światosław / tales from the world

Posts tagged:

san pedro

 

 

 

 

 

 

 

 

 

It is a bit ironic, that in the Gobi desert, where estimated six billion tons of coal are hidden and about to be exploited by multinational mining companies, a place exists which is called by enthusiastic tour operators World Energy Center and it is located on the grounds of Khamriin Khiid, which means Monastery of the Nose. Some believe the door to Shambala is located here. It is full of places frequented by pilgrims performing superstitious tasks such as banging bells, pouring milk over giant stone tits and many others supposed to bring success, children, money and whatever Far East considers as happiness. There is also a place with red rocks which magically energize you as well as your electronic gadgets.

The monastery was established by Buddhist monk in the beginning of 19th century, and at a time it hosted more than 80 temples and 500 monks, until communists kicked everyone in. The monks are back now but they can be rather found in comfy modern buildings than caves where old ascetic generations used to meditate.

 

 

Jest to nieco ironiczne, że właśnie na pustyni Gobi, gdzie złoża węgla eksploatowane właśnie przez międzynarodowe korporacje ocenia się na sześć miliardów ton, jest też miejsce nazywane przez entuzjastycznych organizatorów wycieczek Światowym Centrum Energii, i znajduje się na terenie Khamriin Khiid, czyli Klasztoru Nosa. Niektórzy wierzą też, że to tu znajdą bramę do mitycznej Shambali. Teren jest pełen świętych miejsc odwiedzanych przez pielgrzymów podążających za rozmaitymi przesądami, walących w dzwony, wylewających kartony mleka na wielkie białe kamienne cycki, i wiele innych rytualnych gestów mających sprowadzić sukces, dzieci, kasę czy co tam jeszcze Daleki Wschód uważa za szczęście. Jest też teren pokryty czerwonym żwirem, kamieniami które w magiczny sposób energetyzują gości jak również ich komórki czy inne elektroniczne gadżety.

Klasztor został założony przez buddyjskiego mnicha na początku XIX wieku i w swoim czasie mieścił ponad 80 świątyń i 500 mnichów, zanim komuniści wszystkich nie wykopali. Mnisi są już z powrotem, ale można ich znaleźć raczej w wygodnych nowoczesnych budynkach niż w jaskiniach gdzie dawne ascetyczne pokolenia zwykły medytować.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Despite ugly Chinese flavoured concrete modernity and under a thin layer of Buddhist decoration, as it is usually the case, lies however a true power spot and a shamanic tradition dating way back before prayer wheels and cash collecting boxes.

 

 

Pomimo przyprawionej chińskim gustem betonowej nowoczesności i pod cienką warstwą buddyjskich dekoracji, jak to zwykle bywa, znajdujemy się jednak w prawdziwym miejscu mocy i szamańskich praktyk sięgających korzeniami dużo przed młynki modlitwne i skrzynki do zbierania datków.

 

 

 

 

 

 

That is why we decided to come here, me and a fate given bunch of people I met in Mongolia, and to experiment with our consciousness in picturesque setting in the true center of nowhere. The tool of choice was desert loving cacti that shamanic tradition from opposite site of the world calls Saint Peter. It turned out to be equally at home in this desert, and in our minds as well as scorched and thirsty bodies.

 

 

Dlatego też zdecydowaliśmy się tu przyjechać, ja i podarowana przez los grupka ludzi jakich spotkałem w Mongolii, i zaeksperymentowaliśmy z naszą świadomością w malowniczej lokalizacji w prawdziwym środku niczego. Narzędziem tym razem wybranym był miłujący pustynie kaktus którego szamańska tradycja z przeciwległej strony świata nazywa Świętym Piotrem. Okazał się na Gobi być tak samo w domu jak gdzieś na suchościach Peru czy Chile, i tak samo też w naszych umysłach jak i spalonych, spragnionych ciałach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To reach the place we took a night train from Ulaan Bator, arriving at dawn in a typical communist town one can find anywhere starting from Poland until Vladivostok. It is called Sainshand, pronounced something like “sunshine”, and that is one thing you can find here for sure.

 

 

Aby dotrzeć tutaj zarezerwowaliśmy nocny pociąg z Ułan Bator, który dotarł o świcie do typowego komunistycznego miasta jakie znaleźć można na wielkiej przestrzeni między Białymstokiem a Władywostokiem. Nazywa się Sainshand, co wymawia się mniej więcej jak “sunshine”, i słońca akurat tu nie brakuje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We did not waste time. It is best to take San Pedro early, on empty stomach, because the effects last very long and it is good to reach the high plateau before night, while the sun still guides you and embraces with its rays. I knew the young people with me had little patience, and if we waited, they would have eaten or drunk water, and that doesn’t help in holding the stuff in long enough. Vomiting is sometimes inevitable but better not too soon. So the food was placed on the altar for later, and that was basically all the ritual we did, proceeding with the hard process of swallowing spoonfuls of bitter medicine in the privacy of our ger.

 

 

Nie traciliśmy czasu. San Pedro najlepiej jest przyjąć wcześnie, na pusty żołądek, ponieważ jego działanie trwa bardzo długo, i dobrze jest dotrzeć na szczytową fazę przed nocą, kiedy jeszcze słońce prowadzi i obejmuje swymi promieniami. Wiedziałem, że młodzi ludzie towarzyszący mi mają mało cierpliwości, i że jeśli będziemy zwlekać, zaczną jeść lub pić wodę, a to nie pomaga w utrzymaniu zielonej brei w środku dostatecznie długo. Wymioty są czasem nieuniknione, ale lepiej nie za szybko. Jedzenie zostało zatem pięknie rozmieszczone na ołtarzu, i był to w zasadzie cały rytuał na jaki się zdobyliśmy, przechodząc od razu do ciężkiego procesu przełykania łyżki za łyżką gorzkiego lekarstwa, ukryci w naszej jurcie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We spent some time laying sick inside, and then decided, let’s take a walk to the monastery, it is only 10 minutes away from the camp, come on. We came back after nightfall, after many minutes, adventures, grains of sand and insights. The paths and shelters of Buddhist calm were perfect place for mescaline solitude, meditation of muscles and weary brain, contemplation of sun burning our skin and the meaning of water in its absence, as usual, basic things, bring attention down to the simple beauty of existence.

