światosław / tales from the world

Archive for:

Santo Daime

 

 

 

First, let me introduce ingredients. This brew is a marriage of the Snake and the Queen, jacube, vine to be torn away from the jungle by men, and chacruna, the leaves to be gathered by women.

 

***

 

Na początek, pozwólcie że przedstawię składniki. Ten wywar to efekt zaślubienia Węża i Królowej, jacube, liany którą mężczyźni wydzierają dżungli, i chacruna, liści zbieranych przez kobiety.

 

 

 

 

Patience and endurance will be essential. There will be blisters, sweat, many hours and days of work. But take it easy, no hurry.

 

***

 

Cierpliwość i wytrwałość są tu niezbędne. Będą blizny i odciski, pot i wiele godzin a nawet dni pracy. Ale spokojnie, nikt się nie śpieszy.

 

 

 

 

 

This is more than physical work and the product is more than just your afternoon tea. So to make it right, it is good to pray, to ask aid of ancestors, of the spirits,  keep silent and focused. Once we begin, we will know there is something in the forest watching over.

 

***

 

To więcej niż zwykła fizyczna praca a jej efekt to coś więcej niż popołudniowa herbatka. Więc żeby wszystko dobrze wyszło, dobrze jest poświęcić chwilę na modlitwę, poprosić o wsparcie przodków, duchów, być cichym i skoncentrowanym. Kiedy już zaczniemy, oczywiste się stanie, że coś z lasu czuwa nad nami.

 

 

 

 

 

Wash the leaves, scrub the vine.  /  Umyć liście, oskrobać lianę.

 

 

 

 

You need to mash down the jacube and place, layer of leaves upon layer of vine, upon layer of leaves etc, then add water and fire.

 

***

 

Trzeba utłuc lianę na papkę, i umieścić na zmianę z liśćmi w kolejnych warstwach na dnie wielkich kotłów, następnie dodać wodę i ogień.

 

 

 

 

 

Now, have a drink of the brew from the previous lot, and stay focused.

 

***

 

Teraz napijemy się wywaru z poprzedniego warzenia, i pozostajemy w gotowości.

 

 

 

 

 

 

There is more than a week ahead of us, again and again, chopping and mashing more jacube, carrying wood, adding water, boiling, waiting, finally condensing some of the liquid into gel, to be easily transported far from here.  Some of it, we will soon drink again, as Semana Santa, Easter Week is coming, with its celebrations.

 

***

 

Przed nami ponad tydzień ponownego znoszenia surowców, miażdżenia, krojenia, dostarczania drewna, dolewania wody, gotowania, wreszcie na koniec kondensowania części wywaru w żel, dla łatwiejszego przetransportowania daleko stąd. Część z owoców naszej pracy spróbujemy niebawem, Semana Santa, tydzień wielkanocny nadchodzi wraz ze swoimi ceremoniami.

 

 

 

 

 

 

 

Nice to know we helped, and nice to be learning from ultra-patient teachers, who were taught this patience from the plants themselves. But to understand this, you must taste the bitter medicine yourself.

 

***

 

Miło wiedzieć, iż pomoglismy co nieco, i miło uczyć się od tak cierpliwych szefów, których z kolei cierpliwości nauczyły przez lata obcowania same rośliny. Ale aby to zrozumieć, też musicie spróbować gorzkiego lekarstwa.

 

 

Disclaimer : growing, brewing and drinking of this substance is highly recommended, for health benefits and changing the way you see world.  But remember, do not jump from the high bridge, before you learn to swim, even if swimming can also be useful activity.

 

***

 

Ostrzeżenie : uprawa, wyrób i konsumpcja tej substancji jest bardzo polecana zainteresowanym zmianą postrzegania świata, jak i odnalezieniem zdrowia. Ale należy pamietać – nie skacze się z wysokiego mostu przed nauczeniem się pływania, mimo, że pływanie też może być użyteczne.

 

 

z notatek :

“praca – równowaga dla lotu, dla fruwania”

 

***

from my notes :

“work – to balance flying high”

 

 

 

Dziadek, Amilton. Ostro daje, sporo jara, pije wielkie porcje daime, ale też ostro pracuje. Ma ponad 60 lat ale kiedy idziemy wycinać lianę jacube, ciężko za nim nadążyć. Kiedy ja ciągnę lianę z krzaków a on tuż obok zjarany jak smok wywija maczetą, myślę że chyba opóścił nieco zajęć z BHP. Imponuje mi, prawdziwy król chaosu, stricte męska energia, rozpierdol, siła, korzenie. A jednocześnie wrażliwość, na las, na ducha.

 

***

 

Grandfather, Amilton. He rocks hard, smokes lots of weed, drinks big cups of daime, but also works hard. He is over 60 years old, but when we go chopping and tearing jacube vine from the bush, he is hard to match. When I pull the vine and he, stoned like Peter Tosh, swings his machete dangerously close, I think he may not have had work safety training in his life. I am impressed. Real lord of chaos, strictly male energy, force and roots. And at the same time, sensitive, to the smell of forest, to the spirit.

 

 

 

 

 

Babcia, Maria Eugenia. Nie lubią sie za bardzo z Amiltonem, mimo że mieszkają niedaleko. Reprezentuja tak inne porządki, tak inne siły. Inni, oboje potrzebni, kobieta i mężczyzna, porządek i chaos.

 

***

 

Grandmother, Maria Eugenia. They have not much patience for each other, her and Amilton, despite being close neighbors. They stand for different orders, they represent different forces. Different, but both needed, male and female, order and chaos.

 

 

 

Rozpoczyna dzień z Santa Marią, o 6 rano, ale uwaga, konopne niechluje, – jest wszędzie wokół niej idealny porządek, wręcz obsesja porządku. Praca dla społeczności, organizacja, mimo iż narzeka nieco na zdrowie ( kości ) , stale kursuje po wiosce, załatwia, sprząta śmieci, podnosi plastikowe butelki. ( recycling, wszystko się wykorzysta, z butelek wypełnionych śmieciami pomost nad rzeką, krzesełka do siedzenia )

 

***

 

She starts her day at 6 AM with a spliff of Santa Maria, but, pay attention, potheads, – she is surrounded by perfect order and cleanliness, a walking synonym to “tidy”, verging on obsession. Work for community, organizing, despite complaining about health, she keeps on patrolling the village, always on some mission, like gathering rubbish, plastic bottles ( recycling, everything can be re-used, like bottles filled with plastic rubbish into lightweight raft or chairs for local cafe )

 

 

 

Praca uziemia. A jednocześnie idealna symbioza > daime idealne do pracy, dokładność, lekcja na co dzień. Mycie zębów jak skrobanie jacube, rzeźbisz, wkręcasz się w tu i teraz, nie w niemiły obowiązek, ale w pracę jako medytację, robisz bo chcesz – przeciwieństwo monotonii i powtarzalności dłubania ciągle tego samego ( współczesny podział pracy ).

