światosław / tales from the world

Posts tagged:

ayahuasca

amor / miłość

April 19th, 2015

On Saturday morning, 6:12 AM, when we were sleeping after medicine ceremony, my mum passed away in hospital, ending her many years long sickness and suffering. This was my request and intention the previous evening, before we drank, and yet another example of the sacred magic of this medicine.
 

 

 

 
W sobotni poranek, o 6:12, kiedy spaliśmy jeszcze po ceremonii z medycyną, moja mama odeszła w poznańskim szpitalu, kończąc wieloletnie cierpienie i chorobę. Taka była moja intencja wyrażona głośno przed ceremonią, poprzedniego wieczora, zanim wypiliśmy, i był to dla mnie kolejny przykład świętej magii tej medycyny.

 

 

 

 

 

She spent her last years in coma, in a bed in our home. We were fortunate enough to have conditions and money to be able to do that, to have nurses after we couldn’t cope anymore on our own, and we were not forced to give her away to the terrible and soulless public hospice. In exchange, in very special way in that process, with this long illness she gave us amazing gift. She was my greatest teacher and even if I didn’t understand it back then, she brought me not only to this world, but also to the place I am now.
 

 


 

 

Spędziła ostatnie lata życia w śpiączce, w łóżku w naszym domu. Mieliśmy szczęśliwie takie warunki i środki aby jej to umożliwić, aby opłacić pielęgniarki kiedy nie mogliśmy już poradzić sobie sami, i nie musieliśmy oddawać jej do strasznej i bezdusznej instytucji jaką są państwowe zakłady opieki. W zamian za to, w bardzo szczególnym procesie jakim była ta długa choroba ofiarowała nam wspaniały prezent. Była moją największą nauczycielką i nawet jeśli nie rozumiałem tego wtedy, przyprowadziła mnie nie tylko na ten świat ale i do miejsca w którym jestem teraz.

 

 

 

 

 

 

All pieces of the puzzle, with the clarifying force of the medicine started to come in place in recent years and I understood. You may talk about coincidences and laugh at synchronicities if you choose too, but it is like Einstein said, you may live your life either in depressing conviction that everything is accident, take everything for granted, and then no such thing as miracle exists, or you may live it like everything is miracle, and every thing is sacred, part of bigger story, which, when uncovered, can be only talked about in grand words, like destiny.
 

 

 

 
Wszystkie kawałki tej układanki, dzięki krystalizującej mocy amazońskiej medycyny zaczęły trafiać na swoje miejsce w ostatnich latach i zacząłem rozumieć. Możecie mówić o zbiegu okoliczności, przypadkach i śmiać się z synchroniczności, jeżeli tak wybierzecie, ale jest tak jak powiedział Einstein, można żyć w tym depresyjnym przekonaniu, że nic nie jest cudem, wszystko jest przypadkiem, albo tak jakby wszystko było cudem – i to już moje dopowiedzenie – że wszystko jest święte, jest częścią większej historii, o której, kiedy ją odkrywamy, można mówić tylko w wielkich słowach, takich jak przeznaczenie.

 

 

 

 

 

 

My mother had PhD in plant physiology which she managed to obtain when taking care of me in my infancy, in hard reality of 80′s in communist Poland. She was later forced to give up career as scientist, dedicating herself to raising me and my brother, and working as a biology teacher in college. She was very interested in the miracle of brain and the way it works. During these years, accumulated stress in family life, despite her great reserves of joy, ended up in serious, malignant brain tumour. I was in my early teenage years when I had to face the fact, after having lost my beloved grandfather, that my mother is going to die.

She used to be rational scientist, atheist, but in these hard years before the cancer, after an intense search, she managed to find great faith, so great, that despite all predictions, she managed to conquer the cancer completely. The word miracle was heard even from the doctors.

Unfortunately, two years later it came back. She was operated by her own brother and another renowned brain surgeon, and they managed to remove the cancer. But her brain was already affected by this and further damaged by the terrible and indiscriminate tool of modern medicine, radiotherapy and chemotherapy.

 

 

 

 
Moja mama miała doktorat z fizjologii roślin, który udało jej się zrobić kiedy zajmowała się mną w moich pierwszych latach, w ciężkiej rzeczywistości Polski lat 80tych. Była później zmuszona porzucić karierę naukową, poświęcając się wychowaniu mnie i brata, podejmując pracę jako nauczyciel biologii w liceum. Była zafascynowana cudem ludzkiego mózgu. Podczas tych lat, skumulowany stres rodzinnego życia, pomimo jej wielkich zapasów radości, doprowadził do tego, że zachorowała na złośliwy nowotwór mózgu. Byłem nastolatkiem kiedy musiałem skonfrontować się z faktem, już po utracie ukochanego dziadka, że moja matka ma umrzeć.

Była racjonalnym naukowcem, ateistką, ale w tych trudnych latach przed pojawieniem się raka, po intensywnych poszukiwaniach, udało się jej odnaleźć wielką wiarę, tak wielką, że pomimo wszystkich przewidywań, zdołała wygrać z rakiem. Słowo “cud” padało nawet z ust lekarzy.

Niestety, dwa lata później rak powrócił. Operował ją własny brat, i inny znany chirurg, i udało im się guz wyciąć. Ale mózg ucierpiał, i dodatkowo zniszczyły go straszne, nieprecyzyjne narzędzia współczesnej medycyny, radio i chemioterapia.

 

 

 

 

 

 

The cancer never came back, but I was witness for several years of a long process of deterioration started by this chemical assault on her organism. From person happy to be alive, to a more and more confused and lost, forgetting things, forgetting names, being forced to give up her job, getting lost in the streets, finally we had to lock her up in the flat for her safety, then slowly she started getting lost there, having accidents, losing control, deteriorating. Sad process of decline of a great brain, perhaps doomed precisely by the parasitic domination of the mind, after a series of strokes she ended up slowly loosing coherence, memory, communication skills, later motoric functions, turning into what is sometimes called vegetable, and I prefer to call helpless child. I was forced to watch reverse process, instead of watching my child grow I saw my mother go back to infancy and diapers.

But it wasn’t a story of a heroic battle of adult sons taking responsibility, it was a story of desperation, fear, unable to face reality we escaped in our own ways, both my father and us. In my case it was physical escape, traveling, coming back for a while for as long as I could face it and running away again. I now believe I did what I could but I had many regrets over the years. There was no easy choice. I know people who dedicated themselves completely in such situations and they could be called heroes, but often they are fallen heroes, believing themselves that in the process they wasted their own lifes. I choose to believe this story was not written in vain, and my escape, and the tragedy from which I escaped happened for a reason. What I brought from these wanderings and what I got out of being present in this situation when I finally was able to do it, was a great treasure and what I consider now legacy of my mother. I learned what was difficult in our family, I learned emotions, I learned to love, I learned compassion. I slowly learned how to live, I learned about what is life and what is imminent death, that in recent years was always around the corner. My mum was in what they called terminal state for at least 5 years, incredible amount of time, and now I feel immense gratitude because her suffering prepared me as gently as possible to face her death now with a mix of remorse and joy, rare opportunity. I am ashamed to admit this, I feel no one deserves it but I didn’t choose this story.

It wasn’t always so. When few years back she was in the intensive care unit, about to expire, I came to know the greatest fear of my life. I was already experienced after traveling in Sufi world and I knew their belief in death being joyous occasion, marriage day with One reality, but it was only intellectual knowing. It was later, working with ayahuasca I came to experience something more, I came to learn. I re-lived that terrible moment in one session with Taita Querubin Queta in Colombia and I understood I wept back then, in the hospital, not for my mother but for myself about to be left alone, I understood the words of Jesus – “you weep for yourselves”. But I wasn’t ready, and she didn’t leave me still.

