światosław / tales from the world

Posts tagged:

india

on the outskirts / na skraju

October 16th, 2012

 

 

Couple of days ago I get email from one of the people from head office of the dargah, main temple complex around the grave of Gharib Nawaz. They are asking me for some photos of the place, and I realize I have almost none. In a week of staying in Ajmer I hardly entered the crowded place, perhaps three times, and then I went back, to the mountain outside city walls, where fakir’s camp was. We were based where road starts into sacred territory above Ajmer and into Rajasthan, to more shrines. Sleeping among the graves and refuse, away from air condition, away from official functions. The road that never ends, tree is my shelter, rock my pillow.

 

***

 

Kilka dni temu dostałem e-mail od członka zarządu dargi w Ajmer, z rodziny kontrolującej cały ten kompleks świątyń wokół grobu Gharib Nawaza. Pytał mnie o jakieś zdjęcia dargi na ich strone internetową, a ja uświadomiłem sobie że prawie żadnych nie mam. Przez tydzień festiwalu prawie nie wchodziłem na ten zatłoczony teren, być może łącznie z trzy razy, raz z procesją fakirów, raz usiłując przecisnąć się na koncert qawwali, potem jeszcze jedno podejście do zdjęć. Za każdym razem ciągnęło mnie z powrotem na zbocze góry, pod miejskie mury, gdzie znajdował się obóz moich towarzyszy podróży. Byliśmy rozbici w miejscu gdzie droga wychodzi z miasta i biegnie w góry, w świętą przestrzeń ponad miastem i dalej w głąb Radżastanu, usianą kolejnymi sanktuariami, celami dalszej pielgrzymki. Spaliśmy pomiędzy grobami, na śmietnisku, w krzakach udekorowanych plastikowymi torebkami, z kozami. Z dala od klimatyzowanych hoteli, z dala od oficjalnych przemówień i występów. Przy drodze która się nie kończy, pod osłoną drzewa, na solidnej ziemi.

 

 

 

 

 

 

 

One night here,  one night there, afternoon in the graveyard to avoid the heat, in the dark corners of city, in private homes, school backyards, smoke filled warehouses.

 

***

 

Jedna noc tutaj, jedna tam, popołudnie na cmentarzu,  gdzieś w ciemnych zaułkach, aby uniknąć upału w prywatnych domach, na szkolnych podwórkach, w wypełnionych dymem magazynach.

 

 

 

 

 

 

 

But did I come here for holidays in comfort or this :   /    Ale czy ja przyjechałem tutaj na wakacje w komforcie czy po to :

 

 

 

 

The clutter of things, the chaos of sounds, crowds of people, heaps of goods, noises, hustling, dust and heat. I am tired. I love Ajmer but perhaps the time to go is coming.

 

***

 

Nagromadzenie rzeczy, chaos dźwięków, tłumy ludzi, sterty towarów, hałas, nagabywanie, kurz i upał. Jestem zmęczony. Uwielbiam Ajmer ale nadchodząca vipassana bardzo się przyda.

 

 

 

 

 

 

 

 

Going through the photos and trying as always to arrange the world through neverending process of selection I struggle to build coherent narration. But perhaps there is no coherence in life, only chaos and road narrates itself best, when the plot is lost, it is time to move on. I come across this photo. Various thoughts come to my mind. I think about arts in general, the fact that I was having big plan for a project, OK, I shoot in black and white as we toil trough the heat towards our destination, but when we enter glorious city of Ajmer and urs begins, from now on all will be in wonderful colours. Well, the plan is one thing, and having enough colour medium format film in India is another. I bought all the supply of only shop in Delhi dealing in this stock. So now, once again, the scarcity will dictate a story, and modify my attitude. I give up with joy, mumbling in my mind, conceptual projects suck, usually devoid of emotion etc etc. So the problem is no problem any more, the story goes on. But liberal arts doesn’t mean art in this sense, it is rather about understanding the world we live in. The message on the t-shirt is something I believed in when I left high school to study business, in hope of separating life and love, work and pursuit of interest. Now I know it is a hopeless choice, and I dedicate this to all those who still believe in chasing careers for their sake, without questioning purpose, hope you are not helping to serve overpriced substitutes of happiness. It is no better than fries, maybe you are only paid more.

