światosław / tales from the world

Posts tagged:

bwiti

shamanism / szamanizm

January 25th, 2015

 

 

 

We are looking and looking for something, perhaps sometimes calling a “spiritual quest” fulfillment of more and more complicated desires and forms of greed. In a world where many material problems are solved long ago, and some of the simple needs, like the need to share life with another person or having offspring rarely frankly admitted, people turn to spiritual paths, including something they call shamanism, with fancy motivations and intentions, and therefore they build the concept of shamanism as some system of exploring world of unity, oneness and cosmic vibration. In a world without a tradition to back upon, any theory that comes to one’s mind, can be justified, here is one good example :

” But even if you don’t meditate, don’t dedicate your daily practice to achieving Enlightenment, simply believing in the possibility qualifies you to call yourself a mystic. (…) A mystic only becomes a shaman when he or she applies his belief to affect change in reality.”  [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

To be clear, I see nothing wrong in living in wealthy, peaceful world or even lack of coherent tradition to guide us, we are in flux or limbo for some reason, I am just observing a fascinating process of interpreting other cultures, their tools and terms, and building something completely different, accompanied however by compulsive need to give value to the new system by reference to the original source.

 

 

Szukamy i szukamy czegoś, być może czasem nazywając “duchowym poszukuwaniem” spełnianie coraz bardziej wyrafinowanych pragnień i żądz. W świecie gdzie wiele materialnych problemów rozwiązano już dawno temu, a wiele z prostych potrzeb, takich jak współdzielenie z kimś życia czy posiadanie potomstwa rzadko są szczerze deklarowane, ludzie wyruszają na duchowe ścieżki, wliczając w to coś, co nazywają szamanizmem, ze skomplikowanymi motywacjami i intencjami, i budują w związku z tym koncepcję szamanizmu jako jakiegoś systemu eksploracji kosmicznych wibracji i jedności. W świecie bez własnej tradycji na jakiej można się wesprzeć, jakakolwiek teoria jaka przychodzi do głowy może być uzasadniona, oto jeden z wielu przykładów :

“Ale nawet jeśli nie medytujesz, nie poświęcasz codzinnej praktyki osiągnięciu Oświecenia, wystarczy aby wierzyć w taką możliwość ( jedności ), by być uprawnionym do nazywania się mistykiem. ( … ) Mistyk staje się szamanem kiedy używa swojego wierzenia do dokonania zmiany w rzeczywistości” [  http://nabeelafsar.com/2014/02/04/shaman-or-mystic-cultural-appropriation-in-the-new-age/ ]

Aby było jasnym, nie widzę nic złego w życiu w zamożnym, spokojnym świecie zaspokojonych podstawowych potrzeb, ani nawet w braku spójnej tradycji nas wspierającej, jesteśmy w czasie zmiany i zamętu z jakiegoś powodu, obserwuję jedynie fascynujący proces interpretacji innych, niedawno wzgardzanych kultur, ich narzędzi i terminologii, i budowania z dowolnie wybranych klocków czegoś zupełnie innego, ale z ciągłą, obsesyjną niemal potrzebą dodawania wartości nowemu systemowi poprzez odniesienie do pierwotnego źródła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

In my travels I found some kinds of traditional belief – or even practices – more accessible, others more hermetic. It is easier to partake in the same psychoactive substance the Amazonian “shaman” uses to approach his experience ( I am not talking about its cultural context and explanation of the experience ), while Mongolian practice requires perhaps more belief, preferably understanding language, or even, as I was told in some places, Mongolian ancestry. One can of course again appropriate useful gadgets, buy a drum and drum oneself into “cosmic consciousness”, but that doesn’t mean at all that he got any closer to a practice where a specific spirit of person living 400 years ago is summoned to be given milk and probed what one must do to obtain dreamed of job or favors of one pretty girl.

