światosław / tales from the world

archive for

April, 2013

Colonia 5000

April 15th, 2013

Colonia 5000. My first days here. I try to get my bearings after long journey from Europe. I know no other place in Brasil, I came straight to this isolated state of Acre, even in transfer at Belo Horizonte airport the gate to Rio Branco was not marked, just lumped under “remote destinations”. In Rio Branco I take a local bus and end up walking red earth road , passing church after church, strange and obscure religious communities sunken in lush green background, first some evangelists, but then those give way to double cross signaling I am in Santo Daime land.

 

***

 

Colonia 5000. Moje pierwsze dni. Próbuję się ogarnąć po długiej podróży z Europy. Nie znam żadnego innego miejsca w Brazyli, przyleciałem wprost do tego odizolowanego stanu Acre przy boliwijskiej granicy, nawet na transferze w Belo Horizonte bramka do Rio Branco nie była oznaczona, kazano mi jedynie czekać pod tablicą “odległe kierunki”. W Rio Branco biorę lokalny autobus, zaliczam pierwszą tropikalną ulewę, wreszcie maszeruję czerwoną drogą, mijając kościołohacjendy ( w zasadzie hacjenda tutaj to fazenda, oba pochodzą od rdzenia “robić”, ważny fakt wbrew pozorom ). Dziwne, mało znane religijne wspólnoty zatopione w soczystej zieleni, najpierw jacyś ewangeliści, z tej fali religii w północnoamerykańskim stylu jaka ostatnio zalewa kontynent, ale potem zaczynają się podwójne krzyże, sygnał iż jestem już w krainie Santo Daime.

 

 

When I get to the colony, it is almost dark, its inhabitants have just finished their evening prayers and are curious to greet first visitor from Eastern Europe. They come from many countries, France, Colombia, Argentina, Chile, Brasil,  travelers entangled in invisible jungle of vines of the mind, settled now for some time, patients one may say, curing various ilnesses of soul and body, but I will learn of that in days to come. Waiting for my first ceremony, which will be concentração,  concentration, I settle in the moment too, putting my hammock in one of ruined houses of the original colony established by Sebastiao Mota years ago. It takes little time for jungle to claim what was taken from it by humans, and as I will learn in those days too, constant work is the only defense humans can have, both against the jungle of the outside world but against the dark forest of the psyche as well. That, perhaps is the most important lesson of daime. But let’s not go  too far ahead and have a look around, at things and signs, look for plants, sun, moon and stars. They are signs of the road to take, this time a road inside.

 

***

 

Kiedy docieram do kolonii jest już prawie noc, mieszkańcy właśnie kończą swe wieczorne modlitwy, i są zaciekawieni pierwszym gościem z Europy Wschodniej. Pochodzą z wielu krajów, Francji, Kolumbii, Argentyny, Chile, Brazylii. Podróżnicy zaplątani w niewidzialną dżunglę lian umysłu, osiadli teraz, na jakiś czas, można by rzec pacjenci uczący się przynależności, leczący choroby ciała i duszy, ale o tym dowiem się w nadchodzących dniach. Czekając na moją pierwszą ceremonię, concentração, koncentrację, również osiadam w Teraz, zawieszam swój hamak w jednym ze zruinowanych domostw pierwotnej kolonii, założonej przez Sebastiao Mota lata temu. Niewiele potrzeba czasu dżungli aby odzyskała to co zabrali jej ludzie, zdekonstruowała to co zbudowali, i jak też nauczę się w najbliższych dniach, nieustająca praca to jedyna obrona jaką człowiek ma , zarówno przed tą dżunglą świata zewnętrznego, ale także przed ciemnym lasem wewnątrz. To być może najważniejsza lekcja daime. Ale nie wybiegajmy za daleko do przodu, i rozejrzymy się dookoła, patrząc na rzeczy, zwierzęta i rośliny, szukając słońca, księżyca, gwiazd. To znaki drogi , tym razem biegnącej w głąb.

