż, nigdy nie imponowały mi specjalnie talenty niektórych ludzi do zmuszania innych by gromadzili na kupie wiele cegieł czy kamieni, te systemy opresji i ich owoce zwane cywilizacją. Można argumentować że wielu ludzi się tym jara, i ochoczo wspierało i czciło swoich Inków ( = panów i władców ), ale system brutalnych kar za nieposłuszeństwo zachowany w kronikach, jak i podobne obrazki podbitych, uciskanych tłumów Europy Wschodniej, zmuszonych do radosnego wiwatowania swoim Stalinom sugerują raczej coś innego.

 

Ale tutaj jestem bardziej zainteresowany psychologią samych Inków, i tym co możemy się z niej nauczyć, zwłaszcza że, jak widzimy wokół nas, podobne mechanizmy funkcjonują we współczesnej psychice, jak i w społeczeństwie. Społeczeństwie, jakie zbudowane jest na patologicznym rozroście jednej ze składowych ludzkiej istoty, to znaczy pasożytniczym, zawsze głodnym ego. Społeczeństwie dominacji, nieograniczonej niczym rak ekspansji, które w rzeczywistości cierpi z powodu głębokiej pustki, przykrytej lśniącymi artefaktami, apolińską propagandą, wszystko z powodu wyparcia cienia. Społeczeństwie niepohamowanego, zaborczego Słońca, dumnego pana, które zapomniało, a nawet zdemonizowało wiedzę węża.

 

Ego chce przemawiać, nie chce słuchać niewygodnych prawd. Ego to kontrola, wypierany chaos, wszystkie drobne elementy muszą być zdominowane, poukładane w racjonalną układankę imperium duszy, nie ma tu miejsca dla trickstera, nie ma miejsca na kwestionowanie dogmatu. Pierwotne kultury znały to zagrożenie, i przechowały pozostałość szamańskiego głosu ostrzegawczego w formie wyroczni, nieracjonalnego źródła mądrości, którego warto posłuchać, wbrew własnym pragnieniom i planom. Ale totalitarni władcy zwykle zapominają o tej równowadze, ku swojej zgubie. Istniała w Peru taka wyrocznia, miejsce zwane Pachacamac, służaca pokoleniom i niezależnym narodom, aż nie przejęli jej Inkowie, w swojej krucjacie podporządkowania wszystkiego swojej , jedynej jak Słońce, władzy. Pozostawiono mu nadal nieco niezależności, nawet synowie Słońca bali się starej chtonicznej siły ziemi, choć uznali ją za podrzędną. Ale jeżeli czytamy ich historię jako opowieść o podświadomości stopniowo podbijanej przez słoneczne ego władców, to nie zaskakuje iż ostatecznie obraca się ona przeciw nim, i w kluczowym momencie hiszpańskiego podboju Pachacamac okłamuje Atahualpę szukającego rady, mówiąc mu iż przybysze nie są żadnym zagrożeniem. Wiemy co działo się dalej, co się za wysoko wspięło, musi boleśnie spaść.

 

 

 

 

 

Just as the arrogant rulers of the highlands who failed to penetrate the thicksness of the jungle and to subdue its wild inhabitants, angry at their failure devised a view of the spiritual world divided into pure and sophisticated high world, hanan pacha, connected with male and solar values, and hurin pacha, low chtonic land of the death, moist and feminine, so their Christian counterparts, rooted in semitic desert traditions, worshipped only ancient high wind creator, Jahwe, and scorned the inner wisdom of the serpent. The truth was to be imposed from above, royal edict not be questioned, be it from masters in Cusco, ¨navel of the world¨, or Catholic monarchs of Vatican representing even higher lord. The exoteric, formal knowledge and rules are what ego loves and it is useful for creating empires, effective piling of bricks, but devastating for nature, both the one at large, and the one inside. It eventually brings disaster, and this is what happened to the Incas. Their shiny egoes climbed to such heights, that they were just calling out for the likes of conquistadors, their mirror reflections, to come and conquer, because ego, like cancer, in the end is its own destroyer. It was the love of solar gold, and disregard for own brother, it was the love of own words, own theological creations, that all protagonists of this story shared, and that until this day continues to destroy their souls, and sometimes, in a serpentine twist of fate, when things are bad, they end up coming to drink ayahuasca with us, to the green matrix of the jungle, to listen to the snake again.

This is where I’d rather be, in balance and coexistence, in vibrating matrix of life, matrix of constant checks and balances, not domination over scorched plain, or stony plaza build upon it, where artificial idols, constructs of human mind, are paraded just as before Incas paraded their own mummies, in love with themselves only, with their own WORD, silencing all others, this rich symphony of nature, full of paradoxes. I want to be the serpent sneaking out of boring palace of one and only truth, before it crumbles to its doom.

 

 

 

 

Tak samo jak aroganccy władcy wysokich gór, którym nie udała się penetracja ciemnej gęstej dżunglii i podporządkowanie jej dzikich mieszkańców, wściekli na swoją porażkę wymyślili obraz duchowego świata podzielonego na czysty i wyrafinowany hanan pacha, świat wysoki, związany z solarnymi i męskimi wartościami, oraz hurin pacha, niski świat, chtoniczne królestwo śmierci, wilgoci i kobiecości,  tak ich chrześcijańscy odpowiednicy, zakorzenieni w semickich pustynnych tradycjach, czcili jedynie swego starożytnego boga wiatru, Jahwe na wysokościach, i gardzili wewnętrzną mądrością węża.  Prawda była narzucana z góry, jak królewski edykt, którego się nie kwestionuje, czy to od władców z  Cusco,”pępka świata”, czy od katolickich monarchów z Watykanu, namiestników jeszcze wyższego i bardziej odległego pana. Egzoteryczna, formalna wiedza i zasady są czymś, co ego kocha i co jest użyteczne do budowania imperiów, efektywnego składania cegieł do kupy, ale równocześnie niszczące dla natury, zarówno tej na zewnątrz, jak i tej wewnętrznej. Ostatecznie sprowadza kataklizm, i to się właśnie przydarzyło Inkom. Ich lśniące ego wspięło się na takie wyżyny, że było to jak wzywanie kogoś takiego jak konkwistadorzy, ich lustrzane odbicie, aby przybyli i podbili, bo ego, jak rak, ostatecznie jest przyczyną swej własnej zagłady. Miłość dla słonecznego złota, i nieposzanowanie własnego brata, miłość dla własnych słów, własnych teologicznych konstrukcji były czymś co łączyło wszystkich uczestników tej historii, i co po dziś dzień dalej niszczy ich dusze, aż czasem, w wężowym zwrocie losu, kiedy już jest źle, trafiają do nas, by w zielonej macierzy dżungli wypić ayahuaskę i posłuchać ponownie węża.