 

***

 

Work is grounding. And at the same time, I see perfect symbiosis > daime is perfect for work, for perfection and attention, an everyday lesson. Brushing your teeth like scrubbing jacube , you carve, you focus on the tiny “here and now”, not on unpleasant duty to be done as soon as possible, but on work as meditation, you do because you want to do – contrary to the curse of monotony and repetition inherent to modern labour division.

 

 

 

Rzetelność ważna. Piszę te słowa koło śmietnika na odpadki organiczne w pensjonacie Marii Eugenii. Po upojnej niedzieli pozostawiliśmy go otwartym na całą noc i poranek, i teraz mamy już kolonię mrówek żyjących na resztkach yerba mate, skorupkach jajek, łupinach cebuli. Kursują po ziemi, zlewie i stole i przypominają, że obsesja porządku u Marii Eugenii ma swoje uzasadnienie w tym świecie.

Dziadkowie. Niech nas prowadzą. Drogowskaz nie ma podejmować za nas decyzji, jedynie pokazuje, a do nas należy wyciągniecie wniosków

 

***

 

Reliability, solidity, they are important. I note that down next to a organic garbage bin in the guesthouse of Maria Eugenia. After an intoxicated Sunday we left it open for a whole night and morning, and now we have a colony of ants living on left-over yerba mate, egg shells and onion peel. They are running up and down on the sink, on kitchen table and remind me that cleanliness obsession of our host is justified in this tropical environment.

Grandparents. Let them guide us.  Guide, means not make decisions, it means to show, and the conclusions, we draw ourselves.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Let it grow, explore, sometimes cut through a path with a sharp blade, meet the spirits within, or just touch, feel and enjoy.

 

***

 

Pozwolić mu rosnąć, eksplorować, czasem wyciąć ścieżkę dobrym ostrzem, spotkać duchy, które tam mieszkają, lub po prostu dotykać, czuć, cieszyć się.

 

 

 

 

In those weeks, I often turn my mind’s eye inwards as well as my lens.

 

***

 

W tych tygodniach często kieruje do środka zarówno oko umysłu jak i obiektyw.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013 ]

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

That night ceremony happened in Estrela da Mata, Star of the Forest, sacred space inside the woods, away from human dwelling area. Candles and altars to Christian and African spirits mark the way to a round house with no walls,  where dozens of beautiful people clad in white are gathered surrounding an altar with Virgin Mary, Saint George and skull of a cow. That night I will be guided by their hymns, sung one after another, into early morning hours. When they break the trance for a while after a long sequence of songs, instead of silence, comes the reply of the forest. Insects or things I can not define, gathered here for unexpected human concert, take this opportunity for presenting their reply.

 

***

 

Tej nocy ceremonia odbyła się w Estrela da Mata, w Gwieździe Lasu, świętym gaju z dala od ludzkich osiedli. Świeczki i ołtarzyki chrześcijańskich świętych i afrykańskich duchów wyznaczają drogę do okrągłego domu bez ścian, gdzie dziesiątki pięknych ludzi ubranych na biało zgromadziły się wokół ołtarza z Matką Boską, świętym Jerzym i czaszką krowy. Tej nocy prowadzić mnie będą ich hymny, śpiewane jeden za drugim aż po wczesne godziny przed świtem. Kiedy przerwą nagle ten wokalny trans po długiej serii pieśni, zamiast ciszy nadchodzi odpowiedź lasu. Insekty, lub rzeczy których nie potrafię zdefiniować, zgromadzone tu na nieoczekiwany ludzki koncert korzystają z tej okazji aby przekazać swoją odpowiedź.

 

 

 

 

At one point we feel it is time and just go home. There is no feeling of unfullfillment, of “why-is-it-finished”, “I-want-more”. We are in magical place and once the doors are open there is no going back, that world is with me and within me, with its magic and it’s lesson.

 

***

 

W którymś momencie po prostu decydujemy że już czas i po prostu wracamy do domu. Nie ma poczucia niespełnienia, tego “czemu-już-się-skończyło”, “chcę-więcej”. Jesteśmy w magicznym miejscu, i kiedy drzwi już raz sie otwarły, nie ma odwrotu, ten świat jest ze mną i we mnie, ze swoją magią i swoimi lekcjami.

 

 

In days to come, I am repeating some of the experience of that night in everyday events that will happen in the exterior world, as well as digesting it in an introvertic ride, at the double cross in the forest, at my guesthouse. I write, compelled to do so, not much concerned about the dose of pretentiousness in it all, liberated as if some dam was , if not broken, at least lifted for now :

“To grow certain qualities, character, as plants, you invest, you fertilize, you water them – kindness, less irritability, accesibility, calmer tone of my voice, lesser invasiveness of views, awareness of intention, to speak only if what you say can bring something good. / On base from all that good fruits grow (ha-ha), or maybe another layers, another branches. You receive, you receive, “sacred give me”, ” santo daime”. You get frames, you get lovers, you get body, food. You take care of your health, of your body > it works,  you take care of your home > you have joy, you have guests. You take care, you pay attention”

 

***

 

W tych dniach które nadejdą powtarzam czasem doświadczenie z tej nocy w codziennych wydarzeniach które będą mieć miejsce w świecie “zewnętrznym”, jak również przetrawiam je w introwertycznej eksploracji, przy podwójnym krzyżu w Estrela da Mata, czy w swoim drewnianym domku. Piszę, zmuszony do tego przez wewnętrzną potrzebę, niespecjalnie przejęty tym jaka w tym dawka pretensjonalności, wyzwolony pod tym względem jakby jakaś tama jeśli nie pękła, to przynajmniej została częściowo podniesiona :

“Hodować pewne cechy, charakter, jak rosliny, inwestujesz, nawozisz, podlewasz – życzliwość, nie-nerwowość, przystępność charakteru, łagodniejszy ton, nieinwazyjność poglądów, świadomość intencji, mówisz, jeśli to co masz powiedzieć przyniesie coś dobrego. / Na bazie tego wszystkiego rosną owoce (he, he) a może kolejne odnogi, kolejne warstwy. Dostajesz, dostajesz, “święte daj mi”, “santo daime”. Dostajesz kadry, kochanki, ciało, jedzenie. Dbasz o zdrowie, o ciało > ono działa, dbasz  dom > masz  radość, masz gości. Dbasz, przykładasz uwagę.”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Avé Maria, cheia de graça,
o Senhor é convosco.
Bendita sois vós entre as mulheres;
bendito é o fruto do vosso ventre, Jesus.
Santa Maria, mãe de Deus,
rogai por nós, pecadores,
agora e na hora da nossa morte.
Amen

 

 

 

Hail Mary, full of grace,
our Lord is with thee,
blessed art thou among women,
and blessed is the fruit of thy womb, Jesus.
Holy Mary, mother of God,
pray for us sinners, now, and in
the hour of our death.
Amen.

