światosław / tales from the world

Archive for:

Plants of Power : Revival / Rośliny Mocy : Odrodzenie

Ayahuasqueros : Arco Iris

April 13th, 2014

 

 

 

 

 

 

 

This is a story about people of Rainbow community drinking ayahuasca with Shipibo shamans Laura and Ines, in the jungle not that far from Iquitos. This is a home for nomads, a stopover and at the same time, still a journey.

 

 

Oto historia mieszkańców i gości wspólnoty Rainbow, pijących ayahuaskę z szamankami z plemienia Shipibo, Laurą i Ines, w dżungli nie tak daleko od Iquitos. To dom dla nomadów, przystanek a zarazem wciąż podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I was supposed to put away my digital camera here, and I failed, of course. I say “of course”, because I see this as a pattern, being unable to keep firm promises, and actually not worried about this at all. One previous typical example was around a month before, in my giving up of the idea to climb mountain and fast alone for days during vision quest I attended in Colombia.  I was actually amused , how easily I did that, resigning from this concept called “I can make it, no matter what”. This is just not my thing. So I say, nothing for me is permanent, no belief to be taken too seriously… Did I say “I take rest from digital”? But that was not now. Now we have a magic I want to capture, and people I don’t want to disturb with flash.

 

 

Miałem odłożyć swój cyfrowy sprzęt po przyjeździe tutaj, i zawiodłem, oczywiście. Mówię “oczywiście”, bo wydaje się to już powtarzającym się motywem, moja niestałość postanowień, którą nie martwię się zupełnie. Jeden z typowych tego przykładu był zaledwie miesiąc wcześniej – kiedy zrezygnowałem z udziału w vision quest, na jaki przyjechałem specjalnie na północ Kolumbii. Miałem wspinać się tam na górę i pościć, bez wody, jedzenia i dachu nad głową przez ileś dni. Właściwie mnie rozbawiło, jak łatwo z tego zrezygnowałem i popłynąłem w stronę innej możliwości, która się otworzyła, jak łatwo zrezygnowałem z tej koncepcji “dam rade niezależnie co by się działo”. To nie była ma bajka. Więc powtarzam, nie bierzcie nic z tego co tu piszę zbyt poważnie, nic nie jest dla mnie stałe, wieczne. Czy powiedziałem “czas na odpoczynek od cyfry”? Ale to nie było teraz. Teraz mam przed sobą magię, którą chcę choć w kawałeczku zarejestrować, i ludzi których nie chcę straszyć holgowym fleszem.

 

 

 

 

 

 

 

 

The ceremonies are held in total darkness, I have some moments for photos before candles go out, before we drink and yage creeps in and I have other direction to look to. But one night I come to the ceremonial maloca and don’t drink, I come to register.

 

 

Ceremonie odbywają się w całkowitej ciemności, mam pare chwil na fotki zanim nie zgasną świece, zanim nie wypijemy yage i nie rozpełznie się ono po krwi, kierując mą uwagę w inną stronę. Jednej nocy przychodzę do ceremonialnej maloki nie pijąc, a jedynie po to by dokumentować.

 

 

 

 

I take some portraits, and later I record icaros of Laura and Ines. I am as discreet as I can, as quiet as a cat when I move closer and closer towards them, chanting to the people, one by one.  But my device has got tiny red light, just a dot, and this is what gets noticed and causes terror. Shipibo shamans in their trance, seeing nothing but red light were convinced it is some evil spirit approaching. It is time to step back, but you can listen now ( below ) , nearly one hour. Quality gets better as I get closer :

 

 

Robię kilka portretów a potem nagrywam icaros śpiewanych przez Laurę i Ines. Jestem tak dyskretny jak tylko się da, tak cichy jak kot kiedy skradam się coraz bliżej szamanek, śpiewających po kolei dla każdego z pacjentów. Ale mój sprzęt ma malutkie czerwone światełko sygnalizujące nagrywanie, i to one, zauważone, jest przyczyną przerażenia. Laura i Ines w swym transie, nie widząc nic więcej poza czerwonym światełkiem w ciemności, przekonane są że to nadejście jakiegoś złego demona. To czas bym się wycofał, ale wy teraz możecie posłuchać ponad godziny nagrania ( poniżej ). Jakość poprawia się w miarę jak z zbliżam się do śpiewających :

 

“Icaros – Laura & Ines

 

 

 

 

 

These is what I came for to Peru, I missed Shipibo chants. Shamans in Colombia and Ecuador rarely do that, the best were some of the Cofan tribe, but eerie melodies from Ukayali are yet to be matched. Also, ayahuasca from Iquitos is top notch. Other plants are added here, and make the brew strong. Some ayahuasqueros abandoned chacruna in favour of huambisa, they say it has more light ( DMT ) in it, others add toe, which brings strong but dangerous visions.

My first session with Ines and Laura brings me to me knees, I float in vomit. I kicked the bucket in total darkness, lost any sense of direction, and after some struggling, any sense of shame. While I puke all over, more and more violent, the chants of joy of fellow travelers rise higher and higher. This is wonderful thing here, there is abundance of compassion, and exactly because of that, there is no pity, by feeling what other feels we know he must goes through this, and there no need for worry. I need no one to pity me , I want joy when it its sincere, and I can join it when ready. That doesn’t take long.

 

 

To po to właśnie przyjechałem do Peru na ostatnie dwa tygodnie. Tęskniłem za pieśniami Shipibo. Szamani w Kolumbii czy Ekwadorze rzadko tak śpiewają, najlepsi byli niektórzy z plemienia Cofan, ale nie-z-tej-ziemi melodie znad Ukajali nie mają sobie równych. Ponadto ayahuasca z okolic Iquitos to pierwsza klasa. Dodaje się tutaj też inne rośliny, aby uczynić wywar silniejszym. Niektórzy z ayahuasqueros porzucili chacrunę na rzecz huambissy, mówią, że więcej w niej światła ( DMT ), inni dodają też toe, które sprowadza silne, lecz niebezpieczne wizje.