 

 

 

 

Rak nigdy nie wrócił, ale byłem świadkiem wieloletniego procesu rozkładu, degeneracji, rozpoczętego tym chemicznym atakiem na organizm. Od osoby pełnej szczęścia z powodu odzyskanego życia, do coraz bardziej zmieszanej, pogubionej, zapominającej portfela, imion, zmuszonej do porzucenia ukochanej pracy, gubiącej się na ulicach, w końcu musieliśmy zamykać ją w domu, dla jej bezpieczeństwa, potem zaczęła gubić się i tam, kolejne wypadki, upokarzająca utrata kontroli, zanik. Smutny proces zmierzchu wspaniałego mózgu, nieszczęście wywołane być może pasożytniczą dominacją intelektu, wreszcie po serii udarów stopniowo traciła świadomość, pamięć, zdolność komunikacji, w końcu funkcje motoryczne, zamieniając się w coś co zwykło nazywać się warzywem, a ja wolę nazywać bezradnym dzieckiem. Byłem zmuszony obserwować odwrotny proces, zamiast patrzeć jak rozwija się własne dziecko, widziałem jak moja mama cofa się do kołyski i pieluch.

Ale nie była to historia heroicznej bitwy dorosłych synów biorących pełną odpowiedzialność, była to historia desperacji, strachu, niezdolni do konfrontacji z rzeczywistością uciekaliśmy, każdy na swój sposób, zarówno nasz ojciec jak i my. W moim wypadku była to fizyczna ucieczka, podróż, wracałem na tyle na ile dawałem radę i uciekałem ponownie. Teraz ufam że zrobiłem to co mogłem, co było mi pisane, ale miałem przez lata wiele wyrzutów sumienia. Nie było łatwego wyboru. Wiem o ludziach, którzy poświęcili się w takich sytuacjach zupełnie, i można nazwać ich bohaterami, ale często są to polegli bohaterzy, którzy sami wierzą, że zmarnowali sobie przy tym własne życia. Wybieram wiarę w to, że ta historia nie zdarzyła się na próżno, że w mojej ucieczce, i w tragedii od której uciekałem była większa przyczyna. To co przywiozłem z tej włóczęgi, i to co zdobyłem dzięki byciu obecnym w sytuacji, kiedy w końcu byłem do tego zdolny, to wielki skarb, coś co teraz uważam za dziedzictwo mojej mamy. Nauczyłem się tego co było trudne dla mojej rodziny, nauczyłem się emocji, nauczyłem się kochać, nauczyłem współczucia. Powoli uczyłem się żyć, nauczyłem się tego czym jest życie, i czym jest nieuchronna śmierć, która w ostatnich latach wciaż czaiła się za rogiem. Moja mama była w stanie jaki nazywali terminalnym przez ostatnie 5 lat, niesamowicie długo, i teraz czuję za to wielką wdzięczność, ponieważ tak przedłużające się cierpienie przygotowało mnie tak wolno jak to możliwe na przyjęcie jej śmierci z mieszanką sentymentalnego żalu ale większej radości, rzadka to możliwość. Wstydzę się to przyznawać, bo wierze, że nikt na to nie zasługuje, ale nie wybrałem tego scenariusza.

Ale nie było tak zawsze. Kiedy parę lat temu była na oddziale intensywnej terapii, i zgon był o krok, stanąłem wobec największego strachu swojego życia. Byłem już po doświadczeniach na ścieżkach sufizmu, i znałem wiarę sufi w śmierć jako radosną okazję, dzień zaślubin z Jednością, ale było to tylko intelektualne poznanie. Dopiero później, pracując z ayahuaską doświadczyłem czegoś więcej, nauczyłem się. Przeżyłem ponownie ten straszny moment w nocnej ceremonii z Taitą Querubinem Queta w Kolumbii, i zrozumiałem, że płakałem wtedy, w tym szpitalu, nie nad moją matką, ale nad sobą, który miał pozostać sam. Zrozumiałem słowa Jezusa – “nad sobą płaczecie”. Ale nie byłem gotowy, i mama mnie nie zostawiła.
 

 

 

 

 

 

Many months passed. Private nurses took care of my mother, we were spared more of the hard process of facing the deteriorating body, I could build back my private life that fell apart when my girlfriend couldn’t take it anymore, and I was able to dedicate my time to know better the plant medicine. I loved life more and more, felt guilty about my happiness, but I also believed even if life of my mother is no life as anyone would wish, I had no authority and power to take any steps. I knew however that no choice is also a choice and perhaps cowardliness.

Things got really bad last month. We reunited with my brother in first long family trip together since our childhood. We came back a week ago, and this weekend I was able to run two ayahuasca sessions. My mum died in between, and on the second night I was able to sing the song of thanks instead of cursing the cruel god.

Years ago I had nothing in common with interests of my mother and I never knew I would work in any way with the plants. I got her intelligence, ( and my father’s too ) but above all I got what is the most important, her love.

When I was a child, my grandfather, very close person to me, came back on his bicycle from his garden, laid down on a sofa and passed away. This calm for him, but sudden for me death was a great shock, hard to bear. To ease it I took a vow to try to be as honest and reliable man as he was, to honour his memory.

Now the situation was different, suffering was long and cruel, but I was well prepared. She taught me about suffering, faith and surrender. Her spirit together with the female spirit of ayahuasca taught me it is better to accept the story as it is written for us than live in constant anger and denial. I came to see my lack of patience I had with her, I could face it, accept it and try to change. This story in a way strange, but not unknown in shamanic traditions led me to path of the plant medicine. Thanks to this whole process I understand it now, as finally adult man, that mother’s love as this first love we know , is that precious spark almost everyone gets, and our task, our destiny is to protect it, and make it grow, to pass it on and share.

Nothing else matters.

 

 

 

 
Minęło wiele miesięcy. Prywatne pielęgniarki zajmowały się mamą co oszczędziło nam trudnego procesu obcowania z jej degenerującym się ciałem, mogłem odbudować swoje prywatne życie, które rozpadło się, kiedy moja dziewczyna nie dawała już rady w tej sytuacji, i mogłem też poświęcić czas poznawaniu lepiej roślinnej medycyny. Kochałem życie coraz bardziej, czując się winny z powodu mojego szczęścia, ale wierzyłem też, że nawet jeśli życie mojej mamy nie jest życiem jakie ktokolwiek by sobie życzył, nie miałem władzy, nie miałem siły na podjęcie jakiś kroków. Wiedziałem jednak, że brak decyzji jest także decyzją, być może tchórzostwem.

Rzeczy pogorszyły się bardzo w ciagu ostatniego miesiąca. Pojechaliśmy wtedy z bratem na pierwszą wspólną wyprawę od dzieciństwa. Wróciliśmy z niej tydzień temu, i w ten weekend poprowadziłem dwie ayahuaskowe sesje. Moja mama umarła pomiędzy nimi, i drugiej nocy mogłem zaśpiewać jej pieśń podziękowania, zamiast żalu i przeklinania okrutnego boga.

Lata temu nie miałem nic wspólnego z zainteresowaniami mojej matki, nigdy nie spodziewałem się, że moje zajęcie będzie się w jakikolwiek sposób wiązać z roślinami. Odziedziczyłem jej inteligencję ( jak i mojego ojca ), ale przede wszystkim to co jest najważniejsze, miłość.

Kiedy byłem dzieckiem, mój dziadek, bardzo bliska mi osoba, przyjechał z ogródków działkowym na swym starym rowerze, położył się na kanapie i umarł. Ta spokojna dla niego, a nagła dla mnie śmierć była wielkim szokiem, trudnym do zniesienia. Aby go złagodzić przyrzekłem mu, że będę starał się być tak uczciwym i niezawodnym mężczyzną jak on, aby uczcić jego pamięć.

Teraz sytuacja była odmienna, jej cierpienie było długie i okrutne, ale ja byłem dobrze przygotowany. Nauczyła mnie przykładem o cierpieniu, wierze i poddaniu. Jej duch razem z żeńskim duchem ayahuaski nauczył mnie, że lepiej zaakceptować historię jaka jest nam napisana niż żyć w ciągłym gniewie i wyparciu. W końcu zobaczyłem mój brak cierpliwości jaki wobec niej i innych miałem, mogłem go ujrzeć, zaakceptować i próbować zmienić. Ta historia w dziwny, ale znany dobrze w szamańskich tradycjach sposób, poprowadziła mnie na ścieżkę roślinnej medycyny. Dzięki temu procesowi zrozumiałem w końcu, wreszcie jako dorosły mężczyzna, że miłość matki jako pierwsza miłość jaką poznajemy, jest tą drogocenną iskierką jaką prawie każdy dostaje, i naszym zadaniem, naszym przeznaczeniem jest chronić ją, pozwolić jej rosnąć, przekazać dalej.

