światosław / tales from the world

Archive for:

Ayahuasqueros Online Guide / Ayahuaskowi szamani – przewodnik

Ayahuasqueros : Taita Cachi

March 23rd, 2014

 

 

 

 

 

Taita Cachi is the man. He swears, spits, smokes, laughs and sails the psychedelic ocean like a real captain should. He lives in a house made of planks, likes strong tobacco and has warlike swans hanging around his backyard. He is a father of several and lover of many. He is also a party – I mean his ceremonies, when you come to visit him on Friday, you can be sure to count for a good ride, and a couple of huge cups of ayahuasca. This is not a place for discussion “whether you think we are all one” but you can sure learn about yourself, while having a good night, full of joy, music and strange substances.

 

 

Taita Cachi to koleś. Przeklina, spluwa, pali, śmieje się i żegluje po psychodelicznym oceanie, tak jak przystało na prawdziwego kapitana. Żyje w domu trzeszczącym jak piracka łajba, zbitym z dech, lubi mocny tytoń i ma na swym podwórku kilka bojowych łabędzi. Jest ojcem kilku i kochankiem wielu. To także człowiek impreza – jego ceremonie, jeżeli traficie tam w piątek, to niezła przejażdżka, i solidne kubasy z ayahuaską. To nie jest miejsce na dyskusje o tym czy “wszyscy jesteśmy jednością”, ale na pewno można się tu czegoś o sobie nauczyć, a przy okazji przeżyć ciekawą noc, pełną radości, muzyki i dziwnych substancji.

 

 

 

 

Everything here is simple, plain as planks of this house, straightforward, just life, not big philosophy. There is connection between us and a smile, there is no need to discuss too much, I mean, we can chat, but do we really need to reach somewhere ? It is so much better to just keep telling jokes, sharing a cigarette. Everything has its value, its taste, take it slow, there is natural flow of things here, in this place that looks like thousands of others I have visited in tropical world, and yet only recently finally feel at home. This place is a portrait of Taita Cachi, he is like that place, ordinary neighbor who on certain night of a week puts on his feather crown and in his shed takes off, with fellow passengers, into far away worlds, to learn better about the one at your footsteps, to learn about reality you will face when sun gets up, to know it better by way of contrast. Those who choose never to do this journey do not understand, that it is done out of love for home, and not as an escape, that only then you can understand what home and what THIS reality is and you can truly love it when you have left it, when you have seen it from another angle, when you ‘ve seen yourself from another angle.

 

 

Wszystko tu proste, jak dechy tego domu, zwykłe życie, żadna filozofia skomplikowana. Jest między nami połączenie i uśmiech, nie ma co dyskutować za wiele, to znaczy, gawędzimy sobie ale czy mamy gdzieś tym dotrzeć? Dużo lepiej po prostu dalej opowiadać kawały, dzielić się fajką. Wszystko ma swoją wartość, swój smaczek, smakujmy je powoli, ten naturalny przepływ rzeczy, w miejscu, które wygląda jak tysiące innych jakie odwiedziłem w tropikalnych krajach, a dopiero od niedawna traktuję naprawdę jak dom. To miejsce jest jak portret Taity Cachi, on jest jak to miejsce, zwykły ziomal który w jedną noc tygodnia zakłada swoją koronę z piór i w specjalnej szopie startuje wraz z załogą w podróż w odległe światy, aby nauczyć się więcej o tym, co pod nosem, aby zrozumieć rzeczywistość z którą borykamy się kiedy wstaje słońce, aby poznać ją dzięki kontrastowi. Ci, którzy boją się chociaż raz wyruszyć w tą podróż nie zrozumieją, że robimy to z miłości do domu, nie z chęci ucieczki, bo tylko wtedy można naprawdę zrozumieć czym dom i TA rzeczywistość jest i naprawdę je pokochać, kiedy je opuścilismy, kiedy zobaczyliśmy z innej strony, z daleka, kiedy samego siebie zobaczyliśmy pod innym kątem.

 

 

 

I am at home in this slow rhythm, in celebration of words exchanged, smoke exhaled, morning porridge with brasil nuts, chasing angry swans, early afternoon spent making love, smoking joints, some photos, yes, maybe, but not necessary, some work, yes, useful, but world will not collapse if it is done little later, some opinions, yes, but not at all cost, no need to force them and shove them and convince anyone.  Back and forth, no purpose, nowhere to reach, like swinging on a hammock, a dance of life.  And yes, there may come obstacles, there may be falls, but for heaven’s sake, I am finally a child (again?) and I do not care.

 

 

Jestem w domu w tym powolnym rytmie, w celebracji wymienianych słów, wydychanego dymu, porannej owsianki z orzechami, przeganiania wściekłych łabędzi, przedpołudniowej miłości, grubych jointów, jakiś tam fotek, tak, można, ale to nie jest niezbędne, trochę pracy, użyteczna, ale świat się nie zawali, jeżeli zrobię to nieco później, trochę opinii i poglądów, ale nie za wszelką cenę, nie ma co ich wciskać w każdy kąt, przekonywać. W te i wewtę, bez celu, nie ma gdzie biec, raczej surfing, bujanka jak na hamaku, taniec życia. I tak, wiem, przyjdą pewnie jakieś przeszkody, będą upadki, i co z tego, w końcu ( znów?) czuję się jak dziecko i nic mnie to nie obchodzi.

 

 

 

 

 

 

Of course, we can play different games, why not, just don’t forget it is a fucking game and no better than other people’s game. Play it as long as it is fun, and never ever complain, never focus on the price of the game, change it, when it is a burden. I want to be able to change costumes when I get bored and tired, may I never forget that.

 

 

Oczywiście możemy grać w różne gry, także te dla dorosłych, czemu by nie, tylko nie zapominajmy, że to tylko pieprzona gra, nic poważnego i nie lepsza niż zabawy innych ludzi. Bawmy się tak długo aż jest satysfakcja z tego, i nigdy, nigdy nie narzekajmy, nigdy nie skupiajmy się na cenie czy skutkach ubocznych naszej gry, zmieniajmy ją, jeżeli się staje brzemieniem. Chcę umieć zmieniać kostiumy kiedy znudzę się i zmęczę, obym tego nigdy nie zapomniał.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

A lot of shamanic work is about changing skin, shape-shifting. This is something that comes to me again and again, it came again when looking into my cousin’s eyes, couple of days ago, on magic mushrooms in Polish forest, trying to break that barrier that is between us, separate individuals, can we get flexible enough, to dissociate from own ego, own process that is called I, so that we can cross that boundary, even for short while, become someone else? something else? How else can one explain the ability of a shaman to see what is wrong inside other person, during a healing session, how can one explain those tales of shamans turning into a jaguar?

Is it a question of language, of perception? At certain shift of perception magic starts to happen, this I was able to see, so why assume something I haven’t seen yet is not possible? Or, to put it in more rational way, to satisfy those who do not enjoy listening to tales about magic, can one become aware enough of the character of one’s own process, see it so clearly and sharply, that it is then possible to make a step out of it, so skillful, that the old skin can be put on shelf and new one chosen? Abandon yourself and come, say the Sufi.

 

 

Duża część szamańskiej pracy wiąże się ze zmienianiem skóry, zmienianiem postaci. To kwestia, która powraca do mnie obsesyjnie, ponownie z tym się mierzyłem patrząc mojemu kuzynowi w oczy, parę dni temu, na psylocybinowej podróży przez podpoznański las, kiedy próbowałem przełamać tę barierę, która jest między nami, odrębnymi jednostkami. Czy możemy stać się dostatecznie transparentni i elastyczni, oddzielić się od swego własnego ego, własnego procesu, który nazywa się “ja”, aby przekroczyć tę barierę, chociaż na chwilę, stać się kimś innym, czymś innym? Jakże inaczej wytłumaczyć umiejętność szamana zaglądania w głąb innej osoby i znajdywania problemu, podczas leczniczej sesji, jak wytłumaczyć historie o szamanach zmieniających się w jaguary?