Moja pierwsza sesja z Ines i Laurą powala mnie na kolana. Pływam w rzygach. Potknąłem się o swą miskę w ciemności, gdzieś poleciała, straciłem jakiekolwiek poczucie kierunku, a po krótkiej walce z samym sobą, poczucie wstydu. Kiedy wymiotuję pod siebie, na siebie, coraz gwałtowniej, okrzyki radości i śpiewy współtowarzyszy podróży podnoszą się coraz wyżej. To wspaniała rzecz, jest tu bogactwo współczucia, i dzięki temu nie ma krzty litowania się, bo czując co inni czują, wiemy, że muszą przez to przejść, i nie ma się czym martwić. Nie chcę by ktokolwiek się nade mną użalał, chcę by radość płynęła, gdy jest szczera, a ja dołącze, kiedy będę gotów. To nie zabierze długo.

 

 

 

 

 

There is communal living in the day and communal journey in the night. I like this intertwining of the paths, mainly because it is for a short while.

 

 

Jest tu wspólne życie za dnia, i wspólna podróż w nocy. Lubię to splątanie ścieżek, głównie ponieważ wiem, że jest tymczasowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I can sense the presence of those “vast amounts of beauty”.  ///   Mogę poczuć tu obecność tych ” wielkich ilości piękna”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

There are quite a few interesting characters here, as always in Rainbow gatherings. Bat, vagabond and ex-punk, now already nearly two years in training for ayahuasquero. Arnaud, the French host and co-creator of the place. Drum, hyperactive drummer who helped with his beats to carry me away from shambo one night. There are many more.

 

 

Znaleźć tu można, jak zwykle na zgromadzeniach Rainbow, niezłą kolekcję interesujących postaci. Bat, włóczęga i były punkowiec, obecnie od prawie dwóch lat trenujący w dżungli fach ayahuasquero. Arnaud, francuski gospodarz i współtwórca tego miejsca. Drum, hiperaktywny bębniarz, który pewnej nocy pomógł mi swym rytmem oddalić się od shambo. Jest i wielu innych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Exceptional character is in Rodrigo. In the beginning I only meet him during ceremonies, he is in the diet, hence living like a hermit, on the other side of the stream. Then one night he comes for his final ceremony, which closes the diet, and since then I have a chance to get to know him a bit.

 

 

Wyjątkowy charakter jest w Rodrigo. Na początku spotykam go tylko podczas ceremonii, bierze udział w ścisłej diecie, stąd mieszka oddzielnie, jak pustelnik, po drugiej stronie strumienia. Pewnej nocy przychodzi na swą ostatnią ceremonię, zamykającą dietę, i przerywa milczenie, a ja mam okazję poznać go co nieco.

 

 

 

 

 

I am intrigued, as in his acting, movement, way of speaking, sense of rhytm, focus on the ritual, he is as Indian as any of the sadhus gathered on banks of Ganges for Kumbh Mela. He doesn’t seem like many of those western hippies who put on exotic outfit, puff on ganja and repeat boom shiva!, this is real deal. I admire something about him – the concentration. Whether it is morning puja, or playing with the sounds coming out of his mouth in ayahuasca trance, all this raka-a-tak in style of Indian percussionists, cooking or harvesting the vine, he is always focused on the moment.

 

 

Intryguje mnie, bo w swym zachowaniu, ruchach, sposobie mówienia, poczuciu rytmu, skupieniu na rytuale, jest tak hinduski jak jakikolwiek z sadhu zgromadzonych podczs Kumbh Meli nad brzegami Gangesu. Nie jest jednym z tych zachodnich hipisów, którzy zakładają egzotyczny kostium, pykają ganję i powtarzają boom shiva!, to oryginał. Podziwiam w nim jedno – koncentrację. Czy to przy porannej pudży, czy zabawie dźwiękiem z paszczy podczas ayahuaskowej podróży, całym tym raka-a-tak w stylu hinduskich perkusjonistów, czy przy gotowaniu lub zbieraniu liany, Rodrigo jest zawsze skupiony na chwili.

 

 

 

 

 

 

 

He was born in Lima and has never been to India, not in this life, he feels. He tells me he has been thinking about cutting his dreadlocks for long time, but something has stopped him, it was not the time yet. Now, his diet finishing, he felt it was to be done. It has been exactly 12 years since he started growing them. I tell him about something he didn’t know about, and what gives me shivers. This is precisely the length of period of tapasya, spiritual vow sadhus take, and it is exactly after such period that they cut their locks.

 

 

Urodzony w Limie, nigdy nie był w Indiach, a przynajmniej nie w tym życiu, jak czuje. Opowiada, że od dawna myślał o ścięciu swych dreadlocków, ale coś go powstrzymywało, to nie był jeszcze czas. Teraz, na koniec ważnej diety, poczuł, że ten czas nadszedł. Mija właśnie dokładnie 12 lat odkąd zaczął je zapuszczać. Mówię mu o czymś, o czym jak się okazuje nie wiedział, a co powoduje ciary, jak dla mnie. To jest właśnie okres, te 12 lat, na jaki sadhu podejmują swe duchowe zobowiązania, tapasya, i to dokładnie po takim okresie ścinają często swe długo zapuszczane dredy.

 

 

 

 

 

 

With every such piece of experience I feel that the vine is longer than I could expect. /// Z każdym takim kawałkiem doświadczenia czuję, że liana jest dłuższa niż się spodziewałem.

 

 

 

 

 

It connects us and nature.  ///  Łączy nas i przyrodę.

 

 

 

 

 

Connects people of the distinct cultures.  ///  Łączy ludzi różnych kultur.

 

 

 

 

 

Connects with the past that is not just the past, in ever re-told story, story that never ends.  ///  Łączy z przeszłością, która nie jest tylko przeszłością, we wciąż na nowo opowiadanej historii, historii, która nigdy się nie kończy.

