światosław / tales from the world

Posts tagged:

holga

bird in cage / ptak w klatce

February 5th, 2013

 

 

 

 

 

That song was already quoted on this blog, when I told the story of Bauls. But I could only sense the meaning of these words until last Saturday, and then I got to feel more. So enjoy it, and I wish you can experience that one day too. I find it beautiful, another crazy twist of this global thread, when I illustrate the poem by Lalon Fakir with a photo from South America, as this was the plant from South America that enabled me deeper understanding of Sufi philosophy. The photos that follow are previously unpublished shots of fakirs at the festival at the grave of Gharib Nawaz in Ajmer, India.

 

 

“Where lies this mystery of human soul?
Where from I came and where shall I go?
Lalon’s says:
How does the strange bird
flit in and out of the cage,
If I could catch the bird
I would put it under the fetters of my heart.
The cage has eight cells and nine doors.
Above is the main Hall with a mirror chamber
O my mind, you are enamoured of the cage..
little knowing that the cage is made of raw bamboo,
and may any day fall apart

Lalon says: Open the cage, look how the bird wings away!”

 

 

***

 

 

Ta pieśń była już cytowana na tym blogu, kiedy opowiadałem historię o Baulach z Bengalu. Jednak wtedy byłem tylko w stanie domyślać się jej znaczenia, do ostatniej soboty, kiedy miałem okazję doświadczyć czegoś więcej. Życzę tego każdemu. Wydaje się kolejnym pięknym i dziwnym zakrętem w tej pozawijanej globalnej historii, kiedy ilustruję wiersz Lalon Fakira zdjęciem z Ameryki Południowej, ale tak wyszło, że to roślina z tego właśnie kontynentu pomogła mi zrozumieć bardziej filozofię Sufi. Zdjęcia poniżej to niepublikowane dotąd ujęcia fakirów z festiwalu w Ajmer z okazji rocznicy śmierci sufickiego świętego Gharib Nawaza.

 

“Gdzie leży tajemnica ludzkiej duszy?
Skąd przybyłem, dokąd pójdę?

Lalon mówi :

Jakże ten dziwny ptak,
wciąż z klatki ulatuje i do niej wraca
Gdybym tylko mógł go schwytać
Splątałbym go więzami swojego serca
Ta klatka ma osiem pokojów i dziewięć bram
Ponad nimi główna komnata, sala luster.
O umyśle który ją stworzyłeś i w klatce jesteś zakochany
Pamiętaj, nietrwała, rozpaść się może w każdej chwili

Pozwól wcześniej ptakowi odlecieć.”

 

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

high tide / odpływ

January 14th, 2013

 

 

I have my bones chilled by the northern frost and have my spine stiff from last month of basking in front of the cold shine of cyber world. I process last images , of malangs who also leave on their way into wilderness of Baluchistan. The horns are blowing. One of them, a former graphic designer from Lahore tells me of the journey they are going to make, in the land of suspension of linear time,  rather regulated by rhytm of the form of desert moon. Shackled by iron, burdened with tin rattles and heavy bells, they set by foot into dry mountains that are littered with graves of qalandar saints and magicians, ancient sacred sites used as stations on journey of the soul, into realms of myth. Is it 15 days, one moth, more, I am trying to clear into the language of time I know these separate contradictory versions, even if deep inside I understand that in the escape from time lies the mystery.

This is probably last post before next new moon. I am on the way to West Africa.

 

***

 

Kości zziębnięte od mrozu Północy, kręgosłup sztywny od miesiąca opalania twarzy w zimnym świetle cyberświata. Wybieram ostatnie obrazy, grupy malangów którzy też wyruszają w swoją podróż, dalszy ciag pielgrzymki, w dzikie pustkowia Beludżystanu. Dmą w rogi, do drogi gotowe bose stopy. Jeden z nich, były grafik z Lahore opowiada mi o wyprawie jaka ich czeka, w głąb krainy zawieszenia liniowego czasu, w rytmie zmian pustynnego księżyca. Spętani żelazem, obwieszeni blaszanymi grzechotkami i ciężkimi dzwonkami, idą pieszo w suche góry usiane grobami świętych kalandarów i magów, starożytne miejsca kultu, używane jako stacje na drodze duszy, w krainę mitu. Czy będzie to 15 dni, miesiąc, więcej, usiłuję rozwikłać w języku takiego czasu do jakiego nawykłem te sprzeczne ze sobą wersje, nawet jeśli i tak w głębi wiem, że to w ucieczce od czasu leży tajemnica.

To prawdopodobnie ostatni wpis na tym blogu przed następnym nowiem księżyca. Jestem w drodze do Afryki Zachodniej.

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

acts of faith / wyznania wiary

January 8th, 2013

Sufi gathering in Sehwan Sharif, Pakistan. Juy 2012  / Zgromadzenie sufi w Sehwan Sharif w Pakistanie. Lipiec 2012

 

 

 

snaking inside / przenikanie

January 6th, 2013

 

 

 

 

I am slowly going through that door I have known to exist somewhere, but was lost in the search. Perhaps one needs to search but when the keyhole appears is not up to him. With greater and greater synchronicity, a series of events, one leading to another, with skilled navigation between things I want to believe, an orchestrated kind of madness, organic madness I could call it, arises, at least as some may perceive it. Hanging out with certain kind of people in certain kind of places, ( we become who and what we are surrounded with ),  listening to certain kind of story and telling certain kind of story, situating myself inside the flow, I weave my reality, I weave and consciously dissolve personality, guided by psychoactive plants, into sweet chaos, learning to swim, abandoning mundane and entering fairy tale, a land I hoped exists, and I have finally seen the view from the mountain.