 

***

 

Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami,
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi
teraz i w godzinę śmierci naszej.
Amen.

 

 

 

 

6 AM. We wake up early and go to Santa Casa, there a big, fat spliff is rolled. Here in Mapia no tobacco is used in the mix, only pure natural cannabis. The ceremony is led by lovely elderly lady, with constant smile on her face. We smoke in silence and then raise up and do the whole rosary, all those Hail Marys and Paternosters. My head is dizzy, and whether by sudden change of pressure when getting up in this state, or some other reason, I do feel something happening, something so strong I can barely stand. What a way to start a day.

In this religious tradition, cannabis is considered holy sacrament, female force corresponding to Virgin Mary, called Santa Maria, to be consecrated, used in meditation and as a guiding tool in life. When I asked a father of 19 year old boy, a hard working, calm man in his fifties, when his son started to smoke, he replied : 5 minutes. 5 minutes? Yeah, he was just born when we first blew the smoke in his face.

 

***

 

6 rano. Budzimy się wcześnie i idziemy do Santa Casa, Świętego Domu, gdzie skręcany jest gruby spliff. Tutaj w Mapii nie miesza się z tytoniem, tylko czyste, naturalne konopie. Ceremonie prowadzi przemiła starsza pani z nieznikającym z twarzy uśmiechem. Palimy w milczeniu, i nagle wstajemy się i zaczynamy odmawianie różańca, wszystkie te zdrowaśmario i ojczenasz. Kręci mi się w głowie, czy to przez zmianę ciśnienia przez gwałtowne poderwanie się w tym stanie, czy z innego powodu, w każdym razie uczucia przepływające przeze mnie są tak silne, że ledwie mogę ustać. Co za sposób na rozpoczęcie dnia.

W tej religijnej tradycji konopia uważana jest za święty sakrament, żeńską siłę odpowiadającą Maryi, nazywana zresztą Santa Maria, poświęcana, używana w medytacji, jako narzędzie prowadzące przez życie. Kiedy zapytałem ojca dziewietnastoletniego chłopaka, spokojnego mężczyznę po pięćdziesiątce, kiedy jego syn zaczął palić, ten odparł : 5 minut. 5 minut? Tak, dopiero co się urodził, kiedy pierwszy raz wdmuchnęliśmy mu dym w twarz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In this story about Santo Daime you may find lots of philosophy and mysticism, which can be hard to digest, so here is some concrete stuff for a change for those alergic to new age talk. Last autumn, after another year in arid, hot desert lands, I developed, what a surprise, sand in my kidneys. Of course it is my mind connecting everything with everything that makes this narrative of travelling in deserts being related to sand inside, but to be honest, modern medicine knows very little why this quite common and painful problem occurs. In fact, modern medicine knows very little about reasons why these pieces of machine , as it sees human body,  get broken. In this case, it also knows little how to fix it. I have in my family some connections with high ranking doctors, that help in getting through fucked up medical system, but none of them could help with the problem itself, and apart from pain coming on and off in random moments, pissing became bigger and bigger issue. I tried different things, including expensive hospital machines that go “beep”, but all these doctors could say is they don’t know if, when and how I can solve the problem. To give you idea how painful it can be, some women who experienced both sand in kidneys and childbirth say they prefer the latter.

 

***

 

W tej historii o Santo Daime znajdziecie dużo filozofiii i mistycyzmu, który może byc trudny do strawienia, więc teraz dla odmiany trochę konkretów dla tych uczulonych na new-agowe gadki. Ostatniej jesieni, po kolejnym roku włóczenia się po suchych, gorących i pustynnych krainach, dorobiłem się, co za niespodzianka, piasku w nerkach. Oczywiście to mój łączący wszystko-ze-wszystkim umysł buduje taką narrację w której jest jakiś związek między piaskiem w środku a tym ze środowiska jakie mnie otacza, ale bądźmy szczerzy, współczesna medycyna niewiele może powiedzieć o przyczynach tego bolesnego i dość powszechnego problemu. W istocie, współczesna medycyna niewiele może powiedzieć o powodach dla których psuje się większość z trybików tej maszyny, jak postrzega ona ciało. W tym wypadku, niewiele wie także jak ten akurat trybik naprawić. W mojej rodzinie mam nieco kontaktów między wysoko postawionymi doktorami, którzy mogą pomóc w prześlizgnięciu się przez popieprzony system opieki zdrowotnej, ale żaden z nich nie mógł pomóc rozwiązać problemu, nawet ordynator urologii, i poza bólem pojawiającym się w nerce w przypadkowych momentach, każde sikanie stawało się dużym wyzwaniem. Próbowałem różnych rzeczy, wliczając w to drogie i nowoczesne lasery które robią “bip”, ale wszyscy ci doktorzy przyznawali że nie wiedzą czy, kiedy i jak zakończy się sprawa. Aby dać pojęcie jaki to może być ból ( chociaż mój nie był aż taki ), niektóre kobiety które doświadczyły zarówno piasku w nerkach jak i rodzenia dzieci twierdzą że wolały to ostatnie.

 

 

 

And then I went to Amazon, land of flux, ever flowing water. The sound of water was everywhere, every day, streams, rivers, rain, day and night. And I drunk a lot of ayahuasca, the medicine of the forest, and the problem was gone just like that. Now go and find your rationalist explanations, I don’t think I need.