 

 

 

 

 

 

Even when it is time to go, on the way, it is with us, permanent ceremony.  ///  Nawet gdy nadchodzi czas by ruszać, pozostaje z nami na drodze, w ciągłej ceremonii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

all the info : ( http://rainbowamazonia.blogspot.com/ )

 

 

 

Iquitos, city which was built on one jungle substance, where no city should be, and now is a capital of another substance, focal point of ayahuasca tourism.  As rubber cutters came here from other parts of Amazon and beyond, so now Shipibo shamans arrive from upper Ukayali, to share their wisdom and their medicine. Of course there are now also local shamans, as well as gringos practicing this art in countless jungle lodges, retreat centres and small huts in the middle of nowhere. I came to look rather for the last type of venues, but Iquitos is my first stop. I sniff and ask around and look for signs.

 

 

Iquitos, miasto zbudowane na jednej substancji z dżungli tam gdzie żadnego miasta nie miało prawa być, a teraz stolica innej substancji, główny ośrodek ayahuaskowej turystyki. Tak jak kiedyś przyjeżdżali tu z różnych stron, nie tylko Amazonii, poszukiwacze kauczuku, tak teraz szamani Shipibo przybywają z górnego biegu rzeki Ukajali, aby dzielić się swoją wiedzą i swoim lekarstwem. Oczywiście działają już tu teraz także lokalni szamani, jak i gringo praktykujący tą sztukę w rozlicznych leśnych klinikach, luksusowych hotelach jak i małych chatkach w wioskach gdzieś na zadupiu. Szukam raczej tych ostatnich, ale mój pierwszy przystanek to Iquitos. Węszę, wypytuję i szukam tropów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I know I am close and yet there is some problem. For the first time during my trip, almost every local who chats with me, after asking why am I here, frowns and gives warnings. Not once, not twice, many times. “Ayahuasca? Be careful, dangerous. Many people die from this around here…”

I think people die from other things. But doubt likes to creep in. I am listening to McKenna lecture ( “What is truth” )  I managed to download in Lima to my mp3 player ( here internet sucks ) :

“(…) The presence of that vast amount of beauty is a sign that truth must not be that far away (…)”

Surely he isn’t talking about Iquitos…

 

 

Wiem, że jestem blisko, a jednak jest jakiś problem. Po raz pierwszy podczas mojej podróży prawie każdy “tubylec” jaki ze mną gada, po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie po co tu przyjechałem marszczy czółko i daje ostrzeżenia. Nie jeden, nie dwa a wiele razy. “Ayahuasca? Uważaj, niebezpieczne. Wielu cudzoziemców tu od tego umarło…”

Sądzę, że ludzie umierają raczej od innych rzeczy. Ale wątpliwość lubi się wślizgiwać w uchylone drzwi. Słucham wykładu Mc Kenny ( “Czym jest prawda” ) jaki jeszcze w Limie zdążyłem ściągnąć na swój odtwarzacz mp3 :

“(…) Obecność tak dużego nagromadzenia piękna jest znakiem, że prawda musi być gdzieś niedaleko (…)”

Z pewnością nie mówi tutaj o Iquitos…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In this tropical climate small cuts on my feet start to get nasty. It takes time before I buy flip-flops, running around the town like crazy in tight sneakers and as a result my feet are hurt and infected. My mind is even more infected by the vibe of the city. Nervousness, speed of action, of organizing things, of buying. Greed. After steady rhythm of the jungle in  Ecuador I am amazed at what is happening with me. It is only when I consult my herb, bought in rough suburb of Belen, that I have time to reflect and see what is going on.

I am getting signals to slow down. Multiple signals from reality.

This is something critics of psychedelic experience can not grasp. They talk about running away from reality. Meanwhile I slowly start to understand the process of learning, drawing profit from being in multiple worlds. Mindfulness, or awareness in the world of vision is, above all, guidance and protection in the Middle World, this physical world. It advises about right choices, right steps, directions to choose.

My visions of the eagle lead towards self discovery of my qualities and character of a bird of prey, with its nervousness, speed, sharp eye, looking from a distance and from above. Knowing oneself is essential requirement for any transmutation. It tells me about possibility ( or need? ) of transformation – trying another way. Therefore slowing down.

 

 

W tym tropikalnym klimacie małe skaleczenia na moich stopach zaczynają się paprać i ropieć. Zajęło troche czasu zanim kupiłem klapki, biegając po mieście jak oszalały w ciasnych trampkach, i przez to moje stopy ucierpiały i rozwinęła się infekcja, Mój umysł jeszcze poważniej niż stopy zarażony jest wirusem miasta. Nerwowość, tempo akcji, załatwiania spraw, kupowania. Chciwość działania. Po spokojnym rytmie ekwadorskiej dżungli jestem zszokowany tym, co dzieje się ze mną teraz. Dopiero kiedy zwalniam i znajduję czas na zasięgnięcie rady od zioła kupionego w szemranej dzielnicy Belen, nadchodzi refleksja i spokojne przyjrzenie się temu co się dzieje.

Dostaję sygnały aby zwolnić. Wielokrotne znaki od rzeczywistości.

To coś, czego spoglądający z zewnątrz krytycy psychodelików nie mogą zrozumieć. Mówią oni o ucieczce od rzeczywistości. Tymczasem ja powoli zaczynam rozumieć sam proces uczenia się – wyciąganie korzyści z przebywania w wielu światach. Uważność w świecie wizji daje przede wszystkim ochronę i prowadzenie w Środkowym Świecie, tym materialnym. Doradza co do właściwych wyborów, kolejnych kroków, kierunku na rozstajach dróg.

Moje wizje orła prowadzą mnie do samopoznania, do odkrycia obrazu siebie jako drapieżnego ptaka, wraz z jego pakietem cech – nerwowymi, szybkimi ruchami, ostrym spojrzeniem z daleka i z góry. Poznanie siebie to absolutna konieczność aby możliwy stał się, być może potrzebny, proces transformacji, spróbowania innej strony. A zatem, między innymi, zwolnienia.

 

 

 

 

 

 

I know of an Rainbow community nearby and I learn about a diet they are doing there with Shipibo curanderas, Laura and Ines I met last June in Pucallpa. I have been going to Rainbow gatherings for years now, so I feel like visiting family. This may be a nice change after nearly three months of moving around, to spend remaining two weeks in one place. That could be a place to get to know little better a style of working of one shaman, and myself at the same time – I have my own ayahuasca, which I got as a result of another slowing down – when I choose to stay one more day instead of running onwards from Bajo Talag in Ecuador. So my change will be in two directions – drinking on my own, and staying with same shaman instead of going from one to another.

