światosław / tales from the world

Archive for:

Uncategorized

Stares / Spojrzenia

February 2nd, 2012

 

 

I am used to working in environment where I am constantly watched by dozens, hundreds, sometimes thousand eyes.  But in Pakistan, during Muharram celebration it was especially tense.  Save from finding a situation full of blood and action interesting enough to make people stop looking at me, the only thing i could to get some decent, unposed shots was to constantly cruise around the crowd, circle, change direction to ditch people who started following me by illogical movement. It took only couple of seconds still in one place to have that psychological effect of one stare of one person drawing another and another, somehow people feeling that next person is looking at something weird and following them and in the end all eyes would be at me. And it were weird stares. It took a while to clear my perception of the preconception based on reports from Pakistan being dangerous now for foreigners, not helped by countless police and bomb squads around, as Ashura here is one of best oportunities for blasts and sectarian violence. But there was no hatred in the eyes of those looking, just extreme curiosity. Lahore is a city that now sees very little foreigners, especially those walking around, without SUVs or bodyguards. Tourism almost died here, even Malik’s place not very busy. So what is this strange looking guy doing here, shooting in the sea of Shia. And it is strange occasion indeed , festival of sadness, adoration of suffering, self inflicted pain, tension and remorse. But hey, I am from Roman Catholic background, so I know something about it, only less blood, and we don’t look in each others’ eyes that much. I was surrounded by thousands of males that know very well what violence is but last thing I would expect here in Lahore was typical Polish alpha male greeting – “what the fuck you are looking at”.

 

Zwykle działam w otoczeniu w którym dziesiątki, setki jeśli nie tysiące oczu obserwują niemal każdy mój ruch. Ale tutaj w Pakistanie, podczas święta Muharram wydawało się to szczególnie intensywne, te świdrujące, naładowane emocjami spojrzenia czarnych oczu, zewsząd, kiedy tylko sie zatrzymałem. Jedynym sposobem zdobycia przyzwoitych, niepozowanych zdjęć ( poza znalezieniem sie w miejscu gdzie tryskająca krew i emocje były w stanie przykuć uwagę gapiów bardziej niż ja ) było stale przemieszczać sie miedzy ludźmi, krążyć , zmieniać kierunek, cofać sie. Wystarczyła dłuższa chwila w jednym miejscu aby uruchomił się ten psychologiczny proces kiedy spojrzenie jednej osoby pociąga za sobą kolejnych w tłumie niczym lawina, wyczuwają ze dzieje sie coś ciekawego, wyczuwają kierunek, im więcej ludzi patrzy tym więcej kolejnych dołącza sie. Dziwne, mocne spojrzenia. Trudno oczyścić ich odbiór z uprzedzeń narosłych na temat Pakistanu jako niebezpiecznego miejsca, nie pomagają w tym niezliczone oddziały policji, antyterrorystów, wykrywacze bomb, pamiętam ze Ashura to ulubiona okazja ekstremistów do zamachów bombowych i krwawych naparzanek z szyitami. W tym mieście parę miesięcy wcześniej amerykański pracownik aroganckiej agencji Blackwater zastrzelił dwóch lokalsów w biały dzień i wywołał kolejna fale ksenofobii, pogróżek, zamieszek i palenia flag. Zaledwie tydzień Amerykanie zbombardowali pakistański posterunek wojskowy na pograniczu z Afganistanem, zabijając dziesiątki chłopaków. Ale w oczach ludzi tego dnia nie widzę nienawiści, tylko ekstremalną ciekawość. W Lahore rzadko teraz spotyka sie cudzoziemców, rzadziej turystów z aparatem, bez ochrony, nie schowanych w pudelku jeepa o wzmocnionych szybach. Wiec co robi tu ten dziwny koleś, w środku morza gniewnych szyitów, na festiwalu smutku, cierpienia, bólu i żałoby. Znam te klimaty co nieco, w końcu pochodzę z katolickiego kraju, ponure klimaty i “moja wina”, ale mniej u nas krwi i nie patrzymy w oczy obcym, chyba aby poczęstować ich ” co się kurwa patrzysz?” i “rozjebać ci ten aparat?”. Tutaj w Lahore otaczały mnie tysiące prawdziwych macho, ale być może dlatego iż dobrze znali prawdziwą przemoc nie musieli niczego udawać i takiego tekstu na pewno mogłem się nie spodziewać.

 

 

 

TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM

February 1st, 2012

 

 

 

TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM CZYLI NOTATNIK DERMOTA

 

4 -ty dzień zimowej deprechy

 

>czasem myślę sobie że gites byłoby zostać pieśniarzem ludowym, nazwalibyśmy nasz zespół AAAkcent albo AAAAbażur aby być zawsze na topie, przynajmniej w gazecie w rubryce kleinebekantmachungen. jeździłbym luksusową rykszą zaprzężoną nie w jakiś tam chłopów pańszczyżnianych tylko zdrowych wyzwoleńców z ościennej siłowni. mnóstwo mulatek, jamajskie cygara, wspaniała grzywka i bokobrody na półtora łokcia. żadnych rozterek czy się bawić czy nie, i co przez to okażę, żadnych zahamowań powyżej poziomu fizjologii. bardzo kultowo.