 

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

I am not a journalist, but I have a notebook and write things down sometimes. That day I wrote about tourism and about Sergio.

 

***

 

Nie jestem dziennikarzem, ale mam notes i czasem coś zapisuję. Tego dnia napisałem notkę o turystyce i o Sergio.

 

 

 

To make my journey as cheap as possible I combine many flights. I am traveling on Ryanair to Barcelona, next day is my flight to Madrid, then to Salvador, then to Belo Horizonte, finally Rio Branco. On board I listen to one of fascinating trialogues between Rupert Sheldrake, Ralph Abraham, and Terence Mckenna. This one is about resacralization of heavens. Once, all the earth and all heavens were sacred, and certain places, recognized as power points, were focus of pilgrimages, there gathered the mystics and saints, and then ordinary pilgrims flocked. Religions changed but places did not. I remember my pilgrimage to the Bektashi Sufi gathering on Tomori mountain in Albania, place once dedicated to Zeus, now Allah, same mountain, where heavens and earth meet.

 

This was negated for the first time in northern Europe, where austere Protestants, with their strict, fanatic adherence to the Scripture, as the only source of divine wisdom, claimed there is nothing between man and God, the world is dead, matter, worth only contempt, there is Creator and man, created, there is no divinity in nature, no soul, even in animals ( which even medieval Catholics recognized , hence anima>animals ). So pilgrimages were over, but nature detests void, and it is in Protestant lands that idea of tourism appeared for the first time, natural consequence of worldview that earth is just a pool of resources, a playground to be used and abused by humans.

 

***

 

Aby podróżować jak najtaniej łączę ze sobą wielę tanich lotów. Lecę Ryanairem do Barclony, nastepnego dnia mam lot do Madrytu, potem do Salwadoru, do Belo Horizonte, wreszcie Rio Branco. Na pokładzie słucham jednego z fascynujących trialogów pomiędzy Rupertem Sheldrake, Ralphem Abrahamem i Terencem McKenną. Ten jest o resakralizacji nieba. Kiedyś cała ziemia i wszystkie nieba były święte, a szczególne miejsca, rozpoznane jako punkty mocy, celem pielgrzymek, tam zbierali się mistycy i święci, a potem zwykli pielgrzymi. Religie zmieniały się ale miejsca nie. Przypominam sobie swą pielgrzymkę na zgromadzenie bektaszytów na szczycie góry Tomori w Albanii, miejsce poświęcone wcześniej Zeusowi, teraz Allahowi, ta sama góra, gdzie spotykają się ziemia i niebiosa.

Ten stan rzeczy po raz pierwszy zanegowano w północnej Europie, gdzie ponurzy i surowi protestanci, fanatycznie przywiązani do swego Pisma jako jedynego źródła boskiej mądrości, uznali że nie ma nic pomiędzy człowiekiem i Bogiem, świat jest martwy, martwa materia, godna jedynie pogardy, jest Stworzyciel i jest oddzielony od niego, stworzony człowiek, nie ma boskości w naturze, nie ma duszy, nawet w zwierzętach ( w co wierzyli nawet średniowieczni katolicy ). Pielgrzymki zatem się zakończyły, ale natura nie znosi próżni, i to właśnie w tych północnych protestanckich krainach pojawiła się po raz pierwszy idea turystyki, naturalna konsekwencja takiej wizji świata w której ziemia jest jedynie zbiorem zasobów, placem zabaw jaki ludzie mogą wykorzystywać i używać do woli, do oporu.

 

 

But we are in the time of Archaic Revival now. I land in Barcelona and stay one night at Sergio’s place. He is a lawyer I met in Pahar Ganj in Delhi couple of years ago when volcano eruption grounded air traffic to Europe. Frustrated by his job, as so many young Spaniards, he hates the system, its values, but is a good guy, we got along very well, we ended up in Mc Leod Ganj on meditation course. Now I am talking with him about my journey to Brasil.  A joint after joint, here in Catalonia Moroccan hashish is common like cigarettes. Sergio is depressed. He works now in water company but can lose job any time, and so his work mates, even superiors, so everyone is scared, worried, nervous, angry towards each other. They are middle class falling out of the race. But in some way, that crisis makes them awaken, makes them question things, ask, search. Every year, on Saint John night, the summer solistice, Sergio is going to his favourite wild beach, together with his girfriend. They eat magic mushrooms, and dive. When water surrounds him, in every little place and corner of his body he feels the touch of the world.

