światosław / tales from the world

Archive for:

Plants of Power : Revival / Rośliny Mocy : Odrodzenie

Dream quality

February 12th, 2012

 

Smoky dream of trance, music, remembrance, healing, escape. Loud drums, quiet tears, party mood or fixing what is broken. Is it real , is it fake.  A bit of this, a bit of that. Exploration that does not answer questions but opens new paths. Sufi of Pakistan. Another night in Lahore.   /

Jak rozdzielić co jest prawdziwe a co udawane, co jest pozą a co głębokim doświadczeniem, czy nie jest tak że udawanie to czarowanie rzeczywistości, i jeżeli pamiętać o maksymie Rumiego “Bądź takim jak się wydajesz, ukazuj się takim jak jesteś”, obie się kiedyś spotkają, fantazja i rzeczywistość. Noce w grobowcach sufi w Lahore wydają się snem, dream quality jak mówi napis na czyjejś bluzie. Sen w hipnotycznym rytmie, w dymie, sen o ucieczce a może o naprawianiu tego co złamane.

 

 

At home of Mithu, one of Sain brothers of famous dhol masters from Lahore, frequent guests at Thursday night sessions at Shah Jamal grave. Family guy, simple man, good person. /

W domu Mithu Saina, jednego ze słynnych braci bębniarzy z Lahore, częstych gości na czwartkowych ceremoniach w grobowcu Shah Jamala. Rodzinny ciepły człowiek, ciekawa postać.

 

Scenes from the shrine. Aside from the main mazzar , in between graves, there is a space where fire burns, tea is brewed, chillums and joints are passed around, but most of all, crazy, energetic, wild drums beat the rhytms and drive those who frequent Shah Jamal into ecstasy, for some probably entertainment on its own, one of few options for party in austere and tense modern Pakistan, for others however a teaser , a sample of something deeper, reality that can be reached on more stable basis through hard and unclear path, guided by spiritual leaders or on their own, path of qalandar, anarchist mystic. /

Sceny z nocy w Shal Jamal. Na uboczu od głównego grobu, wśród pomniejszych świętych, jest kawałek przestrzeni gdzie płonie ogień, gotowana jest herbata, jointy i chillumy wędrują pomiedzy zgromadzonymi, a wszystko w głośnym, dzikim rytmie dholi , bębnów które wzywają do podróży w ekstazę, dla niektórych to zapewne  dobra rozrywka , jakich mało w spiętym, poważnym klimacie współczesnego Pakistanu, kraju z problemami. Inni zapewne dostają tutaj przedsmak czegoś więcej, krótką wizytę w rzeczywistości w której niełatwo na stałe zamieszkać, do jakiej prowadzi cięzka i pełna wyrzeczeń ścieżka. Święci na których grobach gromadzą się sufi to przewodnicy na tej ścieżce , przynajmniej niektórzy i dla niektórych, a czasem konkrentne świadectwa, rodzaj “success story” dla kolejnych adeptów , kalandarów – mistyków anarchistów.

 

 

Even stranger is what followed later in that evening. With Mithu, Gonga, their huge drums and some other musicians we crammed into a van to go through empty streets of Lahore to another shrine, to pay homage to living saint. I was not expecting what I saw. Queued in front of a small building, told to hide camera away, mood of respect, reverence, men sitting in the first room, smoking charas, talking in quiet voices, a green curtain, I see Gonga bowing down behind it, but I see not exactly who is there. A large LCD TV on the wall inside that second room can be seen through the opening, showing looped images from Mecca. Finally is my turn to enter. On the bed, with casual pose,  wrinkled hand heavy with rings,  fingernails curled into claws, small but curious red eyes, a man is looking at me. He sports long , grey dreadlocks, matted in chaotic way, nothing like neat and equal fashion rastas of today. A big spliff in his mouth, a content approval when I pay respect. Living saint, so they say, last 20 years in that room, doing NOTHING , save from drinking chai and smoking kilograms of hashish.  A hard thing to understand for a visitor from culture that praises activity, but he is treated like this, all is centred around him, hundreds of pictures on the wall, his holy bicycle ( just like my grandfather’s), devotees gathered to sing and play instruments in his glory and glory of their God.  When he dies ( or his physical body dies ), this place will turn into a mazzar, sacred grave, and people will gather here just like now, just like at Shah Jamal. Beautiful continuity, link across generation. But for now, I can not help but think, what is in a mind not nourished by food or sensations of external world, but stoned for several years.

