światosław / tales from the world

Archive for:

Global. Dissolving boundaries / Rozpuszczając granice

(…) The earliest appearances of this style of religious art and architecture in India date-significantly-from the Gupta Period, the reign of Chandragupta II (r. 378-414), whose dates include-as pointed out in my Oriental and Occidental volumes – those of the Byzantine Emperor Theodosius the Great (r. 379-395), whose anti-pagan edicts initiated an exodus of intellectuals on all levels-priests, philosophers, scientists, and artists–eastward into Persia and to India. The demonstrations by Hermann Goetz of literally hundreds of correspondences between the Roman-Syrian art and culture forms and those that abruptly appeared in India at this time bear ample witness to what occurred. A golden age of Hindu and Buddhist art, literature, and temple architecture dawned, which from the fifth to mid-thirteenth centuries displayed many of those forms of mythology and worship that were being suppressed during the same centuries in the West

It is a pity that no further cross-cultural studies have yet been undertaken of the consequences of the great Theodosian crisis, tracing, on one hand in Gupta India and subsequently Tang China, and on the other hand in the underground heretical movements and witchcraft epidemics of semi-Christianized Europe, the two branches of the one vastly outspread mystery tradition, the most ancient stem and roots of which are to be recognized in Hellenistic Egypt, Syria and Asia Minor. (…)

 

***

 

(…) Najwcześniejsze przykłady tego stylu religijnej sztuki i architektury w Indiach datują się, co znamienne, – na okres Guptów, panowanie Chandragupta II ( 378-414 ), które to daty zawierają – jak wskazałem w moich tomach o mitologii Wschodu i Zachodu – okres panowania bizantyjskiego cesarza Teodozjusza Wielkiego ( 379 – 395 ), którego anty-pogańskie dekrety rozpoczęły ucieczkę intelektualistów z każdej sfery – kapłanów, filozofów, naukowców i artystów – na wschód, do Persji, i dalej do Indii. Wykazane przez Hermanna Goetza dosłownie setki podobieństw i współzależności między rzymsko-syryjską sztuką i kulturowymi formami , a tymi które gwałtownie pojawiły się w Indiach w tym właśnie czasie dają wystarczające świadectwo tego co się stało. Złota era hinduskiej i buddyjskiej sztuki, literatury i architektury świątynnej rozpoczęła się, i na przestrzeni długiego czasu od piątego aż po połowę trzynastego wieku objawiła wiele z tych form mitologii i kultu jakie na Zachodzie w tych samych wiekach zostały zakazane.

Szkoda, że nie podjęto jeszcze dalszych międzykulturowych studiów nad konsekwencjami wielkiego teodozjańskiego kryzysu, śledząc je z jednej strony aż w Indiach Guptów i później Chiny dynastii Tang, a z drugiej w podziemnych, heretyckich ruchach i epidemiach magii w na wpół schrychtianizowanej Europie, dwóch gałęziach jednej szeroko rozpościerającej się tajemnej tradycji, która wiedzie głęboko wstecz, z korzeniami w hellenistycznym Egipcie, Syrii i Azji Mniejszej (…)

 

Joseph Campbell, Masks of God, part 4 : Creative Mythology, p. 169

 

 

 

 

 

 

 

[ Thanjavur, Tamil Nadu ]

bird in cage / ptak w klatce

February 5th, 2013

 

 

 

 

 

That song was already quoted on this blog, when I told the story of Bauls. But I could only sense the meaning of these words until last Saturday, and then I got to feel more. So enjoy it, and I wish you can experience that one day too. I find it beautiful, another crazy twist of this global thread, when I illustrate the poem by Lalon Fakir with a photo from South America, as this was the plant from South America that enabled me deeper understanding of Sufi philosophy. The photos that follow are previously unpublished shots of fakirs at the festival at the grave of Gharib Nawaz in Ajmer, India.

 

 

“Where lies this mystery of human soul?
Where from I came and where shall I go?
Lalon’s says:
How does the strange bird
flit in and out of the cage,
If I could catch the bird
I would put it under the fetters of my heart.
The cage has eight cells and nine doors.
Above is the main Hall with a mirror chamber
O my mind, you are enamoured of the cage..
little knowing that the cage is made of raw bamboo,
and may any day fall apart

Lalon says: Open the cage, look how the bird wings away!”

