światosław / tales from the world

flashback

January 2nd, 2013

 

 

Looking in thousands of images accumulated over the years I need to use search system to find a file. When I type 4 digit names, like 5609 , then several images with the same number come up. It is a funny way of random peek into some moments in time I sometimes forgot about. So i thought about a game. This a collection of ten pairs of images with random names, and I am amazed how they go together in some cases

 

***

Przeszukując moje archiwum tysięcy obrazków nagromadzonych przez lata w poszukiwaniu konkretnego zmuszony jestem nieraz do użycia wyszukiwarki, podając jej czterocyfrową nazwę pliku, a ta wypluwa nieraz kilkanaście zdjęć z tym samym numerem. To zabawny sposób losowego zaglądania w małe zdarzenia z życia, o których czasem już niemal zapomniałem. Wymysliłem więc grę. Oto kolekcja dziesięciu par obrazków o losowych numerach, zestawionych razem.

 

 

 

6302  Sufi gathering in Sudan and opening of exhibition in a gallery in Manhattan /   Zgromadzenie sufi w Sudanie i wernisaż na Manhattanie

 

 

 

 

9999 Kakofonikt in performance in Poznań, Poland and naga baba in performance at Kumbh Mela, India / Występ Kakofonikt w Poznaniu oraz nagiego sadhu na Kumbh Meli w Indiach

 

 

 

 

0830 Yazidis, peacock worshippers from Iraq have their festival and Polish peasants trade their horses / Jazydzi, wyznawcy pawia z Iraku mają swój festiwal, a  chłopi ze Skaryszewa konie na sprzedaż.

 

 

 

1818 Entertainment in Poland and Pakistan. Polish pop musician at surprise visit to a wedding and dancing monkey of gypsies from Lahore / Czesław który śpiewa na weselu i cygańska małpka która tańczy w Pakistanie.

 

 

 

 

4747  Women. Morocco and Cambodia.  / Kobiety. Maroko i Kambodża

 

 

 

 

2013  A rapper going out downtown in Niamey, Niger, and travellers on their way to Africa / Raper wychodzi na miasto, w Niamej, stolicy Nigru a podróżnicy śpią w swym vanie w drodze do Afryki.

 

 

 

 

1983 Rainbow gathering in Balkans and Sufi gathering in Pakistan /  Zgromadzenie hipisów na Bałkanach i sufi w Pakistanie

 

 

 

 

2204 A night moment, Pakistan and Haiti  / Fragment nocy, Pakistan i Haiti

 

 

 

1609 Irawaddy delta in Burma after Nargis cyclone and Bagsu, hippie hang out in Mc Leod Ganj, India / Delta Irawaddy w Birmie po ataku cyklonu Nargis i hipisowska miejscówka w Mc Leod Ganj, w Indiach

 

 

 

3861 Beer and water, Belgium and Laos / Piwo i woda, Belgia i Laos.

 

 

 

 

 

 

 

 

Waiting for the urs in Sehwan to start I take a local bus and go maybe little more than hundred kms to the north to Moendjo Daro. These are remains of one of most ancient cities of South Asia, the oldest civilization, at least as we understand it, meaning building cities and stuff. On the banks of Indus that carries fertility and has enabled life for millenia. I am passing through towns and village entirely made out of clay bricks in the colour of surrounding dusted and landscape, and when I finally reach archeological site , the only thing that seems different is that cables and satellite dishes disappeared. I realize that bricks that make houses of this regon may have already crumbled to dust and been reshaped again many times into houses and the same is with people. I am talking here about almost 5000 years of difference in time and yet the life seems here more than anywhere else deny line and go in circles of river flooding and rain rather than arrow of progress. I am looking here inside my own past, at my ancestors in a way. On my arm I wear a tattoo of a horned god seated in yoga posture, very similar to the one that has been named Shiva Pashupati, Lord of Wild Animals, found right here, on an ancient seal. The thing is , my tattoo is copied from silver cauldron found in Denmark, and it is Cernunnos, Lord of Animals of the Celts, and both look almost the same…The artificial frontiers of time and space melt before my eyes and I love that feeling. I will soon come back to Sehwan, when Shiva continues his cosmic dance in yet another disguise and white clad villagers pay their respect, generation after generation.