 

Jeszcze dziwniejsze było to co nastąpiło później tej nocy. Razem z Mithu, Gonga, ich wielkimi bębnami i jeszcze kilkoma innymi muzykami zapakowaliśmy się do ciasnego vana i pojechaliśmy przez puste już o tej porze ulice Lahore do innego szczególnego miejsca, aby złożyć hołd żyjącemu świętemu. Nie byłem przygotowany na to co tam zobaczyłem. Stałem w kolejce do wejścia do małego pokrytego kafelkami budynku, na sporym dziedzińcu wypełnionym derwiszami i zwykłymi pielgrzymami, powiedziano mi bym schował aparat, nastrój szacunku, niemalże strachu, mężczyźni siedzący w pierwszym pomieszczeniu, palący haszysz, rozmawiający ściszonymi głosami. Dalej, za zieloną zasłoną widzę Gongę w głębokim ukłonie, nie widzę przed kim. Duża plazma na ścianie tej wewnętrznej komnaty w kółko nadaje zapętloną transmisję z Mekki. W końcu jest moja kolej aby wejść. Na łożu, w swobodnej pozie, pomarszczone dłonie ciężkie od pierścieni, paznokcie zwijające się w długie szpony, małymi czerwonymi i zaciekawionymi oczkami patrzy na mnie starzec z grubymi kołtunami splątanymi na głowie.  Wielki joint zwisa mu z kącika ust, z zadowoleniem przyjmuje cudzoziemca przynoszącego wyrazy szacunku. Żywy święty, tak o nim tu mówią, ponoć ostatnie dwadzieścia lat spędził w tym pokoju, nie wychodząc, nie jedząc, nie robiąc nic poza piciem herbaty i paleniem kilogramów haszyszu. Trudno to zrozumieć komuś kto przyjeżdża tu z kultury wielbiącej aktywność i namacalne empirycznie osiągnięcia, ale tu naprawdę jest on traktowany jak ktoś nadzwyczajny, w centrum wszystkiego, setki jego portetów na ścianach, jego święty rower w rogu sali, wyznawcy zgromadzeni aby śpiewać i grać na instrumentach ku chwale świętego, jak i dla Alego , Lal Shahbaza i innych.

Kiedy umrze, a raczej , jak mówią sufi, ożeni się z wiecznością, to miejsce zapewne zamieni się w kolejny grobowiec, na którym gromadzić będą się kolejne pokolenia w czwartkową noc, lata od teraz, tak jak robią to na grobie Shah Jamala, Baby Farida, Bulle Shaha…Piękna ciągłość, łączność między pokoleniami. Ja jednak nie mogę przestać myśleć z fascynacją, co jest w tej głowie, pozbawionej wrażeń z zewnętrznego świata, odżywianej przez lata jedynie haszyszowym dymem.

 

 

The time in Lahore leaves me hungry for more, to go deeper into that world , a window into history, before it is gone, to explore anarchic spirituality of qalandars of the southern Sindh. Perhaps soon the time will come.

Po Lahore mam ochotę na więcej. Na pustynie południowego Sindhu, na podążenie dalej ścieżką fakirów, eksplorację anarchicznej duchowości fanów Czerwonego Sokoła. Być może wkrótce.