>Poszedłbyś gdzieś, zrobiłbyś coś, nic tylko siedzisz i przesiewasz czas oglądając te bzdury. Żadnych perspektyw, no po prostu zero.<

>no to poszłem, poszedłem, podeszedłem. stała pod nagą płaskorzeźbą i robiła fotografie, ciężko jej to szło bo się sjena palona skończyła, a ta nie ma substytutów. zapytałem ją czemu jest dzisiaj taka smutna, czy ta depresja zimowa jest zaraźliwa, i czy nie chce się przejść do kina. powiedziała w te słowa, po wstępach i wymianie sucharów naturalnie >ty Dermot wiesz coś chyba o psychologii, byłeś przecież w Oxfordzie, a nawet w stricte protestanckim trynity kollege.<

nie byłem już tego pewny ale z grzeczności przytaknąłem spojrzeniem

>słuchaj, mam taki problem. Noszę modne pantofle, “kaczuszki”, używam wody mitsuko, tańczę twista, czytam Sagankę, lubię big bit, jednym słowem jestem nowoczesna na wskroś, idę z duchem czasu. no i nie mam powodzenia. Ci chłopcy z kolektywu ogrodniczego na Sołaczu powiedzieli że nie mają czasu na kobiety, bo muszą spłacać wysokooprocentowane haracze monopolistom nawozowym.<

>to wprowadzili monopol? nie wiedziałem…<

>owszem, chcą w ten sposób zdławić rastafariańskie plantacje, zwłaszcza że Abu Pokal kandyduje na rektora.<

ziut-ziut przemknął tramwaj. ostatnio jest ich coraz więcej, to dlatego że stracono kontrolę nad rubieżowym centrum rozpłodowym, a megafony ostrzegały, nie sprowadzać nowych samców. nie posłuchali, i teraz mają. Ten ostatni buhaj , wyjątkowo silny, holenderski.

>co z tym Abu Pokalem?<

> ma dużo mocy, ty wiesz jakie on ma baki?<

> a inne wpółczynniki?<

> siła rąk 10x, siła ramion 5x, siła barków 10x, siła przedramion 15x, koordynacja obu rąk 1x, bo dużo pali.

> a jak u niego z maną?<

> sprawność w działaniach arytmetycznych 3x, ogólne umiejętności przystosowania się 5x, szybkość podejmowania decyzji 0,5x, rozumienie pomysłów mechanicznych 2x, zmysł węchu 10x, określanie wielkości przedmiotu “na oko” 2x, określanie szybkości poruszających się szybko przedmiotów 3x, pamięć do ustnych pouczeń niezbadana, pamięć do nazwisk i osób 10x, takt w stosunkach z ludźmi 4x, wygląd zewnętrzny, uroda 20x, zdolność koncentracji w rozmowie przekraczającej możliwości poznawcze przeciętnego nowicjusza – prawie żadna…<

>krom, w dzisiejszych warunkach to i tak gieroj. wygra z kretesem<

zapadło krępujące milczenie, takie co to jeszcze nie jest naturalne, bo potem to się gites milczy, ale to nie było w dechę. modliłem się żeby dowieźli węgiel, byłoby o czym rozmawiać.

>dermot?<

>dobra, chodźmy , ale nie mów mi już z małej litery<

jej uśmiech był potwierdzeniem tego że młode dziewczęta uśmiechają się średnio o 39 % częściej niż młodzi mężczyźni.

szliśmy. jej rude loki niestety były całkiem fikcyjne.

tralala, słonie biegają po parku, widziałem kiedyś kupę smoka, hmm, Ogma daje mi korepetycje z pisma klinowego, chcę w wakacje pojechać do Asyrii, może zdobędę sponsorów chociaż nie jestem harcerzem. a teraz wreszcie to co ci chciałem powiedzieć, kończymy z owijaniem w bawełnę, zwłaszcza że muszę zdążyć zanim tam dojdziemy :

>wynalazłem nową technikę pisarską, myślę że jestem geniuszem , choć muszę iść na fachowe badania. moja technika jest nader prosta a skuteczna i pozwala do woli zapełniać dowolne ilości papieru, zgarniać wierszówkę i jeździć za to na polowania.<

erotycznie zgrzytnęła ustami, więc przeszedłem do rzeczy.

>nazwałem to Każdy Umie Czytać Poza Sędziami Na Thingu Ale Nie Każdy Ma Klej, co oznacza pozbawioną sumienia technikę samplingu, będę otwarcie wsamplowywał grepsy, traktaty filozoficzne, podręczniki autostopu, reklamy, nalepki z kefirów, testy psychopatyczne, a nawet kawałki piór i złotych ozdób, tworząc dzieło ponadrzeczywiste, mitologię wszechświata, bo on cały właśnie tak jest zbudowany, z bardzo maleńkich, niewidocznych gwiazdeczek<

> pociągające, ale czy powinieneś mi to zdradzać wiedząc że sypiam za korepetycje z najsłynniejszymi kopistami targowymi? a jeśli oni to ze mnie wyciągną i sprzedadzą na targach paserów w stolicy?

grzmot, pobladłe niebo, ptaki przestają ćwierkać, ja blednę też.