 

 

***

 

 

Ta pieśń była już cytowana na tym blogu, kiedy opowiadałem historię o Baulach z Bengalu. Jednak wtedy byłem tylko w stanie domyślać się jej znaczenia, do ostatniej soboty, kiedy miałem okazję doświadczyć czegoś więcej. Życzę tego każdemu. Wydaje się kolejnym pięknym i dziwnym zakrętem w tej pozawijanej globalnej historii, kiedy ilustruję wiersz Lalon Fakira zdjęciem z Ameryki Południowej, ale tak wyszło, że to roślina z tego właśnie kontynentu pomogła mi zrozumieć bardziej filozofię Sufi. Zdjęcia poniżej to niepublikowane dotąd ujęcia fakirów z festiwalu w Ajmer z okazji rocznicy śmierci sufickiego świętego Gharib Nawaza.

 

“Gdzie leży tajemnica ludzkiej duszy?
Skąd przybyłem, dokąd pójdę?

Lalon mówi :

Jakże ten dziwny ptak,
wciąż z klatki ulatuje i do niej wraca
Gdybym tylko mógł go schwytać
Splątałbym go więzami swojego serca
Ta klatka ma osiem pokojów i dziewięć bram
Ponad nimi główna komnata, sala luster.
O umyśle który ją stworzyłeś i w klatce jesteś zakochany
Pamiętaj, nietrwała, rozpaść się może w każdej chwili

Pozwól wcześniej ptakowi odlecieć.”

 

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Our White Fathers Who are in Heaven  / Nasi Biali Ojcowie Którzy Są w Niebie

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Haiti ]

 

Some years ago I was invited by another photographer to do with him a documentary advertising project for a Polish beer company. It was crazy two months tour, all expenses paid, 16 countries, around 4 days for each, editing on the planes, chasing deadlines, having fun. We were shooting natural scenes in bars , best bars in each city, we were choosing them, there was no models being arranged, real stuff, real people, so that made it documentary. But it was supposed to show only people having good time, to show that it is so nice to drink beer. That was the advertising part. So I lost my virginity. I am now one of those whom Bill Hicks tells to go kill themselves, even if they did that once. It doesn’t matter that other artists do it all the time and use their talent and creativity to feed the monster, I lost my credibility to criticize.  I can have my beliefs, that advertising industry is evil concept per se, that they are worst than fucking corporate square heads and bankers, at least with the latter there is no fooling anyone with high ideals, I mean, they leave it to their advertising dogs, to use love, family, freedom, self realization, unity, belonging, all that nice stuff as tool for selling more shit that is not only completely unnecessary for obtaining those dreams, but actually is obstacle. I will rather hear the guys in ties straightforward about the profit, than all this bullshit about improving visual landscape, artistic sensitivity or intelligence of the consumer, all excuses for using wonderful talents in service of enslavers, purveyours of greed , unhappiness and neverending thirst.

Having said that, I did profit too. For more than a year I was able to live off that money earned by making people buy yellow bubbly piss they need to “feel a man”, to “have good time”, “to be together” etc. These are people who sometimes ask me , how can I travel so much, how can I afford that lifestyle. Well, I took some of your money you throw down the drain every weekend and I do not make your mistake, because I am not blind to the other side of glossy world I helped to shove down your throat.

 

***

 

Parę lat temu zostałem zaproszony przez innego fotografa do projektu, który możnaby nazwać dokumentem reklamowym, klientem był producent jednego z najpopularniejszych polskich piw. To były szalone dwa miesiące, wycieczka po 16 krajach, średnio 4 dni na kraj, wszystkie koszty pokryte, edytowanie zdjęć w czasie przelotów, ściganie terminów, piwna zabawa. Strzelaliśmy naturalne sceny w barach, najlepszych barach w każdym mieście, do nas należał wybór, pełna wolność, nie było sztucznie uśmiechniętych modeli, jedynie prawdziwe sceny z prawdziwymi ludźmi, więc to była ta strona dokumentalna. Jednak mieliśmy pokazać jedynie ludzi którzy dobrze się bawią, że to wspaniale pić piwko. To była reklama.  Zatem straciłem swe dziewictwo. Jestem teraz jednym z tych, którym Bill Hicks każe iść się zabić, nawet jeśli zrobili to tylko raz. Nie ma znaczenia, że inni artyści robią to cały czas i używają swojego talentu i kreatywności do karmienia potwora, straciłem wiarygodność która pozwalałaby mi na krytykę. Mogę nadal mieć swoje przekonania, że przemysł reklamowy jest złem sam w sobie, że jego żołnierze są gorsi niż pieprzone kwadratowe głowy z zarządów, niż bankowcy, przynajmniej z tymi drugimi nie ma tej całej ściemy z ideałami, to znaczy jest, tylko że zostawiają ją swym reklamowym pieskom, aby używały miłości, rodziny, wolności, samorealizacji, jedności, przynależności, wszystkich tych fajnych rzeczy do sprzedawania jeszcze więcej gówna, które nie tylko nie jest potrzebne do szczęśliwego życia ale bywa wręcz przeszkodą. Wolę już słuchać tych kolesi w garniturach, których znam jeszcze ze studiów, jak obliczają zyski, niż tego samooszukiwania się tych co powinni wiedzieć więcej, tych wrażliwych którzy pieprzą o wzbogacaniu wizualnego krajobrazu, gustów społecznych, czy inteligencji konsumenta reklamy, te wszystkie wykręty dla oddawania swych wspaniałych talentów na usługi zniewalaczy, ogrodników chciwości, niespełnienia, frustracji i niekończącego pragnienia.