 

Ganja members

November 23rd, 2011

 

 

Some years ago I was spending time in ashram underneath Mount Girnar in Gujarat, holy place of pilgrimage for Shiva followers, lovers of crazy God. Thousands upon thousands of dreadlocked sadhus arriving from all India, some of them naked, some of them ended up in the same place we did, to create never-ending , never-sleeping , always coughing circle of chillum. We were hosted by charming ex- sadhu Hari Giri, loving husband and father of lovely kids running around somewhere in dirty yard. He was a mad person indeed, kind of uplifting, cheerful madness I was almost jealous of. And his question, asked with naughty smile and nod towards chillum, “ganja member, you?” always rings in my mind when similar situation happens in another part of globe , with other companions. I dedicate this set below to all lovers of herb I met, to conneiseurs of the plant, to Hari Giri, to Lancelot, old Jamaican woodcarver hiding in bushes with his apprentices to smoke spliffs out of sight of his wife, Linda from Manchester, to Moroccan farmers in Rif mountains, to hippies in the hills of northern Portugal, mystics of the east, and hedonists of the west, to countless others obscured in memory by countless clouds of smoke.

///

Ładnych parę lat temu spędziłem święto Maha Shivaratri w małym aszramie u podnóża góry Girnar, szczególnego miejsca dla wyznawców Sziwy. Hordy skołtunionych , często nagich i wysmarowanych popiołem miłośników szalonego boga ściągały tu właśnie z całych Indii i wielu z nich wpadało do nas aby odwiedzić naszego gospodarza, tworząc niekończący się, kaszlący krąg palaczy chillum. Hari Giri był tutaj naprawdę u siebie, błyszczał, świecił zębami i białkami roześmianych oczu, bawił się ze swoimi dzieciakami, grzecznie słuchał żony na której głowie spoczywała oczywiście większość praktycznych obowiązków. Hari Giri, rodzinny sadhu, szaleniec, boży szaleniec, wysokoenergetyczne, wesołe wariactwo, dokładne przeciwieństwo poważnej wyważonej depresji zachodniego świata który ulubioną używkę sziwaitów ściga z obsesyjną nienawiścią i strachem. Hari Giri miał swoje ulubione pytanie w koślawym angielskim, nigdy się nie narzucał, ale widać było po uśmiechu że szczerze cieszy się z kolejnego członka klubu, z pozytywnej odpowiedzi na “ganja member, you?”. To pytanie zostało mi w pamięci na lata, ile razy byłem w sytuacjach kiedy można było je zadać, kiedy roślina wiązała nić między kilkoma członkami ludzkiej rodziny. Poniższe zdjęcia dedykowane są wszystkim koneserom ziela jakich spotkałem na swojej drodze, Hari Giriemu, Lancelotowi z Jamajki, staremu rzeźbiarzowi chowającemu się w krzakach ze swymi uczniami i jointem przed wzrokiem angielskiej żony, marokańskim chłopom z gór Rif, hippisom z północnej Portugalii, mistykom wschodu i hedonistom zachodu, niezliczonym twarzom , zagubionym w chmurach zadymionej pamięci. Chwała niech będzie minionym momentom.

 

Hari Giri, India.

 

Maha Shivaratri, Gujarat.

 

Pagla Baba mazzar, Tomb of the Crazy Baba, Sufi shrine in Kolkata and hashish lovers club uniting various members of Bengali society, from business people and scholars to rikshaw pushers.   //  Mauzoleum Szalonego Ojca, święte miejsce dla sufi i naśladowców dziewiętnastowiecznego guru z Kalkuty, oraz palarnia haszyszu dla ludzi z różnych sfer bengalskiego społeczeństwa, od naukowców i biznesmenów po rykszarzy.

 

Cannabis filled chillum pipe on Beneshwar rural fair in Rajasthan, India.  / Fajka z konopnym wsadem w rękach radżastańskiego nomady na corocznym targu w Beneshwar

 

Paramaribo, Surinam. Caribbean cool. Short visit to ganja dealing place, where one kilo was just being cut in pieces. The police came, said hello, made serious face, and then left, and the boys just continued rolling. //  Z wizytą u dealera w slumsach Paramaribo, stolicy Surinamu. Ekipa była właśnie w trakcie dzielenia na mniejsze porcje kilograma konopii kiedy wpadło w odwiedziny paru mundurowych. Policjanci przywitali się, z poważnymi minami zapytali gospodarza o coś w kreolskim patois, wskazując na mnie, a potem ruszyli dalej, zaś chłopaki spokojnie skończyli kręcić jointy.