 

***

 

Teraz jednak nadchodzi czas Archaicznego Odrodzenia. Ląduję w Barcelonie i jadę do Sergio gdzie spędze noc. Jest to prawnik którego spotkałem parę lat temu na Pahar Ganj w Delhi, siedzieliśmy przy tym samym stoliku taniej knajpy, czekając 10 dni aż ruszą samoloty do Europy uziemione przez wybuch islandzkiego wulkanu. Sfrustrowany, jak tylu młodych Hiszpanów, nienawidzi systemu i jego wartości, ale to dobry człowiek, dobrze się dogadywaliśmy, trafiliśmy nawet razem na kurs medytacji w Mc Leod Ganj. Teraz gadam z nim o mojej podróży do Brazylii, o polityce, o psychodelikach. Joint za jointem, tu w Katalonii marokański haszysz jest tani i wszechobecny jak papierosy. Sergio jest przygnębiony. Pracuje w wodociagach ale czuje że może stracić pracę w każdej chwili, podobnie jak kumple, a nawet przełożeni, więc wszyscy są przerażeni, zamartwiają się, pełni nerwów, wściekli i agresywni wobec siebie nawzjem. Są niedoszłymi członkami klasy średniej wypadającymi z wyścigu. Ale w jakiś sposób ten Kryzys doprowadza do ich przebudzenia, powoduje że zaczynaja mysleć i zadawać pytania. Każdego roku, w noc świętego Jana, w letnie przesilenie, Sergio jedzie ze swą dziewczyną na ulubioną dziką plażę. Jedzą magiczne grzyby i nurkuja. Kiedy woda otacza go , w każdym fragmencie, w każdym zakątku ciała czuje dotyk świata.

 

 

 

 

 

A Forca Viva

April 14th, 2013

 

For a good start, may the story tell itself

 

 

 

“A força viva do meu Pai que está no Sol eu chamo aqui!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva é poderosa e nada pode resistir!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva vem curar e fazer o amor fluir!
eu chamo a força, eu chamo a força, eu chamo agora e chamo aqui…
A força viva do meu Pai que está no Sol faz clarear!
quando ela chega num instante tudo está em seu lugar.”

 

 

 

“I summon the living force of my Father which is in the Sun !
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The force alive and mighty that nothing can resist!
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The living force to come and heal and make love flow !
I call the force, I call the force, I call it now and I call it here !
The living force of my Father which is in the Sun makes clear !
When it arrives in an instant everything is in its place”

 

***

 

“Wzywam żywą siłę mego Ojca która jest w słońcu
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Siłę żywą i potężną której nic się nie oprze!
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Żywą siłę aby przyszła uleczyć i sprawić by miłość płynęła !
Wzywam siłę, wzywam siłę, wzywam ją teraz i wzywam tutaj !
Żywa siła mego Ojca która jest w słońcu rozjaśnia
Kiedy przychodzi, w mgnieniu oka wszystko jest na swym miejscu”

 

 

 

 

 

 

 

 

Well, this gonna be hardest so far. Hardest to digest, hardest to think about, hardest to write about. Over next month, before I leave again for jungles of South America, I will try to tell the experience of last weeks in Brasil, I will  try to do it in public, but no less for myself than for others, trying to narrrow the meaning into sets of words and images, a sin perhaps to the experience itself, but a service to mind, which had to be patient and rest a lot this March.  A subtle psychological game, experience from which words and those Canon pixels retreat.