 

 

W swoich podróżach napotkałem pewne rodzaje tradycyjnych wierzeń – lub praktyk – które były bardziej dostępne dla kogoś z zewnątrz, inne natomiast bardziej hermetyczne. Łatwiej jest zażyć tą samą psychoaktywną substancję co amazoński “szaman” i zbliżyć się do jego doświadczenia ( nie mówię tu o jego kulturowym kontekście i tłumaczeniu tegoż doświadczenia ), podczas gdy praktyka mongolskiego szamanizmu wymaga więcej wiary, najlepiej też zrozumienia języka, a nawet, jak mówiono mi w paru miejscach, mongolskich korzeni. Oczywiście można sobie pożyczyć przydatne gadżety, kupić bęben i wbębnić się w “kosmiczną świadomość”, ale to nie oznacza, że chociaż trochę zbliżyliśmy się do tradycyjnej praktyki w której konkretnego ducha osoby żyjącej 400 lat temu wzywa się aby napoić go mlekiem i zasięgnąć rady, co trzeba zrobić aby zdobyć wymarzoną pracę albo względy wybranki.

 

 

 

 

 

 

Perhaps that is a reason ( alongside with more expensive and less pleasant traveling conditions ) that Mongolian shamanism remains for outsiders more exotic, often referred to, but rarely practiced as compared to, let’s say Andean “Inca” traditions, even if practicing would just mean burning palo santo and posting flute music on Facebook. What is especially hard to buy from traditional systems for New Age adherents of shamanism, is its relation to animals, not just imaginary wolf spirit, but animals in flesh and the animal sacrifice. Skulls, fresh skins, blood, all this seems more repulsive to modern, vegetarian sensitivity than Andean embroidery or even feathers found “without killing”. This has serious consequence, I believe, for the subject most crucial in shamanism in my opinion, but so often omitted in its adaptation, is death.

 

 

Być może to jest jeden z powodów ( obok dużo droższych i mniej komfortowych podróży ) z którego mongolski szamanizm pozostaje dla cudzoziemców bardziej egzotycznym, czasem cytowanym, ale rzadko praktykowanym, w porównaniu, na przykład, do andyjskich “Inkaskich” tradycji, nawet jeżeli praktykowanie to sprowadza się do palenia palo santo i zamieszczaniu muzyki peruwiańskiej w linkach na Facebooku. Czymś co szczególnie trudno jest przejąć new agowym adeptom szamanizmu z tradycyjnych systemów jest ich podejście do zwierząt, nie abstrakcyjnego ducha wilka, ale zwierząt z krwi i kości i zwierzęcej ofiary. Czaszki, świeże skóry i krew, to wydaje się bardziej odpychające dla współczesnej wegeteriańskiej wrażliwości niż andyjskie wyszywanki czy nawet pióra zdobyte “bez zabijania”. Ma to poważne konsekwencje, bo moim zdaniem najbardziej kluczowa w szamanizmie sprawa, a często omijana w jego miękkich adaptacjach, to śmierć.

 

 

 

 

 

 

Of course – the Western/modern adherents often confirm, at least verbally, their belief that death is just another side of life, that one can not exist without the other etc, but in practice this is subject strayed away from, it remains abstraction, and the concrete reminders – such as a friend of mine drinking from his human skull in a neo-tribal gathering full of shamanic sentiments – rare and still shocking. Even more problematic is the issue of communication with dead people – not just some abstract spirits, but concrete, specific ancestors of our own family line – something central, not only to Mongolian shamanism. How many of people who claim to be into neo-pagan or shamanic practices would be ready to work with their deceased best friend’s remains?

 

 

Oczywiście -  współcześni adepci często potwierdzają, przynajmniej w słownych deklaracjach, swoją wiarę w to, iż śmierć jest nieodłączną częścią życia, że jedno nie może istnieć bez drugiego etc, ale w praktyce ten temat się zwykle omija, pozostaje abstrakcją, a konkretne przykłady jakie mogą go ostro przywoływać – jak mój znajomy pijący kawę ze swej ludzkiej czaszki na neo-plemiennym zgromadzeniu pełnym szamańskiej retoryki – takie przykłady są rzadkie i wciąż szokujące. Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest komunikacja z martwymi – nie jakimiś abstrakcyjnymi duchami, ale konkretnymi przodkami z własnego drzewa genealogicznego – coś oczywistego, nie tylko w mongolskim szamanizmie. Jak wielu z tych którzy deklarują się uczestnikami neopogańskiego odrodzenia i praktykującymi szamanizm byłoby gotowych pracować ze szczątkami zmarłego najbliższego przyjaciela?

