The Year of Snake starts for me with fascinating twist of fate. Situation in Mali brewing for some time finally erupted just when I was about to leave. I found a lot of excuses to go, even if the real reasons were gone. I would not able to continue my Sufi project there, even if security was not really shit for a lone white guy without any back up, traveling on public transport, hanging around in slum areas full of poor people who know what kind of money is a ransom requested these days for a hostage. But as the pressure from Islamists , already strong in recent months grew into regular warfare threatening even southern Mali, rituals that fuse hunters magic, Rastafarianism and mystical Islam are the last thing now that would be easily documented. But I was on my way anyway, with substitute ideas, heading straight into the storm.
And then the reality , or the force guiding, whatever you prefer, started to give more and more obstacles, hints of the kind I am more sensitive to recently, so the closer I was to the airport in Berlin, the clearer it was, that “against all odds” is not my motto. But above all, what came up, was the question of real purpose. Am I doing this to really tell important story that must be told right now, despite risks, or I am doing it to claim bravery, to build my ego, to build the wrapping – look , I have been there, I brought new set of images, that I will scan and process in February, doing little more, again, focused on the package rather then the content, building my image as well as self-image, while still putting aside real inner work and real change. It ultimately comes to question about balance between life and the story, between the brag and reasons for it. I would run from one corner of the world to another in a crazy chase that already continues for some years now, and although it gives me broad perspective about what is happening and how things connect, I am paying high price for it. If I had gone now and do my gatherers work for next weeks, would I be really ready for what I am about to experience in March? Shouldn’t I get real strength and foundation first, rather than adventurer’s credits that work well in attracting girls but are nothing in the time of real facing of the demons?
The knowledge how to avoid deadly blow and how to sneak through troubled ground is the essence of the snake. So the snake made me turn back and here I am , back in the winter, digging in my archive rather that in the open wilderness, working with the matter, working on myself and on things I used to run away from, and I am deeply grateful for it. Breaking this what I make myself believe I am , breaking the pattern, breaking the habit, rather than document another chapter in Sufi story, I am finally putting in practice some of the lessons learned. The reality is rich any direction we turn, and this submission to the unexpected twist of fate is something I brought back from Ajmer, from the time with dervishes of Gharib Nawaz. This is something those men in the north of Mali, those angry men with guns destroying lifes and happiness can not understand..The press on, obsessed with single goal, oblivious to anything that suggests they may be wrong, they crushed the snake like a mad herd of buffaloes stampeding to their death, they are so in love with their dogma that they fail to understand the word Islam means submission, surrender and giving up control, not fucking coercion and terror they exercise.
***
Rok Węża zaczyna się dla mnie nieoczekiwanym jego posunięciem. Sytuacja w Mali bulgotała od jakiegoś czasu, aż w końcu wybuchła właśnie wtedy kiedy miałem wyruszyć. Znalazłem wiele wykrętów aby jechać, nawet jeśli prawdziwe powody były już nieaktualne. Nie byłbym w stanie kontynuować mojego projektu o sufizmie, nawet pomijając fakt, że miałem włóczyć się po slumsach w kraju gdzie islamiści rozdają telefony satelitarne z prośbą o kontakt kiedy pojawi się jakiś cudzoziemiec, gdzie stawki okupów przestarastają kilkudziesięcioletni budżet całych dzielnic, generalnie nie najlepsze miejsce dla samotnie podróżującego białasa. Ale i tak, w sytuacji kiedy presja oszołomów z północy, narastająca od miesięcy, rozwinęła się w regularną wojnę, zagrażającą nawet południu, rytuały które mieszają magię myśliwych, rastafarianizm i mistyczny sufizm byłyby ostatnią rzeczą jaką dałoby się dokumentować. Mimo tego wszystkiego, byłem już w drodze, pełen zastępczych pomysłów, takich jakie potrafię produkować na poczekaniu. Kierowałem się wprost w stronę burzy.
I wtedy rzeczywistość, lub też siła która prowadzi, jak wolicie, zaczęła wypluwać więcej i więcej przeszkód, wskazówek tego rodzaju na który ostatnio jestem bardziej wrażliwy, i im bliżej byłem lotniska w Berlinie, jaśniejsze stawało się, że ” na przekór wszystkiemu” to nie jest moje motto. To co jednak było najważniejsze to powracające pytanie o rzeczywisty sens. Czy robię to aby opowiedzieć naprawdę ważną historię, która musi byc opowiedziana własnie teraz, pomimo całego ryzyka, czy też robię aby nabić sobie punkty odwagi, zbudować kolejne ścianki ego, zbudować opakowanie, “popatrzcie, byłem tam, przywiozłem kolejny zestaw obrazków, teraz będę skanował i obrabiał je przez cały luty, robiąc niewiele więcej, znów, skupiony na swym opakowaniu raczej niż zawartości, budując swój obraz w oczach innych jak i swoich, a jednocześnie znów odkładając na później całą prawdziwą pracę wewnętrzną, i prawdziwą przemianę. Ostatecznie, wszystko sprowadza się do wiecznego ustalania kruchej równowagi między życiem a historią, między przechwałką a jej uzasadnieniem. Biegłbym dalej w swym szalonym pościgu jaki prowadzę od ładnych paru lat, z jednego końca świata na drugi, i choć daje mi on wiele, szeroką perspektywę na pewne sprawy, na to co się teraz zdarza, na to jak łączą się rzeczy , ale płacę za to wysoką cenę. Gdybym teraz pojechał i przez następne tygodnie wykonywał swą pracę zbieracza obrazu i historii, czy byłbym naprawdę gotowy na to czego mam doświadczyć w marcu ? Czy nie powinienem najpierw popracować nad prawdziwą siłą i fundamentem, zamiast zbierać punkty awanturnika, przydatne do przyciągania dziewczyn, ale niewiele warte w momencie konfrontacji z prawdziwymi demonami?
Wiedza o tym jak uniknąć zabójczego ciosu i jak przeslizgiwać się przez niebezpieczny teren to istota charakteru węża. Więc wąż skierował mnie z powrotem, i oto jestem, znów w środku zimy, kopiąc w swym archiwum zamiast na dzikich polach świata, pracuję teraz mocno z materią, pracuję z sobą i rzeczami przed którymi zazwyczaj uciekałem, w odruchu i w nawyku, i jestem pełen wdzięczności za to. Łamiąc to , co wytworzyłem na własny użytek jako obraz siebie, swą tożsamość, łamiąc nawyk, zamiast dokumentować kolejny rozdział w sufickiej historii, w końcu wprowadzam w życie część z lekcji jakie ta tradycja daje. Rzeczywistość jest nieskończenie bogata, niezależnie od tego w którą stronę się obrócimy, i to poddanie nieoczekiwanym poruszeniom losu jest czymś co przywiozłem z Ajmer, od derwiszy Gharib Nawaza. To jest coś, czego nie mogą zrozumieć brodacze z północy Mali, ci wściekli mężczyźni z bronią niszczącą życie i szczęście. Napierają dalej i dalej, cisną i cisną, owładnięci swą obsesją, głusi na wszystko co mogłoby sugerować że się mylą, zgnietli węża jak szalone stado przestraszonych bawołów galopujących ku upadkowi z urwiska, są tak zakochani w swym dogmacie, że zapominają o prostym fakcie, iż słowo islam oznacza poddanie się, ustąpienie, oddanie kontroli, a nie pierdolone wymuszenie, przemoc i terror jaki uprawiają.