Yet the signals to slow down keep coming. My other idea was to work with ayahuasqueros I could find in Belen, shanty town on stilts, mosquito ridden and very poor. I like this kind of thrills but I soon find out Belen is too much. Belen is danger.

 

 

Wiem o społeczności Rainbow kilkadziesiąt kilometrów stąd i dowiaduję się o diecie jaką właśnie zaczęli tam z szamankami z plemienia Shipibo, Laurą i Ines, które znam z zeszłego czerwca w Pucallpie. Jeżdżę na zgromadzenia Rainbow już od lat, więc czuję się jakbym miał odwiedzić rodzinę. To może być miła odmiana po trzech miesiącach włóczęgi, aby spędzić pozostałe mi dwa tygodnie w jednym miejscu, poskromić chętkę zgromadzenia niewiadomo ilu kolejnych wpisów do mego przewodnika. To może być miejsce aby poznać nieco lepiej styl pracy jednego szamana ( czy jednej pary w tym wypadku ) a zarazem popracować na własną rękę – mam swoją własną ayahuaskę, którą zdobyłem dzięki innemu zwolnieniu – kiedy zdecydowałem się zostać jeden dzień dłużej po tym jak wszyscy rozjechali się z Bajo Talag w Ekwadorze, jeden dzień więcej na dupie, zamiast w biegu, jeden dzień tam, gdzie rzekomo “nic” się nie miało dziać. Moja zmiana zatem będzie w dwóch kierunkach – picia samemu, oraz skupienia się na jednym szamanie – zamiast skakania z kwiatka na kwiatek.

Ale kolejne sygnały sugerujące zwolnienie nadciągają. Mój inny pomysł na Iquitos był taki, że będę szukał i dokumentował ayahuasqueros w Belen, drewnianym slumsie na palach, pełnym komarów i biedy. Lubię takie podniety, ale szybko przekonuję się, że Belen to zbyt wiele. Belen to niebezpieczeństwo.

 

 

 

 

 

 

There is a lot of alcohol here, but even worse, a lot of cocaine paste. These are very bad spirits.

When I come here first evening, to buy ganja, it is still early. A lot of people in the main square, children playing in the street, throwing water bombs at each other, carnival style. Violence erupts suddenly, like a tropical storm. Within minutes drunken fist fight in the middle of street turns into battle with broken bottles and next they start to fly. People flee in panic. I know this well, from Haiti, when a street unusually quiet exploded in mob frenzy which nearly claimed my life, from Santo Domingo where evening seemed to be peaceful like here, but only until one point in time.

I do not want spirits of Belen. Spiritual world is bound together with Middle World. The danger which pose certain brujos, sorcerers abusing some tourists with the use of ayahuasca is not that much different from mugging I can encounter here in the street, stealing of walllet is just an reflection of sucking out your energy by brujo. I have been warned and I take notice. I will limit myself to the market area, where amongst Chinese shit and bush meat I can find the plants and tools of magic.

 

 

Jest tu wiele alkoholu, co gorsza, jest wiele kokainowej pasty. To bardzo złe duchy.

Kiedy przyjeżdżam pierwszego wieczoru, aby kupić ganję, słońce jeszcze nie zaszło. Dużo ludzi na głównym placu, dzieciaki bawią się na ulicy koło baru pełnego pijanych, polewają się wodą z okazji karnawału. Przemoc wybucha nagle, jak tropikalna burza.  W ciągu kilku minut pijacki pojedynek na pięści pośrodku ulicy przeradza się w bitwę na pęknięte butelki, a chwilę później zaczynają one fruwać. Ludzie uciekają w panice. Znam to zbyt dobrze, znam z Port au Prince na Haiti, gdzie dziwnie spokojna Gran Rue wybuchła wściekłością motłochu który prawie zmiótł moje życie, znam z Santo Domingo, gdzie wieczór wydawał się spokojny, jak tutaj, ale tylko do pewnego momentu.

Nie chcę poznać duchów Belen. Świat duchów nierozerwalnie spleciony jest ze Środkowym Światem. Niebezpieczeństwo, które stanowią niektórzy brujos, czarownicy wykorzystujący czasem turystów pod wpływem ayahuaski nie różni się wiele od rabunkowego napadu w fizycznym świecie, utrata portfela a nawet życia to tylko odbicie wyssania energii przez czarownika. Zostałem ostrzeżony i zapamiętuje to. Ograniczę się do terenu rynku w Belen, gdzie pomiędzy chińskim badziewiem, trupami pancerników i żółwi znaleźć mogę magiczne rośliny i narzędzia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

On top of all that , my digital camera seems fucked. I was greedy for good image and as I was shooting in the river I got too close and into the water, and autofocus isn’t working now… On one hand I understand it as a call for liberation from perfection and accuracy, free flow and experiment, enough of “pretty pictures”. But perhaps I should also read it as a sign put the electronics aside completely, as I have already planned on that trip, to rest from this devouring of reality and transmutation of everything into pixels.

Before leaving for the countryside I decide for a bit of entertainment and go for Sunday movie. Ironic, considering character of my trip, is the movie they play tonight – “When the lights went out”, a British film based on real event of most violent poltergeist haunting in Europe. When I watch it I can’t help but think about how materialistic Europe is.  Even spirit possession is happening almost exclusively in material sphere – there is physical activity, flying objects, shaking furniture, bruises. The denial of inner battle and inner world is so great that even spirits must act in material world to be noticed.

 

 

Do tego wszystkiego zepsuł mi się cyfrowy aparat. Byłem chciwy lepszego kadru i kiedy fotografowałem w rzece, zbliżyłem się za bardzo i zanurzył się na chwilę w wodzie. Teraz nie działa autofokus. Z jednej strony odczytuję to jako wezwanie do uwolnienia się od dokładności i pefekcjonizmu – wolny przepływ, eksperyment, dość “ładnych obrazków”. Ale także może oznaczać to, bym w końcu odłożył, tak jak sobie obiecałem, całą tę elektronikę, odpoczął od pożerania rzeczywistości i transmutacji wszystkiego w piksele.