 

 

 

 

 

 

And how many of them claim the right to judge that out of the heritage of mankind, the practices they choose to pick and preserve, belong to the “more evolved” ones, and others, still respected and performed by many indigenous people who never had their connection to natural world broken by materialist and rationalist revolution, are obsolete, cruel, or backward? Perhaps the animal death, sacrifice, putting it back into focus, right into the light of consciousness, can teach us about death in general. This is no coincidence that we tend to regard Muslim ritual slaughter ( often, in the context of respective societies rooted in shamanic tradition ) as barbaric, while at the same time happily feeding our best friends/pets/ cans of industrially slaughtered meat of slave animals- without any respect and attention given to their death as individuals – and in the same culture we do not even have the courage anymore to spend a night in wake with the dead body – like we used to.

 

 

A jak wielu z nich roszczy sobie prawo do oceniania co z dziedzictwa ludzkości, które praktyki wybiorą jako godne zachowania, bo “bardziej wyewoluowane”, a inne, wciaż szanowane i uprawiane przez rdzenne społeczności jakie nie przerwały swojego połączenia z naturalnym światem materialistyczną i racjonalistyczną rewolucją, odrzucą jako przestarzałe, okrutne, zacofane? Być może śmierć zwierzęcia, ofiara, wprowadzenie jej ponownie w centrum, w światło świadomości, może nauczyć nas czegoś o śmierci jako takiej. Nie jest to chyba przypadek, że oceniamy rytualne zarzynanie w islamie ( często, w kontekście poszczególnych społeczeństw oparte na wcześniejszych, szamańskich zwyczajach ) jako barbarzyńskie, podczas gdy sami w tym czasie karmimy swoich pupili – pieski i kotki – puszkami przemysłowo mordowanych niewolników – bez żadnego szacunku i uwagi poświęconej ich indywidualnemu życiu i śmierci. W tej samej kulturze nie mamy już nawet odwagi by spędzić chociaż jedną noc czuwając – jak to wcześniej bywało – przy trupie.

 

 

 

 

 

 

The followers of Bwiti in their night ngoze ceremony are dressed as actual ancestors, in their iboga induced journey they seek to meet actual deceased relatives, their grandmother, father… The spirit summoned by a Mongolian visiting his shaman was a living person once, often from his own family. How does this relate to the experience of modern seeker, who is often seeking far because of disillusionment with his own culture, which is caused by disillusionment with his own family. How to bridge this gap, how to bring our own dead to life, led by a very simple and down to earth motivation – to heal the living?

 

 

Członkowie Bwiti w swej nocnej ceremonii ngoze ubrani są jak ich przodkowie, w swojej wywołanej działaniem ibogi podróży wyruszają aby spotkać się z konkretnymi przodkami, babcią, ojcem… Duch wzywany przez Mongoła odwiedzającego swojego szamana to była kiedyś konkretna, żywa osoba, często z rodziny. Jak to się ma do doświadczenia współczesnego poszukiwacza, który często szuka daleko, bo rozczarowany jest własną kulturą, a to z kolei wynika z rozczarowania własną rodziną. Jak zamknąć to rozdarcie, jak przywołać naszych martwych, w prostej, przyziemnej motywacji – uleczenia tych co żyją?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Because shamanism, in my opinion, in practice is above all about healing. Be it journey with the drum, or application of plant medicine, this is not so much about creating complicated worldview and exploring worlds for the sake of exploring, but a set of techniques to be applied here and now, for better living. That is why I also agree with Alejandro Jodorowsky, when he says that he is not interested in any art that does not aim to heal, what for to look for answers for big questions and split hair in four if we can’t help people – or ourselves for that matter – to stop hurting ourselves or those around?

 

 

Bo szamanizm moim zdaniem to przede wszystkim praktyki uzdrawiania. Czy to podróż z bębnem czy przyjęcie roślinnego sakramentu, nie chodzi tu tyle o kreowanie skomplikowanych map wszechświata i eksplorowanie światów dla samej eksploracji, ale o zestaw technik do zaaplikowania tu i teraz, dla lepszego życia. Dlatego też zgadzam się z Alejandro Jodorowskim, kiedy mówi iż nie interesuje go sztuka, która nie ma na celu uzdrawiania, po co bowiem szukać odpowiedzi na wielkie pytania i rozdzielać włos na czworo jeżeli nie możemy pomóc ludziom – czy nam samym zresztą też – powstrzymać się od wyrządzania sobie krzywdy – i tym co wokół.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Now we arrive at the issue of price. We have commodified all world and its resources and when we have build a rich civilization based on this commodification, we start to feel guilty, and associate transaction with this sense of guilt for all the wealth amassed. This can have very peculiar consequences – like seeing the evil in the transaction itself, not in the scale and imbalance in the exchange. I assume it is because of this wealthy members of modern societies somehow see the pure shamanism as the one free from their own malaise, free from material and especially financial attachment. So many times I heard young people, who are prepared to pay for whatever they fancy, including flight to exotic destination, that they want to find a shaman who is true, meaning he requests no money, at worst he can be rewarded with a chicken or something, or best, with the “skills” this young seeker has to offer.