 

 

Spędziliśmy troche czasu leżąc zmożeni kaktusowym ciężarem w jurcie, a potem padł pomysł, chodźmy na spacer do klasztoru, to tylko 10 minut od obozu. Wróciliśmy po zmroku, po wielu, wielu minutach, przygodach, ziarnach piasku i refleksjach. Ścieżki i schronienia buddyjskiego spokoju były doskonałym plenerem do meskalinowego odosobnienia, medytacji mięśni i zmęczonego mózgu, kontemplacji słońca palącego skórę i znaczenia wody w momencie jej braku, jak zwykle, banalne, podstawowe rzeczy, sprowadzanie uwagi do prostego piękna egzystencji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

As often with this plant, the feeling was of gratefulness despite scarcity and limitations. I was happy that because of our limited budget we had no car like most of the modern pilgrims visiting now this place, quickly driving from one spot to another, performing their duties and rituals and speeding off towards success and prosperity. We could honour the earth with our steps, talk to the rocks and listen to the bell long enough.

 

 

Jak to często bywa w wypadku tej rośliny, dominujące uczucie tego dnia to wdzięczność pomimo braku i ograniczeń. Byłem szczęśliwy że z powodu naszego ograniczonego budżetu nie mieliśmy auta jak większość współczesnych pielgrzymów przyjeżdżających tu z miejsca na miejsce, odbębniających swe rytualne gesty i pędzących dalej, z powrotem, do sukcesu i zamożności. Mogliśmy oddać ziemi szacunek każdym krokiem, pogadać ze skałami i dostatecznie długo posłuchać dzwonu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Shamanic roots were visible everywhere, perhaps nowhere more clear than in one of the caves where monks of the past used to meditate. It was called Womb of the Earth, and squeezing through it symbolizes rebirth, ideal that unites many spiritual traditions of today and before, dream of returning to the darkness of beginning and starting again. A dream within our reach, as the plants teach.

 

 

Szamańskie korzenie były wszędzie widoczne, być może najwyraźniej w jednej z jaskiń w których w przeszłości medytowali pustelnicy. Nazywa się ją Macicą Ziemi i przeciskanie przez nią symbolizuje odrodzenie, ideał, który łączy wiele duchowych tradycji, marzenie o powrocie do ciemności początku i rozpoczęcia od nowa. Marzenie w naszym zasięgu, jak uczą pewne roślinki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We went out for a short walk in the morning, in t-shirts and so now when evening approaches, the cold of the Gobi in September will be hard to bear. We must head back and part with the immense beauty of the landscape in high phase of medicine effect. But out there, a cosy shelter of nomadic home awaits, hot tea, and when we get dressed for the night, the starry space above us.

 

 

Rano wyszliśmy w t-shirtach na krótki spacer więc teraz, kiedy zbliża się wieczór, zimno wrześniowej Gobi będzie ciężkie do zniesienia. Musimy wracać i pożegnać się z majestatycznym pięknem krajobrazu w samym środku najwyższej fazy działania lekarstwa. Ale tam w obozie czeka na nas przytulne schronienie, gorąca i mokra herbata, a kiedy przebierzemy się w ciepłe rzeczy, także kino pustynnych gwiazd nad nami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Gobi, Mongolia 2014 ]

 

 

 

 

Above the city of Ulan Bator, capital of Mongolia, there is a holy mountain, one of most important places for Mongolian shamanism. We went to meet the spirits twice, first time the mountain defended itself with storm, but by doing so gave me a subtle gift. The second time was when I shared ayahuasca with young guys from this country, in attempt to build one more little bridge.

 

 

Ponad miastem Ułan Bator, stolicą Mongolii, jest sobie święta góra, jedno z najważniejszych miejsc dla mongolskiego szamanizmu. Wyprawiliśmy się tam dwukrotnie aby poznać jej duchy i za pierwszym razem broniły się deszczem, wiatrem i wreszcie gwałtowną burzą, ale w ten sposób dały mi bardzo subtelny podarunek. Za drugim razem podzieliłem się na Bogd Khan ayahuaską z młodymi ludźmi z tego kraju, w próbie zbudowania kolejnego małego mostu między światami.

 

 

 

 

 

 

 

San Pedro is of the mountains and he loves rocky slopes, and he also is like a tough grandfather who likes to kick your ass, so it was all perfect when we got beaten by cold rain and blasting winds on the top of the mountain. I was hoping for sunny bliss and instead had to suffer when mescaline crept into my brain and there was no shelter in the desolate kingdom of grey wolf.

 

 

San Pedro jest z gór i kocha skaliste zbocza, jest też jak twardy dziadek który lubi dać ci w kość, więc było całkiem na miejscu że lodowaty deszcz i przygniatający do ziemi wiatr skopały nam dupy na szczycie góry. Miałem nadzieję na sielankę w słońcu, a zamiast tego miałem pocierpieć, kiedy meskalina wślizgnęła się do mózgu i nie było gdzie ukryć się w dzikim królestwie szarego wilka.

 

 

 

 

 

 

 

But after the rain always come the sun, after hunger, one finds berries, and when purpose is questioned, it finally appears, after long struggle, and the greater that struggle is, the harder you become. I needed that for next weeks. It is no big deal to be surfing high on a nice big wave, but to enjoy the lows of life, it is ultimate test, of the effectiveness of the path of medicines I work with. By the way, I doubt they will ever see that, but thanks for tea and biscuits to folks from hospital at the mountain valley.

 

 

Ale po deszczu zawsze jest słońce, po głodzie, dzikie jagody, a kiedy traci się już wiarę w sens, ten pojawia się powoli, po długiej walce, a im dłuższa ona jest, tym twardszym się stajesz. Potrzebowałem tego na nadchodzące tygodnie. To nie jest nic trudnego, surfować w szczęściu na fajnej wielkiej fali, ale cieszyć się doliną życia, to jest najlepszy test skuteczności ścieżki medycyny którą wędruję. Przy okazji, chciałem podziękować za herbatę i ciastka dziadkom – pensjonariuszom ze szpitala u podnóża góry, choć wątpię czy tu kiedyś zajrzą.