 

***

I wtedy pojechałem do Amazonii, krainy przepływu, wciąż płynącej wody. Dźwięk wody był wszędzie, każdego dnia, strumienie, rzeki, deszcz, dzień i noc. A ja piłem dużo ayahuaski, lekarstwa z lasu, i problem zniknął, ot tak. Teraz idźcie i szukajcie swych racjonalnych wytłumaczeń, ja nie sądzę abym tego potrzebował.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Words, these tiny mouth noises we are making, most likely, for last several thousand years, and for last seven thousands or so try to put in two dimensions, fetishizing it as source of all wisdom, a must for anyone who wants to learn about life, even source of divinity in case of some major religions. I work with words and I work with images, and despite being aware that complaining about them can be in my case like a lazy carpenter complaining about his hammer, I can’t help but noticing, again and again, that they are often rather escape than solution, that all the most important cognition is happening somewhere between senses, so neither what I hear or what I see is the truth I experience, so what to say about passing it on, through rusted canals of communication, into your ears, into your ears and then into your minds. It can at best be approximation of experience, to be really understood, if you experienced something similar yourself at some point. Words are good at practical things, for sure, to say where the danger is or which herbs are edible. But so often they fail.

 

***

 

Słowa, te małe dźwięki paszczą, które produkujemy, najprawdopodobniej przez ostatnie kilkadziesiąt tysięcy lat, a przez mniej więcej ostatnie siedem tysięcy próbujemy zapisywać w dwóch wymiarach, fetyszyzując jako źródło całej mądrości, niezbędnik dla każdego kto chce uczyć się o życiu, nawet źródło boskości, w wypadku niektórych dużych religii. Pracuję ze słowami  i pracuję z obrazami, i pomimo tego że jestem świadomy iż marudzenie w mym wypadku może być jak narzekanie stolarza na młotek, nie mogę nie zauważyć po raz kolejny, że są one raczej ucieczką niż odpowiedzią, że najważniejsze poznanie ma miejsce gdzieś pomiędzy zmysłami, więc ani to co słyszę ani to co widzę nie jest prawdą której doświadczam, a cóż powiedzieć o przekazaniu tego dalej, przez zardzewiałe kanały komunikacji, do waszych uszu, oczu i dalej do waszych umysłów. W najlepszym wypadku będzie to przybliżenie doświadzenia, do zrozumienia dopiero wtedy, kiedy w jakiś sposób, kiedyś, doświadczyliście czegoś podobnego sami. Słowa są dobre do praktycznych zastosowań, na pewno, aby określić gdzie czai się zagrożenie czy które zioła są jadalne. Ale tak często zawodzą.

 

 

 

 

Nevertheless, I pursue my addiction, that stops me from delving into other realms of being. I want to feel the world more in tired muscles and to talk more through feet, through touch , by action, but ego wants to absorb what it already knows to absorb, and then to produce, what it is already reasonably good at producing. So yeah, in my stay in Ceu do Mapia I work more than before, every day I go to a place where we prepare and boil sacred brew, but I also escape in my mind, into reading, in ever occurring synchronicity with experience of those days, discovering catchy thoughts and phrases, processing them, and now, back in Poland, I sit in front of my computer and spit out, despite spring sun outside.

 

***

 

Pomimo tego folguję dalej swojemu uzależnieniu, które powstrzymuje mnie od zanurkowania w inne zakątki rzeczywistości. Chcę czuć bardziej świat w zmęczonych mięśniach i gadać więcej stopami, dotykiem, działaniem, ale ego chce wsysać więcej tego co już umie dobrze wsysać, a potem produkować, to, co całkiem nieźle już umie produkować. Więc istotnie, podczas pobytu w Ceu do Mapia pracuję więcej niż przedtem, codziennie idąc do roboty w miejscu gdzie przygotowujemy i gotujemy święty wywar, ale także dużo uciekam do swojego umysłu, w czytanie, w coraz częstszej synchroniczności o rzeczach które dopiero co się zdarzyły tu i teraz, odkrywając zgrabne myśli i cytaty, przerabiając je, a teraz, z powrotem w Polsce, siedze przed swym komputerem i wypluwam, mimo wiosennego słońca na zewnatrz.

 

 

 

In the ayahuasca experience, words have special place. They seem not to come from individual mind, but from some kind of overmind that forces its servant, the individual, to make sounds it can not explain, but only pass on as best as it can, according to given abilities, record, and use for others, as a kind of guiding tool to the experience that lies beyond, whether in form of shamanic icaros, or the doctrine of Santo Daime contained in the hymns. So it happens with images, that translate the vision received, art being the map, but it is never enough to stress, do not confuse map for reality.

 

***

 

W ayahuaskowym doświadczeniu, słowa mają szczególne znaczenie. Wydaje się, że niektóre nie pochodzą z indywidualnego umysłu, ale z pewnego nadrzędnego “nadumysłu”, kolektywnej nieświadomości, która zmusza swego sługę, jednostkę, do wydawania dźwięków jakie trudno racjonalnie wytłumaczyć, można jedynie, najlepiej jak się potrafi, dzieki otrzymanym umiejętnościom i talentom, przekazywać dalej, rejestrować, używać jako rodzaj narzędzia prowadzącego innych do doświadczenia, które leży poza tymi słowami, czy to w formie szamańskich icaros, czy też hymnów zawierających doktrynę Santo Daime. To samo dzieje się z obrazami, które tłumaczą otrzymane wizje, sztuka działająca jako mapa, ale nigdy za dużo podkreślania, nie pomylcie mapy z rzeczywistością do której prowadzi.

 

 

 

And above all , remember the following, what seems banal and trivial in the world of words, world which ever thirsty for more, and more complex, as in puzzling escape from obvious. The best and most lasting message is through action.

 

***

 

Przede wszystkim jednak, pamiętajcie o tym co poniżej, chociaż wydać się to może banałem, w świecie słów, świecie wciąż spragnionym coraz więcej i coraz bardziej wyrafinowanego,  w zagadkowej ucieczce od oczywistego. Najlepszym i najbardziej trwałym przekazem jest działanie.

 

 

 

 

 

 

 

In a twisted, serpentine way, sideways, with detours in physical world and detours of the mind we move forward, onward, following footsteps of psychodelic pioneers, starting from Colonia 5000, then buses on red roads and boats on brown river, into even more winding and narrow stream, canoe sneaking through the bushes, which like a veil separate us from Mapia. Capital of Daime, jungle community called Ceu do Mapia. Heaven of Mapia.