>upadła dziewko – nigdy więcej nie wymawiaj tego słowa w mej obecności…masz rację, to się nie może tam dostać, za dużo tam francuzów, oni nie mogą zdobyć mojej techniki, prymat północy jest święty…wydałaś na siebie wyrok…muszę cię zabić<

> ależ opanuj się, za bardzo ulegasz latynoskim wpływom kulturowym. po prostu skaż mnie na banicję, kup mi szejka na wynos i spotkamy się za godzinę<

>sprytny szantażyk, babska mędrkowatość<

było to jednak uzasadnione, bo stanęliśmy właśnie pod garkuchnią.

>zaczekaj, ale nie odchodź< wszedłem do środka < dyń dong > zadzwoniłem >stuk puk < zapukałem, fałszywa ściana sprawdziła mój ogam, otwarła się, powiedziała > nielegalny Bar Krowa otwarty jeszcze nie jest. ze sklepu fabrycznego skorzystaj< więc wróciłem na zewnątrz.

jej już naturalnie nie było.

eh, nic nowego, być balonem, żeby jeszcze z helem, to by było wesoło. Lug mnie od dawna zachęca do rytualnego samobójstwa. nie warto, mówię, podróżowałoby się wówczas naturalnie łatwiej, ale ty wiesz co oni robią z ciałem? wieszają na szubienicy, karmią nim ptaki, rozwlekają przy użyciu dresów skazanych za przestępstwa podatkowe, a na samym końcu ubierają w satynowy żabot i kładą nogami w kierunku wielkiego Jesionu. Nie, wolę zginąć w bitwie, to bardziej uświęcone tradycją.

oj, przejechała lodowa furgonetka i sygnał mówi że za chwilę mecz tzapzihuitzipotzli, bezurazowy futbol mentalny o puchar peyotlu. Idę pokibicować, sport to zdrowie.

 

chronologicznie później

 

trzy doby bezcelowego miotania się po mieście i dworcu nie dały oczekiwanej satysfakcji

>krasnoludy nie dowiozły węgla< sklepowa siąknęła nosem.< zima sroga. Wie pan ile teraz kosztuje zwykły budyń – przez to że nie mamy opału – więcej niż dwa woły. Jak brukerzy z katedry przychodzą na śniadanie to nawet kakao nie dostaną, mimo że jamajka obniżyła ceny.  nie mam po prostu energii.<

> i nie buntują się?<

>daję im wstrząsy elektryczne, myślą że ciepło im się robi od picia. pozory, pozory. wszystko jest ułudą<

>no, nie wchodźmy w politykę<

>to bardziej ekonomia panie Dermocie. zniżka cen kakao powinna według wolnorynkowych reguł przełożyć się na większe zadowolenie konsumentów, a potem na większą płodność i korzystniejszy przyrost nowych wojowników, bo społeczeństwo się rozmnaża, widząc swe perspektywy w barwach jaśniejszych niż zwykle.<

>czemu tak zatem nie jest?<

>czynniki pozarynkowe, tylko i wyłącznie. Po pierwsze, wybory rektora już niebawem. Po drugie, strajk gnomów w krasnoludzkich kopalniach. A nie można go stłumić, bo wybory. Ergo, jest zimno.

>mowa-trawa, mowa-trawa < zabuczał wchodzący do sklepu nieletni i zamówił dwa duże mleka w foliowych woreczkach. łypał okiem.

>znowu ten narkoman< sklepowa wypluła szluga. < a masz zaświadczenie?

>nie, ale mam klejnoty, dużo klejnotów i jeszcze szczerozłote otoczaki.<

>szagaj w chrusty< zaklęła < jeszcze mi koncesję odbiorą.

młody odburknął że anarchia jeszcze nadejdzie i skindżalnął.

zwróciła się do Dermota – czyli mnie – smutno zapatrzonego w swój szejk.

> mam zlecenie. oszczędzałam na to. mam dość wstawiania nowych szyb, chcę się rozprawić z korzeniowymi wojami.<

> babilońskimi?<

> widzę że się rozumiemy. Chodzi mi o tych pieśniarzy z jerychońskimi trąbami, babilońscy wyjcy co mi szyby wyciem kruszą.

>babilońscy?<

>tak, pieśniarze. Te ich trefione brody, cudaki jakieś, te perfumowane czarne loki, lubieżność i tyle. Przychodzą z parku co tydzień, obchodzą sklep, krzyczą sha la la la la, aż szyby pękają i porywają zakwas – zawsze tylko zakwas i maślankę z meskaliną – no i czmych czmych na poczwórną jedynkę i tyle, nie ma ich.<

>to będzie słono kosztować<  nie wiedziałem o czym mówiła ale tak się zwykło ripostować w westernach na polsacie.

>musisz ich nawrócić. oznacza to, że mają oddać mi zakwas z nawiązką, przeprosić z mównicy papieskiej i poprzeć Mumie Jabala w wyborach, mają bądź co bądź autorytet w środowisku.<

>a zapłata?<

>proponuję że będziesz mógł rozwiązać słynny test psychologiczny profesora Derjenigedermartinderartistuntersuchte. sztama?<

> a jaki współczynnik pamięci do nazwisk i osób ma Mumia Jabal?<

> 15x<

kuszące, pomyślałem.

