światosław / tales from the world

Posts tagged:

mapia

 

 

 

 

Ceu do Mapia, Heaven of Mapia. This is low-fi heaven, where bliss comes from simple things and fireworks are in the mind’s landscape. Ayahuasca drinking religious community inside Amazon forest in Brasil, with no dreadlocks or tipi dwelling hippies, but also no mall temples to consumerism and fine cuisine to fill the internal void.

 

***

 

Ceu do Mapia, Niebo Mapia. To niskobudżetowe niebo, gdzie rozkosz płynie z prostych rzeczy a fajerwerki są głównie w wewnętrznym krajobrazie umysłu. Pijąca ayahuaskę religijna wspólnota w głębi amazońskiej puszczy w Brazylii, gdzie nie widać dredów ani mieszkających w tipi hipisów, ale nie ma też betonowych świątyń konsumpcjonizmu ani wytwornej kuchni mającej wypełnić pustkę.

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

[ Ceu do Mapia, Amazonas, Brasil. March 2013  / Ceu do Mapia, stan Amazonas, Brazylia. Wielkanoc 2013 ]

 

 

 

 

 

 

 

Ponieważ wydarzenia z 23 kwietnia, z rocznicy śmierci padrinho Corriente były tak mocne, dwa dni później notuję jeszcze raz, już ostatnie takie przemyślenia z Mapii :

25.04. Daime uczy pokory, uważności, budowy fundamentów. Wężowa powtarzalność, wężykiem, od piekła do ulgi do ekstazy, na tyle cżęsto aby się wbiło w łeb, pętle nie są tak złowrogie i pozornie bez sensu jak kwasowe, są jak wielokrotne powtórzenia tej samej lekcji, w celu utrwalenia, udoskonalenia, niczym kolejne strzały cyfrówką, kiedy już niby mam to, o co chodzi, ale ciagle “jeszcze raz”, “jeszcze trochę” – aby próbować dojść do tej nieuchwytnej perfekcji, a być może aby w końcu odpuścić, uświadomić sobie że do perfekcji dojść nie sposób – i tym sposobem uwolnić się z męczenia, z obsesyjnego powtarzania kadru, z obsesyjnego celebrowania cierpienia, zagubienia, bycia ofiarą.

W błysku zrozumienia widzę, że jest okej, tak jak jest, nic więcej nie trzeba, starczy – i naprawdę w to wierzę – i wtedy kończy się ot tak, coś co wydawało się nie skończy się nigdy.

 
 

***
 
 

Because events in the night of 24 April, the anniversary of death of padrinho Corriente were so strong, I am compelled to write a bit again two days later, last notes of this kind from Mapia :

25.04 Daime teaches being humble and careful, teaches building foundation. In a serpentine repetitive swinging movement from hell to relief to ecstasy, so frequent it carves a path in the mind. I see those mind loops being less threatening and less absurd than those of LSD, they are like frequent repetition of the same lesson to be memorized for good, for perfection, like many consecutive shots with digital camera, when, despite already having what I need, I keep on shooting, more and more, “one more time”, “one more minute” – trying to grab perfection – or perhaps realize it is ungraspable, and so get release from this futile struggle, obsessive correcting of the frame, or obsessive celebration of suffering, being lost, being a victim.

In a flash of understanding I see that all is OK, as it should be, that no more is needed, it is enough – and I do believe that – and than the hard part ends, just like that, something that seemed will never end.

 

 

 

 
 

gratitude / wdzięczność

April 25th, 2013

 

 

 

 

 