 

***

 

Krętym, wężowym sposobem, wijąc się na boki, zarówno w fizycznym świecie jak i w krainie umysłu, posuwamy się przed siebie, wytrwale naprzód, po śladach psychodelicznych pionierów, startując z Colonii 5000, potem autobus do stanu Amazonas, po czerwonej drodze, dalej łódź na brązowej rzece, w coraz bardziej powyginany i wąski strumień, kanoe prześlizguje się przez krzaki, których kolejne warstwy jak zasłony oddzielają nas od Mapii. Stolica Daime, leśna społeczność zwana Ceu do Mapia. Niebo Mapia.

 

 

 

 

 

 

 

I am lazy asshole so instead of digging and chopping I hide in shadow on my hammock and read. Joseph Campbell’s “Creative Mythology” is my theoretical companion on this practical journey into realms of myth. I read about things I loved for years, about Celtic mythology, about archetypes that now became more accessible than ever. Some of the events and ideas mentioned are  hundreds years old, yet strangely resonating with my experience here and now.

Giordano Bruno, one of many victims of Holy Roman Church ( which recently, after 400 years finally had guts to apologize for this act ) was not burned, as many may believe, only for his scientific ideas about cosmos and about earth not being centre of universe. That last thing was proven by Copernicus some years earlier, and Bruno was just teaching that despite Church warnings. But his real sin was different, it was religious heresy most dangerous to the institution of church, about God being present in nature. Let Campbell speak :

Now it was exactly this idea of an approach to spirit through nature that was the capital heresy of that bold young Dominican monk was burned alive at the stake, at the age of fifty-two :
“All of God is in all things (although not totally, but in some more abundantly and in others less),” Giordano Bruno of Nola had written, too clearly, in his reprobated work, The Expulsion of the Triumphant Beast. “Because just as Divinity descends, in a certain manner, to the extent that one communicates with Nature, so one ascends to Divinity through Nature, as by means of a life resplendent in natural things one rises to the life that presides over them.”

 

 

 

 

Jestem leniwym dupkiem, więc zamiast kopania i wycinania ukrywam się w cieniu na hamaku i czytam. “Kreatywna Mitologia” Josepha Campbella jest moim teoretycznym przewodnikiem w tej praktycznej podróży do krainy mitu. Czytam o rzeczach, które fascynowały mnie od lat, o celtyckiej mitologii, o archetypach teraz bardziej dostępnych i jasnych niż kiedykolwiek. Niektóre z wydarzeń i idei opisywanych mają kilkaset lat, a przecież tak dziwnie dopasowują się do tego czego doświadczam tu i teraz.

Giordano Bruno, jedna z wielu ofiar Świętego i Powszechnego Kościoła Rzymskiego ( który ostatnio, po 400 latach w końcu znalazł odwagę aby przeprosić za swój, łagodnie powiedziane, kontrowersyjny czyn ) nie został spalony, jak wielu pewnie wierzy, tylko za swe naukowe odkrycia, o budowie kosmosu, i o ziemi nie będącej w centrum wszechświata. To ostatnie zostało udowodnione przez Kopernika a Bruno jedynie rozpowszechniał “nową” wiedzę, pomimo ostrzeżeń Kościoła.  Ale jego prawdziwy grzech był inny, była to religijna herezja niezwykle niebezpieczna dla instytucji kościoła, o Bogu obecnym w naturze. Pozwólmy mówić Campbellowi :

To był dokładnie ten pomysł dotarcia do ducha poprzez naturę, jaki stanowił główną herezję, za którą ten śmiały dominikański mnich został spalony żywcem na stosie, w wieku pięćdziesięciu dwóch lat : ” Całość Boga jest we wszystkich rzeczach ( chociaż nie całkowicie, ale w niektórych bardziej, a w innych mniej )” napisał Giordano Bruno z Nola, zbyt wyraźnie, w swej potepionej pracy, Wygnanie Triumfującej Bestii, “ponieważ tak samo jak Boskość zstępuje, w pewien sposób, w stopniu w jakim komunikujemy się z Naturą, tak też wznosimy się do boskości poprzez Naturę, za pomocą życia olśniewającego w rzeczach naturalnych dotrzeć można do tego Życia, które jest ponad nimi”

 

 

What I am talking about is a frontier of mind and matter, frontier of forest and field, frontier of unconscious and what is thought, said and acted, frontier of wild and cultivated.

 

***

 

Mowa tu będzie o granicy między umysłem i materią, pograniczu lasu i pola, nieświadomości i tego co jest myślane, mówione, czynione, granicy dzikiego i uprawianego.

 

 

 

From the chaotic notes done on the journey. Sometimes I want to reveal the state of mind There and Then, without interpretation from Here and After. Funny, sometimes I can’t read my own writing or I can read but don’t know what I meant at that times. Errors of communication, even with our own memory.

“fact : they do the christian cross sign with a smoking spliff of Santa Maria in hand, like some kind of incense. (…) Santa Maria, it binds, it ties, it entangles, like a vine, like a snake, it slows down, bigger mess , more chaos, but it is not a chaos of junkie den, it is organic rhythm and growth, slowed down, still going forward, but not a rat race any more, work, but not crazy, a herb of fixing and correcting, herb of calming down. They come here for a week, stay three, six months, a year”

But where to hurry and what for?

 

***

 

Z luźnych notatek robionych podczas podróży. Czasami chcę ujawnić swój stan umysłu Tam i Wtedy, bez rozwinięć i interpretacji z Teraz i Potem. Zabawne, ale nieraz nie mogę przeczytać własnego pisma, albo czytam i nie wiem co wtedy miałem na myśli. Błędy w komunikacji, nawet z własną pamięcią.

“fakt : żegnają się znakiem krzyża, z dymiącym jointem z Santa Marii w ręce, niczym kadzidła (… ) Santa Maria…związuje, splątuje, wiąże, ukorzenia, jak liana, jak wąż, spowalnia, większy bałagan ( ale to nie chaos narkomańskiej meliny ), to organiczny rytm, wyhamowanie, do przodu ale już nie w szczurzym wyścigu, praca ale nie straceńcza, zioło korekty, zioło uspokojenia. Przyjeżdżają na tydzień, zostają trzy, sześć miesięcy, rok”

Ale po co i gdzie się śpieszyć?

