światosław / tales from the world

world of life

May 26th, 2018

 

 

“If the baby in the darkness of its mother’s womb were told: “Outside there is a world of life , with high mountains, great seas, undulating planes, beautiful gardens in blossom, a sky full of stars, and a blazing sun … And you, facing all these marvels, stay enclosed in this darkness …” The unborn child, knowing nothing about these marvels, would not believe any of these. Like us, when we are facing death. That’s why we’re afraid.”

 

From Death to Life. Bab Aziz.

 

 

 

 

 

 

Let that sink in, lovers of Pachamama :

“( Incas ) burned so much firewood ( for their solar gods ) that the countryside around Cusco was denuded of trees ; they offered huge amounts of food and fine clothing to the gods, especially the Sun.

 

It was for quite some time that I found hard to understand many spiritual counterculture representants’ enchantment with chosen empires of the new world, such as Maya or Inca. I can recognize in the need of pride source why local populations may respect or even worship their distant ancestors, while bitching about current, elected governments, even though I never believed that pride is a good remedy for low self-esteem, I rather see them as two sides of the same coin. But why scores of critics and refugees from ¨Western¨ patriarchal regimes of oppression and domination, outcasts from Babylon, as they sometimes describe themselves, choose to worship totalitarian rulers of the past, tyrannical oppressors of all kinds of minorities, pioneers of forced resettlement of nations, performers of human sacrifice, theocrats, killers of own brothers, who build their empires by sweat of generations of forced labourers, that never fails to amaze me. But then again, I was never impressed by abilities of certain people to force others to pile lots of bricks or stones, these systems of oppression and its fruits called civilization. You may argue that lots of people are, and they willfully supported and worshipped their Inca ( = ruling elite ) masters, but a system of ruthless punishments for disobedience recorded in chronicles, as well as similar sights of conquered, occupied crowds in Eastern European streets forced into cheering their Stalins suggest otherwise.

 

But I am here more interested in psychology of Inca´s themselves and what we can learn from it for ourselves, especially that, as we can see all around us, similar mechanisms are at play in human psyche of today, as well as in society at large. Society that is constructed out of pathological overgrowth of one of components of human being, that is parasitical, always hungry ego. Society of domination, unlimited as cancer expansion, which in reality suffers deep void, emptiness, covered up by shiny artifacts and appolinian propaganda, all because of denial of the shadow. Society of unchecked sun, proud master, that forgotten or even demonized the wisdom of the snake.

 

Ego wants to speak, does not want to listen to uncomfortable truths. Ego is control, chaos kept at bay, all little elements must be dominated, put into order of the empire of soul, there is no space for trickster, no space for questioning the dogma. Certain ancient cultures knew this danger and carefully preserved the remnant of shamanic voice in form of oracles, irrational source of wisdom, to be consulted and listened to, despite own desires and plans. But totalitarian tyrans tend to forget about this balance. There was such an oracle in Peru, a place called Pachacamac, serving for generations, until the Incas took it, in their quest to subdue everything to their one and only – as is the Sun – authority. It was allowed some degree of independence, even sons of Sun were afraid of the old chtonic force of the earth. But if one reads their story as a tale of subconscious being progressively conquered by the sunny egoes of the rulers, then it is not surprising that eventually it acts against them, and in the crucial moment of Spanish conquest, when consulted by Atahualpa, Pachacamac lies to him, saying that newcomers are no threat to fear. We all know further story of the fall, what goes too much up, must go down.

 

 

 

 

Przemyślcie dobrze poniższe słowa, miłośnicy Matki Natury :

 

” ( Inkowie ) palili ( dla swoich solarnych bogów ) tak wiele drewna, że kraina wokół Cusco została pozbawiona drzew ; ofiarowywali ogromne ilości jedzenia i drogich tkanin swoim bogom, zwłaszcza Słońcu”

 

Od dłuższego już czasu miałem problem ze zrozumieniem wielu reprezentantów duchowej kontrkultury, zakochanych w niektórych, wybranych imperiach nowego świata, na przykład Majów czy też Inków. Jestem w stanie rozpoznać w potrzebie źródła dumy powód takiej fascynacji czy nawet kultu dawnych przodków wśród lokalnych mieszkańców, którzy równocześnie klną na współczesne, wybrane przez siebie przecież rządy, chociaż i tak osobiście uważam, że duma nie jest rozwiązaniem problemu niskiej samooceny, to raczej dwie strony tego samego medalu. Ale dlaczego tylu spośród krytyków i uchodźców spod opresji “zachodnich” patriarchalnych reżimów, uciekinierów z Babilonu, jak się czasem sami określają, decyduje się na kult totalitarnych egzotycznych władców przeszłości, tyranów prześladujących liczne mniejszości, pionierów przymusowych przesiedleń, ofiar z ludzi, teokratów, bratobójców, którzy zbudowali swoje imperia na pocie pokoleń przymusowych robotników, to nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. Cóż, nigdy nie imponowały mi specjalnie talenty niektórych ludzi do zmuszania innych by gromadzili na kupie wiele cegieł czy kamieni, te systemy opresji i ich owoce zwane cywilizacją. Można argumentować że wielu ludzi się tym jara, i ochoczo wspierało i czciło swoich Inków ( = panów i władców ), ale system brutalnych kar za nieposłuszeństwo zachowany w kronikach, jak i podobne obrazki podbitych, uciskanych tłumów Europy Wschodniej, zmuszonych do radosnego wiwatowania swoim Stalinom sugerują raczej coś innego.