Przed wyjazdem na wieś zapodaję sobie ostatnią miejską rozrywkę i idę na niedzielny seans. Zabawny, w kontekście mojej podróży, jest film który akurat dzisiaj grają – “Gdy zgasną światła” – brytyjski dramat oparty na prawdziwych wydarzeniach, najbrutalniejszym udokumentowanym w Europie nawiedzeniu domu.  Kiedy go oglądam nie mogę powstrzymać się od refleksji nad tym jak nasiąknieta materializmem jest Europa. Nawet opętanie przez ducha odbywa się prawie wyłącznie w sferze materialnej – ma tu miejsce fizyczna aktywność, latające przedmioty, trzęsące się meble, zatrzaskujące drzwi, siniaki. Wyparcie wewnętrznego świata, całej tej wewnętrznej schizy i bitwy, powoduje przeniesienie się ich w materialny świat. Nawet duchy muszą używać materii, aby być zauważone.

 

 

 

 

 

 

In the cinema I amuse myself taking photos of the screen. Then, at one point, I notice that some of the plot’s meaning escapes my attention, while I have been focusing on getting a good frame. I wonder whether it is the same in life, that by excess of photography I loose part of life’s meaning?

I am even more convinced now about slowing down, going to Rainbow and using only analog cameras – they are already too much out there, anyway, much better to shoot less, to do photo diet, to chat instead, to wait, to give time, attention, to be with oneself, nature. To look into people and not at people.

 

 

W kinie zabawiam się fotografowaniem ekranu. Zauważam jednak w pewnym momencie, że ucieka mi sens akcji, kiedy poszukuję atrakcyjnego kadru. Zastanawim się czy nie jest tak samo w świecie, że przez nadmiar produkowanej fotografii ucieka mi spora część znaczenia życia?

Jestem jeszcze bardziej przekonany teraz o spowolnieniu, o jechaniu na Rainbow i użyciu jedynie analogowych aparatów – nawet i one to za wiele tam będzie, lepiej strzelać mniej, zrobić foto dietę, pogadać zamiast tego, poczekać, dać czas i uwagę, pobyć ze sobą, z naturą. Spojrzeć w ludzi a nie na nich.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czas zatem zanurkować w pamięć i zobaczyć czy coś da się wydobyć. Dureno, ta wioska Cofanów była bowiem pierwszym miejscem do którego trafiłem zaraz po przylocie do Ekwadoru, w listopadzie 2013. Aż trudno uwierzyć, że minęło niemal pół roku. Czas jest czymś bardzo dziwnym w moim życiu, dawno przestał być jednoznaczną linią, po której sunałbym równomiernie od punktu A do B. Nasycenie zwrotami akcji, zaburzenie kolejności pór roku, psychodeliczne podróże, przyspieszenie i zwolnienie, przejścia między światami przeładowanymi kalendarzem i technologią odmierzającą wszystko i wszędzie, a światem organicznych cykli, rytmu natury, wreszcie fotograficzna rejestracja wielu ważnych momentów i ich ponowne i wielokrotne przeżywanie dużo później, wszystko to powoduje, że żyję w ciągłym treningu dekonstruowania tego czym jest czas. Zdarzenia z wioski Cofanów z listopada oddziałuja na to co dzieje się we mnie teraz i nie wiem zatem co ja w zasadzie pamiętam i czym jest pamięć. Czasem notuję, ale jak się okazuje na temat Dureno nie zanotowałem ani słowa.

 

 

It is time now to dive into the memory and see what can be excavated. Dureno, this Cofan village was actually the first place I came to right after my arrival to Ecuador in Novemeber 2013. It is hard to believe that nearly half a year passed. Time is something extremely weird in my life, it has long ago stopped being a clear line to be followed at a steady, even pace, from A to B. Saturation with unexpected twists of action, disrupting of the order of seasons, psychedelic and physical journeys, speeding and slowing down, transition between worlds of overabundance of clocks and calendars and technology measuring all and always, and the world of organic cycles and natural rhythm, finally, photographic registering of many crucial moments and their re-living at multiple times, much later, all that accounts for the state of living in constant training of deconstructing what time is. The events from Cofan village that November affect what is happening in me now, and therefore I do not know what I actually remember and what memory is. Sometimes I am taking notes, but it appears I haven’t got a single word written down from Dureno.

 

 

 

 

 

Kiedy przeglądam zdjęcia szamanów z którymi tam pracowałem, mój przyzwyczajony przez Internet do wielotorowej stymulacji umysł generuje boczne wątki, niczym otwarte kolejne okienka przeglądarki odsuwające mnie od sedna sprawa jak Facebookowe obrazki odrywają od roboty czekającej na dokończenie. Ta dygresja pokazuje jednak czasem inną perspektywę, pokazuje połączenie. Ostatnie lata były dla mnie surfowaniem globalnego Youtuba kultur i religii, po troszku, po kilka minut z każdego kawałka, można powiedzieć, “po łebkach”. Był czas kiedy się tym umartwiałem. Potem uświadomiłem sobie, że dane jest mi coś, co dla wielu specjalistów jest nieosiągalne, dany jest mi dystans, z którego coś innego widać.  Stałem się fanem bocznej ścieżki, miłośnikiem manowców.

Jak to się stało, co mnie prowadzi do tego, czemu tak się ułożyło, czy to nauczycielka historii w liceum z jej obsesją “syntezy”, czy jeszcze wcześniej, rozpoczynane i nigdy nie kończone wątki w komiksach i opowiadaniach płodzonych w podstawówce?  Gdzie jest źródło, gdzie jest początek, zapłon i motyw. Tajemnica, zagadka i ekscytacja poszukiwań w coraz ciemniejszych głębinach.

 

Ale do rzeczy. Kiedy oglądam portety Alejandro i Valerio przenoszę się do Bengalu, przenoszę się, kolejny raz, do opowieści o Baulach ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59 ) , i do najsłynniejszego chyba wiersza ich mistyka – nauczyciela, Lalon Fakira. Wiersza o duszy.