 

 

Entangled or settled, lost or found? Is it what I hope it is, the way of reconciliation against the path of conflict and rebellion, calming down of the restless, fixing what is torn apart, a kind of psychedelic asylum treating neurosis of the modern world, with aid of mysterious plant extract? Being here one things seems almost certain, despite falling down, despite their conflicts and failures, these are not drop outs in the bad sense, they are not nihilist for sure, they do not give up, on the contrary, it is very optimistic to find young people so honest at their work, seeking improvement, not only full of ideals, but actually at work to make them come true. But, to the members of outside society, their way, their rhythm, their style, and most of all, their plant tools seem shocking, as they undermine the most essential paradigmas. They ingest physical substances unapproved by white uniformed priests of medicine, to effect psychological change. How awkward, Prozac nation, isn’t it? And they mix it with religion, scary… Religion is supposed to be about following orders , rather than work of intuition, internal processes, leading to what any orthodoxy claims to be greatest danger, “everybody interpreting things on their own”.

So how come, doing it on their own, they are able to live in so close community, in a life full of synchronicities,  and to have experiences so close to each other, that they are actually bordering telepathy? These for sure are not questions I will answer in one month but even trying is very exciting.

 

***

 

Zaplątani czy osiadli, zagubieni czy odnalezieni? Czy to jest to na co mam nadzieję, droga pogodzenia, przeciwstawiona ścieżce konfliktu i młodzieńczej rebelii, ukojenie niespokojnych, naprawienie tego co rozdarte, rodzaj psychodelicznego schroniska, gdzie leczy się neurozę współczesnego świata, przy użyciu wywaru z tajemniczych roślin? Będąc tutaj jedną rzecz zaczynam uważać za niemal pewną, pomimo upadków, pomimo konfliktów i porażek, to nie są wyrzutkowie w złym sensie, to nie są nihiliści, nie poddają się, przeciwnie, to bardzo optymistyczne, widzieć młodych ludzi tak uczciwych w swej pracy, szukających poprawy, nie tylko pełnych ideałów, ale pracujących nad ich spełnieniem. Ale dla członków społeczeństwa na zewnątrz ich droga, ich rytm, ich styl, a przede wszystkim ich roślinne narzędzia wydają się szokujące, podważają najistotniejsze paradygmaty…Wkładają oni w swe ciała fizyczne substancje nieznane lub nieakceptowane przez kapłanów medycyny, szamanów w białych fartuchach, w celu wywołania wizji i psychologicznej zmiany, rozmywając przy tym granice świata na zewnątrz i wewnątrz. Jakże to niezręczne, w cywilizacji antydepresantów i alkoholu. I do tego mieszają to z religią, przerażające… Religia przecież powinna być, jak ją zwykle znamy, oparta na wysłuchiwaniu rozkazów pośredników nieobecnego Boga w parodii rodzicielskiej gry kary i nagrody, a nie pracą z intuicją, wewnętrznym procesem, prowadzącym do tego co każda ortodoksja uważa za największe niebezpieczeństwo, że “każdy będzie interpretował rzeczy po swojemu”.

Dlaczego zatem, robiąc każdy po swojemu, są w stanie żyć tak blisko, w tak ścisłej społeczności, życiem pełnym synchroniczności, i mieć doświadczenia tak zbliżone że właściwie niewiele dzieli je od telepatii? To pytania na jakie na pewno nie znajdę odpowiedzi przez miesiąc, ale nawet próbowanie jest bardzo ekscytujące.

 

 

 

I come from a Catholic country and I was bored by religious practices and never saw anything attractive in prayers and stuff. My mother then went through various Protestant sects. So I had my fill of Jesus and Bible. I feel strange now in a place where cannabis joint is accompanied sometimes by Hail Mary and there are hymns ( featuring St George, St John Baptist, Virgin Mary and all the company ) to be sung all night when we drink ayahuasca. But I love to practice being flexible and overcoming my prejudices. Easier said than done, and this apprehension over the whole trip will clearly be big obstacle in reaching as high as I hope ( along with poor Portuguese and poor singing skills ). For now, I have nothing against a prayer before meals, I start to appreciate more and more turning every mundane activity of life into little ritual, it gives those moments meaning, rare commodity these days.  Besides, putting stuff into my body, well, is quite important activity, just asking to be appreciated in some way. Especially on birthday barbecue.

 

***

 

Pochodzę z katolickiego kraju , byłem znudzony religijnymi praktykami i nigdy nie widziałem niczego atrakcyjnego w modlitwach i tym podobnych. Moja mama przeszła szlak różnych protestanckich sekt, więc miałem serdecznie dosyć Jezusa i Biblii. Czuję się teraz raczej dziwnie w miejscu gdzie konopnemu jointowi towarzyszą nieraz zdrowaśki, a nocami przyjmując ayahuaskę śpiewa się psalmy ( w których obficie wystepują postacie świetego Jerzego, Jana, Dziewicy Maryi i całego tego towarzystwa ). Ale uwielbiam ostatnimi czasy ćwiczenie elastyczności i przekraczanie uprzedzeń. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, i te zahamowanie przez resztę tej wyprawy będzie wyraźną przeszkodą w doleceniu tak wysoko jak chciałbym dolecieć ( obok słabej znajomości portugalskiego i słabej umiejętności śpiewania ). Póki co, nie mam nic przeciwko modlitwie przed posiłkami, zaczynam doceniać coraz bardziej zamienianie każdej banalnej czynności w mały rytuał, nadaje to tym momentom znaczenia, rzadki towar w dzisiejszych czasach. Poza tym, wkładanie substancji jakichkolwiek do mojego żołądka to całkiem ważna sprawa, aż się prosi o jakieś uświęcenie, zwłaszcza urodzinowy grill.

 

 

 

 

But all this is secondary. I came here to taste Rainha, the Queen. Let the first indtroduction be courtesy of Wikipedia authors :

Chacruna :

Psychotria viridis is a shrub from the coffee family, Rubiaceae. It has many local names, including Chacruna and Chacrona (from Quechua chaqruy, “to mix”). (…)

 Psychotria viridis contains the hallucinogenic—or entheogenicindole alkaloid dimethyltryptamine (DMT) in level varying from 0.1 to 0.61% dried mass. It is known primarily as an additive to the ayahuasca brew used in South and Central America. The mechanism of action is via the monoamine oxidase inhibitor (MAOI) present in Banisteriopsis caapi, which allows ayahuasca to be effective in oral doses (unlike smoking DMT crystals which requires no conditioning partner drug). This use is legal in Brazil among native tribes and followers of some syncretic religions.

