światosław / tales from the world

substance

February 27th, 2014

 

living between worlds teaches you things. sometimes scary. / podróżowanie pozwala zrozumieć, czasami.

 

 

 

 

 

During my last journey, looking for ayahuasca shamans and drinking with them, perhaps 30-40 times during last 3 months, there were some moments, some short moments, but of frozen time, when I was feeling like between worlds, between states of being, in transition, and that feeling was wonderful. States of sleep, dream, waking life, ayahuasca vision, all they started to merge, intermingle, lend to each other their qualities, their light and colour.

I remember I was walking a jungle path and I had that feeling, more feeling than actual sensation of seeing, that something that most likely was sun reflecting in the puddle shone with weird white quality, this bright light I sometimes see in things, in faces, in white elements in my ayahuasca journeys, and I was not so sure where I actually was. I mean I knew I was walking that path, my conscious mind was making sure I woud not go crazy and made sure I knew but that was not all, part of me was dreaming.

During those 3 months I learned to cherish transition, falling asleep, waking, falling into vision, from the vision into sleep, landing from the vision into … what? why would that question matter, what matters is what I could learn, how flexible I could become with realities and what treasure bring from one into another. But what about telling about it, how can I describe these exercises and how they influence me, to those who choose not to participate?

 

 

Podczas mojej ostatniej podróży, szukania ayahuaskowych szamanów i picia z nimi, ponad 30 ceremonii w czasie minionych 3 miesięcy, były momenty, krótkie momenty, ale zamrożone w czasie, kiedy czułem się jakbym znalazł się gdzieś między światami, i niekoniecznie mowa tu o samym czasie ceremonii. Pomiędzy stanami bycia, stanami świadomości, w tranzycie, to wspaniałe uczucie.  Jakość głębokiej nocy, niestnienia, cechy snu, jawy, ayahuaskowej wizji, choroby, wszystkie zdają się zlewać, mieszać, wypożyczać sobie wzajemnie swe kolory, swe światło.

Pamietam, że szedłem wtedy jakąś ścieżką przez dżunglę, i spadło na mnie to uczucie, bardziej uczucie niż rezultat normalnego procesu patrzenia, że coś, co najwyraźniej było słońcem odbijającym się w kałuży, świeciło w ten dziwny biały sposób, tym jasnym światłem klejnotu, tym światłem które czasem widzę w rzeczach, w twarzach, w białych powierzchniach w mych ayahuaskowych snach. I nie byłem tak pewien gdzie właściwie jestem. To znaczy wiedziałem, że idę po tej ścieżce, mój świadomy umysł zadbał o to abym nie oszalał, nie zgubił się, upewnił się, że wiedziałem, ale to nie byłem cały ja, to nie wszystko, część mnie była w podróży, we śnie.

Podczas tych 3 miesięcy nauczyłem się smakować przejście, zasypianie, budzenie się, zapadanie się w wizję, zapadanie się z wizji w sen, lub też wypływanie na powierzchnię jawy, lądowanie z wizji w…. No właśnie, w co? Dlaczego to pytanie miałoby mieć znaczenie? Ważne jest to czego moge się nauczyć, jak elastyczny z rzeczywistościami mogę sie stać dzięki psychoaktywnej jodze, i jaki skarb jestem w stanie przenieść w głębi, z jednego świata do drugiego. Ale opowiadać o tym, jak mogę opisać tą gimnastykę, i jak wpłynęła na mnie, tym którzy wybierają nigdy nie spróbować?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I am about to start another chapter of the ayahuasca story, tell the events of last 3 months in South America and I feel less and less sure how to do it. I can postpone it for while, with perfect excuse of not all images developed and even less scanned yet, but then a time comes to translate a long and twisted dream into words and selection of pictures.

Can that be done?  On one hand, this is what I have been doing for most of recent years, translating from one language to another, one world to another, from one culture to another. But maybe I should drop illusion I actually did any of this, I should warn you not to trust any of those tales and translations, and to stress one more time, you have been hearing echo of an echo of a distant voice on the edge of the mountains, from depths of the forest, you saw a frozen reflection, a whisper about a glitter in the corner of my eye, shining surface of something, not sure from which reality, which state of being. Perhaps the words below best describe my feeling about this.

While it may seem arrogant to use a quote from such a man, it is not about a man, but about a ocean :

“I seem to have been only like a boy playing on the sea-shore, and diverting myself in now and then finding a smoother pebble or a prettier shell than ordinary, whilst the great ocean of truth lay all undiscovered before me.”