 

 

 

 

 

 

I also want to thank Pawel, my companion and guide. He claims every time on the mountain is different for him and I was happy to initiate him in the way of Grandfather Huachuma,  in exchange for introduction to the world of Mongolian spirits. He lives in Mongolia, speaks the language, and I recommend him and his wife to anyone looking for unorthodox and passionate guide to the country. You can contact Pawel by e-mail : diyanchi at o2.pl

 

 

Chciałbym też podziękować Pawłowi, mojemu towarzyszowi i przewodnikowi zarazem. Twierdzi on, że każdy raz na górze jest dla niego inny, a ja byłem zaszczycony móc inicjować go na drodze Dziadka Huachuma, w podzięce za wprowadzenie w świat mongolskich duchów. Paweł pomieszkuje w Mongolii, mówi po mongolsku, i polecam zarówno jego jak i jego żonę komukolwiek szukającemu niestandardowych i pełnych pasji przewodników po tym kraju. E-mail Pawła to diyanchi małpa o2.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bogd Khan is really huge and diverse landscape, and barren slopes from polluted city side give way to lush world of mysterious forest and stone castles, easy to get lost in, and most likely the best thing to do, especially when the medicine truly kicks in. You need to be experienced though, to bear suspicious silence and then spirit voices that slowly appear in it. Have trust in medcine, and perhaps stay away from cliff edges, not to give story to media vampires just waiting for that “he thought he can fly” headline.

 

 

Bogd Khan to naprawdę wielki i rozległy teren, i martwe zbocza od zatrutej strony miasta ustępują w głębi bujnemu światu tajemniczego lasu i kamiennych twierdz, gdzie łatwo się zgubić i zapewne to najlepsze co można zrobić, zwłaszcza kiedy medycyna rozpoczyna swe działanie. Powinieneś mieć już jednak jakieś doświadczenie w psychodelicznej nawigacji, aby wytrzymać niepokojącą ciszę a potem głosy duchów które się w niej pojawiaj. Ufaj medycynie, i lepiej trzymaj się z dala od brzegu urwisk, by nie dać pożywki głodnym wapirom medialnym, tylko czekającym na ten nagłówek “myślał, że umie latać”.

 

 

 

 

 

 

 

The second trip to Bogd Khan happened in the last days of my stay in Mongolia. It was beginning of September, sunny Sunday, one of the last ones that autumn. It was really weird to see how quickly seasons change here, but after all it was not my first time when magic of ayahuasca accompanied turning of the wheel of time and big transition. This very same year, in the end of the winter we climbed the snowy mountains in south of Poland with some friends, did a ceremony in a wooden hut, and with howling of wolves winter was finished – next morning all snow was gone. This time on another mountain, thousands of miles to east, we took ayahuasca in the afternoon and watched last rays of sun disappear, last sun of the summer. The night which started was freezing and next days brought early autumn rains and grey skies until my departure.

 

 

Druga podróż na Bogd Khan zdarzyła się w ostatnich dniach mojego pobytu w Mongolii. Był to początek września, słoneczna niedziela, jedna z ostatnich takich tej jesieni. Było dziwnym jak szybko zmieniają się tu pory roku, ale tak właściwie nie był to pierwszy raz kiedy magia ayahuaski towarzyszyła takiej przemianie. Tego samego roku, na końcu zimy, wspinaliśmy się w śnieżnych górach południowej Polski na nocną ceremonię w chacie na przełęczy, i w akompaniamencie wycia wilków zakończyła się zima – następnego ranka po śniegu nie było śladu. Tym razem, na innej górze, tysiące kilometrów na wschód, przyjęliśmy ayahuaskę popołudniu i patrzeliśmy jak znikają ostatnie promienie słońca, ostatnie słońce lata. Noc która zaczęła się potem była bardzo zimna, a następne dni przyniosły wczesne jesienne deszcze i szare nieba aż do mego wylotu.

 

 

 

 

 

 

 

The guy above looking into romantic sunset is Tsojo, member of Mohanik, rock band very conscious and active in rediscovering spirituality based on interaction with nature. It was a pleasure to help him with that by sharing the Grandmother, even more in these unorthodox circumstances. Below video by Mohanik :

 

 

Koleś poniżej, jak i powyżej obczajający romantyczny zachód słońca to Tsojo, z rockowej grupy Mohanik, młodych ludzi bardzo świadomych i aktywnych w odkrywaniu duchowości opartej na kontakcie z naturą. Było wielką przyjemnością podzielić się z nim Babcią, tym bardziej w tak nieortodoksyjnych okolicznościach. Poniżej jeden z klipów tego zespołu :

 

 

 

 

 

 

 

 

All the crew of that trip were very interesting anyway, new generation of bright Mongols, elite who will soon be shaping the future of their country. I believe in that, even if I know temporary power is held by idiots, like anywhere in the world, in love with money and superficiality, but they have nothing lasting to offer for the changing times and will fade away, while those searching now will find.

 

 

Cała ekipa tego rejsu była zresztą interesująca, nowe pokolenie kumatych Mongołów, elita, która wkrótce będzie wpływać na przyszłość tego kraju. Wierzę w to, nawet jeśli tymczasową władzę dzierżą idioci, jak wszędzie na świecie, zakochani w pieniądzu i powierzchowności, ale nie mają oni nic trwałego do zaoferowania na zmieniające się czasu i sczezną, podczas gdy ci co szukają teraz, znajdą.

 

 

 

 

 

 

 

Everything was unusual about that session. We ate spoons of concentrated medicine, in daytime, I kept working on a story about dreams of these people, shooting their portraits and talking philosophy while the ayahuasca was already working. But this year I broke many traditional rules and was rewarded for this with more courage and more trust, and I was still able to keep respect. This is , I never change my mind, powerful teacher, guide, life transforming plant, but I know now that transformation never ends and can have many forms. I love to be on the path and don’t care so much about destination, but I care for fellow vagabonds. Thank you guys !