> a zatem ja i moi współpracownicy będziemy mogli rozwiązać ten słynny test krzyżackiego profesora – który jak wszyscy pewnie wiedzą – dotyczy sensu życia?<

sprytnie to powiedziałem głośno, żeby wszystkie skrzaty sklepowe mieć za świadków umowy, sklepowa bywała zdradliwa.

nie dała po sobie poznać, była jak Indianin.

>masz mnie w garści, widać, że w Wieży uczono cię sztuki negocjacji. szejk na koszt firmy, tylko dla ciebie < dodała z przekąsem.

To już było coś. Musiałem tylko znaleźć kamaradów.

 

I co się okazało. Że się zdefeudalizowali i skapitalizowali, żadne więzy krwi, rozkosz wspólnej wyprawy, nic z geas, zero honoru, inicjatywy, ochoczego aplauzu “tak, oczywiście”, marazm, w ogóle amitycznie i antyarchetypicznie. Każdy z osobna odmówił mi współudziału, Dagda miał umówione wesele, Lug rzeź na polach zamoraskich ( Zamora to kraina za Moraskiem ).

?a mówił że się już z nimi nie bawi?

ale ty Ogma, chyba mnie nie zawiedziesz. Że co? Że głosujesz na Abu Pokala. Przecież on postuluje demokratyzację senatu, chce zmienić architekturę stołówki, zakazać przemocy na boisku. No co ty.

Nic nie pomogło. Stwierdzili, że mają prawo wykupu swoich akcji w przedsięwzięciu, bo pozwala na to niskosformalizowany przechowywany przez góralskie czarownice statut naszej szajki. O Kromie, powinienem był słuchać przestróg misia Puczatka i nie pożyczać im tych manuskryptów z prawa cywilnego.

Przestań, powiedziałem sobie, więcej stanowczości i północnego zrównoważenia. Realizacja przedsięwzięcia własnymi siłami przy użyciu ofiarowanych mi w ramach ich udziałów artefaktów powinna przynieść  zdecydowanie większy przyrost zadowolenia i samoakceptacji, a zadowolenie jest chyba tym czego szukamy. założę tylko dodatkowe futerko i idę po rower. Niemożliwe jest możliwe.

wspaniała zabawa bez przemocy

halo, Ferdynandzie, obudź się, czas do szkoły. Więc to był sen? szkoda. łóżko, łazienka, owsianka, łazienka, płyn na pryszcze, palto, cmok, cmok, trolejbus, szkoła, łysy portier, ohydne twarze, pani profesor, pederaści i snobi, rozmowa na korytarzu, wymiana obrazków, bitwa na trampki, co masz na łoku, daj miodu, wrzućmy nowaka do kibla, ah, oh, ja was zjem, wreszcie lekcja krzesania ognia.

>dzieci zmówcie paciorek – święta mandarynko bądź miłościwa nam, święta cytrynko, chroń nas od wypadku, święty grejpfrucie z moguncji, chroń nas od spadnięcia w przepaść<

zaraz, piekło i szatani, to modlitwa bab tramwajowych. Klasa jest tak wąska, ma okienka wzdłuż, Pan Kapłan sprawdza kody kreskowe na karkach pasażerów. ja nie jestem żaden Ferdynand.

Tak tak tak tak. Wijowy tramwaj wijąc się po podniebnych szynach przecinał mgłę wystukując rytm. Byłem pasażerem numer 189082.8657959. Jak zwykle wiedziony nadzieją że nie jedziemy do obozu poprosiłem stewardesę o golonkę. Kątem oka obserwowałem babilończyków.

 

(troche później)

>cześć chłopaki< przysiadłem się >jaki macie dziś współczynnik rozumienia słowa pisanego?<

>to zależy w jakim alfabecie< zagrzmiał wytrenowanym basem najstarszy > a tak w ogóle co, jesteś kanarem? <

> ho ho ho < zaśmiali się pozostali trzej.

> to co, pogadamy trochę o pierdołach? <

> jak zawsze w twoim przypadku der Mot <

> nie jestem nazistą <

> wiemy wiemy. Ale słuchaj < powiedzieli chórem > Jah nam mówi że z ciebie będzie chłop na schwał. Zmień trochę liniowatość akcjI. Sugerujemy, daj se luz, my musimy po prostu wykonywać nasz proceder, nie przeszkodzisz nam, bo to rytuał, jest silniejszy od twej misji, to przeznaczenie, no , Dermot, uczą o tym na mitologii w każdej ochronce.<

> czyli wiecie, że mam na was zlecenie? A co sobie pomyślą moi fani? Że nie miałem niekonwencjonalnych pomysłów na pociągnięcie akcji. Fabuła siada.<

> słuchaj, w gruncie rzeczy wszyscy chcą puenty. no to przyspieszmy. <

> czyli co mam zrobić? <

> na początek wstaw ten nagłówek< podali mi zmięty pergamin.

postawcie mi złoty skatafalk

>chodzi o to, że nie mamy odpowiedniego skandydata na doroczny neoegipski turniej tancerzy ska ‘skarabeusz’. A ty masz niezłe łydy, długo wytrzymasz. <

> ale przecież niedługo wybory, powiedziano wyraźnie, zabaw hucznych nie urządzać. <

> wybory nas nie interesują, turniej jest stricte antysystemowy. Ta tłuszcza co głosuje wyborach ma nie więcej niż pięć lat. baba ze sklepu z mlekiem też służy systemowi, myślisz że nie wiemy że ona dostarcza śmietankę na orgietki u komisarza milicji? Dlatego olej ją i bądź naszym skandydatem. <

> ale zależy mi bardzo na teście profesora Derjenigedermartinderartistuntersuchte, jest taki kultowy, a ona go ma.