 

Ale tutaj jestem bardziej zainteresowany psychologią samych Inków, i tym co możemy się z niej nauczyć, zwłaszcza że, jak widzimy wokół nas, podobne mechanizmy funkcjonują we współczesnej psychice, jak i w społeczeństwie. Społeczeństwie, jakie zbudowane jest na patologicznym rozroście jednej ze składowych ludzkiej istoty, to znaczy pasożytniczym, zawsze głodnym ego. Społeczeństwie dominacji, nieograniczonej niczym rak ekspansji, które w rzeczywistości cierpi z powodu głębokiej pustki, przykrytej lśniącymi artefaktami, apolińską propagandą, wszystko z powodu wyparcia cienia. Społeczeństwie niepohamowanego, zaborczego Słońca, dumnego pana, które zapomniało, a nawet zdemonizowało wiedzę węża.

 

Ego chce przemawiać, nie chce słuchać niewygodnych prawd. Ego to kontrola, wypierany chaos, wszystkie drobne elementy muszą być zdominowane, poukładane w racjonalną układankę imperium duszy, nie ma tu miejsca dla trickstera, nie ma miejsca na kwestionowanie dogmatu. Pierwotne kultury znały to zagrożenie, i przechowały pozostałość szamańskiego głosu ostrzegawczego w formie wyroczni, nieracjonalnego źródła mądrości, którego warto posłuchać, wbrew własnym pragnieniom i planom. Ale totalitarni władcy zwykle zapominają o tej równowadze, ku swojej zgubie. Istniała w Peru taka wyrocznia, miejsce zwane Pachacamac, służaca pokoleniom i niezależnym narodom, aż nie przejęli jej Inkowie, w swojej krucjacie podporządkowania wszystkiego swojej , jedynej jak Słońce, władzy. Pozostawiono mu nadal nieco niezależności, nawet synowie Słońca bali się starej chtonicznej siły ziemi, choć uznali ją za podrzędną. Ale jeżeli czytamy ich historię jako opowieść o podświadomości stopniowo podbijanej przez słoneczne ego władców, to nie zaskakuje iż ostatecznie obraca się ona przeciw nim, i w kluczowym momencie hiszpańskiego podboju Pachacamac okłamuje Atahualpę szukającego rady, mówiąc mu iż przybysze nie są żadnym zagrożeniem. Wiemy co działo się dalej, co się za wysoko wspięło, musi boleśnie spaść.

 

 

 

 

 

Just as the arrogant rulers of the highlands who failed to penetrate the thicksness of the jungle and to subdue its wild inhabitants, angry at their failure devised a view of the spiritual world divided into pure and sophisticated high world, hanan pacha, connected with male and solar values, and hurin pacha, low chtonic land of the death, moist and feminine, so their Christian counterparts, rooted in semitic desert traditions, worshipped only ancient high wind creator, Jahwe, and scorned the inner wisdom of the serpent. The truth was to be imposed from above, royal edict not be questioned, be it from masters in Cusco, ¨navel of the world¨, or Catholic monarchs of Vatican representing even higher lord. The exoteric, formal knowledge and rules are what ego loves and it is useful for creating empires, effective piling of bricks, but devastating for nature, both the one at large, and the one inside. It eventually brings disaster, and this is what happened to the Incas. Their shiny egoes climbed to such heights, that they were just calling out for the likes of conquistadors, their mirror reflections, to come and conquer, because ego, like cancer, in the end is its own destroyer. It was the love of solar gold, and disregard for own brother, it was the love of own words, own theological creations, that all protagonists of this story shared, and that until this day continues to destroy their souls, and sometimes, in a serpentine twist of fate, when things are bad, they end up coming to drink ayahuasca with us, to the green matrix of the jungle, to listen to the snake again.