I will start with the easiest, with dry facts. In the 1930s Ireneu Serra, a black seringueiro, rubber tapper, was working in the borderlands of Brasil, Bolivia and Peru.  He encountered Indian tribes who introduced him to their sacred brew, made from DMT containing leaves and  vine called Jacube, Banisteriopsis caapi. He had visions of Virgin Mary as queen of the forest  and and during eight days solitude in the forest started receiving more visions as well as personal songs, in the ayahuasca tradition of icaros, but related to his Christian background. These hymns, as well as those of his followers, became a base for new religion, and the whole of doctrine is contained only in the songs, that bind community together, and , according to Wikipedia, promote a wholesome lifestyle in conformity with Irineu’s motto of “harmony, love, truth and justice”, as well as other key doctrinal values such as strength, humility, fraternity and purity of heart. Santo Daime, “sacred give-me”, started to grow, as more and more of seringueiros, and then others, would come, attracted by miracle healings and visions of the plant.

 

***

 

To będzie najcięższa sprawa dotychczas. Najcięższa do przetrawienia, najtrudniejsza do przemyślenia, do opisania. Przez najbliższy miesiąc, zanim ruszę ponownie do południowoamerykańskiej dżungli, postaram się opowiedzieć o tym co zdarzyło się przez ostatnie tygodnie podczas mojej podróży do Brazylii. Postaram się zrobić to publicznie, ale nie mniej dla siebie samego niż dla innych, próbując zawęzić znaczenie i sens w słowa i obrazy, być może grzesząc tak wobec samego doświadczenia, ale robiąc dobrze umysłowi, który musiał być bardzo cierpliwy i wielokrotnie wycofać się podczas minionego marca.  Mowa tu bowiem o subtelnej psychologicznej grze, i doświadczeniu, wobec którego rakiem wycofują się słowa i canonowskie piksele.

Zacznę od najłatwiejszego, od suchych faktów. W latach trzydziestych minionego wieku Ireneu Serra, czarny poszukiwacz kauczuku, pracował w dżunglach na pograniczu Brazylii, Boliwii i Peru. Spotkał się tam z przedstawicielami indiańskich plemion, którzy zapoznali go ze swym świętym wywarem z zawierających DMT liści chacruy i liany zwanej jacube, czy też Banisteriopsis caapi . Otrzymał wówczas silne wizje, wśród których dominujące było objawienie Maryi jako królowej lasu. Podczas trwającego osiem dni typowego szamańskiego odosobnienia w lesie pojawiło się więcej wizji, jak równiez osobistych pieśni, otrzymywanych wprost od rośliny, w tradycji ayahuaskowych icaros, ale związanych z jego chrześcijańskimi korzeniami. Te hymny,  obok wielu innych, otrzymanych przez pierwszych i kolejnych towarzyszy i uczniów Ireneu Serra, stały się podstawą nowej religii, i cała doktryna zawarta jest jedynie w pieśniach. Spajają one rosnącą wspólnotę, i , według opisu z Wikipedii, promują zdrowy tryb życia, zgodnie z pierwotnym mottem mistrza Ireneu, “harmonii, miłości, prawdy i sprawiedliwości” , jak również innych doktrynalnych wartości, przewijających się w tekstach wątków takich jak siła, wytrwałość, pokora, braterstwo i czystość serca. Santo Daime, “święte daj-mi”, rozpoczęło swój rozwój i ekspansję, kiedy coraz więcej seringueiros, poszukiwaczy, a potem innych mieszkańców najpierw amazońskich regionów i dalej całej Brazylii zaczęło dołaczać, przyciągnietych przez cudowne uzdrowienia, przemiany osobowości i wizje otrzymywane od świętej rośliny.