> ha ha, bujdy, jedyną istniejącą kopie ma von Daniken, przyjaciel profesora, a tak się składa, że to on funduje złoty skafander dla zwycięzcy turnieju. Jak byś wygrał to na pewno pozwoli ci przepisać. To co, wchodzisz?<

> bardzo dobrze, wy bierzecie skafander a ja test. I nie napadacie dziś na sklep z mlekiem. Co mówi Jah ?

>że to dobry układ, panie der Mot. Dorzucamy jeszcze chlebowe piwo, beczek sześć. współczynnik bełkotania po nim 8x<

 

interesy robiło się a tramwaj model wyścigowy wjechał na peron

 

turnieje ska słyną w środowisku osiedlowym ze swojej głupoty. /dlatego są tak ukryte, bo blachaje najeżdżają walcami coś czego nie mogą zrozumieć/ Ten odbywał się w starym kontenerze na śmieci, dawno pustym, bo trolle opróżniły go przed zeszłą gwiazdką szukając ozdób choinkowych. Skandydaci pulsowali w rytm beczenia stada czarnych kozackich kóz, wyjątkowo agresywnych i hałaśliwych, trzymanych na wodzy przez czternastu potężnych treserów o współczynniku dominacji 15x, sprowadzonych specjalnie z mosińskich lepianek , gdzie , a zresztą nieważne.

mijała godzina za godziną, dzień za dniem, a mnie chciało się już wymiotować, zwłaszcza że zacząłem kacować po mlecznych szejkach których wypiłem o 20% za dużo, tak sądzę. poza tym. kończyły mi się pomysły, bo warunkiem kontynuowania skakania było bełkotanie wzbogacające nieprzebrane zasoby idei ska, skamandryci, skandalista, skameleon, skamielina, skadapter, skała, skalineczka, skakanka, skankan i skak dalej. Idea rosła, pęczniała, uśmiechała się, a ja rzygałem coraz częściej. w końcu wyrzygałem książkę skarg jaką zeżarłem w brytyjskim areszcie ze sto lat temu, i zabiłem nią ostatniego skaczącego jeszcze skandydata. wówczas zemdlałem jak bym się sierści onia nawąchał i spałem ponoć siedem miesięcy, tak mi powiedział mój makler. mdlejąc zdążyłem jeszcze usłyszeć że pan von Daniken gratuluje mi skandalicznego zachowania na parkiecie, jestem chuliganem jakich mało i społeczność ska będzie o mnie pamiętać, po czym zastrzelono w rytualnym geście wszystkie parzyste kozy i wręczono moim trenerom z babilonu pozłacany złoty skafander faraona Ramala Kemala, przy okazji wspominając aby pod żadnym pozorem nie oddawać swych głosów na Pasta Assurbala, wywodzącego się w prawie prostej linii od największego oponenta Ramala Kemala, który porwał mu wszystkie żony aby zbierały dla niego nektar czarnego lotosu bo był przednim narkomanem. Moje trofeum, słynny test mieli przejąć moi spadkobiercy, i wypełnić za mnie, przetrzymując przez ustawowe siedemdziesiąt siedem obrotów Karuzeli Co Niedziela, w razie gdybym w międzyczasie zmartwychwstał, a współczynnik mej witalności to 14x, bo już nawet gdy mi obie ręce odrąbano to mi kiedyś odrosły. Babilończycy uśmiechali się życzliwie, bo skafander pełen był korzeni MniamMniam, które działały jak kosmiczna rakieta, i kosmos stał przed nimi otworem , i to w momencie gdy zachodnie Morasko jak i Asyria dopiero walczyły o złoża śmieciowego paliwa do swoich mentalnych rakiet. Robiło się mglisto. nieparzyste kozy przestały beczeć i zapadła cisza. Spływałem jak krew do zlewozmywaka. przed oczyma przelatywały mi znane twarze, choć żadnej z nich nie mogłem rozpoznać. co tu dużo gadać, motyla noga, odpadłem. Ale z jaką klasą.

gdy się obudziłem następnego ranka w swojej wielkiej imperatorskiej kamienicy na biurku pod warstwą kurzu znalazłem poniższy test psychologiczny, wisi teraz u mnie obok nagany z koledżu.

jest niezmernie wartościowy, mówi o pierwotnych potrzebach i prawdziwym obliczu prawdy.