 

***

Ale to wszystko jest drugorzędne. Przyjechałem tu aby posmakować Rainha, Królowej. Niech pierwsze zapoznanie uczynią autorzy Wikipedii:

Psychotria viridis znana też jako chacruna – gatunek krzewu z rodziny marzanowatych. ( haha, kolejna “koincydencja” , zobacz mój post przed wyjazdem, “Na spotkanie Boginii” ) (…)

Zawiera indolowe alkaloidy o działaniu psychoaktywnym, głównie DMT w stężeniu około 0,1 – 0,61%. Psychotria viridis jest głównym składnikiem enteogenicznego napoju ayahuasca w południowej i centralnej części Ameryki Południowej.

Charuna w południowoamerykańskiej mitologii niesie żeńską moc, to właście liście niosą wizje, ale aby mogły się uaktywnić, musi dojść do świętego małżeństwa z męskim pierwiastkiem, reprezentowanym przez lianę jagube.

 


 
 
In the shamanic tradition what is happening under influence of psychoactive plants is often describe as a trip, a journey into higher and lower realms, sometimes astral travel, journey beyond the body, journey inside. Here, in the ayahuasca churches of Brasil, especially Santo Daime, a word trabalho, “work” is used. It is because of many reasons, one being the form of ceremony itself, but also because of another way of perceiving what happens at that time, of another value system. I will try to come back to this issue, as it seems to me I had chance to experience what it might mean. Work understood in this way can be pleasure, it is actually essential to learn its value and appreciate it, especially as your experience, stamina and firmness increase ( hence often used in the psalms “firmeza” ). But it can be a hard toil too, it all depends on the state of our interior garden.

 

***
 
 
W szamańskiej tradycji, to co dzieje się po użyciu psychoaktywnych roślin określane jest często mianem podróży, do górnego i dolnego świata, czasem podróży astralnej, podróży poza ciało, podróży w głąb. Tutaj, w tradycji ayahuaskowych kościołów, zwłaszcza w Santo Daime,  używa się określenia trabalho, “praca”. Wynika to z wielu rzeczy, z formy samej ceremonii, ale tez nieco innego postrzegania tego co dzieje sie podczas niej, innego systemu wartości. Postaram sie jeszcze do tego wrócić, bo doświadczyłem, jak mi się wydaje, co może to oznaczać. Praca tak rozumiana może byc przyjemnością,  wraz ze wzrostem doświadczenia i kondycji, wytrwałości ( stąd częste w hymnach określenie firmeza ). Ale może to być i naprawdę ciężka harówa, wszystko zależy od tego jak bardzo zaniedbaliśmy wewnętrzny ogród.

 


 
 
From my notes, there and then:

Iago ( one of those living in Colonia 5000 ), after the ceremony : form, ceremony, rules, dress, dancing routine, gestures, common rhythm, all this is for purpose of organizing things, we are like troops of spiritual militia ( uniforms ), now you don’t see that, but when there are many people in the church, 200-300, there would be chaos, if  everyone acted as he pleases, moved around his way. We work with energy, and we try to work together. Rule, religion, regulation, they are for the society, and society both takes away and gives to the individual.

There is another dualism to destroy, one side seems to be against another, but one defines the other. My chaos and individual path is only possible through that contrast. I need them ( those people, organized this way ) to define myself by contrast, but also to rest from chaos. They are me, in other time, in other moment. Ideal does not exist, ideal is in death, life is unfulfillment, imperfection, alchemical process, which as a by-product, inevitable one, has a fever, temperature of conversion and transition, boiling of the opposites, as jacube and chacruna boil together, coincidentia oppositorum, that produces something more. There is way of society, against the way of nature. Here is work of taming at the frontier, colony built around the church, but on the edge of jungle, on the edge society/nature , a homage paid to the latter from the trenches of former. A gentle fusion, while my way is the one of sharp distinction, change, jumping from one to another, from Babylon into chaos and back.

 

***

 

Z notatek na gorąco :

Iago ( jeden z mieszkańców Colonia 5000 ), po ceremonii :   forma, ceremonia, reguła, stroje, układy taneczne, gesty, rytm ruchu, to wszystko jest dla organizacji, jesteśmy jak duchowa milicja, oddział ( uniformy ) – teraz tego nie widisz, ale jak jest dużo osób, 200, 300, byłby chaos gdyby każdy robił co chce, ruszał się po swojemu. Pracujemy z energią, staramy się pracować wspólnie. Reguła, religia, regulacja są dla społeczeństwa, ale społeczeństwo zarówno zabiera jak i daje jednostce.

Kolejny dualizm do przekroczenia, jedno niby przeciwne drugiemu, jedno definiuje drugie. Mój chaos i indywidualna ścieżka możliwa przez ten kontrast. Potrzebuje ich ( tych ludzi, tak zorganizowanych ) o określenia siebie przez kontrast, ale także do odpoczynku od chaosu. Oni są mną kiedy indziej, w innym momencie. Nie ma ideału, ideał jest w śmierci, życie to niespełnienie, niedoskonałość, alchemiczny proces, którego ubocznym ale i nieodzownym skutkiem jest gorączka, temperatura przemiany, kotłowanie się przeciwności, coincidentia oppositorum,  z której wyjść może coś więcej. Droga społeczeństwa vs droga natury.  Okiełznanie na skraju, na styku, kolonia wokół kościoła, na skraju dżungli, na skraju społeczeństwo / natura, hołd tej ostatniej z okopów pierwszego. Łagodna fuzja, podczas gdy moja droga to ostre podróże, przeskoki między jednym a drugim, z Babilonu w chaos i z powrotem.

 

 

 

Ulga po ceremonii. Nie było łatwo ale wyjście jest piekne. Po raz kolejny przewija się motyw pogodzenia, właściwego biegu rzeczy. Notuję :

“przekroczyć kolejną granicę, czy raczej rozmyć kolejną granicę, uświadomienie, że jest ona iluzją, nawet ten fikcyjny dualizm “jestem pomiędzy, na granicy” a jestem w którymś ze światów, między włóczę się i spoglądam spoza a przynależę”

Jest jedna rzeczywistość, jedno “Jestem”. Jestem, który jestem, jestem gdzie jestem, tam gdzie powinienem być. Spokój, pogodzenie, ulga, ten moment kiedy wężowym sykiem wypuszczane powietrze samo wydostaje się z mych płuc, kiedy ciało wie lepiej niż śmieszny, żyjący w oddzieleniu umysł. Teraz przypominam sobie kiedy starszej Hiszpance o tym mówiłem na Rainbow, parę lat temu, o tych niepokojach, o tym, że chyba chciałbym gdzieś przynależeć, być, na przykład na stałe , na tym Rainbow. Ha, teraz rozumiem śmieszność tego ” na stałe”, a ona wtedy się śmiała, i mówiła, no przecież jesteś. No tak, teraz też, jestem, na werandzie z ludźmi,  tańcząc w nocnej ceremonii, podczas medytacji, w hymnach, przy wciąganiu rape.