Nic innego nie ma znaczenia.
 

 

 

 

 

 

 

 

Out of many entries in this guide, this is one of the easier to organize, quite expensive, but I think worth trying. Especially for those travelers without Spanish skills, and the younger lot. There are many lodges with English speaking interpreters but they tend to charge even more and are often frequented by older , well-off patients, which may give them more solemn, temple or spa – like vibe. This one is definitely youthful, one of the reasons being bulk of guests are recruited via youth hostel.

That hostel is called La Casa Chacruna, and is very centrally located in Iquitos, just off the Plaza las Armas. The place is very much about ayahuasca, starting with the name, down to details such as decorations in the lobby, advertising board full of contacts with shamans, lodges and retreats, and the main topics of conversation among the guests. It is run by a young English expat Freddie Findlay, aided by his charming Peruvian partner. Freddie is the person to contact if you want to drink with Roman and speak no Spanish, he gets groups together and on some evenings they gather in the hostel and then travel just outside of Iquitos, where Roman runs his ceremonies.

 

 

Z wielu ayahuasquero jakich można znaleźć w tym przewodniku, ten jest jednym z łatwiejszych do odwiedzenia, dość drogim, ale myślę iż wartym spróbowania. Zwłaszcza dla tych podróżników bez znajomości hiszpańskiego i młodszej ekipy. Jest wiele ośrodków z anglojęzycznymi przewodnikami, ale zwykle kasują jeszcze więcej, i często odwiedzane są przez starszą, zamożniejszą klientelę, co nadaje im bardziej poważny charakter, coś pomiędzy świątynią a spa. Tutaj jest dużo bardziej młodzieżowo, jednym z powodów zapewne jest to że większość gości trafia do Romana poprzez hostel.

Nazywa się on La Casa Chacruna, i jest cetralnie położony w sercu Iquitos, tuż obok Plaza Las Armas. Od razu widać związki z ayahuaską – od nazwy miejsca począwszy, po takie szczegóły jak dekoracje w lobby, tablicę ogłoszeń pełną namiarów na szamanów, lodge, terapie. La Casa Chacruna jest prowadzona przez młodego Anglika – to Freddie Findlay, wspierany przez swoją uroczą partnerkę. To z Freddie właśnie należy się kontaktować jeżeli chcecie odwiedzić Romana, i nie mówicie po hiszpańsku, Freddie zbiera grupy do kupy i w niektóre wieczory ruszają razem z hostelu na wypad pod Iquitos, gdzie Roman prowadzi swoje ceremonie.

 

 

 

 

Freddie is one of Roman’s foreign assistants and apprentices. This is useful too, creating bridge between indigenous healer and guests from foreign lands. I know very well the role of a guide, who co-creates the experience of visitor, is able to interpret some of what is happening, using psychological language and referring to cultural symbols inaccessible to the local ayahuasquero. Besides, Roman’s crew actively participates in running the ceremonies, they add their own icaros so the nights there are pretty busy, even when Roman rests, there is something going on. Another of the guys present when I was there was Daniel, American writer and guide, correspondent of “Reset.me”, and Rupert from England, friendly and hyperactive ex-fighter and sports therapist.

 

 

Freddie jest jednym z kilku zagranicznych asystentów i uczniów Romana. Są oni bardzo użyteczni, tworząc most między rdzennym uzdrawiaczem i gośćmi z zamorskich krain. Bardzo dobrze znam rolę przewodnika, który współtworzy doświadczenie gościa, jest w stanie zinterpretować to co się dzieje, używając zrozumiałego psychologicznego języka i odnosząc sie do kulturowych symboli niedostępnych tradycji z jakiej wywodzi się lokalny ayahuasquero. Poza tym, ekipa Roma aktywnie uczestniczy – współprowadzi ceremonie, wnosząc swoją energię, swoje icaros, więc noce są bardzo żywe, nawet gdy Roman odpoczywa, zawsze coś się dzieje. Jednym z tych czeladników obecnych w tej sesji był Daniel, amerykański pisarz i przewodnik, korespondent “Reality Sandwich”, kolejnym Rupert z Anglii, sympatyczny i hyperaktywny były bokser i sportowy terapeuta, wreszcie poniżej dymiący sam Freddie.

 

 

 

 

 

 

 

These were my last days in Iquitos and was trying to squeeze as much as possible out of them. So I had ceremony almost every night, and on that particular day, in the morning, I had my first serious frog poison dose rubbed into three dots. As I later learned, this can be a powerful booster for ayahuasca effect.

It took us perhaps 45 minutes to get from Casa Chacruna to Roman’s land, first by moto-taxis and then crossing the river that separated quiet suburb from jungle where his household stands. With me there was a mix of experienced drinkers and some newcomers, most from English speaking lands, including, as it turned out later, one nervous American Polish girl.

Neither place nor shaman was impressive at first sight, I find it amusing that even after all this time I am still misled by appearances. Roman looks like a well fed shopkeeper and doesn’t use those shamanic gadgets to get the looks some tourists expect. He is very down to earth, and I quickly got to enjoy this. His presence is very grounding, the way he speaks and sings, I think this base creating ability is one of the most important qualities of ayahuasquero.

 

 

To były moje ostatnie dni w Iquitos i starałem się wycisnąć z nich jak najwięcej. Brałem udział w jakiejś ceremonii prawie codziennie, a tegoż dnia rano, dostałem swoją pierwszą poważną dawkę kambo, żabiej trucizny wtartej w trzy punkty – blizny na ramieniu. Jak się później dowiedziałem, może być to potężne wzmocnienie efektu pitej tego samego dnia ayahuaski.

Zajęło nam około 45 minut aby dotrzeć z La Casa Chacruna na teren Romana, najpierw moto-rykszami a potem czółnem przez rzekę rozdzielającej ciche przedmieścia od dżungli na terenie której znajduje się domostwo. Razem ze mną przyjechała mieszanka doświadczonych psychonautów i nowicjuszy, większość z anglojęzycznych krajów, w tym jak się później okazało, nieśmiała i lekko nerwowa Polka z USA.

Ani miejsce ani szaman nie robili wrażenia na pierwszy rzut oka. To zabawne, że po tym całym czasie tam wciąż zdarza mi się bycie zwiedzionym pozorami. Roman wygląda jak korpulentny sklepikarz, i nie dekoruje się żadnym z tych szamańskich gadżetów jakich niektórzy turyści oczekują. Jest bardzo normalnym kolesiem, i szybko zacząłem to doceniać. Jego sposób bycia jest bardzo uziemiający, sposób w jaki mówi i śpiewa, myślę, że takie stablizujące, pewne siebie ale nie zadufane bycie szamana jest tym czego najbardziej od niego oczekuję.

 

 

 

 

 

 

With no neighbours around we started pretty early. Not so bad in taste brew was served, all the lights went off, I took my last clicks. That is the way I like it, no temptation for photos, and no flickering candles to distract from visions.

 

 

Nie było sąsiadów, więc mogliśmy zacząć dość wcześnie. Całkiem dobry w smaku wywar został zaserwowany, wszystkie swiatła wygaszone, zrobiłem ostatnie zdjęcia. Tak lubię, bez pokusy fotografowania, bez świec rozpraszających swym migotaniem, czarna ciemność.

 

 

 

 

 

 

I was able to hold my ground, but when the wave of mareacion came, things got pretty shaky. I remember I had to work with my breath, with the rattle to smooth the onset of medicine, and I quickly thought about morning kambo, with a tint of usual fear – am I not overdoing things, isn’t that a bit much? But I quickly got to enjoy the ride. This was a special night, full of good and benefit. Hard work pays off, I was feeling, and I was traveling in the joy of completion. I guess Roman sensed this, for when it my turn to approach him, after a short conversation he decided to sing icaro of coronación for me, crowning meaning a mark of completion of certain level, progress and a confirmation of stability. This was the way I understood this, because this was the way I felt. That coherence was the reason I was able to accept this, otherwise I tend to be staying away from all those hierarchies, status points, titles, all those things dangerous because of the way they can inflate already large egos.