Czy to kwestia języka? Postrzegania? Przy pewnym przesunięciu percepcji zaczyna dziać się magia, tego byłem w stanie wielokrotnie doświadczyć, dlaczego więc zakładać, że coś nie jest możliwe, tylko dlatego, że tego jeszcze nie widziałem? Albo, ujmując w bardziej racjonalne zdania, aby zadowolić tych, których drażnią opowieści o magii, czy można stać się dostatecznie świadomym charakteru, istoty własnego procesu, zobaczyć go na tyle wyraźnie i ostro, że można by później poza niego wykroczyć, tak zręcznie, że starą skórę zawieszamy na kołku i wybieramy sobie nową? Porzuć siebie, i chodź, mówią sufi.

 

 

 

 

 

 

 

 

That journey however, is a lonely one. It can help to adapt to various situations, it can help to function more effective in the world, which becomes a playground, and as you stop to care about which toy fate brings to you, you fear less the loss, you also worry less about scenario. Some however, will stay behind on that path towards flexibility, and I don’t mean “behind” as something worse , as this mad rat race taught us, it means parting of the ways. This is why many shamans marry late, once they have practiced the hard part. This is why fakirs or sadhus travel alone. Apart from some exceptions , like Bauls of Bengal ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59  ) , rare and precious are the moments when the way is truly shared, and I am grateful for them. But, isn’t that the case in so many lifes, on the surface led together, but in reality only insulated in such illusion ?

 

 

Ta podróż, jednakże, jest najczęściej samotna. Pomaga z pewnością w nauce adaptacji do rozmaitych sytuacji, pomaga funkcjonować bardziej efektywnie w zmiennym świecie, który staje się placem zabaw, i kiedy przestajesz przejmować się tym jaką zabawę los ci pod nos podtyka, przestajesz też bać się utraty, przestajesz martwić o scenariusz. Niektórzy jednak pozostają gdzieś za tobą na tej ścieżce elastyczności, i to “w tyle” nie oznacza bynajmniej czegoś gorszego, jak być może wydaje się w epoce tego szalonego szczurzego wyścigu, to po prostu rozdzielenie dróg. To dlatego wielu szamanów żeni się późno, kiedy przeszli już przez dużą część samotnej praktyki. To dlatego fakirzy czy sadhu podróżują samotnie i żyją bez partnerów. Poza pewnymi wyjątkami, takimi jak Baulowie z Bengalu ( http://blog.swiatoslaw.com/?cat=59  ), rzadkie i jakże cenne są te momenty, kiedy drogę można dzielić z kimś bliskim, i wdzięczny jestem za nie. Ale czyż nie tak też się rzeczy mają z wieloma innymi scenariuszami żyć, powierzchownie splecionymi, a w rzeczywistości, przeżywanymi w ciepłej a potem nieraz gorzkiej iluzji takiego współdzielenia?

 

 

 

 

The night comes and candles for spirits are lit. Guests start to arrive and the ceremony is about to begin.

 

 

Nadchodzi noc i zapalane są świeczki dla duchów. Goście schodzą się i wkrótce zaczniemy ceremonię.

 

 

 

More shamans came tonight to join and assist Taita Cachi. One of them, pictured above, is real duende, his joyful vibe will keep up the tempo of ceremony, together with a quiet Negro man, who, under influence of yage converts into a caricature of black Caribbean musician playing on some weird banjo, maracas or drum, running around, shouting, laughing like possessed by some devil of good party.

The helpers have a lot to do, from working with incense to protect the place from malicious spirits, to very active participation in morning healing session. But first they have to drink their ayahuasca, and Taita Cachi sets to prepare it.

 

 

Tej nocy do Taita Cachi dołącza kilku innych szamanów. Jeden z nich, na zdjęciu powyżej, to prawdziwy duende, dziki skrzat, jego radosna wibracja będzie podtrzymywać tempo tej ceremonii, razem z tą cichego Czarnego, który pod wpływem yage przeistacza się w karykaturę czarnoskórego karaibskiego muzyka zaiwaniającego na swym bandżo, grzechotkach czy bębenku, biegającego wokoło, krzyczącego, śpiewającego i śmiejącego się jak opętany przez demona dobrej imprezy.

Pomocnicy mają wiele do zrobienia, od pracy z kadzidłami w celu ochrony miejsca przed złośliwymi duchami, po bardzo aktywny udział w porannej sesji uzdrawiania. Ale najpierw muszą wypić swoją ayahuaskę a Taita Cachi ją przygotować do podania.

 

 

 

This room, according to Siona tradition, only men can enter. Women who arrived this night, will be separated in one part of the house, and served through the window. But first cups go to the fellow shamans.

Next, other men come for their drink. What is worth mentioning, ayahuasca here is served raw, another break from the “norm”. It means it was prepared without cooking it, with cold water. Crudo, as they call it here, has more tolerable taste, although I feel the harder parts floating in it really disgusting to swallow. Unlike the concentrated, cooked brew, this is drunk in big quantities, I had two full cups, one by one,  with a interval of few minutes, and then couple more. The effect is really nice though, pleasant, better for liver, and it doesn’t make you feel like vomiting, although some would say, this is disadvantage. I believe it is good to take a break sometimes from all this purging and just enjoy the night.

 

 

W tym pomieszczeniu, zgodnie z tradycją Indian Siona, przebywać mogą tylko mężczyźni. Kobiety, które przybyły tej nocy spędzą ją po jednej stronie pomieszczenia, na swoich materacach, a wywar podany im będzie przez okienko. Pierwsze kubki trafiają jednak do kumpli – szamanów.

Następnie, przychodzi kolej na pozostałych mężczyzn. Warto wspomnieć ciekawą rzecz, ayahuaska dziś serwowana jest surowa, kolejny wyłom z “normy”. Oznacza to, że przygotowana była bez uprzedniego gotowania, na zimnej wodzie. Crudo, jak ją tutaj nazywają, ma bardziej przystępny smak, chociaż pływający w niej kożuch jest naprawdę obrzydliwy przy przełykaniu. W przeciwieństwie do skoncentrowanego, gotowanego wywaru, tą pije się w dużych ilościach. Ja wypiłem dwa kubki, jeden za drugim, z przerwą kilku minut, a potem jeszcze kilka. Efekt jest jednak milutki, przyjemny, zdrowszy dla wątroby, nie zbiera się po niej na wymioty, chociaż niektórzy powiedzieliby, że to wada. Ja uważam, że dobrze czasem odpocząć sobie od tych przeczyszczeń i cieszyć się po prostu podróżą.

 

 

 

Finally, children come for their share. I deliberately mention that again, as in our paranoic culture “what about the children” is a common argument used in drug debate. Well, here you see and if you don’t like it, just feed your offspring with another dose of Magic Crispie Crunchies, some plastic hot-dogs and then colourful pills your shaman in white uniform prescribed.

 

 

Na końcu przychodzą po swe porcje dzieci. Celowo o tym tu wspominam, bo w naszej paranoicznej kulturze argument “a co z dziećmi?” jest częstym w debacie o różnych substancjach psychoaktywnych. Cóż, tutaj widzicie, a jak wam się nie podoba, wracajcie do karmienia swych pociech kolejną porcją Magicznych Choco Chipso Chrupek, plastikowych hot dogów, a potem kolorowych pigułek przepisanych przez waszego szamana w białym kitlu.