( Isaac Newton )

 

 
 
Rozpoczynam właśnie kolejny rozdział ayahuaskowej opowieści, z wydarzeń minionych w ciągu ostatnich 3 miesięcy podróży po Ameryce Południowej, i czuję że coraz mniej wiem jak ją poprowadzić. Moge to na chwilę odłożyć, pod doskonałych pretekstem nie wszystkich filmów jeszcze wywołanych a tym bardziej zeskanowanych, ale nadchodzi już czas by przełozyć długi i zakręcony sen na słowa i selekcję zdjęć.

Czy da się to zrobić? Z jednej strony to właśnie było moje zajęcie ostatnimi laty, tłumaczenie z jednego języka na inny, jednej kultury na inną, jednego świata na inny. Ale być może powinienem porzucić iluzję że dokonałem czegokolwiek z tych rzeczy, powinienem ostrzec by nie ufać żadnej z tych opowieści, i podkreślić raz jeszcze, słyszeliście echo odległych głosów z granicy gór, z głębi lasu, zobaczyliście zastygnięte odbicie, szept o blasku w rogu mojego oka, lśniącej powierzchni czegoś, nie jestem pewien z której rzeczywistości, którego stanu bycia. Być może słowa poniżej najlepiej odpowiadają mojemu postrzeganiu tej sytuacji…

Może wydać się to zarozumiałym, używać cytatu z takiej osoby, ale chodzi tu o ocean, nie o człowieka.

“Wydaje się, że byłem zaledwie chłopcem bawiącym się na brzegu morza, i w czasie tej zabawy co jakiś czas udało mi się znaleźć gładszy kamyk, czy ładniejszą niż zwykle muszlę, podczas gdy wielki ocean prawdy leżał tuż przede mną nieodkryty”

( Isaac Newton )

 

 

another frame / inne ujęcie

February 25th, 2014

 

 

One more peek into the “far away” land of Huaorani tribe. This time according to the rules.

 

 

Jeszcze raz zaglądamy do krainy za górami, za rzekami, tym razem zgodnie z konwencją. Huaorani, Ekwador.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierdalnął piorun. Bardzo blisko, bardzo głośno. Jedyne dziecko, które zaczęło beczeć, pierwszy raz w trakcie naszego tutaj pobytu, to upośledzona, gruba córka Penti, jednego z liderów tej spoleczności.

 

 

Lightning stroke. Very close, very loud.  The only child which started to cry, first time during our stay here, is handicapped, fat daughter of Penti, one of Huaorani leaders.

 

 

 

 

Leżę w hamaku, i tak sobie myślę o tych wszystkich rozwrzeszczanych dzieciakach w pociągach, sklepach, na ulicach Europy, myślę o spokoju w ludziach tutaj, i o wkurwie i nieżyczliwości i nerwach które znów przywitają mnie po powrocie. A może to oznacza, że “u nas” większość rozpieszczonych, odżywianych śmieciowym żarciem bachorów, na które chucha się na każdym kroku, jest upośledzona, jak córka Penti ?

 

 

I am in my hammock and I keep thinking, about all those spoilt, shrieking kids in trains, malls and streets of Europe, I keep thinking about calm of people here in the jungle, about irritation and frustration that await me when I come back home. Perhaps it means that backhome most of those brats, treated as little kings and fed with junk food, they are handicapped as Penti’s daughter?

 

 

 

 

A może my wszyscy, z wadami postawy od siedzenia przed kompem, z nadwagą, słabym wzrokiem, nerwami, depresją jestesmy upośledzeni względem tego, czym moglibysmy być. Zmiany oczywiście są możliwe. Od kilku lat, kiedy zacząłem świadomie budować swój styl życia, kiedy zacząłem unikać smakołyków przemysłu farmaceutycznego, kiedy odstawiłem przemysłowe mięso i alkohol, skończyły się kace, ciężkie kupy, zimowe przeziębienia, przeciagający się zły nastrój, pojawiło się więcej lekkości. Ale nadal, kiedy wracam do matki Europy, w smrodzie bąków z przetworzonego żarcia, w ściemie telewizyjnej reklamy, w transie centrum handlowego, w zalewie plastiku , czuję że coś tu śmierdzi, a smród rozprzestrzenia się na cały świat.