Rano, po ceremonii i bardzo trudnych przejściach spisuję, sam dla siebie, za co jestem wdzięczny, aby pamietać. Jak często, kiedy w chorobie czy wielkim nieszczęściu mówimy, gdyby tylko to sie skończyło, to już nic więcej nie będę chciał, będę szczęśliwy, a potem, zaraz gdy tylko problem mija, mamy już nowe żądze, nowe cele i  marzenia na horyzoncie. Tak łatwo zapomnieć, całe zadanie to pamietać. Nie pomaga w tym odległość czasowa, trudniej mieć w pamięci chorobę sprzed roku, kiedy w międzyczasie pojawiła się miłość, i zdążyła już uciec, i teraz użalamy się nad sobą, nad “utraconym” szczęściem. Tymczasem jedną z najwartościowszych rzeczy jaką odkryłem w psychodelikach jest skondensowanie tego procesu do okresu jednej nocy, czasem jednej godziny czy minuty.  Wczoraj przecież byłem w miejscu bez czasu, bylem w miejscu z którego wydawało się nigdy się nie wydostanę, w przerażającej pętli świadomości, myśli, stanie tak męczącym. Tak bardzo chciałem uciec, jak tracąca powietrze ryba na pokładzie kutra, niewiele różniło się to od stanu jaki pamiętam ze swego ataku malarii na Madagaskarze.

A potem nagle skończyło się, coś co wydawało się, że nie skończy się nigdy, tak jak cierpienie po miłosnym zawodzie, skończyło się w ciagu jednego momentu, ot tak, jak spotyka się wybawienie, nie przewidujemy że może być tuż za rogiem ulicy, zapominamy o ciągłym przepływie, nietrwalości, i “złego” i “dobrego”. Wczorajszy wieczór w szalonej karuzeli emocji przypomniał, niech będą dzięki.

 

***

 

In the morning, after ceremony and very hard passage I am again writing down, for myself, what I am grateful for, in order to remember. How often, when in sickness, in disaster, we say, may this end, and I will not ask for anything more, I will be happy, and then, when the problem goes away, we have new desires, new aims and dreams in our mind, and we forgot about the promise. It is so easy to forget, the whole task is to remember. Distance in time does not help in this, it is harder to remember disease from previous year, when in the meantime new love appeared, and it went away, and now we feel sorry for ourselves, despair after the happiness “lost”. So this is precisely that what I consider one of the most valuable gifts of psychodelic tools, that this process is condensed into one night, sometimes into one hour or minute. Yesterday I was in a mental place with no time, and it was scary as I felt terrible, I was in a place I thought I shall never be able to leave, in a frightening loop of consciousness, thoughts, a state of despair. I wanted to run away from it desperately, I felt like fish loosing last air on the deck of fishing boat, I felt same way I did years ago in Madagascar in my first malaria attack.

And then, all of a sudden, it just ended, what seemed to be eternal, like suffering after a heartbreak, it ended in one moment, just like that, as you meet your salvation, not predicting minutes before that it could be waiting just around the corner, forgetting about constant flow, impermanence, both of “good” and of “bad”. Last night, a crazy ride in merry-go-round of emotions reminded me, and I give thanks.

 

 
 

Tak szybka i częsta podróż z nieba do piekla i z powrotem utrwala, ryje w pamięci, wali po pysku jak Michael Palin śmierdzącą rybą, nie pozwala zapomnieć tego co się stało, zależności między górą i dołem, zależności opartej na współistnieniu, nie ma raju bez piekła, nie ma szczęścia bez cierpienia. Banał, wszyscy o tym wiemy? No właśnie, wiedzieć to nie problem, tylko pamiętać. Zatem zikr, przypominanie.
 
***
 
So fast and so frequent journey from heaven to hell and back imprints it in my memory, trains my mind, it hits me in the face like Michael Palin with his dead fish, it does not allow to forget what has happened, this connection between “up” and “down”, connection based on coexistence, there is no paradise without hell, no happiness without suffering. Obvious, we all know it? Yeah, the problem is not “to know”, but “to remember”. Hence zikr, ritual of reminding.
 
 

 

 

 

ciało działa /

szczanie nie boli zanadto /

wyszedłem z ciężkiej pracy cało /

miałem w końcu mocne doświadczenie, tak jak chciałem, chociaż oczekiwałem oczywiście raczej ekstazy /

mniejsze oddzielenie-większy kontakt – z Emmą, z Woutem /

jest piękny ranek a wczoraj było piękne popołudnie z ayahuaską, w miejscu feitio /

coraz więcej pracuję fizycznie, tak jak chciałem. podczas feitio, jak nazywany jest wyrób Daime, zaczynam robić rzeczy nie oglądając się na to czy to moja kolej, czy ktoś inny dosyć zrobił, dla samej przyjemności robienia, akcji, pracy /