 

 

 

 

After serving, some protection is bestowed upon us and off we go, into our hammocks, and into inner and outer worlds.

 

 

Po wypiciu każdy dostaje swe ochronne błogosławieństwo i ruszamy, w hamaki i wewnętrzne i zewnętrzne światy.

 

 

 

Now, the first phase of ceremony, anywhere, is usually in darkness, and in silence. I have been often telling what was going in me during that part, even if this things are intimate, and according to some, should not be shared. This time, in an attempt to curb my preacher mode, and spare you excess of philosophy, I will just a share a song, from the second, more lively, phase of the night, so that you may at least imagine a bit the uplifting vibe :

 

“Friends of Taita Cachi”

 

Before the night is finished, Taita Cachi will deal with individual issues, will heal and sing and take care, especially of the women, who seem fascinated and under a spell of his strong masculine energy.

 

 

Pierwsza faza ceremonii, gdziekolwiek, zawsze odbywa się w ciszy i ciemności. Wielokrotnie tutaj opowiadałem o tym, co działo się we mnie podczas tego etapu, nawet jeżeli były to rzeczy raczej intymne, i według niektórych, takie którymi nie należy się dzielić. Tym razem, w ramach ćwiczenia temperowania pozy kaznodziei, oszczędzę kolejnej dawki filozofii i podzielę się piosenką z drugiej, bardziej żywej części nocy, tak abyście mogli chociaż częściowo wyobrazić sobie wysoką wibrację i klimacik tej sesji.

 

“Friends of Taita Cachi”

 

Zanim zakończyła się ta noc, Taita Cachi zajął się indywidualnymi problemami, leczeniem, śpiewaniem i opieką, zwłaszcza kobiet, które zdawały się zafascynowane, pod urokiem jego silnej męskiej energii.

 

 

 

 

 

 

We all get heavily beaten with ortigas. It is strong experience, but I still don’t have enough and go for something extra. Taita has a thick black paste, I forgot the name by now, but he says it brings strong visions, very quick journey, several minutes, but intensive. Some, he claims, had shit in their pants after having taken it. I am curious about these kind of things. I sit outside, with a helper to assist me. I get a bit of the paste on a wooden stick, to apply on my gums.  Very few minutes pass and I begin to feel weird, or rather ill. Nausea, black spots in front of my eyes, thick sweat. It is a like a violent onslaught of an unknown disease. I am feeling heavy and think I will faint. At the same I am aware this was to be expected, and this will pass away, and because of that it is very interesting lesson. It is a practice of holding on, perseverance. It is to teach the mind, that things like this come and go, and it has to go with it. It leads me now to toilet, I can hardly walk, but I know I must reach that foul shithole, otherwise things will just fall out anyway. I sit there and find my relief, and feel like life is slowly coming back to me. I stagger back to my hammock, and finally satisfied, call it a night. But a good night that was, and a good  life that is.

 

 

Wszyscy dostajemy ostre cięgi pokrzywami. To mocne doświadczenie w takim stanie, ale mi ciągle mało i chcę czegoś specjalnego. Taita ma gęstą, czarną pastę, zapomniałem już jej nazwy, ale mówi, że przywołuje silne wizje, bardzo szybką, kilkunastominutową, intensywną podróż. Niektórzy, jak twierdzi, zesrali się w portki po jej spróbowaniu. Ciekawią mnie takie rzeczy. Siadam na zewnątrz, z jednym z pomocników asystujących mi. Dostaje odrobinę pasty na drewnianym patyczku i wcieram sobie w dziąsła. Po kilku minutach zaczynam czuć się dziwnie, a raczej źle. Mdli mnie, zbiera się na wymioty, czernieje mi przed oczami, coraz bardziej się pocę. Przypomina to gwałtowny atak nieznanej choroby. Czuję się cieżki i myślę, że zaraz stracę przytomność. W tym samym czasie mam całkowitą świadomość, że to naturalne i tego się trzeba było spodziewać, a także, iż to minie, i z tego powodu to interesująca lekcja. To praktyka wytrwania, cierpliwości. Uczy umysł tego, że takie rzeczy przychodzą i odchodzą, i że trzeba im na to pozwolić. Sytuacja pcha mnie do toalety, ledwo mogę iść, ale wiem, że muszę dojść do tej ohydnej budki, bo inaczej ładunek i tak wydostanie się na zewnątrz. Siadam tam i odnajduję swoją ulge, i czuję powolutku jak wraca do mnie życie. Zataczam się z powrotem do mego hamaka, wreszcie nasycony kończę tym samym noc. Ale co za wspaniała to noc, i co za wspaniałe życie.

 

 

 

We come again, next Friday. It feels like another home, this shed with some beams to hang hammocks on, the veranda where we chat with Cachi. I like his improvised philosophy, even though I am not ready yet to abandon this linear, logical thinking and switch to mythical mode, but it shows me how attached we are to our perceptions of reality. He says, of course yage is present in the Bible, see : Yah – we. Analogy, connection, in mythical thinking it is not important what comes from what, arrows go both ways, it doesn’t matter that according to “objective” etymology, history, it is bullshit, coincidence. Here coincidences do not exist.

We leave this place, bound for Ecuador. I know I learned something from this guy. Yet another father on my path.

 

 

Wracamy do Taity w następny piątek. Czuję się tu jak w domu, w tej szopie z kilkoma belkami do zawieszenia hamaków, na werandzie gdzie znów gawędzimy z Cachi. Lubię jego improwizowaną filozofię, choć nie jestem jeszcze gotów aby porzucić zupełnie to liniowe, logiczne myślenie, i włączyć mitologiczny tryb, ale pokazuje mi to, jak bardzo przywiązani jesteśmy do naszego postrzegania i myślenia o rzeczywistości. Taita twierdzi, że oczywiście iż yage obecne jest w Biblii, popatrzcie tylko : Yah – we = yage. Analogia, połączenie, w mitycznym mysleniu nie ma znaczenia, co z czego wynika, strzałki idą w obie strony, nie ma znaczenia, że według “obiektywnej” etymologii, historii, to bzdura, przypadek. Tutaj przypadki nie istnieją.

Opuszczamy Orito, w drodze do Ekwadoru. Wiem, iż nauczyłem się czegoś od tego kolesia. Kolejny ojciec na mojej drodze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Taita Cachi : Loma Linda on the outskirts of Orito, Putumayo, Colombia. Mobile : 3134562133.   Price for ceremony – 30 000 pesos per person.

Taita Cachi : Loma Linda na przedmieściach Orito, prowincja Putumayo, Kolumbia. Komórka : 3134562133. Koszt ceremonii – 30 tys. peso za osobę.

Ayahuasqueros : Taita Jose

March 22nd, 2014

 

 

 

 

 

Another area rich in yage shamans in Putumayo is around the town of Orito, which couple of years ago used to be full of guerillas but now is reasonably safe and convenient place to stop by especially if you are coming from Ecuador. You should head to suburb called Loma Linda, around there you will find at least three ayahuasqueros, Taita Cachi, Taita Jose, and Taita Saul. There are more, also coming from other parts for reunions and ceremonies, especially Taita Cachi is pretty active, and on his Friday ceremonies hosts a lot of interesting guests. But here I start with Taita Jose, with whom we drank first, and only once. He had some other patients that night, including children, so we could witness the way he works. His limpiezas are quite standard, and quite short, I was not very impressed, and Anna claims he likes to touch tits too. Taita Jose is quite old, but perhaps he has better days, I don’t want to judge. Nothing special happened for me, not much to tell then, or show with photos. A longer story comes next, about Taita Cachi.