 

“Gdzie leży tajemnica ludzkiej duszy?
Skąd przybyłem, dokąd pójdę?

Lalon mówi :

Jakże ten dziwny ptak,
wciąż z klatki ulatuje i do niej wraca
Gdybym tylko mógł go schwytać
Splątałbym go więzami swojego serca
Ta klatka ma osiem pokojów i dziewięć bram
Ponad nimi główna komnata, sala luster.
O umyśle który ją stworzyłeś i w klatce jesteś zakochany
I nie wiesz o tym że z surowego bambusa zrobiona,
rozpaść się może w każdej chwili

Pozwól wcześniej ptakowi odlecieć.”

 

 

 

 

When I browse the pictures I took of the shamans from Dureno, my mind, accustomed by Internet to be simultaneously stimulated on many levels, it generates side stories and associations, in manner of multiple windows of net browser opened, moving me away from the main issue, as Facebook pictures move away from the work waiting to be done. This digression shows however ( sometimes ) another perspective, it can show connecting threads, not visible from too close and deep. Recent years have been for me a time of surfing on global Youtube of cultures and religions, bit by bit, a few minutes out of each piece, one could say, superficially. There was a time when I did worry about that. Then I realized, that I have an opportunity for something not accessible to many specialists, I have access to special vantage point. I became a fan of the thicket, side path, a lover of detour.

How this came to be, what mystery is it inside, that led me to do that, was it the history teacher in high school, with her obsession for synthesis, or was it before, much earlier, begun and never finished threads in comics and stories I created in primary school years. Where is the source, the origin, the ignition and primal motivation? Secret, riddle and excitement of solving it, seeking answer in ever more profound depths.

But, coming to the point here. When I watch the portraits of Alejandro and Valerio I am transported, once again, to the story of Bauls of Bengal ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59 ) and to the most famous poem of their guru mystic – Lalon Fakir. The poem is about the soul.

 

“Where lies this mystery of human soul?
Where from I came and where shall I go?
Lalon’s says:
How does the strange bird
flit in and out of the cage,
If I could catch the bird
I would put it under the fetters of my heart.
The cage has eight cells and nine doors.
Above is the main Hall with a mirror chamber
O my mind, you are enamoured of the cage..
little knowing that the cage is made of raw bamboo,
and may any day fall apart

Lalon says: Open the cage, look how the bird wings away!”

 

 

 

 

 

 

 

Podczas pierwszej wizyty poznaję Alejandro. Przyjechałem tu prosto z lotniska, przesiadając się w Quito, po wylądowaniu, na nocny autobus do Lago Agrio i dalej do Dureno, niewielkiej osady nad brzegami rzeki Aguarico.  Alejandro znany jest mi poprzez poznańskiego psychologa religii Andrzeja Pankallę, który pracował z nim podczas badań terenowych trzynaście lat wcześniej. Jednym z owoców tamtej podróży był lekko sensacyjny, co tu się dziwić, materiał TVN pod tytułem “Nie Do Wiary : Ayahuasca”, do znalezienia online, oraz praca pod tytułem Psychologia Mitu, której rozdział poświęcony jest yage i Cofanom. Zostawiam egzemplarz w prezencie dla Alejandro, bawi go fakt, że znajduje się na okładce, ale zupełnie nie pamięta jej autora.

 

 

On my first visit to Dureno I meet Alejandro. I came here straight after landing in Quito, changing plane for an overnight bus to Lago Agrio and onwards to this small settlement on the banks of Aguarico river. I know about Alejandro from a Polish psychologist of religion, Andrzej Pankalla, who worked with him, during field research, around 13 years back. Results of that journey were not only scientific papers including a book called “Psychology of Myth”, but also TV programme featuring Alejandro and others. I leave a copy of the book to Alejandro as a gift. He is amused, seeing his portrait on the cover, but doesn’t recall meeting author at all.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spędzam tu dzień i noc, nastepnego dnia mamy pić. Okazuje się jednak że w wiosce jest zła krew. Cofani są bardzo tradycyjni, i ściśle przestrzegają pewnych tabu, zwłaszcza związanych z płcią i seksualnością, których złamanie może mieć bardzo poważne konsekwencje. Trwa tu trudny poród, przedłuża się, i oznacza to obecność kobiecej krwi, która sprowadzić może bardzo złe duchy, a że yage otwiera na nie, szamani obawiają się. Podoba mi się, że Alejandro nie kuszą pieniądze jakie mógłby dostac za ceremonię, i woli powiedzieć mi abym przyjechał kiedy indziej.

 

Cofani z Dureno mają renomę, są znani z pracy z yage. Rufino, inny szaman który tu mieszka, i z którym pracował Andrzej, wyjeżdża właśnie na tournee po Kolumbii. Z kolei do Dureno, dość łatwo dostępnego z Quito, zajeżdżają czasem dziennikarze. Dużo później, gdzieś indziej w Ekwadorze znajduję magazyn z artykułem o wiosce. Z kolei w domu Alejandro napotykam fotkę jaką dla reklamy zamówił sobie właściciel supermarketu w Lago Agrio.

 

 

I spend here a day and a night. Following day we are supposed to cook and drink. It appears though, that there is bad blood in the village. Cofans are very traditional and strictly follow certain taboos, especially those related to gender and sexuality. Breaking them can have dire consequences. Difficult birth process is going on, and it means presence of female blood, which can bring evil spirits, and as yage opens one up to the spirits, shamans are afraid. I like that, I like Alejandro not being tempted with money he could earn for the ceremony and preferring to tell me to come some other time.