That night, that moment I felt I deserved it.  I knew more and more of how little I understood the Great Mystery, but the best was that insatiable greed of knowing was going away, that I was content with knowing nothing, I was content in the bliss of ordinary, regular breath, working bowels, the song of jew’s harp on my lips, company of good men and women, breeze of the night and clearly visible stars, in the empathy and co-creating, in health. I was content in being there, and in the awareness of leaving soon. I knew I deserved that symbolic crown for the precise reason of not needing it.

 

 

Byłem w stanie utrzymać stabilność, ale kiedy pierwsza fala nadeszła, sprawy stały się bardzo chybotliwe. Pamiętam iż musiałem pracować oddechem jak i grzechotką aby złagodzić natarcie medycyny, i szybko przypomniałem sobie poranne kambo, z lekkim odcieniem strachu – typowego pytania – czy nie przeginam? Szybko jednak zacząłem cieszyć się przejażdżką. To była szczególna noc, pełna dobra i darów. Ciężka praca popłaca, tak czułem, i podróżowałem w radości spełnienia. Myślę, że Roman to wyczuł, bo kiedy nadeszła moja kolej by do niego podejść, po krótkiej pogawędce i wybadaniu mego stanu zdecydował się zaśpiewać dla mnie icaro koronacji, coronación oznaczające zwieńczenie pewnego etapu, postępów, spełnienia, potwierdzenie stabilności. Tak to rozumiałem, ponieważ tak właśnie się wtedy czułem. Ta spójność była powodem dla którego mogłem to zaakceptować bez zażenowania, zwykle raczej unikam wszelakich hierarchii, awansów, punktów, tytułów, tych wszystkich rzeczy niebezpiecznych dlatego, że pompują nieraz już mocno napompowane ego.

Tej nocy, w tej chwili, czułem, że na to zasługuję. Wiedziałem coraz więcej o tym jak mało rozumiem z Wielkiej Tajemnicy, ale najlepsze było to, że nienasycony głód wiedzy zanikał, że byłem zaspokojony w tej niewiedzy, byłem zadowolony w rozkoszy zwyczajności, regularnym oddechu, działających trzewiach, pieśni drumli na moich ustach, towarzystwie dobrych ludzi, w nocnym wietrze i pod tak licznymi wtedy gwiazdami, w empatii, współtworzeniu, w zdrowiu. Byłem zadowolony będąc tam, i zadowolony w świadomości bliskiego wyjazdu. Wiedziałem, że zasługuję na tą symboliczną koronę dokładnie z powodu tego, że jej nie potrzebowałem.

 

 

 

 

 

This individual approach Roman has is disappearing in ever growing ayahuasca business around Iquitos, but it used to be and is in opinion essential part of the practice. After all we do not come to curandero just to jam together and listen his singing while we stay under influence, but we come as individuals with specific issues to solve, and we need to be treated so. There are songs designed and/or improvised for each person, each case, sung directly to them, this is what traditional practitioners do, not just singing for all and limiting personal treatment to blowing smoke at each participants. One of the few places I could experience that was at Laura and Ines, Shipibo ceremony at Arco Iris place, and here, so even if you are charged 200 soles per night, it is worth it. There is a lot of work done in this place and you will get your money’s worth before the morning comes, and afterwards, integrating the night into your life.

 

 

To indywidualne podejście Romana do jego pacjentów jest czymś zanikającym w coraz większym ayahuaskowym biznesie wokół Iquitos, ale zwykło być i moim zdaniem jest niezbędną częścią praktyki. W końcu nie przychodzimy do curandero tylko po to aby sobie podżemować i posłuchać jego pieśni podczas gdy jesteśmy pod wpływem, ale przychodzimy jako jednostki z konkretnymi problemami do rozwiązania, i powinniśmy być tak traktowani. Są pieśni zaprojektowane i improwizowane dla każdej osoby, każdego przypadku, śpiewane wprost do nich, tak robią tradycyjni uzdrawiacze, a nie jedynie śpiewają dla wszystkich ograniczając indywidualne traktowanie do dmuchniecia parę razy dymem w czubek głowy uczestnika ceremonii. Jednym z niewielu miejsc gdzie można tego doświadczyć, poza sesją w Arco Iris z szamankami Shipibo jest właśnie dom Romana, i nawet jeżeli kosztuje to 200 soli od osoby za noc, to warto. Dużo w takiej nocy jest tu wykonanej pracy, i otrzymacie wartość swoich pieniędzy zanim nadejdzie rano, jak i potem, integrując te wydarzenia w swoje życie.

 

 

 

 

 

 

 

To contact Roman directly, Spanish speakers could call him at mobile : 965335476 or fixed : (065) 26 7805. You can also let Freddie know you want to come by Internet, you will find him there on Facebook ( https://www.facebook.com/ffindlay ) or through La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Last but not least, just drop by there when you are in Iquitos and have a chat when is the next time they do a ceremony. The address – Calle Napo 312, just off Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

 

 

Aby skontaktować się bezpośrednio z Romanem, mówiący po hiszpańsku mogą dzwonić na komórkę : 965335476  lub domowy : (065) 26 7805. Można też zawiadomić Freddiego przez internet, znajdziecie go na Facebooku : ( https://www.facebook.com/ffindlay ) lub poprzez hostel La Casa Chacruna (  https://www.facebook.com/lacasachacruna ). Oczywiście pozostaje także tradycyjna metoda, odwiedziny w Iquitos, i pogawędka – adres hostelu to Calle Napo 312, tuż obok Plaza Las Armas, +51 949 003 476.

 

 

 

 

 

For the English speakers, to introduce Jenny I will best direct them to this, well, incredible story on her page : http://www.junglejeannie.com/my-story/

Jenny herself does not consider herself shaman, but admits possessing natural healing abilities. She works with indigenous ayahuasqueros, especially Gonzalo Vega Torres from nearby Bora tribal community.

 

 

Historia Jenny prowadzącej swój leczniczy ośrodek niedaleko Padrecocha jest dość długa , w całości znaleźć ją można po angielsku na tej stronie : http://www.junglejeannie.com/my-story/, natomiast rozumiejący jedynie polski muszą się zadowolić się tym surowym streszczeniem :

Ta Australijka w w wieku 8 lat zacząła mieć sny, w których występował mężczyzna jakiego dużo później rozpoznała jako amazońskiego szamana. Już w pierwszym śnie pokazał jej wizje jeziora pełnego krokodyli i uczył by się ich nie bała. W wieku 11 lat Jeannie przeżyła uderzenie pioruna w swoim pokoju, odrzucona od okna, nieprzytomna, przeżyła. Rok później rozpoczął się rozwój śmiertelnej formy raka, najpierw u jednej z przyjaciółek jej rodziny, a zaraz po jego zniknięciu u tejże, rozwinął się u Jeannie. Lata później, rozumiejąc więcej o sobie samej, Jeannie interpretowała to jako początek objawiania się jej zdolności leczenia – tyle tylko że na tym etapie była w stanie nieświadomie przejąć chorobę ale nie potrafiła się jej pozbyć.

Nie pomogła chemoterapia której udało się usunąć włosy, paznokcie, zęby, tylko nie raka. Diagnoza była nieubłagana, nawet amputacja ręki nie powstrzyma raka rozwijającego się w stronę serca i śmierci.

Ojciec dziewczynki postanowił podarować jej jeszcze pare miłych chwil i spytał się gdzie chciałaby pojechać. Myśląc o krokodylach których nigdy nie widziała na żywo, wybrała park narodowy w północnej Australii. To tam zdarzyła się jej największa transformacja.

W nocy, kiedy jej ojciec spał w namiocie Jeannie poszła w głąb lasu, gdzie trafiła na jezioro pełne świecących oczu. Wiedziała czym są a jednak zrobiła coś co większość ludzi uznałoby za szaleństwo, poszła pływać z krokodylami. Ileś z nich minęło dziewczynkę, aż któryś chwycił ją za lewe ramie i wciągnął pod wodę, klasyczna technika jaką stosują ze swymi ofiarami. Kiedy tonęła, pojawił się znów mężczyzna z jej snów i powiedział ponownie by się nie bała, wszystko będzie w porządku.