 

***

 

Czekając aż rozkręci się święto w Sehwan jadę lokalnym, przepełnionym autobusikiem jakieś sto czy dwieście kilometrów na północ do Moendjo Daro. To ruiny jednego z najstarszych miast, nie tylko południowej Azji ale świata. Najstarsza cywilizacja tego rejonu, przynajmniej tak jak to rozumiemy, czyli budowanie miast i całego tego badziewia, na brzegach Indusu, który przez tysiąclecia użyźnia pola i daje życie kolejnym pokoleniom. Po drodze mijam miasteczka i wioski w całości zrobione z glinianych cegieł, koloru otaczającego je zakurzonego krajobrazu, i kiedy w końcu docieram na teren wykopalisk, jedyna większa różnica jaką zauważam to brak kabli i anten satelitarnych. Dochodzi do mnie, że cegły tego regionu być może już wiele razy kruszyły się w piach i formowane były ponownie, tak samo jak ludzie. Mowa tu o odległości 5000 km w czasie, a jednak życie nawet bardziej niż gdzieś indziej zaprzecza liniowości i płynie raczej po spirali niekończących się wylewów rzeki i odchodzących deszczów. Spoglądam w swoją własną przeszłość, patrzę w twarz także moim przodkom. Na ramieniu noszę tatuaż rogatego boga w pozycji jogi, bardzo podobnego do tego którego znaleziono tutaj, w Moendjo Daro, na starożytnej pieczęci, i nazwano Shiva Pashupati, Władca Dzikich Zwierząt. Ale mój tatuaż skopiowany jest ze srebrnego kotła znalezionego w bagnie w Danii, i jest to Cernunnos, Pan Zwierząt wielbiony przez Celtów, mimo to oba wcielenia niewiele się różnią. Sztuczne granice czasu i przestrzeni rozpływają się przed moimi oczami i kocham to uczucie. Wkrótce będę z powrotem w Sehwan, gdzie Sziwa kontynuuje swój kosmiczny taniec, w kolejnym z nieskończonych przebrań, a ubrani na biało wieśniacy dalej składają hołd, pokolenie za pokoleniem.

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

December 31st, 2012

 

 

 

 

 

 

 

 

December 30th, 2012

 

 

“O day, arise! The atoms are dancing.
The souls are dancing, overcome with ecstasy.
I’ll whisper in your ear where their dance is leading them.
All the atoms in the air and in the desert know well, they seem insane.
Every single atom, happy …or miserable, becomes enamoured of the Sun, of which nothing can be said.”

 

***

 

“Dniu wstań ! Atomy tańczą
Dusze tańczą, opętane ekstazą
Wyszeptam ci w ucho gdzie prowadzi ich taniec.
Wszystkie atomy powietrza i pustyni dobrze wiedzą, zdają się szalone.
Każdy atom, szczęśliwy czy nie, zakochuje się w Słońcu, o którym nie da sie już nic powiedzieć”

 

Jalal ad-Din Rumi

 

 

 

Poem of Atoms in Bab Aziz

 

 

 

dhamal

December 28th, 2012

 

 

“I know nothing except
love, intoxication and ecstasy”

“Although the world calls me a beggar because I dance,
I have a secret in my heart that impels me to dance.”

 

from a ghazal by Lal Shahbaz Qalandar

 

***

 

“Nie znam niczego poza miłością, upojeniem i ekstazą”

“Chociaż świat nazywa mnie żebrakiem ponieważ tańczę,
Mam w swym sercu sekret który zmusza mnie do tańca”

 

z ghazala autorstwa Czerwonego Sokoła

 

 

 

 
Lal Shahbaz was a mysterious saint. He came here long way, from the areas near Tabriz in Azerbaijan, but many local Hindus from Sindh who arrive at the festival in Sehwan to pay homage to Lal venerate him as Raja Bhartrhari, a Shivaite ascetic of the fifth century. In the world of myth linear time has little meaning, and meaning is what is most important, hidden under radical and sometimes controversial form.

