światosław / tales from the world

Archive for:

Against civilization / Przeciw cywilizacji

lingua adamica

August 21st, 2016

 

 

 

Będąca nie do uniknięcia subiektywność uzdrawiania za pomocą energii czyni ją odporną na program standaryzacji, mechanizacji i związane z tym paradygmaty edukacji/szkolenia jakie dominują we współczesnej medycynie. Podczas gdy konwencjonalna medycyna kategoryzuje choroby w generyczne typy, holistyczna medycyna rozpoznaje unikalność każdego stanu każdego pacjenta, jak również unikalność każdej relacji pacjent-uzdrowiciel. Jest więc w każdym spotkaniu element niepewności, element nowości. Coś zawsze brakuje, uzdrowienie jest niekompletne kiedykolwiek redukujemy indywidualność pacjenta do zestawu typowych objawów, podlegających leczeniu wg formuły. Innymi słowami, medycyna holistyczna nigdy nie będzie”nauką” w zwykłym analitycznym sensie, czy też jak wg Bacona, metodycznej aplikacji obiektywnych zasad.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możemy sobie tylko wyobrazić, czym byłaby poezja bez słów – byłaby pieśnią, improwizacją nie odnoszących się do niczego innego niż one same dźwięków, pomimo to pełnych znaczenia, być może podobnych spontanicznym skatom jazzowych wokalistów albo pieśniom duchów ofiarowanym przez nie uczestnikom poszukiwania wizji w tradycji rdzennych Amerykanów. Spontaniczność to kluczowa cecha tego rodzaju komunikacji. To nie jest kolonizacja innego ani narzuceniu własnych kategorii, to nie jest redukcja świata w skończoną kolekcję etykietek. Według Josepha Epes Browna, rdzenni Amerykanie podkreślają, iż pieśni używane w ich ceremoniach nie są nigdy komponowane, ale raczej ofiarowane przez duchy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sporo relacji niektórych uznanych antropologów opisuje zdolności komunikacji w rdzennych społecznościach, które graniczą z telepatią. Taka komunikacja nie była ograniczona do relacji międzyludzkich, ponieważ ludzie tamtych czasów cieszyli się głęboką intymnością kontaktu z naturą, która, według wielu świadectw, umożliwiała im zrozumienie języka zwierząt, roślin, lasów, wiatru i chmur.

Te języki były tak odmienne od abstrakcyjnych systemów znaków, które tworzą język współcześnie, iż prawdopodobnie nie powinniśmy ich określać nawet tym samym terminem. Dzisiejsze języki są karykaturą, degeneracją, czasem imitacją ale zwykle zaciemnieniem pierwotnego lingua adamica. Komunikować się w Oryginalnym Języku wymaga tymczasowej fuzji ja i innego, oznacza być tym innym, zrozumieć tego innego tak głęboko, że jego esencja jest objawiona naga w jego dźwiękach, zapachach, ruchach. (…)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nauczenie się lingua adamica wymaga opuszczenie sztucznych granic jakie rozdzielają nas od siebie, porzucenie konwencji moje-twoje. Mówić nim, to oznacza zakochać się w tym innym do takiego stopnia, że nie jest już innym. Im bardziej intymna i pełna zaufania to miłość, im więcej pozwolić sobie na rozmycie granicy ja, tym większe zrozumienie wzajemnego lingua adamica, i mniej konieczne stają się zwykłe słowa.

Jeżeli rozmawiać w tym języku z innym to znaczy się w nim zakochać, znaczy to, iż aby zrozumieć język roślin, zwierząt i procesów nieorganicznych konieczne jest nic mniej niż otworzyć się na miłość do świata. Lingua adamica pojawia się razem z rozpłynięciem granic pomiędzy ja i świat. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy zakochamy się w świecie, będziemy postrzegać wszystko jako święte. Konwencjonalna religia widzi niektóre rzeczy jako święte, inne jako świeckie, zwyczajne, jako martwą i wymienialną materię. Być świętym oznacza być przepełnionym unikalnością i boskim celem. Postrzegać coś w taki sposób, oznacza miłość.

 Wiek ponownego zjednoczenia to powrót do pierwotnej religii animizmu. Nie będziemy już dłużej dzielić wszechświata na sacrum i profanum, na duchowy i przyziemny. Wszystko będzie święte, ponieważ wiemy, że wszystko jest unikalne, nawet każdy elektron, każda kropla wody, i z pewnością każda ludzka istota.