 

 

 

 

Decades after, a new important figure in the history of this religion became Sebastiao Mota, known now as Padrinho Sebastiao, who is one of those responsible for spread of the use of brew beyond the borders of Amazon region into the cities of Brazil and now the world.  In imitation of Jesus Christ, protector of outcasts , in the spirit of Rumi’s poem “Even if you have broken your vows a hundred times, come, come again”, he focused on work with misfits of society, with members of growing Brazilian counter-culture of the seventies. As those who knew him tell now, the worse, more troublesome somebody was, the more interest had Padrinho Sebastiao in accepting him. The essence of Amazonian shamanism, and Santo Daime as well, is healing, healing based on the idea that there is no separation between physical and psychic wholesome state, and that spiritual work towards self acceptance and love is beginning of the foundation of healthy life of individual and then society. They started first with a small community called Colonia 5000 , outside of capital of Acre state, Rio Branco, and after some troubles, separated from the original Santo Daime, formed new branch, with center in Ceu do Mapia, Heaven of Mapia,  remote place in Amazon jungle, where Padrinho Sebastiao moved with initial small group of friends and followers. They worked hard in the virgin forest and established a community which in January 2013 celebrated its 30th anniversary. One of the reasons of moving there was that one of the hippies Padrinho worked with, Lucio Mortimer, introduced him to cannabis, and the old man recognized it as sacred plant, which became since then second of religion’s sacraments, called Santa Maria. It is now used , alongside the brew, in the religious practices, despite being illegal in Brasil. Daime itself, after a long legal battle was recognized as religious sacrament by the government of Brasil, and the legalization process is now almost complete in Argentina, some of European countries as well as some of the states of USA.  Santo Daime is spreading now around the world, as one of increasing number of spiritual traditions recognizing value of psychoactive plants.

 

***

 

Parę dekad później, kolejna ważna postać pojawiła się w historii tej religii. Sebastiao Mota, znany obecnie jako Padrinho Sebastiao, jest jednym z odpowiedzialnych za rozpowszechnienie Daime poza granicami Amazonii w miastach Brazylii, i od jakiegoś czasu także poza tym krajem. Naśladując Chrystusa, opiekuna wyrzutków, w duchu słynnego wiersza Rumiego, “nawet jeśli stokrotnie złamałeś swe śluby, przyjdź do nas znów”, Padrinho skupił się na pracy z niedopasowanymi do współczesnego społeczeństwa, członkami coraz większej brazylijskiej kontrkultury lat siedemdziesiątych. Jak ci którzy znali go zgodnie opowiadają, im “gorszy”, bardziej problematyczny był “pacjent”, tym chętniej przyjmował go do siebie Padrinho Sebastiao. Sedno amazońskiego szamanizmu, a także opartej na nim częściowo religii Santo Daime, to uzdrawianie, leczenie oparte na przekonaniu, że iluzją jest oddzielenie między fizycznym i psychicznym stanem zdrowia rozumianym jako spójność, integralność osobowości i życia, i że duchowa praca nad samoakceptacją i miłością jest podstawą , fundamentem zdrowego życia jednostki, a co za tym idzie, społeczeństwa. Skupieni wokół Padrinho Sebastiao najpierw utworzyli pierwszą społeczność Colonia 5000 niedaleko Rio Branco, stolicy stanu Acre, i po pewnych kontrowersjach oddzielili się od bardziej konserwatywnych członków Santo Daime. Centrum nowego odłamu stała się wioska jaką od podstaw zbudowali w głębi dziewiczego lasu , Ceu do Mapia, Niebo Mapia, która w styczniu tego roku obchodziła 30tą rocznicę swego istnienia. Jednym z powodów przeniesienia się z dala od cywilizacji było używanie konopii jako drugiego z sakramentów nowej religii. Jeden z hippisów jacy trafili w siedemdziesiątych latach do Rio Branco, Lucio Mortimer, zapoznał Padrinho Sebastiao z tą rośliną, a ten juz po pierwszym użyciu rozpoznał w niej żeńskiego ducha pochodzącego wprost od Maryi, i od tego czasu odłam Daime zwany Cefluris aprobuje jej stosowanie w praktykach religijnych, pod nazwą Santa Maria. Jest to oczywiście źródło kontrowersji z powodów prawnych, nastomiast samo Daime po długiej batalii prawnej zostało zaakceptowane przez brazylijski rząd, proces legalizacji jest obecnie prawie ukończony w Argentynie, niektórych europejskich krajach, jak również w niektórych stanach USA. Santo Daime rozprzestrzenia się na świecie jako jedna z coraz liczniejszych duchowych tradycji uznających wartość i świętość psychoaktywnych roślin.