 

Wolę być tutaj, w równowadze, we współistnieniu, w wibrującej macierzy życia, w ogrodzie współzależności a nie dominacji nad wysuszonym płaskowyżem, czy na kamiennym rynku nań wybudowanym, gdzie sztuczne idole, produkty ludzkiego umysłu, są obnoszone na paradach, dokładnie tu gdzie Inkowie paradowali swoje mumie, zakochani w sobie samych, w swym własnym SŁOWIE, uciszając pozostałe, całą tą bogatą symfonię natury, pełną paradoksów. Chcę być wężem wyślizgującym się z nudnego pałacu jedynej słusznej prawdy, zanim zawali się na dobre.

 

 

 

 

 

Niekoniecznie zgadzając się ze wszystkimi stwierdzeniami poniższego tekstu autorstwa księdza Agreda, zdecydowałem, iż warto go przetłumaczyć, bo dotrzeć może do środowisk raczej niechętnych odmiennym stanom świadomości i psychoaktywnym roślinom, postrzegających je jako rozrywkę i ucieczkę. Poniższe świadectwo przemiany, które zamiast zamienić statecznego księdza w zdegenerowanego narkomana, uczyniła z wątpiącego chrześcijanina człowieka jeszcze głębszej wiary, może pomóc zobaczyć temat w nieco innym świetle.

 

 

 

 

Wiara i Ayahuasca


(Jak mówić o mojej wierze w Boga od czasu mojego doświadczenia z roślinami leczniczymi)


Ojciec Cristian Alejandría Ágreda
Ksiądz katolicki, pasterz w Centrum Takiwasi, Tarapoto w Peru

 

 

Co nieco strachu

 
 

Trochę boję się tego, co zostanie powiedziane, biorąc pod uwagę, że Kościół zawsze cehował dystans i pewna podejrzliwość w kwestiach szamanizmu, czarów i sposobów jakimi można pracować z roślinami. Spędzając czas z tradycyjnymi uzdrowicielami lub współpracując z ludźmi, którzy pracują z roślinami, zadawałem sobie pytanie: “Co powie biskup? W jaki sposób bracia w kapłaństwie zareagują, gdy dowiedzą się, że zaakceptowałem ten proces? ” Cóż, otrzymałem wiele odpowiedzi na te wewnętrzne pytania. Po pierwsze, był to biskup, niech spoczywa w pokoju, który poprosił mnie, abym przyszedł w jego imieniu i udzielił duchowej posługi w Centrum Takiwasi.

Chętnie przyjąłem szanse na pracę kapłańską i pracę jako pastor

w ramach tych systemów uzdrawiania i leczenia.
Aby zrozumieć doświadczenie pacjentów, zauważyłem, że niezbędnym było doświadczyć tego, co robią oni, czyli również wypić wywar z przeczyszczających roślin i rozpocząć proces, jaki miał doprowadzić do wypicia rośliny – nauczyciela – ayahuaski.

Musiałem to zaakceptować by uzyskać dostęp do odpowiedzi na wiele pytań, które pacjenci mogliby mi zadać i do wszystkiego, co chcieliby wyjaśnić na temat swych żyć.

 

 

 

Ciąg dalszy o mojej wolności podejmowania decyzji.

 

 

Kiedy rozpocząłem picie roślin, rozmawiałem o tym z biskupem i uzyskałem jego wsparcie. Jego odpowiedź była bardzo jasna : “Jeżeli to, co robisz i czego szukasz z roślinami w Takiwasi, jest w celu osiągnięcia celu zbawienia dusz, i jeżeli to pomaga ci także rozjaśnić pewne sprawy, możesz liczyć na moje poparcie, postępujesz dobrze.” Taka była jego odpowiedź. Ten pierwszy kontakt miał miejsce w 2003 roku.

 

Wkrótce sam musiałem zmierzyć się ze swoimi sprawami osobistymi. Brzemię moich problemów sprawiło, iż przeżyłem bardzo mroczne chwile, kiedy być może rzeczy straciły swoje znaczenie, wliczając to moje powołanie jako księdza. Usłyszałem zaproszenie od doktora Jacques Mabit. Nie tylko przyjąłem ofertę pracy zajmowania się jego pacjentami, ale i pracy przyjrzenia się i konfrontowania z własnymi problemami. To był mój pierwszy krok w stronę zrealizowania mojej wiary w Boga poprzez Matkę Naturę. Było przy nim niezbędnym, aby podejmowac decyzję jako osoba wolna. Z racji tego, że biskup zatwierdził i zaakceptował pracę jaką wykonywałem, moja świadomość otwarła się i przemówiła do mnie : “Witam, dobry wybór” a ja odparłem, “Jestem wolny.” Wolność leży w robieniu tego, co kieruje mnie w stronę dobrego, dobrego dla innych a także dobrego dla mnie samego.

 

Pierwsze kroki z roślinami

 

Podjąłem decyzję by wypić rośliny, choć nie było to łatwe, bo obecny był stale strach, bardzo zły strach. Istnieje naturalny strach, i jest czymś normalnym, to taki, który ostrzega cię byś na siebie uważał. Ale zły strach to taki, który generuje postawę podległości, coś, co przeszkadza nam w robieniu rzeczy, jakie powinniśmy zrobić. W tych pierwszych spotkaniach z rośliną zacząłem rozumieć, że ten strach niepokoił mnie, tak bym nie wszedł do świata jaki był mi nieznany. Poprosiłem o pomoc Boga i Dziewicę Maryję, użyłem wszystkiego co nauczyłem się jako kapłan od swojej Matki Kościoła, i rozpoczęłem pierwszą sesję.

 

Była wspaniała. Od początku czułem się dobrze przyjęty, tak jakby ktoś mnie oczekiwał. Kobiecy głos mówił mi “witaj, jesteś w domu, to jest twoje miejsce, tu gdzie żyjesz”. Chociaż początkowo nie rozumiałem, zaczęło do mnie docierać, że jestem częścią natury, że docierałem do mojego pochodzenia, gdzie rodzi się moja fizyczna postać, gdzie leży oddech Boga. I tak zaczęło się we mnie budzić zaufanie, zaufanie w ten głos i zaufanie w moją wiarę. Miałem uczucie jakby Bóg wszystko aprobował, jak gdyby gratulując mi. I zobaczyłem wówczas dobrą stronę, wszystko piękne i wspaniałe. Kiedy sesja zakończyła się, byłem pod wielkim wrażeniem. Dobra decyzja.