Odzyskała przytomność w szpitalu cztery dni później, bez lewej ręki. Nie pamiętała niczego poza Indianinem, który uratował ją i przyniósł do obozu, jak twierdziła tej nocy, kiedy wyszła spomiędzy drzew z krwawiącym kikutem, zanim straciła przytomność.

Trzy testy medyczne potwierdziły, że jej rak zniknął bez śladu. Do dziś Jeannie nie wie kim był rdzenny szaman, czemu się z nią skontaktował. Pojawił się jeszcze trzykrotnie po tym wydarzeniu, ale wiele z tego jak wyglądał stało się jasne dopiero kiedy Jeannie trafiła do Amazonii.

Mieszka teraz na terenie społeczności Bora, jedyna obca jakiej na to pozwolono, po tym jak uleczyła wielu z jej członków podczas epidemii dengi, sama przejmując przy tym chorobę. Nie rozumie nadal do końca przyczyn tego co jej sie przytrafiło, ani tego jak kontrolować swoje medyczne talenty, ale jej doświadczenie pozwala jej na empatię wobec chorych i cierpiących, którzy trafiają do ośrodka jaki wspólnymi siłami z Bora zbudowała.

Jenny nie uważa się za szamankę i nie prowadzi sama ayahuaskowych sesji, pomagają jej rdzenni szamani, przede wszystkim Gonzalo Vega Torres z niedalekiej wioski plemienia Bora.

 

 

 

 

 

Ośrodek Jeannie znajduje się jakieś 15 minut moto-rykszą od przystani w Padrecocha ( dokąd dotrzecie łodzią collectivo z Puerto Nanay w Iquitos ), tuż za wioską San Andres, w bardzo spokojnej okolicy, otoczony z trzech stron gęstym lasem, z czwartej rzeką. Jego największą atrakcją chyba są pokoje w wieży przez które przechodzi żywy pień jednego z najważniejszych medycznych drzew, lupuny, rozpościerając się nad ostatnim poziomem, idealnym do relaksu w dzień po ceremonii. Ten pień to także symbol tego co Jeannie podkreśla – to nie jest centrum stricte ayahuaskowe, wprawdzie ceremonie odbywają się tutaj dla gości regularnie, w specjalnie poświęconej temu maloce, ale nacisk jest na leczenie, przede wszystkim przy uzyciu bogatego asortymentu amazońskich roślin.

 

 

Jeannie’s centre is located around 15 minutes by moto-taxi from the harbour in Padrecocha ( where you can reach by collectivo boat from Puerto Nanay in Iquitos ), right after San Andres village, in very calm area, surrounded from three sides by thick forest and from the fourth by river. Its highlight are in my opinions rooms in the tower, build around live lupuna tree, one of the most powerful medicinal trees in the Amazon. It is also a symbol for Jeannie’s attitude, she often stresses this is not only ayahuasca place, but a healing center. The ceremonies are hold frequently for the guests in a maloca dedicated to it, but the stress is put on comprehensive healing programmes aimed at real medical problems, and built around a whole assortment of medical plants.

 

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem tego miejsca jest to, że z powodu wylewającej w czasie deszczów rzeki jest zbudowane na bardzo wysokich palach, i maloka sprawia wrażenie gniazda umieszczonego niemal w koronach drzew. Noc potrafi być tu nieco chłodna, ale za to super rześka, czuć lekki przewiew, czuć żywioł wiatru, dominuje ptasi klimat.

Ponieważ nie ma sąsiadów, ceremonie mogą zaczynać się wcześnie, niedługo po zapadnięciu zmroku.

 

 

Another highlight of this place is the maloca built on stilts, quite high due to the regular flooding of the river. This accounts for a bit chilly nights, but very fresh vibe, another world above the humid jungle floor which is not to everyone’s liking, the world of breeze, in the element of wind, kingdom of birds.

As there are no noisy neighbours around, ceremonies can start quite early, soon after the nightfall.

 

 

 

 

 

 

Gonzalo jest cichym, uprzejmym Indianinem.  Szybko udało nam nawiązać się dobre porozumienie. Nie zgrywa ważniaka, nie dominuje. Nieśmiały uśmiech, świadome ruchy, świadomość swojego głosu.  Jest jedynym z Bora pracujących z ayahuaską, to nie jest ich tradycyjna medycyna i Gonzalo uczył się od Shipibo. Dzięki temu w swych icaros miesza Bora, hiszpański i Shipibo. Śpiewa bardzo fajnie, lekko.

 

 

Gonzalo is a quiet, humble and gentle Bora Indian. We had quickly reached good connection. He doesn’t play big man, is not intimidating at all. Shy smile, conscious movements, awareness of his voice. He is the only Bora working with ayahuasca, this is not their medicine, and Gonzalo studied with Shipibo. Because of that his icaros are a mix of Bora, Spanish and Shipibo language. He sings very cool and light.

 

 

 

 

 

Tej nocy jednym z uczestników był młody chłopak z Kanady, bohater filmu dokumentalnego jaki jego kolega Colin kręci, tematem jest oczywiście ayahuaska. Dokumentowanie udało się ograniczyć do poczatkowej fazy ceremonii, przygotowań, bo kamera chciwa jest światła, a to z kolei bardzo przeszkadza w sesji.  Jenny wykonała wstepną energetyczną pracę z młodziutkim pacjentem, Gonzalo zrobił swoje, bohater wygłosił w stronę obiektywu parę zdań o transformującym doświadczeniu jakie zaraz przejdzie, aż wreszcie mogliśmy wygasić światła i odpłynąć każdy w swoja stronę, a jednak połączeni i świadomi częściowo procesów swoich towarzyszy…

 

 

This night one of the participants was a young lad from Canada, a character in a documentary movie shot by his mate Colin, subject of interest being of course ayahuasca. Their documenting was fortunately limited to the initial phase of ceremony, because movie camera is greedy for light, and the artificial light is a major obstacle in the sessions with this plant. Jenny did her energy work with young patient, Gonzalo did his part, our hero made his speech to the camera about transformative experience he was about to undergo, and so we could finally turn off the lights and float, each in his own direction, though bound together and partially conscious of the others’ processes.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And in the morning was the morning, all awoke fine and well. I will spare you this time my exhibitionism and philosophies. All I can say this reasonably priced place is another one that I can recommend, especially for longer stays for those trying to get rid of serious medical problem, and wishing to stay not too far from Iquitos.

 

 

A rano było rano i wszyscy byli cali i zdrowi. Oszczędzę tym razem swojego ekshibicjonizmu i filozofowania. Mogę jedynie polecić to rozsądnie prowadzone i niedrogie miejsce, zwłaszcza na dłuższe pobyty lecznicze, tym , którzy nie chcą zbyt się od Iquitos oddalać.

 

 

 

 

 

In words of Jeannie herself :

If you need to contact me quickly then please call  980 257 793

or from outside Peru call  +51 980 257 793

The best way to send a message to me is through Facebook https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

And of course : http://junglejeannie.com/

 

Namiary na Jeannie :

w pilnych sprawach, w Peru : 980 257 793 ( nie zawsze w zasięgu )

spoza Peru : +51 980 257 793

na Facebooku :  https://www.facebook.com/jeannie.botos.5

No i oczywiście strona : http://junglejeannie.com/

 

 

 

 

 

 

Trafiłem w to miejsce w dośc nietypowy sposób, chociaż na tym etapie mojej pracy z ayahuaską takie sformułowanie jest już chyba bardziej retorycznym chwytem.

Płynąłem łodzią z Puerto Nanay do Padrecocha, bo tego dnia, jak byłem przekonany i poinformowany, miało być picie u Jungle Jenny. Więcej o tej Australijce później, bo jak się okazało picie przełożono na później. Tymczasem w łodzi nawiązałem konwersację z dwoma sympatycznymi paniami siedzącymi obok, paniami, które podejrzewałbym o wszystko tylko nie psychodeliczne zainteresowania, więc tłumaczyłem im powód swojej podróży w sposób łopatologiczny raczej. One, słysząc o projekcie mojego przewodnika poleciły mi Javiera, innego, rzekomo niezłego szamana jaki też działa na półwyspie, i u niego pije się właśnie dzisiaj. Ponieważ byłem już umówiony z Jenny, zanotowałem namiary, na tak zwane “potem”.