 

 

Wszystko było nietypowe w tej sesji. Zamiast pić, jedliśmy skoncentrowaną ayahuaskę, w dzień, ja strzelałem fotki, pracując nad historią o marzeniach tych ludzi, potretując ich i dyskutując o filozofii podczas gdy medycyna robiła już swoje. Ale tego roku złamałem wiele tradycyjnych zwyczajów i zostałem nagrodzony za to większą odwagą i większym zaufanie, a jednocześnie wciąż udaje mi się zachować szacunek. To jest, i nie zamierzam zmienic zdania, potężny nauczyciel, przewodnik, zmieniająca życie roślina, ale teraz wiem że ta transformacja się nie kończy i że może mieć wiele form. Kocham byc na ścieżce i nie dbam za wiele o metę, ale dbam o współwłóczęgów. Dzieki ekipa !

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We were going fast and the light was going fast. I understood that since I left Rainbow gathering I have been going with speed of hunting bird, like the one I found dead on Bogd Khan in first days in Mongolia. I was to run like this for some time, and I accepted it but took warning. A month and few days later I hid myself in the jungle near Iquitos and dieted with tobacco, and tried to slow down, to meet the snakes that started to appear. But I was again moved forward, perhaps it is not the time, I still have itchy feet and greedy eyes seeing prey. Even on ayahuasca, if the light is sweet :)

 

 

Przemieszczaliśmy się szybko i światło zmieniało się i znikało szybko. Zrozumiałem, że od czasu kiedy opuściłem Rainbow w Rumunii poruszałem się z prędkością polującego drapieżnika, jak ten ptak którego znalazłem martwego na Bogd Khan, w pierwsze dni w Mongolii. Miałem tak biec przez jakiś czas, i zaakceptowałem to, ale też zanotowałem ostrzeżenie. Miesiąc i parę dni później ukryłem się głęboko w dżungli koło Iquitos i dietowałem z tytoniem, próbując zwolnić do tempa węży, które zaczęły tam przecinać mą ścieżkę. Ale prędko coś znowu popchęło mnie dalej, być może to jeszcze nie czas, wciąż mam swędzące stopy i oczy głodne łupów. Nawet na ayahuasce, jeżeli światło jest słodkie ;)

 

 

 

 

 

 

 

It got dark and it got cold. This medicine doesn’t really like low temperature so it was time to move down into the ugly concrete jungle. Next time make a fire on the mountain. Mongolia, to be repeated.

 

 

Zrobiło się ciemno i zimno. Ta medycyna naprawdę nie lubi niskich temperatur, więc był to czas by zejść na dół, do betonowej dżungli. Następnym razem rozpalimy ogień na górze. Mongolia, do powtórzenia.

 

 

 

 

 

 

In the name of Psychic Cat I hereby commence this tale about communion with spirit of Huachuma on the White Lake, on the day of Dead

 

 

W imię Psychokocura niniejszym zaczynam relację z komunii z duchem Huachuma na Jeziorze Białym, w dzień Przodków

 

 

 

 

 

 

The sacred cacti , Huachuma, has a history of thousands of  years of ritual use.  The earliest archaeological evidence so far discovered is a stone carving of a huachumero, shaman holding the plant, found at the Jaguar Temple of Chavín de Huantar in northern Peru, which is almost 3,500 years old.

After the conquest, Indians forced to take new forms, and talk the language of strangers, decided to call it San Pedro, meaning Saint Peter, because it holds keys to heaven. It is not some “out there” heaven, where you may go after you have paid your duties to your rulers , but heaven of here and now, heaven of the Gospel of Thomas, the heaven when without and within melt.

 

 

Święty kaktus, Huachuma, ma historię tysięcy lat rytualnego stosowania. Wśród najstarszych odkrytych dotąd archeologicznych dowodów znajduje się kamienna rzeźba huachumero, szamana trzymającego kaktusa, znaleziona w Świątyni Jaguara w Chavín de Huantar w północnym Peru, datowana na mniej więcej 3500 lat.

Po podboju Indianie zmuszeni do przyjęcia nowych form i mówienia językiem zdobywców zdecydowali się nazwać swój sakrament San Pedro, co oznacza święty Piotr, ponieważ trzyma on klucze do bramy raju. To nie jest jakiś tam raj daleko i wysoko, gdzie możesz trafić jak spłaciłeś swoje długi wobec wszelakich władców, ale raj tu i teraz, królestwo niebieskie z Ewangelii świętego Tomasza, niebo gdy scala się to, co na zewnątrz i wewnątrz.

 

 

 

 

 

 

We took it on the shore of Bieloe Ozero, White Lake in he south of Belarus, in the middle of Slavic Amazon, on the grounds of a psychedelic temple of Soviet nostalgia and vintage calm. This was the day when I understood what pagan feast of bounty and gratitude to the world means, in the juice of pig shared with friendly country folks, in in the sun, air, taste of women’s lips and strength of working body. Grease on my fingers, and crumbs for the ants on the ground, enough for everyone, enough food, space and peace.  Even for the dead. As it turned out this evening, the day we chose for our journey has been sacred in Eastern tradition since pagan times, a feast on the graves in the beginning of Spring honouring the dead and gone, who are foundation of what is being born.

 

 

Przyjęliśmy go na brzegu Jeziora Białego na południu Białorusi, w sercu słowiańskiej Amazonii, na terenie psychodelicznej świątyni sowieckiej nostalgii i staroświeckiego spokoju. Był to dzień, w którym zrozumiałem co oznacza pogańska uczta obiftości i wdzięczności światu, w soku kapiącym z grillowanej świni dzielonej z przyjaznymi tubylcami, w słońcu, powietrzu, smaku kobiecych ust i sile działającego ciała. Tłuszcz na moich palcach i okruszki na ziemi dla mrówek, wystarczająco dla wszystkich, wystarczająco jedzenia, przestrzeni i pokoju. Nawet dla martwych. Jak się okazało tego wieczora, dzień który wybraliśmy na naszą podróż był święty we wschodniej tradycji od pogańskich czasów, dzień uczty na grobach na początku wiosny, uczczenie tych co odeszli i z których rodzi się to co nowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

From the excellent review with modern day huachumera, cactus witch :

“What people need to understand is that San Pedro is not a hallucinogenic like ayahuasca, so they will never see images and pictures, and there is no point, therefore, in lying in the dark waiting for something to happen. San Pedro’s teaching is visionary instead, in the revelations it brings about the natural – not the spirit — world, and in daylight you can see that more clearly. That is why we hold our ceremonies in sunlight: because San Pedro wants it that way and that is how it was first done.”