 

 

Or perhaps we all, with spines deformed from hours of office slavery, overweight, shortsighted, stressed out, depressed, unbalanced, we are handicapped, as compared to whom we could have been.  Changes, of course, are possible. It is since a few years that I have begun to live my life consciously, abandoning hard drugs of pharma industry, leaving behind me industrial meat and alcohol, and my hang overs, hard shit, winter flu, bad moods were gone, and strange lightness of being came to me more and more often. But still, when I come back to mother Europe, in the farts generated from processed foods, in the bullshit of TV commercials, in the trance of shopping malls, in flood of plastic, I feel something stinks, and that smell spreads all over the world.

 

 

 

 

W dzień naszego przyjazdu do Bameno nadpływają także towary dla “krajowców” – plastikowe zabawki, śmieciowe żarcie, a za nimi doktor, szczepionki, lekarstwa. Zarazem przyczyna jak i plaster na nowe choroby. Bożonarodzeniowe prezenty od grubych Amerykanów, fanatycznych protestantów, którzy niczym uparte czerwone mrówki próbują wleźć ze swą misją w każdy zakątek tropikalnego lasu, od Papui Nowej Gwinei po najdalsze wioski Amazonii, im bardziej dziewiczy teren, tym lepiej, bo tu przecież wciąż nie słyszeli o Jezusie i jego prezentach. Mechanizm jest dokładnie ten sam, który obserwowałem na plemiennych terytoriach wschodniego Bangladeszu (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ) , Jezus to ten co ma gadżety i słodkie gówienka, więc warto trzymać z nim sztamę, a śmiesznym spoconym różowym panom powiedzieć to, co chcą usłyszeć.

 

 

On the day of our arrival to Bameno, loaded boat comes with goods for the “tribals”, plastic toys, junk food, and with them, a doctor, vaccines and drugs. At the same time reason and pill for the new diseases. Christmas gifts from fat Americans, fanatical protestants, who, like stubborn red ants try to crawl with their mission in every corner of tropical forest, from Papua New Guinea, to the most remote settlements of Amazon. The more obscure and isolated location, the better it is, as they haven’t heard of Jesus and his gifts here yet. The mechanism is exactly the same I have seen in the tribal hills of eastern Bangladesh  (  http://blog.swiatoslaw.com/?p=765  ), Jesus is the white guy with gadgets and sweet stuff, so it makes sense to be his pal, and to tell to these funny sweating pink visitors whatever they want to hear.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

after they

February 23rd, 2014

 

 

 

Jimmy Nelson, author of “beforethey.com” project is a talented, well financed and well equipped performer of this characteristic genre of colonial photography where noble savage proudly looks, once towards the strange box of glass plate camera, and now fancy digital equipment, and we look from other side into our dreams, ideas, visions of lost innocence, belief that paradise lost is still somewhere out there.

 

 

Jimmy Nelson, autor projektu “beforethey.com”, jest utalentowanym, dobrze wyposażonym w sprzęt i pieniążki przedstawicielem tego charakterystycznego gatunku kolonialnej fotografii, w której szlachetny dzikus dumnie patrzy, niegdyś w stronę dziwnego pudełka aparatu na szklane płyty a obecnie w obiektyw drogiej cyfry, a my patrzymy z drugiej strony w nasze marzenia, wyobrażenia, wizję utraconej niewinności, wierząc, że utracony raj wciąż gdzieś TAM jest.

 

 

 

 

 

 

The thing is, it probably never existed. All that exists is life, in ever changing form, and by some strange twist of fate, for last 200 years it has been watched by a spectator, tourist. Be it retired German in funny Hawaiian shirt or middle aged brave “adventure” photographer Jimmy Nelson, still both are tourists. They come to see what they expected, what they heard is out there, from those who went before.  But life doesn’t like to freeze like it pretends to when shutter is released, in the right moment, right frame, avoiding including what spoils the narrative.

So if they, the tourists, are still naive, they are disappointed, and if they are smart, and know how to play the game, they join, or co-create the theatre.

 

 

Rzecz w tym, że prawdopodobnie nigdy on nie istniał. Wszystko co istnieje to życie w stale zmieniającej się formie, i dziwnym zrządzeniem losu przez ostatnie 200 lat ma widza, turystę. Czy to emerytowany Niemiec w śmiesznej hawajskiej koszuli, czy odważny fotograf w wieku bardziej średnim, Jimmy, wciąż oboje pozostają turystami. Przyjeżdzają zobaczyć to czego oczekiwali, o czym usłyszeli od tych co przetarli szlak, czasem też aby dostarczyć tego, co oczekuje konsument opowieści. Ale życie nie lubi zamierać, tak jak wydaje się to kiedy otwiera się migawka, we właściwym momencie, właściwym kadrze, w którym nie zmieściło się to co psuje narracje.
Więc jeżeli ci turyści są wciąż naiwni, wracają rozczarowani, ale jeżeli są sprytni, i wiedzą jak grać w te grę, dołączają i współworzą teatr.