 

 

Docieramy teraz do kwestii ceny. Zamieniliśmy cały świat i jego zasoby w towar i kiedy już zbudowaliśmy dzięki temu sprawnie działającą bogatą cywilizację, zżera nas poczucie winy za całe te skarby zagarnięte i łączymy z nim samą ideę transakcji. To może mieć bardzo dziwne konsekwencje – takie jak widzenie zła w samej transakcji, a nie jej skali czy nierównowadze wymiany. Wydaje mi się też z tego powodu bogaci reprezentanci współczesnych społeczeństw mają tendencje do postrzegania jako “czysty” tego szamanizmu który rzekomo jest wolny od ich własnej choroby, wolny od materialnego a zwłaszcza finansowego uwiązania. Tak często słyszę młodych ludzi, przygotowanych do zapłacenia za swą dowolną zachciankę, włącznie z lotem do dalekiego kraju, że chcieliby znaleźć szamana, który jest “prawdziwy”, co oznacza, że nie chce kasy, w najgorszym wypadku zadowoli się jakimś kurczakiem a najlepiej gdy pozwoli młodemu adeptowi popracować, podzielić się jego, jakże pożądanymi umiejętnościami.

 

 

 

 

 

 

Indigenous cultures which recently entered the world we created do not seem to have this guilt. Yes, they had barter economies, in a simple society we dream about as paradise lost that would work, but now they see nothing wrong in money as representation of energy exchanged, as blood – life flowing, and it can be used in transactions with humans or with nature – and spirits as well. For transaction – bringing and restoring balance – is another foundation of shamanic worldview. You want something – be prepared to pay. Life must be fed with life, that is the meaning of sacrifice. You want health, you want life – pay the spirits with blood, pay with something precious. Superstition? Is it better to just take what we want, and in doing so, without noticing, instead of the price paid for the spirit we ask, we feed insatiable Moloch of greed, god of our consumerist culture.

 

 

Rdzenne kultury, które niedawno wkroczyły w świat jaki stworzyliśmy, nie mają tego poczucia winy. Tak, miały swoje ekonomie wymiany, to działało w prostym społeczeństwie o którym śnimy niby o raju utraconym, ale teraz nie widzą niczego złego w pieniądzu jako reprezentacji wymienianej energii, jako krwi – przepływie życia, pieniądzu, który może być używany w transakcjach z ludźmi lub naturą – a także duchami. Bo transakcja – przynosząca lub przywracająca równowagę – jest kolejnym z fundamentów szamańskiej wizji świata. Chcesz czegoś – bądź gotowy za to zapłacić. Za życie trzeba czasem zapłacić życiem, takie jest znaczenie ofiary. Chcesz zdrowia, chcesz życia – zapłać duchom krwią, zapłać czymś, co jest cenne. Przesąd? Czy lepiej brać jest po prostu to na co mamy ochotę, i robiąc tak nawet nie zauważać, iż zamiast ceny płaconej duchom za pomoc, karmimy nienasyconego molocha chciwości, boga naszej konsumpcyjnej kultury.

 

 

 

 

 

 

Transaction is acknowledgement of value of the thing/service received, it means we do not take it for granted, we pay, at least symbolic cup of vodka to the spirit we acknowledge as something real, and by feeding it, we give it power we will after all need ourselves. If we truly believe in unity of being, by feeding the world, we feed ourselves.