Lal means red, the colour that symbolizes ecstasy and in his title “falcon” we recognize one of common shamanic symbols of flight, flight of the soul into higher realms. In the ecstatic journey Lal, and his followers seem to have discovered a secret of ultimate importance and a source of joy that boils without restraint, that needs extreme form that serves both as a vehicle and proof. Lal in his poetry called himself a friend of al- Hallaj, a Sufi martyr that was tortured and crucified for refusing to denounce the message, that according to wiser or more conservative mystics, should remain hidden from people not prepared for it. This is the same message that Jesus was killed for, ( one can even find Christians in the shrine of Lal in Sehwan, in trance spreading their arms like Jesus on the cross ), this is the same message that cathars were so attached to that they prefered to die singing with joy in fire burned by catholic persecutors, than to deny it.

The form of expression for qalandars, followers of the Falcon, is a trance called dhamal. There is a lot to say about it, but as all mystical experiences, not only of Sufi tradition, it transcends words, what is the core experience is not only unspoken of, out of fear of persecution, but perhaps unspeakable. This is why they dance. They dance in abandonment of their own ego, leaving self, this bondage of historical moment,  unifying with the saints that lived long ago, but in another sense are always present, and ultimately, unifying with divine. As travelers on the spiritual path to God seeking ‘unio mystica’, trance is for them crossing a threshold between this world and the next, and thus a ritual of transcendence.

Some of qalandars actually mime the behaviour of al-Hallaj, who danced in abandonment in his chains when he was led to the gallows, a testimony to the joy that can not be extinguished by jealous fools. What they may perceive as delusion of grandeur, in the claim of Hallaj “I am God”, is, what Terence McKenna calls “when you’re a hell of a lot happier than other people think you should be“.

 

***

 

Lal Shahbaz był tajemniczą postacią. W trzynastym wieku przywędrował tutaj, na teren dzisiejszego Pakistanu, z Marwand niedaleko Tabrizu w Azerbejdżanie, ale wielu z tutejszych Hindusów z Sindh, którzy przybywają podczas festiwalu do Sehwan aby złożyć hołd świętemu, czczą go jako Radżę Bhartrhari, sziwaickiego ascetę z piątego wieku. W świecie mitu liniowy czas ma małe znaczenie, a znaczenie jest tym co najważniejsze, ukryte pod dekoracją radykalnej i czasem kontrowersyjnej dla ortodoksów formy.

Lal oznacza czerwony, kolor symbolizujący ekstazę, a jego tytuł Shahbaz, Sokół, to jedno z typowych szamańskich zwierząt-symboli lotu, lotu duszy, wyjścia z klatki ku czemuś większemu. W swej ekstatycznej podróży Lal i jego uczniowie odkryli, jak się wydaje, sekret najwyższej wagi, źródło radości która wrze bez ograniczeń, która potrzebuje ekstremalnej formy, zarówno jako narzędzia jak i dowodu, nie tyle w sensie argumentu co świadectwa na zewnątrz tego, co dzieje się wewnątrz. Lal w swojej poezji nazywa się przyjacielem al-Hallaja, sufickiego męczennika którego torturowano i ostatecznie ukrzyżowano, za odmowę wycofania się z głoszonej prawdy, jaka zdaniem mądrzejszych czy też bardziej konserwatywnych mistyków powinna zostać ukryta przed ludźmi którzy nie są gotowi na jej przyjęcie. To jest ta sama prawda za którą zamęczono Jezusa ( co ciekawe, w transowych ceremoniach w Sehwan można spotkać nawet chrześcijan, rozkładających swe ramiona na wzór Chrystusa na krzyżu ), ta sama prawda do której katarzy byli tak przywiązani że woleli umierać w płomienich radośnie śpiewając, niż ugiąć się przed swymi katolickimi prześladowcami.