 

 

 

 

 

 

 

let go / puść kontrolę

August 17th, 2016

 

 

 

 

 

Kiedy boski duch oddaje w zastaw swój  sens życia, którym jest radosny współudział w tworzeniu pięknego wszechświata, będzie kompensować go poprzez bycie dobrym dla siebie w jakikolwiek sposób dostępny. Może więc wydawać się przy tym samolubny czy chciwy, ale to co robi jest niczym innym jak szukaniem czegoś co zaginęło. Oczywiście żadna ilość jedzenia, materialnych własności, fizycznego piękna, władzy nad innymi ludźmi czy pieniędzy jest w stanie skompensować jego potrzeby, jako boski bytu, aby wyrażać swój kreatywny potencjał i doświadczać intymnego połączenia z resztą życia.

 

To poczucie utraconego czegoś co nam przysługuje , które napędza egoizm i chciwość pochodzi zatem z autentycznego źródła : zostaliśmy obrabowani z naszych przynależnych od urodzenia praw. Coś jest zaginione, ale problem w tym, że szukamy w niewłaściwym miejscu. Stara suficka opowieść opisuje mądrego głupca, mułłę Nasruddina, w poszukiwaniu czegoś pod latarnią. Przechodzień pyta go : “Mułło, czego szukasz?”

“Niestety” odpowiada biedny Nasruddin, “Zgubiłem klucz do domu”

“A gdzie widziałeś go ostatnim razem?”

“Myślę, że zgubiłem go tam, w cieniu tamtych drzew”

“Cóż, czemu więc nie szukasz go tam właśnie?”

“Drogi panie, czy nie widzi pan jak tam jest ciemno? Szukam tutaj w świetle latarni, bo tu mogę lepiej widzieć”.

 

 

 

 

 

 

Tak jak nie da się ochronić na zawsze domu od naturalnych procesów rozkładu, żaden ze sposobów kontrolowania czy przekierowania naszej kreatywnej siły życiowej nie będzie wiecznie działać. Każdy z nich ostatecznie stanie się nie do zniesienia. Najbardziej potężne z tych ucieczek to uzależnienia, takie jak alkohol, heroina, kokaina, pornografia, hazard. Mogą one skonsumować wielką ilość wypartej siły życiowej, ale ogromny ich koszt ponosi ciało, życie i umysł. Poprzez konsumpcję sfrustrowanej siły życia, czynią złe życie, przez jakiś czas, tolerowalnym.  To samo odnosi się do drobnych uzależnień i rozrywek powszechnych wśród większości ludzi. Zwykle, ponieważ nasze wejście w niezadowalające życie rozpoczęło się od bolesnego złamania naszego ducha, obiekty uzależnień są też środkami tymczasowej ucieczki czy złagodzenia bólu. Są narzędziami kontroli, radzenia sobie z życiem takim jakim jest. Wyłamanie się z form i struktur naszej kultury oznacza konfrontację z materiałami z jakich zbudowane jest to więzienie : oznacza spojrzenie w twarz strachowi i bólu. To nie jest przypadek, iż dwie z najbardziej uzależniających substancji, heroina i alkohol, mają fizjologiczne efekty uśmierzania bólu, ale to czego się zwykle nie rozumie, to że wszystkie uzależnienia robią to samo. Tyle tylko, że nie zabijają bólu tak naprawdę, tylko go odraczają, trzymają pod kontrolą, powodują, iż przez chwilę się go nie czuje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Leczący się alkoholik Jack Erdmann pisze, “Kiedy zaczynałem, alkohol mówił mi że jest wyjście, że ból można zabić”.  W efekcie, alkohol, narkotyki, hazard, telewizja i inne uzależnienia, duże, małe są po prostu technologiami, technologiami kontroli bólu i akcesoriami czyniącymi życie-jakim-jest możliwym do zarządzania. Ale tu czai się pułapka : “Potem alkohol powiedział mi by zabijać ból za wszelką cenę”. Nieubłaganie, życie-jakim-jest, które wymaga zarządzania, staje się w całości produktem technologii kontroli. Jak ujmuje to Erdmann, “To jest sekret alkoholu. Alkohol tworzy symptomy, które, jak może ci się wydawać, rozwiązuje”

 

 

 

 

 

 

 

 