 

 

 

 

 

I know, from my experience of years of visiting indigneous communities around the world, that “beforethey.com” is most of all expensive romantic theatre and this is why it became so popular. Does anyone still has any doubts that succesful and interesting photography doesn’t seek to represent “objective” reality?
Neither Huaorani Indians watching in their village fake American wrestling on satellite TV, nor the lovers of primitive buying Jimmy Nelson’s book are interested in reality and truth. Myth is way cooler. But for fucks sake, I am the last to tell myth from reality.

 

Wiem z doświadczenia wieloletnich odwiedzin różnych rdzennych społeczności świata, że “beforethey.com” jest przede wszystkim romantycznym a zarazem dobrze zrealizowanym spektaklem teatralnym i dlatego własnie jest taki popularny. Czy ktokolwiek jeszcze ma wątpliwości że odnosząca sukces, atrakcyjna fotografia zajmuje się poszukiwaniem prawdy?
Ani Indianie Huaorani oglądający w TV w swojej wiosce ściemniane amerykańskie zapasy, ani  miłoścnicy prymitywnego dzikusa kupujący książkę Nelsona nie są zainteresowani rzeczywistością ani prawdą. Mit jest o wiele ciekawszy. Ale ja jestem zapewnie jednym z ostanich którzy mieliby prawo roztrzygać o granicy między mitem a rzeczywistością.

 

 

 

 

 

Therefore I will just show you some frames of the people and daily life in the village of Bameno in the Yasuni national park in Ecuador. In my opinion, these images present definitely “after”, in this funny occidental linear way of seeing things, and something Jimmy Nelson “forgot” to include in his fairy tale ( http://www.beforethey.com/tribe/huaorani )

 

 

Pokażę zatem jedynie kilka klatek przedstawiających ludzi i codzienne życie w wiosce Bameno w parku narodowym Yasuni, tej samej w której powstały zdjęcia Nelsona. Moim zdaniem te zdjęcia to zdecydowanie “po” , w tej zabawnej, okcydentalnej linearnej manierze postrzegania czasu, i pokazują one coś, co Jimmy Nelson “zapomniał” włączyć do swojej baśni ( http://www.beforethey.com/tribe/huaorani )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Having said all of the above, I must add I understand value of theatre. In this case, apart from just enriching the world with another way of being, playing that game is a source of revenue for Huaorani who, still knowing their forest, could serve as its rangers, guardians of what is left of one of most biodiverse places on earth, currently threatened by petrol extraction plans of government of Ecuador, and ultimately, by our greed. So even if we come to watch expensive theatre, that theatre is real , as real as tarmac road, oil pollution and supermarkets will be. As we fight invasion of commercial flood of banks and malls in  hearts of our cities, and understand it is good to leave some of public space for things such as art, so perhaps we should leave ourselves – and the Huarani – the luxury of performing that theatre of theirs.

 

 

Po napisaniu tego co wyżej powinienem jednak dodać, że rozumiem wartość teatru. W tym wypadku, poza wzbogaceniem świata o kolejną formę, kolejny sposób bycia, grając w tę grę Huaorani zyskują źródło dochodu, grając kartą pierwotnej wiedzy i życia, a wciąż naprawdę znając swój las, mogą służyć jako jego strażnicy, opiekuni tego co pozostanie z jednego z najbardziej zróżnicowanych ekosystemów świata, obecnie zagrożonego przez związane z eksploatacją ropy plany ekwadorskiego rządu, a tak naprawdę, przez naszą chciwość. Więc nawet jeżeli mamy tam jechać oglądać drogi teatr, ten teatr jest rzeczywistością, tak jak rzeczywistością jest asfaltowa droga, zanieczyszczenie ropą i supermarkety, które mogą go zastąpić. Tak jak walczymy z inwazją, z komercyjną powodzią banków i centr handlowych w sercach naszych miast, rozumiejąc że dobrze pozostawić chociaż część publicznej przestrzeni na cele takie jak sztuka, tak też, byc może, powinnismy pozostawić sobie – i Huaorani – ten luksus uczestniczenia w ich teatrze.

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.