Formą ekspresji kalandarów, naśladowców Sokoła jest trans zwany dhamal. Wiele możnaby o nim mówić, ale jak wszystkie mistyczne doświadczenia, nie tylko w sufickiej tradycji, wykracza poza słowa, to co jest jego rdzeniem, to coś o czym nie tyle nie mówi się , na przykład z obawy przed konsekwencjami, ale o czym być może po prostu nie da się opowiedzieć. Dlatego derwisze tańczą. Tańczą porzucając swe ego, wyzwalając się z niewoli tego konkretnego momentu w historii, jednocząc ze świętymi którzy żyli dawno temu, ale w innym sensie są stale obecni, a ostatecznie, jednocząc z rzeczywistością jaką nazywają Bogiem, żegnając z resztkami dualizmu. Podróżnicy mistycznej ścieżki, w transie przekraczają próg między światami.

Niektórzy z kalandarów w swym uniesieniu dosłownie kopiuja zachowanie i ruchy al-Hallaja, tańczącego w łańcuchach w boskim zapomnieniu , kiedy prowadzono go na miejsce kaźni, świadectwo radości której nie zdołają zgasić żadni zazdrośni głupcy. To co mogą postrzegać oni jako manię wielkości, w okrzyku al-Hallaja “ja jestem Bogiem”, można zrozumieć jako sytuację którą Terence McKenna określa “kiedy jesteś diabelsko bardziej szczęśliwy niż inni ludzie chcieliby abyś był”.

 

 

 

 

 

The body is active and the medium to experience ecstatic rapture, to delve into the divine light and to be touched by God. This sacred experience is in fact embodied, that is to say there is no duality between mind and body. These words from Rune Selsing study of dhamal* mean that the situation I am here documenting is spiritual state achieved without intermediation of intellect, and where traditional ritual presents just a general framework for the actual meaningful experience, just as the rhytm of large drums is foundation for the offbeat and improvisation of other drummers, as although all dancers face in the beginning towards the grave of Red Falcon, later it dissolves into extremely individual enterprise, a whole array of styles, body moves, as far from ritualized postures of Muslim prayer as rave dance is from middle class dances of 19th century Europe. To add interesting fact, some of the dancers in Sehwan belong to Shidi community, descendants of African slaves and soldiers, who in their bodily memory carry instead of Shia or Shivaic traditions, the possession cults of the homeland.

One common feature that unites dancers is their bare feet, apart from that there is whirling, moshing, shaking, jumping, long hair in the air, heavy bells clinging from legs, ankles and arms, iron chains, blowing horns, shouts, even tearing clothes in some extreme cases. There are nag fakirs, with wooden snakes draped around their bodies, there are some with foam in their mouths, there are red eyed and some who need to be restrained in their convulsions. All souls have their own way of sinking into ishq, the ocean of divine love.

 

***

 

Ciało jest tutaj jak najbardziej aktywne, to środek do osiągnięcia ekstatycznego stanu, wehikuł którym zanurzamy się w boskim świetle i który dotykany jest przez Boga. To święte doświadczenie jest ucieleśnione, nie ma dualizmu między umysłem i ciałem. Te słowa z eseju o dhamal* autorstwa Rune Selsinga  oznaczają, że sytuacja, jaką dokumentuję to duchowy stan osiągany bez pośrednictwa intelektu, i taka, gdzie tradycyjny rytuał zapewnia zaledwie ogólną oprawę właściwego przeżycia, tak jak rytm wielkich bębnów na dziedzińcu w Sehwan jest fundamentem dla improwizacji innych bębniarzy, tak wszyscy tancerze zaczynają skierowani w stronę grobu Czerwonego Sokoła, aby szybko rozpaść się w konstelację niezależnych w swym ruchu ciał,  całą kolekcję stylów i ruchów, tak daleko od rytualnych pozycji muzułmańskiego ciała w modlitwie jak subkultura rave od salonowych tańców klasy średniej wieków minionych. Ciekawostka : niektórzy z tańczących w Sehwan należą do czarnej społeczności Shidi, potomków afrykańskich niewolników i żołnierzy, którzy w swej cielesnej pamięci noszą raczej kulty opętania stron rodzinnych niż tradycje szyickich świętych.