praca = przepływ = życie > foto, gotowanie, feitio, taniec, sprzątanie, medytacja, ceremonia, pisanie, myślenie, czytanie /

stoicyzm, spokój, przeszedłem daleką drogę od nerwowego nastolatka, i każde takie przejście jak wczoraj buduje wytrwałość, zaufanie do siebie i do rośliny. /

rozumiem co znaczy “daime” – “daj mi” – dostaję to co jest mi potrzebne, więcej wytrwałości, determinacji, nie denerwowania się, nawet jak coś dzieje się nie po mojej myśli, albo w ogóle nie dzieje się ( szarpanina na wcześniejszych wyjazdach, niezaspokojenie efektami, a potem w domu, po fakcie okazywało się że owoce wyjazdu super )

epizod z popołudnia ‘pod wpływem” – kiedy w łazience widzę w lustrze swoją twarz, widzę w niej wielu mężczyzn, wiem że ja jestem też nimi /

wreszcie , na koniec, wracając do siebie, na ścieżce zobaczyliśmy węża, a on prześlizgnął się na drzewo, obrócił i patrzał na nas. Ostatnie błogosławieństwo.

 

***

 

my body is working /

pissing does not hurt so much now /

I survived hard work /

I finally had strong experience, as I wanted, although of course I hoped for ecstasy /

lesser feeling of separation, more of contact – with Emma, with Wout /

it is a beautiful morning now and yesterday was a beautiful ayahuasca afternoon, at the place of feitio /

I work more physically now, as I wanted. During feitio, as production of Daime is called, I start to do things without thinking whether it is my turn, whether someone else did more, for the pleasure of working itself, for joy of action /

work = flow = life > photography, cooking, feitio, dancing, cleaning, meditation, ceremony, writing, thinking, reading /

stoicism, calm. I traveled a long road from a nervous teenager, and all passages like the one last night help in this, building firmness and trust in myself and in the plant /

I seem to understand what daime means – “give me” – as I get what I need, more determination, less nervousness, even when things do not happen as I want them or do not happen at all ( all these struggles at my trips and assignments, when I was unhappy with result, always hungry for more, unsatisfied, and then coming back home, the effects of the trip turned out great ) /

the episode from last afternoon , “under influence”, – when in the bathroom mirror I see my face, I see in it many men, I know I am them all too /

last but not least, coming back home in the night, we met on our path a snake. He fled to a tree, and then turned back his head and looked back at us. The last blessing.

 

 

 

 

 

Tego samego dnia kiedy spisuję listę swoich radości, późnym popołudniem, palimy jointa z czystej konopii od naszej gospodyni, i niczym w nagrodzie za wdzięczność włącza się flashback, to bardziej Daime niż Santa Maria działa teraz, i niesie mnie , hej, wysoko, wysoko, w piękne światy. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami szybuję nad trzęsawiskami błyszczącej wody, gdzieś w tunele z gałęzi, niesiony dochodzącymi z oddala słowiańskimi głosami, jakie w świecie fizycznym sączą się ze słuchawek i nagrań Kapeli Ze Wsi Warszawa. To druga strona tego wczorajszego medalu, aby dotrzeć do tego Nieba , jak się wydaje, skrót idzie przez Piekło.

 

***

 

That very same day, when I am writing down the list of my joys, in the late afternoon, we smoke a joint of pure cannabis from our host, and then, like a reward for my gratitude exercise, a flashback comes in, it is more Daime than Santa Maria that is working now, and carries me, higher and higher, into beautiful, breathtaking realms. I am on my bed with eyes closed, and I soar above swamps of shiny water, mirrors of silver, entering deeper and deeper into tunnels of branches, called from far away by siren-like slavic voices, which in physical world seep from my headphones, recording of Warsaw Village Collective. This is another side of yesterday’s suffering, to reach that Bliss, it seems, the shortest way was through Hell.

 

 

 

 

 

 

 

 

First, let me introduce ingredients. This brew is a marriage of the Snake and the Queen, jacube, vine to be torn away from the jungle by men, and chacruna, the leaves to be gathered by women.