 

***

 

Powoli przeciskam się przez drzwi o których istnieniu wiedziałem od dawna, a może tylko miałem nadzieję, ale poszukiwanie trwało długo. Być może szukanie jest niezbędne, ale pojawienie się dziurki od klucza nie zależy od szukającego. Z coraz większą synchronicznością, w serii wydarzeń, jedno prowadzące do nastepnego, z umiejętną nawigacją między drogowskazami w jakie chcę uwierzyć, wprost we współaranżowane szaleństwo, organicznie wzrastające szaleństwo, przynajmniej tak jak niektórzy to mogą postrzegać. Trzymając się pewnego rodzaju ludzi w pewnego typu miejscach ( stajemy się tym z kim i gdzie przestajemy ) , słuchając pewnego rodzaju historii, opowiadając pewnego typu historię, lokując się w środku przepływu, tkam swoją rzeczywistość czy pozwalam się jej tkać, tkam i świadomie rozpuszczam osobowość, prowadzony przez psychoaktywnych przewodników z roślinnego świata, do słodkiego chaosu, ucząc się w nim pływać, pozostawiając w tyle zwyczajne, czy też transmutując je w niezwyczajne, wkraczając do świata magii, krainy na której istnienie tak długo miałem nadzieję, i w końcu zobaczyłem widok z góry.

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

 

 

Waiting for the urs in Sehwan to start I take a local bus and go maybe little more than hundred kms to the north to Moendjo Daro. These are remains of one of most ancient cities of South Asia, the oldest civilization, at least as we understand it, meaning building cities and stuff. On the banks of Indus that carries fertility and has enabled life for millenia. I am passing through towns and village entirely made out of clay bricks in the colour of surrounding dusted and landscape, and when I finally reach archeological site , the only thing that seems different is that cables and satellite dishes disappeared. I realize that bricks that make houses of this regon may have already crumbled to dust and been reshaped again many times into houses and the same is with people. I am talking here about almost 5000 years of difference in time and yet the life seems here more than anywhere else deny line and go in circles of river flooding and rain rather than arrow of progress. I am looking here inside my own past, at my ancestors in a way. On my arm I wear a tattoo of a horned god seated in yoga posture, very similar to the one that has been named Shiva Pashupati, Lord of Wild Animals, found right here, on an ancient seal. The thing is , my tattoo is copied from silver cauldron found in Denmark, and it is Cernunnos, Lord of Animals of the Celts, and both look almost the same…The artificial frontiers of time and space melt before my eyes and I love that feeling. I will soon come back to Sehwan, when Shiva continues his cosmic dance in yet another disguise and white clad villagers pay their respect, generation after generation.

 

***

 

Czekając aż rozkręci się święto w Sehwan jadę lokalnym, przepełnionym autobusikiem jakieś sto czy dwieście kilometrów na północ do Moendjo Daro. To ruiny jednego z najstarszych miast, nie tylko południowej Azji ale świata. Najstarsza cywilizacja tego rejonu, przynajmniej tak jak to rozumiemy, czyli budowanie miast i całego tego badziewia, na brzegach Indusu, który przez tysiąclecia użyźnia pola i daje życie kolejnym pokoleniom. Po drodze mijam miasteczka i wioski w całości zrobione z glinianych cegieł, koloru otaczającego je zakurzonego krajobrazu, i kiedy w końcu docieram na teren wykopalisk, jedyna większa różnica jaką zauważam to brak kabli i anten satelitarnych. Dochodzi do mnie, że cegły tego regionu być może już wiele razy kruszyły się w piach i formowane były ponownie, tak samo jak ludzie. Mowa tu o odległości 5000 km w czasie, a jednak życie nawet bardziej niż gdzieś indziej zaprzecza liniowości i płynie raczej po spirali niekończących się wylewów rzeki i odchodzących deszczów. Spoglądam w swoją własną przeszłość, patrzę w twarz także moim przodkom. Na ramieniu noszę tatuaż rogatego boga w pozycji jogi, bardzo podobnego do tego którego znaleziono tutaj, w Moendjo Daro, na starożytnej pieczęci, i nazwano Shiva Pashupati, Władca Dzikich Zwierząt. Ale mój tatuaż skopiowany jest ze srebrnego kotła znalezionego w bagnie w Danii, i jest to Cernunnos, Pan Zwierząt wielbiony przez Celtów, mimo to oba wcielenia niewiele się różnią. Sztuczne granice czasu i przestrzeni rozpływają się przed moimi oczami i kocham to uczucie. Wkrótce będę z powrotem w Sehwan, gdzie Sziwa kontynuuje swój kosmiczny taniec, w kolejnym z nieskończonych przebrań, a ubrani na biało wieśniacy dalej składają hołd, pokolenie za pokoleniem.

 

 

 

 

 

[ Pakistan, July 2012 / Pakistan, lipiec 2012 ]

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.