Najważniejsze co w formie jednoczy wszystkich w świętym transie to bose stopy, poza tym jest i wirowanie i pogo, zamiatanie podłogi bujnymi czuprynami, dgrawki, podskoki, wskazywanie palcem w górę, ciężkie dzwonki dyndające z nóg, ramion i kostek, brzęk żelaznych łańcuchów, dęcie w rogi, okrzyki, w ekstremalnych wypadkach nawet darcie szat. Są nag fakirzy, z drewnianymi wężami zaplecionymi wokół ich ciał, obraz pierwotnego szamana, są tacy co toczą pianę z ust i tacy o czerwonych oczach, są tacy których trzeba krępować w ich konwulsjach. Wszystkie dusze maja swój sposób tonięcia w ishq, oceanie boskiej miłości.

 

 

 

 

 

I am often asked about what Sufism actually is. Again, without hiding behind the defense of Unspeakable, one may produce quite useful definition of ‘religion of
love’ where the mystic in ecstasy seeks true love of God which requires breaking up and dissolving his or her own ego. What this means in practice varies according to the path, tariqa, that Sufis follow, and countless techniques and practices related to each path, be it meditation, fasting, service, breath control etc.

What is interesting about gatherings of fakirs, malangs, qalandars is that many of them still belong to old tradition that seems to have been much wider before, of holy fools, or madmen. There is a term, beshara ( bī-shar ), without the law, and another, jalālī, the crazy ones, or permanently possesed with ecstasy. What this means is that there is a stronger emphasis on individual experience, on direct communication with saints who are dead or directly with divine ( which are not exclusive ) , rather then guidance of spiritual leader and tradition. The ecstatic rapture of qalandars is sometimes described as a plunge into the ocean of love, or sudden realization of being a drop in that ocean. Term used to describe this state is mastī, mystic ardour of love to God, ‘where analytical thinking is switched off ’. Mastī is not only a state of spiritual excellence, but also of rapture, joy and intoxication, a consciousness of  ‘being outside oneself’, it happens here and now, in the rhythm of the drums, in intoxication of the bhang, by the grace “from outside”, but in fact outside and inside melt. It is opening – making space – allowing. Thus, it links with the idea that to experience divine within we do not really have to do anything, but let go.

This extreme experientialism, which sounds for sure attractive to those familiar with psychoactive or etheogenic plants, allows to skip long preparatory path and spiritual exercises, but begs the question about discipline that is perhaps needed to integrate the experience with every day life. What is peculiar about these extreme dervishes is that this question is to an extent meaningless, as ecstasy is their every day life, they are in a way in this world, but also out of this world.  Their social context allows for it, they are revered by many of their folk, and their madness is holy madness, whether transmission of baraka they are able to perform justifies their shamanic function of mystical journeyer, or a spiritual road sign, it is not for an outsider to judge.

We are dealing here with very interesting area of communication of mystical experience, but let’s not forget, contrary to fossilized ritualized religions of the mainstream, here experience, and not only symbols, is available to everyone. Most of the dancers are ordinary pilgrims, who come to cleanse their sins, repent, pay respect to the saint, smoke hashish, connect to the flow of baraka, ( sacred energy especially active in festival time ), to dance in hope for fertility, chasing out the demons and ghosts etc. Before rationalist shrugging off these concepts, please remember we are not talking about dogma here, but extreme pragmatism – it works for the people coming, so if you do not know why, this is not their problem but yours.

 

 

***

 

Jestem często pytany czym właściwie jest sufizm. Żeby nie ukrywać się za zasłoną Niewypowiedzialnego, możnaby skleić taką oto uzyteczną definicję “religii miłości”, gdzie mistyk w swojej ekstazie szuka prawdziwej boskiej miłości, co wymaga od niego skruszenia i rozpuszczenia własnego ego. Co to oznacza w praktyce bardzo różni się w zależności od ścieżek ( zwanych tariqa ) , jakimi różni sufi kroczą, i niezliczonych technik i praktyk z nimi związanych, takich jak medytacja, post, służba, kontrola oddechu itd.