 

 

Transakcja jest uznaniem wartości rzeczy/ usługi otrzymywanej, oznacza, że nie przyjmujemy daru – w tym wypadku od losu/duchów/świata – jako czegoś oczywistego, płacimy, przynajmniej symbolicznym kubkiem wódki duchowi, którego istnienie potwierdzamy przez to jako realne. Karmiąc go, dajemy mu moc której w końcu sami będziemy potrzebować. Jeżeli szczerze wierzymy w jedność istnienia, karmiąc świat, karmimy samych siebie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

And who is shaman in all this, that mysterious figure, so ambiguous, interpreted according to one’s fancy, cultural background, the lectures we read…

 

 

A kim jest w tym wszystkim szaman, ta tajemnicza postać, dwuznaczna, postrzegana przez pryzmat widzimisie, kulturowej tresury, lektur, jakie się przeczytało..

 

 

 

 

 

 

Is he a guru to be followed or rather a vessel, should we worship our guides or the world they show us? Should we really focus on the finger or rather the beauty of the moon it points towards, the voices he – or she – may just be more sensitive to hear?

 

 

Czy jest to guru za jakim trzeba podążać, czy raczej naczynie? Powinniśmy czcić naszych przewodników, czy też świat, który nam pokazują? Powinniśmy naprawdę skupiać się na palcu, a może na pięknie księżyca jaki ten palec wskazuje? Na głosach, jakie on – lub ona – słyszy z większą wrażliwością…

 

 

 

 

 

 

[ Mongolia / Peru / Ecuador / Albania / Cameroon / 2011-2015 ]

smoke and fire / dym i ogień

January 22nd, 2015

 

 

 

Podróżując między kulturami, skacząc szybko z kontynentu na kontynent, nie sposób nie zauważyć jak blisko im nieraz, wbrew pozorom, do siebie, i jak umowna nawet tak wielka granica jak ocean Atlantycki może być. Być może takie rzeczy jak oczyszczająca rola ognia są na tyle pierwotne, że wpadliśmy na nie kiedy razem koczowaliśmy gdzieś na stepach Afryki, ale lecznicza funkcja tytoniu, obok podejścia do drzew, kąpieli roślinnych i paru innych rzeczy aż rzucały się w oczy u kameruńskich Bwiti gdzie trafiłem zaraz po moim pobycie u amazońskich szamanów.

 

 

When one travels between cultures, jumping quickly from one continent to another, it is hard not to notice how close they can be at times, despite intitial appearances, and how thin can be even such vast frontier as Atlantic ocean. Perhaps the purifying work of fire is so primal that we had learned it in times of camping together in the African savannah, but the healing function of tobacco, together with approach to medicinal trees, plant baths and a few other things were standing out in practices of African Bwitis I visited right after my stay with shamans of the Amazon.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[ Cameroon & Peru, 2014 ]

 

 

How to start, I do not know. The Bwiti tradition is so complex, so full of ambiguities and heterodoxy. Its creation myths, traditions, rituals, all very complex, incoherent, are actually all of secondary importance in relation to the primary experience they offer, experience which is, as many both the most and the least articulate folks admit, is impossible to explain, recount, that can only be lived through the initiation. The experience that is centered around death, reliving all your life in three nights, travelling to other realm, meeting God. Bwiti’s roots reach deep into the rites of first Pygmies, and they belong to the wide African tradition of worship and communication with the ancestors. But in this case, not by symbolic ritual, but through the power of most potent psychedelic on earth, root of iboga.

 

 

Jak zacząć nie bardzo wiem. Tradycja Bwiti jest tak złożona, tak pełna wieloznaczności i heterodoksji. Jej mity założycielskie, zwyczaje, rytuały, wszystkie bardzo skomplikowane, niespójne, są jednak drugorzędne względem głównego doświadczenia jakie Bwiti oferuje, doświadczenia które, jak zarówno najbardziej jak i najmniej wygadani banzie ( inicjowani ) przyznają, jest nie do przekazania słowami, można je jedynie w inicjacji przeżyć. Doświadczenie które wiąże się ze śmiercią, przeżyciem ponownym całego swojego życia w ciągu trzech nocy, podróżą w zaświaty, spotkaniem z Bogiem. Korzenie Bwiti sięgają głęboko w rytuały pierwszych Pigmejów, i przynależą do wielkiej afrykańskiej tradycji czczenia i komunikacji z przodkami. W tym jednak wypadku nie poprzez symboliczny rytuał, ale dzięki mocy jednego z najpotężniejszych psychodelików na ziemi, korzeniowi ibogi.