 

Ale już podczas drugiej rozpoczęliśmy wchodzenie w “ciemną stronę”, i zdałem sobie sprawę, że pierwsza sesja była wzmocnieniem fundamentu, to znaczy wiary i zaufania, w celu wkroczenia na stronę jakiej nigdy wcześniej nie znałem. Było to doświadczenie pełne emocji, ujrzeć samego siebie zabranego na tą ciemną stronę, i móc powiedzieć t,o co mówię dziś z całą pewnością: “ujrzałem twarz diabła ( Szatana )”, ponieważ to jest właśnie diabeł, to ciemność, to ciemność naszej igorancji, tego jak mało wiemy o swojej przeszłości, o historii, o wszystkim czego się dobrze nie nauczyliśmy, wliczając w to samą wiarę. Wypływają cały bałagan i cała niespójność naszego wewnętrznego pomieszania co do tego co duchowe i przyziemne, to co źle zrozumieliśmy i nie nauczyliśmy się poprawnie. W taki właśnie sposób zrozumiałem życie ! Na tym pierwszym etapie to był kompletny bałagan, jak rozrzucone puzzle, gdzie wszystko wydawało się mieć swoją twarz, każda część zła miała diaboliczne oblicze. Najbardziej przerażającą rzeczą jaką dane mi było zobaczyć była twarz Szatana. Poczułem nawet, że przybliżył się i dotknął mnie, pachnąc siarką, i że był przy moim boku. Towarzyszył mi potem przy kilkunastu sesjach, około dziesięciu, podczas gdy byłem leczony i rozwijałem się, nie tylko jako osoba ale także jako kapłan.  Tak zrozumiałem że Bóg zlecił tej tajemniczej roślinie aby ukazała mi całą Jego moc, i zdolności, i by przeszły przeze mnie jako księdza. Jestem bowiem osobą, jaka od dzieciństwa marzyła o zostaniu księdzem, i był taki czas, że cierpiałem wiele aby zrealizować to powołanie. Bóg chciał bym znalazł się w miejscu o jakim zawsze marzyłem.

 

Pozostałe doświadczenia to bitwa za bitwą, kiedy roślina szykowała sytuację, i czekała na moją akceptację. W taki sposób zacząłem rozumieć, iż moje poddanie, mój udział zależały kompletnie ode mnie, i że dotyczyło to nie tylko sesji z ayahuaską,. ale w prawdziwym życiu. Zrozumiałem to, co Jezus powiedział do sparaliżowanego w Ewangelii – “Mówię ci, wstań, weź swoją matę i idź do domu”. Bóg wskazuje na rozwiązanie,  lekko popycha, a każda osoba musi wykonać swoją część, ponieść się i iść, zrobić to, co mają zrobić.  Tak stopniowo zrozumiałem, że to było moje uczestnictwo, że każda bitwa w której zaakceptowałem zło była przegrana, że krok po kroku widziałem, iż dobro zawsze zwycięża.

 

Widziałem też w tych bitwach ukrzyżowanego Jezusa. W pewnej chwili mojego ramienia dotknął krzyż, i przez sekundę mogłem zobaczyć wizję tego, co krzyż symbolizował, całą wagę ludzkiej historii, wszystkie wojny, przelotną wizję której nie mogłem unieść. To nie była zła wizja, pochodziła od Boga, ale było czymś nie do zniesienia, gdy w jednej chwili surowe obrazy całej historii świata i jego konfliktów wykreowały atmosferę śmierci. Mądry głos, nie wiem czy to mojego sumienia, wiary czy też rośliny, powiedział mi ” Jesteś kapłanem i to jest ścieżka, która na ciebie czeka.” Wkrótce po tym doświadczeniu mogłem stwierdzić : “To własnie w tym celu się narodziłem, to było moje marzenie i teraz widze je z większą jasnością, i akceptuję z przyjemnością…”. Kiedy to wypowiedziałem, mogłem ujrzeć Lucyfera poza krzyżem, przykutego w piekle. To przypomina mi księgę Apokalipsy, gdzie diabeł jest już pokonany, razem ze swoimi wyznawcami, tylko czekając na czas kiedy Bóg wymierzy swoją sprawiedliwość.

 

Zdałem sobię sprawę, po pokonaniu moich najbardziej osobistych problemów, że inne sesje były tylko ścieżką treningową. Uczyłem się i poznawałem przewagę zła nad dobrem, do czego zdolne są wiara i zaufanie, do czego zdolny jest Bóg. W ignorancji naszych umysłów diabeł jest w stanie przekonać nas o swej niezwyciężonej sile, ale jak mówi święty Paweł, “Gdzie wiele jest grzechu, wiele jest łaski”, to znaczy, nawet jeżeli prawdą jest, że szatan ma wielką moc, to jest moc ograniczona, a moc Boga nie.  Czym jest więc ona w obliczu Bożej siły? “Nie zapominaj”, powiedziano mi “że jesteś częścią stworzenia”. Zobaczyłem szatana przy moim boku czekającego na moment słabości, i powiedziałem mu “Masz władzę nade mną, ale nie nad Bogiem. Od teraz będziesz musiał walczyć z moją wiarą. Nie zacznę tej wojny. Ale walczyć będziesz musiał nie tylko z moją wiarą ale ze wszystkimi osobami, jakie przejdą przeze mnie.”

 

Od tego momentu, na ścieżce dobra, głos mówił do mnie, kojący głos, miękko rzecząc “Powinieneś poznać trzech nauczycieli, pokorę, cierpliwość, zaufanie, aby lepiej uczyć się i lepiej bronić przed całym złem.”

 

Człowiek potrzebuje

- być pokornym wobec ego, dumy, zarozumiałości

- mieć cierpliwość wobec arogancji i postaw dominacji

- być pełnym zaufania w obliczu strachu

 

Powiedziałem do siebie “Jestem tym, który potrzebuje tego wszystkiego, ponieważ muszę wyzdrowieć. Co mi przyjdzie z opiekowania się innymi, którzy tego potrzebują, jeżeli jestem sam w pierwszej kolejności w potrzebie?” Głos odpowiedział “To prawda, otrzymasz to. To będą twoi nauczyciele, czas przyniesie dowody, krok po kroku, a także Bóg”. Diabeł robi co chce, ponieważ wierzymy mu, wierzymy Kłamcy, ale kiedy przestaniemy, a zaczniemy wierzyć w Boga, szatan nic nam nie zrobi.

 

Zrozumienie głębi mojego powołania

 

Aby być kapłanem, wcześniej trzeba być chrześcijaninem, bo kapłaństwo jest jedynie służebną funkcją w imię Chrystusa dla świata – ale na osobistym poziomie jestem przede wszystkim chrześcijaninem. Osobiste doświadczenie z roślinami wywarło na mnie wrażenie, bo jest jedną rzeczą wysłuchać czyiś argumentów czy jego filozofii, a czym innym przeżyć to i poczuć. Podczas sesji ayahauska powiedziała mi : “Zasada numer jeden, nie próbuj za wiele zrozumieć, ale raczej poczuj, bo to co poczute, jest przeżyte, a to co przeżyłeś, możesz głosić innym”. To właśnie zawsze chciałem zrozumieć – dlaczego jest tak wiele gadania o Bogu, o miłości, o wybaczaniu, jeżeli jest to wszystko tak szybko zapominane, i wszystko robione na odwrót? Teraz rozumiem, sedno leży nie w “gadaniu” ale w “czuciu”, a później w utwierdzaniu, wcielaniu w życie, to najważniejsza rzecz.