You can reach Taita Jose at 3208261967.  His ceremony was cheap, 20 000 pesos per person. Pretty basic conditions though.

 

 

Kolejnym rejonem bogatym w ayahuaskowych szamanów w kolumbijskiej prowincji Putumayo są okolice miasta Orito, które jeszcze parę lat temu pełne były partyzantów, ale teraz są dość bezpiecznym i wygodnym miejscem na przystanek, zwłaszcza na drodze z południa, z Ekwadoru.  Polecam wziąć taksówkę, za jakieś 4000 peso, na osiedle na przedmieściach, które nazywa się Loma Linda, tam znajdziecie przynajmniej dwóch z trzech ayahuasquerów, Taitę Cachi, Jose i Saula. Jest ich tam więcej, także przyjeżdżających z daleka, na zjazdy i ceremonie, zwłaszcza u bardzo aktywnego Taity Cachi, którego piątkowe sesje są pełne ciekawych gości. Ale rozpocznę od Taity Jose, z którym piliśmy najpierw, i tylko jeden raz. Miał tej nocy także kilku innych pacjentów, w tym dzieci, więc mogliśmy przyjrzeć się temu jak pracuje. Jego limpiezas były dość standardowe i raczej krótkie, nie byłem pod wielkim wrażeniem, a do tego Anna twierdziła, że Taita lubi sobie podotykać cycków. Jest bardzo stary, ale może ma jakieś lepsze dni, nie chcę tu oceniać. Ponieważ jednak nie zdarzyło się nic specjalnego, nie ma tu co za wiele opowiadać ani pokazywać. Dłuższa historia wkrótce, o Taicie Cachi.

Numer komórki Taity Jose to 3208261967. Ceremonia u niego jest bardzo tania, zaledwie 20 000 peso od osoby. Warunki raczej surowe.

 

 

 

 

 

In the name of the most I  // W imię Najbliższego.

 

 

 

First, several years ago, when I started to listen to reggae music, and I went to Rastafarian camps in Jamaica I heard a lot them dreadlocked guys speak about “most I” and I thought of it as a language play with the title of whatever God they worshiped.

Then, much later, there was India, and trying to get their complex philosophy, then I heard of Atman. Next, I started to travel in sufi lands, and at the same time inside sufi philosophy, and I heard the phrase about lifting of the veil, I heard of al-Insan-al-Kamil. It was still more of poetical expression for me, but slowly, things started to make sense, the meaning started to spread from realm of the mind, from intellectual grasp into beginnings of understanding, or how these rasta would say, overstanding.  In rare moments, I got glimpses of the man, first flickering, blurry, strange like a stranger. When I say “the man”, it is still because I have no other language than this funny collection of words, but I am talking here about something far greater, a state, a space, foundation and joy. It is the best and closest guide you can have, and at the same time, hardest to find, or most of all, hardest to stay with. But now I see no better game to play than seeking it, and no better company. I think I start to understand, what “most I” was supposed to mean. “He” is at the same time most high, and at the same time best part of me. And knowing this, I also experience now what “irie” means.

But that state of peace is a reward for not fighting. This refers both to the recommended action during ayahuasca journey and to everyday life. It means trusting that intuition which guides you, accepting rather than resisting, letting go. Whether that is pain that comes, physical or emotional, nausea, illness, need to vomit, darkness or fear, accept it. There is something greater inside that knows what is best, you only have to let it work, and surrender. That surrender, that submission, is the meaning of word “islam” I also finally came to understand. In ayahuasca sessions you will be tested in thousand ways and thousand times whether that surrender is genuine, whether you are not faking it, and there is no faking in front of yourself. This is like a training, which can make you better at it, more and more flexible, you will see it, start applying in your life and gain confidence to go deeper. But for this to happen this inner guide has be to heard first. Later, worlds within start to open and helpers arrive.

 

 

Najpierw, kilkanaście lat temu, kiedy zacząłem słuchać muzyki reggae, i pojechałem do rastafariańskich obozów na Jamajce, słyszałem jak wielu z tych dredziarzy używa frazy “most I”, i myślałem, że to taka językowa gierka z tytułem Boga, w jakiegokolwiek by wierzyli ( “most I” – czyli dosłownie “najbardziej Ja” brzmi po angielsku tak samo jak “most high” – “Najwyższy”).

Potem, dużo później, przyszedł czas na Indie, i próbę zrozumienia ich skomplikowanych filozofii, wówczas usłyszałem o Atmanie. Jeszcze później zacząłem włóczyć się po krainach sufizmu, a jednocześnie w głąb sufickiej filozofii, i usłyszałem powiedzenie o podnoszeniu zasłon, usłyszałem o al-Insan-al-Kamil. Było to dla mnie wciąż niewiele więcej niż poetyckie określenie, ale powoli zaczął się klarować pewien sens, znaczenie zaczęło rozlewać się z królestwa umyslu, z intelektualnego pojęcia konceptu w początek prawdziwego zrozumienia. W rzadkich, krótkich chwilach zacząłem dostrzegać przebłyski tego człowieka, najpierw niejasne, nieostre, migoczące, dziwne jak dziwny jest ktoś bardzo nieznajomy. Kiedy mówię “człowieka”, to tylko dlatego, że nie mam dostepnego innego języka niż ta kolekcja bezużytecznych słów, ale mowa tu o czymś większym, o stanie, przestrzeni, fundamencie, oparciu i zarazem radości. To najlepszy i najbliższy przewodnik jakiego możesz mieć, a jednocześnie najtrudniejszy do odnalezienia, a tym bardziej do zatrzymania na stałe. Ale teraz już nie znam lepszej gry niż poszukiwanie go, i lepszego towarzystwa. Myślę, że zaczynam rozumieć ( tak ostrożnie, aby nie spłoszyć ), co “most I” miało oznaczać. “On” jest jednocześnie najwyższym ( “most high” ), ale też najlepszą warstwą mnie. I wiedząc to, doświadczam teraz też co znaczy “irie”.

Ale ten stan spokoju jest nagrodą za rezygnację z walki. To odnosi się zarówno do postępowania zalecanego podczas ayahuaskowej podróży, oraz do codziennego życia. Oznacza zaufanie tej intuicji, która cię prowadzi, akceptację raczej niż opór, puszczenie. Czy chodzi tu o ból który się pojawia, emocjonalny, czy fizyczny, nudności, chorobę, chęć wymiotowania, ciemność czy strach, lepiej je zaakceptować. Jest coś większego wewnątrz, co wie co jest najlepsze, wystarczy jedynie pozwolić temu pracować, ujawnić się, wystarczy się poddać. To poddanie to znaczenie słowa “islam”, którym zajmowałem się od dawna, ale niedawno dopiero zacząłem rozumieć.  Podczas ayahuaskowych sesji będziecie testowani wielokrotnie i na tysiąckroć zaskakujących sposobów, czy to poddanie jest szczere, czy nie udajecie, bo nie da się udawać przed samym sobą. To jak trening, który stopniowo uczyni was lepszym w te klocki, coraz bardziej elastycznym, to rodzaj jogi, która, zobaczycie, jak stopniowo aplikowana w życiu spowoduje wzrost pewności siebie i dzięki temu głębszą podróż. Ale aby to się stało, ten wewnętrzny Ktoś musi móc dojść do głosu. Potem światy “w środku” zaczną się otwierać, i pojawią się pomocnicy.