This is where I’d rather be, in balance and coexistence, in vibrating matrix of life, matrix of constant checks and balances, not domination over scorched plain, or stony plaza build upon it, where artificial idols, constructs of human mind, are paraded just as before Incas paraded their own mummies, in love with themselves only, with their own WORD, silencing all others, this rich symphony of nature, full of paradoxes. I want to be the serpent sneaking out of boring palace of one and only truth, before it crumbles to its doom.

 

 

 

 

Tak samo jak aroganccy władcy wysokich gór, którym nie udała się penetracja ciemnej gęstej dżunglii i podporządkowanie jej dzikich mieszkańców, wściekli na swoją porażkę wymyślili obraz duchowego świata podzielonego na czysty i wyrafinowany hanan pacha, świat wysoki, związany z solarnymi i męskimi wartościami, oraz hurin pacha, niski świat, chtoniczne królestwo śmierci, wilgoci i kobiecości,  tak ich chrześcijańscy odpowiednicy, zakorzenieni w semickich pustynnych tradycjach, czcili jedynie swego starożytnego boga wiatru, Jahwe na wysokościach, i gardzili wewnętrzną mądrością węża.  Prawda była narzucana z góry, jak królewski edykt, którego się nie kwestionuje, czy to od władców z  Cusco,”pępka świata”, czy od katolickich monarchów z Watykanu, namiestników jeszcze wyższego i bardziej odległego pana. Egzoteryczna, formalna wiedza i zasady są czymś, co ego kocha i co jest użyteczne do budowania imperiów, efektywnego składania cegieł do kupy, ale równocześnie niszczące dla natury, zarówno tej na zewnątrz, jak i tej wewnętrznej. Ostatecznie sprowadza kataklizm, i to się właśnie przydarzyło Inkom. Ich lśniące ego wspięło się na takie wyżyny, że było to jak wzywanie kogoś takiego jak konkwistadorzy, ich lustrzane odbicie, aby przybyli i podbili, bo ego, jak rak, ostatecznie jest przyczyną swej własnej zagłady. Miłość dla słonecznego złota, i nieposzanowanie własnego brata, miłość dla własnych słów, własnych teologicznych konstrukcji były czymś co łączyło wszystkich uczestników tej historii, i co po dziś dzień dalej niszczy ich dusze, aż czasem, w wężowym zwrocie losu, kiedy już jest źle, trafiają do nas, by w zielonej macierzy dżungli wypić ayahuaskę i posłuchać ponownie węża.

 

Wolę być tutaj, w równowadze, we współistnieniu, w wibrującej macierzy życia, w ogrodzie współzależności a nie dominacji nad wysuszonym płaskowyżem, czy na kamiennym rynku nań wybudowanym, gdzie sztuczne idole, produkty ludzkiego umysłu, są obnoszone na paradach, dokładnie tu gdzie Inkowie paradowali swoje mumie, zakochani w sobie samych, w swym własnym SŁOWIE, uciszając pozostałe, całą tą bogatą symfonię natury, pełną paradoksów. Chcę być wężem wyślizgującym się z nudnego pałacu jedynej słusznej prawdy, zanim zawali się na dobre.

 

 

 

 

 

Abwûn

O cosmic Birther, from whom the breath of life comes,

 

 

 

 

d’bwaschmâja

who fills all realms of sound, light and vibration.

Nethkâdasch schmach

May Your light be experienced in my utmost holiest.

 

 

 

 

Têtê malkuthach.

Your Heavenly Domain approaches.

 

Nehwê tzevjânach aikâna d’bwaschmâja af b’arha.

Let Your will come true in the universe (all that vibrates) just as on earth (that is material and dense).

 

 

 

 

Hawvlân lachma d’sûnkanân jaomâna.

Give us wisdom (understanding, assistance) for our daily need,

 

Waschboklân chaubên wachtahên aikâna daf chnân schwoken l’chaijabên.

detach the fetters of faults that bind us, (karma) like we let go the guilt of others.

 

 

 

 

Wela tachlân l’nesjuna

Let us not be lost in superficial things (materialism, common temptations),

 

 

 

 

ela patzân min bischa.

but let us be freed from that what keeps us off from our true purpose.

 

Metol dilachie malkutha wahaila wateschbuchta l’ahlâm almîn.

From You comes the all-working will, the lively strength to act, the song that beautifies all and renews itself from age to age.

 

 

 

Amên.

Sealed in trust, faith and truth. (I confirm with my entire being)

 

 

[ Original "Our Father" prayer in Arameic. Photos from Ethiopia ]

 

 

 

 

Recent years brought a lot of hard lessons about nature of healing as something that can not be forced, no matter how hard we would like to try. First the death of my mother after many years of deterioration due to brain cancer, but mostly subsequent chemo and radiotherapy. Seeing her in bed, in such a long agony, fed by a tube, injections, bedsores. Constantly battling with the meaning of life, worth of such life, ultimate questions.