 

*********************************************************************************************************

A to jego pytania :

Mając 30 lat spodziewam się być

Dziewczęta kochają chłopców , którzy

Chłopcy kochają dziewczęta, które

Dobry nauczyciel powinien

Mój ojciec jest

Jeśli potrzebuje pomocy, to szukam jej u

W szkole postępuje w myśl zasad ustalonych przez

Kombinatorów, którzy zachowują się wbrew przepisom trzeba

Podejrzewam, że uważają mnie za

Odczuwam dumę gdy

Uważam za najgorsze w szkole

Czuję się najszczęśliwszy gdy

Jeśli ktoś mnie krytykuje

Jestem całkiem inny niż

                                                                                                                                                                                                mój współczynnik zadowolenia ze status quo to

****************************************************************************************************************

bardzo zimny wieczór w bardzo ciepłym domu

 

byłem na telewizji i oglądałem komedie. zużyłem cały zapas gazu rozweselającego żeby się pośmiać. kolejny wieczór kiedy nie chce się być aktywnym Leżę na swoich gromadzących się coraz szybciej materialnych dobrach, Jarosz ostatnio przyniósł nawet ogórki, mój zasób Różnych Rzeczy wyraźnie wzrasta.

Nadeszły święta po męczącym okresie dawania sobie w tytę wreszcie jest spokój i można jedząc karpia zastanowić się co dalej. Stanąłem przy oknie patrząc przez uchyloną firankę na zmarzlaków chyboczącym krokiem posuwających się w świetle gazowych latarni. Kolonialny sklep na dole był przeraźliwie zamknięty. Wszyscy mieszkańcy kultywowali tradycję gorada polegającą na barykadowaniu się w domach i ciepłych kamizelkach, oglądaniu dużej ilości propagandy w tandetnych czerwonych kolorach z białą brodą oraz trawieniu nagromadzonych artykułów żywnościowych. Nawet żydzi i emigranci z niderlandów mieli odpowiednio swoją świąteczną kupę i przyozdobione zmutowane genetycznie halucynogenne tulipany. Wesoło pruszył lodowaty deszcz, na pewno ku uciesze bezdomnych z mego lasu. Postanowiłem dołączyć się do tego radosnego nastroju i na niedawno zamówionym od wąsatego chudzielca z dębca bębnie poczęłem wygrywać średnio awangardowe rytmy. Przypomniał mi się bębniorób dobrodziej, mieszka z taką szarą branką i mają dużo kawy oraz zakrwawionego karpia w zlewie. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby stojąc na moim balkonie ponad lasem zagrać przebywającym tam bezdomnym karpia, na którego ich nie stać. Łubu dubbu dubu dubbu, trudno zagrać tą śliską łuskę, lepiej od razu zagram upieczonego karpia, o tak, dub, dub, a tak brzmi bułka tarta, a tak to miękkie mięsko w okolicy ogona, hm poimprowizujmy, trach trach, co to? paskudna ość przebija krtań. dub dub ten karp jest zarażony wścieklizną, trach, chyba pływał w fenolu. W ten sposób pokazałem bezdomnym że bogaci też mają swoje problemy, za co hojnie mnie wynagrodzili rzucając drobne monety do antyrynny, która to prędko wyssała je na mój balkon. Dziękuję moi drodzy, idę na kolejną świąteczną komedię o trzech muszkieterach.

 

na polowaniu ze skandynawskimi Farmerami

 

mieli naprawde czerwone nochale, częściowo z tradycyjnego północnego zimna, częściowo a raczej głównie z przepicia jęczmięnnym piwem którego ich thralle wnieśli chyba z trzysta puszek. Polowanie w tym pięknym wiejskim lesie nie interesowało ich za bardzo, bo po pierwsze byli kretynami i zatracili męskie instynkty, po drugie nie dowidzieli, po trzecie byli skacowani, po czwarte nie było za dużo zwierzyny. Zwierzyna to takie abstrakcyjne słowo, zabijasz termin, inaczej niż gdybyś zabijał Lochę Kasię czy Jelenia Karola. Nie, to głupie, dziki się tak nie nazywają, dzik może się nazywać Twyrth Ghwyrth, jeleń HornedGodWithBigFallus czy coś równie starożytnego. Gdyby mieli zabijać spersonalizowane osobniki, to by nie zabili nawet tych marnych dwóch sztuk plus jednego bezzębnego naganiacza. Z naganiacza cieszyli się najbardziej, bo był to jedyny człowiek w tym towarzystwie Farmerów, trolli ober- naganiaczy i mnie, genialnego Demota.

Z naganiaczy robi się szynki a słoninka ląduje w grochówie dla czerwonoryjnych trolli  Żadna to strata dla społeczeństwa, bo był on/ naganiacz / z zawodu wytwórcą szarych zniszczonych płóciennych plecaków z naszywkami Nirvany, sprzedawano je potem w różnych ej Sid -shopah i dawano rozmaitym indywiduom z przyklasztornych szkółek poczucie buntu i antydresowości, a przecież wiadomo że dresy są najzdrowszą i najbardziej produktywną warstwą społeczną, o ile zajmą się jakąś porządną działalnością przestępczą. To jest wszystko spisek tych pasożytniczych urzędasów ze stolicy z bananową młodzieżą z telewizji , żeby ciężko wytwarzających dochód narodowy dresów pozbawiać należnej im estymy.