 

 

 

 

 

You don’t even know from where, body movements, breathing, rhythm, songs appear and you become amazed, as if it was not you who does it, but something that acts through you and helps you survive bumpy road over the pass and reach to another valley. It is good, in the beginning, to have security of experienced ayahuasquero, who will sing you through difficulties as father who runs along a child learning to cycle, and supports him while he is still unstable. But he will not ride for you, and he will not be with you at the final passage. For when you truly accept transience of all, when you learn to be alone, stop clinging to other people, things, this world ( or perhaps before that, as this journey is never straight and simple ), you will be tested at the gate of death, and this will be as real as it can be. I failed, and I will write later about this.

 

 

Nie wiesz nawet skąd, pojawiają się twoje ruchy ciała, oddech, rytm, pieśni i gwizdanie, i jesteś zdumiony, tak jakbyś to nie był ty, który to robi, ale coś co działa przez ciebie, i pomaga ci przebrnąć przez wyboistą drogę przez przełęcz i dotrzeć do następnej doliny. Dobrze jest, zwłaszcza na początku, mieć wsparcie zawodowego ayahuasquero, który swą melodią przeprowadzi cię przez trudne chwile, jak ojciec który biegnie obok dziecka uczącego się jazdy na swym rowerku, podtrzymując je kiedy wciąż się chybocze. Ale nie pojedzie on za ciebie, i nie będzie też przy tobie przy ostatecznym przejściu. Bo kiedy już naprawdę i szczerze zaakceptujesz przemijalność wszystkiego, kiedy nauczysz się być sam, przestaniesz wczepiać w innych ludzi, rzeczy, ten świat ( a być może i wcześniej, ta podróż nigdy nie jest taka sama, prosta i jednoznaczna ), wtedy nadejdzie czas na test przy bramie śmierci, i będzie to tak rzeczywiste jak tylko może być. Oblałem go w pewnym sensie, o czym być może potem.

 

 

 

 

Now there is time for a little story about a little initiation, based on notes I took in a couple of days following those events :

Next day, when all the abuelos part their ways, several of us, youngsters, stay by the river. We try to get together a small crew for night session, but all initially interested give up, one by one, and the only ones who stay determined to do it are Elena and me. So it will be the first time without a shaman. We are under the canopy of stars, by small fire, right in front of our feet water of the river can be heard slowly moving. It is a beautiful time again, very intimate. We talk a lot, there is joy, visions in the dark canopy above, and under closed eyelids. Sweet discomfort on the stones, never-ending concert of the frog orchestra. Almost all night we are awake in this spirits filled place, in the morning awoken by sunlight, then we take bath, joy of water, breakfast, joy of porridge and coffee. Joy, joy, joy.

Sensual state, healthy, well being and fulfilled. Nothing is missing, there is no fear, there is acceptance, also of the memory card that is most likely lost, of the riverside stones hurting my back in the night, fire going out, sandflies and ants biting me, and in the morning, fact that we must leave this place. There is lightness, opening up, honest conversation, not exhibitionism, but natural way of sharing, natural, because coming from empathy, understanding of other person’s emotions, thanks to thorough understanding of my own. Also, thanks to this place, this is not a hospital, where one feels that something is wrong, that we are broken, disabled individuals, who must be fixed, but it is a place where all is as it should be, filling with peace. Nature provides the foundation and the job to do is ours, but so much easier with this wonderful brew.

 

 

Czas tu na małą opowieść o małej inicjacji, na podstawie notatek zrobionych w kolejnych dniach:

Nastepnego dnia, kiedy wszyscy abuelos rozjeżdżają się, zostajemy nad rzeką w kilka osób. Próbujemy zmontować małą ekipę do nocnej sesji,  po kolei wszyscy chętni jednak wykruszają się, zostaje jedynie ja i Elena. A zatem pierwszy raz bez szamana. Jesteśmy pod gołym niebem, przy małym ognisku, tuż przed nami płynie rzeka. Jest znowu pięknie, intymnie, długie rozmowy, radość, wizuale w koronach drzew i pod powiekami, słodka niewygoda na kamieniach, niekończący się koncert żab. Prawie całą noc czuwamy w tym pełnym duchów miejscu, nad ranem budzi nas słońce, rano kąpiel, radość wody, śniadanie, radość owsianki, kawy, radość, radość.

Zmysłowo, zdrowo, pełnia. Nic nie brakuje, nie ma strachu, jest pogodzenie, z chyba zgubioną kartą pamięci, z uwierającymi w nocy kamieniami, gasnącym ogniskiem, muszkami i gryzącymi mrówkami, nad ranem z tym, że trzeba opuścić to miejsce. Jest lekkość, otwarcie się, szczera rozmowa, nie ekshibicjonizm, ale naturalny tok konwersacji, naturalny bo wynikający z empatii, zrozumienia emocji drugiej osoby, dzięki dobremu zrozumieniu swoich. Także dzięki miejscu, to nie jest szpital, gdzie czuje się, że coś jest nie tak, że jesteśmy popsutymi, niepełnosprawnymi jednostkami, które trzeba naprawiać, ale to miejsce, w którym wszystko jest tak, jak powinno być, sycące spokojem. Natura daje fundament, a praca należy do nas, ale o ile łatwiejsza z tym cudownym napitkiem.

 

 

 

 

Ok, time to bugger off. Giving thanks for this to sandflies, for their another assault on my legs, forcing me to finally say good-bye to this magical beach, and to hit the road. I write down the last practical conclusions from previous night :

Jew’s harp. What is the meaning of life, chasing after ever bigger projects? When Elena plays on her vargan, which, together with horses, has been in the back of my mind and on my to-do list for a while, I think it is beautiful to focus on such a small thing, sacrificing your time, part of your life for it. Why not? I only have one, why not spending it wandering wilderness and playing jew’s harp?

 

 

No dobra, czas spierdalać, dzięki niech będą piaskowym muszkom za kolejny gwałtowny atak na moje nogi, w końcu udaje mi się rozstać z tą magiczną plażą i w drogę. Notuję ostatnie praktyczne wnioski z ostatniej nocy :

Drumla. Jaki jest sens życia, gonienie za coraz większymi rzeczami? Kiedy Elena gra na drumli, która tak jak konie, krąży gdzieś wokół mnie od dawna, myślę, że pięknym jest skupienie się na tak małej rzeczy, poświęcenie jej swojego czasu, części swojego życia. A czemu by nie? Mam je tylko jedno, dlaczego by nie spędzić go włócząc się po bezdrożach i grając na drumli?

 

In the previous post I presented Juan de La Cruz. He was spiritus movens of a gathering of “Abuelos y Abuelas de Planeta”, shamans and curanderos working in various parts of the world, especially Latin America .They met in Juan’s land on Bajo Talag this January, in preparation for large meeting that is going to happen in September 2014 in Guatemala. Some of them also work with ayahuasca, so I present them and their contact details, but as I only drunk, in a way, in company of one, there will be no extensive review here.

 

First one is Dionisos Navarro, Conibo shaman from Peru, he lives in the jungle settlement called Sol Nasciente, on Ukayali river, around 6 hours away from Pucallpa. He works in connection with Inti Guarango, so you can write to the latter at solmeki@hotmail.com, or call to Dionisos at his cellular : 0996267805. They have maloca ready and receive visitors, some who come just for a short stay, others to learn and do diets.