Tym co wyróżnia zgromadzenia fakirów, malangów, kalandarów, to fakt iż wielu z nich wciaż przypisać można do starej tradycji, jaka była dużo bardziej niż dziś rozpowszechniona na świecie, tradycji świętych głupców czy szaleńców. Jest pewne arabskie określenie , beshara ( bī-shar ) , bez prawa, i inne, jalālī , szaleni, czy też na stałe zanurzeni w ekstazie. Oznacza to że większe dla nich znaczenie ma indywidualne przeżycie, bezpośrednia komunikacja ze świętymi którzy fizycznie nie żyją czy bezpośrednio z boską rzeczywistością ( co wzajemnie się nie wyklucza ), niż prowadzenie przez duchowego przewodnika czy tradycję. Ekstatyczne uniesienie kalandarów czasem opisuje się jako nurkowanie w oceanie miłości, albo też nagłe uświadomienie faktu bycia kroplą w tym oceanie. Termin jaki określa ten stan to mastī, mistyczna żarliwość w miłości do Boga, “kiedy analityczne myślenie jest wyłączane”. Mastī to nie tylko stan duchowej doskonałości, ale przede wszystkim lot, radość, oszołomienie, świadomość bycia poza sobą, częścią czegoś większego, która jest tu i teraz, w tym ciele, w rytmie bębnów,  spoconym ciele upojonym konopnym bhangiem, w łasce płynącej teoretycznie z zewnątrz, ale w praktyce zewnątrz i wewnątrz nierozerwalnie zlewają się. To otwieranie się, robienie miejsca, przyzwalanie. Łączy się zatem z ideą, że aby doświadczyć boskości w sobie nie musimy tak naprawdę nic robić, wystaczy odpuścić i rozpiąć się.

Ta ekstremalna apoteoza doświadczenia, która z pewnością brzmi atrakcyjnie dla eksploratorów świata enteogenicznych roślin, pozwala na przeskoczenie żmudnych etapów duchowych przygotowań i ćwiczeń, zgodnie z twierdzeniem “nieważne jaki klucz użyłeś, ważne że otworzyłeś drzwi”, ale wymaga też zmierzenia się z pytaniem o dyscyplinę być może niezbędną dla zintegrowania doświadczenia z codziennym życiem. Co zrobić ze znalezionym skarbem? Szczególna sytuacja radykalnych derwiszy polega na tym że to pytanie jest dla nich bezsensowne, ekstaza jest ich codziennością, są w pewnym sensie w tym świecie ale nie z tego świata. Ich społeczny kontekst na to pozwala, są czczeni i szanowani przez znaczną część “zwyczajnych” towarzyszy ziemskiej podróży, ich szaleństwo to święte szaleństwo, a czy przekaz baraki jaki rzekomo są w stanie wykonać usprawiedliwia ich szamańską rolę mistycznego podróżnika czy też duchowego drogowskazu, nie nam z zewnątrz oceniać.

Poruszamy się tu po bardzo interesującym terenie komunikacji mistycznego doświadczenia, ale nie zapominajmy, w przeciwieństwie do skostniałych, zrytualizowanych religii głownego nurtu, tutaj doświadczenie, a nie jego symbole, jest dostępne wszystkim zainteresowanym. Wiekszość z tańczących to zwykli pielgrzymi, którzy przybywają aby oczyścić się z brzemienia grzechów, oddać hołd świętemu, palić haszysz, podłączyć do przepływu baraka ( świętej energii szczególnie mocnej w czasie festiwalu ), aby tańczyć w intencji płodności, aby wypędzić demony i duchy, i tak dalej, ile ludzi tyle powodów. Zanim racjonalizm każe wam pobłażliwie wzruszyć ramionami, pamiętajcie, nie mowa tu o dogmacie ale ekstremalnym pragmatyzmie – to działa dla wielu uczestników, więc jeżeli nie wiecie dlaczego, to wasz problem, a nie ich.

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

*You can find more about dhamal in rare piece by Rune Selsing, Dhamāl and the Performing Body: Trance Dance
in the Devotional Sufi Practice of Pakistan in Journal of Sufi Studies 1 (2012) 77–113

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.