 

Aby być księdzem, musisz odkryć powołanie kapłańskie, ponieważ to nie ja jestem kapłanem, Jezus Chrystus jest jedynym wielkim Kapłanem. Muszę nauczyć się, że jako ksiądz jestem zaproszony przez Ojca, w bardzo szczególny sposób, aby wykonywać jego zadanie. Tak zobaczyłem eucharystię, sakrament, który nie pochodził z moich rąk, ale z rąk Jezusa Chrystusa. Potem ujrzałem siebie ubranego w białe szaty, i zrozumiałem, że Jezus używa mojego ciała jako instrumentu. Używa mojej wiedzy, i tego czego się uczyłem, tak odkrywałem stopniowo wagę tego specjalnego powołania.

 

Prawdziwe trudności rozpoczęły się dla mnie później, po tych wyjaśnieniach. Zrozumiałem, iż problem polegał na tym, że kiedy stanąłem przed tym wielkim i szlachetnym zadaniem, wszystkie złe nawyki z mojej przeszłości pojawiły się znowu. “I jak ja mam to wszystko zmienić?”, zapytałem. Zrozumiałem konsekwencje mojej decyzji, ale pomimo wszystko musiałem kontynuować to, na co się zdecydowałem, mój wybór w stronę Boga, i to było wszystko. Czułem, iż przemawia do mnie zaufanie. Strach zaczął znikać. Przechodziły mnie dreszcze, skóra pokryła się gęsią skórką, a nawet poczułem włosie na niej, i że to ja byłem diabłem. Stałem się świadomy tego, że musiałem sam się nauczyć, pracować nad osobistym rozwojem. Zacząłem więc akceptować i uczyć się, jak pozbywać się tego co złe, strachów, ignorancji, nieznanego, wątpliwości, fałszywych wierzeń… Pozbywałem się pomieszania, nawet tego odnośnie różnicy między uzdrowicielami a czarownikami. Pomyślałem “jak mogę to wszystko akceptować, jeżeli jest to czarna magia?”. Potem rozwiązałem te wątpliwości, nauczyłem się jak rozróżniać. Rośliny nauczyciele rozwiały moje wątpliwości, ponieważ społeczeństwo musi wiedzieć, co ta różnica oznacza. Ostatecznie roślina pokazała mi, że ścieżka uzdrowiciela jest właściwa, słuszna, to droga uzdrowienia, oczyszczenia, nauki. Rośliny leczą, ale potrzebują pomocy od osoby która im służy, to znaczy uzdrowiciela. Czarownik, z drugiej strony, niszczy moc roślin, w celu czynienia zła, szkody, zwodzenia, podporządkowania, zmieszania.

 

Podczas jednej z sesji ujrzałem doktora Jacques przemieniającego się w roślinę, w ayahuaskę, i ujrzałem Jezusa Chrystusa używającego tejże rośliny. Pomyślałem ” Doktor Jacques transformował się w roślinę, i ta sama roślina jest w rękach Jezusa, to znaczy iż jest to boże lekarstwo”. A Bóg rzekł mi “On jest moim instrumentem, tak jak ty nim jesteś, jako duchowy uzdrowiciel”. Prawdziwą medycyną jest Jezus Chrystus, i kiedy przychodzi czas sesji to własnie on wykonuje swą pracę poprzez uzdrowiciela i ayahuaskę. To dlatego przychodzą tu demony. Głos podczas sesji powiedział mi : “Tak, Bóg chce by człowiek był zbawiony, to zależy od niego” ; “to zależy ode mnie” – powiedziałem – “pracuj przeze mnie, nie przez nich samych”.

 

Postrzegałem każdą sesję ayahuaski jako klasę w szkole, i na każdych zajęciach, kiedy mówiłem o sobie, kiedy pytałem o pracę jaką mam wykonać, było można zauważyć coraz więcej aprobaty. Dlatego właśnie mogę powiedzieć, że leczenie i nauczanie działo się równolegle, szkolenie jak rozwiązywać te problemy, teraz moge je dostrzegać, ponieważ sam poznałem prawdę.

 

 

Leczenie i błogosławieństwo

 

 

Na innym etapie zostałem poinformowany, że prawdziwi uzdrawiający podczas sesji, o czym mowa w tekstach niektórych świętych pieśni, tzw “ikaros”, to Jezus i Dziewica Maryja. Znajdziesz ich oboje w ceremonii, chociaż w moim wypadku nie widziałem Maryi, ale czułem jej obecność w sesjach w jakich miałem okazję uczestniczyć. Od tego czasu najpiękniejszą rzeczą jaką zacząłem czuć i przeżywać jest moja wewnętrzna rzeczywistość, w sposób bardziej przejrzysty i jasny, świadomy, iż muszę być szczery wobec samego siebie, transparentny w mych uczuciach, myśleniu, byciu i mowie. Świadomy, iż Jezus włożył swojego ducha w me dłonie, co wywarło na mnie duże wrażenie. Zrozumiałem także, że między leczeniem a błogosławieństwem jest duże podobieństwo, ale nie są one identyczne. Nie są identyczne dlatego, że sesja jest związana z leczeniem / uzdrawianiem za pomocą roślin, podczas gdy poza sesją boska łaska jest otrzymywana bezpośrednio z kapłańskiego błogosławieństwa. W skrócie, w obu wypadkach działanie jest takie same, ale z innym “smakiem” i w ostateczności wszystko pochodzi od Niego. Zrozumiałem, że Bóg ma do dyspozycji wszystkie sposoby aby dotrzeć do ludzi, i wiele źródeł. Głównym jest Kościół i jego sakramenty, słowo boże, i to bez wątpienia nie uległo zmianie.  Jednakże powyższe nie oznacza, że są one jedynymi źródłami łaski, jest ich o wiele więcej. To nie religia czyni człowieka dobrym, ale jego zaangażowanie, szczerość, transparentność, jego chęć zmiany i czynienia dobra. I oczywiście dobry nie miesza się w żadnym stopniu ze złem, bo wtedy przestaje nim być. Bóg jest w zasięgu wszystkich, każdej osoby,  i mogłem jasno zrozumieć co znaczą słowa “Bóg chce aby każdy był zbawiony”, i boli mnie kiedy słyszę”Chce aby każdy każdy był zbawiony, ale nie każdy chce być zbawionym”. Ale od tego tutaj jesteśmy, aby przebudzać sumienia, przemawiać do nich, sprawiać by zrozumiały, dzięki naszemu przykładowi i życiu. Chciałbym aby było prawdą, bym mógł twierdzić “Wszyscy, którzy są przy moim boku, poznają jak odnaleźć Boga”.