 

Then, after a short happy break came the disaster with my brother, cruel irony of the fate, that the person dearest to me, whom I care most about, was brought into tragic circumstances because of the Amazonian medicine, which had never even had opportunity to try. The same medicine that could have brought him more peace and equilibrium caused trouble and sadness. My wanting to do good resulted in bad, but things are never black and white.

 

The very same disaster that set me apart from my brother, brought me closer to my father than ever before in our lifes. The realization that he may never see me again was what finally lifted him from his deep depression, caused by years of negative attitude towards others, world, and as a natural consequence, towards himself. He kept casting on himself for years this negative spell, not only with actions of unhealthy lifestyle, but also by literally spelling it out : “life has no purpose”, “it’s over”, “i lost it”. The efforts to bring him into “now” were all in vain, and for his stubborn character no amount of “come on” would work. Only the opposite, “you can’t”.

 

 

Ostatnie lata przyniosły wiele trudnych lekcji o naturze uzdrowienia jako czegoś co nie może być wymuszone, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego dla innych próbowali. Najpierw śmierć mojej mamy po wielu latach degeneracji spowodowanej rakiem mózgu i późniejszą radio i chemioterapią. Patrzenie na nią w łóżku, w tak długiej agonii, karmioną przez rurę, zastrzyki, odleżyny. Ciągłe dylematy co do sensu życia, wartości takiego życia, pytania ostateczne.

 

Potem, bo krótkiej szczęśliwej przerwie nadciągła katastrofa z moim bratem, okrutną ironią losu, osoba mi najbliższa, na której tak mi zależało, właśnie przez amazońską medycynę, której nigdy nawet nie dane mu było spróbować, wpakowany został przeze mnie w tarapaty. Ten sam lek, który mógłby był przynieść mu więcej spokoju i równowagi ściągnął na nas tragedię i smutek. Moja próba czynienia dobrze, skończyła się źle. Ale rzeczywistość nie jest nigdy czarno biała.

 

Ta sama katastrofa, która oddzieliła mnie od brata, przybliżyła mnie do ojca bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w naszych życiach. Świadomość, iż być może nigdy nie zobaczy mnie już więcej była tym co w końcu wyrwało go z głębokiego marazmu i depresji, spowodowanej latami negatywnego nastawienia do świata, innych, i w naturalnej konsekwencji, do samego siebie. Wytrwale rzucł na siebie przez lata te negatywne zaklęcie, nie tylko poprzez niezdrowy tryb życia, ale dosłownie, przez wypowiadanie klątwy : “życie nie ma celu”, “jest już za późno”, “przegrałem”. Wysiłki sprowadzenia go do Tu i Teraz były na próżno, i na jego uparty charakter nie mogło zadziałać żadne “no chodź, dalej”. Jak się okazało, jedynie przeciwne, “nie możesz”.

 

 

 

 

So when he could not, he came. He came first time in his life, to Peru, to Amazon jungle, him who always scorned those exotic cultures, him who hated the heat. We spent great year together, and it brought enthusiasm into his life..It brought some hope, a least sparks. There was still a lot of self pity, a lot of negativity but I knew the burden of a lifetime can not be cleared in a month. On top of that, because of his health condition and weak heart, as well as our family history with ayahuasca, I was again faced with difficult choice, and were not able to use the most powerful tool we have for lifting such depression. All we could do during this short stay, and a year later, during 6 months of second visit, was to introduce him to healthier living, to all the things he scorned for so many years, with the favourite saying “what is the difference if I die sick or healthy”. So during this time he quit alcohol and cigarettes, was eating well, spending a lot of time outdoors. We tried to show him the best we could of Peru, the jungle, ocean, mountains.

 

 

Więc kiedy okazało się że nie może, to przyjechał. Przyjechał po raz pierwszy w swoim życiu tak daleko, do Peru, do dżunglii amazońskiej, on, który zawsze wyśmiewał się z “egzotycznych” kultur, który nie znosił gorąca. Spędziliśmy wspaniały miesiąc razem, i wniosło to w jego życie odrobinę entuzjazmu, przyniosło nieco nadziei, chociaż iskierki. Zaczął być nieco bardziej aktywny, znów planować. Wciąż było wiele użalania się nad sobą, wiele negatywności ale wiedziałem, że bagaż nagromadzony w ciągu całego życia nie może być tak łatwo oczyszczony w ciągu miesiąca. Poza tym, ze względu na jego stan zdrowia i słabe serce, jak i naszą niedawną rodzinną historię z ayahuaską, znów byłem postawiony przed trudnym wyborem i nie czułem iż mogę użyć najpotężniejszego z narzędzi jakie mamy do walki z taką depresją. Wszystko co mogliśmy zrobić podczas tak krótkiego pobytu, jak i rok później, podczas sześciu miesięcy drugiej wizyty, to przestawić go na zdrowszy tryb życia, zapoznać z tymi rzeczami, którymi gardził przez te lata, kiedy jego ulubionym powiedzeniem było “co za różnica czy umrę chory czy zdrowy”. Więc podczas tego czasu odstawił zupełnie alkohol, papierosy, zaczął lepiej jeść ( chociaż stale narzekając ), spędzał dużo czasu na dworze. Próbowaliśmy pokazać mu najlepsze co się dało w Peru, dżunglę, ocean, góry.