No ale grochówka była pychota. Po wszystkim znowu polało się ekologiczne piwo do drewnianych kufli z Ikei, a z nich do śmierdzących otworów gębowych. Stałem na skwierczącym mrozie i paliłem ziele fajkowe, czując wyższość gatunkową w stosunku do otoczenia, może poza gajowym Jeffreyem, który poddał mi świetną myśl, żeby na  następną zimę uszyć sobie barbarzyńskie futro z kłującego włosia dzika, tak, do samej ziemi, spięte żelazną fibulą, wysmarowane łojem, ciężkimi niezdrowymi tłuszczami z podkruszwickich plantacji, no i profilaktycznie masłem czosnkowym żeby odganiać te jebane postmodernistyczne białe króliki, których jak twierdzi pucybut Dagdy kręci się wokół coraz więcej. A baby tramwajowe? Pomyślcie, nie zbliżą się do mojego stanowiska na odległość mniejszą niż półtora włóczni, może nawet któraś zwolni swe wygrzane miejsce…Byle do następnej zimy, bo teraz to nieekonomiczne, poza tym muszę oszczędzać na potężny zapas podróżnych halucynogenów, latem chcę dotrzeć na Jamajkę, a to wymagać będzie dużej ilości magii i  chemikaliów.

Rustykalne twarze dewizowych chłopomyśliwych stawały się coraz czerwieńsze pod słomianymi czuprynami, a zasilane piwno-grochówkową mieszaniną cielska wypuszczały coraz to nowe wysokooktanowce, które wesoło szybowały w mroźnym powietrzu. Całe szczęście, jak zwykle miałem katar. Dobra, koniec tej zabawy, wróciłem do czołgu nadleśnictwa i czekając na resztę pomyślałem że my z szajką też pojedziemy na polowanie, ale takie bezkrwawe, stylowo w lasach Narnii porwiemy kilka bażantów i zażądamy wysokiego okupu. Teraz już bym jednak wrócił do gorada. Na koniec kazali mi jednak przetłumaczyć przemówienie gajowego Jeffreya do czcigodnych gości – dużo apologii łowczego kunsztu i jeszcze więcej podziękowań za złoto i luksusowy drakkar dla dyrektora nadleśnictwa. Komercjalizacja tu też dotarła, istotą polowania powinno być przecież odbieranie życia przemocą, w bezlitosnym boju, a nie za jakieś eurosmarki.

Do gorada, z powrotem prędko do gorada.

Na ciepłe piwo.

I jajecznicę i gazetkę rano

To jest życie

 

dzień na szczęście kolejny

 

 

Ło ja tej czyli zaraz będę niebieskim ptaszkiem

 

No nie wiem co powiedzieć. Jest zimno, jak zwykle zresztą w tym zimnym kraju, ponadto jestem bezrobotny. Tak to chyba można nazwać, duża ilość wolnego czasu, niby można wszystko a nie chce się i nie robi się nic. O w sumie ciekawe doświadczenie , niestety kosztuje i współczynnik nudy wynosi ponad dwie telenowele na dzień. Mam mało kanałów, to pociecha. Mam Internet, to pech, rozmawiam głównie z sekciarzami. Gdybym pracował miałbym kasę, gdybym ćwiczył na siłowni, mięśnie, a tak chociaż wiem jak to jest być bezrobotnym. Na szczęście wróżka Jadzia mówi mi, że wkrótce wyruszę na spotkanie nowej przygodzie, jak tylko ułożą się sprawy prywatne. Bongo Herman twierdzi, że nie powinienem być takim egoistą ale ja też chce mieć swoje życie, nie mogę być Ojcem Kolbe od początku.

 

Spotykamy się regularnie w Afryce Równikowej, pod dredziastym drzewem, nad wylotem kanału. Co niedziela, po mszy, a jak ktoś nie chodzi to po śniadaniu i fajeczce. Czasem wibracja jest lepsza, czasem gorsza, ale dobrze, że jest.

 

Zamknęli norę czarnych harlejowców, już nigdy ogień z aluminiowych puszek nie zapłonie w kominku, już nikt nie będzie spał na stole dębowym, rzygał z krętych schodów na niebrukowane podwórko, mówił „wracaj do drugiej Sali , pedale”, nikt nie będzie śmierdział tak słodko dymem ćmików, zataczał się po Fortunce, tańczył do rana, uśmiechał się do drugiej osoby, patrzał na ładne i brzydkie dziewczyny , nosił jarmułki z pomarańczy. Stowarzyszenie Future of Judah to definitywnie zamknięty rozdział. Znamienne, że członkowie założyciele, poza Dermotem, Lwem i kudłatą Agą są w zasadzie na emigracji poza goradem. Jedni ćwiczą jogę, inni bycie polaczkiem. Czas ruszyć dalej, nie warto być młodym emerytem-wspominaczem.