 

 

 

 

 

 

 

But the stories, poetry, songs, symbols tell something and it is through them I will try to present the Bwiti world. I don’t want it to be National Geographic style report, neither my travelogue. Because of this approach this story can be very hermetic, but nobody pays me here to explain the basics, you can easily find them online.. I will feed you allegory and inspiration, story from Africa deserves a good degree of chaos, right?

 

 

Być może jednak anegdoty, poezja, pieśni, symbole są coś w stanie przekazać i to poprzez nie spróbuję przybliżyć świat Bwiti. Nie chcę aby był to reportaż w stylu National Geographic, kawa na ławę, chodzi o to i o tamto, nie chcę też dziennika podróży zbyt osobistego. Z powodu tego podejścia ta historia może się okazać bardzo hermetyczna, ale nikt mi nie płaci bym tu wyjaśniał podstawy, łatwo je znajdziecie online. Będę tu serwował alegorię i inspirację, opowieść z Afryki musi być nieco mętna, i ze sporą dawką chaosu, prawda?

 

 

 

 

Ekang Engono describes himself as interested in showing the membership that the world is one thing (dzam da) or a great whole (engura dzam), by showing the connections between things. He offers to tie things together (atsing mam) or coagulate things too much in flux (a lighe mam). He says that Mebege made the world as one thing, “the great egg of the sky spider shows us that, the one hole in the adzap tree shows us that, but people and the world have split into many parts. People have lost their way.” That is to the liking of the witches, for their object is to “isolate men the easier to eat them. When men and the world are all together the witches cannot work.”

p. 496 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

Ekang Engono opisuje się jako zainteresowanego przedstawieniem społeczności że świat jest jedną rzeczą (dzam da) lub jedną całością (engura dzam), poprzez pokazanie powiązań między rzeczami. Oferuje powiązanie ze sobą rzeczy ( atsing mam ), lub skonkretyzowanie zbyt płynnych spraw (a lighe mam). Mówi że Mebege stworzył świat jako jedność, “wielkie jajo niebieskiego pająka pokazuje nam to, jedna dziura w drzewie adzap pokazuje nam to, ale ludzie i świat rozdzielili się w zbyt wiele części. Ludzie stracili kierunek.” To podoba się czarownikom, bo ich celem jest “rozdzielić ludzi aby łatwiej ich zjeść. Kiedy ludzie i świat są jednym, czarownicy nie mogą pracować”

s. 496 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

 

 

 

 

 

(…)the creator God Mwanga. emerges out of the water with earth to form the land. He creates the four sacred trees of Bwiti and plants them in the four corners of the world.  He then creates spider to weave a web between these trees and bring them into communication, creating a spidery network and a weaving together of the four corners,

p. 327 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

(…) bóg stworzyciel, Mwanga, wyłania się z wody z ziemią aby uformować krainy. Stwarza cztery święte drzewa Bwiti i sadzi je w czterech zakątkach świata. Potem stwarza pająka aby uwił sieć pomiędzy tymi drzewami, tworząc pajęczą siatkę powiązań i splątując razem ze sobą wszystkie cztery strony,

s. 327 Fernandez, James W. Bwiti An Ethnography of the Religious Imagination in Africa. Princeton University Press

 

 

 

 

Why is it so, that all psychedelic, each in his own style, whether taken in a flat in Brooklyn by some hipsters, by a sick Indian in the depth of Amazon jungle, or by some Pygmies or simple farmer in the village in Africa always bring the same conclusions about the nature of the world, about unity and interconnectedness? Is the African spider’s web and the Brahmajala, the infinite net of jewels reflecting each other the same reality, revealed ( as in taking off the veil, famous Sufi metaphor ) to different cultures by different techniques? If the exoteric hard-heads in their attachment to diverse forms repulse me from the religion as such, the fruits of the journeys of mystic travelers, all attesting the same, bring hope of the Truth.