Cofans from Dureno are famous for their work with yage. Rufino, other shaman living here, who had also worked with Andrzej, he is about to leave for a tour of Colombia, invited to run ceremonies. Dureno, being easily accessible from Quito, sometimes hosts journalists. Much later, somewhere else in Ecuador I come across a magazine with a story about the village. And in the house of Alejandro I find a photo, comissioned for publicity purposes by the owner of supermarket in Lago Agrio.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wracam do Dureno jakiś miesiąc później, z moimi klientami. Dziewczyny nie będą już pić, zadowalają się egzotycznymi fotkami a pani psychiatra usilnie próbuje dopasować rzeczywistość do obrazu świata jaki wyczytała i wykoncypowała. Valerio i Alejandro spokojnie opowiadają to, na co mają ochotę, zupełnie ignorując zadane im pytania w rodzaju “czy uważają, że wszyscy jesteśmy jednością”. W odpowiedzi na pytanie o to jak do tego doszło, że został szamanem, Alejandro mówi jak to zaczął pić ayahuaskę i w jakim wieku, no i potem pił więcej i częściej, no i tyle, chciał pomóc swoim bliskim i rodzinie. Tyle razy już słyszałem tą historię, w różniących się nieco detalami wersjach ale zawsze urzekająco prostą.

 

 

I come back to Dureno around a month later, together with my clients. Girls will not drink anymore, they are satisfied with exotic photo opportunities. The psychiatrist who is with us keeps on trying to fit reality she encounters into the box of her worldview and preconceptions. Valerio and Alejandro just talk about whatever they feel like, completely ignoring questions she asks them, questions like “whether you agree that we are all one?”. In response to the query how it happened that he became a shaman ( what extraordinary event? ) Alejandro says how he began drinking yage, and then more and more, and that he wanted to help his family and relatives. I have heard that story so many times, in versions that only slightly differ in details, but are always charming in their simplicity.

 

 

 

 

 

Nadchodzi czas ceremonii. Alejandro przygotowuje się, zakłada rytualny strój, maluje.  ///  The time of ceremony is near. Alejandro gets ready, puts on his ritual outfit and paint.

 

 

 

 

 

Noc spędzimy poza wioską, w casa de yage, chacie medycyny. Z dala od dźwięków, zapachów, obecności ludzi, blisko lasu i jego duchów. Płonie ogień i zapalony jest tytoń. Dym, prastare narzędzie ochrony przed Złym, to co oddziela nas od Dzikości. Czerwony punkt wokół którego ogniskuje się rozmowa. Punkt skupienia, święty oddech, duch rośliny wchłonięty do płuc > krwi > mózgu > duszy.

 

 

This night will be spent far from the village, in casa de yage, medicine hut. Far from the sounds, smells, presence of people, close to the forest and its spirits. Fire is burning, tobacco is lit.  Smoke, ancient tool of protection from the Evil, something what separates us from the Wilderness. Red point which centers conversation. Point of focus, sacred breath, spirit of the plant inhaled, into lungs > blood > brain > soul.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po obu stronach domu duchów, kobiety i mężczyźni osobno. Nadszedł czas, pijemy.  A potem jest już  tylko ciemność i śpiew.  I ceremonia która do dziś się nie kończy.

 

 

Separated on both sides of the hut, men and women. Time has come, we drink. And next there is only darkness and chanting. And the ceremony which lasts to this day.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nadchodzi brzask. To właśnie wtedy wypuszczane są Hugin i Munin, dwa kruki należące do Tego, który poświęcił jedno oko aby napić się ze studni wiedzy. Ptaki te podróżują po świecie i przynoszą mu wieści. Hugin to Myśl, a Munin to Pamięć.

z sagi Grímnismál, Pan Kruków martwi się :

Huginn ok. Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.

 

w tłumaczeniu :

“Przez Środkowy Świat, wzdłuż i wszerz, każdego dnia
Lecą Hugin i Munin;
Boję się, że Hugin nie podoła lotu,
Ale bardziej obawiam się o Munina”.

 

 

 

 

The dawn is coming. This is when Hugin and Munin are released, two ravens belonging to this One, who sacrificed his eye to drink from the well of wisdom. Those birds travel the world and bring him tidings. Hugin means Thought and Munin means Memory.

from Grímnismál saga, the Raven God is worried :

Huginn ok. Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.

 

in translation :

“O’er Midgard Hugin and Munin both
Each day set forth to fly;
For Hugin I fear lest he come not home,
But for Munin my care is more”

 

 

 

Odnajdziecie to miejsce łatwo. Z Lago Agrio weźcie autobus, za mniej niż dolara, do Dureno. Trzeba wysiąść przed główna częścią wioski, przy “communidad Cofan Dureno”, potem przeprawić się na drugą stronę rzeki za jakiegoś dolara.  Ceremonia to 30 USD od osoby, będą też pewnie prosić o jakieś datki za nocleg. Pytajcie o Alejandro, Valerio lub Rufino, wszyscy ich znają.

 

 

You will find this place easily. Take a bus from Lago Agrio, for less than a dollar, going towards Dureno. You must disembark before main village, ask for “communidad Cofan Dureno”, then cross the river, for another dollar. Ceremony here costs 30 USD per person and on top of that you will be asked some donation for food and lodging. Ask for Alejandro, Valerio or Rufino, all know them.

 

Ayahuasqueros : Santa Rita

April 4th, 2014

 

 

This is shorter post, comparing to previous ones. Our experience in Santa Rita village near Archidona in Napo province of Ecuador was short and not extraordinary, however nice. Nice, because our host was very nice and friendly. His name is Mauricio, he works with Sinchi Sacha foundation, dedicated to preservation of indigenous cultural heritage. Archidona has advantage of being easily accessible, comparing, let’s say to Ashuara lands. It is located just a couple of hours and a couple dollars away from Quito. I like the vibe here. The natural surroundings are beautiful, it is just at the footsteps of Llanganates national park, and Mauricio knows various paths here or can put you in contact with other guides. The Quichwa people living here are easy going and humble, and they have big traditions of shamanism, so you can find someone easily. Don’t expect great figures talking about spirituality in the style of Sacred Valley near Cuzco, these shamans are farmers in rubber boots who work with ayahuasca to get curse out of the house or your liver. This is spirituality of daily practice , chatting with your neighbour and helping him out with harvest. I see their philosophy on the wall in local school. “Do good, without looking to whom”

 

 