 

 

 

 

It was not too late to rebuild the bond we probably never had since childhood. Every day and every now was worth trying. But it turned out, it was too late for this change to undo so many years of the opposite, of anger, resentment, frustration on spiritual level, and unhealthy habits on physical level.

 

The plants are powerful tools. Traditional medicine can do wonders. But applied in a right time, and with cooperation, strong will and intention of the patient. So when the snake bit, it was too late, too hard. The snake in form of cancer. Things went quickly. We tried many things, consulting with many healers, both traditional, from different fields, as well as oncologists. But things went quickly.

 

 

Nie było za późno by odbudować więź, jakiej prawdopodobnie nie mieliśmy od dzieciństwa. Każdy dzień i każde teraz było warte próbowania, i jeżeli czegokolwiek żałuję, to każdego podniesienia głosu, każdej nawet drobnej utraty cierpliwości.  Ale jak się okazało, było za późno by ta zmiana odkręciła tyle lat odwrotnego, gniewu, żalu, frustracji na poziomie duchowym, a niezdrowych nawyków na fizycznym.

 

Rośliny są potężnymi narzędziami. Tradycyjna medycyna może uczynić cuda. Ale użyta odpowiednio wcześnie, i z współpracą, silną wolą i intencją pacjenta. Więc kiedy wąż ukąsił, było za późno, zbyt trudno. Wąż w formie raka. Sprawy potoczyły się szybko. Próbowaliśmy wielu terapii, konsultując z wieloma uzdrowicielami, zarówno tradycyjnymi, wielu specjalności, z wielu tradycji, jak i konwencjonalnymi, onkologami, chirurgami. Ale sprawy potoczyły się szybko.

 

 

 

 

The gift of my mothers suffering turned out to be a lesson in yet another sense i did not expect before. Seeing her long agony helped me understand that it is good that all went quickly this time. It is good suffering was short and less, even if that is so relative, I thought, when I saw my father take for granted or complain about things so many others would be grateful for.

 

He went back to Poland on the 21st of February. We were able to reconcile, to say our good byes, I knew that deep inside he knew he is coming exactly for that. After his return home, he saw his second son he had been missing. He was still unable to tell these things, years of emotional blockage also can not be undone in last moment, but he was able to show. Then pneumonia set in and other complications. Exactly one month later, today, on the first day of spring, on the first day of new astrological year, when the great cycle of life turns again, his last breath was gone and he was spared further suffering.

 

 

Dar cierpienia mojej mamy okazał się lekcją jeszcze w innym sensie, jakiego się nie spodziewałem. Pamięć jej długiej męki pomogła mi zrozumieć, że to dobrze, że tym razem wszystko potoczyło się szybko. To dobrze, iż cierpienie było krótkie, i było go mniej, chociaż to tak relatywne, myślałem, kiedy widziałem mojego ojca jak narzeka na rzeczy za które wielu innych byłoby wdzięcznych.

 

Wrócił do Polski 21 lutego. Mieliśmy czas by się pogodzić, pożegnać. Wiedziałem, że on w głębi wiedział, iż właśnie po to przyjechał. Po jego powrocie do domu, mógł zobaczyć się z drugim synem, za którym tęsknił. Wciaż nie był zdolny mówić o tych rzeczach, lata emocjonalnych blokad trudno odkręcić w ostatniej chwili, ale był w stanie pokazać. Potem zaatakowało zapalenie płuc i inne komplikacje. Dokładnie miesiąc po powrocie, dzisiaj, pierwszego dnia wiosny, pierwszego dnia nowego astrologicznego roku, kiedy wielki cykl życia znów się obraca, jego ostatni oddech uszedł i oszczędzone mu zostało dalsze cierpienie.