 

Roślina dokonała mojego uzdrowienia i błogosławieństwa na trzy sposoby : jako uzdrowiciel, doktor i nauczyciel. Śmiem nazwać roślinę “mym uzdrowicielem”. Kiedy ją piję, wiem, że jest to uzdrowiciel, którego witam w swoim ciele, wiem z kim jestem, z moim uzdrowicielem. Jest nim, ponieważ oczyszcza ciało, umysł, oczyszcza czarną magię, oczyszcza wszystko. Jest także doktorem, ponieważ dokonuje “chirurgicznej operacji”, operuje chore serce, mózg… Ponadto, działa jako nauczyciel w sesji, jak wspomniałem uprzednio. Takie są trzy role rośliny – mistrza, i aby w taki sposób mogła zadziałać, jest ważnym by pacjent zainwestował swą jak największą wiarę, zaufanie i koncentrację, kiedy przystępuje do sesji, i by pozwolił jej wykonać swą robotę. Miałem jasne i precyzyjne uczucie rozpoznania tychże trzech funkcji. Tak samo jak w prawdziwym życiu łaska boża pomaga mi podążać do przodu, by poznać światło i obronić się od zła wszelkiego, tak w sesji to rośliny są dla mnie świętą medycyną.

 

Na koniec, jeżeli miałbym w jednym określeniu zawrzeć to, co było moją pracą w Centrum Takiwasi na przestrzeni lat, byłoby to “Boży uzdrowiciel duchowy”.

 

[ tłumaczenie :  Światosław Wojtkowiak ]

 

 

 

 

Faith and Ayahuasca


(How to speak of my faith in God since my experience with medicinal plants)

 

Father Cristian Alejandría Ágreda

Catholic Priest, Pastoral Guidance at the Takiwasi Center, Tarapoto, Peru

 

A bit of fear
 
 

I am a little afraid of what will be said given that the Church has always been reserved and somewhat suspicious on the topics of shamanism, witchcraft and the way the work with the plants can be managed. While spending time with the traditional healers or associating with people who work with the plants I asked myself, “What will the Bishop say? How will my brothers in the priesthood react when they learn I’ve accepted this process?” Well, I received many answers to these inner questions. First of all, it was the Bishop, may he rest in peace, who asked me to come in his name, and to give spiritual services at the Takiwasi Center. I gladly accepted the chance to do my priestly labor and work as pastor within these systems of healing and curing.

In order to understand the patients’ experience, I saw that it was necessary to experience what they were doing, that is, drinking purgatives and beginning the process until getting to the master plant Ayahuasca. I had to accept this in order to, from then on, have answers for the many questions the patients would have and everything they wanted to clarify about their lives.

 

Counting on my freedom to make decisions

 

Once I had begun drinking the plants I spoke to the Bishop about what I had done and he gave me his support. His response was very clear. “If what you are doing and seeking with the plants at Takiwasi is to achieve the goal of saving souls, and if this also helps to clarify things for you, you can count on my authorization, you have proceeded well”. That was his response. This first contact was in 2003.

Soon I had to address my personal affairs. The pressure of my problems had me live through some very dark moments where perhaps things had lost their meaning, including the meaning of my vocation as priest. I heard Dr. Jacques Mabit’s invitation. Not only did I accept the job of attending to the patients, but also the work of facing my own problems and confronting them. This was my first step towards addressing my faith in God through Mother Nature. It was essential to make decisions counting on my freedom. Given that the Bishop had approved and accepted the work I was doing, my consciousness opened up and said to me, “Welcome, good choice”, and I said, “I am free”. Freedom lies in doing what aligns me towards good, the good for others and also the good for my own benefit.

 

 

First steps with the plants

 

I had made the decision to drink the plants, even though it was not easy because there was always fear, a malevolent fear. There is a natural fear that is normal, the one that warns you to look after yourself. But malevolent fear is any type of threat that generates an attitude of submission, a sort of impediment preventing us from doing the things we are supposed to do. In these first encounters with the plant I began to understand that the fear was threatening me so I would not enter into a world I was not familiar with. I asked for help from God and the Virgin Mary, I used everything I had learned as a priest from my Holy Mother Church, and began the first session.

This first session was excellent. From the beginning I felt well received, as if someone had welcomed me. A female voice was telling me “Welcome, you are in your home, this is your place, where you live.” Even though initially I did not understand, I began to comprehend that I am part of nature, that I was arriving at my origin, where my physical presence is born, where the breath of God lies. And so trust began awakening in me, trust in that voice and trust in me, trust in my faith. And I had the feeling that God was approving everything, as if congratulating me. And so I saw the good side, everything beautiful and lovely. When the session finished I was very impressed. Right decision.

But already by the second session we began entering the “dark side”, and I came to realize that the first session was a reinforcement of the bases, those being faith and trust, in order to cross into the side I had never before known. It was an emotional experience to see myself taken to that dark side and to say what I can say today in all certainty, “I saw the face of the devil (Satan)”, because that is the devil, it is the darkness, the darkness of our ignorance, of the little we know about our past, of our history, of everything we have not learned well, including faith itself. All the mess and all the incoherence of our inner mix ups between the spiritual and the mundane appear; what we have misunderstood and not learned well. This was the way in which I had come to understand life! In this first level, I was a complete mess, like a disassembled jigsaw puzzle where everything appeared with its own face, where every evil part had a diabolic face. The most horrible thing I could come to know was the face of Satan, in person. I even felt that he came and touched me, smelling of sulfur, and that he was by my side. He then accompanied me in several sessions, about ten sessions, while I was being healed and developing, not only as a person, but also as a priest. This was how I realized that God commissioned this mysterious plant to show me all His power and ability and that it passed through me as a priest. For I am a person who from childhood dreamed of being a priest, and there was a time when I suffered a lot to achieve this vocation. God wanted me to find myself in the place I had always dreamed of.

The remaining experiences were battles after battles, where the plant always set the scene and then waited for my acceptance. This way I began to understand that my surrender, my participation, depended totally on me, and this applied not only in sessions with ayahuasca but in real life. I understood what Jesus says to the paralytic in the Gospel, “I tell you, get up, take your mat and go home.” God indicates the solution, gives the initial push and every person has to do their part, get up and walk, do what they have to do. And so I gradually understood that this was my participation, that every battle where I accepted evil I’d lose, and little by little I was seeing that good always wins.