To będzie raczej krótki tekst, w porównaniu do poprzednich. Krótki bo krótki był nasz pobyt w wiosce Santa Rita niedaleko Archidony w prowincji Napo we wschodnim Ekwadorze, i raczej niezbyt nadzwyczajny ale miły. Miły bo miły był nasz gospodarz i bardzo przyjazny. Na imię ma Mauricio i pracuje dla fundacji z Quito o nazwie Sinchi Sacha, która zajmuje się pielęgnowaniem rdzennego indiańskiego dziedzictwa kulturowego. Archidona ma taką zaletę, że jest w porównaniu do, powiedzmy, terytorium Ashuarów, dużo bardziej dostępna, odległa zaledwie o parę godzin i parę dolarów od Quito. Lubię tutejszy klimat. Przyroda wokół urywa łeb, to początek parku narodowego Lllanganates, w którym niejedną ścieżkę zna nasz gospodarz Mauricio, albo jego znajomi – inni przewodnicy. Naród Quichua, który tu głównie zamieszkuje jest bardzo wyluzowany i skromny, a szamanizm jest tu bardzo rozpowszechniony, więc łatwo kogoś znajdziecie. Nie oczekujcie jednak postaci przemawiających o duchowości w stylu czarodziejów z Valle Sagrado koło Cuzco, tutejsi szamani to chłopi w gumiakach, którzy pracują z ayahuaską aby usunąć  klątwe z czyjegoś domu czy wątroby. To duchowość codziennej praktyki, pogawędek i uśmiechu dla sąsiada i pomagania mu przy żniwach. Ich filozofię widzę, kiedy przechodzę koło podstawówki, na kartce przyczepionej do tablicy. “Rób dobrze, nie patrząc komu”

 

 

 

 

The shaman we were supposed to meet didn’t come.  Mauricio is very worried and he arranged for replacement. His name is Jorge Alvarado. A simple Quichua man living not far from here runs a typical session for us, and I can see he is genuine, by the reaction of Mauricio’s family, who profit from this opportunity to have some of problems solved and their house cleaned of evil spirits. Jorge runs around wooden rooms stomping in his rubber boots, spitting alcohol, chanting and waving leave rattle.

 

 

Szaman z którym mieliśmy się spotkać nie przyjechał. Mauricio był bardzo zmartwiony i załatwił zastępstwo. Nazywało się Jorge Alvarado. To prosty Indianin Quichua, mieszkający w wiosce niezbyt daleko od Santa Rity. Ceremonia jaką poprowadził dla nas to typowa sesja, i widziałem, że był w tym wszystkim szczery i wiarygodny, widziałem po reakcji rodziny Mauricio, która skorzystała z okazji aby rozwiązać parę problemów i oczyścić swój dom ze złych duchów. Po podaniu ayahuaski Jorge pobiegał w tym celu po pomieszczeniach, tupiąc kaloszami po drewnianych podłogach, plując alkoholem, śpiewając i machając liściastą miotełką.

 

 

 

 

His ayahuasca is quite strong, there are moments when I am lost and I hang on equally to his chanting and to my own improvised movement and breath tricks , and there are also moments when my visions approach sacred and this I should be silent about.

When I am already on my bed, resting, I feel cleansing happening in my bowels. I resists and resist the urge to go to toilet. I know I am weak, hardly able to stand, it is completely dark. Outside storm is slowly gathering, until the climax and release. As the waters fall down from the sky, I learn from nature about release and letting go and what a relief it is, not only for the body, but most of all for psyche. This is not intellectual lesson at all, my body learns, not mind, and my body teaches me. I shit out what is not necessary. Next day I will be flying high above the ways in my first ever white water rafting experience. I can not swim but I feel no fear at all. I am reaping now, again and again.

 

 

Ayahuasca od Jorge jest bardzo mocna, są takie chwile, kiedy jestem pogubiony i chwytam się zarówno jego śpiewu jak i własnych improwizowanych sztuczek z ruchem i oddechem, i są takie chwile kiedy moje wizje i stan zbliżają się do doświadczenia religijnego, i lepiej o tym pomilczeć.

Kiedy jestem już w łóżku, odpoczywając, czuje jak dzieje się czyszczenie w mych jelitach. Wstrzymuję i wstrzymuje, moje lenistwo i słabość walczy z chęcią poczłapania do toalety. Jestem słabiutki, ledwo mogę stanąć na nogach, jest też kompletnie ciemno. Na zewnątrz tak jak we mnie wzbiera burza, aż do przesilenia i wytrysku z chmur. Kiedy cieżkie tropikalne wody spadają z nieba, uczę sie od natury o puszczaniu i jaka to ulga, nie tylko dla ciała, ale przede wszystkim dla psychiki. To nie jest intelektualna lekcja, absolutnie, to nie umysł a ciało prowadzi mnie. Wypuszczam z siebie to co zbędne. Następnego dnia będę leciutki, będę szybował ponad falami na moim pierwszym w życiu raftingu na wzburzonej rzece. Nie umiem zupełnie pływać, ale nie ma strachu. Znowu zbieram obfite plony.

 

 

 

 

To book shamans from this area prepare 20-30 USD per person and call Mauricio at : 0986781149.  You should also leave some donation for staying and eating in Mauricio family home.

 

 

Aby zabukować szamanów z tego regionu przygotujcie jakieś 20-30 USD od osoby i zadzwońcie do Mauricio ( 0986781149 ). Powinniście tez zostawić jakieś datki za jedzenie i spanie w domu bardzo gościnnego Mauricio.

From the series about ayahuasca shamans of South America, masters and students.  ///  Z serii o ayahuaskowych szamanach z Ameryki Południowej, mistrzowie i uczennice.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Featuring Taita Marcelino from Sibundoy, Colombia,  Juan de La Cruz, Bajo Talag & Quito – Ecuador, and don Joel – Caserio del Huambe, Iquitos, Peru. Contact details in separated posts dedicated to each curandero.

 

 

Wystąpili Taita Marcelino z Sibundoy w Kolumbii, Juan de La Cruz, Bajo Talag & Quito – Ekwador, oraz don Joel – Caserio del Huambe, Iquitos, Peru. Namiary w poszczególnych historiach poświęconych każdemu z szamanów.

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.