Tymczasem los pokierował sprawą tak, iż akcja u Jenny została odwołana i chwilę później siedziałem w rikszy gnającej przez ciemny las, licząc że załapię się na wieczorek u Javiera. Jakie było moje tam zdziwienie .. i kogo ja widzę. Czasem kobiet trzeba słuchać uważniej ( albo to one muszą się wyraźniej wypowiadać ).

 

 

I ended up in this place in quite unusual way, although perhaps at this stage of my work with medicine I should be conscious that such introduction is just storytelling trick, what is usual and unsual after all.

I was on a boat from Puerto Nanay to Padrecocha, because that day, as I was convinced and informed, there was going to be drinking session at Jungle Jenny. There will more here about that Australian later, because later it was when they told me we are going to drink. Meanwhile in the boat I struck conversation with two friendly ladies sitting nearby, ladies who I would judge anything but psychonauts, so I explained to them reason of my voyage in very simple terms. They, after having heard about my ayahuasca shamans guide, recommended to me another, as people say, decent ayahuasquero, by the name of Javier. He also operates near to Padrecocha and his drinking day is also today. However, as I already had appointment with Jenny and her Bora shaman, I just wrote down the name, for “later”.

Apparently the fate chose otherwise, Jenny’s session had been cancelled and short time after I was in a moto-rickshaw speeding across dark forest and hoping I can still make it to the evening ceremony at Javier’s. How surprised I was – who do I see – when I got there. Perhaps women should be listened to more carefully ( or perhaps they should speak clearer ).

 

 

 

 

Moje towarzyszki z łodzi były gotowe do picia, jak się okazało nie po raz pierwszy, a ja zapoznałem się z ekipą.

 

 

My boat companions were ready for drinking, as it turned out, not their first time, and I was introduced to the crew.

 

 

 

 

 

 

 

Dużym atutem Spiritual Dimensions, bo tak nazywa się ośrodek prowadzony przez Javiera Arevalo, jest to, że nie działa on sam. Poza asystentem na ceremoniach ( chociaż nie wiem czy zawsze i na wszystkich ) są obecne też szamanki Shipibo, Celia i Angela. Jedna rzecz, to moje i nie tylko moje zakochanie w icaros tego plemienia, inna, że kobieca energia jest w tym szamańskim światku rzadkością i cennym dobrem, wnosi inną jakość do sesji, dodatkowo poczucie bezpieczeństwa dla niepozbawionych nieraz traum związanych z seksualnością pacjentek szukających zaufanego i zaufania nie nadużywającego szamana.

W moim wypadku oczywiście decydowała radość z icaros ale także i ogólna sympatia jaką do Shipibo mam. Szybko ustaliliśmy wspólnych znajomych z Pucalpy, szybko posypały się żarty. Ta wesołość łatwo pojawiająca się zarówno u Javiera jak i zwykle bardziej wycofanych rdzennych jego towarzyszek była dla mnie dobrą wizytówką tego miejsca

Zaczęliśmy niedługo potem.

 

 

Big advantage of “Spiritual Dimensions”, for that is the name of Javier’s Arevalo center, is the fact that the guy is not working on his own. Besides his assistant, at the ceremonies ( although I am not sure if always ) he is accompanied by Shipibo curanderas, Celia and Angela. One thing is my adoration for icaros of this tribe, another is that female energy is in this shamanic world rare and precious good, it brings another quality to the session and the feeling of safety for female patients often traumatized by sexual issues, seeking a trustworthy healer.

In my case of course it was the joy to hear icaros that dominated, but also general sympathy I have for Shipibo. We quickly established common acquaintances from Pucalpa, some jokes followed. This joyfulness easily appearing in Javier and his usually more reserved indigenous companions was for me a good omen.

We started soon afterwards.

 

 

 

 

Because there were three of them, leading this ceremony, they could work almost non stop, there was one icaro after another, be it Quechua or Spanish from Javier, or enchanting melodies from the ladies. Sometimes I actually wished for a break and some silence, but most of time I really enjoyed the vibe. There was 6 “patients”, including me, so such numbers guaranteed that everyone got served well – especially the girl on my right who seemed to have difficult time. I did not need special care. That night I had no deep visions, but felt very uplifted, with lots of energy. I couldn’t stay still on my mattress. Half of the session I spent dancing to the icaros, enjoying my shaky, dizzy steps, moving back and forward to the rhythm, almost falling down once in a while, but all in tune with the mad dance routine, barefoot, super-sensible, transforming words and melodies into movement and space navigation in the moonlit maloca.

There is a stress on participation in Spiritual Dimensions, for people who stay on longer retreats, there are workshops designed in order to get to them to co-create experience rather that just be passive receiver. This is in addition to all the usual plant baths and dietas. I feel this bonus is very important, it makes people take charge of their destiny and course of their feeling and not just relay on healer, or worse, guru, as some see the shamans they work with.

So I find it amusing that after my energetic night, the next day, the icaro I was given to learn with the rest of the group, was called “danza guerrera”.

 

 

Ponieważ była ich trójka prowadzących, mogli pracować niemal bez przerwy, jedno icaro za drugim, czy to Quechua lub po hiszpańsku od Javiera czy też zaczarowane melodie od pań Shipibo. Czasem nawet miałem nadzieję na przerwę i chwilę ciszy, ale większość nocy wibracja była wspaniała. Było sześciu “pacjentów”, mnie wliczając, taka proporcja gwarantowała, że każdy zostanie dobrze obsłużony, zwłaszcza dziewczyna leżąca po mojej prawej, która przechodziła chyba ciężkie wyboje. Ja nie potrzebowałem szczególnej opieki. Tej nocy nie miałem jakiś głębokich wizji, ale czułem się bardzo nakręcony, z masą lekkiej energii. Nie mogłem uleżeć na swoim materacu. Połowę sesji spędziłem tańcząc do icaros, bawiąc się swoim trzesącym, chyboczącym, niestabilnym krokiem, ruszając się w te i wewte do psychodelicznego rytmu, niemal upadając co jakiś czas ale nawet i ten “błąd” do rytmu, w harmonii z szalonym, upośledzonym tańcem na bosaka, super wrażliwym, przetwarzającym słowa i melodie na ruch i nawigacje przestrzeni po oświetlonej księżycem maloce.
W “Spiritual Dimensions” jest nacisk na współuczestniczenie, dla ludzi którzy zostają na dłuższych pobytach, przeznaczone są warsztaty zaprojektowane aby wciągnąć ich do współtworzenia doświadczenia, wyrwać ze stanu pasywnego odbiorcy. Ten bonus jest moim zdaniem bardzo ważny, pozwala czującym się chorzy zdobyć wpływ na swoje przeznaczenie i oczywiście na swoje samopoczucie, zamiast uzależniać się od uzdrowiciela, czy jeszcze gorzej, guru, jak niektórzy postrzegają szamanów, którym chcą się poddać.
Zabawnym jest ( a widzę to dopiero teraz przeglądając zdjęcia ) jest to, że następnego dnia, po swojej tanecznej nocy otrzymałem do nauki , razem z innymi, icaro zatytułowane “danza guerrera”.

 

 

 

 

Interesting events followed when I thought it is all over that night. I was laying a bit in bliss, long after the session was finished until suddenly I realized that maloca is empty and everyone gone, back in their huts. OK, so I am off too. Well, not that simple. Where is left, where is right, what is going on. This state in Spanish is called mareado – something like “drunk”, but in this special ayahuasca way.Additionally, I was foolish enough to take off my contact lenses, and the moon vicious enough to hide herself.
I was convinced that I know which way is to my hut, but it was illusion. Grounds of this center are quite large, but after all it is all a giant clearing in thick forest, and this forest started to look at me. In the beginning I carelessly stumbled around, falling into some bushes or spines, but what I began to feel-sense-see on the edge of the jungle froze me with fear and brought the awareness of seriousness of situation. I had to gather my wits again and again, keep focusing on reality and keep in mind warnings I heard so often from many shamans – in this state, forest is not your friend.
It took long time and many trials. In the meantime I ended up in some other house, with some strange people who proposed me to sleep with them, but I insisted on finding my own place, and what that involved, further wandering in the dark.
Mudded, tired, happy. Finally, my bed, candle, spirits behind. Deep sleep. Next day I woke up in garden of paradise and calm feeling of paradise. What more do I need?