 

***

 

Na początek, pozwólcie że przedstawię składniki. Ten wywar to efekt zaślubienia Węża i Królowej, jacube, liany którą mężczyźni wydzierają dżungli, i chacruna, liści zbieranych przez kobiety.

 

 

 

 

Patience and endurance will be essential. There will be blisters, sweat, many hours and days of work. But take it easy, no hurry.

 

***

 

Cierpliwość i wytrwałość są tu niezbędne. Będą blizny i odciski, pot i wiele godzin a nawet dni pracy. Ale spokojnie, nikt się nie śpieszy.

 

 

 

 

 

This is more than physical work and the product is more than just your afternoon tea. So to make it right, it is good to pray, to ask aid of ancestors, of the spirits,  keep silent and focused. Once we begin, we will know there is something in the forest watching over.

 

***

 

To więcej niż zwykła fizyczna praca a jej efekt to coś więcej niż popołudniowa herbatka. Więc żeby wszystko dobrze wyszło, dobrze jest poświęcić chwilę na modlitwę, poprosić o wsparcie przodków, duchów, być cichym i skoncentrowanym. Kiedy już zaczniemy, oczywiste się stanie, że coś z lasu czuwa nad nami.

 

 

 

 

 

Wash the leaves, scrub the vine.  /  Umyć liście, oskrobać lianę.

 

 

 

 

You need to mash down the jacube and place, layer of leaves upon layer of vine, upon layer of leaves etc, then add water and fire.

 

***

 

Trzeba utłuc lianę na papkę, i umieścić na zmianę z liśćmi w kolejnych warstwach na dnie wielkich kotłów, następnie dodać wodę i ogień.

 

 

 

 

 

Now, have a drink of the brew from the previous lot, and stay focused.

 

***

 

Teraz napijemy się wywaru z poprzedniego warzenia, i pozostajemy w gotowości.

 

 

 

 

 

 

There is more than a week ahead of us, again and again, chopping and mashing more jacube, carrying wood, adding water, boiling, waiting, finally condensing some of the liquid into gel, to be easily transported far from here.  Some of it, we will soon drink again, as Semana Santa, Easter Week is coming, with its celebrations.

 

***

 

Przed nami ponad tydzień ponownego znoszenia surowców, miażdżenia, krojenia, dostarczania drewna, dolewania wody, gotowania, wreszcie na koniec kondensowania części wywaru w żel, dla łatwiejszego przetransportowania daleko stąd. Część z owoców naszej pracy spróbujemy niebawem, Semana Santa, tydzień wielkanocny nadchodzi wraz ze swoimi ceremoniami.

 

 

 

 

 

 

 

Nice to know we helped, and nice to be learning from ultra-patient teachers, who were taught this patience from the plants themselves. But to understand this, you must taste the bitter medicine yourself.

 

***

 

Miło wiedzieć, iż pomoglismy co nieco, i miło uczyć się od tak cierpliwych szefów, których z kolei cierpliwości nauczyły przez lata obcowania same rośliny. Ale aby to zrozumieć, też musicie spróbować gorzkiego lekarstwa.

 

 

Disclaimer : growing, brewing and drinking of this substance is highly recommended, for health benefits and changing the way you see world.  But remember, do not jump from the high bridge, before you learn to swim, even if swimming can also be useful activity.

 

***

 

Ostrzeżenie : uprawa, wyrób i konsumpcja tej substancji jest bardzo polecana zainteresowanym zmianą postrzegania świata, jak i odnalezieniem zdrowia. Ale należy pamietać – nie skacze się z wysokiego mostu przed nauczeniem się pływania, mimo, że pływanie też może być użyteczne.

 

 

z notatek :

“praca – równowaga dla lotu, dla fruwania”

 

***

from my notes :

“work – to balance flying high”

 

 

 

Dziadek, Amilton. Ostro daje, sporo jara, pije wielkie porcje daime, ale też ostro pracuje. Ma ponad 60 lat ale kiedy idziemy wycinać lianę jacube, ciężko za nim nadążyć. Kiedy ja ciągnę lianę z krzaków a on tuż obok zjarany jak smok wywija maczetą, myślę że chyba opóścił nieco zajęć z BHP. Imponuje mi, prawdziwy król chaosu, stricte męska energia, rozpierdol, siła, korzenie. A jednocześnie wrażliwość, na las, na ducha.