 

 

 

 

I give thanks for that. But not only, I also give thanks for the greatest gift he left behind, even if until the last moment, I am still not sure, he was conscious of it. When I posted here on this blog last time, it was exactly four months ago. We didn’t know yet about his cancer. My brothers charges were being dropped, we spoke again, the storm was almost over. I wrote then a quote from one of my favourite dub songs :

“I give tanx for life. Never will I be ungrateful. I give tanx for life.  Even if my days are dreadful”

I also wrote, taught by the hardships of those many preceding months, that the answer is not in the joy when things are going smooth, like then, on the beach, with family happy, but in remembering, etching out these words in the bottom of the soul, remembering when the things are hardest. This is the unconquered joy in tears, joy in prisons, joy in despair, joy that overcomes death.

 

 

Jestem za to wdzięczny. Ale nie tylko, składam także dzięki za największy dar jaki na końcu mi zostawił, nawet jeżeli do ostatniej chwili, nie jestem tego pewien, nie był go świadomy. Kiedy ostatni raz pisałem coś tu na blogu, było to dokładnie cztery miesiące temu. Nie wiedzieliśmy jeszcze o jego raku. Mój brat był właśnie uniewinniony z postawionych mu zarzutów, nawiązaliśmy znów kontakt, burza prawie minęła. Napisałem wtedy cytat z jednego z moich ulubionych dubowych kawałków :

“Dziękuję za życie. Nigdy nie będę niewdzięcznym. Dziękuję za życie. Nawet jeśli me dni są koszmarem”

Napisałem także, nauczony przeciwnościami tych wielu poprzednich miesięcy, że odpowiedź nie jest w radości kiedy wszystko toczy się gładko, jak wówczas, na plaży, ze szczęśliwą rodziną, ale w pamiętaniu, w wyryciu sobie tych słów w głębi duszy, pamiętaniu kiedy jest najgorzej. To jest ta niepokonana radość we łzach, radość w więzieniach, radość w rozpaczy, radość, która przezwycięża śmierć.

 

 

 

 

 

This the joy that was so hard to access for my father. This the joy that arises only from patient acts of gratefulness, day by day, moment by moment, the joy that seems to be out of reach of most of us, at most times. This is the state of being that, obviously was out of my reach for so many years. It is obvious we inherit life attitudes, growing together with others we take them by osmosis, from society, from friends, but most of all from closest family. I never was able to discover, but was very interested, where this cycle started, for us, also for my tribe. Who was the first who was hurt so much, that started the curse of generations, passing on frustration, anger, unfullfillment, desperate reaching out for love, defense mechanism of alcohol, the drugs? In the end I gave up looking for that answer and I think it changes very little. I found the answer in now, NOW without guilt, without reasoning, without trying to sort out the past. I first found it intellectually, on my spiritual search, but that was not enough. This enormous thirst can not be quenched by words, by concepts, only by feeling and by experience. That experience was provided to me first by contact with certain societies of joy, and then by the plants, and I will never stop singing praise to them, despite the legal situation, despite my persecution. I hope I will also never forget the lesson left by my father.

 

 

To radość jaka była trudna do osiągnięcia przez mojego ojca. Ta radość wyrasta tylko z cierpliwych aktów wdzięczności, dzień po dniu, chwila po chwili, to radość jaka wydaje się być poza zasięgiem większości z nas, przez większość naszego czasu. To stan bycia, jaki był oczywiście także poza moim zasięgiem przez tyle lat. Jest oczywistym, iż dziedziczymy postawy życiowe, wyrastając razem z innymi przejmujemy je przez osmozę, od społeczeństwa, przyjaciół, ale przede wszystkim najbliższej rodziny. Chociaż nigdy nie mogłem tego odkryć, od dawna byłem bardzo zainteresowany, kiedy ten cykl się zaczął, dla nas, dla rodziny, dla mego plemienia. Kto i kiedy został tak pierwszy skrzywdzony, iż uruchomiło to klątwę pokoleń, przekazywania frustracji, gniewu, niespełnienia, desperackich prób wymuszania miłości, obronnych mechanizmów alkoholu, narkotyków? Ostatecznie porzuciłem te poszukiwania, bo myślę, że taka odpowiedź w istocie niewiele zmienia. Znalazłem skuteczną w teraz, TERAZ bez poczucia winy, bez rozumowania, bez próby osądzania przeszłości. Najpierw znalazłem ją intelektualnie, podczas duchowych poszukiwań, ale to nie było wystarczające. Te ogromne pragnienie nie może być zaspokojone poprzez słowa, przez koncepty, a jedynie poprzez czucie i poprzez doświadczenie. To doświadczenie było mi najpierw dane poprzez kontakt z niektórymi społecznościami – społeczeństwami radości, a potem poprzez rośliny, i nigdy nie umilknie moja pieśń sławiąca je, niezależnie od sytuacji prawnej, niezależnie od prześladowania. Mam nadzieję, że nigdy także nie zapomne o ostatniej lekcji pozostawionej przez mego ojca.