 

 

W poprzedniej notce przedstawiłem Juana de La Cruz. Był on spiritus movens zgromadzenia “Abuelos y Abuelas de Planeta”, szamanów i uzdrawiaczy pracujących w różnych częściach świata, a zwłaszcza Ameryki Łacińskiej. Spotkali się na ziemi Juana w Bajo Talag w styczniu, w przygotowaniu na wielki zjazd, jaki będzie miał miejsce we wrześniu tego roku w Gwatemali. Niektórzy z nich także pracują z ayahuaską, więc przedstawiam ich tutaj zbiorowo, razem z namiarami, ale ponieważ piłem razem ( w pewnym sensie ) z zaledwie jednym z nich, nie będzie szczegółowych relacji.

Pierwszy to Dionisos Navarro, szaman z plemienia Conibo z Peru, który mieszka w osadzie Sol Nasciente w dżungli, nad brzegiem rzeki Ukayali, jakieś 6 godzin łodzią od Pucallpy. Reprezentuje go na zewnątrz Inti Guarango, do którego można pisać na solmeki@hotmail.com, albo dzwońcie wprost na komórkę Dionisosa – 0996267805. W wiosce mają ceremonialną malokę i warunki aby przyjmować gości, czy to na krótkie wizyty, czy na dłużej, w celu nauki poprzez diety.

 

 

 

 

Below is another one, Francisco Tanguila, based in Tena, Ecuador. He is also an ayahuascero and curandero, his wife was the one that cooked ayahuasca I drank with Maximiliano ( further below ) and later on my own. They sell it for very good price, 10 USD for 0,5 liter, if you know how to handle it alone.  It was a decent brew, but I have no direct experience with Francisco. You can see his business card on the photo, and his contact details are : 0989495189, tanguilajorge1@gmail.com, luzmariatanguila@gmail.com

 

 

Poniżej kolejna postać, Francisco Tanguila, mieszkający w Tenie, wschodni Ekwador. To także ayahuascero i curandero, razem z żoną odpowiedzialny za przygotowanie ayahuaski, którą później piliśmy z Maximiliano, ( dalej na dole ) a także samodzielnie. Sprzedają ja w całkiem przystępnej cenie 10 USD za pół litra, jeżeli wiecie jak się z nią obchodzić samemu. To był przyzwoity wywar, ale nie mam bezpośredniego doświadczenia z Francisco. Możecie na zdjęciu zobaczyć także jego wizytówkę, namiary są takie : 0989495189, tanguilajorge1@gmail.com, luzmariatanguila@gmail.com

 

 

 

 

 

 

 

JATUN SACHA – SELVA GRANDE -  the second business card belongs to Compadre Carlos, as he calls himself, a quiet man, and one that seems to be an honest guy, a friend of Juan De La Cruz, so that is a recommendation good enough for me. He is based in the mountains, works with ayahuasca but also with San Pedro. You can call him at 0988973672

 

 

JATUN SACHA – SELVA GRANDE – druga wizytówka na zdjęciu powyżej należy do Compadre Carlosa, jak sam się nazywa, cichego pana, który wydaje się być uczciwym gościem, przyjacielem don Juana, a to dla mnie wystarczająca rekomendacja. Mieszka w górach, pracuje z ayahuaską, oraz z San Pedro. Można go namierzyć pod tym numerem : 0988973672

 

 

 

 

Last, but not least Maximiliano. He is earth, labour and muscles, he is roughness and loud laughter, farting and rowdy jokes. Here is what I wrote down about him in my diary :

Self confident , always laughing, joking, doesn’t bother himself with any rules, mixes on the same night alcohol and ayahuasca, he says he drinks the latter for years, often daily, half of 0,5 litre bottle is not a big deal for him. I like it, he inspires confidence with his wild style. I got tired with that vibe of holiness, or perhaps it has never been my thing, I prefer the tricksters. Max drinks with us, aside from the main grounds of gathering, as some of more spiritual abuelos, especially those coming from the mountains, raised in tradition of coca offerings, they do not use entheogens, and they fear ayahuasca, they resent drinking “just like that” in this “holy place”. I have thirst for it already after a longer fast, I have not drunk since leaving Colombia. So I break my fear and inhibition and despite having eaten three large maito fishes that day and a large supper on top of that, around midnight I decide to take the drink from Max. Beautiful and soft feeling enters me. Max puts on his wellies, and says he goes home to sleep, we stay alone, and in this natural way I get confidence, and get ready and willing for drinking next time on my own.

 

 

Na koniec, chociaż może najważniejszy z tej czwórki, Maximiliano. Jest on ziemią i pracą, muskułami i gruboskórnością, głośnym śmiechem, pierdzeniem i wulgarnymi żartami. Oto co zapisałem o nim w swym notatniku :

Pewny siebie, ciagły śmiech, żarty, nie przejmuje się specjalnie jakimikolwiek regułami, miesza ayahuaskę i alkohol, mówi że pije ją od lat, czasem codziennie, pół 0,5 litrowej flaszki na raz to nie problem dla niego. Lubię go, wzbudza zaufanie tym dzikim stylem. Zmęczyłem się klimatem świętości a może nigdy do końca nie był mój i najbardziej pasują mi tricksterzy. Maks pije z nami co nieco, na uboczu, bo niektórzy uduchowieni abuelos, zwłaszcza ci wychowani w górach, w tradycji ofiarowania liści koki, nie używający entheogenów, kręcą nosem na ayahuaskę, na picie w tym “świętym miejscu”. Ja mam już ciśnienie, po dłuższym poście, od Kolumbii nie piłem, więc odważam się w końcu, mimo zjedzonych tego dnia trzech ryb i wielkiej kolacji, mimo wszystko wypić, około północy. Jest pięknie, miękko, Maximilano zakłada swe gumowe kalosze i mówi, że idzie spać, zostajemy więc bez szamana, i w ten naturalny spoób nabieram ochoty i gotowości aby następny raz wypić samemu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Juan de La Cruz is a shaman I met in unusual circumstances, and he is forged by unusual circumstances. His name, which means “John of the Cross” comes from the fact, that his father, also a shaman, was captured by his enemies and physically crucified. Juan de La Cruz is one of the most friendly, cheerful and life-loving persons I met on my path and a respected curandero, dedicated to helping others, whoever they are.

 

 

Juan de La Cruz jest szamanem, którego spotkałem w nietypowych okolicznościach i nietypowe okoliczności wpłynęły na to kim jest. Jego pseudonim oznacza “Jan Z Krzyża”, i pochodzi od tego, że jego ojca, także szamana, schwytali dawno temu jego wrogowie, i fizycznie ukrzyżowali. Juan de La Cruz jest jednym z najbardziej przyjaznych, radosnych i kochających życie ludzi jakich miałem okazję spotkać na swej ścieżce, jest też szanowanym curandero, który poświęcił swoje życie dla pomagania innym, kimkolwiek są.

 

 

 

 

Juan is based in Quito, Ecuador, where on weekends he receives a lot of patients, coming from all around the country and beyond. He also stays often during the week in Bajo Talag, near Tena, in the beautiful grounds of rural shamanic center belonging collectively to organization called “Abuelos y Abuelas de Planeta”, dedicated to sharing ancestral knowledge between various curanderos and shamans, and from elders to young generation.

 

 

Juan mieszka w Quito, stolicy Ekwadoru, gdzie w weekendy odwiedza go wielu pacjentów, przyjeżdżających z całego kraju i nie tylko. Często przebywa też w trakcie tygodnia w Bajo Talag, koło małej wioski niedaleko Teny, na pięknej ziemi gdzie buduje szamańskie centrum należące kolektywnie do organizacji “Babć i Dziadków Planety”, zajmującej się dzieleniem wiedzą przodków, wymianą jej pomiędzy szamanami oraz przekazywaniem przez starszych młodemu pokoleniu.