( https://www.erowid.org/plants/cacti/cacti_writings1.shtml )

 

It was a sunny day, and we inflated our rubber boat, forced the bitter medicine inside, and started paddling. It is highly recommended, physical exercise and adrenaline when you wait impossibly long for what is going to happen.

 

 

Ze świetnego wywiadu z współczesną huachumera, wiedźmą kaktusową :

“Ludzie muszą zrozumieć, że San Pedro nie jest halucynogenem takim jak ayahuasca, więc nie zobaczą po nim obrazków i nie ma zatem sensu leżeć w ciemności, czekając aż coś się zdarzy. Nauka San Pedro jest raczej wizyjna, w objawieniach, które przynosi na temat tego fizycznego, naturalnego – a nie duchowego świata, i w dziennym świetle możesz zobaczyć to wyraźniej. To dlatego prowadzimy nasze ceremonie w świetle słońca, bo tak chce San Pedro, i tak było to pierwotnie robione.”

( https://www.erowid.org/plants/cacti/cacti_writings1.shtml )

 

Był to właśnie słoneczny poranek kiedy napompowaliśmy nasz ponton, wmusiliśmy gorzkie lekarstwo w siebie i zaczęliśmy wiosłować.  To coś co warto zarekomendować, fizyczny wysiłek oraz adrenalina w czasie gdy niemożebnie długo oczekuje się na to co ma nadejść.

 

 

 

 

 

 

It was a perfect trip, significant progress from the previous one. It seemed like the ritual – meaning order and form of the day – self formed itself, or was organized by the plant.

According to the words of one of most experienced anthropologist in that field, Anthony Henman,

“A kind of ritual appropriate for San Pedro would have to take into account the fact that the effects last a long time and it also takes a long time to kick in. After two hours you still don’t feel it completely, and it only “hits” from the third, fourth, or fifth hour. Then there is a relatively long period, for a good four hours, in which you are in the “heart” of the experience. And over another three or four hours the effect decreases. It would be good, then, to organize activities according to these three stages. In the first hours, people often feel a lowering of blood pressure, sleepy, and cold. They have to be livened up — I can imagine a kind of ritual activity such as music, dance etc. could help to bring out the strength of the beverage. In the main phase, silence would be good, giving the chance for each person to get into their own thing, to have their visions.”

We reached the other shore, I kept paddling and my companions walking, we paddled again, walked, played and so we went through the first phase. Physical activity is good because you are more in the body and less in the anxious mind, and this guides you forward.

You become more and more conscious of yourself and the nature around. It speaks, in ways hard to convey. You can talk back, with your instrument perhaps.

 

 

Była to pierwszorzędna podróż, znaczący postęp od poprzedniej. Wydawało się jakby rytuał – co oznacza porządek i kształt dnia – sam uformował się, albo zorganizowała go roślina.

Według słów jednego z najbardziej doświadczonych antropologów z tej dziedziny, Anthony Henmana :

“Budując rytuał odpowiedni dla San Pedro należałoby wziąść pod uwagę fakt, że działanie jego jest bardzo długie i trwa też długo zanim się je da wyczuć. Po dwóch godzinach wciąż nie czujesz go w pełni, i tak naprawdę uderza od trzeciej, czwartej czy piątej godziny. Potem jest relatywnie długi okres, przez jakieś cztery godziny, gdy znajdujesz się w sercu doświadczenia. W ciągu jakiś trzech – czterech kolejnych godzin efekt maleje. Byłoby dobrze zatem zorganizować aktywność zgodnie z charakterem tych trzech faz. W pierwszych godzinach ludzie często czują obniżenie ciśnienia, senność i zimno. Powinni zostać ożywieni i pobudzeni – na przykład muzyka czy taniec mogłyby tu pomóc w wydobyciu siły wywaru. W głównej fazie cisza byłaby wskazana, co dałoby szanse każdemu wejścia w głąb, poszukania swojej wizji.”

Dotarliśmy na drugą stronę jeziora, ja dalej wiosłowałem sam wzdłuż brzegu, moi towarzysze szli, powiosłowaliśmy troche razem, szliśmy, graliśmy, leżelismy i tak z pierwszej fazy weszliśmy w drugą. Fizyczna aktywność była tu dobra, ponieważ jest się więcej w ciele i mniej w niespokojnym, przeładowanym umyśle. Ciało prowadzi naprzód.

Stajesz się też coraz bardziej świadomy siebie i natury wokół. Ona mówi, w sposób trudny do opisania. Możesz jednak mówić do niej, na przykład dźwiękiem.

 

 

 

 

 

 

Your body guides you, follow its instincts and needs. Lay down, or get up, let the hand, the leg, the muscles do what they feel like. When I wanted to enter the lake, I didn’t think too much. In end of April it was still chilly, but that chill is a friend too. I was standing in the water naked for a long time, and I guess that was the turning point, from the difficult phase of going upwards in a exhausting long climb to realizing I am about to enter the sunny plateau of Huachuma. My wrists were hurting with delicious cold pain of being alive. I finally retreated inside the forest to lay down in grass, melting into the air and sun. Insects were crawling on me, mosquitos sucking their share of pleasure. Accepting it, befriending pain and itching was no problem at all. I trusted to stay and so when bites became too strong I trusted them too and did not fight the urge to go. I opened my eyes, saw the stormy cloud coming, and in spirit of this magical perception of the world, I thanked ants for warning.

 

It was many hours later we finally reached the shore we left in the morning, after many insights too personal to reveal, and events to hermetic to tell about. A ride of joy and adventure was finished with mystery when we arrived walking along the shore at what seemed to be very weird abandoned campsite.