 

 

 

 

 

It is lesson by negative inspiration. For some it may be controversial thing to write on the day of his death, but I am only interested in truth, truth as liberation. We have different destinies and different ways of teaching those who choose to listen everywhere and carefully. My father had many great qualities, and we can tell story from different angles. Shamanism, Amazonian as well, teaches there is no separate good and bad, there is one reality. The most beneficial medicines can be poisons, the most powerful healing trees bring also the dark power, shitana. Perhaps the greatest masculine quality present in our family, and inherited probably along the long line, ( I can only reach as far as my grandfather ) is the extreme stubborness or perseverance. This is perfect example of the ambiguity of the world I mention above. This stubborness is what I believe helped my brother survive in jail, this stubborness is what brought me where I am, very far along rarely trodden paths, but this stubborness was also what killed my father.

Because when energy is employed for wrong intention, its effects can be devastating. When one declares he does not want to live, he does not enjoy this and this and this, he does not enjoy life, then with such energy behind , that wish will be granted and unwanted gift of life taken away. There is an old Sufi saying, that we are like guests of God at the banquet of life, and we can expect to be served, but have no right to demand. My father demanded and tried to force his way for so many years, and he was not alone in this, this is what masses of unhappy souls do every day, and in many cases a lifetime is not enough to understand that happiness is not achieved by force, by demanding, but by letting go. So after my dad grew tired and weak – and for a strong character like his it took long time – he started complaining. That is other side of the same coin, frustration and anger, they alternate and create misery again and again, for oneself and for others.

 

 

To lekcja poprzez negatywną inspirację. Niektórym może wydać się kontrowersyjne pisać coś takiego w dzień jego śmierci, ale ja jestem zainteresowany jedynie prawdą, prawdą jako wyzwoleniem. Mamy różne przeznaczenia, różne sposoby przekazania swojej lekcji tym, którzy chcą przy każdej okazji, z każdego źródła, i dostatecznie pilnie się uczyć. Mój ojciec miał wiele wspaniałych cech, i oczywiście każdą historię możemy opowiedzieć na wiele sposobów. Szamanizm, także amazoński, pokazuje, że nie ma rozdzielonego dobra i zła, jest jedna rzeczywistość. Najbardziej dobroczynne leki mogą być truciznami, najpotężniejsze uzdrawiające drzewa mają także w sobie ciemną moc, shitanę. Być może największą męską cechą obecną w naszym rodzie, i prawdopodobnie odziedziczoną gdzieś po długim łańcuszku ( ja pamięcią sięgam jedynie do swego dziada ) jest ekstremalny upór i wytrwałość. To doskonały przykład wieloznaczności świata o jakiej piszę wyżej. Ten upór, jak sądze, jest tym co pomogło memu bratu przetrwać w areszcie, ten upór przywiódł mnie tu gdzie jestem, daleko na mało uszczęszczanej ścieżce, ale ten upór jest też tym co zabiło mojego ojca.

Ponieważ gdy energia jest zaprzęgnięta do złej intencji, jej efekty mogą być niszczące. Kiedy deklaruje się, iż nie chce się żyć, nie cieszy ani to ani to ani to, nie cieszy życie, wówczas, z tak silną energią, takie życzenie zostaje spełnione, i niechciany dar życia odebrany. Jest stare sufickie powiedzenie, jesteśmy jak goście Boga na bankiecie życia, i możemy oczekiwać iż będziemy obsłużeni, ale nie mamy prawa żądać. Mój ojciec żądał, i chciał siłą torować sobie drogę przez tyle lat, i nie był w tym sam, masy nieszczęśliwych dusz robią to co dzień, i w wielu przypadkach całe życie nie starcza by zrozumieć, że szczęście nie może być osiągnięte siłą, poprzez żądanie, ale poprzez odpuszczenie. Wiec kiedy tata zmęczył się już tym i osłabł – a dla tak silnego charakteru zajęło to bardzo długi czas – zaczął narzekać. To jest druga strona tego samego medalu – żal i wściekłość, zamieniają się miejscami i tworzą nieszczęście, dla swych gospodarzy i dla innych.

 

 

 

 

 

Our task is not to repeat this cycle. This is where I am trying to explain how my father’s life is a gift for us. It is by the power of opposites, by the eternal laws of action and reaction, where the careful and aware can learn. It is by the very strength of this tragedy that it can be seen so clearly, and so the lesson can be learned best. It is by gift of being almost every day with him for past 6 months, ( so rare these days, for people my age, with broken families being norm rather exception ), that I was able to observe him in me and me in him, was able to see my qualities, my character, so sharp it sometimes hurt. I was able to catch myself again and again on similar thought and action patterns, same kind of criciticsm, impatience and even if a lot milder now, there is not much to stop them from growing into the same disease that consumed my father. They say in the Amazon that for becoming brujo, black sorcerer, one must not do much, just let it happen, it is the purification of healer that requires constant work, effort, and remembering.

