światosław / tales from the world

transit visa for life

 

 

 

August 21st, 2014

I was yesterday in the shamanic section of black market of UB.  Jew’s harps more expensive than Europe, drums with this cheap Chinese touch, kitsch and sadness. I was thinking I am not going to support this poaching business, I am not going to buy that sort of objects from the market. I should have patience, I thought, and wait for them to be found, like the antlers I found in forest of Romania few weeks ago. But what is my chance to find eagle feather here, I thought yesterday ? Today, we took San Pedro and climbed into the thunderstorm on top of Bogd Khan, one of three most sacred mountains of Mongolia. We were soaked in the biggest rain of this summer in Ulaan Bator , but I found entire eagle, fresh kill, by fox, most likely.

 

 

 

 

Tenger

August 18th, 2014

This journey is a crazy idea, unplanned. It seems, as if the dormant eagle within had its bounds cut, and just went flying without much consideration, following instinct and need to run away from the place where something kept him too long. So because there is no real reason – as in reason, coming from rational mind, now there is no choice but to continue looking for signs and build meaning around them, to continue following intuition and see what happens. The first vision came on the plane, just beyond Moscow. Before I decided and I could get my camera out from baggage compartment, the most magnificent revelation of Tenger was gone, all I could capture was just a reflection and my feeling. I have seen great skies from plane before, but never this kind…

Then, exactly a day later something else seems to be suggesting the course of that trip. This will be for sure a trip dedicated to Father Sky, but let the future tell details.  The first session with a shaman is planned this Thursday, and in the neverending project of building bridges, Huachuma is going to see a new mountain, far away from its homeland. Praise to the One World.

 

 

Ta podróż to nieco szalony pomysł, totalnie niezaplanowany. Wydaje się jakby uśpiony orzeł wewnątrz rozerwał pęta i wyrwał się bez zbytniego zastanawiania, podążając za instynktem, potrzebą ucieczki z miejsca gdzie zbyt długo coś go trzymało na uwięzi. Więc ponieważ nie ma to uzasadnienia, nie ma racji bytu – racji w sensie produktu racjonalnego umysłu, nie pozostaje nic innego jak dalej szukać znaków i budować znaczenie wokół nich, dalej słuchać intuicji, i patrzeć co się zdarzy. Pierwsza wizja przyszła jeszcze na pokładzie samolotu, zaraz za Moskwą. Zanim zdecydowałem się i wydobyłem aparat z toreb w luku bagażowym ponad siedzeniami, Tenger w swym najwspanialszym objawieniu był już za nami, pozostawiając mi do zarejestrowania zaledwie blade odbicie, oraz uczucie wryte w pamięć. Widziałem piękne nieba z samolotu wcześniej, ale nigdy takie…

Potem, dokładnie dzień później, pewne spotkanie owocuje sugestią co do dalszego biegu podróży. To będzie z pewnością podróż poświęcona Ojcu Niebo, ale pozwólmy przyszłości opowiedzieć szczegóły.  Pierwsza sesja z szamanem zaplanowana jest na czwartek, a w ramach niekończącej się pracy przy budowie nowych mostów, dziadek Huachuma ujrzy nową górę, z daleka od swej ojczyzny. Sława Jednemu Światu !

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Flickering light of the last rays of the day… Sunsets, each different, never the same. Bright mornings, hot middays, starry nights. I was and I am, with no more purpose than another cycle of the sun, just being, suspended in happy, glittering space outside dominion of linear time.

 

 

Migotające, uciekające światło między drzewami i na szczytach gór, ostatnie promienie dnia. Zachody, każdy inny, nigdy taki sam. Jasne poranki, gorące południa, gwieździste noce. Byłem i jestem w tym, bez celu, tak jak nie ma go w kolejnym cyklu podróży słonecznego rydwanu, po prostu bycie i podróż, zawieszony w szczęśliwej, lśniącej przestrzeni poza zasięgiem władzy liniowego czasu.

 

 

 

 

 

 

I learned very little, ate a little, accomplished very little, took little. It was like a long dream, flashback of late morning of the childhood, picking blueberries on the mountain slope, yet another and another one, there is nothing to hurry for in this psychedelic Now-Is-Forever.

 

 

Nauczyłem się bardzo mało, jadłem mało, osiągnąłem niewiele i brałem malutko. To było coś w rodzaju długiego snu, fleszbek późnego poranka z dzieciństwa, zbieranie jagód na grzbiecie wysokiej, trawiastej góry, jeszcze jedna, i jeszcze, nie ma do czego się śpieszyć w tym psychodelicznym Teraz Jako Zawsze.

 

 

 

 

 

 

But that summer for me is coming to an early end, there are some who stayed behind still scorching their bums, for me it is time of migration. To go, in order to return.

 

 

Ale dla mnie to lato dobiega przedwczesnego końca, mimo iż są wciąż tacy co pozostali i dalej smażą tyłki, dla mnie jednak to czas migracji. Wyruszyć aby wrócić.

 

 

 

 

 

 

From beautiful Youtube comment to the video above : “Cranes return, then they leave again, not returning for another year.  They’ve done this for 40 million years.  So, to me, this scene symbolises the fleeting beauty of life and how easy it is to take time for granted.  One day, we will await the return of the cranes when we are old, and in our final days.  Even after we are gone, the cranes will return.”

 

 

Z pięknego komentarza pod powyższym klipem na Youtube : ‘Żurawie powracają, a potem znów wyruszają, nie wracając aż do następnego roku. Czyniły tak przez 40 milionów lat. Dla mnie więc ta scena symbolizuje ulotne piękno życia, i jak łatwo nie doceniać czasu jaki nam dano. Pewnego dnia, będziemy oczekiwać powrotu żurawi kiedy jesteśmy już starzy, i w swych ostatnich dniach. Ale nawet kiedy nas już nie będzie, żurawie powrócą.”

 

 

 

 

 

Too long far away from the source, drinking from polluted river, fed by pixels reflecting the world rather than world itself. Time to seek the water from the mountain, to have strength to continue in the poisoned lands. Time for simple meals, fire and sun instead of LCD light in the face. Rainbow gathering, going offline.

 

 

Zbyt długo daleko od źródła, pijąc z zatrutej rzeki, karmiąc się pikselami odbijającymi świat zamiast samym światem. Czas poszukać wody z gór, aby mieć siłę dalej działać na pograniczach zatrutych krain. Czas na proste posiłki, ogień i słońce zamiast zimnego cyfrowego światła na twarzy. W odwiedziny do rodziny Rainbow, wylogowuję się.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.