I could also see Jesus crucified in those battles. At one moment the cross touched my shoulder and in a second I could see a vision of what that cross symbolized, the full weight of human history, all the wars, a fleeting vision that I could not bear. It was not an evil vision, instead it came from God, but it was something intolerable where in an instant the crude images of the whole history of the world and its conflicts created an atmosphere of death. A wise voice, I do not know whether of my conscience, faith or the plant, told me: “You are a priest and this is the path that awaits you.” Soon after this experience I was able to say: “This is what I was born for, this was my dream and now I see it with more clarity and I accept with pleasure”. When I said that, I could see Lucifer behind the cross, chained to hell. This reminds me of the Apocalypse where the devil is already subdued with his followers, just waiting for the time when God will do justice.

I realized after having overcome my most personal problems that the other sessions were a training path. I was learning and understanding the virtue of good over evil, what faith and trust are capable of, and what God is capable of. In our ignorant minds, the devil makes us believe in his indomitable strength, but as St. Paul says: “Where sin abounds grace abounds”, that is, that while it may be true that the devil has great power, it is limited power, and God’s power is infinite. What is that, against God? “And do not forget,” I was told “that you are a creation.” I could see the devil by my side waiting for a moment of weakness and I said to him, “You have power over me, but not over God; from now on you will have to fight against my faith. I’m not going to start a war with you. And you will not only have to fight against my faith but against that of all the people who will pass through my office and through my hands, take note. ”

From there, through the path of goodness, a little voice spoke to me, a soothing voice that said very softly “You need to know three teachers, humility, patience and trust2, to better learn and to better defend yourself against all this evil.”

Man needs:
. to be humble in the face of ego, pride and selfishness,
. to have patience in the face of arrogance and authoritative attitudes, . to be filled with confidence in the face of fear.

I said to myself “I am the one who needs all this, because I need to be well. What good is it for me to take care of others who need this if I am the first one who needs this?” The voice answered, “That’s right, you’re getting it.” It said, “They will be your teachers, time will prove this for you little by little and so will God.” The devil does what he wants because we believe him, we believe the Liar, but failing to believe in him and believing in God, he can do nothing against us.

 

Understanding the depth of my vocation

 

To be a priest first one has to be Christian, because the priesthood is simply a ministerial function in the name of Christ for the world – but on a personal level I am above all, a Christian. The personal experience with the plants left an impression on me, because it is one thing to hear arguments in defense of or a demonstration of one’s philosophy, but it is another thing to see it, to live it and to feel it. Once in a session I was told through Ayahuasca: “Rule number one, do not try too much to understand, but wait to feel, because what is felt is lived, and what you live can be preached.” That’s what I always wanted to understand: why is there so much talk of God, of love, of forgiveness, when it is forgotten so quickly and then everything is done backwards? Now I understand, the issue is not in “talking” but in “feeling” and then cementing it, living it, this is the most important thing.

To be a priest you must discover the vocation of the priesthood, because it is not me who is the priest, Jesus Christ is the one and only great Priest. I have to learn that as a priest I am invited by the Father, in a very special way, to do his work. This is how I saw the Eucharist, the sacrament that did not come from my hands but from the hands of Jesus Christ. Then I saw myself dressed in the white robe and I understood that Jesus Christ uses my body as an instrument. He uses my knowledge and what I have been learning; thus the greatness of this special vocation was gradually discovered.

Really the difficulty started there for me, after those clarifications. I realized the problem I had gotten myself into when faced with this high and noble role, all my bad habits of the past appeared. “And how am I going to change all this?” I asked. I had just realized the consequences of my decision but nonetheless I had to keep on going with what I had chosen, my choice towards God, and that would be all. Here I felt that trust was speaking to me. The fear began to go away. My skin shivered and I had goosebumps, I even felt hairy and that I was the devil. I became aware that I had to teach myself, to undertake a personal development. So I began to accept and learn how to let go of all the evil, the fears, the ignorance, the unknown, the doubts, the false beliefs… I was removing all the confusion, even the one I had between healers and sorcerers. I had thought “how can I accept all this if it is witchcraft?”. There I clarified these doubts and learned how to differentiate “healer” from “sorcerer”. The master plant cleared my doubts because society has to know what each one means. In the end what the plant transmitted to me was that the path of the healer is adequate, it is the path of healing, cleansing, and teaching. Plants cure but need help from the person who is at their service: that is the healer. The sorcerer on the other hand destroys the power of plants to do evil, to harm, to deceive, to subdue, to confuse.

Once in a session I saw Dr. Jacques turn into a plant, into Ayahuasca, and I saw Jesus Christ use that plant to make a preparation. I thought: “Dr. Jacques has transformed into a plant and that same plant is in the hands of Jesus Christ; that is, it is the medicine of God “. And God told me “He is my instrument, as you are my instrument, as a spiritual healer”. The true medicine is Jesus Christ and when it’s time for the session it is Jesus Christ who does his work through the healer and Ayahuasca. That’s why demons come out here. The voice during the session told me “Yes, God wants the man to be saved, it depends on him”; “It’s up to me,” – I said – “Work through me, not through them themselves.”

I saw every session of Ayahuasca like a classroom, classes at a school, and in every class when I spoke about me, when I asked for the work to be for me, it was noticeable that there was more approval. It is because of this that I can say that curing and teaching happened together, a training on how to respond to these concerns: now I can hear them because I know what truth there is in all of this.

 

Curing and blessing

 

At another stage, I was informed that the true healers within the session, as some of the sacred songs or “ikaros”3 say, are Jesus Christ and the Virgin Mary. There you find both, although I did not see the Virgin Mary, I felt her in the sessions in which I participated. Since then, the most beautiful thing I have begun to feel and live is my inner reality in a clearer and more transparent way, conscious that I must be sincere with myself, transparent in feelings, thinking, manner and speech. Aware that Jesus Christ has put His spirit in my hands, which for me was an impressive act. I also understood that between curing and blessing there is a great similarity, but they are not identical. They are not identical in the sense that the session is about healing/curing through plants, while outside the session God’s grace is received directly from the priest’s blessing. In short, in both the action is the same, but with a different “flavour”, and in the end everything comes from Him. I could understand that God has all the means to reach men and has many sources. The main one is the Church and its sacraments, the word of God, and undoubtedly that is not changed because it is well placed. However, this does not mean that they are the only sources of grace, there are many more. It is not religion that makes a man good, but his commitment, his sincerity, his transparency, his desire to change and to do good. And of course, good does not mix with evil in the least, because then it ceases to be. God is within the reach of all, of any person, and I could clearly understand what is meant by “God wants everyone to be saved” and it pains me to hear that “He wants everyone to be saved, but not everyone wants to be saved.” But that’s what we’re here for, to awaken consciences, to speak to them and make them understand with our example and life. I would like it to be true to uphold that “All who are by my side will know how to find God”.