To znów jest technologiczne rozwiązanie. Technologia, jako narzędzie manipulacji naturą, jest napędzana pragnieniem komfortu i bezpieczeństwa, to znaczy, unikania bólu i ubezpieczenia przetrwania.  A jednak, samo doświadczenie życia jako walki o przetrwanie to produkt technologicznej kultury, która szuka sposobu kontroli rzeczywistości zamiast ją po prostu zaakceptować.  Pamiętamy rolnictwo, które zastąpiło Eden egzystencji łowieckiej/ zbierackiej życiem harówki, w którym jutrzejsze żniwa zależą od ciężkiej pracy dziś. Jak tylko tak się stało i populacja wzrosła do tego stopnia, że nie była już w stanie żyć z “nieulepszonej” ziemi, staliśmy się uzależnieni od technologii. Nie mogliśmy już bez niej żyć. Jeden po drugim wynalazek pojawiał się aby złagodzić ciężar tej harówki, powstrzymać wiecznie obecną groźbę głodu i kłopotów cywilizowanego życia, tymczasem przeszywający je niepokój i cierpienie wciąż wzrastało aby osiągnąć crescendo na początku 21 wieku. “Alkohol tworzy symptomy, które, jak może ci się wydawać, rozwiązuje”

Zarówno w kwestii alkoholu i technologii, kontrola tworzy warunki, które wymagają kontroli. Kontrola to pułapka, kłamstwo, zaklęte koło, bilet w jedną stronę. I, jak mówi Erdmann, “ostatnią stacją jest Piekło”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tak jak alkoholik leczy agonię swojego marnego życia kolejnym drinkiem, tak my wierzymy, że możemy naprawić bałagan jaki stworzyliśmy większą dawką tego samego : być może tym razem będzie to nanotechnologia, ogłaszana ostatecznym rozwiązaniem przemysłowego zanieczyszczenia.

 

Prawdziwe niebezpieczeństwo jest jednak wtedy, gdy program kontroli  uskuteczni ostateczne zgniecenie naszej kreatywnej siły życiowej. Kiedy zakodowane w naszych wnętrzach mechanizmy wpojone przez tresurę i zewnętrzne uzależnienia pokonają duszę w jej walce o wolność, dusza ma jeszcze ostateczną kartę do rozegrania. Jeżeli eskalująca seria kryzysów nie jest wystarczająca aby wyrwać nas ze złego życia, wówczas naturalnym wyborem jest śmierć.  Czasem nawyk jest zbyt głęboki, labirynt “ja” zbyt przytłaczający aby osoba mogła się kiedykolwiek wydostać. ( Nie mówię tu o rozmyślnym samobójstwie, które jest tylko innym sposobem unikania bólu,  bezcelową, desperacką próbą uzyskania kontroli ). Kiedy zawiedzie nadzieja, iż możemy przekroczyć nasze małe “ja” w świecie pod kontrolą, wówczas nasze prawdziwe ja projektuje ostateczną ucieczkę od iluzji oddzielenia.

 

Teraz przenieśmy tą ideę na poziom kolektywny. Czy jesteście tym zaalarmowani? Powinniście byc, ponieważ konsekwencja jest taka, iż nasza cywilizacja – a może nawet nasz gatunek – może równie dobrze wybrać ( chociaż nieświadomie ) śmierć. Jeżeli nagromadzenie kryzysów nie jest wystarczające aby wyrwać nas z naszego złudzenia oddzielenia od natury, wówczas kolektywna dusza ludzkiej rasy spowoduje katastrofę taką jak wojna nuklearna. Stanie się tak, jeżeli damy radę wytrzymać zbyt długo.

 

 

 

 

 

Dziesiątki milionów ludzi, którzy czują się nieszczęśliwi we współczesnym technologicznym raju, tym świecie pod kontrolą, mają diagnozowane jakieś psychiatryczne zaburzenie i są faszerującymi zmieniającymi umysł lekami. To samo dzieje się z dziećmi, które opierają się łamaniu ich ducha – diagnozuje się je z “zaburzeniem upartego przeciwstawiania się” albo “zaburzeniem braku uwagi”. Postrzegam te zaburzenia jako oznaki zdrowia, nie choroby. Zdrowe, o silnej woli dziecko będzie opierało się bezmyślnej rutynie,  zawaleniu pracą i godzinom uwięzienia w klasie, będzie próbowało ukraść chwilę zabawy przy każdej okazji. Myślę tak samo o depresji dorosłych, iż może być to oznaka zdrowia. Kiedy zostaliśmy przestraszeni od naszego kreatywnego przeznaczenia w życie niezbyt warte życia, dusza buntuje się poprzez wycofanie z tegoż. To jest właśnie paraliż depresji. ” Prędzej nie będę brał w życiu udziału w ogóle” – mówi dusza, uskuteczniając to postanowienie poprzez zamknięcie umysłu, ciała i ducha.  Nie czujemy więcej motywacji do życia. Przez chwilę, sama siła woli i nawyki napędzają nasze działanie, ale ostatecznie wezwanie duszy do wycofania staje się nie do odparcia i toniemy w klicznej depresji, chronicznym zmęczeniu i tym podobnych objawach.