 

 

 

 

The respect for elders and ancestors is not just a rhetorical figure in this case. In the room where he receives his patients, on his mesa, sacred altar, besides other objects of power one can find a skull of Maria Petrona, his beloved grandmother, dead for 41 years, and his dear friend, Jose Manuel, who died in car accident. As he was about to expired, he said to Juan, who survived the crash, to wait three years and then excavate the skull, so that Jose can accompany him beyond death. Both skulls increase Juan’s powers and assist him in his work.

 

 

Szacunek dla starszych i dla przodków to nie tylko retoryczna figura w wypadku Juana. W pokoju, w którym przyjmuje pacjentów, na jego mesa, czyli świętym ołtarzu, pomiędzy innymi obiektami mocy, można znaleźć czaszkę Marii Petrony, jego ukochanej babci, martwej od 41 lat, oraz jego bliskiego przyjaciela Jose Manuela, który zginął w wypadku samochodowym. Kiedy miał już, jak to się mówiło, wyzionąć ducha, powiedział Juanowi, który przeżył wypadek, aby ten poczekał 3 lata i odkopał czaszkę, tak aby Jose mógł towarzyszyć mu po śmierci. Obie czaszki zwiększają moc Juana i wspomagają go w pracy.

 

 

 

 

I came to rest from traveling alone and to stay a few days in eco-aldea ( Saraswati Ahimsa Vana ) near Tena, ecological ranch, one of a network of such places in South America, where one can volunteer, learn about permaculture, do some yoga or meditation, you know, usual hippie stuff. I was straight after a ceremony in a village of Tsatzilas ( later more about them) near Santo Domingo, then three bus rides, across whole country, so pretty exhausted and did not plan for another ayahuasca that day. I just finished my huge vegetarian lunch with volunteers living here and noticed two American girls who were eating only papayas. When I asked them about this, they said that they are on a diet, as this night they’re gonna drink ayahuasca with a local shaman. Wow, nice, that is why I came to Ecuador, can I join you? So I went, a bit anxious, still believing in significance of preparation and absolute requirement of fasting. As it turned out that night, girls were puking during half of the ceremony, really hit hard by the medicine, and I had really smooth and deep ride. One of shamans present there, besides Juan, Maximiliano, said he thinks this is crazy white people’s idea, how can one come to journey into realms of spirit, without strength that food gives you.

 

 

Przyjechałem aby odpocząć od samotnej podróży i zostać kilka dni na eko farmie Saraswati Ahimsa Vana koło Teny, jednej z wielu w całej sieci takich miejsc w Ameryce Południowej, gdzie można zatrzymać się jako woluntariusz, nauczyć co nieco o permakulturze, poćwiczyć jogę lub medytację, wiecie, takie zwyczajowe hippisowskie rozrywki. Byłem zaraz po ceremonii w wiosce Tsatzilas ( o nich więcej później ) niedaleko Santo Domingo, po podróży cały dzień i całą noc przez Andy, więc raczej wykończony, i nie planowałem kolejnej ayahuaski tej nocy. Właśnie skończyłem wielki wegetariański lunch z wolontariuszami na farmie, i spostrzegłem, że dwie młode Amerykanki jadły tylko papaje. Kiedy je o to spytałem, powiedziały, że są na diecie, ponieważ tej nocy będą pić ayahuaskę z tutejszym szamanem. Super, milutko, mogę się też podłączyć? Poszedłem zatem z nimi, z lekka nerwowy, wciaż przekonany o znaczeniu przygotowań i absolutnym wymogu poszczenia. Jak okazało się tej nocy, dziewczyny rzygały przez połowę ceremonii, cieżko przechodząc swą pracę z medycyną, natomiast ja miałem bardzo miękką ale głęboką podróż. Jeden z szamanów obecnych tam obok Juana, Maximiliano, powiedział innego dnia, że uważa za absurdalny ten pomysł gringo, aby wyruszać na podróż w świat duchów bez siły jaką daje jedzenie.

 

 

 

 

 

The place is really beautiful. It was Juan’s deliberate decision to avoid having cars and electricity there, so even if you can’t charge your Iphones and have to walk last 2 kms on muddy road there ( and cross the ford which can be rough at times ), in exchange you get somewhere where forest is loud, spirits strong, and nothing beats swimming naked in the river on lazy afternoons, when light seeps through branches of trees above. It was also on the bank of that river that I drank my first ayahuasca without a shaman, only in company of Elena, and it was a joyful night.

 

 

Miejsce jest naprawdę piękne. Była to świadoma decyzja Juana aby nie wpuszczać tu asfaltu, aut i prądu, więc nawet jeśli nie naładujecie swoich Iphonów i będziecie musieli przejść ostatnie 2 kilometry błotnistą drogą ( i przekroczyć często wzburzony bród ), w zamian za to traficie do miejsca gdzie las jest głośny, duchy silne, a nic nie pobije pływania w rzece na golasa w leniwe popołudnie, kiedy światło przecieka przez korony drzew. To także na brzegu tej rzeki pare tygodni później wypiłem po raz pierwszy ayahuaskę bez szamana, tylko w towarzystwie Eleny, i była to radosna noc.

 

 

 

Ayahuasca we were served here was exceptional, because it helped me to break yet another myth circulating about this brew, that it has to be composed of at least two ingredients, vine of Banisteriopsis caapi and DMT containing chacruna leaves, in order to be effective. It is not true. In fact, long time ago I read essay claiming that original form of the brew was done in Napo river basin only from the vine, and as it spread north and south from there, indigenous populations started adding their own medicinal plants, including chacruna. There are more and more voices mentioning this already, but for most of gringos, their dogmas are hard to break, also about this. I drank with Juan ayahuasca cooked from vine only, and it was strong, especially physically, also giving visions.

It is the vine that heals, teaches, cleans. Chacruna is often considered auxiliary, it is like a torch, it gives light to illuminate vision, so for inexperienced psychonauts it seems important, but I met some more shamans confirming that the main benefit comes from the vine. It was working within me and I was down on my knees, and then down on the ground, hardly able to go outside to pee, world spinning around me, thoughts, feelings. I was trying to guide myself through breath and rhythm and yoga, but journey was deep. Juan told me in the morning he had seen my guardian spirits, he saw old man watching over me. I knew I needed protection that night and when he told me about these spirits, I thought of my late grandfather, and it was a beautiful idea, that it might have been him.

 

 

Ayahuasca, którą nam tutaj zaserwowano, była wyjątkowa ponieważ pomogła mi przełamać jeszcze jeden mit krążący o tym wywarze, mianowicie, że musi składać się z przynajmniej dwóch składników, liany Banisteriopsis caapi i zawierających DMT liści chacruny, aby był skuteczny. Otóż nie jest to prawda. Już dawno temu czytałem pracę, której autor twierdził, że pierwotna forma ayahuaski powstała w regionie rzeki Napo, i gotowano jedynie lianę, i w miarę rozprzestrzeniania się na północ i południe rdzenna ludność tych terenów zaczęła dodawać swoje rośliny lecznicze i psychoaktywne, wliczając w to chacrunę. Podnosi się coraz więcej głosów to potwierdzających ale większość gringos kocha swoje dogmaty, także ten. Piłem z Juanem ayahuaskę jedynie na bazie liany, i była bardzo mocna, zwłaszcza fizycznie, dawała również wizje.