 

 

Ciało cię poprowadzi, podążaj tylko za instynktem, za jego potrzebami. Połóż się lub wstań, pozwól dłoni, ręce, nodze, mięśniom robić to, na co mają ochotę. Kiedy chciałem wejść do jeziora, nie myślałem zbyt wiele. W końcu kwietnia było wciąż zimne, ale ten chłód to też przyjaciel. Stałem w wodzie nagi przez długi czas, i myślę, że był to własnie przełomowy punkt podróży, w którym ciężki etap długiej, mozolnej wspinaczki na górę przeszedł w radosne wejście na słoneczny płaskowyż Huachuma. Me nadgarstki bolały smakowitym, zimnym bólem bycia żywym. W końcu wycofałem się do lasu, na słoneczną polanę, aby leżeć w trawie, rozpływając się dla odmiany w słońcu i wietrze. Właziły na mnie wszelakie robale, siadały muchy, komary ssały swój przydział przyjemności. Akceptowanie tego, zaprzyjaźnienie się z bólem i swędzeniem nie było problemem. Ufałem im na tyle aby pozostać bez ruchu a kiedy ugryzienia stały się zbyt ostre, tak samo ufałem i nie walczyłem z chętką wstania. Otworzyłem oczy, zobaczyłem zbierające się burzowe chmury, i w duchu tego magicznego postrzegania związków w świecie podziękowałem mrówkom za ostrzeżenie.

Wiele godzin później dotarlismy na brzeg z którego wypłynęlismy tego poranka, po wielu wglądach i wizjach zbyt osobistych aby je tu ujawniać, i wydarzeniach, które zbyt hermetyczną opowieść by tu stworzyły. Przejażdżka radości i przygody zakończyła się tajemnicą, kiedy dotarlismy pieszo wzdłuż brzegu na teren który sprawiał pozory bardzo dziwnego, opuszczonego kempingu.

 

 

 

 

 

 

Nothing was certain, even when we saw a car we seemed to know. It was like we were detached from the reality we left behind and almost expecting to see ourselves by the car to believe we came back.

But we did, so we retraced our steps to get the boat, landed after a final dance on the sunset lit waves, straight into a feast, to be greeted by new – and only – fellow campers with whisky toasts and homemade food. After few minutes we were home with some people we knew for years.

 

 

Nic nie było pewne, nawet gdy zobaczyliśmy auto, które wydawało się znajome. Było tak jakbyśmy byli oddzieleni od rzeczywistości, którą pozostawiliśmy za sobą i oczekiwali zobaczyć siebie samych przy aucie, aby uwierzyć, że wróciliśmy.

Ale wróciliśmy, to był nasz obóz. Cofnęliśmy się zatem po ponton, wylądowaliśmy nim na plaży po ostatecznym tańcu na falach pomarańczowych od zachodzącego słońca, wprost na ucztę – na przyjęcie przez nowych – i jedynych towarzyszy na kempingu, z toastami whisky i domowej roboty żarciem. Po kilku minutach byliśmy w domu z ludźmi, których najwyraźniej znaliśmy od zawsze.

 

 

 

 

 

 

This is a puzzle to me. Every time I come back from somewhere, I am obviously asked how was it, how were the people. I noticed recently I am suspiciously enthusiastic in my answers, and it puzzles me, cos it wasn’t always so. The question arises, have I started going in better destinations, and need some Beijing or Austria to bring back balance in my seeing of the world, or it is just me who changed?  How can I be seen as genuine and trustworthy after my recent trip to Peru, where I found some of the nicest people ever, when I feel like saying the same now after Belarus?

I see the Belorussians I met as brothers, and I am happy to find that kind of a mature, calm brother, who can give me perspective on who we are as Polish, or what is it we might have lost?

They are curious of the foreigners, not scornful. They seem to still have the innocence we had when rare were visitors from the West, and when it was not obvious we can go there ourselves. I remember being humiliated by customs assholes in Dover and so I apologize to every of my Eastern brothers who ever had to face Polish policeman or border staff superiority and ridiculing.

The people I met in that campsite shared their time, their meat, their liquor, their words. There was an ex-soldier who spoke about about peace and I knew he meant it. When faced with hair-splitting hypothesizing of the “what if your family is threatened” in discussion about events like the ones happening in Ukraine, he said, “you always have a choice”. This was truly a man of ‘the other cheek”, and his peace came not from weakness, but from true strength and balance. His beliefs were something he did not need to impose, as it often happens under influence of alcohol. He spoke calmly, as a man who knows his thing, a man who knows himself. He needed no San Pedro or other stuff we fix our broken souls with.

 

 

To jest dla mnie pewna zagadka. Zwykle gdy skadś wracam, zadawane jest mi oczywiste pytanie, jak było, jacy byli ludzie. Zauważyłem, że ostatnio jestem podejrzanie entuzjastyczny w swoich odpowiedziach, i zastanawia mnie to, bo nie zawsze tak było. Powstaje pytanie, czy zacząłem jeździć w lepsze destynacje, i potrzebny mi jest jakiś betononowy Pekin albo mieszczańska Austria aby przywrócić równowagę w moim postrzeganiu świata, czy też to ja się zmieniłem a nie świat. Jak mogę być wiarygodny, po ostatniej wyprawie do Peru, gdzie, jak twierdziłem, spotkałem jednych z najbardziej spoko ludzi jak dotąd, kiedy czuję, że muszę to samo powiedzieć teraz po Białorusi?

Białorusinów, których spotkaliśmy na tamtym kempingu czuję jak braci, i byłem szczęśliwy, że mogłem odnaleźć takiego dojrzałego, spokojnego brata, który da mi perspektywę spojrzenia na to kim jesteśmy jako Polacy, i co być może straciliśmy.

Byli ciekawi cudzoziemców, nie nieufni, cyniczni, cosiekurwapatrzysz. Ciągle mieli tą niewinność wioskowego dzieciaka, którą i my mieliśmy gdy rzadki był tu gość z Zachodu, i nie było takie oczywiste, że nas samych tam wpuszczą. Pamiętam poniżanie nas przez mundurowych post-imperialnych dupków na granicy w Dover, i przepraszam każdego z mych wschodnich braci, który kiedykolwiek musiał spotkać się z takimże polskim policjantem czy celnym urzędnikiem i ich poczuciem wyższości, żarcikami.