 

 

 

 

 

 

 

 

Powód dla którego konwencjonalna psychiatria – czy to farmaceutyczna czy psychoanalityczna – jest bezsilna by konkretnie pomóc znacznej większości pacjentów jest taki, iż nie rozpoznaje, i nie jest w stanie rozpoznać tego co jest nie tak w świecie w którym żyjemy. Psychiatrzy wpadli w to samo bagno co reszta z nas. Psychiatria operuje na założeniu, iż powinniśmy być w nim szczęśliwi. To samo założenie, że świat dany nam jest w porządku, a przynajmniej niezmienialny, leży u podstaw krucjaty “radzenia sobie ze stresem”. To, że życie to jest z definicji stresogenne nie jest w ogóle kwestionowane. Terapia psychiatryczna jest sławna ze swej impotencji w rozwiązaniu poważnych stanów psychicznych, ponieważ psuchiatrzy, jako w pełni akulturowani członkowie elit społeczenych, są z tego powodu niezdolni do zakwestionowania kulturowych założeń, w które tak głęboko zainwestowali. Ich inwestycja zaślepia ich i nie pozwala założyć rzeczywistej słuszności i fundamentalnego zdrowia w reakcji pacjenta na świat, który działa nie tak jak powinien. Konwencjonalna terapia ( zwłaszcza ta oparta na farmaceutykach ) właściwie pogarsza chorobę, poprzez afirmację “tak, życie jakie oferuje społeczeństwo jest w porządku, to ty masz problem”. Byłem świadkiem dramatycznych uzdrowień tylko dzięki potwierdzeniu komuś : “Masz rację, tak nie powinno wyglądać życie” – uświadomie sobie tego daje siłę zmianie. Nie jest też tak że psychiatria ignoruje całkowicie potrzebę zmian, tyle tylko, że jest zwykle niezdolna do zmian dostatecznie głębokich. W swojej esencji mówi nam, iż musimy dopasować się do świata i szuka jak znów uczynić nas normalnymi, funkcjonującymi członkami społeczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zabijanie bólu dziwnie przypomina mentalność rolnictwa. Tak jak farmer wyrywa złe rośliny ( chwasty ), aby utrzymać pole tylko dobrych roślin ( plony ), tak też i my dyskryminujemy pomiędzy dobrymi i złymi uczuciami. Życie pod kontrolą oznacza eliminację czegokolwiek, co mogłoby spowodować bolesne wrażenia czy uczucia, cel, jaki jak nam się wydaje oznacza eliminację samego cierpienia.

 

Fudamentalne jest tu pomieszanie pomiędzy bólem a cierpieniem. Cierpienie nie pochodzi z bólu jako takiego, ale z oporu wobec bólu, i bardziej ogólnie, z oporu wobec życia. Nie jest więc dziwnym, że technologiczne społeczeństwo wygenerowało cierpienie bez precedensu na planecie ziemia. Technologia, która opiera się zwykłym procesom natury, jest odbita w naszej psychologii jako opór wobec zwykłych procesów życia. Nasz zinternalizowany dyktator – głos kultury – ocenia i filtruje każdą naszą emocje i uczucie, kurczowo czepiając się “dobrych” i pieląc te “złe”. Przywiązanie i awersja – dokładnie to, co Budda rozpoznał jako korzenie cierpienia.