 

Bus from Dilling to Kadugli in Nuba mountains, Sudan. Transport in that area is so crowded that these guys were standing on the back bumber of the bus, behing the back window all this several hours long journey. They took this opportunity however to smoke couple of nice ganja spliffs. // Za tylną szybą autobusu przemierzającego góry Nuba w południowym Sudanie dwóch pasażerów korzysta z wolnej przestrzeni , stojąc na zderzaku przeładowanej maszyny i paląc dorodne skręty.

 

Blessed is the one who dissolves himself.
Kumbh Mela, largest religious gathering in the world. Naga baba in his tent in Haridwar, on the banks of Ganges. // Jeden z Naga Babas, radykalnego odłamu sadhu podczas największego zgromadzenia religijnego na święcie. Jak twierdzi, on i jego goście przez dwa miesiące od rozpoczęcia imprezy wypalili już kilka kilogramów haszyszu.

 

I won’t tell your mom what you were doing on holidays. Children of the West playing in the eastern shores, tourist and bar girl in Sihanoukville, Cambodia. // Zagraniczni goście dobrze bawią się z khmerskimi dziewczynami i khmerskim zielem podczas wakacji na plażach Kambodży.

 

Getting in the mood, smoking kif ( cannabis ) during leila ceremony in Meknes, Morocco.

Leila, which means night, a sufi gathering in a hired house. It involves chanting the praise of God, love and sufi poetry, and accompanied by increasingly wild rhythms, a trance called hadra. People who enter into hadra become almost like possessed by some spirits, but it is ecstasy that is suppose to purify them and bring closer to god. //

Palacze kifu podczas religijnej ceremonii marokańskich sufi. Konopny dym tutaj to jedno z narzędzi obok muzyki, poezji, tańca, które pomóc mają we wprowadzeniu w oczyszczający i leczniczy trans, zbliżający człowieka do swej prawdziwej istoty i tym samym do Boga.

 

Ganja, religious sacrament in many traditions, some of them reaching back to beginnings of history. / Ganja, jeden z najstarszych religijnych sakramentów znanych ludzkości.

Kumbh Mela, India.

 

Sufi fakirs in a dargah in Delhi.  // Muzułmańscy fakirzy w swej kwaterze niedaleko grobowaca ukochanego świętego w centrum Delhi.

Cafe au lait, Thé à la menthe, morning joint. Breakfast in northern Morocco. // Kawa z mlekiem, miętowa herbatka, papieros z haszyszem. Kolonialne francuskie tradycje spotykają berberyjskie dziedzictwo z gór Rif na śniadaniu w Chefchaouen.

 

Kurdish youth in eastern Turkey. No job, no plan, no tomorrow. // Rozrywki kurdyjskiej młodzieży. Wschodnia Turcja.

 

 

Polish migrants in Dublin spice their life up. // Polscy emigranci w Dublinie.

 

Old tax collector and his friends gather on Thursday night to pray, sing and smoke charas in the small shack near Mazhar Khan Jahan Ali, ancient Sufi shrine in Khulna distict of Bangladesh. //

Poborca podatkowy i jego przyjaciele spotykają się w czwartkową noc aby śpiewać i palić charas w małej chatce nieopodal grobowca sufickiego świętego w Bagerhat, w zachodnim Bangladeszu.

 

Although ancient way of smoking in India and the most popular one is through the clay pipe called chillum… // Chociaż chillum to prastara i najbardziej szanowana metoda palenia w Indiach…

 

…ganja members are always open for new trends.  // …to członkowie konopnego klubu zawsze otwarci są na nowe doświadczenia.

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.