Ludzie, których spotkałem na tamtym kempingu podzielili się swoim czasem, napitkiem, mięsem i papryką, swoim słowem. Był wśród nich były żołnierz, który mówił o pokoju, i wiem, że mówił serio. Kiedy skonfrontowany został z naszym filozoficznym rozdzielaniem włosa w stylu “a co gdy zagrożona będzie twa rodzina”, w dyskusji o wydarzeniach na Ukrainie, on odparł “zawsze masz wybór”. To był naprawdę człowiek drugiego policzka i jego pacyfizm pochodził nie ze strachu czy słabości, ale prawdziwej siły i równowagi. Jego poglądy były nie były czymś, co musiał narzucać, jak to często bywa pod wpływem alkoholu. Mówił spokojnie, jak człowiek, który wie swoje, który zna siebie. Nie potrzebował San Pedro czy innych lekarstw, którymi leczymy nasze pękniete dusze.

 

 

 

 

 

 

There were two families here. The other was Igor’s, the persian cat owner. He seemed a but more restless, like a younger brother, but also on his way to understanding, and a good guy. It is with him I made the deal.

 

 

Były tam dwie rodziny. Druga była Igora, właściciela perskiego kota. Wydawał się nieco bardziej niespokojny, jak młodszy brat, ale także na drodze do zrozumienia, dobry koleś. To z nim zawarłem swój zakład.

 

 

 

 

 

 

I know I am often a bridge between worlds, and cultures that find each other customs a bit strange, or even threatening. For me, after having stepped out of alcohol culture, which I was never an enthusiastic member anyway, it became a bit of a boring, uneasy, or sometimes hostile ground. For many Belorussians, including our new friends, marijuana is something not really known, I mean they hear about and believe the propaganda of a dangerous drug. When it came out in conversation, they were seriously worried for me, a habitual smoker with several years of experience. Igor claimed vodka is not a drug, so I said -  I check. “Are you able to prove, that you can step out of a custom that is everywhere around you? For a year, for example?”. “Sure”, he replied, “but what you give in return?”

He got me. I might have delved into sophistic arguments “it is not about me, it is about you now”, but Grandfather Huachuma was watching over and it was clear he wrote that scenario to prove I am also ready to be a man of more than words.

“You get my ganja”, I said. “A year without smoking.”

We got the deal. We both got a new, refreshing turn in our histories, a new perspective and state of mind. There is no regret, because infinity of life’s possibilities keeps opening in every moment.

That new twist of the plot is just a cherry on the top of cake I got for the Slavic day of the Dead. Hail to the Psychic Cat !

 

 

Wiem, że często jestem mostem pomiędzy światami i kulturami, które postrzegają mnie ( a we mnie zwyczaje tej innej ) jako nieco dziwne, lub wręcz niebezpieczne. Dla mnie, po wystąpieniu pare lat temu z kultury alkoholu, której zreszta nigdy nie byłem entuzjastycznym członkiem, stała się ona nieco nudnym, grząskim, a czasem nawet wrogim gruntem. Dla wielu Białorusinów, w tym naszych nowych znajomków, marihuana jest czymś raczej nieznanym, to znaczy słyszeli o niej, ale głównie w jednostronnej propagandzie o niebezpiecznym narkotyku. Kiedy wynikł ten temat w rozmowie, byli mną poważnie przejęci i zmartwieni, mną, miłośnikiem i praktykiem zioła z kilkunastoletnim doświadczeniem. Igor twierdził, że jego wódka to nie narkotyk, więc powiedziałem – sprawdzam. “Czy jesteś w stanie to udowodnić, że możesz wykroczyć ze zwyczaju który jest wszędzie dookoła ciebie? Na rok, na przykład?”. “Jasne” , odrzekł “ale co dajesz w zamian?”

Tu mnie złapał. Mogłem zarzucić go sofistycznymi argumentami w stylu “to dla twojego dobra, to nie o mnie, a o tobie teraz gadamy”, ale Dziadek Huachuma patrzał mi przez ramię i było jasnym, że to on napisał scenariusz, w którym muszę udowodnić, że jestem człowiekiem nie tylko słów.

“Masz moją ganję” – powiedziałem – “Rok bez palenia”

Zawarliśmy zakład. Oboje dostaliśmy nowy, odświeżający zakręt w naszych historiach, nową perspektywę i świeży stan umysłu. Nie ma czego żałować, bo nieskończoność możliwości i atrakcji jakie daje życie otwiera się w każdym momencie.

Ten nowy zwrot akcji to tylko wisienka na torcie, jaki dostałem na słowiańskie święto Przodków.  Sława Psycho Kocurowi !

 

 

 

 

 

 

However, take warning. Receive all you will from your Psychic Cat, and be grateful, but do not seek to understand too much of the mystery, or you may get lost in explanations and theories, hurt by the paws of madness. Do not ask for more than you are getting, do know when to stop, to satisfy yourself with what you may have thought just a day ago was not possible. These gifts are fragile, and may be gone if you go on chasing too much of “more”, or you can be lost in treating your medicine as drug. It won’t work like this.

One more quote from the interview with huachumera :

“Part of the disease, it seems to me, is to want to understand the world in terms of its “mechanisms” when its nuts-and-bolts really don’t matter at all. It is the beauty of the world that should attract, engage, and inspire us! When we drink San Pedro that is one of the first things we learn – and then our questions become irrelevant anyway. So the real answer, for those who want to know the hows and whys of San Pedro, is simple: drink it and then you will see!

The “what” of San Pedro is that it heals lives. Let us leave the sleepless nights of the whys and hows to the academics for whom such things seem to matter.”

 

 

Jednak zapamiętajcie to jedno ostrzeżenie. Przyjmujcie dary, które będą płynąć od waszego Psycho Kocura, i bądźcie wdzięczni, ale nie próbujcie zrozumieć zbyt wiele z tajemnicy, bo inaczej możecie zagubić się w wyjaśnieniach i teoriach, draśnięci pazurem szaleństwa. Nie proście o więcej niż dostajecie, nie naciskajcie, warto wiedzieć, kiedy się zatrzymać, zadowolić tym, co może dzień wcześniej wydawało się przecież niemożliwym marzeniem. Te dary mogą być kruche i ulotne, mogą prysnąć jeżeli będziecie ścigać zbyt wiele tego “więcej”, albo możecie skończyć jako używający tego lekarstwa jako narkotyku. Tak to nie działa.