 

Trwa miesiąc w którym szykuje się buty a ja ciągle w tych samych

 

Czyli sytuacja się nie zmienia. Ostatnio było poważne spotkanie w Afryce, za daninę i pieczyste i kilka browców uprawialiśmy podkład rozrywkowy do wesołego gaworzenia panów i pań z Klubu Lwów. Jedna pani powiedziała, że nie dorośliśmy jeszcze do wpływania na losy świata i w związku z tym możemy się bawić ale ona nie wie że o to w tym wszystkim chodzi żeby nie dorosnąć tak jak ona, bo wówczas za wszystko, nawet za czynienie dobra trzeba będzie płacić no i oczywiście te paskudne makijaże…A inna pani zdziwiła się że my w tej Afryce namiastkowej nie mieszkamy. Nie mieszkamy, ale wszystko jest możliwe, jak dłużej nie będziemy mieć prądu to z lodówki wyjdą jakieś pleśniowe potwory i pnącza i zarosną nas jak zgasimy świeczki. Fatalna sytuacja, wydawało się ze idealny moment do wyruszenia w Drogę, ale coś mnie trzyma. Między innymi wyrzuty sumienia, one mają to do siebie, że muszą się do kogoś przyczepić, a w naszym pseudo-pałacu nie mają zbyt wielu żywicieli. Gdyby nie miały nikogo to by było jak w Kambodży albo wśród zbuntowanych rockersów na Morasku.

Eh, czuję się jak Luke Skywalker. Żebym chociaż znał takich celebritów jak Harrison Ford. Dziś co prawda w nowej tancbudzie na jamajskim dancingu poznam lokalne sławy, ale to nie do końca to samo.

Scratch my back

January 31st, 2012

 

Shia’s idea of celebration, mourning battle lost centuries ago. Lahore, Pakistan.

 

Kolkata

January 31st, 2012

 

 

 

 

 

 

Backpackers staying in hostel streets of Bombay have been recruited as extras in Bollywood industry for years already. As wealth spreads in India,  and there is more and more shit to push into emerging markets, advertising industry can give that opportunity in Kolkata too, attracting young and skint long term tourist lured by possibility of quick and funny injection of money from movie industry. I joined a group like this, mainly to photograph, but temptation of acting opportunity was there for a moment too, until I found out what is being actually shot, not a movie, but commercial for Walton, consumer electronic manufacturer from Bangladesh. Clients from this country love to use skilled crews and well equipped production houses of neighbouring Kolkata, and those apparently feel that nothing promotes Western lifestyle as well as bunch of white faces with bodies attached dressed in fancy costumes, jumping around and shouting to” see the world through the eyes of Walton TV”. Of course, this being India, all this glamour has slightly kitchy feel, everything is in the masala, jugglers, breakdancers, merry-go-round, fire breathing, sexy blonde girls, pyramids and sheikhs, whatever comes to Angloindian mind of the director as suitable for 40 seconds clip. As they prance around enthustiastic about this modern boredom killer, I think of most remote Indian villages where folks are gathered in the evenings in a silent crowd in front of shining screen, that feeds them messages about jewellery , alcohol, holidays in Australia. Two weeks later in hills of eastern Bangladesh I see that, tribal people with their mouths open, no longer facing each other but the modern altar of Walton TV. But hey, they can learn English from that box and talk to me a bit, nice.

 

***

 

Backpackerzy pomieszkujący w turystycznych gettach Bombaju od lat są wciągani jako statyści a czasem “aktorzy” na plany bolywoodzkich produkcji. W międzyczasie Indie się bogacą i ich mieszkańcy są w stanie kupić coraz więcej gówna jakie wpycha się na rynki rozwijających się krajów, więc i reklamowy przemysł w Kalkucie stać na przyciągnięcie młodych i spłukanych białych włóczęgów, jakich kusi szybka i zabawna kasa od przemysłu filmowego. Dołączyłem do takiej grupy, głównie aby robić zdjęcia, ale pokusa występów też w tym była, do momentu kiedy się okazało, że to co jest kręcone to żaden film ale reklamówka dla Waltona, działającego w Bangladeszu producenta RTV-AGD, jak to sie kiedyś zwało. Klienci z tego kraju uwielbiają sprawne ekipy i dobrze wyposażone domy produkcyjne z sąsiedniej Kalkuty, a te zapewne uważają że nic tak dobrze nie promuje zachodniego stylu życia jak banda białych twarzy z korpusami odzianymi w kiczowate kostiumy, skaczących i krzyczących “zobaczcie świat oczami Walton TV”. Oczywiście to Indie, więc cały ten glamour jest z naszego punktu widzenia badziewną mieszaniną żonglerów, breakdancerów, karuzeli, dmuchania ognia, seksownych blondyn, piramid i szejków, cokolwiek uda się zmieścić w 40 sekundach. Kiedy turyści entuzjastycznie podskakują wielbiąc współczesnego zabójce nudy, myślę o najodleglejszych hinduskich wioskach gdzie wieśniacy gromadzą się wieczorami przed jednym lśniącym ekranem, karmiącym ich obrazkami bizuteri, smartfonów, alkoholu i wycieczek do Australii. Dwa tygodnie później, na wzgórzach wschodniego Bangladeszu widzę właśnie to, członków tutejszych leśnych plemion z otwartymi gębami, wieczorami nie patrzących już na siebie nawzajem ale we współczesny ołtarz Walton TV. No cóż, ale przynajmniej mogą się z niego nauczyć troche angielskiego i pogadać nieco z turystą szukającym tu “autentyczności”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.