To liana oczyszcza, uczy, leczy. Chacrunę często uważa się za wspierającą, rodzaj pochodni, która daje światło aby rozjaśnić wizję, więc dla niedoświadczonych psychonautów wydaje się ważna, ale spotkałem paru więcej szamanów potwierdzających, że główna korzyść płynie z liany. Pracowała ona wewnątrz mnie tej nocy, i powaliła na kolana a potem na ziemię, ledwie byłem w stanie znaleźć drogę na zewnątrz i ustać na nogach aby się wysikać, świat kręcił się wokół mnie, wirowały myśli i uczucia. Próbowałem prowadzić się sam przez oddych, rytm, ruch, nawet jogę, ale podróż była naprawdę głęboka. Juan powiedział mi nad ranem, że widział nade mną moich aniołów stróżow, widział między nimi starego mężczyznę. Wiedziałem, że tej nocy potrzebowałem ochrony, i kiedy powiedział mi o tych duchach, przyszedł mi od razu na myśl, w sposób podejrzanie oczywisty, mój zmarły lata temu dziadek, i była to piękna myśl, że mógł to być on.

 

 

 

 

I came to that place more than once, it felt like home. I also visited Juan in his place in south of Quito, to watch him work with patients. It was quite impressive.

 

 

Przyjeżdżałem do tego miejsca jeszcze wielokrotnie, czułem się tam jak w domu. Odwiedziłem także Juana w jego domu, na południu Quito, aby popatrzeć jak pracuje z pacjentami, i wywarło to na mnie spore wrażenie.

 

 

 

 

 

 

 

There is often a line of patients waiting in weirdness filled courtyard of Juan’s household in poor suburbs of Quito. People come from far away . One day we were waiting for a car rushing from remote part of Esmeraldas province, 10 hours away, with a dying wife of a desperate man who would not believe doctors saying she is lost, and in hope that Juan can help. Unfortunately she died on the way.

 

 

W wypełnionej dziwnością poczekalni domostwa Juana w biednych przedmieściach Quito czeka nieraz kolejka pacjentów. Przyjeżdżają czasem z daleka. Jednego dnia czekaliśmy na auto pędzące z odległej części prowincji Esmeraldas, jakieś 10 godzin od Quito, wiozące umierającą młodą żonę człowieka, który nie chciał uwierzyć lekarzom mówiącym, że nie da się już jej uratować. Ufał, że Juan da radę jej pomóc. Niestety, umarła po drodze.

 

 

 

 

 

 

 

Whole families come to solve their problems, as they know – or sense – that they are interconnected, psychological with physical, father’s with son’s. Juan treats one by one, swollen bellies and digestion problems, and jealousy, tumors and drunkenness. Herbal infusions are recommended together with a change of lifestyle, getting your actions right so that your body gets in order.

 

 

Całe rodziny przychodzą tu rozwiązywać swoje problemy, bo wiedzą – albo przeczuwają – że są one połączone, nierozerwalnie splątane – te psychologiczne z fizycznymi, ojcowskie z tymi syna. Juan przyjmuje ich jednego po drugim, opuchnięte brzuszyska i problemy z trawieniem, zazdrość, guzy czy pijaństwo. Ziołowe specyfiki są przepisywane i serwowane na przemian z pogadankami i zaleceniami zmiany stylu życia, uporządkowania swojego postępowania, aby przywrócona równowaga uleczyła też ciało.

 

 

 

 

 

 

 

 

Juan is full of good humour and plays with his patients like with naughty children. One father comes with son, all dirty and bruised, saying he misbehaves, goes out drinking and comes home in such state. Juan gives him a foul brew to drink, half glass, and says next time it will be full. He swings whip at him and pours alcohol over his naked body, then sets it on fire, to purify soul. Alcohol in the face is actually a common remedy, favorite tool of many shamans, alongside rattle made of leaves, shakapa.

 

 

Juan jest żartownisiem pełnym dobrej wibracji, i bawi się ze swymi pacjentami jak z niegrzecznymi dziećmi. Przyjeżdża ojciec ze swym synem, całym brudnym i poobijanym, mówiąc że ten się źle zachowuje, szlaja sie po pijaku i wraca do domu w takim stanie. Juan daje mu paskudny wywar do wypicia, pół szklanki, zapowiadając, że następnym razem będzie cała. Potem wywija swym batem, i wylewa mocny alkohol na jego ciało, podpalając, w celu oczyszczenia duszy. Alkohol rozpryskiwany wprost w twarz to zresztą częste lekarstwo, jedno z ulubionych narzędzi stosowanych przez szamanów, obok shakapa, grzechotki zrobionej z liści.

 

 

 

 

 

 

He is a hard worker, and not a greedy one, perhaps in this way fitting ideal of a shaman many Europeans or Americans cultivate, disillusioned with commercial nature of medical system in their world. He charges really modest sums, often donations, according to possibilities of his patients, and he works a lot with the poor. He could be making lots of money though if he chose to. I was with him when he went to do a private ceremony with governor of a province, in visionary state trying to foresee results of future elections.

He says this attitude earned him many enemies. People of the money, doctors, pharma industry, they know that traditional curanderos take away their business, and at the same time these bad guys know that shamanic methods are effective, and do not hesitate to use service of brujos, the sorcerers, to do harm to their competition.

Without such men as Juan, poor of South America would be entirely at mercy of purveyors of the Pill. Let’s support these men ( and women ) as we can.

 

 

Juan pracuje ciężko i nie jest chciwy, w ten sposób być może zbliża się do ideału szamana, jaki kultywuje wielu Europejczyków czy Amerykanów, rozczarowanych komercyjną naturą współczesnych lekarzy i systemów opieki zdrowotnej. Juan pobiera skromne opłaty, często datki, według możliwości jego pacjentów, a pracuje sporo z biedakami. Mógłby jednak zarabiać sporo forsy, gdyby chciał. Byłem przy nim kiedy jechał na prywatną ceremonię z gubernatorem prowincji, który w wizyjnym stanie chciał przewidzieć wyniki nadchodzących wyborów.

Taka postawa przysparza mu wielu wrogów. Ludzie pieniędzy, doktorzy, przemysł farmaceutyczny, oni wiedzą w takich krajach że tradycyjni znachorzy odbierają im klientów, a jednocześnie wiedzą, że ich metody są skuteczne, więc nie wahają się skorzystać z usług brujos, czarowników, aby zrobić krzywdę swojej konkurencji.

Bez takich ludzi jak Juan, biedacy Ameryki Południowej byliby całkowicie skazani na łaskę sprzedawców Pastylki. Wspierajmy ich więc, jak możemy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

You can find Juan on Facebook ( https://www.facebook.com/juanalverto.delacruz.75  ), by email :  or calling his number ( 0994286473 ). When he is in his jungle compound near Tena, there is no coverage so you need to keep on trying. You can also try your luck and take a bus from Tena to Bajo Talag ( one hour, 0,75 USD ), and then ask locals where is the place of abuelos.  If you are looking for easily accesible, warm and friendly ayahuascero, who will not rip you off, Juan de La Cruz is the one to go for. Suggested fee for ayahuasca ceremony is 30 USD.

 

 

Znajdziecie Juana na Facebooku ( https://www.facebook.com/juanalverto.delacruz.75  ), albo dzwoniąc pod ten numer :  0994286473. Kiedy przebywa w swej dżunglowej kwaterze koło Teny, jest raczej poza zasięgiem, więc trzeba wytrwale próbować. Można także od razu zaryzykować i pojechać za grosze z Teny do Bajo Talag ( godzina drogi, 0,75 USD ), wysiąść na ostatnim przystanku, a potem popytać tubylców o to gdzie znajdziecie abuelos. Jeżeli szukacie łatwo dostępnego, ciepłego i przyjaznego ayahuaskero, który nie zedrze z was skóry, Juan de La Cruz to jest ten gość. Sugerowana opłata za ayahuaskową ceremonię to 30 USD.

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.