 

 

Dlaczego jest tak, że wszystkie psychodeliki, każdy w swoim stylu, czy to przyjęte w berlińskiej klitce przez znudzonych hipsterów, czy przez chorego Indianina w głębi amazońskiej dżungli, czy przez jakiś Pigmejów czy prostego chłopa w afrykańskiej wiosce, zawsze przynoszą te same wnioski co do natury świata, uczą o jedności i wzajemnym połączeniu wszystkiego? Czy sieć afrykańskiego pająka stworzyciela i Brahmajala, nieskończona sieć klejnotów odbijających się nawzajem to ta sama rzeczywistość, ujawniana przez osłonięcie zasłony iluzji różnym kulturom, przy użyciu różnych technik? Jeżeli egzoteryczni twardogłowi w swym kurczowym czepianiu się swoich różnorodnych i przeciwstawnych nieraz form odpychają mnie od religii, to owoce podróży mistycznych eksploratorów, wszystkie poświadczające to samo, pachną obietnicą Prawdy.

 

 

rules / reguły

January 15th, 2015

 

 

 

 

Wszystkie społeczeństwa mają swoje reguły i pajęczyny. Społeczeństwo nie jest twoim przyjacielem, to wampir, reguły mają cię wplątać w grę zespołową, której nigdy nie lubiłem ale nie buntuję się zbyt otwarcie, bo wiem, że szarpanie powoduje grzęźnięcie w pajęczynie.

Siedzę na oddziale chorób tropikalnych, wróciła malaria. Jest już spoko, gorączki minęły dzięki magicznym tableteczkom zachodniej medycyny ale zabawa będzie jeszcze trwała bo decydując się na grę z systemem wchodzisz w pajęczynę. Cykl leczenia to 14 dni, codziennie jedna pigułka. Nie można ich dostać w Polsce, ani nawet w niedalekim Berlinie. Można je sprowadzić do apteki z zagranicy, w dwudziestym pierwszym wieku trwa to trzy miesiące. Ma je też oddział na którym leżę. Niestety, państwo które go utrzymuje musi oszczędzać. System oszczędzania wygląda w ten sposób, że tabletki będą zrefundowane szpitalowi tylko jeżeli jestem w nim leżący, a zatem zamiast finansować raz na 24h jedną moją pigułke, państwo sfinansuje ją oraz mój dzień pobytu na oddziale.

Oczywiście znów obejdę te reguły, tak jak złamałem je miesiąc temu, podczas inicjacji innym lekarstwem, ibogą w światyni Bwiti w Kamerunie. Tym razem będę jednak tańczył  ostrożniej, bo ten pobyt tu na oddziale być może świadczy o tym, iż Bwiti mieli rację mówiąc o tym że kara za złamanie reguł może dogonić mnie gdziekolwiek.

Aby otrzymywać tamtą medycynę też musiałem leżeć zamknięty przez kilka dni, na betonowej podłodze pozbawionej okien celi na terenie światyni, słuchając niekończących się bębnów i harf, bez picia i jedzenia, przestrzegając dziesiątek skomplikowanych absurdalnych reguł inicjacji, jakie doprowadzić miały mnie, wespół z działaniem ibogainy do spotkania z przodkami i być może Bogiem. Nie wszystkie reguły zostały dochowane. System oczywiście twierdzi, że to właśnie jest źródłem porażki, mój wciąż racjonalny umysł sugeruje tak konkretne rzeczy jak zbyt mała dawka, ale jest trzecie rozwiązanie, żadnej porażki nie było i wszystko biegnie tak jak Norny to utkały.

Więcej później, jak pozwolą.

 

 

 

 

All societies have their rules and webs. Society is not your friend, it is a vampire, rules are there to entangle you in collective game that perhaps serves the collective but I never liked it. I do not rebel however, not too desperately, because I know that desperate struggle makes you more entangled in the web.

I am stuck in hospital ward, tropical diseases, diagnosis being return of malaria. I am cool already, fevers are gone thanks to the magical pills of the modern medicine, but the game will continue for some time, because once you start to play with the system, you are in the web, and it is not so easy to be out. The whole treatment lasts 14 days, one pill a day. They can not be bought here in Poland, not even in nearby Berlin. They could be ordered from the USA by any local pharmacy, but the procedure lasts 3 months. They are also in possesion of the ward that holds me prisoner. However, the state that supports the hospital is always “saving”. So the saving system works like this – the pills will only be refunded for the hospital if I am its in-patient. I have no other reason to be here, so I need to waste my time in their bed and the state will pay not only more my pill I take once in 24 hours, but also for each day of my stay.

Of course I will again find my way around these rules, as I also broke them a month ago, during my intitation with another medicine called iboga, in a Bwiti temple in Cameroon. This time however my dance around the rules wil be more careful, because my hospital stay now may testify to the truth in Bwitis’ warning that punishment for broken rules may catch me anywhere.

