Images from days in Santa Rosa de Dinamarca, Holy Rose from Denmark, home of Shipibo Indians and ayahuasca.
***
Obrazki z dni w Santa Rosa de Dinamarca, Świętej Róży z Danii, domu ayahuaskerów z plemienia Shipibo.
(…) We watched for a few moments, and it became like a vast mushroom cloud—the aftermath of a thermonuclear blast. The impression was very startling, and Ev recalled to me Dennis’s words with regard to Stropharia cubensis. He said that it was the mushroom at the end of history. To him the shape of the atomic cloud was a physical and biophysical pun on the transformative powers of the Strophariad and its eruption into human history.
( “True hallucinations”, Terence McKenna )
***
(…) Patrzyliśmy przez parę chwil i uformowało się w ogromną chmurę grzybową – jak efekt termonuklearnej eksplozji. Wrażenie było piorunujące, i Ev przypomniała mi słowa Dennisa odnośnie Stropharii cubensis. Powiedział, że jest to grzyb na końcu historii. Dla niego kształt atomowej chmury był fizyczną i biofizyczną zagadką o transformującej mocy Strophariad i jej erupcji w ludzką historię.
(“Prawdziwe halucynacje”, Terence McKenna, Okultura, 2013 )
***
***
***
Looking in thousands of images accumulated over the years I need to use search system to find a file. When I type 4 digit names, like 5609 , then several images with the same number come up. It is a funny way of random peek into some moments in time I sometimes forgot about. So i thought about a game. This a collection of ten pairs of images with random names, and I am amazed how they go together in some cases
***
Przeszukując moje archiwum tysięcy obrazków nagromadzonych przez lata w poszukiwaniu konkretnego zmuszony jestem nieraz do użycia wyszukiwarki, podając jej czterocyfrową nazwę pliku, a ta wypluwa nieraz kilkanaście zdjęć z tym samym numerem. To zabawny sposób losowego zaglądania w małe zdarzenia z życia, o których czasem już niemal zapomniałem. Wymysliłem więc grę. Oto kolekcja dziesięciu par obrazków o losowych numerach, zestawionych razem.
6302 Sufi gathering in Sudan and opening of exhibition in a gallery in Manhattan / Zgromadzenie sufi w Sudanie i wernisaż na Manhattanie
9999 Kakofonikt in performance in Poznań, Poland and naga baba in performance at Kumbh Mela, India / Występ Kakofonikt w Poznaniu oraz nagiego sadhu na Kumbh Meli w Indiach
0830 Yazidis, peacock worshippers from Iraq have their festival and Polish peasants trade their horses / Jazydzi, wyznawcy pawia z Iraku mają swój festiwal, a chłopi ze Skaryszewa konie na sprzedaż.
1818 Entertainment in Poland and Pakistan. Polish pop musician at surprise visit to a wedding and dancing monkey of gypsies from Lahore / Czesław który śpiewa na weselu i cygańska małpka która tańczy w Pakistanie.
4747 Women. Morocco and Cambodia. / Kobiety. Maroko i Kambodża
2013 A rapper going out downtown in Niamey, Niger, and travellers on their way to Africa / Raper wychodzi na miasto, w Niamej, stolicy Nigru a podróżnicy śpią w swym vanie w drodze do Afryki.
1983 Rainbow gathering in Balkans and Sufi gathering in Pakistan / Zgromadzenie hipisów na Bałkanach i sufi w Pakistanie
2204 A night moment, Pakistan and Haiti / Fragment nocy, Pakistan i Haiti
1609 Irawaddy delta in Burma after Nargis cyclone and Bagsu, hippie hang out in Mc Leod Ganj, India / Delta Irawaddy w Birmie po ataku cyklonu Nargis i hipisowska miejscówka w Mc Leod Ganj, w Indiach
3861 Beer and water, Belgium and Laos / Piwo i woda, Belgia i Laos.
We have come to the end , we partied, we had our rest. Now our ways part, perhaps to meet in future again. It is lonely road we travel, but road of extreme beauty and gratitude, it was good to share a tiny part of it. The fakirs continue into Rajasthan and I am headed, after a 10 days vipassana break into Pakistan, through the gate of Lahore and detour by the northern lawless province , down into the scorched plains of Sindh, the edge of the lands once visited by Sindbad the Sailor, to place where crazy qalandars meet to honour the Red Falcon.
***
Dotarliśmy do końca drogi, do końca święta, odpoczęliśmy. Teraz nasze drogi się rozdzielają, być może przetną się znów w przyszłości. To samotna droga jaką idziemy, ale droga wielkiego piękna i wdzięczności, dobrze było mieć towarzystwo na tym króciutkim odcinku. Fakirzy idą dalej, w głąb Radżastanu, a ja, po 10 dniowej przerwę na vipassanę jadę do Pakistanu, przez bramę Lahore, z małym skokiem w bok na plemienne terytoria na północy, wsiadam w pociąg który zawiezie mnie na rozgrzane w końcu czerwca niziny Sindh, kraniec ziem które odwiedzał Sindbad Żeglarz, do miejsca gdzie gromadzą się szaleni kalandarzy, aby uczcić swojego mistrza, Czerwonego Sokoła.
[ India - Pakistan, June 2012 / Indie - Pakistan , czerwiec 2012 ]