 

***

 

Feeling of relief after the ceremony. It wasn’t easy, but way out is beautiful. This is not the first time when the theme of acceptance is so clear, feeling of the things being on right track. I am writing down :

“to cross another border, or rather dissolve another boundary, realize it is illusionary, even that false dualism “i am between, on the edge of worlds” against  “i am of the world”, dualism of “I fly high and see from outside” against “I belong”.

There is one reality, one I AM. I am who I am, I am where I am, where I should be. Peace, acceptance, relief, that moment with a serpent’s hiss air leaves my lungs and mouth, without control, as of its own life and will, body knowing better what to do that this ridiculous mind living in illusion of separation. Now I remember when I spoke to one Spanish woman in Rainbow gathering two years back, about those anxieties, about need to belong somewhere, to be in more permanent way, for example on that Rainbow. Now I get the joke in this “permanence”, and she laughed then and said, well, you are. Yes, I am, now as well, on the porch with these folks, dancing in night ceremony, during meditation, in hymns, sniffing rape.

 

 
 
Notes from these days :

Farmers / worldview – earth as mother / value of work, transformation of land. As in the hymns, so in life, what in psychodelic ceremony in the night, so in the garden, in family, in community next day. So this ain’t hallucination, this is school of life. Regularity. Midday meals daily around 13:00, so they can be patient and calm, firm at work, sure of things.

Nomads / earth as space / Father Sky. Changing rhythm, following their animals. Trip & journey, in place of “work”. Shaman journeys between worlds, even language betrays the difference, in shamanism there is journey, here in Santo Daime trabalho, work, patient labour. Moving across the landscape vs its modification.

Physical activity > healthy life

 

***

 

Dalszy ciag notatek z tamtych dni :

Farmerzy / etos ziemia jako matka / praca. Cierpliwość, wytrwałość. To co w hymnach, to w życiu, to co w psychodelicznej ceremonii w nocy, tak też w ogrodzie, w rodzinie, we wspólnocie następnego dnia. Zatem to nie halucynacja, to nauka życia. Regularność. Posiłki zawsze koło 13:00, więc cierpliwi i wytrwali w pracy, bo mogą przewidywać.

Nomadzi / ziemia jako przestrzeń / ojciec niebo. Zmienne tempo, tak jak ich zwierzęta. Trip / Podróż. Szaman podróżuje między światami, nawet język zdradza różnicę, w szamanizmie jest podróż, tutaj, w Santo Daime jest trabalho, praca, żmudna, cierpliwa praca. Przemieszczanie się przez krajobraz vs  jego modyfikacja.

Aktywność fizyczna > zdrowe życie.

 

 

 

 

The work ethic is a good thing , but this is nice and slow, unlike the mad workaholism of the world these people escaped, it is learning through work, but without stress, like with a patient grandfather rather than frustrated father who yells at you, much less like any boss that taught you by his angry ways how to hate work. And a good tool for this modification is cannabis, called Santa Maria here. It slows you down, but a good natural weed doesn’t kill your will to do things, especially things you love , it just put things in balance. Your may not grow into successful business in few years time, but that is precisely what we want to avoid. Slight chaos creeps in but it is not chaos that disintegrates. It is a blessing, rest, a gift , herb that brings you into the moment, teaches to appreciate even the toil and sweat, a sacrament. They pray : Santa Maria, full of grace. It is.

 

***

 

Zatem mamy tu hippisów z etyką stawiającą na pierwszym miejscu miłość i pracę. Ale to praca miła, spokojna, nie szalony pracoholizm od którego uciekli, to nauka poprzez pracę, ale bez stresu, niczym pod przewodnictwem cierpliwego dziadka, a nie sfrustrowanego ojca który wrzeszczy na pomyłki, a tym bardziej nie jak pod batem szefa który nauczył nas jak nienawidzieć pracy. I doskonałym narzędziem tej drobnej ale istotnej korekty jest konopia, nazywana tu Świetą Marią. Ona spowalnia, ale dobre naturalne zioło nie zabija woli robienia, zwłaszcza rzeczy których wartość rozumiesz, jedynie ustawia je we właściwej hierarchii. Być może nie rozwiniesz swej farmy w wielkie przedsiebiorstwo w ciągu kilku lat, ale to dokładnie to, czego chcemy uniknąć. Lekki chaos i dekonstrukcja oczywiście wślizguje się, ale to nie chaos destrukcyjny. To ziele błogosławieństwa, odpoczynku, podarunek, ziele które sprowadza cię do TEJ chwili, uczy doceniać nawet smak harówki i potu. Sakrament. Tutaj modlą się : Święta Mario, łaskiś pełna. Bo jest.

 

 

 
“spirituality/spirit. higher, but what above, so below, sometimes flight, sometimes fall, disease, filth, risk, unstability. Here is sanatorium for travelers, vagabonds, those with heads in clouds, ex-nomads in need of grounding. So really, that division above, this dualism journey/work is only real if we analyse small piece of time and space. There is time for this and for that, they are various stages of life journey, like those of the sadhus, who in one life can turn from accountant to dust covered ascetic and back. Here too, perhaps, work will strenghten our heroes enough so that they may hit the road again, come back on camino de viaje.

 

***
 

“duchowość/duch. bujanka. wyżej, ale co na górę, to na dół, choroba, brud, ryzyko, niestabilność. Tutaj jest sanatorium Colonia 5000. Sanatorium dla podróżników, włóczęgów, bujaczy w obłokach, ex-nomadów w potrzebie uziemienia. Więc tak naprawdę, ten podział z powyżej, ten dualizm podróż/praca jest też jedynie realny jeżeli weźmiemy wąski wycinek czasu i przestrzeni. Jest czas na to i na to, są różne etapy, jak sadhu którzy w ciągu jednego życia mogą być i księgowym i pokrytym kurzem ascetą,  praca być może też wzmocni naszych bohaterów na tyle, że ruszą znów w drogę , wrócą na camino de viaje”

 

 

 

 
 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.