The plant put my curing and blessing into effect in three ways: as a healer, a doctor and a teacher. I dared to call the plant “my healer”. When I drink it I know it is a curer which I welcome into my body, I know who I am with, with my healer. It is a curer because it cleanses the body, the mind, cleanses witchcraft, cleanses everything. It is also a doctor because it does “surgical intervention”, operates the diseased heart, the malformed brain… In addition, it acts as a teacher in the session, as I mentioned previously. Those are the three functions of the master plant and for it to act as such it is important that the patient place on it their greatest faith, confidence and concentration when entering a session, and to let it do it ́s work. I had the clear and precise feeling of recognizing it in its three functions. Just like in real life how the grace of God helps me to get ahead, to know the light and to defend myself from all evils, also within the sessions the plants are sacred medicines to me.

Finally, if I could define in one phrase what has been my work within the Takiwasi Center throughout the years, I would summarize it in this way: “God’s Spiritual Healer”.

 

[ English translation from Spanish original by Valeria Paz Villegas ]

 

godfather / boże, ojcze

August 13th, 2017

To all the fathers / Wszystkim ojcom

 

 

Everything is sacred, every thing in creation. If we are serious about this, then the only blashphemy is the negation of life, denial of this world. Shit, sweat and sperm. And yet to these thoughts out loud were not only highest for of heresy back then, when those in power had possibility of setting stakes alight, but they can also sound so now, especially to some of those who consider themselves spiritual. Is your brew of the vine sacred for all the transformation it can procur? If so, can one only dress in white and kneel in front of it, what to think of this – genuine – Amazonian shaman – trickster – he wears no cristals, he knows no mantras, and he does this to his bottle :

 

 

Wszystko jest świętością, każda rzecz w stworzeniu. Jeżeli traktujemy to poważnie, wówczas jedynym bluźnierstwem jest negacja życia, zaprzeczenie tego świata. Gówno, pot i sperma. A jednak, wypowiadanie tych myśli głośno było nie tylko najwyższą formą herezji wtedy, kiedy ci u władzy mieli możliwości podpalania stosów, ale może brzmieć i tak dzisiaj, zwłaszcza dla niektórych z tych, którzy uważają się za osoby na duchowej ścieżce. Czy twój wywar z liany jest święty z powodu przemian jakie katalizuje? Jeżeli tak, czy można jedynie ubrać się na biało i bić mu pokłony, co zatem myśleć o tym – oryginalnym – amazońskim szamanie – tricksterze, którzy nie nosi kryształów, nie zna mantr, i robi ze swoją butelką coś takiego :

 

 

 

 

 

But still, I can not help but FEEL that truth is straightforward , that I am finally recovering for myself lost meaning of empty words, when the Ortodox Ukrainian hymns flowed from my speakers, about the God, lord of the world, while I was in process of tattooing this, I felt that I am filling these words with this, what after all was always important to me, and probably is for all men. God, father, creator of MY world.

 

 

Bo nie mogłem powstrzymać UCZUCIA, że prawda jest prosta, że w końcu odzyskuję dla siebie utracone znaczenie prostych słów, kiedy prawosławne ukraińskie hymny płyną z głośnika, o Panu – gospodarzu świata, podczas gdy ja tatuuję, czułem, że słowa te wypełniają się tym, co w końcu zawsze było dla mnie ważne, i takie pewnie jest dla wszystkich. Boże, ojcze, stworzycielu TEGO Świata.

 

 

 

 

“Ayahuasca była wielkim odkryciem dla mojego życia zawodowego, jako osoby duchownej. Wiele lat temu zostałem poproszony przez mojego ówczesnego biskupa, abym objął duchową opieką pacjentów z centrum Takiwasi, uzależnionych od narkotyków, pogubionych ludzi, będących w istocie poszukiwaczami. Bardzo szybko zdałem sobie jednak sprawę, iż nie posiadając wiedzy odnośnie roślin z jakimi pracowali i światów w jakie te rośliny ich zabierały, nie miałem możliwości komunikacji z nimi a zatem skutecznej pracy. Przebywali oni w światach mi nieznanych i obcych dla moich koncepcji religijnych. Jak miałem zrozumieć ich trudności, ich przeszkody na tej ścieżce? Była tu jednoznaczna, duchowa konieczność mojego zanurzenia się w tej rzeczywistości, a równocześnie czułem, że rośliny te mogą pomóc mi w moich własnych problemach, które w tamtym czasie były poważne. Byłem pogubiony, a przecież oczekiwano ode mnie bym był pasterzem dla innych. Dr Mabit także to dostrzegł, i sugerował, że rośliny mogą być pomocne. Zacząłem od roślin przeczyszczających, i stopniowo zacząłem zauważać poprawę, subtelne zmiany w moich uczuciach. Zdecydowałem, iż muszę spróbować głównego narzędzia z jakim pracuje się w Takiwasi – ayahuaski. Niezbędnym było spytanie o zgodę mojego biskupa. Jeżeli mam zdziałać coś w sferze duchowej dla tych pacjentów, powiedziałem mu, muszę poznać ich świat. W seminarium mówiono nam, że powinniśmy mówić o Bogu w oparciu o naszą własną rzeczywistość i doświadczenie. Biskup odpowiedział, jeżeli jest to dla pracy zdobywania dusz, ułatwiania im odkrycia tego, czego szukają, to powinienem zrobić to, co uważam za słuszne.

 

 

A zatem wypiłem. Zobaczyłem wtedy ogromny potencjał tej medycyny. Umożliwiła mi ona po raz pierwszy w życiu wniknięcie w duchową rzeczywistość, o której nie wiedziałem nic do tego momentu. Studiowałem przez lata w seminarium, pracowałem potem jako kapłan w wielu parafiach, ale nigdy nie było mi dane doświadczyć bezpośredniej relacji z tą świętą, wewnętrzną przestrzenią. Rośliny pokazały mi, iż blokada była we mnie, i po tym jak przyjęłem ayahuaskę, zrozumiałem jakie zmiany były niezbędne w moim życiu, jak powinienem rozpocząć proces pogodzenia się ze sobą samym, z naturą, z innymi, z Bogiem. Ta roślina, ayahuaska, to skuteczne narzędzie dla tych z nas, którzy szukają w życiu odpowiedzi. Czyni nas bardziej wrażliwymi, ludzkimi, osłabia racjonalną część naszej osobowości, i pomaga przez to poczuć to, co znamy z pism, naprawdę wejść w kontakt z tym, o czym dotąd jedynie czytaliśmy i znaliśmy intelektualnie.

