For many of those involved in entheogenic movement any spiritual tradition is good to play with, as long as this is not too close to heavy burden we carry from our own culture and life, where religion too often meant just law and prohibition, and very little of actual spiritual experience. So when we think – when I thought about experience approaching spirituality, it was often connected with captivating rhythm of Rastafarian drums in camps of Jamaica, trance practices of Sufis in Pakistan or Ethiopia, it might have even been Orthodox choirs ( when I was able to out aside probably even bigger social conservatism and obscurantism of Orthodox priests I met in my path. ) But Catholic tradition to me was just boring, out of tune moaning of my local priests, Sunday mass of my childhood when all we did was counting time left until we are free to play again, and all this fire and brimstone, very little love. Neither in life attitudes nor in aesthetic experience I could find anything but Hammurabi’s style laws, repression and boredom. I took Huachuma and went into the mountains and I took San Pedro and went inside stone walls of the Cuzco cathedral, and it was clear where Spirit speaks. And it is not only about taking entheogens – I drank with Santo Daime, and found it wasn’t really resonating with me either. The path of plants opened my empathy and understanding, I felt the suffering of old Catholic grandmothers and understood what church may be offering them, but I couldn’t overcome barrier of aesthetics and symbolics, impossible to erase intellectual knowledge of 2000 years of hypocrisy of the institution and feeling that lack of love or actual experience is being compensated by excessive rigidness and moral preaching.
So last Friday I saw something like light in the tunnel, and in my personal opinion it is by combining discipline of the tradition with practical skill acquired in years of rehearsal, not theoretical or theological excercises, but actual experience, that dr Jacques Mabit can be one of few I was able to meet who are reviving mystical path grounded in Christian roots, path where the experience of divine can be actually participated in, and not read about in tales of events 2000 years ago during weekly intellectual ritual. I am saying this as personal opinion, he may consider it heresy, but after all I am not bound by any institutional connection, so can afford to be heretic. I was more affected by philosophy of Beshara, more closer to anarchic Qalandars then sober men of shariah, dancing with the Sufis never made me think that mosque is better than an open meadow, and so here as well I believe that being inside their well choreographed transformative ritual and listening to superfast, creative and captivating Catholic prayers and icaros of dr Mabit is as close as I can get for now to Christian experience of divine, without likelihood of you seeing me on next Sunday mass. But for someone who always rather preferred incomprehensible Shipibo songs, not be forced to listen to mestizo “Jesus Christo curandero”, that is a lot already, and I think it is great portal back into Christianity for many like me. Dear men of the Book, don’t follow bad example of your radical Muslim peers who are bombing Sufi shrines, and try to understand the work of this man. People like him can be great bait in your fisherman’s work, or to put in other words, great salesmen in the age of global supermarket of traditions.
Full story from Takiwasi, dr Mabit’s centre for work with addiction is coming soon.
….
Dla wielu osób związanych z ruchem enteogenicznym jakiekolwiek tradycje duchowe są warte wrzucenia do tygielka, pod warunkiem, że nie są zbyt blisko związane z cieżkim brzemieniem jakie wynosimy z własnej kultury i życia, gdzie religia zbyt często oznaczała tylko prawo i zakaz, i bardzo niewiele doświadczenia duchowego. Więc kiedy myślimy – kiedy myślałem o doświadczeniu zbliżającym się do duchowego, było to często związane z wciągającymi rytmami rastafariańskich bębnów w jamajskich obozach, transowymi praktykami sufickimi w Pakistanie czy Etiopii, mogły to nawet być prawosławne chóry ( kiedy udało mi się odłożyć na bok jeszcze większy niż u księży społeczny konserwatyzm i obskurantyzm prawosławnych popów jakich miałem okazję spotkać ). Ale katolicka tradycja była dla mnie zwyczajnie nudnym, fałszującym zawodzeniem lokalnego księdza, niedzielną mszą, podczas której zajmowaliśmy się głównie odliczaniem czasu pozostałego do wyjścia na zewnątrz i do zabawy, całą tą siarką i ogniem piekielnym, a wcale miłością. Ani w postawach życiowych ani w estetycznym doświadczeniu mogłem odnaleźć cokolwiek poza prawami w stylu taty Hammurabiego, represją i nudą. Spróbowałem Huachumy i wyszedłem w góry, spróbowałem San Pedro i poszedłem pomiędzy kamienne mury katedry w Cuzco, no i jasne było gdzie przemawia Duch. I nie chodzi tu tylko o same enteogeny – piłem także z Santo Daime, i odkryłem, że nie rezonuje ze mną za bardzo. Ścieżka roślin otworzyła moją empatię i zrozumienie, poczułem cierpienie katolickich babcinek i zrozumiałem co kościół może im oferować, ale nie mogłem przekroczyć tej bariery estetyki i symboliki, niemożliwej do wymazania świadomości dwóch tysięcy lat hipokryzji tej organizacji i poczucia, że brak miłości i duchowego doświadczenia jest kompensowany przesadną sztywnością i kaznodziejstwem.
A jednak w zeszły piątek zobaczyłem coś w rodzaju światełka w tunelu, i moim osobistym zdaniem, to dzięki połączeniu dyscypliny tradycji z praktycznymi umiejętnościami zdobytymi przez lata prób, nie teoretycznych czy teologicznych dywagacji ale konkretnych doświadczeń, dr Jacques Mabit może być jednym z niewielu jakich miałem okazję spotkać, którzy przyczyniają się do odrodzenia mistycznej ścieżki zakorzenionej w chrześcijaństwie, ścieżki gdzie w doświadczeniu boskości można uczestniczyć, a nie tylko czytać o nim w relacji sprzed 2000 lat podczas cotygodniowego intelektualnego rytuału. Wygłaszam powyższe jako osobistą opinię, on sam może postrzegać ją jako herezję, ale bądź co bądź nie jestem związany żadną relacją z instytucją i mogę pozwolić sobie na bycie heretykiem. Bardziej na mnie wpłynął koncept beshara, bliżej mi do anarchicznych Qalandarów niż trzeźwych strażników shariah, tańczenie z sufi nigdy nie sprawiło, że zacząłem wyżej cenić meczet niż otwartą łąkę, i tak samo tutaj, sądzę że słuchanie superszybkich, kreatywnych i urzekających modlitw i icaros dr Mabit jest tak blisko jak mogę póki co być chrześcijańskiego doświadczenia boskości, z małym prawdopodobieństwem, iż ujrzycie mnie na najbliższej niedzielnej mszy. Ale dla kogoś kto zawsze raczej preferował niezrozumiałe pieśni Shipibo by nie być zmuszonym do wysłuchiwania “pod wpływem” że “Jesus Christo curandero” to i tak bardzo dużo, i że może to być świetna brama do chrześcijaństwa dla takich jak ja. Drodzy wyznawcy Księgi, nie podążajcie za złym przykładem swych radykalnych muzułmańskich kolegów, którzy bombardują sufickie sanktuaria, i spróbujcie zrozumieć pracę tego człowieka. Ludzie tacy jak on mogą być doskonałą przynętą w waszej pracy rybaków dusz, albo, innymi słowy, świetnymi sprzedawcami w tej erze globalnego supermarketu tradycji.
Pełna historia z Takiwasi, centrum pracy z uzależnieniami jakie prowadzi dr Mabit już wkrótce.