This is a story from Skaryszew in central Poland where every year biggest rural horse market in Europe in held. It is a tradition dating back to middle ages, but horses were bought here mainly for labour in agriculture, sometimes sports, not for meat. Unless in time of war or hunger this animal was never eaten here. But new times have come, global demand means money can come from anywhere, and backward Polish province welcomes money, even from horse eating Italians. Now most of horses are loaded on crowded trucks and carried to Italy in a transport that leads to their death. Italians want their meat fresh, this is why it is not slaughtered before the journey. Skaryszew today is a place where drunk Polish peasants meet animal rights activits in a festival of mutual misunderstanding.
Koński jarmark w Skaryszewie, ponoć największy w Europie. Ekolodzy z miasta blokują i protestują, chłopi chleją i handlują.
Tak wygląda uproszczona wizja w której dziady mają czerwone nosy, krzyczą o pedałach i nierobach, całą noc zajeżdżają tiry i zabierają konie nie nadające się do lepszych zastosowań na kiełbasy do Włoch. Włoch lubi świeże mięsko, więc trzeba wieźć je przez Europę żywe. Polak lubi wódkę, odpustowe gadżety i kocha koniki więc dziecku małego kupi bo go stać, a koniny broń Boże, my wszyscy ułani. Więc jest w barach jedynie tradycyjny wybór, szaszłyk/karczek/golonka/kiełbasa/udka/żołądki/flaki/, ale konika ni chuja. Konik jest plastikowy, w pudełku, jak cię nie stać na kucyka. Na kucyka stac bogatych rodziców z miasta, kupią dziecku, może się przyzwyczai, wkręci, będzie jeździc konno, a za 15 lat jak tradycja nie padnie do tego czasu, przyjedzie tu protestować.
Ale pewnie padnie, nie oszukujmy się, wiec dokumentuję rzeczywistosc centralnej Polski zimą, rzeczywistość zatwardzenia, niemocy policji, agresji podlanej staropolską używką, niechęci do czegolwiek obcego i innego ale i serdecznego “Kaziu rok sie nie widzielim”, smutku i frustracji z powodu siermieżnego życia jakiego nie zna większość z młodszych protestujących aktywistów, rdzennych zwyczajów ktore gdzies indziej w Polsce juz zamieniono na kserografie globalnego stylu życia, zwyczajów i gestów które łączą mnie z moimi przodkami , setki lat wstecz, którzy też pewnie całowali księdza dobrodzieja, lali Żyda, żony i konie.
Poza tym prostym podziałem na zlych i dobrych widac też że jest tu gruboskórna, nie górnolotna, skrywana miłośc do tych koni. Miłość świata facetów w gumiakach, naduzywających alkoholu i dominacji, trudna do pokazania. Nie wszyscy , nie większość ma instynkt kata. Krzyczący “Skaryszew stop! Stop mordercy” nie dają żadnego pola manewru, obnażają swe intencje, wpychają pijanych chłopów na ścieżkę konfrontacji, negacji. Dwa odmienne światy, niekompatybilne, mało próbujące się zrozumieć. Jeżeli odbiorą ci wszystko co znasz, jeżeli okaże się że nieważne że jest lepiej , że brutalność spadła, a i tak chodzi o zmianę rzeczywistości na taką jakiej nie rozumiesz, pozostaną ci krzyki “spadać pedały”. Handlują tu głownie mezczyzni, protestuje wiecej kobiet, czemu nie siedzą w domu, “niewydymane cnotki”. Zdziwieni chłopi słyszą “stop rzezi” i komentują, “a kiełbasy by żarli”. Wegetarianizm leży na półce koło pedalstwa i wolontariatu, towary o których gdzies tam słyszeli, w telewizji czy w kościele, towary raczej abstrakcyjne. Więc jak się tu dogadać? Tutaj kraina braku autorefleksji, wykształcenia , zakażona chorobą wczesnego kapitalizmu, rozwarstwień, układów, walki o byt, chorobą leczoną zastrzykami unijnych funduszy za które mozna cos KUPIĆ, mutujacą niechronnie w kult pracy jak wół, bezrefleksyjnie. Trudno w tej krainie nie zadawać pytania “kto wam płaci, nieroby?”, kodeks nowych czasów mówi że za wszystko musi być zapłata a w kościele kazania pod hasłem empatia nie ma. Ludzi poznaje się po sposobie zdobywania i wydawania pieniedzy, mówią odpustowe pamiatki na straganie. No więc w Skaryszewie zdobywa się nie za wielkie pieniądze sprzedając konie na rzeź, wydaje na wódkę, mięso i dzieci. Dzieci których zapewne wielu protestujacych nie ma, a chłopi w nadmiarze. Dwa światy na pikniku, Polska.
Post scriptum : 11 koni zostało uratowanych, poprzez wykupienie, przez Fundację Tara i jej prywatnych sympatyków.
Post scriptum II : z wywiadu z prof. Januszem Tazbirem : “W XVII w. podróżnicy włoscy, co wiemy z pozostawionych przez nich pamiętników, ostrzegają się, żeby po Polsce nie jeździć w sobotę i w niedzielę, bo wówczas pijani chłopi wylegają na gościniec i zaczepiają podróżnych. A nie daj Boże, jeżeli się okaże, że ten podróżny jest cudzoziemcem.”
March 1st, 2012
duży ten set, … prawdziwa Polska … niestety