No to se pozrzędziłem, a przecież ja też skasowałem swoje. Przez ponad rok mogłem żyć z tych pieniędzy zarobionych na przekonywaniu ludzi, że powinni kupować żółte bąbelkowane siki, aby czuć się “prawdziwym facetem” , “mieć dobry czas” , “być w paczce przyjaciół”. Ci ludzie czasem pytają mnie, jakim cudem mogę tyle podróżować, jak mogę pozwolić sobie na taki tryb życia. Cóż, zebrałem trochę z tej kasy którą co weekend wlewacie do ścieku, i nie powtarzam waszego błędu, także dlatego, że nie jestem ślepy na to co kryje sie za błyszczącą broszurką jaką wam wcisnęliśmy.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

To any of my friends working in the business : if you feel allright, cool, if you feel offended in any way, also cool, that means it was directed at you too and it hit some nerve.  You have two options, stay offended or think why you actually are. Cheers.

 

***

 

Do któregokolwiek z moich znajomych pracujących w tym biznesie – jeżeli czujecie się w porządku, gratuluję, jeżeli w jakikolwiek sposób zostaliście urażeni, też super, oznacza to że pisałem też do was, i trafiłem w jakiś czuły punkt. Macie też dwie opcje, pozostać obrażeni, albo zastanowić się dlaczego właściwie jesteście. Na zdrowie.

 

 

 

The Year of Snake starts for me with fascinating twist of fate. Situation in Mali brewing for some time finally erupted just when I was about to leave. I found a lot of excuses to go, even if the real reasons were gone. I would not able to continue my Sufi project there, even if security was not really shit for a lone white guy without any back up, traveling on public transport, hanging around in slum areas full of poor people who know what kind of money is a ransom requested these days for a hostage. But as the pressure from Islamists , already strong in recent months grew into regular warfare threatening even southern Mali, rituals that fuse hunters magic, Rastafarianism and mystical Islam are the last thing now that would be easily documented. But I was on my way anyway, with substitute ideas, heading straight into the storm.

And then the reality , or the force guiding, whatever you prefer, started to give more and more obstacles, hints of the kind I am more sensitive to recently, so the closer I was to the airport in Berlin, the clearer it was, that “against all odds” is not my motto. But above all, what came up, was the question of real purpose. Am I doing this to really tell important story that must be told right now, despite risks, or I am doing it to claim bravery, to build my ego, to build the wrapping – look , I have been there, I brought new set of images, that I will scan and process in February, doing little more, again, focused on the package rather then the content, building my image as well as self-image, while still putting aside real inner work and real change. It ultimately comes to question about balance between life and the story, between the brag and reasons for it. I would run from one corner of the world to another in a crazy chase that already continues for some years now, and although it gives me broad perspective about what is happening and how things connect, I am paying high price for it.  If I had gone now and do my gatherers work for next weeks, would I be really ready for what I am about to experience in March? Shouldn’t I get real strength and foundation first, rather than adventurer’s credits that work well in attracting girls but are nothing in the time of real facing of the demons?

The knowledge how to avoid deadly blow and how to sneak through troubled ground is the essence of the snake. So the snake made me turn back and here I am , back in the winter, digging in my archive rather that in the open wilderness, working with the matter, working on myself and on things I used to run away from, and I am deeply grateful for it. Breaking this what I make myself believe I am , breaking the pattern, breaking the habit, rather than document another chapter in Sufi story,  I am finally putting in practice some of the lessons learned. The reality is rich any direction we turn, and this submission to the unexpected twist of fate is something I brought back from Ajmer, from the time with dervishes of Gharib Nawaz. This is something those men in the north of Mali, those angry men with guns destroying lifes and happiness can not understand..The press on, obsessed with single goal, oblivious to anything that suggests they may be wrong, they crushed the snake like a mad herd of buffaloes stampeding to their death, they are so in love with their dogma that they fail to understand the word Islam means submission, surrender and giving up control, not fucking coercion and terror they exercise.