 

***

 

Grandfather, Amilton. He rocks hard, smokes lots of weed, drinks big cups of daime, but also works hard. He is over 60 years old, but when we go chopping and tearing jacube vine from the bush, he is hard to match. When I pull the vine and he, stoned like Peter Tosh, swings his machete dangerously close, I think he may not have had work safety training in his life. I am impressed. Real lord of chaos, strictly male energy, force and roots. And at the same time, sensitive, to the smell of forest, to the spirit.

 

 

 

 

 

Babcia, Maria Eugenia. Nie lubią sie za bardzo z Amiltonem, mimo że mieszkają niedaleko. Reprezentuja tak inne porządki, tak inne siły. Inni, oboje potrzebni, kobieta i mężczyzna, porządek i chaos.

 

***

 

Grandmother, Maria Eugenia. They have not much patience for each other, her and Amilton, despite being close neighbors. They stand for different orders, they represent different forces. Different, but both needed, male and female, order and chaos.

 

 

 

Rozpoczyna dzień z Santa Marią, o 6 rano, ale uwaga, konopne niechluje, – jest wszędzie wokół niej idealny porządek, wręcz obsesja porządku. Praca dla społeczności, organizacja, mimo iż narzeka nieco na zdrowie ( kości ) , stale kursuje po wiosce, załatwia, sprząta śmieci, podnosi plastikowe butelki. ( recycling, wszystko się wykorzysta, z butelek wypełnionych śmieciami pomost nad rzeką, krzesełka do siedzenia )

 

***

 

She starts her day at 6 AM with a spliff of Santa Maria, but, pay attention, potheads, – she is surrounded by perfect order and cleanliness, a walking synonym to “tidy”, verging on obsession. Work for community, organizing, despite complaining about health, she keeps on patrolling the village, always on some mission, like gathering rubbish, plastic bottles ( recycling, everything can be re-used, like bottles filled with plastic rubbish into lightweight raft or chairs for local cafe )

 

 

 

Praca uziemia. A jednocześnie idealna symbioza > daime idealne do pracy, dokładność, lekcja na co dzień. Mycie zębów jak skrobanie jacube, rzeźbisz, wkręcasz się w tu i teraz, nie w niemiły obowiązek, ale w pracę jako medytację, robisz bo chcesz – przeciwieństwo monotonii i powtarzalności dłubania ciągle tego samego ( współczesny podział pracy ).

 

***

 

Work is grounding. And at the same time, I see perfect symbiosis > daime is perfect for work, for perfection and attention, an everyday lesson. Brushing your teeth like scrubbing jacube , you carve, you focus on the tiny “here and now”, not on unpleasant duty to be done as soon as possible, but on work as meditation, you do because you want to do – contrary to the curse of monotony and repetition inherent to modern labour division.

 

 

 

Rzetelność ważna. Piszę te słowa koło śmietnika na odpadki organiczne w pensjonacie Marii Eugenii. Po upojnej niedzieli pozostawiliśmy go otwartym na całą noc i poranek, i teraz mamy już kolonię mrówek żyjących na resztkach yerba mate, skorupkach jajek, łupinach cebuli. Kursują po ziemi, zlewie i stole i przypominają, że obsesja porządku u Marii Eugenii ma swoje uzasadnienie w tym świecie.

Dziadkowie. Niech nas prowadzą. Drogowskaz nie ma podejmować za nas decyzji, jedynie pokazuje, a do nas należy wyciągniecie wniosków

 

***

 

Reliability, solidity, they are important. I note that down next to a organic garbage bin in the guesthouse of Maria Eugenia. After an intoxicated Sunday we left it open for a whole night and morning, and now we have a colony of ants living on left-over yerba mate, egg shells and onion peel. They are running up and down on the sink, on kitchen table and remind me that cleanliness obsession of our host is justified in this tropical environment.

Grandparents. Let them guide us.  Guide, means not make decisions, it means to show, and the conclusions, we draw ourselves.

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.