 

 

Naszym zadaniem jest nie powtarzać tego cyklu. To właśnie tutaj próbuje sobie wytłumaczyć jak życie mojego ojca jest darem dla nas. To poprzez moc przeciwstawieństw, poprzez odwieczne prawa akcji i reakcji, na których uważni i świadomi mogą się uczyć. Właśnie poprzez intensywność tego dramatu można zobaczyć tak wyraźnie, i lekcja może być najlepiej przyswojona. Poprzez dar przebywania z tatą prawie każdego dnia przez minione sześć miesięcy ( tak rzadki dar w dziejszych czasach, dla ludzi w moim wieku, w erze rozbitych rodzin ), byłem w stanie obserwować jego w mnie a mnie w nim, i mogłem zobaczyć moje cechy, mój charakter, tak ostro iż czasem bolało. Byłem w stanie złapać się wielokrotnie na podobnych wzorcach myśli i działania, tym samym krytycyzmie, niecierpliwości, i nawet jeśli są o wiele łagodniejsze teraz, nie ma wiele przeszkód aby wyrosły w tą samą chorobę, która pożarła mego ojca. Mawiają w Amazonii, iż aby stać się brujo, czarownikiem, nie wiele trzeba robić, wystarczy na to pozwolić, natomiast oczyszczanie uzdrowiciela jest czymś co wymaga nieustannej pracy, wysiłku i przypominania.

 

 

 

 

 

So my prayer on the departure of my father is for his spirit to keep reminding me. When in my early childhood I was devasted by death of my grandfather, I woved to stay honest man as he was. This time I summon my father stubborness and my mother’s direction / intention to be always focused on the good things in life, because it is then that they abound. My abundance already is beyond measure. The quest now is to share it, in any way I know, be it by telling story or by sharing the gift of the medicines, which open path of liberation. This path is to be trodden by each and every one, we can support each other, and we may fall again and again, but for fucks sake, don’t wait until it is too late. Don’t wait a single day. Be happy today.

 

 

Tak więc moja modlitwa na odejście mojego taty jest aby jego duch mi przypominał. Kiedy w moim dzieciństwie straciłem pierwszą ważną osobę, mojego dziadka, przysiągłem pozostać uczciwym człowiekiem, tak jak on był. Tym razem wzywam upartość mojego ojca i kierunek / intencję mojej mamy, aby zawsze i wytrwale podążać uwagą w stronę dobrych rzeczy w życiu, ponieważ wówczas rodzi się ich obfitość. Ta obfitość w moim życiu już teraz jest niezmierzona. Czas na jej dalsze pomnażanie i przelewanie, czy to poprzez opowieść, czy poprzez dzielenie się darem medycyny, która otwiera ścieżkę do wyzwolenia. Tą ścieżką każdy musi pójść sam, możemy się wspierać, być może nieraz upadniemy, ale kurwa mać, nie czekajcie aż będzie za późno. Nie czekajcie ani dnia. Bądźcie szczęśliwi dziś.

 

 

 

 

 

Instead of condolences towards me, find one less thing to complain about. I have a good purge today, tears and further unblocking of the heart. I know how to make this story meaningful, inshallah, if the Writer allows it. Be a part of the tale of gratitude wherever we are.

This is a liberation day, his task is over. Ours not.

 

 

Zamiast wysyłania mi kondolencji, znajdźcie choć jeden powód do narzekania jaki warto wypierdolić. Miałem dziś dobre oczyszczenie, dużo łez i dalsze odblokowanie serca. Wiem jak nadać tej historii sens, inshallah, jeżeli Pisarz pozwoli. Bądźmy częścią baśni o wdzięczności, gdziekolwiek jesteśmy.

To dzień wyzwolenia, jego zadanie skończone. Nasze nie.

 

 

 

 

 

 

the tides are turning

November 22nd, 2017

“I give tanx for life. Never will I be ungrateful.

I give tanx for life.  Even if my days are dreadful”

 

 

 

 

 

When the clouds come, there may be a time when it feels like you have nothing to share, that you can’t pour from an empty vessel. It ain’t never empty though, hard times also pass, patience pays off, and even when I don’t feel it, I chant the hardship away, like my mother did, like all the shamans do, it is that simple, keep on chanting. Zikr, remembering, when things are hardest, until time comes when one feels IT again.

 

Celebrate life, yo. You know what <3 is the solution.

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.