 

 

 

 

I see no reason to provide more facts now. I can recommend decent Wikipedia article on Santo Daime : ( http://en.wikipedia.org/wiki/Santo_Daime ) . My tale will be personal one, of a month spent in the first original colony established by Padrinho Sebastiao near Rio Branco and in the remote jungle village called Ceu do Mapia, where he finally settled with his followers. This thread belongs to one of the never-ending themes of this blog, about revival of interest in plants of power, entheogenic substances used since the beginning of mankind, and demonized in the relatively short time of the rule of jealous gods of the book. If Force allows, shamans of Peru are coming next, but that story is still far ahead.

 

***

 

Nie ma powodu abym powielał tutaj więcej faktów jakie można znaleźć na wielu stronach w Internecie poswięconych Santo Daime. Kolejne części mojej opowieści będą bardziej osobiste, o miesiącu spędzonym w Colonia 5000 oraz w Ceu do Mapia. Ta historia przynależy do jednego z niekończących się wątków na tym blogu, poświęconego odrodzeniu zainteresowania roślinami mocy, enteogenicznymi substancjami używanymi od zarania dziejów ludzkości, a demonizowanymi w relatywnie krótkim okresie ostatnich paru tysięcy lat panowania zazdrosnych bogów z Księgi. Jeżeli Moc pozwoli, nastepni w kolejce będą szamani z Peru, ale to na razie odległa historia.

 

 

 

 

 

Don Quixote to his squire, Sancho Pansa, after his failed attack on windmills perceived by him as giants, despite Pansa’s warnings.

“I am sure it was that necromancer Freston who transformed these giants into mills, to deprive me of the honor of this victory. He has always
been my enemy, this way. However, his evil arts will have little force, in the end (…)”

 

***

 

Don Kiszot, do swojego giermka, Sanczo Pansy, po nieudanym ataku na wiatraki w których widział złowrogich gigantów, pomimo ostrzeżeń towarzysza :

“Jestem pewien, że to czarnoksiężnik Freston zamienił gigantów w wiatraki, aby pozbawić mnie honoru zwycięstwa. Zawsze był moim wrogiem. Jednakże, jego złowrogie sztuczki ostatecznie niewiele będa mieć mocy (…)”

 

 

 

 

 

And here is what says Ortega y Gasset in his “Meditations on Quixote” :

“(…) it is a fact that there are men who decide not to be satisfied with reality. Such men aim at altering the course of things; they refuse to repeat gestures that custom, tradition, or biological instincts  force them to make. These men we call heroes, because to be a hero means to be one out of many, to be oneself. If we refuse to have our actions determined by heredity or environment, it is because we seek to base the origin of our actions on ourselves and only on ourselves. The hero’s will is not that of his ancestors nor of his society, but his own. This will to be oneself is heroism (…)”

 

***

 
A oto co mówi Ortega y Gasset, w swych “Medytacjach o Kiszocie” :

“(…) faktem jest że są tacy , których nie zadowala rzeczywistość. Ci ludzie zamierzają zmienić bieg spraw, odmawiają powtarzać gesty do których zmusza zwyczaj, tradycja czy biologiczne instynkty. Tych ludzi nazywamy bohaterami, bo być bohaterem znaczy być jednym  pośród tłumu, być sobą. Jeżeli nie zgadzamy się na to, aby nasze działanie było determinowane przez to co dziedziczymy czy przez środowisko, dzieje się tak dlatego, że szukamy motywacji i źródła w sobie i tylko w sobie. Wola bohatera nie jest wolą jego przodków ani społeczeństwa, tylko jego własną. Ta wola bycia sobą samym to heroizm (…)”

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.