 

 

Ciekawa rzecz miała miejsce, kiedy myślałem, że jest już po wszystkim. Poleżałem sobie w błogości długo po zakończeniu sesji, aż nagle uświadomiłem sobie, że maloka jest już pusta, wszyscy się ewakuowali do swych chatek. Dobra, ja też idę. Ha, to nie takie proste. Gdzie jest prawo, gdzie lewo, co tu się dzieje. Ten stan po hiszpańsku określa się słowem mareado – coś w stylu pijany, ale w ten specyficzny ayahuaskowy sposób. Dodatkowo, coś mnie podkusiło wcześniej by ściągnąć soczewki, a księżyc postanowił się już schować.
Byłem przekonany, że wiem w którą stronę jest mój domek, okazało się to iluzją. Teren Javiera jest dość spory, ale w gruncie rzeczy to wielka polana wycięta z gęstego lasu, i las ten zaczął w moją stronę patrzeć. Na początku beztrosko się zataczałem, wpadając na jakieś krzaki i kolce, ale to co zacząłem czuć-widzieć na brzegu lasu zmroziło mnie i przywróciło powagę sytuacji. Nagle musiałem zebrać do kupy swój porozbiegany umysł i przypomnieć sobie wielokrotne ostrzeżenia wielu szamanów – w tym stanie las nie jest twoim przyjacielem.
Długo to trwało i wiele prób zajęło. Po drodze wylądowałem w czyjejś chacie, z dziwnymi ludźmi którzy proponowali mi spanie tam, ale uparłem się na powrót do siebie, a co za tym idzie, dalsze błądzenie.
Zabłocony, zmęczony, szczęśliwy. W końcu łóżeczko, świeca, duchy w tyle. Głęboki sen. Następnego dnia obudziłem się w rajskim ogrodzie, w rajskim stanie, o co więcej chodzi…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Aby dotrzeć tutaj, za parę soli wskoczyć należy w collectivo, łódź z Puerto Nanay do Padrecocha. Kiedy dotrzecie na miejsce, w porcie pytać rykszarzy o Javiera. “Spiritual Dimensions” jest mocno na uboczu, więc trzeba się liczyć z opłatą 10 soli za przejazd. Javier Arevalo, szef, jest dostępny pod mailem javierarevalo@yahoo.es , i poza pracą w Peru bywa też na gościnnych występach w Europie, zwłaszcza w Chorwacji. Szczegóły wszelakie na stronie ośrodka : http://www.spiritualdimensions.org

To reach here, you must jump on collectivo boat in Puerto Nanay, heading to Padrecocha. Once there, ask moto-rickshaw drivers for Javier, “Spiritual Dimensions”, which is quite remote, so you should pay 10 soles at least. Javier Arevalo is the boss, and can be reached at javierarevalo@yahoo.es, besides working home he also sometimes travels to Europe, especially Croatia. All the details on the centre’s website : http://www.spiritualdimensions.org

 

 

 

ayahuasca & spaghetti

January 1st, 2015

The place I am talking here about couldn’t be much more different from the previous one featured in this series. It doesn’t involve ayahuasqueros as understood  in traditional way, but it is about people drinking ayahuasca, and about a different perspective, that I think is worth including.

In recent years there is extreme surge in ayahuasca tourism in the areas surrounding Iquitos in Peru. One of the less talked about consequences of this is that when potential profits increase, so does the greed, jealousy and many other negative vibrations connected with it. Classic powerful weapon which poisoned people use consciously, or just let it grow in them unconsciously, is fear. There is more and more of talking about dangers, precautions, come to us, other are dubious, take precautions, all that stuff. It seems like by arriving here, representatives of our safety obsessed culture are bringing with them the same fear of risk taking they seem to be fleeing from. In the Western world, obsessively building fences against germs, terrorists, insured against all odds, turning away from death, not knowing war, RISK is the enemy, FEAR is the tool of manipulation.

 

 

Miejsce, o którym będzie tutaj mowa, nie mogłoby dużo bardziej różnić się od poprzednich przedstawianych w tym przewodniku. Nie ma tu ayahuasqueros, rozumianych w typowy sposób, ale są ludzie pijący ayahuaskę, i inne podejście, które moim zdaniem też warto uwzględnić.

W ostatnich latach fala ayahuaskowej turystyki w okolicy peruwiańskiego Iquitos przybiera dość gwałtownie. Jedną z konsekwencji tego, o której dużo mniej się mówi, jest to, że gdy rosną potencjalne zyski, także rośnie chciwość, zazdrość i wiele innych powiązanych z nimi negatywnych wibracji. Klasyczną potężną bronią jaką zatruci ludzie używają świadomie albo pozwalają aby w nich nieświadomie rozkwitła jest strach. Mówi się więc coraz więcej o niebezpieczeństwach, zabezpieczeniach, chodźcie do nas, inni są podejrzani, uważajcie, i tak dalej. Wydaje się czasem jakby przyjeżdżając tutaj, reprezentanci całej tej obsesyjnie wielbiącej bezpieczeństwo kultury przywozili ze sobą ten sam strach i awersję do podejmowania ryzyka od której rzekomo uciekli. W zachodnim świecie, paranoicznym, budującym ciągłe mury i zapory, a to przed zarazkami, a to przed terrorystami, ubezpieczonym przeciw wszystkiemu, odwracającym się od śmierci, nie znającym wojny, RYZYKO jest wrogiem a STRACH narzędziem manipulacji.

 

 

 

 

 

I am cautious. I have been practicing art of careful placing steps on the swamp paths, and checking how deep is the pond I am entering. This is the reason why I feel qualified to say – or even obliged – stop disregarding those who jump right in, they may have something to teach you.

 

 

Jestem ostrożny. Długo ćwiczyłem sztukę ostrożnego stawiania kroków na ścieżce przez bagna, i sprawdzania jak głęboki jest staw do którego wchodzę. To jest powód dla którego uważam się za uprawnionego – a nawet zobowiązanego – do powiedzenia : przestańcie dyskredytować tych, którzy skaczą na głęboką wodę, mogą was czegoś nauczyć.

 

 

 

 

 

 

Don’t get me wrong. I value the traditions, but I don’t want to be attached to it. I want to be experimenting sometimes. All traditions started some day, and all should some day be verified, otherwise they get stagnant. So I was grateful for conversation with Alan Shoemaker in Iquitos, that helped me break some after-dieta rules I did not really believe in. I felt I am getting into superstitions which, once they take over me, may become real and take control. I know our rationalism can be burden, but also it can be our tool in defense against the darker side of shamanistic explorations.

 

 

Proszę mnie tu źle nie zrozumieć. Szanuję tradycje, ale nie chcę być do nich przywiązany. Chcę czasem eksperymentować. Wszystkie tradycje kiedyś, od czegoś się zaczęły, i wszystkie pewnego dnia powinny być weryfikowane, inaczej zamieniają się w spleśniałe bajoro dogmatów. Byłem więc wdzięczny Alanowi Shoemaker za naszą pogawędkę w barze w Iquitos, która pomogła mi rozbić niektóre z po-dietowych reguł w jakie i tak nie do końca wierzyłem. Czułem jak ześlizguję się w przesądy, i że jak już mną zawładną, staną się rzeczywistością i będą na mnie realnie wpływać. Wiem, że nasz racjonalizm może być brzemieniem, ale może być także narzędziem obrony przed ciemniejszą stroną szamańskich eksploracji.

 

 

 

 

 

This is a post about one of many people that exist ( you can find them also on many Internet forums ) who try new things, check combinations, techniques, and attitudes not known to traditional shamans, or those New Age types who follow them as would follow Eastern gurus in the seventies.