 

Doświadczenie to było zdecydowanie przeżyciem duchowym. Mogłem dostrzec własne demony i zrozumieć skąd one pochodzą, dlaczego moje życie dotąd nie było szczęśliwym, dlaczego nie mogłem żyć w pokoju, całą tą wściekłość i ciemność mnie blokującą. Nie byłem wcześniej w stanie odkryć swojej prawdziwej natury. To właśnie odróżnia ayahuaskę od narkotyków – wielu ludzi żyje w takim pogubieniu, i uciekają w narkotyki, ale te przynoszą tylko tymczasową ulgę, i nie przynoszą zrozumienia.

 

Kontynuuję swoją pracę z roślinami i z ayahuaską, i widzę do teraz, jak wpływają na mnie, jak motywują mnie w moim życiu religijnym, w moich obowiązkach kapłana, pozwalają mi docenić bardziej kościół do jakiego należę. To doświadczenie pomaga mi w mym codziennym życiu aby lepiej rozróżniać pomiędzy złem i dobrem. Jest pewne pomieszanie w Kościele Katolickim odnośnie szamanizmu. Szaman to termin neutralny etycznie, wykonuje on pracę do jakiej jest wynajęty, czasem uzdrowienie a czasem czynienie szkody. Moja praca wiąże się z “curanderos”, uzdrowicielami, których intencją jest używanie roślin wyłącznie w celu leczenia. Jak może być to złe w oczach Boga, twórcy roślin dla pożytku człowieka?

 

 

Tutaj warto wspomnieć o interesującym fakcie – termin “curandero” w swym rdzeniu zawiera hiszpańskie określenie kapłana – “cura”. To nie jest zbieg okoliczności. Wykonujemy wspólne zadanie, leczymy dusze. To jest praca, która płynie od Boga, ze światła, którego wszyscy w istocie szukają. Jest wiele dróg dotarcia do dusz, niektórzy potrzebują tej drogi, drogi roślin. Ostatnio, podczas wizyty biskupa w Takiwasi, odbyło się kilka chrztów pacjentów. To są konkretne życia, duchowe życia odmieniające się. Czy jest to zasługą mej pracy jako ksiądz? Nie, to dzięki pracy curanderos i dzięki roślinom, więc mówimy tu o realnym wpływie, realnej odmianie. Tak było i w moim przypadku, wielka odmiana i ratunek z bałaganu w jakim wtedy byłem. Teraz kocham bardziej swoje powołanie, bardziej się poświęcam pracy, jestem mniej znużony. Mam nadzieję, iż zrozumienie tych procesów będzie powoli wzrastać, że doświadczenia ludzi takich jak ja bedą świadectwem, za którym inni w Kościele będą mogli podążyć.”

 

 

O. Christian Alejandria.

 

Z nakazu swojego biskupa jest pasterzem, duchowym przewodnikiem dla personelu i pacjentów Centrum Takiwasi. Uczestniczy aktywnie w procesach rozwoju psychoterapeutycznego poprzez sesje z roślinami, i prowadzi warsztaty dla promocji wartości. Takiwasi jest bezwyznaniową organizacją pozarządową, jednak uznaje jako niezbędne wprowadzenie wymiaru duchowego dla skutecznego przełamywania psycho-emocjonalnych problemów.

 

 

 

 

“Ayahuasca has been a discovery for my priest life. Years ago I have been asked by my bishop to take into my spiritual care patients of the Takiwasi center, drug addicts, people lost, who were also on spiritual quest. However, very quickly I realized, that having no knowledge of the plants they work with and the worlds these plants take them to, there was no possibility of communication between us and therefore no possibility of effective work. They lived in world unknown to me and alien to my religious concepts. How could I understand their difficulties, their obstacles on this path? There was a clear spiritual necessity for my immersion and I also felt these plants could help me in my problems, which were serious at this time. I was lost myself, and at the same time there was expectation of me to be shepherd to others. Dr Mabit saw that too, and he suggested the plants could be of help. I started first with plant purges, and as I slowly started to notice improvements, subtle changes in feelings, I decided I have to try the main tool used in Takiwasi – ayahuasca. I needed to go and ask permission of my bishop. If I am to do something spiritually for my patients, I said to him, I need to know their world. We were told in seminary that we should talk about God based on our own reality and experience. Bishop replied, that if it is for the work of winning souls, enabling them to find what they look for, then I should do what I feel is right.

 

 

So I drank. I saw that the potential of this medicine is enormous. It helped me for the first to truly enter inside spiritual reality I did not know before. I studied years in the seminary, worked afterwards as a priest in many parishes, but I was never able to enter in relation with this sacred, interior space. The plants have shown me that the blockage was in me, and after I took ayahuasca, I understood what changes were necessary to do in my life, how I should start the process of reconciliation with myself, with nature, with others, with God. This plant, ayahuasca, is effective aid for those of us, who seek answers in life. It makes us more sensitive, more human, weakens our rational part and so helps us to feel what we know from the teaching of the scriptures, to truly enter in the relationship we read about and so far only knew intellectually.

 

 

That experience was something definitively spiritual, because I could see my own devils, where they originate, why my life so far was not happy, why I could not live in peace, all the rage and darkness blocking me. I couldn’t really know whom I was. This is how ayahuasca differs from drugs – many people live in this kind of confusion, and they resort to drugs to escape, but they bring only temporary relief. They belong to the darkness and offer no understanding.

 

 

I continue to work with ayahuasca and I can see until now how it affects me and motivates me in my religious life, in my duties as a priest, it helps me to appreciate more my church. The experience helps me in my daily life, to distinguish between good and bad with better clarity. There is this confusion within Catholic church regarding shamanism. Shaman is a term neutral ethically, he performs work he is hired to do, be it harm or healing. My work is with curanderos, healers whose intention to use plants is to heal exclusively. How can that be wrong in the eyes of God, creator of plants for the benefit of humanity?

 

 

It is interesting, that the term “curandero” in its core has a Spanish word for priest – “cura”. It is not a coincidence. We do the common work, we heal the souls. This is the work which flows from God, from light, which all are truly looking for. There are many ways to reach souls, some need this way, way of the plants. Recently, during bishop’s visit to Takiwasi, some baptisms of patients were performed. These are real lifes, spiritual lifes affected. Was it because of my work as a priest? No, it was thanks to the work of curanderos and the plants, so we are talking about real changes occuring. So it was in my case, a great change and a rescure from great mess I was in at that time. I love now more my vocation, I am more dedicated to my work, less weary. I hope that understanding of these things will increase gradually, that the experiences of people like me will be testimonies for others within church to follow.”

 

 

Father Christian Alejandría

 

By order of his bishop, he assumes a pastoral role of spiritual guidance to staff and patients of the Takiwasi Center. Participates actively in the psychotherapeutic evolution processes through plant sessions, and offers workshops to promote values. Takiwasi is a non-denominational NGO that however considers essential to extend the overcoming of psycho-emotional problems through the introduction to a spiritual dimension.

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.