 

***

 

Przedzierając się przez gąszcz zdjęć i próbując, jak zwykle, uporządkować świat w niekończącym się procesie selekcji z trudem sklejam spójną narrację.  Ale być może nie ma spójności w życiu, tylko chaos, i droga sama się opowiada, kiedy gubi się wątek, oznacza to ,że trzeba ruszyć dalej.  Natrafiam na to zdjęcie. Napływają różne myśli. O sztuce ogólnie, o tym że miałem duży plan na projekt, strzelam w czerni i bieli jak z mozołem wędrujemy przez upał do naszego celu, ale kiedy wkraczamy do wspaniałego miasta Ajmer i zaczyna się urs, od tego momentu wszystko będzie w kolorze, spektakularnym kolorze. Cóż, plan to jedno, a znaleźć dość średnioformatowego filmu w India to inna sprawa. Wykupiłem cały zapas w jedynym handlującym nim sklepie w Delhi. Teraz znów niedobór opowie historię, wymusi formę, zmieni moją postawę i intelektualne uzasadnienie, OK, rezygnuję z radością, bełkocąc w myśli, koncepty są do dupy, zwykle wyprane z emocji i spontaniczności. Więc problem nie jest już problemem, historia toczy się dalej. Ale ten napis z koszulki, liberal arts, nie oznacza sztuki a humanistykę, zrozumienie świata w jakim żyjemy. Tego typu stereotyp jest czymś co kierowało mną kiedy kończyłem liceum i zdawałem na zarządzanie, w nadziei rozdzielenia życia i pasji, pracy i zainteresowań. Teraz wiem, że to beznadziejna ścieżka, i dedykuję ten post wszystkim którzy wciąż wierzą w gonienie za karierą dla niej samej, bez zastanawiania się nad celem, mam nadzieję, że nie pomagacie serwować drogich substytutów szczęścia. W niczym to lepsze od sprzedaży frytek, jedynie więcej wam płacą.

 

 

 

 

They come in search of mercy. Urs in Ajmer is supposed to be a joyful occasion, urs means marriage. The Sufi celebrate the anniversary of their master’s departure, marriage to eternity. So there needs to be sharing of joy, and beggars flock to the holy city.

 

***

 

Przybywają tutaj w nadziei na współczucie. Urs w Ajmer ma być radosnym wydarzeniem, urs oznacza wesele. Sufi celebrują tak rocznicę odejścia swoich mistrzów, ich ślubu z wiecznością. Więc wypada się radością dzielić, i setki żebraków zjeżdżają się tu z tej okazji.

 

 

 

 

 

 

Parmanand / Zawsze Szczęśliwy

October 15th, 2012

 

We got to Ajmer and I am no longer a pilgrim but ordinary tourist, white guy, rich foreigner to be targeted, my crew scattered around the city and I am sitting on the bank of holy lake and talk to a baba who put aside his morning paper. His white robes dry in annoying morning heat and annoying beggars don’t give up their assault on me, poking and pinching, interrupting conversation. Parmanand,  name of the baba, means eternally happy. He doesn’t wear any insignia or symbols of particular religion, but his big white beard and, most of all, very confident but easy going style, some lightness about him testify to his high spiritual status. He says he comes from Hindu background, as most of the pilgrims coming to visit this Muslim shrine, but all that is relative and irrelevant. He tells me a story. He went to one of those free kitchens near dargah , that distribute langar for the poor. As he was standing in the line for his food, the server asked him :

- Are you Muslim?

- And what is the relation of food and religion? – Parmanand answered with question

The beggar nearest to me resumed his pinching, this time combining it with banging me on the head with one hand, while hitting his plastic leg with wooden staff at the same time. Parmanand smiles with a hint of embarrassment.

 

***

 

Dotarliśmy do Ajmer, i nie jestem juz pielgrzymem, a białasem, bogatym cudzoziemcem, moja ekipa rozlazła się po mieście a ja siedzę nad brzegiem jeziora i rozmawiam z babą który przerwał czytanie swojej porannej gazety. Jego białe szaty suszą się w nachalnym jak na ósmą rano słońcu, a nachalni żebracy nie dają za wygraną, szturachają i szczypią mnie przerywając nam rozmowę. Parmanand, wiecznie szczęśliwy, bo to oznacza jego imię, nie nosi ozdób ani symboli żadnej religii, ale długa broda a przede wszystkim lekki sposób bycia wskazują na jego poważną pozycję w duchowej branży. Mówi, że pochodzi ze środowiska hinduistycznego, jak wielu pielgrzymów do tego muzułmańskiego sanktuarium, ale to wszystko jest umowne. Opowiada jak poszedł niedaleko świątyni gdzie w jednej z licznych kuchni wydawane są posiłki dla ubogich. Stanał w kolejce, a tam się serwujący pyta :

- Czy jesteś muzułmaninem?

- A jaki jest związek jedzenia i religii ? – odpowiedział pytaniem Parmanand

Żebrak wznowił szczypanie a do repertuaru dołożył walenie mnie po głowie a siebie po protezie nogi. Parmanand uśmiecha się zażenowany.

 

 

 

 

 

 

 

 

To believe in something and to mix it with a sense of humour. There are two ways of living your life , giving a fuck and not giving a fuck. But you can also give a fuck, with that spark in the eye and without that self rightheousness, can you?

 

***

 

Pożerający kolejne style i mody, nie wiedząc o co chodzi, bez celu , przesoleni ironią i dystansem. A z drugiej strony fanatycy i radykałowie jedynej słusznej. Czy nie mogą spotkać sie gdzieś na herbatce i przemyśleć fuzję ?

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.