Zeljko is a Croat, so something I jokingly refer to as better Slav, meaning like our brother, but more relaxed and sun affected. In many cases it would be painful and untrue stereotype, but here I met a guy who was really skilled in art of chilling out.

Despite running business in Croatia he spends large part of the year in Peru. He came here after working for some time with ayahuasca, to see how are things done at “the source”. Then, after some time he found a land in Tamshiyacu, quite large piece of land, with orange groves, gardens, its own river and several wooden huts of various sizes, all for very decent price. For those who like tranquility and nature it is a sort of paradise I guess.

 

 

Ta notka jest o jednym z wielu takich ludzi ( znajdziecie ich np na internetowych forach ) którzy próbują nowych rzeczy, sprawdzają nietypowe kombinacje, techniki i podejścia nieznane tradycyjnym szamanom, ani tym new-agowym typom, którzy za swymi szamanami podążają jak podążaliby za wschodnimi guru w latach siedemdziesiątych.

Zeljko jest Chorwatem, co nieco żartując nazywam lepszym Słowianinem, co znaczy, jak nasz brat ale taki bardziej zrelaksowany i wymasowany słońcem. W wielu wypadkach byłby to boleśnie nieprawdziwy stereotyp, ale tutaj akurat poznałem kolesia bardzo wprawnego w sztuce relaksu.

Pomimo tego, że w Chorwacji ma swój biznes, większą część roku spędza w Peru. Przyjechał tu po raz pierwszy już znając dobrze ayahuaskę, ale chciał zobaczyć jak sie to robi “u źródła”. Potem, po jakimś czasie, znalazł ziemię w Tamshiyacu, całkiem spory kawał ziemi, z gajami pomarańczowymi, ogrodami, własną rzeczką i kilkunastoma drewnianymi chatami w różnych rozmiarach, a wszystko to za bardzo przystępną cenę. Dla tych, którzy cenią sobie spokój i naturę, to może być coś w rodzaju raju.

 

 

 

 

 

 

The best part is, unlike so many estates bought by gringos, it hasn’t been converted in fancy lodge serving plant medicines for 200 USD a day.  The host is hospitable. He says the place is for friends – and we only knew each other for half an hour when I was invited – and he says all reasonable people who want to do something – like permaculture for example – are invited to come and stay.

 

 

Najlepsze jednak jest to, że w przeciwieństwie do wielu posiadłości nabytych przez gringo, ta nie została przeznaczona na luksusowy ośrodek serwujący roślinne specyfiki za 200 USD na dzień.  Gospodarz jest gościnny. Mówi, że ta ziemia jest dla przyjaciół – a znaliśmy się zaledwie pół godziny kiedy zostałem zaproszony – i mówi, że wszyscy rozsądni ludzie, którzy chcą działać – na przykład zająć się permakulturą – są mile widziani.

 

 

 

 

 

 

But my focus was on ayahuasca. So I it was very interesting to see Zeljko produce from his “cellar” a selection of  bottles of various origin and maturation, not unlike a connoisseur wine stock.  And despite my initial apprehension we did drink it as a wine, an afternoon glass for a quality time. It was liberating experience in a way.

 

 

Ale ja byłem zainteresowany ayahuaską. Z zaciekawieniem więc patrzałem jak Zeljko wyciąga ze swej “piwniczki” selekcję butelek różnego pochodzenia i wieku, całkiem jak zapas konesera win. Pomimo mojego chwilowego wahania konsumowaliśmy ten napój jak wino, popołudniowa szklaneczka dla uczczenia chwili i zmiany jej jakości. Było to w jakimś sensie wyzwalające doświadczenie.

 

 

 

 

 

There was no shaman. No icaros, no serious night vibe, no rattles, no altars. There were three people enjoying the beauty of life, thinking, meditating, talking to each other, smoking mapachos. I was exploring infinite possibilities of the smallest shamanic tool I know, humble jew’s harp. At one point the song I started in bed it made me get up, walk outside and up the large hill, all without stopping the intoxicating trance. When I have passed the fruit groves and stood on the top I knew why I was led here. There was the sky in front, sky above the Amazon river and jungle, the biggest sky I have ever seen outside of the desert, but so much more dramatic because of the sunset lit clouds and the rain here and there on the horizon. The sound I brought was for the sky.

 

When I came down it was getting dark. I let the insects of the twilight do their music guidance now.

 

 

Nie było szamana. Nie było icaros, nabożnej nocnej tajemnicy, grzechotek, ołtarza. Były trzy osoby cieszące się pięknem życia, myślące, medytujące, rozmawiające ze sobą, palące tytoniowe skręty. Eksplorowałem niekończące się możliwości najmniejszego szamańskiego narzędzia jakie znam, skromnej drumli. W pewnej chwili melodia na niej grana w łóżku zmusiła mnie do wstania, wyjścia na zewnątrz, podejścia pod strome wzgórze, wszystko bez przerywania tego upajającego transu. Kiedy minąłem owocowy gaj i stanąłem na szczycie wiedziałem co mnie tu sprowadziło. Naprzeciwko rozpościerało się niebo, niebo nad parującą dżunglą i nad Amazonką, największe niebo jakie kiedykolwiek widziałem poza pustynią, ale o wiele dramatyczniejsze z powodu oświetlonych pomarańczem zachodu chmur i smug deszczu tu i tam. Dźwięk jaki ze sobą przyniosłem był dla nieba.

 

Kiedy wróciłem na dół, robiło się już ciemno. Pozwoliłem insektom przejąć muzyczne prowadzenie.

 

 

 

 

This is when my host began preparing pasta, it was as obvious and natural for him as if we were on snorkeling trip somewhere off Croatian coast and after a day’s activities it was another life’s pleasure – food.

I have read and heard so much of the dietas, about the dangers of yellow cheese, I met so many people for whom ayahuasca is a sacrament in this heavy, Catholic way – on your knees. So when sometimes that seriousness is broken, especially by someone who nearly became priest in his youth, and it is broken with such Meditarenneas life loving charming style , I want to go along.

That night we enjoyed a large, heavy plate of spaghetti, a large mapacho afterwards, and around two hours later, another glass of ayahuasca to carry us into night journey, without any bumps nor purges. No troubles, amigo.

Another thing I experienced with Zeljko was my first kambo. Again, there was no playing Indians here, no “ceremony”. There was just fire, burning stick, the frog’s venom applied to wounds.

 

 

Zmrok już zapadł, kiedy mój gospodarz zaczął przygotowywać makaron. Było to tak oczywiste i naturalne dla niego, jak byśmy byli na nurkowaniu gdzieś u wybrzeży Chorwacji i po całodziennej zabawie czekał na nas kolejny ze smaków życia – jedzenie.

Czytałem i słyszałem wiele o ayahuaskowych dietach, o niebezpieczeństwach żółtego sera, spotkałem tyle osób dla których ayahuaska jest sakramentem w ten ciężki, katolicki sposób – na kolanach. Więc kiedy zdarza się czasem, że ta powaga jest przełamana, zwłaszcza przez kogoś, kto o mały włos nie został sam księdzem w młodości, i jest złamana w tym czarującym, afirmującym życie śródziemnomorskim stylu, chcę do tego dołączyć.

Tej nocy delektowaliśmy się dużym, pełnym warzyw i oliwy talerzem spaghetti, grubym mapacho na deser, a jakieś dwie godzin później kolejną szklaneczką ayahuaski niosącej nas w nocne podróże, bez żadnych wybojów, żadnego rzygania. Nie ma problema, przyjacielu.

Inną rzeczą jaką spróbowałem z Zeljko było me pierwsze kambo. Ponownie, żadnej zabawy w Indian, żadnej “ceremonii”. Tylko ogień, żarzący się patyczek, żabia trucizna wtarta w rany.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Next day, at dawn, we went to Iquitos and I was regretting leaving so soon every step of the long walk to the Tamshiyacu port. I will, given a chance, come back.

 

 

Nastepnego dnia o świcie wyruszyliśmy do Iquitos i żałowałem wyjeżdżania tak wcześnie przy każdym kroku długiego marszu do przystani w Tamshiyacu. Jeżeli będzie okazja, wracam.

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.