To receive that medicine I also needed to be locked for some days, laying on concrete floor in windowless cell inside the temple, listening to endless banging on the drums and harps, no food or water, obeying dozens of absurd, complicated rules of the initiation, rules that were designed to succesfully lead me, together with ibogaine chemistry in my brain, to meeting with my ancestors, and God, perhaps. Not all of these rules were followed. The system of course always claims in such situation, that it was the cause of failure, my still rational mind rather suggest insufficient dose, but there is a third option – there has been no failure and all is well, exactly as spun by the Norns.

More will follow later, if they allow.

 

 

 

 

 

 

Bwiti

December 17th, 2014

“Out there, there is no religion”

Calvino, one of banzie, initiated in Bwiti cult, talking about The Journey one takes towards the Other Realm during iboga initation.

 

 

“Tam, na drugiej stronie, nie ma żadnej religii”

Calvino, jeden z banzie, inicjowanych w kulcie Bwiti, mówiąc o Podróży, jaką banzie podejmują w zaświaty podczas inicjacji ibogi.

 

 

 

 

” At that day ye shalt know that I am in my Father, and ye in me, and I in you.”  ( from the Gospel according to John )

This promise constitutes the heart of my Christian beliefs and my call to natural- scientific research: we will attain to knowledge of the universe through the spirit of truth, and thereby to understanding of our being one with the deepest, most comprehensive reality, God.

Ecclesiastical Christianity, determined by the duality of creator and creation, has, however, with its nature-alienated religiosity largely obliterated the Eleusinian-Dionysian legacy of antiquity.


Albert Hoffman, “LSD, My Problem Child”

 

 
 
“I tego dnia poznacie, że ja jestem w moim ojcu, a wy we mnie, a ja w was”  ( z ewangelii św. Jana )

Ta obietnica to sedno moich chrześcijańskich przekonań i mojego powołania do naukowej eksploracji natury ; uzyskamy wiedzę o wszechświecie poprzez ducha prawdy, a zarazem zrozumienie naszej jedności z najgłębszą, wszystko ogarniającą rzeczywistością, Bogiem.

Kościelne chrześcijaństwo jednakże, zdeterminowane przez dualizm twórcy i tworzenia, swą religijnością wyalienowaną od natury zniszczyło Eleuzyjsko – Dionizyjskie dziedzictwo starożytnych misteriów.

 

Albert Hoffman, “LSD, My Problem Child”

 

 

 

 

 

This is the story of a tradition not bothered by constant efforts of men of Church, ridiculing and persecuting native practices anywhere, no matter whether it was 20th century in Africa or 10th century in Eastern Europe; but also not bothered by modern rationalist onslaught. The reason they are not affected because they do not deal with belief, but each of the initiated speaks from own experience, something that can not be shaken off.  The banzie continue to thread the red path towards divine, using not Bible and belief, but experience of entheogenic plant called iboga. Bwiti, psychedelic cult of Central Africa, more in the right time.

 

 

Oto początek historii o tradycji, która nie przejmuje się nieustającymi wysiłkami zazdrosnych misjonarzy Kościoła, wyśmiewających i prześladujących rdzenne praktyki poprzez stulecia, czy to w dwudziestowiecznej Afryce czy tysiąc lat temu w Polsce, tradycji, która nie przejmuje się też współczesną racjonalistyczną mitologią. Powód dlaczego nie wywierają one na nich większego wpływu, poza przybraniem kulturowego kostiumu, jest taki, że banzie w ogóle nie zajmują się wiarą, ale każdy z inicjowanych mówi z własnego doświadczenia, czegoś co jest nie do zapomnienia i wymazania. Banzie podążają swą czerwoną ścieżką życia i śmierci, ścieżką ku boskości, używając nie Biblii i wiary, ale doświadczenia enteogenicznej rośliny zwanej iboga. Bwiti, psychodeliczny kult z Afryki Środkowej, więcej we właściwym czasie.

 

 

 

 

 

 

“In church you read about God and you talk God. In Bwiti we get to know God”

Bwiti folk saying.

 

 

“W kościele czytacie o Bogu i gadacie o Bogu. W Bwiti go znamy”

Popularne powiedzenie Bwiti.

 
 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.