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

Niemal nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić początku życia, które nie zaczyna się od pierwotnej żyjącej istoty, oddzielnej od swojego środowiska, bo tak postrzegamy organizm, “byt”. A jednak inne kultury rozpoznawały bardziej płynną tożsamość, w której definującą jednostką była rodzina, plemię, wioska, las. Samo znaczenie słowa “ja” jest kulturowo determinowane. Szaman Martin Prechtel mówi o kulturze, w której mężczyzna szukający pomocy dla szamana dla swej chorej żony nie mówi “moja żona jest chora”, ale raczej “moja rodzina jest chora”. Choroba jest tak samo jego jak i jego żony. Albo, jeżeli kilka osób w wiosce jest chore, może powiedzieć “moja wioska jest chora”. Nawet jeżeli zachodni doktor oceniłby go jako wspaniały przykład cielesnego zdrowia, on sam nie zgodziłby się ze stwierdzeniem – “ja jestem zdrowy”, bo dla niego “ja” oznacza coś innego niż dla nas. Jego granice są bardziej płynne. Dla niego powiedzieć “jestem zdrowy ale moja rodzina, wioska, las, świat jest chory” byłoby tak absurdalne jak powiedzieć “Jestem zdrowy ale moja wątroba, nerki i serce są chore”. 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(…) The war on germs is therefore another aspect of our culture’s self-other confusion, the confusion over who we are. It is not surprising that the great epidemics of our time are the automimmune diseases. At its most basic, the immune system distinguishes between self and the other. Our collective confusion over who we are manifests in the body as immune system disorders.

 

 

(…) Wojna z zarazkami jest zatem innym aspektem obecnego w naszej kulturze zagubienia co do ja-inny, zagubienia co do tego, kim jesteśmy. Nie jest więc zaskakującym, że wielkie epidemie naszych czasów to choroby autoimmunologiczne. Na najbardziej podstawowym poziomie, system odpornościowy rozpoznaje pomiędzy ja i nie-ja. Nasze kolektywne pogubienie co do tego, kim jesteśmy manifestuje się w ciele jako zaburzenia systemu immunologicznego. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasze fobie wobec zarazków są szczególną formą bardziej generalnej awersji, która ukrywa się pod określeniem – czystość – kwintesencja obsesji kontroli. Czystość jest zaraz po pobożności, powiada się, ale tylko jesli Bóg jest odległy od tej ziemi. Czym jest bowiem brud, całkiem dosłownie, jeżeli nie światem? Utrzymywanie absolutnie czystych ciał i czystych domów oznacza oddzielanie się od świata. Mało jest tak poważnych faux pas jak pojawienie się brudnym i śmierdzącym publicznie, w towarzystwie. Być jednym z brudem oznacza być niecywilizowanym, mniej wywyższonym ponad ziemski świat, być bardziej z ciała a mniej z umysłu i ducha. Podobne założenia tłumaczą dlaczego dorośli czują się tak niekomfortowo kiedy są lepcy i brudni. Jak każdy rodzic wie, małe dzieci nie mają nic przeciwko byciu umorusanym. Ale bycie lepkim oznacza dosłownie że świat ( Inny ) przyczepia się do twojego ja.  Lepkość gwałci zatem nasze poczucie kontroli, zagrażając fizycznemu rozdzieleniu ja i świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obecna obsesja co do higieny żywności -  i cała kampania eksterminacji bakterii – zaczyna wyglądać absurdalnie, kiedy uświadomić sobie, że ludzki system trawienny nie jest wcale tak różny od tego, którym dysponuje pies czy świnia. Im więcej kontroli wymuszamy nad światem, tym bardziej nadwrażliwi na świat się stajemy. Pomimo tego, iż regularnie jadają z podłogi i piją z muszli klozetowej, psy nie wydają się chorować częściej niż my, nie zauważyłem też szczególnego wzrostu poziomu zdrowia odkąd pracownicy przemysłu gastronomicznego zaczęli nosić gumowe rękawiczki. Przeciwnie, brak regularnych wyzwań dla systemu immunologicznego z jednej strony czyni go bardziej wrażliwym ( “myśli” on : może coś przeoczyłem ), z drugiej pozbawia go ćwiczeń, których może potrzebować by przygotować się na prawdziwy kryzys. System odpornościowy staje się jednocześnie bardziej wrażliwy ale i mniej zdolny do radzenia sobie z prawdziwymi wyzwaniami. Paralela z niańczonymi, nadmiernie chronionymi wspólczesnymi ludźmi jest oczywista.

 

 

Charles Eisenstein, “Ascent of Humanity” ( 2007 )

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proudly powered by WordPress. Theme developed with WordPress Theme Generator.
Copyright © światosław / tales from the world. All rights reserved.