Jeszcze jeden cytat z wywiadu z wiedźmą huachumera :

“Częścią choroby, jak mi się wydaje, jest chęć zrozumienia świata w sensie jego “mechanizmów”, podczas gdy te śrubki i trybiki nie mają zupełnie znaczenia. To piękno świata powinno nas przyciągać, zajmować i inspirować ! Kiedy pijemy San Pedro, to jedna z pierwszych rzeczy jakich się uczymy – i wtedy nasze pytania stają się nieważne. Zatem prawdziwa odpowiedź, dla tych którzy tak bardzo chcą poznać “jak-i-dlaczego” San Pedro jest prosta – wypij, a zobaczysz.

Tym “co” San Pedro jest fakt, że uzdrawia życia. Pozostawmy bezsenne noce z “jak-i-dlaczego” akademikom, których takie sprawy frapują.”

 

 

 

 

 

Very interesting times are coming for connoisseurs of entheogens. Certain things that would be unimaginable only few years ago are now taken for granted, and changes are speeding up. Documentaries about psychoactive plants are sprouting like mushrooms after the rain, just type “ayahuasca” on Youtube or Vimeo. There are scientific conferences being organized on issues not long ago being of interest only to drum banging potheads, and now seriously discussed by best minds of the Western world. There are rumors about clinics with 800 beds in the jungles of Iquitos region, where super rich Americans and Europeans, guarded by marines, are treated for diseases their own medical system calls incurable, in a process their legal systems call a crime.  Not only dirty hippies but also conservative middle class patients come humble to submit themselves to “mambo-jambo” of village shamans and leave HIV, cancers, depression, heroin addiction behind. Ayahuasca based churches are getting license to operate even in most uptight societies such as USA, same with peyote using Native American Church. And ordinary folks sometimes gather enough courage to peek into that world on holidays, this special moment when our culture permits for naughty stuff.

It is opportunity for people operating on the border, like me, or Scott Lite, young self-taught American ethnobotanist working in Cuzco, to guide them to the other side. Scott ( https://www.facebook.com/scott.lite ) organizes workshops on ethnobotany of Peru in cooperation with Cuzco branch of South American Explorers Club and they include tours of city markets, where you can actually buy everything from herbal cures, incense, shamanic accessories, to powerful plants such as San Pedro, ayahuasca, yopo and more. It precious sight, to see middle class family being told about things they would normally close their ears to, but here they accept it, as being part of accepted tourist activity, and delivered by someone from position of experience.

 

***

 

Bardzo interesujące czasy nadchodzą dla koneserów enteogenów. Niektóre rzeczy niewyobrażalne parę lat temu są teraz przyjmowane jako oczywiste, i zmiany te coraz bardziej przyśpieszają. Filmy dokumentalne o psychoaktywnych roślinach wyrastają jak grzyby po deszczu, wystarczy wpisać “ayahuasca” na YouTube czy Vimeo. Naukowe konferencje w prestiżowych instytucjach organizuje się o tematach jakie niedawno podniecały wyobraźnie walących w bębenek obdartusów a teraz są na poważnie dyskutowane przez najlepsze umysły zachodniego świata.  W Peru krążą plotki o klinikach na kilkaset łóżek w dżungli gdzieś koło Iquitos, strzeżonych przez marines, gdzie superbogaci Amerykanie i Europejczycy są leczeni z chorób jakie ich medycyna nazywa nieuleczalnymi, w procesie składającym się, według ich własnych systemów prawnych, z aktów przestępczych. Nie tylko brudni hipisi, ale i konserwatywna klasa średnia czy “wyższa” wysyła swych pacjentów aby pokornie poddawali się szamańskim hokus-pokus i pozostawili za sobą raki, HIV, depresje czy uzależnienia od heroiny. Oparte na używaniu ayahuaski kościoły zdobywają właśnie licencje na działanie nawet w najbardziej spiętych społeczeństwach takich jak USA, podobnie na przykład Kościół Rdzennych Amerykanów, dla których sakramentem jest peyotl. A zwykli ludzie czasem zbierają w sobie dostatecznie odwagi aby zajrzeć do tego świata na wakacjach, w tym szczególnym momencie kiedy nasza kultura pozwala na trochę niegrzecznego wychylania się za burtę.

To okazja dla ludzi działających na pograniczu, takich jak ja czy też Scott Lite, młody samouk etnobotanik z USA, pracujący w Cuzco, aby wprowadzić te jednostki na drugą stronę. Scott ( https://www.facebook.com/scott.lite ) organizuje warsztaty etnobotaniczne we współpracy z klubem South American Explorers w Cuzco, i ich częścią jest zwiedzanie miejskich targów na których można kupić wszystko od ziołowych mieszanek leczniczych, kadzideł, szamańskich akcesoriów aż po potężne rośliny takie jak kaktus San Pedro, ekstrakty meskaliny, ayahuasca, zawierające DMT yopo i wiele innych. To bezcenny widok, rodzinka z klasy średniej na wakacjach wysłuchuje spokojnie wykładu o rzeczach na które normalnie zakrywa dzieciom uszy i których nie znajdzie w telewizorku w Teksasie, ale tu bez szemrania akceptują je jako część turystycznego pakietu, dostarczane im przez kogoś kto mówi z pozycji poważnej wiedzy i własnego doświadczenia.

 

 

 

 

 

 

 

I spend the afternoon with them and then go deeper into the markets, into shamanic supplies section. I haven’t yet dissolved my rationalist structure enough to start believing in power of plastic dogs offerings, but some coca leaves for mountain pilgrimage will be useful.

 

***

 

Popołudnie spędzam z wycieczką a potem zagłebiam się dalej w szamańskie sekcje targowiska. Nie rozpuściłem na razie swej racjonalnej konstrukcji na tyle aby zacząć wierzyć w moc ofiar z plastikowych piesków, ale zapas liści koki przyda się na wysokogórskiej pielgrzymce.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.