 

 

***

 

Rok Węża zaczyna się dla mnie nieoczekiwanym jego posunięciem. Sytuacja w Mali bulgotała od jakiegoś czasu, aż w końcu wybuchła właśnie wtedy kiedy miałem wyruszyć. Znalazłem wiele wykrętów aby jechać, nawet jeśli prawdziwe powody były już nieaktualne. Nie byłbym w stanie kontynuować mojego projektu o sufizmie, nawet pomijając fakt, że miałem włóczyć się po slumsach w kraju gdzie islamiści rozdają telefony satelitarne z prośbą o kontakt kiedy pojawi się jakiś cudzoziemiec, gdzie stawki okupów przestarastają kilkudziesięcioletni budżet całych dzielnic, generalnie nie najlepsze miejsce dla samotnie podróżującego białasa. Ale i tak, w sytuacji kiedy presja oszołomów z północy, narastająca od miesięcy, rozwinęła się w regularną wojnę, zagrażającą nawet południu, rytuały które mieszają magię myśliwych, rastafarianizm i mistyczny sufizm byłyby ostatnią rzeczą jaką dałoby się dokumentować. Mimo tego wszystkiego, byłem już w drodze, pełen zastępczych pomysłów, takich jakie potrafię produkować na poczekaniu. Kierowałem się wprost w stronę burzy.

I wtedy rzeczywistość, lub też siła która prowadzi, jak wolicie, zaczęła wypluwać więcej i więcej przeszkód, wskazówek tego rodzaju na który ostatnio jestem bardziej wrażliwy, i im bliżej byłem lotniska w Berlinie, jaśniejsze stawało się, że ” na przekór wszystkiemu” to nie jest moje motto. To co jednak było najważniejsze to powracające pytanie o rzeczywisty sens. Czy robię to aby opowiedzieć naprawdę ważną historię, która musi byc opowiedziana własnie teraz, pomimo całego ryzyka, czy też robię aby nabić sobie punkty odwagi, zbudować kolejne ścianki ego, zbudować opakowanie, “popatrzcie, byłem tam, przywiozłem kolejny zestaw obrazków, teraz będę skanował i obrabiał je przez cały luty, robiąc niewiele więcej, znów, skupiony na swym opakowaniu raczej niż zawartości, budując swój obraz w oczach innych jak i swoich, a jednocześnie znów odkładając na później całą prawdziwą pracę wewnętrzną, i prawdziwą przemianę. Ostatecznie, wszystko sprowadza się do wiecznego ustalania kruchej równowagi między życiem a historią, między przechwałką a jej uzasadnieniem. Biegłbym dalej w swym szalonym pościgu jaki prowadzę od ładnych paru lat, z jednego końca świata na drugi, i choć daje mi on wiele, szeroką perspektywę na pewne sprawy, na to co się teraz zdarza, na to jak łączą się rzeczy , ale płacę za to wysoką cenę. Gdybym teraz pojechał i przez następne tygodnie wykonywał swą pracę zbieracza obrazu i historii, czy byłbym naprawdę gotowy na to czego mam doświadczyć w marcu ? Czy nie powinienem najpierw popracować nad prawdziwą siłą i fundamentem, zamiast zbierać punkty awanturnika, przydatne do przyciągania dziewczyn, ale niewiele warte w momencie konfrontacji z prawdziwymi demonami?

Wiedza o tym jak uniknąć zabójczego ciosu i jak przeslizgiwać się przez niebezpieczny teren to istota charakteru węża. Więc wąż skierował mnie z powrotem, i oto jestem, znów w środku zimy, kopiąc w swym archiwum zamiast na dzikich polach świata, pracuję teraz mocno z materią, pracuję z sobą i rzeczami przed którymi zazwyczaj uciekałem, w odruchu i w nawyku, i jestem pełen wdzięczności za to. Łamiąc to , co wytworzyłem na własny użytek jako obraz siebie, swą tożsamość, łamiąc nawyk, zamiast dokumentować kolejny rozdział w sufickiej historii, w końcu wprowadzam w życie część z lekcji jakie ta tradycja daje. Rzeczywistość jest nieskończenie bogata, niezależnie od tego w którą stronę się obrócimy, i to poddanie nieoczekiwanym poruszeniom losu jest czymś co przywiozłem z Ajmer, od derwiszy Gharib Nawaza. To jest coś, czego nie mogą zrozumieć brodacze z północy Mali, ci wściekli mężczyźni z bronią niszczącą życie i szczęście. Napierają dalej i dalej, cisną i cisną, owładnięci swą obsesją, głusi na wszystko co mogłoby sugerować że się mylą, zgnietli węża jak szalone stado przestraszonych bawołów galopujących ku upadkowi z urwiska, są tak zakochani w swym dogmacie, że zapominają o prostym fakcie, iż słowo islam oznacza poddanie się, ustąpienie, oddanie kontroli, a nie pierdolone wymuszenie, przemoc i terror jaki uprawiają.

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.